28 września 2015

Słowem wstępu...

      Cześć i czołem. 
Stała się rzecz nieprawdopodobna i znalazłam ten nieszczęsny nośnik z tym jakże pechowym opowiadaniem. Pomyślałam sobie, że dobrze by było je dokończyć, więc tu jestem. I mam nadzieję, że wy także będziecie.

Do nowych czytelników: Wszystko dzieje się w czasach współczesnych. Slash wydaje właśnie swoją drugą solową płytę. Jest to historia o tym, jak radzić sobie ze stratą bliskiej osoby, nawet jeśli minęło dziesięć lat, a życie znacznie poszło do przodu. O problemach uczuciowych Slasha i jego dwóch synów. O tym, jak znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, kiedy wszystko wydaje się być sztuczne i plastikowe. O zagubionym szczęściu i odnalezieniu drogi do niego. Strachu, marzeniach, oraz fantazji, która siedzi gdzieś tam w głowie. Będzie tu pierwsza miłość, a także ta ostatnia. Zdrada, a także przebaczenie. Nienawiść i zaufanie, które zaczyna boleć.

Prosiłabym tylko dać mi znać pod tym postem, kto wyraża taką chęć, aby czytać te moje wypociny, kto czuje się zainteresowany. Przypomnę tylko, że nie informuję o nowych postach, a rozdziały zazwyczaj ukazują się raz na tydzień.
      Pozdrawiam.

7 komentarzy:

  1. Jejku, Rose. Czuję się podle, że nie skończyłam Never Say Goodbye.
    Głupio mi. Naprawdę.
    I jesteś pisarką, Rose. Tak, ja to napisałam na asku. Wydaje mi się, że bycie pisarzem to nie jest wydawanie książek, to nie jest odbieranie nagród literackich. To inspirowanie innych, tworzenie czegoś, co będzie miało grono wiernych odbiorców. Bo tak naprawdę - czym różni się czytanie bloga od książki? Niby tak wiele - rozdziały są dodawane w różnych terminach, można na bieżąco wszystko komentować, skontaktować się z autorem, w przypadku blogów. Raczej z autorami książek tak się nie pobawimy.
    Ale czy jednak? Aż tak wiele różnic? Nie, uważam, że absolutnie nie.
    Piszesz, Rose. Piszemy my wszyscy, którzy tu jesteśmy. Ktoś to czyta. Myślę, że czasem ktoś o nas wspomni, gdzieś tam w natłoku codziennych obowiązków. I biorąc pod uwagę to, ile zrobiłaś dla blogsfery (choć ja sama nie do końca zdaję sobie sprawę, ile, tak myślę), to mogę powiedzieć absolutnie pewnie, że uważam Cię za pisarkę. Przepraszam, za takie przyziemne określenie, ale: to co robisz jest cholernie zajebiste.

    Apocalyptic Love będę kontynuowała z niewysłowioną przyjemnością. Miło będzie poczuć, że miłość Slasha i Perli wciąż jest, choćby tutaj, i choćby pani Hudson była już w zaświatach. To sprawia, że człowiekowi się robi cieplej na sercu.
    Pozdrawiam Cię, Rose.

    Hugs, Rocky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszyłam się, kiedy przeczytałam te słowa. Naprawdę. Na samym końcu otarłam łzę, bo to wszystko jest takie piękne. Och, może masz rację. Ja sama nie wiem, pewnie to wszystko zależy od wiary w siebie i w to co się robi... Chyba potrzebowałam takich słów i dziękuję, że je dostałam.

      Cieszę się, że będziesz czytała te wypociny. Kiedy znalazłam ten nośnik, poczułam takie ciepło, a także pomyślałam o wszystkich, którym na tym opowiadaniu naprawdę zależało. I tak miłość Slasha do Perli, która w sumie jest już przeszłością, a w tym opowiadaniu jest taka żywa. Teraz to opowiadanie nabiera nowego wymiaru.
      Dziękuję jeszcze raz.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. O jejuśku... ja nie wiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Na pewno będę czytała to opowiadanie, komentowała.
    Uśmiecham się jak głupia do monitora i nie mogę przestać. Kiedy zobaczyłam to, przeczytałam, że znalazłaś ten nośnik... aj tam! Swoją drogą, ostatnio jeszcze większa beksa ze mnie. To wina jesieni?
    No a gdzie Ci się ten nośnik wcześniej zapodział, co?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, ej, ej. Dopiero teraz zauważyłam, co żeś napisała na Asku.
    Jesteś pisarką i koniec marudzenia. Ile to razy nie mogłaś czegoś napisać? No, ile było takiego gadania? A i tak kończyłaś z opowiadaniem. Więc koniec marudzenia takiego, Rosie.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tu jesteś i będziesz. Nie muszę mówić, że wiele to dla mnie znaczy. I oczywiście dziękuję za słowa wsparcia. Och, pendrive znalazł się pod łóżkiem mojego brata. Musiał tam wpaść, kiedy mój komputer nie był dyspozycyjny i publikowałam rozdziały u brata. Pewnie zostawiłam go na biurku, a następnie został strącony z różnymi innymi śmieciami i kopnięty przez nieuwagę pod łóżko. Przeleżał tam te wszystkie miesiące, aż wczoraj mój brat wymieniał łóżko na nowe i przyniósł mi bardzo ciekawą rzecz.
      I takim to sposobem wróciłam na bloggera.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Witaj Rose.
    Widze juz rozdzialy.A ja po raz kolejny zwlekam z ich przeczytaniem.Obiecuje ,ze je dzisiaj przeczytam.Fajnie ,ze jestes.Ze w ogole ktos tu jest.Myslalam ,ze najlepsi wymarli.A ,jednak sa.
    Cieszy mnie to ,kochana ❤.To miejsce byloby smutne bez ciebie.Prosze cie ,zostan jak najdluzej. Jestes prawdziwa artystka,najlepsza z nas wszystkich.Potrzebujemy cie ,by uczyc sie od ciebie. Rosie.
    Madeline.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, ja z chęcią zacznę czytać. :)

    OdpowiedzUsuń