Za chwilę koniec listopada, a ja mam wrażenie, że za
chwile przyjdzie wiosna. Noce są ciepłe, dnie witają mnie pięknym słońcem.
Tylko zimny wiatr targający ostatnie liście z drzew daje do zrozumienia, że za
chwile przyjdzie zima. Wczoraj usiadłam przy wejściu do klatki schodowej.
Warkot silnika samolotu z pobliskiego aeroklubu wywołał u mnie falę tęsknoty,
która zalała mnie w jednym momencie. Ten dźwięk już zawsze będzie mi się
kojarzył z domem, z Polską, z moją małą wioską, położoną na końcu świata, z dala
od wielkich miast, wielkiego szumu i szybkiego życia. Wdychając powietrze zabarwione zapachem ciastek z pobliskiej piekarni zaczęłam wspominać stare
czasy. Mieszkam za granicą już ponad rok. Sama nie mogę w to uwierzyć, aż
trudno mi to wszystko pojąć. Wiele zmieniło się przez ten czas. Chciałabym
powiedzieć, że na lepsze, jednak nie mogę. Po prostu się zmieniło, po prostu
jest inaczej. Powoli zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że w Polsce
zostawiłam całe moje serce. Zabawne, jak właśnie czas określa nam nasze
wartości i priorytety. Pamiętam jak rok temu przerażona jechałam z lotniska na
mieszkanie. Było już ciemno i tak bardzo ciemno, a po moich policzkach płynęły
łzy. Jedynie głos Stevena Tylera, który krzyczał mi do ucha Dream On, dawał
jakieś poczucie nadziei. Dzisiaj opieram głowę o zimną szybę autobusu, a Izzy
śpiewa Sweet Caress, co daje mi jedyne poczucie bezpieczeństwa i stałości.
Zadaje sobie pytanie, czy kiedykolwiek poczuję się tu jak w domu, jak w
Polsce... tak bardzo bezpiecznie i tak bardzo wolna. Chciałabym obudzić się
któregoś dnia bez uczucia zawiedzenia. Zaparzyć sobie kawę, z przyjemnością
wdychać jej zapach i popatrzeć przez okno. Uśmiechnąć się sama do siebie, a
następnie powiedzieć, że już nigdzie nie chcę uciekać. Właśnie tu jest moje
miejsce, w krainie deszczu, w mieście, w którym J.K Rowling napisała Harry'ego
Pottera. Właśnie tu, w tym mieszkaniu chcę ustawiać książki na półkach, a na
parapecie kolejne roślin. Tu... chciałabym. Dawid powiedział, że być może
idealizujemy naszą Zieloną Górę - tak, wszędzie dobrze, tam gdzie nas nie ma...
Mam w głowie setki myśli, które
nigdy nie należały do mnie, w sercu miliony uczuć, których nigdy nie poczułam.
Pocałunki ust, które mnie nie musnęły, dotyk dłoni pod którymi nigdy nie
zadrżałam, szepty, których nie usłyszałam, łzy które nigdy nie spłynęły po
moich policzkach, uśmiechy, które nigdy nie pojawiły się na mojej twarzy.
Czasami mam wrażenie, że moje życie wcale nie jest moje, a należy do ludzi,
których kreuje moja wyobraźnia. Przez dziesięć lat pisania opowiadań stworzyłam
naprawdę wiele postaci, jednak jedna jest dla mnie szczególna. Poznaliście go
jako Artura Iseblla, chociaż w mojej głowie funkcjonuje jako Szymon... I bardzo
za nim tęsknię, tak fizycznie, tak materialnie, tak ludzko. Chciałabym kiedyś go
spotkać, popatrzeć mu w oczy i po prostu się do niego przytulić... tak, aby
świat na chwilę stał się spokojniejszy...
Chyba po
prostu, brakuje mi kogoś do kochania.
Kogoś do
przytulania.
Kogoś do
całowania.
Kogoś do
kłócenia się.
Kogoś do
śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz