Witam.
Przepraszam za ponowy poślizg, ale pogoda jest tu za ładna, aby siedzieć i myśleć nad rozdziałem. Wczoraj pojechałam nad morze i dotarło do mnie, że tak, mieszkam nad morzem. Jakieś takie dziwne uczucie. Naprawdę. Całe życie chcesz mieszkać nad morzem, a kiedy to się stało, nawet tego nie ogarniasz i masz to gdzieś... życie. I mamy kolejny rozdział. Koniec zbliża się już bardzo dużymi krokami. Zostało zaledwie kilka rozdziałów. Może cztery, albo pięć. Nie wiem jak mi to wszystko się jeszcze rozłoży. Cóż, to ja zapraszam do czytania, oraz komentowania. Pozdrawiam.
Rozdział
33
Cash wyszedł z domu ze świadomością, że nigdy już do
niego nie wróci. Przecież nie miał do czego wracać. Do ojca, który go o
wszystko obwiniał? Do brata, który ostatnio ciągle o wszystko się czepiał? Do
Jackie, która na każdym korku dawała chłopakowi do zrozumienia, że nie jest
mile widziany? No właśnie, nie miał już do czego wracać, nie miał po co. Slash
w końcu powiedział, to co mu od dawna na sercu leżało, czyli śmierć Perli, to
wina Casha. No jasne, że jego. Przecież nic w tym dniu nie zrobił, tylko stał
na ulicy i się gapił, jak jakiś ciota. Chłopak starał się nie płakać. Przecież
nie mógł tak po prostu się poryczeć. Musiał być silny, bo do silnych świat
należy. Słabi się poddają, a potem giną w szarej masie. Cash musiał udowodnić
każdemu, że da radę. Szedł ulicą w stronę mieszkania Nicole i miał w głowie
taki obrazek, że kiedyś dojdzie do czegoś wielkiego. Jako ten terapeuta
zajęciowy. Napisze jaką ważną książkę, założy fundację, zrobi cokolwiek, aby
świat usłyszał jego nazwisko, a Slashowi w tym momencie opadanie szczęka, bo
zda sobie sprawę, że to robota jego syna, którego tak naprawdę się wyparł.
Wyobrażał sobie, jak wtedy staje przed ojcem z uśmieszkiem satysfakcji i czuje,
że wygrał tę wojnę. Właśnie dlatego teraz nie mógł płakać. Musiał się opanować
i być spokojny.
Stanął
przed drzwiami Nicole. Blondynka ostatnio mówiła, że jej chłopak jest na razie
w Kanadzie, załatwia jakieś interesy, więc nie musiał się go bać. Nacisnął
dzwonek w głowie układając plan, co takiego ma powiedzieć Nicole. Jak się
wytłumaczyć. Co prawda zgodziła się mu wynająć pokój, ale to dopiero za jakiś
miesiąc, kiedy to przeprowadzi się z narzeczonym do większego mieszkania.
Po chwili Nicole
otworzyła drzwi. Popatrzyła zdziwiona na Casha i nie wiedziała, co miała powiedzieć.
Chłopak blado się do niej uśmiechnął. Pociągnął nosem, a następnie odgarnął
sobie kosmyki włosów, które opadały mu na oczy.
- Mogę
się u ciebie na trochę zatrzymać? - Zapytał niepewnie.
- Co się
stało?
Nicole
wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Wizyta Casha była jej nie na rękę.
Co prawda narzeczony dziewczyny miał być jeszcze w Kanadzie, ale udało mu się
wrócić wcześniej. Na pewno nie byłby zadowolony z faktu, młodego chłopaka w
swoim mieszkaniu. Cash długo się nie
odzywał, bo było mu wstyd o tym wszystkim tak po prostu powiedzieć. Nicole co
raz bardziej się niecierpliwiła. Wyszła na klatkę schodową i zamknęła za sobą
drzwi. Popatrzyła jeszcze raz na Casha, który był bliski płaczu. Zaczęła się
domyślać, że musiało wydarzyć się coś między nim, a jego ojcem, ale wydawało
się jej to raczej nie możliwe. Zawsze uważała, że młody Hudson za bardzo
przesadza.
-
Powiedzmy, że ojciec wywalił mnie z domu. Z resztą, to ja nie chce dłużej u
niego mieszkać. - Powiedział w końcu Cash.
- Ale...
posłuchaj mnie, nie możesz tu... ze mną... - zająknęła się Nicole. - Frank
wcześniej wrócił. Raczej nie będzie zadowolony, z twojej obecności, rozumiesz?
- Przepraszająco się uśmiechnęła. - Wracaj lepiej do domu i wyjaśnij sobie
wszystko z ojcem.
Zrozumiał.
Nicole też go wywaliła. Tak po prostu odprawiła z kwitkiem. Wracaj lepiej do
domu, łatwo jej powiedzieć. Tak naprawdę, to przecież nigdy nie miała takich
problemów. Odkąd zaczęła spotykać się z tym całym Frankiem, to stała się nie do
zniesienia. Dzieci w ośrodka nie wiele już ją obchodziły, w sumie to nie
liczyło się nic innego, tylko Frank i Frank, a Cash też zaczynał mieć tego
dość. Nic nie odpowiedział. Nawet na nią nie popatrzył, bo nie miał ochoty
odwzajemniać sztucznego uśmieszki życzliwości. Odwrócił się na pięcie i zszedł
schodami na parter kamienicy. Nicole wzruszyła ramionami i wróciła do swojego
mieszkania.
Cashowi
nie pozostało nic innego, jak w nocy po prostu włóczyć się po mieście. Przez
chwilę przeszła mu przez głowę taka myśl, że może by wyjechać gdzieś, zrobić to
co zrobił jego ojciec. Po prostu odciąć się od rodziny, ale tak... Slash miał
rację. Wtedy czasy były inne. Los Angeles było inne, Sunset Strip było inne i
ludzie, którzy wynajmowali mieszkania też byli inni. Może było wtedy ciężko,
ale na pewno mimo wszystko łatwiej niż teraz. Bo przecież teraz nikt o zdrowych
zmysłach nie wynajął by Cashowi mieszkania nie żądając przy tym zaświadczenia o
dochodach. Wyjechać do innego miasta też nie mógł, bo nie chciał zostawiać
Angie.
Usiadł na
przystanku autobusowym. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Miał nadzieję, że
zobaczy, że Slash do niego dzwonił, jednak nic takiego nie było. Jakby Hudsona
po prostu nie obchodziło, to co stało się z Cashem. Chłopak ciężko westchnął.
Wszedł w menu, aby napisać nową wiadomość tekstową:
Jesteś dla mnie bardzo ważna...
I nic
więcej. Chciał napisać do Angie coś więcej, ale w tym momencie nic sensownego
do głowy mu nie przyszło. Wybrał numer kontaktowy do Isbell i nacisnął wyślij.
Następnie skulił się na ławce. Założył kaptur bluzy na głowę, którą oparł o
szybę przystanku. Musiał szybko wymyślić jakiś plan, co ze sobą zrobić, bo
przecież nie miał zamiaru zamieszkać pod mostem. Jedno było pewne - do domu już
nie wróci. Chociażby Slash go błagał, przepraszał i na kolana przed nim padał,
to po prostu nie wróci. Przecież Cash też ma swoją godność.
***
Nie mógł oderwać od niej wzroku. Obserwował każdy jej
ruch. Miał wrażenie, że unosi się parę centymetrów nad ziemią. Jakby pływała.
Wydawała się być taka wolna, niczym nie ograniczona. W tym momencie nie
poznawał Hanny. Kiedy tańczyła nie była tą niewinną dziewczynką, z którą od
paru tygodniu mógł zrobić prawie wszystko. Kiedy tańczyła miała swoją siłę, a
zarazem władzę nad światem, ale także nad Londonem. Chłopak lekko się
uśmiechnął, kiedy dziewczyna spojrzała mu w oczy w odbiciu lustra. Momentalnie
się speszyła i wróciła ta Hanna, którą doskonale zdążył już poznać. Pokręcił
przecząco głową, a następnie odkładając zeszyt wstał i podszedł do dziewczyny.
Objął ją od tył zaplatając dłonie na jej brzuchu. Hanna zesztywniała, serce
momentalnie przyspieszyło. Chociaż miała ochotę śmiać się sama z siebie.
Odwróciła się przodem do Londona i lekko go odepchnęła, aby wyswobodzić się z
jego objęć.
- Miałeś
się uczyć. - Powiedziała. - A ty ciągle się na mnie gapisz. Przez ciebie nie
mogę się skupić.
London
wywrócił oczami.
- Jak
mam się uczyć, kiedy ty tak przede mną kręcisz tyłkiem?
Hanna
założyła ręce na piersi i nadęła policzki. Co za prostak, pomyślała. Chociaż mogła
się po nim tego spodziewać. Przez ostatni czas zdążyła już trochę poznać
Londona i dość szybko spostrzegła się, że chłopak mija się z jej początkowym
wyobrażeniem. Zawstydzała ją jego inteligencja i sposób w jaki postrzegał
świat. Fascynowało ją, kiedy opowiadał o astronomii. Tak, wtedy mówił o swojej
największej i chyba jedynej miłości, której mógł się w zupełności poświęcić.
Ale czasami wydawał się być prostakiem, który miał w głowie samo siano. Chociaż
może tylko się zgrywał. Sama tego nie wiedziała, ale w tym momencie pokręciła
przecząco głową. London stał i tylko wrednie się do niej uśmiechał.
Nienawidziła tego uśmieszku, a zaraz przyprawiał ją o szybsze bicie serca.
- To
jest sztuka, a nie tylko takie sobie kręcenie tyłkiem. - Powiedziała. - Jak
chcesz zobaczyć panny, które kręcą sobie tyłkiem, to idź do baru ze striptizem.
- Nie
musisz się już tak złościć... ogólnie, to... szacunek dla ciebie, bo ja nie
dotknę nawet głową do kolan.
- Może
kiedyś nauczę cię tańczyć, jak będziesz grzeczny.
-
Dlaczego zakładasz, że nie umiem tańczyć?
- A
umiesz?
- A
umiem.
Hanna
popatrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem. London tylko powiedział, aby
zmieniła muzykę na coś bardziej przystępnego. Dziewczyna podeszła do
odtwarzacza i zmieniła płytę, a następnie popatrzyła na chłopaka. London
ponownie tak wrednie się uśmiechnął, a ona miała ochotę rzucić go książką, z
której miał się uczyć. Wziął ją za rękę, a następnie przyciągnął do siebie i
zaczęli lekko kołysać się w rytm muzyki. Hanna chciała już coś powiedzieć, że
tak to potrafi prawie każdy i nie trzeba się nawet tego uczuć, kiedy nagle
poczuła się jak w jakiejś scenie filmowej. London zaczął prowadzić, a
dziewczyna nie wiedziała, co się takiego działo. Starała się tylko popatrzeć mu
w oczy, ale nawet nie była w stanie. Jeden obrót, drugi, trzeci, krok w tył, w
przód... nie chciała nawet przyznać sama przed sobą, że ciężko było jej nadążyć
za chłopakiem. Jednak po chwili po prostu zaczęła się śmiać. Przecież jeszcze
nigdy nie miała okazji tak po prostu sobie potańczyć nie ze swoim partnerem.
Nie przejmować się układem, ramą i innymi detalami, na które ciągle zwracano
jej uwagę w szkole. Chociaż na początku ciężko było się przestawić, ale dość
szybko dała się ponieść. Piosenka powoli dobiegała końca, a ona wylądowała w
ramionach Londona i ciężko oddychała. Ciężko oddychała i nie mogła wydusić z
siebie ani słowa. Faktycznie. Pochopnie go oceniła. W salce zapadła cisza, a
Hanna stała przytulona do chłopaka i nie mogła zebrać myśli, które krążyły jej
po głowie.
- Gdzie
ty się tego nauczyłeś? - Zapytała po chwili odwracając głowę w jego stronę.
- Slash
mnie kiedyś nauczył. - Odpowiedział London wzruszając ramionami.
- Slash?
Serio...? On cię tego nauczył? Przecież ludzie latami uczą się tak tańczyć... ty...
musisz być jakimś muzycznym geniuszem! Co ty robisz na tej fizyce?!
London
odszedł od dziewczyny i zaczął się śmiać. Hanna patrzyła na niego całkiem
poważna. Chciał już coś powiedzieć, że chyba dała się za bardzo ponieść chwili,
kiedy usłyszeli dzwonek jego telefonu. Wywrócił oczami i podszedł do półki. Na
wyświetlaczu widniał numer, którego nie miała zapisanego w książce kontaktowej.
Przeprosił Hannę, a następnie odebrał od niechcenia.
- Tak,
przy telefonie. - Mruknął. Hanna cały czas mu się przyglądała i tylko
dostrzegła, jak mina Londona momentalnie zaczęła się zmieniać. Uśmiech i
niezadowolenie zamieniło się w przerażenie. Chłopak zrobił się blady. Oparł się
tylko o ścianę, a następnie się po niej osunął, a drugą rękę znużył we włosach.
Głos zaczął mu drzeć. - Co się dokładnie stało...? - Chwila ciszy, która
wydawała się być wiecznością. - Tak, rozumiem... dziękuję. Przyjadę. -
Rozłączył się. Hanna cały czas się w niego wpatrywała.
- Co się
stało? - Zapytała niepewnie. - Coś nie tak?
- Muszę
jechać... - szepnął London. - Przepraszam, ale muszę...
-
London, ale co się stało?
- Slash
jest w szpitalu... nie wiem dokładnie... ale... chyba nie jest dobrze... nie
wiem... muszę jechać...
Poderwał
się z miejsca, a następnie zaczął zbierać swoje rzeczy. Hanna nadal tylko się w
niego wpatrywała. Minęło trochę czasu zanim zrozumiała, co takiego przed chwilą
usłyszała.
- Jadę z
tobą. - Powiedziała stanowczo.
- Nie,
nie trzeba...
- Nie
puszczę cię samego, rozumiesz? Jadę z tobą...
***
Cash zrozumiał, jak się czują ludzie bezdomni, jak się
czują dzieciaki, które uciekają z domu, jak się czuje człowiek, który ma
świadomość, że nie ma swojego własnego miejsca na ziemi. Przez całą noc miał
nadzieję, że Slash jednak do niego zadzwoni z przeprosinami, ale nic takiego
się nie stało. Nad ranem sam Cash zastanawiał się, czy przypadkiem nie wystawi
pierwszy ręki do zgody? W sumie, to już mu złość na ojca przeszła. London miał
rację, że przecież mają tylko ojca i muszą się razem trzymać. Chłopak zaczynał
już żałować, że powiedział, to wszystko. Przecież wcale tak nie myślał. Może
tylko czasami, jak był naprawdę zdenerwowany, ale na ogół to nie. Ciężko
westchnął i usiadł na swojej torbie.
Znajdował
się właśnie na jednym z dworców kolejowych w Los Angeles. Nic innego nie
przyszło mu do głowy, gdzie by mógł spędzić noc, tym bardziej, że po drugiej
zaczęło padać. Tułał się tak z krzesełka na krzesełko, aby uniknąć spotkania z
jakimiś podejrzanymi ludźmi i nagle Casha naszła przerażająca myśl, że on
niedługo może stać się taki sam, jak te wszystkie menele. Nie miał domu, nie
miał pieniędzy. Nie miał nic. Tylko to co znajdowało się w torbie pod jego
tyłkiem i w kieszeni spodni, ale było za mało. Oczywiście, że mógł wrócić do
domu, ale w tym momencie chyba po prostu się bał. Złość na ojca przeszła, ale
na jej miejsce wskoczył strach. Jak mógł teraz tak po prostu popatrzeć Slashowi
w oczy. Z resztą sam Gitarzysta może już nie chciał wiedzieć syna w domu po
tych wszystkich słowach. Skoro się nie odzywał, to wszystko na to wskazywało.
Przecież Cash zniszczył mu całe życie, to może lepiej jakby by go nie było...
- No i
tak zjebałeś sobie życie na swoje własne życzenie. - Mruknął sam do siebie
chowając telefon do kieszeni.
- Chyba
nie jest tak źle, co? Pamiętaj, nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być
gorzej.
Usłyszał
ten kobiecy głos. Podniósł głowę, popatrzył na postać, która przed nim stała i
zaniemówił. Wpatrywał się w tą kobietę nie wierząc. Rozejrzał się dookoła. Był
sam na dworcu. Tylko on i ta kobieta. Nagle chłopaka ogarnął strach. Nie raz
sobie myślał, że chciałby ją zobaczyć, ale nie... jednak nie, nie w takich
okolicznościach, bo to mogło znaczyć tylko tyle, że naprawdę padło mu na głowę,
albo już nie żyje...
Przed
nim stała jego matka i lekko się do niego uśmiechała. Następnie Perla usiadła
obok Casha i popatrzyła w bliżej nieokreślonym kierunku. Cash nie spuszczał z
niej wzroku. Zaczął też nerwowo skubać sznurówki od butów.
-
Mama...? - Zapytał z niedowierzaniem.
- Synku,
wróć do domu...
Perla
położyła Cashowi dłoń na ramieniu. Chłopak popatrzył w jej oczy.
- Nie
mogę. Wiesz, co mi... on powiedział.
- Cash,
jesteś już dużym, mądrym chłopcem. Nie ma co uciekać, włóczyć się i udawać
bezdomnego, bo dobrze wiesz, że masz gdzie spać. Masz tatę, który cię kocha,
masz brata. Masz rodzinę. Nie jesteś sam na tym świecie... Slash bardzo cię
kocha, ciebie i Londona. Jesteście dla niego wszystkim co ma... tylko trochę
się pogubił. Tak jak ty... ale bardzo cię kocha... bardzo...
Perla
mówiła każde słowo bardzo powoli. Cash słuchał matki, jakby właśnie były to
najważniejsze słowa w jego życiu. Kiedy zakończyła swoją wypowiedź, jeszcze raz
się do niego uśmiechnęła i zniknęła. Zapadła cisza. Chłopak został sam. Było
słychać tylko wiatr.
- Mamo?!
Nic,
cisza. Był sam. Tego czego bał się najbardziej przez całe swoje życie. Został
sam.
Po
chwili poczuł, że ktoś go szturcha. Potem usłyszał męski głos.
-
Chłopcze, obudź się. Ktoś do ciebie dzwoni. Poza tym pilnuj swoich rzeczy, bo
zaraz zostaniesz okradziony.
Cash
otworzył oczy i zobaczył stojącego nad sobą pracownika ochrony dworca. Siwy
mężczyzna szturchał go w ramie. Cash kiwnął głową, że wszystko zrozumiał.
Ochroniarz jeszcze się upewnił, czy wszystko w porządku, kiedy chłopak kiwnął
głową na tak, to odszedł. Hudson rozejrzał się po dworcu. Siedział skulony na
jednym z krzesełek. Zdał sobie sprawę z tego, że to co przed chwilą przeżył, ta
rozmowa z matką, to był tylko sen. Odetchnął z ulga, bo to oznaczało tyle, że z
jego głową wszystko w porządku, ale tez zrobiło mu się jakoś smutno. Nagle jego
przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Sięgnął do kieszeni. Miał nadzieję, że
to Slash, ale nie... to tylko London.
Odebrał.
- No co?
- Zapytał ziewając. Wstał na równe nogi. Musiał się rozprostować po całej nocy
spędzonej w skulonej pozycji.
- Kurwa, gdzie ty jesteś?!
- Brat,
spokojnie, pali się, czy co?
- Gorzej... ojciec jest w szpitalu.
Zapała
cisza. Cash zastanawiał się, czy się przypadkiem nie przesłyszał.
- Młody,
jesteś tam? - Usłyszał ponownie głos Londona.
- Tak..
a co się stało? - Zapytał drżącym tonem.
Przez głowę Casha przeszły same
najgorsze myśli. Pierwszą z nich było, że ponownie ćpał i przedawkował.
Przecież to było całkiem możliwe. Ta ich kłótnia. Mógł nie wytrzymać. Chłopak
przez większość swojego życia karmił się złudzeniami, że Slash jest już zdrowy,
a narkotyki dla niego nie istnieją, nigdy nie widział na oczy heroiny... a ta
działka, którą wcisnął mu Nick? Przecież ona została w domu, chyba. Cash nie
wiedział, co się z nią stało. Nie widział tej torebki od dnia tamtej awantury.
A jeśli Slash ją zachował na czarną godzinę, która właśnie nadeszła? Cashowi
momentalnie stanęło przed oczami całe życie i ponownie zaczął czuć się winy.
Przyczynił się do śmierci mamy. Przecież to przez niego umarła. Musiała iść z
nim tego dnia do dentysty. Przecież jakby została w domu, jakby tylko odwiozła
ich do szkoły, to by nic się nie stało. Nadal by żyła i wszystko by było
dobrze... ale nie, przez niego. I on wtedy nic nie zrobił tylko stał i się
patrzył. A teraz... teraz przez niego Slash wziął... ponownie. Chłopak poczuł
jak robi mu się słabo. Nie słuchał już co takiego mówił do niego London, bo
przecież to nie miało większego znaczenia. Telefon wypadł mu tylko z ręki, a on
opadł na podłogę. Ktoś podszedł i zapytał się, czy wszystko w porządku, a Cash
pokręcił tylko przecząco głową. Nic nie było w porządku. W pewnym momencie
przewiesił torbę przez ramię i zerwał się do biegu...
Uhm... Szkoda, że Nicole się Cashem nie przejęła; myślałam, że jest jego przyjaciółką.
OdpowiedzUsuńNo.no, kto by pomyślał, że Slash nauczył Londona tańczyć? :3
Tylko... czemu Slash jest w szpitalu? Przecież był z Kate...
Cholerka. I jeszcze Cash nie wysłuchał tego telefonu do końca. Oby sam nie zrobił nic głupiego.
Wiesz, Nicole może jest przyjaciółką Casha, ale tak naprawdę to kobieta koło 30, która chce ułożyć sobie życie. Wyjść za mąż i tak dalej. Cash jest gówniarzem... i ich relacje opierają się tylko na tych dzieciakach z ośrodka, więc tak naprawdę nie musiała go przyjmować. To Cash chyba trochę za wiele sobie wyobrażał.
UsuńStandardowo napisze, że szkoła doprowadza mnie do skraju wytrzymałości i nawet nie miałam kiedy skomentować, za każdym razem gdy tu wchodziłam przypominałam sobie jak wiele rzeczy mam do zrobienia. Lekki poślizg, ale jestem!
OdpowiedzUsuńNo tak. Po kłótni z ojcem Cash był przekonany, że do domu nie wróci bo po co skoro go tam nie chcą. I oczywiście u każdego człowieka w takiej chwili włącza się faza " Ja wam wszystkim jeszcze pokażę!" Bo skoro go nie chcą, ojciec uważa, że pomysł Casha na te studia to durnota, no to? To on pokaże ojcu, że jego nazwisko zaistnieje i się jeszcze zdziwi. On. Jackie i London. Każdy. Bo on jest silny i się nie podda. W praktyce to potem nam różni wychodzi... Poszedł do Nicole no i kolejny zawód. Ona też go nie chce. Z jednej strony nie ma co się dziwić. Uważała Casha za dobrego chłopaka, ale jednak to był dzieciak. Ona chciała mieć swoje życie, a jej facet średnio by się ucieszył na widok przestraszonego osiemnastolatka w domu. Może i na zachowanie Nicole miał wpływ ten cały Frank, ale jak miała możliwość założenie rodziny, posiadania swoich dzieci to może po części trochę zrezygnowała w ciągłe angażowanie się w życie innych. Albo Cash trochę to podkoloryzował w swojej głowie. Tak też mogło być. No i co? Został sam i nie miał zielonego pojęcia gdzie mógłby pójść. Trochę zastanawiam się czemu nie poszedł do Angie... Napisał. A jak dla niego te parę słów to też sporo, ale przecież Angie by go nie odrzuciła, tym bardziej Amy czy Izzy. Chociaż może nie chciał ich też w to mieszać, bo zaczęliby wypytywać go o wszystko, potem ściągnęli by Hudsona i zmusili go aby wrócił do domu. Wiadomość wysłał. Tylko nic innego nie było... Innej nie otrzymał. Liczył na to, że będzie jakaś, że zobaczy ileś tam nieodebranych połączeń od Hudsona. Trochę mnie to na początku wkurzyło, że Hudson się tak łatwo poddał, bo że w pierwszym momencie uciekł do Kate... Zrozumiałe no ale jednak... No ale na to wyjaśnienie mamy później.
Potem nasze gołąbeczki haha. Londonowi nie ma się co dziwić. Hanna to ładna, młoda dziewczyna, zgrabna do tego co jak się ruszała bardzo mu imponowało. Trochę tym ruchem i płynnością umiała go oczarować. Nawet książka od fizyki poszła w kąt ha. No i gdy tańczy nie jest nieśmiałą, kruchą Hannie, którą London boi się skrzywdzić. On ją dotyka, a ona się peszy. Nie ważne, że ją tylko objął. To w tamtym momencie wystarczyło. No tak dla Londona Hanna kręci tyłkiem- co jednak mu się podoba haha- dla Hanny to jest sztuka, a London to głupek, bo tego nie rozumie. No i kolejne zdziwienie. London umie tańczyć. Raczej się tego nie spodziewała. Myślała, że odtańczą z nią jakiegoś przytulanego jak na jakimś głupim balu w szkole, a tu proszę... London umie się ruszać. Ma poczucie rytmu i trochę nią zakręcił. Tym razem to on oczarował ją, a nie na odwrót. Aż Hanna trochę zaniemówiła, a do tego London tak umie, bo...? Ojciec go na uczył! Jak sobie wyobraziłam takiego Hudsona, który uczy młodego Londona tańczyć to chciałam parsknąć śmiechem haha. No ale zadziałało. Gdy im nie przerwano, może coś tam by z tego wyszła, ale... No właśnie. London odbiera telefon i robi się blady jak ściana, bo chodzi o jego ojca. Hudson jest w szpitalu. Można się domyślać, że chodzi o Ricka. Pewnie obserwował Slasha. Slash pojechał do Kate no i... Okropna wizja. Aż mam dreszcze, także jak najszybciej musisz dodać następny, żebyśmy wiedzieli co dalej i dlaczego Hudson wylądował w szpitalu. Nic dziwnego, że Hanna nie chciała go puścić samemu, bo pewnie już trochę go poznała, wiedziała o ich relacjach i w końcu to był jego ojciec, London w tamtym momencie się przestraszył, był roztrzęsiony i nie powinien być sam, także raczej pozwolił Hannie ze sobą jechać. Tak się domyślam.
No i Cash. Poczuł, że jednak ta wolność to nic dobrego... Nie fajnie jest uciekać i gdyby ojciec dał jakiś znak to on by wrócił do tego domu, bo zaczął żałować swoich słów... Czuł też, że Hudson żałuje swoich. Na początku to ja myślałam, że padło mi na mózg tak jak i Cashowi, ale to sen... Tylko ten sen powinien mu trochę przemówić do rozumu, bo jego mama powiedziała tam ważne rzeczy. Slash ich kocha. Bardzo kocha i to się liczy najbardziej. A Slash się pogubił, bo ciężko mu nadal w tej sytuacji. Im też jest ciężko, ale muszą po prostu razem to naprawić... Każdy z nich to dorosły facet i nie powinni zachowywać się jak małe dzieciaki. No i telefon od Londona z kolejną złą wiadomością... Ojciec jest w szpitalu i gdy Cash to usłyszał od razu zaczął siebie obwiniać. Bo to znowu jego wina. Śmierć mamy to jego wina, a teraz jeszcze ojca... No i zaczął się nakręcać. Mam nadzieję, że zerwał się do biegu i dotrze do tego szpitala. Że nie ucieknie, nie schowa się, nie odwali czegoś głupiego, tylko zbierze się i pojedzie do brata i ojca. Jest dorosłym facetem i powinien się już tak zachowywać.
UsuńKurde ciekawi mnie co będzie dalej... Bardzo. Co ze Slashem, czy Cash pojedzie do szpitala no i jak trzyma się London.
Także pisz i jak zawsze wybacz mi za opóźnienie! ♥
Nicole nie jest żadną instytucją charytatywną, więc w sumie nie musiała przyjąć Casha. Tak, przecież ona ma prawo do swojego życia, do tego, aby mieć faceta i wcale nie musi poświęcać się pracy aż tak bardzo, kiedy ma kogoś w domu. Cash może nie mógł tego zrozumieć. Chyba jeszcze trochę za głupi na to jest. Haha. Ale nie poszedł do Angie, bo to teren Stradlinów. Od razu odesłaliby go do domu.
UsuńLondon jeszcze nie raz zaskoczy Hannę. Ona jeszcze naprawdę mało o nim wie. Haha. Ale niestety ta miła chwila została przerwana... Slash ma wyczucie chwili, prawda? Chociaż nie wiem, czy by tam doszło do czegoś więcej. Muszę napisać jeszcze jego pożegnanie z Jennifer. Haha.
OdpowiedzUsuńCash po prostu wyszedł.
Dziwię mu się, że na zewnątrz jest taki spokojny. W środku mu się normalnie gotuje. Tak, często tak jest: dam radę! Ale czasami po prostu nie idzie.
Ale niech się nie obwinia...miał ledwo osiem lat, co miał zrobić? Nic, nawet dokładnie nie wiedział, co się dzieje. Tylko że poczucie winy ujawniło się mocno teraz, po tej ogromnej kłótni. Jakby to na spokojnie wziąć: nie ma w tym jego winy. Ale się stało, a po dziesięciu latach Cash nadal nie może tego przeżyć. Tutaj się akurat nie dziwię.
Tutaj jest nieco paskudny moment...paskudny to może za mocne słowo. Nicole zgodziła mu się wynająć pokój, ale dopiero za miesiac. W sumie nie można się dziwić, że go nie wpusciła- ma przecież chłopaka i swoje życie. Ale mogła Hudsonowi jakoś porządnie poradzić, pomóc. Cash ma rację- wypięła się. Nieco. Smutne jest to, że dzieci z ośrodka niewiele ją obchodzą. Zajmowanie się nimi to główne zajęcie Casha, które uwielbia, które chce wykonywać w przyszłości. A teraz widzi, że osoba, która to robi, której praca- zainteresowała Młodego- ma to gdzieś. Smutne.
Jednak nie można dziwić się Nicole. Co by ten jej chłopak sobie pomyślał? W najgorszym wypadku, że go zdradza z osiemnastoletnim młodzikiem. Prowadziłoby to do serii kłótni i w najgorszym efekcie do rozstania. Także- dla siebie, dla swojego życia Nicole dobrze zrobiła nie przyjmując Casha, ale on się na niej zawiódł. Bo ona przecież ma prawo ułozyć sobie życie, mieć rodzinę bez Casha.
Tak, czasy się zmieniają, co chwilę jest inaczej.
Ciekawe, co powiedziała Angie na ten SMS. Ale co Cash czuł w tym momencie...to wszystko prawda.
London i Hanna. Uwielbiam tę parę.
Razem się uczą? Taa jasne, hahaha. "Kręcenie tyłkiem"...jednak facet pozostanie facetem. A jednak podczas tańca Hanna zmienia się...a London nie boi się, że ją skrzywdzi.
Wow.Widać London jest wspaniałym tancerzem, jego ojciec też musiał być. Ale jak zachwycił Hannę. "Co Ty robisz na tej fizyce", hahahaha.
Ojej. Wolę sobie nie wyobrażać jego reakcji. To musiało być przerażające. Zastanawiałam się co się stało? Chociaż skojarzyłam to z faktem pistoletu Ricka...a nie chciało mi się wierzyć, że wział. Bo nie wziął.
Ale to jest straszne...jaka by była reakcja kogokolwiek, kto by, mając tylko tatę dowiedział się, że jest w szpitalu po poważnej aferze. Po prostu straszne. Dobrze, że Hanna postanowiła z nim jechać. Nie wiadomo, co by się mogło jeszcze stać. widziała...wiedziała, jaki London jest przerażony. To naprawdę nie przelewki.
Bardzo podoba mi się fragment ze snem Casha. "Objawia się" w nim Perla, która pociesza syna i pokazuje drogę. Chociaż nieco. Może i to był tylko w praktyce sen, ale tak naprawdę nim mógł nie być. Duch Perli mógł odwiedzić Casha we śnie, prawda? Tak też to można odebrać.
Młody Hudson boi się samotności. Boi się, ale dąży do tego, by być samotnym. Chociaż może robi to nieświadomie...ale to robi.
Oj, chcę drugą część!
"to tylko London"...próbuję sobie to wyobrazić, jak spokojny London krzyczy przez telefon na brata "Kurwa, gdzie Ty jesteś?!". Cash mógł od razu skojarzyć, że coś jest nie tak...ale on raczej sądzi, że braciszek często przesadza.
Ale za to jak się dowiedział, że Slash jest w szpitalu...Bo mimo wszystko, pomimo kłótni, nienawiści do Slasha (jako Slasha), pomimo wszystkiego Młody kocha tatę. Zawsze kochał, tylko że tego taty nie było i mu go brakowało. Od razu pomyślał o tych narkotykach...że to przez niego. Że to wszystko przez niego. Przez tą kłótnię. Myślę, że jakby tak było, jak pomyślał Cash i jakby Slash umarł...to Młody nie wybaczył by sobie tego do końca życia. Na początku rozdziału stwierdził, że śmierć mamy to jego wina na końcu też ...a jakby Slash umarł to by Cash też tak pomyślał...I pogrążyłby się na amen.
Ale nie umrze. Mimo to, w tej chwili Cash ma poczucie winy. Ponownie. Jemu się wydaje, że to wszystko przez niego.
Jednak w tej chwili wie, co ma zrobić.
To ja lecę do 34 :)
A ja naprawdę zaczęłam się cieszyć, że wreszcie pojawił się duch Perli! ;-; No mógłby! I wgl to nie sądzę,że Slash coś sobie zrobił. Wg mnie to raczej ktoś mu coś zrobił... KTOŚ... Matko lecę do najnowszego zobaczyć wreszcie co się stało! :)
OdpowiedzUsuń