Witam.
Przyznam szczerze, że publikuję ten rozdział ze złowieszczym uśmieszkiem, ha. Fragment na samym początku jest snem Londona, jednak nie radzę rozpatrywać tego jako spójną całość. Wiadomo, że nasze sny często są bardzo nierealne, nieokreślone... czasami nawet nie da się ich opowiedzieć. Ja sama miewam takie stany w fazie snu, że przewijają mi się pewne migawki z mojego życia, a prawda miesza się z moją wyobraźnią. I takie coś postanowiłam także napisać, chociaż powiem szczerze, to nie było łatwe. Chociaż może wydawać się proste... Mogę jeszcze wam napisać, że to są właśnie takie migawki z życia Londona, oraz słowa, które gdzieś tam usłyszał, albo sam powiedział, ewentualnie jego senna fikcja... Dobra, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić was do czytania, oraz komentowania. Pozdrawiam.
Ps: Ten rozdział wyszedł mi wyjątkowo długi.
Rozdział
21
Ciemność, cisza, ciemność... cisza, ciemność... cisza,
płacz. Siedział skulony pod ścianą i cicho szlochał. Wydawać się mogło, że
zapomniał o nim cały świat. Wszyscy przechodzili obok niego niezauważeni, jakby
wcale nie istniał. Umarł, a może jeszcze nie. Cicho szlochał, tylko tyle mógł
zrobić. Cicho szlochać w ciemności i zapomnieniu...
Mamusiu,
gdzie jesteś...? Kocham cię, mamusiu...
Ciemność,
cisza, ciemność, cisza... cisza, ciemność... pytania, na które nie było żadnej
odpowiedzi. Usiadł obok swojego ojca, który leżał skulony na podłodze.
Mężczyzna nie wyglądał dobrze. Włosy miał posklejane od potu, płaczu, krwi... a
on siedział przy nim, przyglądał się dokładnie i delikatnie głaskał ojca po
głowie. Mama tak robiła, kiedy było źle. Mama tak robiła, aby chociaż na chwilę
poczuć się lepiej.
Wszystko
będzie dobrze, tatusiu... będzie dobrze... dobrze... śpij teraz... tatusiu...
Nie
rozumiesz, że ja nie wiem, co mam im powiedzieć? Prawdę...? Jak mam powiedzieć
dziecku, że jego matka nie żyje i nigdy więcej jej nie zobaczy?!
Uśmiechnął
się. Pobiegł radośnie, aby na chwilę się zatrzymać, a następnie podskoczyć.
Rzucił kamieniem. Szyba momentalnie rozpadła się w drobny mak. Popatrzył na
swojego brata, a następnie bez słowa zerwali się do biegu. Chcieli się schować,
chociaż nie wiedzieli, gdzie mieliby uciec...
Mama,
zobacz, co namalowałem! To dla ciebie... bo ja cię tak bardzo kocham!
Nienawidzę
cię! Nienawidzę... rzygać mi się chce na twój widok... i nienawidzę jej... tej
twojej słodkiej dziuni!
Wiesz?
Po śmierci mamy jesteś jedyną osobą, która trzyma mnie przy życiu.
Tęskniłem...
Zostaw
mnie. Nie chcę z tobą rozmawiać.
Chodź,
pójdziemy do skate parku, pokażę ci nowe triki...
Upadł.
Poczuł smak krwi w ustach, a następnie spojrzał w jego przerażone oczy. Nic się
nie stało. Może tylko trochę się poobijał. To tylko parę siniaków. Przecież nie
umarł...
Tato,
telefon dzwoni... tato... TATO, TELEFON!
Telefon.
Dzwonił
i dzwonił.
Jakby
się wściekł.
London
przewrócił się na brzuch, nakrył sobie głowę poduszką, ale to nic nie pomagało.
Nadal słyszał ten uporczywy dzwonek telefonu. W końcu sięgnął ręką i nie
patrząc na wyświetlać odebrał połączenie.
- Czego?
- Rzucił niemiłym, aczkolwiek zaspanym głosem.
-
London, w końcu odebrałeś! Co się z tobą człowieku dzieje! W ten weekend nie
było cię na zajęciach z matematyki, a przecież wiesz, że mieliśmy wykłady z
McAdams... a teraz od godziny powinieneś być na wykładzie z...
London
otworzył szerzej oczy i spojrzał na godzinę. Tak, chyba powinien być już na
wykładzie z Termodynamiki, jednak w tym momencie niewiele go to obchodziło.
- W
dupie mam waszą matematykę i termodynamikę. - Odpowiedział.
-
London, co ty mówisz...? Chory jesteś?
- Nie,
dwa dni leczyłem kaca i nadal źle się czuję. - Mruknął. - Z resztą, nie mam
czasu na rozmowy. Cześć. - Rozłączył się.
Ponownie
opadł na poduszkę i ciężko westchnął, a następnie zaczął się śmiać sam z
siebie. Może podejście Casha do życia wcale nie było takie złe. Poczuł w sobie
siłę. Przed chwilą rozmawiał z Jennifer. Dziewczyną, która podobała się mu od
czasów liceum. To właśnie ze względu na nią wybrał studia na wydziale fizyki, a
także następnie zapisał się na zajęcia z matematyki. Przez wiele lat starał się
o jej względy, ale ona tylko się nim bawiła. Zwodziła. W jednej momencie
sprawiała wrażenie, że naprawdę jej zależy, aby w następnej zbyć go swoim
wywyższającym się tonem. Tak, była seksowna. Szczupła brunetka, która była
świadoma swojej kobiecości, a do tego była inteligentna. Czasami zawstydzała
Londona, a może jednak go tłamsiła. Sam nie wiedział... jednak w tym momencie
to wszystko przestało mieć znaczenie. Jennifer, matematyka i... fizyka... nie,
na fizyce jeszcze mu zależało.
Ponownie
spojrzał na telefon. Miał dziesiątki nieodebranych połączeń od Jennifer,
wiadomości... od innych znajomych ze studiów. Tak, świat się zawalił, bo on nie
pojawił się na zajęciach. Pokręcił przecząco głową, chciał już rzucić komórką,
kiedy dostrzegł parę nieodebranych połączeń od numeru, którego nie miał zapisanej
w skrzynce kontaktowej. Sobota rano. Dzień po imprezie. Była także wiadomość.
Cześć London, to ja Hanna... mam twój numer od Angie. Dzwoniłam, bo...
chciałabym z tobą porozmawiać, o tym co się między nami stało. Proszę, oddzwoń.
London
przeczytał tę wiadomość kilka razy.
- Co się
między nami takiego stało? - Zapytał sam siebie.
Starał
skupić myśli i przypomnieć sobie wszystko z piątkowego wieczoru. Poszedł na tę
imprezę razem z Angie i Cashem, chociaż wcale nie miał na nią ochoty. Chyba chciał
zrobić na złość Jennifer. Sam nie wiedział... z resztą nieważne, przecież
Jennifer w tym momencie nie była ważna. Impreza... nie bawił się tam dobrze.
Nie mógł się bawić dobrze, bo przecież nigdy nie lubił takich akcji... Hanna...
co z Hanną? Siedział przy basenie z butelką piwa... myślał o tym, aby rzucić
matematykę i swoje pożądanie Jennifer. Wredna suka... nie warto o niej myśleć.
Jest nieważna. Hanna, to na niej musi się skupić. Hanna usiadła obok niego i
tak ładnie się uśmiechnęła, tak ciepło, tak czule, tak... jak jak nigdy nie
robiła tego Jennifer. Stop. Znów ona. Precz. Wynoś się. Hanna, ona jest ważna.
Rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Bardzo dobrze im się rozmawiało, być może
trochę za dobrze. Jedno piwo, drugie piwo, trzecie piwo... Hanna zaczęła
tańczyć, a on razem z nią. Naprawdę...? Po alkoholu robi się taki towarzyski?
Może gdyby z Jennifer... Nie, nie Jennifer. To zła kobieta. Hanna przytuliła
się do niego... zachwiali się i wpadli do basenu. Tak, na pewno wpadli.
Pamiętał, że było mu zimno, ale wszystko go bawiło. Hanna zaczęła się śmiać...
Nie była wściekła, była szczęśliwa, chyba... podpłynął do niej, objął ją w
pasie i... pocałowali się? Tak, chyba tak. Całował się z Hanną... z
przyjaciółką Angie. Całował się z LICEALISTKĄ! Ale to chyba nic złego. Sam nie
wiedział.
Ciężko
westchnął. Miał problem i to naprawdę poważny problem, chociaż może sam sobie
go stwarzał. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą.
Przecież nie zrobił nic złego... ale miał poczucie, że skrzywdził tę niewinną
dziewczynę. Właśnie, Hanna była jeszcze taka niewinna i chyba właśnie to było w
niej urocze. Przecież urzekła Londona, przecież nie popatrzył na nią, jak na
każdą inną dziewczynę.
Wrócił
do pokoju. Usiadł na łóżku i wybrał numer do Hanny. Nie musiał długo czekać.
- Cześć
London! - Usłyszał entuzjastyczne, a zarazem niepewne przywitanie.
- Hej...
wybacz, że dopiero dziś się odzywam... ale... no sama wiesz, to był mój
pierwszy raz z alkoholem i trochę przegiąłem. Pewnie wyszedłem na idiotę. -
Przygryzł dolną wargę.
- Oj
tam. Każdemu może się zdarzyć, prawda? Zawsze musi być ten pierwszy raz. -
Zaśmiała się. Śmiała się, ale nie wyśmiewała go. - Miło, że się odezwałeś.
- Tak...
Hannie, bo... chciałaś porozmawiać.
- No ale
nie tak przez telefon. - Westchnęła.
- Tak,
wiem. Domyślam się... może przyjdę dziś po ciebie po twoich lekcjach?
-
Naprawdę?
- Moja
uczelnia jest blisko waszej szkoły. Nie ma problemu.
- Super,
to będę na ciebie czekała! Pa, miłego dnia.
-
Cześć... miłego.
Odłożył
telefon. Musiał to wszystko jakoś sobie poukładać, chociaż sam nie wiedział, w
którym kierunku miałby iść jego myśli. Ponownie popatrzył na zegarek. Był już
spóźniony na następny wykład. Niechętnie się umył, a następnie wyszedł ze
swojego pokoju. Był u szczycie schodów, kiedy usłyszał słowa Slasha. Domyślił
się, że są one kierowane do jego brata. A jakby miało być inaczej.
- Masz
zostać w domu! Lekarz powiedział, że jesteś jeszcze bardzo słaby i w każdym
momencie możesz stracić przytomność! Bądź w końcu odpowiedzialny!
Cash
skończył wiązać sznurówki. Popatrzył na swojego ojca, a następnie spokojnie
odpowiedział.
- Nic mi
nie jest. Dobrze się czuję.
- Masz
zwolnienie lekarskie.
Chłopak
wstał i sięgnął po swoją kurtkę.
- Nie
chodzę do szkoły, źle! Chodzę do szkoły, także źle! Daj mi w końcu spokój, albo
zdecyduj się, czego ode mnie tak naprawdę chcesz!
Wyszedł
trzaskając drzwiami. Slash stał w przejściu i wpatrywał się w miejsce, w którym
jeszcze przed chwilą widział młodszego syna. Ciężko westchnął i pokręcił głową.
Nie miał nad nim żadnej kontroli... ale tu nawet nie chodziło o kontrolę.
Chciał tylko normalnie z nim porozmawiać, nawiązać jakiś dialog. Jednak każdego
dnia czuł, że to go przerasta.
London
bez słowa zszedł ze schodów i skierował się w stronę kuchni. Przez te wszystkie
lata nauczył się nie wtrącać między ojca, a brata. To nie miało najmniejszego
sensu.
Slash na
niego spojrzał.
- A ty
nie na zajęciach?
-
Odwołali nam pierwszy wykład. - Skłamał.
Przyszło
mu to nawet z łatwością. Slash nic nie odpowiedział. London nastawił wodę na
kawę.
-
Tato... bo... jutro mogę wziąć twój samochód?
-
Jutro...? A w jakim celu?
- Muszę
jechać do Pasadeny... złożyłem podanie o staż w NASA. Czytali moją pracę i...
chyba im się spodobała. Chcą przeprowadzić ze mną rozmowę... wiesz, autobusem
będę jechał chyba z pół dnia, a mam być tam w sumie na rano...
-
Złożyłeś podanie do NASA?
Slash
nie krył zaskoczenia. W szoku usiadł na krześle i wpatrywał się w swojego syna.
Momentalnie zrobiło mu się gorąco, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. London
kiwnął głową jakby to była naturalna rzecz i zalał kawę wodą. Nieznacznie się
uśmiechnął i zaczął wpatrywać się w ojca oczekując odpowiedzi, ale Slash
milczał.
- To
jak...?
- No...
tak, możesz... możesz... - Odpowiedział Slash.
- Super,
dzięki tato.
NASA. To
jednak wydawało się mało prawdopodobne, a jednak tak bardzo realne.
***
Szkoła
wydawała być się najgorszym miejscem, jakie mogło się trafić. Była jeszcze
gorsza, kiedy miało się dość spore zaległości, bo się do niej nie chodziło,
tylko do ośrodka bawić się z chorymi dziećmi. Może jakby Cash powiedział
nauczycielom jaka jest prawda, bo by inaczej go traktowali? Chociaż nie. Szkoła
za dużo razy się na nim zawiodła, a on za wiele obiecywał w poprawie swojego
zachowania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nikt z kadry
nauczycielskiej już mu nie wierzy, a on sam znajduje się na czarnej liście. A do tego musiał zmagać się jeszcze ze swoim nazwiskiem. Jednak tym razem nie chodziło o ojca, a starszego brata. Wszyscy pamiętali jakim wspaniałym uczniem był London. Cash miał wrażenie, że tego samego wymagają także od niego. Musiał po prostu przecierpieć swoje. Tak samo, jak dwudniowy pobyt w szpitalu.
Co prawda lekarz wystawił mu potem zwolnienie i teoretycznie chłopak powinien
siedzieć teraz w domu i odpoczywać, ale nawet mu się to nie śniło.
Otworzył
właśnie swoją szafkę w poszukiwaniu podręcznika od biologii. Nie miał go w
domu, to musiał być w szkole. Załamał się jednak, kiedy zobaczył, że w szafce
też go nie ma. Nerwowo zaczął przewracać wszystko, co się tam znajdowało, a
była to sterta papierów, gazet i innych książek, które wypożyczył z biblioteki,
ale zapomniał oddać. Tak, albo będzie płacił karę, albo nie dostanie świadectwa
ukończenia szkoły, jak tego wszystko nie odda. Ale w tej chwili to nie było
ważne. Liczyła się biologia, której był brak. Zaczął już się denerwować. Nie
miał co dalej szukać, bo wiadomo, że z nieba ta książka by mu nagle nie spadła.
Zamknął ze złością szafkę. Huk rozniósł się po holu. Prawie wszyscy, co się
znajdowali w pobliżu popatrzyli na niego. Miał to gdzieś, chciał już odejść
kiedy zobaczył, że o ścianę obok stoi oparta blondynka. Ta sama z którą
rozmawiał na imprezie. Dziewczyna bacznie mu się przyglądała. Nakręcała sobie
kosmyk włosów na palec i delikatnie się uśmiechnęła.
- Co ty taki dziś
nerwowy? - Zapytała wyjmując z ust gumę do żucia i przyklejając ją do szafki.
- Bo mam
napięcie przedmiesiączkowe. - Odpowiedział.
Przez
chwilę był poważny, ale zaraz wybuchnął śmiechem. Dziewczyna zrobiła to samo.
- Tak w ogóle to mam na imię
Lisa.
- A ja
Tony. - Wzruszył ramionami.
- A nie Cash?
- A co
za różnica? Mogę być nawet Kubusiem Puchatkiem, albo Papą Smerfem. I tak będę
tym Hudsonem.
Tego
dnia jakoś nie chciało mu się rozmawiać z tą dziewczyną. W sumie, to nie
chciało mu się rozmawiać z nikim. Nadal nie mógł poradzić sobie ze śmiercią
Taylora. Zdał sobie sprawę z tego, iż w sobotę cała jego praca w wolontariacie
straciła sens, bo przecież przychodził tam głównie dla tego dzieciaka. Nie było
go już, to wszystko nie miało sensu. Kątem oka zobaczył Angie, która nagle
wbiła w nich wzrok. No tak, przyszło jego zbawienie. Nie mylił się, rudowłosa
zaraz pojawiła się obok swojego przyjaciela. Zmroziła Lisę spojrzeniem i
wyglądała tak, jakby miała zaraz zabić ową dziewczynę.
- Co ty tutaj robisz,
masz zwolnienie, powinieneś siedzieć w domu!
- Ty
też...? Dajcie mi spokój, dobra? Nic mi nie jest... dobrze się czuję. Lepiej
powiedz, co takiego u ciebie, hmm?
-
Słuchaj, wpadłam na super genialny, świetny i zajebisty pomysł! - Powiedziała entuzjastycznie.
Cash
przewrócił oczami. Jeśli Angie wpadła na jakieś świetne pomysły, to równało się
z tym, że są to szalone wizje. Dziewczyna zarzuciła sobie ręce na jego braki.
Lisa w tym momencie po prostu wzruszyła ramionami i odeszła na co Angie
złowieszczo się uśmiechnęła. Następnie popatrzyła w zniecierpliwiona w Casha.
Wolał jak najszybciej zapoznać się z myślą swojej koleżanki i po prostu
powiedzieć jej, aby poszła się leczyć.
- Co tym razem?
-
Normalnie, jak wtedy, gdy przyszłam powiedzieć wam o imprezie u Hanny, zagrałeś
November, to
mnie tak normalnie oświeciło! Słuchaj, normalnie, to zbierzemy chłopaków i pójdziemy
do Mam Talent. Tak
dla jaj, a może nawet nie, bo przecież może nam wyjść z tego coś naprawdę...
dobrego, wielkiego, poważnego! - Powiedziała z uśmiechem.
Cash
wpatrywał się w nią z otwartą buzią. Raczej nie zachwycił go ten pomysł. No
tak, Angie i szalone pomysły, ale tym razem, to dziewczyna chyba już przegięła.
I co miał jej powiedzieć? Że tak po prostu się na to zgadza? Jasne, wyjdzie
sobie na scenę, zagra sobie coś, a potem znajomi ich rodziców powiedzą jacy to
oni są beznadziejni. Odsunął się trochę od Angie. Nie zrobił zadowolonej miny,
bo przecież nawet nie miał do tego głowy.
- Jasne.
A kto będzie grał? Śpiewał?
- No jak to
kto... ja będę śpiewała, ty gitara prowadząca, Nick perkusja, Brian bass i Leo
rytmiczna. Mamy zespół. Nie czujesz tego? Przecież ty masz to w genach!
Przystanął,
popatrzył na Angie. Na jej przerośnięty entuzjazm. Chwycił ją za ramiona i
popatrzył jej głęboko w oczy.
- Wiem,
że nie możesz sobie poradzić z tym, że twoi rodzice się rozwodzą i szukasz
sobie zajęcia, ale bez przesady. - Westchnął.
Angie
tylko wzdrygnęła się, kiedy chłopak wspomniał o rozwodzie. No i może miał
trochę racji. Po prostu chciała się czymś zająć, aby nie myśleć o tym, co się
dzieje w domu, bo to po prostu ją przerastało. Przestała patrzeć mu w oczy,
wbiła wzrok w podłogę i zaraz po jej policzkach spłynęło parę łez. Cash
przytulił ją do siebie mówiąc, że wszystko będzie dobrze, chociaż sam w to
wątpił. Chyba w takich wypadkach nie może być dobrze i trzeba się po prostu z
tym pogodzić.
Angie stała
tak przez chwilę, aż oderwała się od Casha. Otarła szybko łzy i wymusiła na
sobie uśmiech. Sama nie wiedziała, co ją takiego blokowało, ale nie chciała
obarczać tego chłopaka swoimi problemami. Przecież miał tyle własnych, a rozwód
rodziców przy jego sytuacji życiowej był jak porównanie kradzieży roweru do
utraty całego dorobku życia. Chciała już odejść, kiedy poczuła, że ktoś na nią
wskakuje. Poza Cashem, to mogła być jeszcze tylko jedna osoba. Angie wywróciła
oczami.
-
Odezwał się. Dzisiaj rano do mnie zadzwonił! Przyjdzie po mnie po szkole...
rozumiesz? Przyjdzie po mnie. Tutaj!
Hanna
wydawała się być bardzo podekscytowana, a Angie chciała podzielać jej
entuzjazm, ale jakoś nie była w stanie. Tak naprawdę nie rozumiała przyjaciółki
i podniecenia związanego z tym faktem. Może czasami zazdrościła. Hannie
potrafiła po prostu się zakochać, chociaż sama ruda tego uczucia miłością
jeszcze by nie nazwała. Jednak nie chodziło o nazewnictwo. Hanna nie widziała
żadnych granic, nie zadawała sobie głupich pytań i nie szukała na nie
odpowiedzi. Po prostu, spodobał się jej chłopak. Przecież to takie naturalne...
przecież dziewczyny w ich wieku prawie zawsze emocjonalnie podchodzą do takich
spraw. Przecież pragną być kochane, docenione, zauważone... przez chłopaka.
- Super.
- Odpowiedziała Angie. - Widzisz, mówiłam, że się odezwie.
-
Czekaj, czekaj... kto po ciebie przyjdzie? - Zapytał Cash.
Hanna
spojrzała na chłopaka i momentalnie zdała sobie sprawę z tego, że nie może
powiedzieć prawdy.
- No...
ten... - zawiesiła na chwilę głos. - Z resztą, co cię to obchodzi? Będziesz się
bawił w mojego ochroniarza, czy co? - Złapała Angie za rękę. - Chodź, idziemy
na lekcje, a ty idź na swoje.
Cash
stał osłupiały i patrzył na dwie dziewczyny, które zniknęły za zakrętem holu. W
szkole panowała cisza, bo był już jakiś czas po dzwonku.
-
Przecież tylko się zapytałem. - Westchnął sam do siebie.
***
Slash popatrzył na Ericka, który w tym momencie wzruszył
ramionami.
- Jak to
jej nie ma? - Zapytał.
- No nie
ma. Dzwoniła rano, że chce urlop na żądanie.
- Gdzie ona mieszka?
- Slash,
uspokój się. Pewnie jutro już będzie. I odpuść dziewczynie, bo męczysz ją tylko
dlatego, że jest grafikiem.
Erick
wstał z krzesła i położył dłoń na ramieniu Slasha. No dobra, producent nie
wiedział, że nastawienie Hudsona do Stewart znacznie się zmieniło. Nie chciał
do niej jechać, aby ją opierdolić, że nie przychodzi tak sobie do pracy. Po
prostu chciał się z nią zobaczyć, ale też Slashowi coś nie pasowało. Zdążył już
trochę poznać Kate. Kobieta jest profesjonalistą. Jak sobie coś obieca, to
dociągnie to do końca. Takie trochę po trupach do celu. Nie brała by tak sobie
urlopu, jakby nic się nie stało. Musiało coś się stać, tylko co takiego?
- Mam do
niej ważną sprawę. Podaj mi jej adres.
- Nie
mogę. Jest takie coś jak ochrona danych osobowych.
- Erick,
nie wygłupiaj się. Daj mi jej adres. - Właściwie to Hudson tylko potrzebował
numer mieszkania. Przecież wiedział w jakiej części miasta mieszka Kate.
Wiedział do jakiej kamienicy wychodzi. Nie wiedział tylko, które było jej
mieszkanie. Erick przecząco pokiwał głową. Slash wkurzony wyszedł z jego
gabinetu. No cóż, musiał poradzić sobie jakoś inaczej, chociaż nie miał jeszcze
ustalonego planu działania. Nie miał żadnego planu.
Wściekły
wsiadł do samochodu. Jedyne, co mu przyszło do głowy to po prostu pojechać na
osiedle, gdzie mieszka Kate, a potem będzie myślał. Miał jakieś przeczucie, że
stało się coś złego. Może popadał już w lekką paranoję, ale w dniu wypadku Perli
miał takie samo poczucie. Nie był to wyrzuty sumienia spowodowane kłótnią,
która rozpętała się przed jego wyjściem z domu. Po prostu, jakby przewidział,
że coś się stanie. Dlatego, tego dnia ciągnie dzwonił do żony, aby upewnić się,
ze wszystko jest w porządku. Aż w końcu jej telefon przestał odpowiadać. Teraz
czuł się podobnie. Czarna wizja, chociaż do końca nie wiedział, co by się mogło
stać z Kate. Nie znał jej, a musiał przyznać sam przed sobą, że po prostu
zaczynało mu na niej zależeć. Może Myles miał rację, że po prostu się zakochał?
Slash nie umiał inaczej sobie tego wytłumaczyć, jednak to nie była komfortowa
sytuacja, bo przecież Pani Stewart jasno dawała mu do zrozumienia, iż nie ma
żadnych szans. Nic. Przez te wszystkie przemyślenia ciężko było mu skupić się
na drodze.
Zajechał
w końcu w to samo miejsce, gdzie zostawił Kate po umówionej kolacji. Wtedy
jakoś nie dotarło do niego, że jest to jedna z bardziej ponurych dzielnic
miasta. No tak, dawno już zapomniał o takich miejscach. Zapomniał nawet, że
takie istnieją. Wysiadł z samochodu. Nie czuł się za pewnie. Dobrze wiedział,
co się dzieje w ciemnych zaułkach. Jeśli u niego w Bevelry Hills panowała
kojąca cisza, to tu co jakiś czas było
słychać wrzask, płacz dziecka. Wrzask, płacz kobiety, skowyczenie psa, wołanie
o pomoc. Starał się nie zwracać na to wszystko uwagi. Po prostu przejść
obojętnie. Przecież miał wymierzony cel, jakim było dostanie się do mieszkania
Kate i sprawdzenie, czy wszystko z nią w porządku. Kiedy jechał, to wymyślił
sobie, że zapyta po prostu pierwszego lepszego sąsiada, ale jedynym
człowiekiem, jakim mu się nawinął, był żul. Nie, no tego menela to nie miał
zamiaru pytać. Nie dość, że by chciał pieniędzy za informacje, to nie wiadomo,
czy by dobrze wskazał.
Slash
podszedł pod drzwi kamienicy, gdzie tamtego wieczoru wchodziła Kate. Ulżyło mu,
kiedy ujrzał, że jest domofon. No tak, wypisane nazwiska właścicieli mieszkań.
Przejrzał listę, aż pod numer ósmym dostrzegł Państwo Stewart. No to chyba było
mieszkanie Kate. Chociaż nie rozumiał, dlaczego napisane było Państwo a nie po prostu Kate Stewart.
Zadzwonił raz, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. To samo
stało się za drugim i trzecim razem. Mógł przypuszczać, że Kate nie ma w domu,
ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Nie pozostało
nic innego, jak po prostu poczekać, aż jakiś mieszkaniec będzie wchodził, albo
wychodził. Wtedy on się wślizgnie i pójdzie pod ósemkę. Plan doskonały.
Zaczynał
robić się mniej doskonały, kiedy miała godzina i nikt nie wchodził, ani nie
wychodził.
Kolejna,
też nic.
Trzecia godzina siedzenia pod
drzwiami do kamienicy, nadal nic.
Trzy i
pół godziny, Slash zaczął już grać w jakaś głupią grę na telefonie. Aż sam się
sobie dziwił, że ma taką wytrwałość. Pewnie każdy inny na jego miejscu, tak po
prostu by sobie poszedł. Przeszedł właśnie kolejny poziom, kiedy ktoś wyszedł z
kamienicy. Była to blondynka, która tylko zdziwiona na niego popatrzyła. Może i
rozpoznała Hudsona, który zaraz się poderwał, aby wejść do środka. Zdążył w
ostatniej chwili. Odetchnęła z ulgą. Następnie poszedł na drugie piętro pod
drzwi numer osiem.
***
Kate ze snu wyrwał dzwonek. Ktoś się do niej dobijał.
Pierwsze, co pomyślała, że to jest Rick, bo przecież Emma odebrała Alana ze
szkoły i pojechała z nim do siebie, więc postanowiła, że będzie udawać, iż nie
ma nikogo w domu. Już na wcześniejszy sygnał domofonu oblała ją fala strachu.
Skuliła się tylko na kanapie. Znów naszła ją fala nerwów z której zrobiło się
jej nie dobrze.
- Kate, otwórz,
proszę cię, to ja. - Usłyszała głos.
Był to
męski głos, ale nie Ricka. Poderwała się z kanapy. I nie wiedziała, co miała
zrobić. Otworzyć, czy może po prostu nadal udawać, ze jej nie ma. Właściwie, to
czego chciał Slash. Wyżyć się na niej, ze nie ma jej w pracy? To była
najbardziej prawdopodobna opcja. Sally zaczęła się już denerwować i po prostu
szczekała. Hałas, który zrobił się w mieszkaniu zaczął irytować Kate. Podeszła
do drzwi. Nie zważała na to, jak wyglądała, a przecież nie było za dobrze. Oczy
podpuchnięte od płaczu, do tego ten siniak, włosy potargane. Nawet nie zdążyła
się ubrać. Kiedy zobaczyła siebie samą w lustrze, to się przeraziła, a co
dopiero miał powiedzieć Slash.
Popatrzył
na Kate i nie wiedział, co miał powiedzieć. Kobieta stała z zaciętą miną i wyglądała
tak, jakby miała zaraz zabić Hudsona. Cała drżała. Slash dokładnie zaczął się
jej przyglądać i dotarło do niego, że miał dobre przeczucia, że coś się stało.
Tylko, że w tym momencie, to też nie wiedział, co miał zrobić. Nagle przed
oczami stanęła mu scena, kiedy pierwszy raz zobaczył Amy, także nie wyglądała
za dobrze. Wtedy też nie wiedział, co miał zrobić. Tylko była różnica między
Amy, a Kate. Ta pierwsza mu ufała, chociaż sam nie wiedział dlaczego, skoro w
sumie się nie znali. Ta druga nie była raczej zadowolona, że Hudson jest w jej
życiu.
- Czego
chcesz? To już nie mogę sobie wziąć dnia wolnego?! - Wrzasnęła, jednak pod
koniec zdania to przeraziło się bardziej w płacz.
- Co...
się stało... kto ci to zrobił?!
Wszedł
do mieszkania nie zważając na protesty kobiety. Dobrze wiedział, że jak sam się
nie wepcha do środka, to Kate go nie wpuści. Stał teraz między wejściem do
pokoju Alana, a kobietą i patrzył na nią oczekując odpowiedzi. Kate zamknęła
drzwi wejściowe, nie wyganiała Hudsona, nawet nie miała na to siły. Popatrzyła
na niego zrezygnowana. Sama nie wiedziała, co ją napadła w tej chwili. Może po
prostu potrzebowała czyjejś bliskości? Wsparcia, współczucia? Potrzebowała
poczuć, iż ktoś jest blisko i może poczuć się bezpieczna. Kierowana tym
wszystkim po prostu wtuliła się w Slasha i wybuchnęła płaczem. Hudson przez
moment nie wiedział, co miał zrobić. Nie lubił, jak ktoś przy nim płakał. To
chyba było najgorsze, bo jakoś nie rozwinął w sobie daru do pocieszania.
Milczał, tylko zaczął mocniej ją do siebie tulić. Łzy Kate zaczęły moczyć mu
już bluzkę, a sama kobieta przez spazmatyczny płacz nie mogła oddychać.
- Spokojnie... ciiii, jestem
tu. - Szepnął. - Nic się już nie stanie.
No
jasne, jakby miał wpływ na to. Przecież nie mógł jej bronić, bo jak to niby
miał zrobić skoro nawet nie byli dobrymi znajomymi?
- Zabrał
mi wszystkie... piee.. ądze... i... ja... my... ałam... oję... się... go. -
Zaczęła mamrotać Kate w tors gitarzysty, dla którego te wszystkie słowa raczej
nie były zrozumiałe. Starał sobie jakoś poukładać urywki zdań w logiczną
całość, ale nic takiego mu nie wychodziło.
Jak moglas skonczyc w takim momencie???!! Ja chce wiecej!!! Napusalabym co zgaduje, ze sie stanie, ale mi sie nie chce i wgl to niewygodnie mi sie pisze, bo na tablecie... Z reszta nikomu nie jest to potrzebne i nikogo nie ibtresuje...
OdpowiedzUsuńTylko... Bi w USA jest cos takiegi, ze jak opuszczasz duzoo godzin w szkole to sie ciebie w koncu czepia policja... A Cash sobue tak po prosttu opuszcza szkole, kiedy chce??
~ Roxy
Przyznam się szczerze, że nie zastanawiałam się nad systemem edukacji w Stanach i naprawdę naprawdę... nie brałam pod uwagę jak to z jest z uczniami, którzy notorycznie sobie nie chodzą na zajęciach. Jakby iść dalej tropem, to wiadomo, że tam powszechnie funkcjonuje coś takiego jak szkoła letnia i chyba nie ma u nich czegoś takiego, jak przesiadywanie jeszcze rok w tej samej klasie, ale dobra... nie ważne. A może ważne.
UsuńHm... myślę sobie, że z Cashem jest tak, że... on ma te godziny opuszczone, ale nie jest to AŻ tyle, aby zaraz wywalać go ze szkoły i aby policja za Slashem biegała... Chociaż... hm, sama bym musiała się głębiej nad tym zastanowić.
Heh, nie serio, nie jest to nic zbyt istotnego ;) W każdym razie moja mama ma znajomego w USA i on opowiadał, że tam dosyć mocno pilnują, żeby dzieciaki chodziły do szkoły. I że jak tam się kilka razy dziecko spóźni do szkoły to już ma problemy. Wobec tego on, kiedy wie, że ta jego córka się nie wyrobi, rano woli zadzwonić do szkoły, że jest ona chora i nie przyjdzie do szkoły, bo bardziej się boi spóźnienia. Ale oczywiście jest też limit opuszczonych godzin, którego nie możesz przekroczyć. To tak w ramach ciekawostki :)
Usuń(Przepraszam za te literówki w komentarz powyżej xD)
Zacznijmy od samego początku czyli snu. Dalej sobie analizowałam krok po kroku wszystko i początek...hmm... tak sobie myślę, że (chyba mi to kiedyś pisałaś) gdy Perla zmarła to wszystko się przewróciło do góry nogami i wypadek był szokiem dla każdego włącznie ze znajomymi Hudsona, więc pewnie Amy oraz inni starali się go podnieść na duchu. Zwracano na niego uwagę, bo w końcu w tamtym momencie stał się on samotnym ojcem z dwójką dzieci, który zaczął na nowo popadać w swój nałóg w związku z utratą ukochanej. Na Casha również po części zwracano uwagę, bo był świadkiem tego zdarzenia, więc to jest ogromna trauma dla niego... A London? London był taki pomiędzy. Tak też stracił matkę, ale mam takie dziwne wrażenie, że jeśli zwracano na nich uwagę to w tej sytuacji jednak bardziej na Casha i choć London tego nie widział to on też bardzo to przeżył. Jakoś skojarzyło mi się to "Wszyscy przechodzili obok niego niezauważeni, jakby wcale nie istniał". Później mamy obraz Hudsona. Wiadomo co robił w tamtej chwili. Ciężko by było zabrać się do kupy i tak po prostu z tym żyć, tym bardziej, że miał swoje skłonności, więc powrót do nałogu było czymś oczywistym. Jakoś mnie dreszcz przeszedł jak wyobraziłam sobie London i Saula w tamtej sytuacji. Następnie jakby kwestia samego Hudsona, bo to pasuje. Jak miałby powiedzieć dzieciom, że ich mama nie wróci. Jej już nie będzie. Koniec. No jak? Później robią się schody. Podpowiedziałaś mi, że część to słowa Casha wypowiedziane do Hudsona i fakt. Tak to brzmi. "Słodka dziunia"- Jackie? Sen jest dość skomplikowany, ale jak już wspomniałaś nasze sny chyba takie są, pokręcone i dziwne i bardzo często zawierają jakieś urywki z naszego życia, które pomieszane są z fikcją. Także co tu jest ta fikcją? Dobre pytanie.
OdpowiedzUsuńZnowu mamy biednego Londona... biednego już prawie NIE skacowanego Londona haha. No tak, nie ma co się dziwić, że świat się wali, bo on nie przyszedł na zajęcia. Czy on kiedykolwiek ja opuścił? Pewnie nie. A tu nagle bez żadnej zapowiedzi, go nie ma i do tego powodem jest walka z kacem. Także Jennifer się pewnie zdziwiła... A no właśnie. Jennifer. Nie cierpię tego typu. Nie ma nic złego w byciu świadomym swoich wdzięków, tylko gorzej, gdy wykorzystuje się to do zwodzenia innych. London to z pewnością przystojny facet. Już facet. Nie dziecko. Wiadomo, dusza towarzystwa to, to nie jest, ale ona sama jest w tym świecie fizyczno-matematycznym to jakieś tematy z nim ma do rozmów. Ale po co go tak zwodzi? Od tak, bo jej się chce, czy może darzy go jakimś tam uczuciem i przybiera taką dziwną pozę. Tak czy tak chyba się nie polubimy haha.
Teraz mamy analizę wieczoru. Tak. London zdecydowanie tam nie pasował, więc chciał jakoś przeżyć ten wieczór skoro już zdecydował się tam być. Usiadł sobie sam i siedział. Ale jednak ktoś dotrzymał mu towarzystwa i... już przy tej jego analizie widać, że Jennifer mocno zawróciła mu głowie. Pojawia się za każdym razem. "Hannie jest istotna" ale i tak po chwili ona znów się wkrada. Całował się z licealistką... Nie London. To nie było nic złego. Nie masz pięćdziesiątki na karku, więc nikt cię o nic nie posądzi haha. Sama wyobrażam sobie Hannie jako dość niewinną i uroczą osobę, taki typ co nawet jak się denerwuje to robi to jakoś... inaczej. No i z jednej stron tak, jest niewinna. Ale to był pocałunek, nie wykorzystał jej w żaden inny sposób, więc raczej nie skrzywdził. Czemu miałby? Gorzej jeśli obawiał się, że Hannie dorobiła do tego historię, a on po prostu będzie musiał najzwyczajniej na świecie dać jej kosza, bo... Jennifer.
Z resztą spójrzmy prawdziwe w oczy. Nie mamy tu przedstawionego wyglądu Hannie, więc średnio umiem sobie ją dokładnie wyobrazić, ale to z pewnością typowa nastolatka, wciąż łagodne rysy twarzy, lekki uśmiech. Ma szesnaście lat. To nie tak mało, ale wciąż można określić ją mianem dziecka. London to już nie dziecko. Jennifer też nie. Teraz je zestawmy i kto bardziej przyciągnie faceta? Bo pomimo tego, że młody Hudson nie zwraca aż tak bardzo uwagę na dziewczyny to każda seksowna, ładna a do tego inteligentna dziewczyna działa na facetów i jak mi napisałaś London nie jest tu wyjątkiem. Do tego co zauważyłaś Jennifer rozumie o czym London do niej mówi, więc mam dziwne wrażenie, że w pewnym momencie Hannie powie "Nie jestem Jennifer i nie będę". Zobaczymy co będzie dalej z tym ich spotkaniem... czuję, że wypadnie dość niezręcznie haha. A i jeszcze Pasadena. Slash się chyba tego nie spodziewał, bo jednak to NASA. A tu przychodzi jego syn i do tak mówi, że przeczytali jego pracę i się zainteresowali. Nic wielkiego haha. No tak. Geniusz, zapomniałam. Kto jak nie London pasuje do takiej roboty?
UsuńPo drodze pojawił się też Cash. No tak chodzi do szkoły źle, nie chodzi też. No i o co temu ojcu chodzi? Haha. On nawet nie musi się za bardzo spierać z Hudsonem. Powiedział co miał do powiedzenia i wyszedł, ale Slash po prostu zrezygnował i już. Jak zawsze. Bo ile można?
Czyżby Lisa miała tu się jeszcze pojawić? Stanie się swego rodzaju konkurentką Angie, bo rudowłosa choć pewnie nie chciałaby się przyznać to powoli zaczyna ją tak traktować. Do tego widać, że na siłę stara się o tym zapomnieć o tym co się dzieje w jej życiu i co wydarzyło się między jej rodzicami. Nie jest kolorowo i chyba Angie powinna porozmawiać z Cashem, bo on wie jak to jest być w beznadziejnej sytuacji życiowej. Zrozumiałby ją. Fakt on stracił matkę, Angie wciąż ma rodziców i oboje bardzo ją kochają, ale w sumie Cash nie musiałby nic mówić, samo poczucie, że ktoś się rozumie to już coś. No i wszystko przerywa podekscytowana Hannie. Wyobraziłam sobie taką podekscytowaną, trajkoczącą nastolatkę, która jest aż czerwona z wrażenia i zachciało mi się śmiać. (też z samej siebie) ale z drugiej strony ta reakcja jest taka spontaniczna i po części urocza...Pewnie dla tego Angie nie podziela jej entuzjazmu, bo może też od tak chciałaby się podekscytować znajomością z jakimś chłopakiem. Fakt, Hannie póki co nie analizuje tego za bardzo po prostu zadzwoniła i podziałało. Tak bez większego namysłu. No i Cash... pewnie dość szybko dowie się, że to chodzi o jego brata. Będzie zadowolona? Hannie to po części też jego koleżanka, więc zobaczymy.
No i Slash. Przejął się chłopak nie ma co, ale to dobrze. Coraz bardziej widać, że mu zależy i tym razem zależy nie dlatego, że to fajna kobitka i na niego działa... po prostu zależy i się o nią martwi i to chyba bardzo skoro tyle czekał i był aż tak zdeterminowany by sterczeć i czekać na okazję, by móc się dostać do Kate. Czuję, że jej pomoże. Pomoże jej uwolnić się od Ricka tak jak Izzy zrobił to w przypadku Amy. Nie w ten sam sposób, ale pomoże. Wiem to. Fakt w sumie nie byli nawet dobrymi znajomymi. Po części Hudson był jej szefem, ona dla niego pracowała, spotkali się parę razy prywatnie, ale i tak bez jakichś rewelacji. Mimo wszystko mam takie przeczucie, że Slash trochę uspokoi jej sytuację życiową i pomoże stanąć na nogi. Oby. Bo Kate to bardzo fajna postać i z pewnością nie zasługuje na takie traktowanie. Rick i Chris powinni się wziąć w spółkę... jak nic.
Taka długość mnie cieszy, co zawsze powtarzam także czekam na następny i na spotkanie Londona z Hannie haha.
A może tak naprawdę wszystko tam jest fikcją? Ha, chociaż... ja sama nie wiem, co jest fikcją, a co nie. I tak naprawdę nie ma co tu się zastanawiać, kto co powiedział, albo czego nie powiedział, czy też kto jest opisany. Bo równie dobrze, że London w śnie może to widzieć jako obce, fikcyjne osoby, haha. No ale niewątpliwie, słodką dziunią jest Jackie. Wczoraj pisałam Ci, że Cash, ale także London teraz mają już gdzieś z kim byłby Slash. Nawet chcą, aby z kimś był... ale te parę lat temu... nie, te parę lat temu, to było bardzo istotne także dla nich. Chociaż, jakby Slash znalazł porządną kobietę, która pokochałaby także chłopców, pewnie żaden by jej słodką dziunią nie nazwał, haha.
UsuńNo tak... Jennifer. Jenny jest chyba dla Londona kimś takim, kim dla Slasha była Jackie. Pociągnę cię na dno, a przy tym dobrze się pobawię, ha. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo, o co tej Jennifer chodzi i czy coś było między nią, a Londonem, czy on sobie dorabia całą historię. Bo na dobrą sprawę, przecież ona może to postrzegać tylko tak, że jestem twoją koleżanką... a on źle odczytuje jej zamiary. Jednak Jenny jest kobietą, a Hanna w oczach Londona... no dziewczyną. Nie chcę mówić, że dzieckiem, ale na pewno jeszcze nie kobietą. I tak naprawdę, na początku przegrywa z Jenny. I tu nawet nie chodzi o wygląd, zainteresowania i tak dalej. Ale właśnie o wiek. London jest już poważnym facetem i w sumie... no dzieci (w jego oczach) go nie interesują. A Hanna właśnie chyba zaczyna dorabiać sobie historię do tego, co się stało, haha. Na pewno będzie musiała się trochę o Londona postarać, nie ma tak dobrze, haha...
Hm, a nawet jak już z nim będzie, to tak... myślę, że kompleks Jennifer się u niej zrodzi.
Pozdrawiam!
Uwielbiam Cie! <333
OdpowiedzUsuńDawno nie bylo Kate i to jest mila odskocznia od problemow panstwa Isbell. Sama podziwiam Slasha za wytrwalosc, ale z doswiadczenia wiem, ze jesli komus zalezy jest w stanie wytrzymac nawet dluzej. Niech Slash przestanie bronic sie przed samym soba i niech chociaz przed samym soba sie przyzna do uczuc do Kate!
Mam nadzieje, ze wrocisz do czestszych dodawan rozdzialow!
Pozdrawiam i czekam na kolejny <3
ten sen jest świetny. nie obrazę się, jak takie sceny będą się jeszcze pojawiać.
OdpowiedzUsuńnigdy bym się nie spodziewała, że London poszedł na studia dla dziewczyny. ciekawe co by studiował gdyby nie ona. i czy e ogóle by studiował. ale chyba jednak nie jest tak źle, bo daje radę, a matma i fizyka to raczej nie są żarty. gdyby nic nie umiał i poszedł tam ze względu tylko ma nią, bo ona idzie to chyba po miesiącu by tam zginął, haha.
Lisa... miałam w opowiadaniu Lisę. była kochanka Jamesa. ciekawe czy ta tutaj też coś namiesza. wydaje się być trochę taką cwaniarą, ale nic szczególnego do niej nie mam, zobaczymy co będzie dalej.
ehh, biedna Angie. te problemy rodzinne, szukanie czegoś żeby się czymś zająć i o tym nie myśleć, Cash, o którego jest zazdrosna a nawet nie wiadomo, czy jest zakochana. coś tam ewidentnie do niego czuje, ale czy to miłość?
no więc pozdrawiam i do następnego rozdziału!
Ten sen Londona...Sen jak sen, a jednak jest w nim coś takiego...nieco złowrogiego, nieco smutnego...Jakby...wyobrażenie małego chłopca w czarnej przestrzeni, zapłakanego, samotnego...Nie da się opowiedzieć.
OdpowiedzUsuńCzyli nasz London rzucił matmę i termodynamikę. Nie dość, że mial kaca, leczyl kaca, to jeszcze Jennifer, która się nim bawiła napastuje go telefonami...I wielce zdziwiona, że ma ją (o ktorą kiedyś się starał) i matematykę z termodynamiką w dupie.
Zapisał się na fizykę ze względu na nią? Kurczę...zależało mu na niej. Ale ona się nim bawiła...tylko bawiła. To musiało być dla Londona niesamowicie przykre. Ciekawe, co by wybrał, gdyby nie ona... Ale też zależało mu na fizyce, sam to "mówi". Więc chyba nawet sam z siebie chciał tą fizykę.
Niby ma znajomych ze studiow...ktorzy jakoś wcześniej z nim nie gadali...a teraz wydzwaniają. Czyżby nie mieli od kogo spisywać notatek? Albo po prostu zastanawiali się, gdzie on jest, co się z nim dzieje? Bo jakoś wcześniej nikt się nie interesował. Lub London o tym nie wspominał.
I Hannie wyslała do niego sms'a.
Te rozmyślania Londona co takiego się stało w połączeniu z Jennifer rozbawilo mnie nawet. Wyganianie suki ze swojej pamięci i skupianie się na słodkiej Hannie,z ktorą tańczył, z którą pływał i z ktorą się całował! Może to dla niego na początku był wstrząs, że całował sie z szesnastolatką, ale w końcu...no wiesz. Komentarz pod 22.
Mial poczucie, że ją skrzywdził? Pewnie myśli, że dał jej nadzieję, ktorej nie zamierzał jej (chyba) dać. Urzekła go swoją niewinnością...a on ma poczucie, że naruszyl tą niewinność, że ją niepotrzebnie zwodzi, chociaż zwodzenia tu nie ma. On sam jest przerazony.
I co na to Cash?
I umowili się na spotkanie. Mialam nadzieję, że Cash na nich nie wpadnie, chociaż dobrze wiedziałam, że wpadnie, a że już przeczytałam 22 to wiem. Ehh ten Cash...I w 22 odzyskał wigor przy tej akcji!
No i teraz, mimo że ma zwolnienia zapieprza do szkoły. Rozumiem, nie chce chłopak siedzieć w domu i pewnie między innymi rozmawiać z ojcem.
Tak, Slash jedynie chce normalnie porozmawiać. A Młody już go z miejsca odrzuca. Nie dopuszcza do siebie.
Aaa, czyli London chce odbyć staż w NASA? Hudson jaki zaskoczony..."NASA to wydawało się mało prawdopodobne, a jednak tak bardzo realne" Czy ten kawałek coś sugeruje?
Ale jaki kontrast. Z jednej strony London pytajacy się i proszący o pożyczenie samochodu,z drugiej Cash, który ojcu rąbnał samochod do celów wyższych (ale tą sytuację Hudson ma wyjaśnioną i nie ma żalu).
Tak. Szkola w tej sytuacji najgorszym miejcem. Ale mając do wyboru ojca sterczącego (według Casha) mu nad głową i nauczycieli...wybrał nauczycieli. Tylko że Ci wymagają od niego tego samego, co od Londona. a Mlody zawala szkolę, ale...niby może powiedzieć, że bawi się z chorymi dziećmi, ale za dużo by to nie zmienilo...W końcu każdy nauczyciel mysli,że jego przedmiot jest najważniejszy :|
Naprawdę nie może sobie poradzić ze śmiercią Taylora...naprawdę. Do tego stopnia, że... Nie chce gadać z tą dziewczyną, chociaż wcześniej wydawał być się nieco zainteresowany.
Angie...Angie, żeby oderwać się od problemów wymyśla zajęcia. Może zarowno Cash i ona mają grę w genach, ale to nie znaczy, że od razu muszą robić to samo, co ich rodzice. A Angie po prostu szuka zajęcia...żeby oderwać myśli.
Cash od razu po całości...ale aż ją przytulił. Nie no, prawdziwy kumpel :/
" Przecież pragną być kochane, docenione, zauważone... przez chłopaka."- tak...dokladnie...
Cash się tylko zapytał, ale zgaduję,że jakby mu ktoras od razu powiedziala, to by wyśmiał. A właściwie...i tak to zrobil.
A Slash...od razu, najpierw nieco się zdenerwował, a potem kierowany troską ruszyl do Kate. I od razu się zorientował. Od razu. Dobrze wiedział.
i na pewno coś zrobi(ł).
Rose, super rozdział. Pozdrawiam!
A teraz idę spać, bo od 5:30 na nogach.
Buziaki! :*
London sobie tak spokojnie mówi, że jego praca spodobała się NASA.. :')
OdpowiedzUsuńOch...Slash, cóż za wytrwałość...naprawdę zaczęło mu zależeć...