Witam.
W poniedziałek lecę do Polski i już się boję. Nienawidzę latać i nienawidzę też pakowania. I teraz tak sobie myślę, że nie wiem jak to będzie z publikowaniem rozdziałów, bo kompletnie nie wiem jak to jest w Polsce z internetem. Może być tak, że zniknę stąd na jakiś czas. Wolę uprzedzić. Jednak pragnę zaznaczyć, że jeśli tak się stanie (a mam nadzieję, że nie) to na pewno dokończę opowiadanie, kiedy tylko będę miała stały dostęp do internetu. Także teraz zapraszam do czytania, oraz komentowania. Ja wiem, że macie swoje sprawy i szkoła was wykańcza, ale sprawcie mi tą odrobinę przyjemności dajcie motywacyjnego kopa do napisania drugiej części. Pozdrawiam!
Rozdział 34
- Czy
ktoś może mi powiedzieć, co się takiego stało?
Cash
stał pomiędzy Londonem, a Hanną. Nikt nie chciał mu powiedzieć, o co właściwie
chodzi. Jedyne, co uspakajało chłopaka, to to że, dziewczyna była dość
spokojna. Przecież, jakby Slashowi stało się naprawdę coś złego, to także
zaczęłaby histeryzować. A przecież stała, co prawda miała łzy w oczach, ale
wyglądała na w miarę spokojną. Tylko London cały się trząsł. Cash w sumie, to
jeszcze nigdy nie widział brata w takim stanie. London zawsze wydawał mu się
być oazą spokoju i opanowana. Najczęściej przecież wszystko przechodził bez
jakiś większych emocji, ale tym razem pewnie nie wytrzymał. Hanna starała się
go uspokoić, ale to i tak nic nie dawało.
- Jakaś
kobieta zadzwoniła, że wasz ojciec bił się na ulicy z jej byłym mężem... i ten
facet miał broń... - Westchnęła. - Nic więcej nam nie powiedzieli. I kazali
czekać.
Chłopak
poczuł się, jakby dostał właśnie deską po głowie. Jakiś psychopata strzelał do
jego ojca? Dobra, Los Angeles, to miasto świrów i dość często zdarzały się
takie akcje, ale jednak słyszał o tym tylko w tv, albo radiu. Nigdy nawet
głębiej się nad tym nie zastanawiał, bo przecież, to nie dotyczyło jego samego,
ani jego rodziny. Jednak tym razem zaczęło. Zdał sobie sprawę z tego, że
wszystko, to co się dzieje, to nie dzieję się tylko obok jego życia, ale i też
w jego życiu. Dość dziwnie się poczuł, ale też nie wiedział, co miał o tym
myśleć. Popatrzył jeszcze raz na Londona, któremu na pewno były potrzebne jakieś
leki uspakajające, bo chłopak przestał po prostu wyrabiać. Cash jednak w
zaistniałej sytuacji czuł się dość spokojnie. Przecież zawsze mogło być gorzej,
prawda? Bał się, że przyjdzie do tego szpitala i się dowie, że jego ojciec nie
żyje.
-
London, uspokój się. - Powiedziała Hanna. - Przecież nic takiego się nie stało.
- Przytuliła chłopaka jeszcze bardziej do siebie, jednak ten się jej wyrwał.
Popatrzył na nią wrogo i przycisnął ją do ściany.
- Jak to
się nic takiego nie stało, kurwa? Mogli mi zastrzelić ojca, a ja bym został sam
z tym zbuntowanym idiotą! - Kiwnął głową na brata - I ty mi kurwa, mówicie, że
nic się nie stało!
Hanna
popatrzyła przerażona na Londona, a zaraz potem usłyszała Casha i poczuła jak
ten szarpie starszego brata.
-
Oszalałeś? Zostaw ją, co? Chodź lepiej poszukać lekarza!
Pociągnął za sobą Londona, a Hanna usiadła
przerażona na krzesełku. Cash pierwszy raz znalazł się w takich sytuacji, że to
on musiał być mózgiem. On musiał myśleć, bo London wcale się do tego nie
nadawał. Co prawda nie czuł się w tej roli za dobrze. Jednak osiemnastolatek
był przyzwyczajony, że to ktoś działa za niego i myśli za niego. Szedł szybkim
krokiem przez hol nie zważając na to, co do niego mówi brat, a jeszcze o
wszystko się pluł. Wyrzucał mu, jaki to Cash jest nieodpowiedzialny i że
naprawdę ma już dość jego zachowania. W sumie, to młodszy Hudson w tej chwili
też zdał sobie sprawę, że wszystko, to co robił było po proste głupie, ale też
rozumiał, że to nie jest ani czas, ani miejsce na takie rozmowy.
Minęli
się z jakimś lekarzem. Cash go zaczepił i zapytał się o stan Slasha. Mężczyzna
pokierował chłopaków do swojego kolegi z pracy, chirurga. Młodszy z braci
pociągnął Londona w odpowiednim kierunku. Znalazł drzwi, zapukał, a potem
wpychając starszego brata do środka sam wszedł. Przy biurku siedział siwy
mężczyzna, który podniósł oczy na dwóch chłopaków. London zaraz roztrzęsiony
usiadł na krześle.
- Jeśli
chodzi na coś na uspokojenie dla tego pana, to proszę do dyżurki pielęgniarek.
- Mruknął.
- Nie,
nie chodzi o to, chcę się dowiedzieć, co właściwie jest Slas... - Cash zawiesił
na chwilę głos i zastanowił się. - ... Saulowi Hudson. - Dokończył pewnie.
Lekarz
zdjął okulary i jeszcze raz popatrzył na dwóch chłopaków. W sumie, to cała jego
uwaga skupiała się na Cashu, bo kiedy patrzył na tego drugiego, to doskonale
zdawał sobie sprawę z faktu, że z nim raczej się nie porozumie.
- A
panowie są kimś z rodziny?
- No
kurde, głupi pan jest, czy co?! Synami jesteśmy i chyba mam prawo wiedzieć, co
się dzieje z moim ojcem!
- Proszę
się uspokoić. - Mruknął lekarz. - Pan Hudson czuje się dobrze, co prawda ból na
razie nie pozwala mu na normalne funkcjonowanie, ale nie możemy podać żadnych
leków przeciwbólowych. Rozumie pan, wszystkie silne środki są na bazie heroiny,
a nie ma zagrożenia życia, więc pan Hudson po prostu musi zacisnąć zęby i jakoś
to przeżyć.
No i
masz teraz idioto, że ćpałeś, właśnie takie słowa przeszły przez głowę
Casha.
- A co
mu tak właściwie jest?
- Rana
postrzałowa w okolicy biodra. Na szczęście kula nie uszkodziła żadnych ważnych
dla życia naczyń krwionośnych ani narządów. - Padła odpowiedz z ust lekarza. -
Obecnie mój kolega zszywa ranę. Zaraz będą mogli panowie iść do ojca.
Młodszy
z braci postanowił, że już o nic więcej nie będzie się pytał, bo jakoś ten
lekarz nie wydawał mu się być uprzejmy. Miał nawet wrażenie, że ma go za
idiotę, a Cash myślał dokładnie to samo o chirurgu. Pociągnął Londona, aby
wstał z miejsca i wyszedł z gabinetu, a potem oboje skierowali się na poszukiwanie
odpowiedniej sali. W między czasie Cash napisał jeszcze SMS do Hanny, o tym
czego dowiedział się od lekarza.
***
- Slash...
- Nic nie mów.
- No ale do cholery, nie musiałeś!
- Jak
nie musiałem? Miał ciebie zabić na moich oczach?
Kate
usiadła na łóżku obok Hudsona. Jeszcze do niej nie docierało, co się właściwie
takiego stało. Nie pamiętała nawet, dlaczego że znaleźli się na ulicy. Może
wyszli na małe zakupy do nocnego, bo przecież nie miała nic w domu. Za to
pamiętała jedną, bardzo istotną rzecz. Celującego w nich Ricka, który coś
mówił, że nie będzie się puszczała, bo przecież jest jego. A potem wszystko tak
szybko się potoczyło. Slash rzucił się na Ricka, aby go powstrzymać, ten w tym
momencie wystrzelił... Slash wyrwał mu jeszcze broń i zaczął w niego celować...
a potem pustka. Na szczęście nic takiego się nie stało. Kula tylko drasnęła
Slasha. Może na początku wyglądało to przerażająco, bo dostał krwotoku, a teraz
siedział chyba jeszcze w szoku. Czekali na chirurga. Kate uśmiechnęła się do niego blado. Zdała
sobie sprawę z tego, że jeszcze nikt nigdy nie stanął w jej obranie. Jednak nie
mogła patrzeć, jak Hudson syczy z bólu na jej oczach. Ciężko westchnęła,
odgarnęła sobie włosy za ucho.
- Mógł
cię nawet zabić. - Szepnęła. - A co jeśli by trafił w serce, albo co gorsza w
głowę?
No o tym
Hudson nie pomyślał. Przecież tak mogło być. Kate miała rację, ale w tym
momencie, kiedy zobaczył Ricka celującego w tą kobietę, to nic nie było ważne.
Tylko, aby ją uratować. W sumie, to nawet się nie zastanawiał dłużej nad tym co
ma robić. Odepchniecie brunetki i rzucenie się na jej męża było czystym
odruchem. Slash nawet za bardzo nie pamiętał tego wydarzenia. Dopiero jego
pamięć wraca w momencie bólu w okolicy biodra i widok krwi. Zawsze mu się robiło
słabo, kiedy widział czerwoną maź.
Otrząsnął
się i popatrzył na Kate, która cała się trzęsła. Zanim wyszli z mieszkania, to
się kochali, chociaż teraz, to nie było ważne. Kobieta nawet o tym nie myślała,
a sam Slash starał się skupiać myśli właśnie na tym wydarzeniu. Jak ją całował,
dotykał, powoli rozbierał, jak ona przylgnęła do niego całą sobą. Zamknął oczy
i postarał się przypomnieć sobie te chwile, aby chociaż na krótki czas
zapomnieć o bólu, który rozdzierał go prawie całego.
- A kto
by tam po mnie płakał? - Odpowiedział na pytanie Kate po dość długim czasie.
- Slash,
kurwa, masz synów! Jesteś skończonym idiotą! Przecież Rick naprawdę mógł cię
zabić!
- Kate,
kurwa, masz syna, jesteś skończoną idiotką, przecież Rick mógł cię zabić!
- Nie
powtarzaj po mnie, poza tym, to co innego!
- To
samo, a nawet gorzej, bo ty masz małe dziecko, a ja dorosłych chłopaków!
Do
gabinetu zabiegowego wszedł lekarz. Przystanął przy drzwiach zakładając sobie
rękawiczki na rękę. Dokładnie przypatrzył się kłócącej parze i nie mógł
powstrzymać uśmiechu na usta. Wyglądali, jak stare dobre małżeństwo, które
ironicznie nie może dojść do porozumienia, ale i tak się kochają. Kiedy
rękawiczki były już na jego dniach, to odkaszlnął. Oczy Slasha i Kate
skierowały się w stronę chirurga. Kobieta obrażona odwróciła głowę, a Slash
kiedy zobaczył, co mężczyzna w białym kiltu ma zamiar zrobić, to poczuł się
jeszcze bardziej słabo. No dobra, parę lat temu, sam sobie wbijał igły i nawet
sam proces przygotowywania się do wstrzyknięcia sobie narkotyku był dla niego
dość fascynujący. Jednak kiedy Slash zobaczył igłę, nić medyczną to poczuł, jak
wszystko zaczyna przewracać się mu w żołądku.
- Ale
tak bez znieczulenia? - Zapytał dość niepewny.
Chirurg
się tylko do niego uśmiechnął i polał ranę czystym spirytusem. Slash syknął z
bólu. Wtedy Kate ponownie na niego popatrzyła. Miała współczucie w oczach. W
tym momencie miała ochotę przytulić Hudsona i powiedzieć mu, że wszystko będzie
dobrze.
- Błędy
młodości, proszę pana. Lepiej nie ryzykować i nie podawać panu znieczulenia na
bazie narkotyków. Poza tym, myślę, że poradzimy sobie bez. I tak pan już dużo
wytrzymał. - Powiedział lekarz.
Slashowi
nie zostało nic innego, jak po prostu zacisnąć zęby. Dobra, przecież nie przez
takie rzeczy się przechodziło, kołatało się w jego głowie. Popatrzył na Kate,
która stała przy oknie i nadal się trzęsła, nieznacznie się do niej uśmiechnął,
dając do zrozumienia tym samym, że wszystko jest ok. Chociaż już nie miał siły
hamować łez.
***
London i
Cash stanęli przed uchylonymi drzwiami do odpowiedniej sali. Cash chciał już
wejść do środka, kiedy London go zatrzymał. Kiwnął tylko głową, aby posłuchał.
- Aż tak
mocno cię boli? - Jęknęła Kate siadając na łóżku obok Slasha.
- Bywało
gorzej. Jedyne co dobre, to to że teraz Rick na pewno pójdzie siedzieć, a ty
będziesz miała spokój. - Odpowiedział Hudson z uśmiechem i odgarnął kobiecie
włosy. Popatrzył w jej oczy. Nadal były smutne, jednak w tym momencie Kate
miała w nich wdzięczność do Slasha. On sam poczuł nagłą potrzebę, aby po prostu
pocałować kobietę, chociaż sam nie wiedział, czy może. Nie chciał jednak dostać
od niej siarczystego policzka, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Kate
była do tego zdolna.
- Co się
mi tak przyglądasz? - Zapytała spuszczając wzrok.
-
Katie... bo to co się stało, zanim od ciebie wyszliśmy... - zaczął, jednak nie
było mu dane dokończyć, bo kobieta wstała z miejsca i przerwała.
- No
wiem, zaliczyłeś po prostu kolejną laskę. - Stwierdziła wywracając oczami. -
Tylko mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie, bo nie chcę, aby poszło, że
mam tę robotę, dlatego, bo poszłam z tobą do łóżka.
Kate
bywała szczera. Czasami, to nawet za szczera i nie musiała mówić wszystkiego,
to co myślała. Slash uporczywie się w nią wpatrywał. O to chodziło, że dla
niego to nie było po prostu taki sobie seks, aby zaliczyć Kate. Może myślałby
tak, jakby wylądowali w łóżku jakieś dwa miesiące temu, ale na tym etapie ta
brunetka po prostu była mu za bliska. Dla Slasha było, to coś więcej, chociaż
trudno było mu się przyznać do tego przed samym sobą. Ciężko westchnął, bo zdał
sobie sprawę, że tak naprawdę, to nigdy nie będzie miał u Kate żadnych szans.
Po prostu - był na przegranej pozycji i mógł sobie tylko o niej pomarzyć rozpamiętując
te parę chwil, kiedy miał ją tak blisko siebie.
-
Szkoda, że tak o mnie myślisz. - Szepnął.
- Nie
rozumiem.
-
Kate... - popatrzył jej w oczy. - jesteś jedyną kobietą, w której bym mógł się
zakochać... nie, pokochać... ponownie pokochać...
Nie
wierzył, że to powiedział. W sumie, to miał wrażenie, że już nigdy nie powie
takich słów żadnej kobiecie, bo przecież cały czas kochał Perlę. Jednak, kiedy
w jego życiu pojawiła się Kate, to coś się zmieniło.
Kate nie
wierzyła w to co powiedział. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest
to jakieś bredzenie pod wpływem bólu. Nawet nie wiedziała, co miała mu
odpowiedzieć. O tej nocy ze Slashem wolała zapomnieć, chociaż, że to były jedne
z lepszych chwil, jakie było dane jej przeżyć. Z resztą o czym ona myślała,
przecież Hudson z kimś się spotykał, a Kate w tym momencie staje się po prostu
kochaną. Nie mogła tego dłużej ciągnąć. Nie mogła też dłużej zostać w sali z
Hudsonem. Nawet na niego nie popatrzyła i wyszła z pomieszczenia. W progu napotkała
Casha i Londona. Chłopcy patrzyli na nią, jak na ducha. Kate nic do nich nie
powiedziała, udała, że ma ich za całkiem obcych ludzi i skierowała się w stronę
wyjścia ze szpitala.
Natomiast
Cash patrzył na Londona, London na Casha, a na ich twarzach zaczął malować się
uśmiech.
- Znam
ją. - Stwierdził starszy z braci. - Kiedyś, jak byłem z ojcem w na zakupach, to
jej dzieciak na nas wpadł, a potem ona... i wiesz, co mi ojciec powiedział? Ze
ma ochotę aby ja przelecieć.
- No to
chyba właśnie to zrobił. - Odpowiedział Cash wzruszając ramionami, chociaż owa
kobieta też wydała mu się znajoma. Jednak nie mógł sobie przypomnieć, gdzie ją
wcześniej widział.
Postanowił,
że nie będzie dłużej tak siedział pod drzwiami sali i wszedł do środka. Trochę
się bał, bo przecież przed tym wszystkim między Cashem, a Slashem padło za dużo
ostrych słów. Oczy gitarzysty od razu skierowały się na młodszego syna. W
sumie, to Slash był dość zaskoczony, że widzi
tu Casha. Bardziej mógł przypuszczać, że syna nie będzie obchodziło, to
co się z nim dzieje. Cash natomiast niepewnie oparł się o ścianę w i w tym
momencie wyglądał, jak mały chłopiec, który prosi o to, aby kara nie była za
surowa. Slash ciężko westchnął. Nie wiedział, co miał powiedzieć. Być nadal na
niego złym, czy może po prostu odpuścić i zapomnieć o całej sprawie, bo
przecież, to wszystko nie miało sensu.
-
Jeszcze trochę z tobą pomieszkam. - Szepnął Cash.