Witam.
Tak jak obiecałam w tym tygodniu spotykamy się jeszcze w niedzielę. Trochę sobie powspominamy w tym rozdziale, więc jest trochę dłużej niż zwykle. Mam nadzieję, że się cieszycie. No to zapraszam do czytania! I oczywiście komentowania.
Rozdział
15
Laura
stała nad Izzy'm z założonymi rękoma. Miała do niego taką ogromną złość, ale
starała się powstrzymać, aby nie wybuchnąć. Stradlin podniósł wzrok i popatrzył
na dziewczynę. Blado się uśmiechnął.
- Pięknie, tato. Pięknie. - Prychnęła.
- Nie jestem twoim ojcem. -
Odpowiedział - Wybacz, nic do ciebie nie mam. Ale tak jakby nie jestem już z
twoją matką, to wiesz... to jest równoznaczne, że nie jestem też twoim ojcem.
Angie jednak nie ściemniała. Naprawdę
coś tu było nie tak, chociaż Laura na początku była do tego dość sceptycznie
nastawiona. Przecież jej młodsza siostra miała we krwi koloryzowanie
rzeczywistości, przetwarzanie jej w dramat, chociaż nic złego się nie działo. W
tym momencie jednak się działo, a sama szatynka zaczynała już się martwić.
Ukucnęła przy Izzy'm, który siedział pod szafką kuchenną z papierosem w ustach
i butelką wódki obok. Patrzył nieprzytomnie na swoją pasierbicę i w sumie też
pragnął, aby sobie poszła. Jej obecność jeszcze bardziej go denerwowała niż
obecność Angie.
- O czym ty mówisz? Jak to nie jesteś
już z mamą? - Szepnęła.
Usiadła obok Izzy'ego i wzięła od
niego butelkę. Łyknęła trochę. Izzy popatrzył na nią dość zdziwionym wzrokiem,
ale nic nie powiedział. Laura się skrzywiła. Tak naprawdę, to nigdy nie przepadała
za alkoholem. Miała złe wspomnienia związane z tym napojem i swoim biologicznym
ojcem. Kiedy była małą dziewczynką, to przyrzekła sobie, że ta nigdy się nie
napije, jednak teraz był stan wyższej konieczności. Musiała jakoś zdobyć
zaufanie Izzy'ego, a zdawała sobie sprawę z tego, iż samo marudzenie nic nie
da. Samo gadanie, proszenie też nie. Musiała po prostu wejść do jego świata, a
wiadomo, jak najlepiej. Stać się kumplem do kieliszka.
- Laurie... wiesz, że kocham twoją mamę,
nie? No... kurwa kocham, ale kurwa... no... nie wiem, jak mogła... tak po
prostu... co ja jej takiego zrobiłem? Czy ja byłem dla niej zły? No przecież
robiłem wszystko, aby była szczęśliwa.
Laura starała się, to wszystko jakoś
ogarnąć. Słuchała Izzy'ego i wychodziło jej na to, że Amy tak po prostu go
zostawiła, ale wydawało się jej to trochę niemożliwe. Oczywiście musiała brać
na poprawkę, to iż Stradlin był już pod wpływem alkoholu i część rzeczy mogła
być po prostu nie prawdziwa, ale jednak fakty mówiły same za siebie. Matki nie
było w domu, Angie roztrzęsiona, jęczący ojciec i jeszcze do tego topienie
smutków. Popatrzyła na Stradlina, który próbował się podnieść, ale mu nie
wychodziło, po prostu nie miał już na to sił. Laura zabrała mu butelkę, gdzie
znajdowała się reszta wódki i po prostu wylała ją do zlewu. Stradlin coś tam
mruknął, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Tato, powiedz mi, dlaczego nie jesteś
już z mamą? I co ci ona takiego zrobiła?
- Zdradziła mnie. - Padła krótka
odpowiedź.
W tym momencie dziewczyna myślała, że
się zakrztusi własną śliną. Nie wierzyła, w to co powiedział jej ojczym. Może
tylko coś tam bredził. Przykucnęła przed nim i popatrzyła mu w oczy. On uciekła
wzrokiem na boki i nie chciał najwyraźniej składać wyjaśnień. Laura ścisnęła go
za dłoń. Chciała mu pokazać tym samym, że jest po jego stronie, chociaż wydawało
się być to trochę absurdalne, bo przecież Amy była jej matką, a Izzy ojczymem,
ale kochała go jak swojego prawdziwego ojca, a przez te wszystkie lata nawet
zapomniała już o tym, iż to nie Izzy powołał ją na ten świat. Blado się do
niego uśmiechnęła szepcząc, aby powiedział coś więcej.
Izzy spojrzał na nią. W tym momencie
zadał sobie pytanie, kiedy ta dziewczyna tak wyrosła. W jego głowie była cały
czas taką małą dziewczynką, która przez przejścia ze swoim biologicznym ojcem
bała się własnego cienia. Teraz kucała przed nim młoda, piękna kobieta, która
blado się do niego uśmiechała. Miała dokładnie taki sam uśmiech, jak Amy. W tym
momencie to nawet i wyglądała, jak rudowłosa, a Izzy poczuł ukłucie w sercu.
Lafaytte wydało mu się być takie samo. Od dnia, kiedy się urodził, po dzień, kiedy wyjechał i teraz. Ta sama cisza, ten sam spokój, to samo jakby sielankowe życie. Wszystko wydawało się być piękne. Może ktoś, kto przyjechał do tego miasteczka pierwszy raz, to miał wrażenie, że jest to raj na ziemi. Jednak dla Izzy'ego były to tylko pozory. Przecież jakby naprawdę było tak pięknie, cudownie, spokojnie... tak sielankowo, to wcale by nie wyjechał. Chociaż w takich chwilach jak ta, kiedy szedł jeszcze pustą ulicą zastanawiał się, dlaczego opuścił to miejsce? Bo chciał czegoś więcej? Ciągnęło go do wielkiego świata, gdzie coś się dzieje? Taka właśnie była odpowiedź, ale sam Izzy zaczął też zdawać sobie sprawę z tego, iż to nie jest jego życie. Tak naprawdę wszystko, to co kocha jest właśnie w Lafaytte... swoje miejsca, swoje sekrety... kobieta, która jest dla niego całym światem i mała dziewczynka, którą jest w stanie pokochać jak własną. Dlaczego to wszystko zostawił? Uciekł, jak tchórz z nadziejami, że sprawy same się rozwiążą. Problem polegał na tym, że nic się nie rozwiązało, nic się nie polepszyło. Mógł nawet powiedzieć, że tak naprawdę, to wszystko wyglądało jeszcze gorzej, niż te parę lat temu, kiedy wsiadł do samochodu i pojechał w nieznane.
Idąc kopał kamień, który trafił mu pod
nogi parę metrów wcześniej. Ta kojąca cisza, która czasem była przerywana tylko
przez szczekanie psa sprzyjała jego przemyśleniom. Znalazł się w Lafaytte.
Zrobił ten pierwszy krok, ale Izzy kompletnie nie wiedział, co miał zrobić
dalej. Przecież nie mógł tak po prostu iść do domu Amy, tak po prostu powiedzieć
jej, że popełnił błąd i tak po prostu zaproponować, aby wyjechała z nim do Los
Angeles. To był szczyt głupoty. A też Stradlin nie miał żadnego innego planu,
jaki by mógł zrealizować. W głowie pustka i nic więcej. Pierwszy raz w życiu
nie wiedział, co ma robić. Nie znał celu.
Zaczynał żałować, że przyjechał. Mógł
zostać w Chicago. Mógł iść ze Slashem do baru. Mógł się upić, ponownie spędzić
noc z mało znaczącą dziewczyną. Mógł... ale coś kazało Stradlinowi przyjechać właśnie
do Lafaytte. Ciężko westchnął. Cisza, która jeszcze chwilę temu była zbawienna
w tym momencie zaczynała robić się przytłaczająca.
Dość, miał dość.
Przypomniał sobie, dlaczego nienawidzi
Lafayette. Bo tu wszystko jest takie samo! Bo tu nie nic mu się nie udało. Bo
tu stracił kobietę swojego życia. Bo tu wcale nie można być szczęśliwym, bo
ludzie są tak bardzo nieświadomi, że aż żal patrzeć.
Chciał krzyczeć, aby jakoś zagłuszyć tą
ciszę, ale opanował się, kiedy zdał sobie sprawę z tego, iż skoro nic się tu
nie zmieniło, to policja pewnie też się nie zmieniła, a nie miał ochoty spędzić
kolejnej doby na dobrze znanym sobie posterunku.
- Laura!
Ktoś krzyknął. Kobieta. Izzy odwrócił
się, aby zobaczyć, co się takiego dzieje, ale nic nie zobaczył. Jeden krzyk,
który poniósł się echem po okolicy i cisza. Nic więcej. Może mu się tylko
wydawało? Właśnie... wydawało się. Zdał sobie sprawę z tego, że właśnie jest na
głodzie, nie ma przy sobie ani jednej działki. Wzruszył ramionami i postanowił,
że wróci do domu Axla, bo przecież nic innego mu nie pozostało. Chociaż słuchanie
Rose'a awanturującego się na swoją matkę, jakby ona była coś winna zniknięcia
Erin, to też nie była wymarzona wizja na spędzenie tego dnia.
Ruszył się z miejsca, kiedy poczuł, że
coś w niego wpadło. A raczej ktoś... Izzy popatrzył, co się właśnie przed chwilą
uczepiło jego nogi i cicho płakało. Serce szybciej zabiło gitarzyście, kiedy
zdał sobie sprawę z tego, że jest to dziewczynka... ta dziewczynka, którą tak
dobrze zna, którą kocha, za którą tęskni. Oczy dziecka popatrzyły na Izzy'ego.
Było widać w nich strach, desperację, prośbę o ratunek, łzy ciekły ciurkiem po
zapuchniętych policzkach. Po Izzy'm przeszedł dreszcz. Czy to było możliwe? Może
naprawdę wszystko mu się śniło i tak naprawdę, to był tylko wytwór jego wyobraźni.
Nie wiedział, co miał zrobić.
Lubił Laurę, kochał, ale kiedy nie płakała.
Kiedy była radosną dziewczynką, nie kiedy przerażonym dzieckiem, które teraz by
się najchętniej w nim schowało przed całym złym światem.
- Laurie, co się stało? Gdzie jest
twoja mama? - Zapytał najbardziej troskliwym głosem, jaki udało mu się wydobyć
z siebie. Przykucnął przy małej i złapał ją delikatnie za ramiona. Wtedy
dziewczyna uciekła wzrokiem na boki. Po Stradlinie przeszedł jeszcze większy
dreszcz, jak zobaczył na białej sukience ślady krwi. Przełknął głośno ślinę. -
Laura, słyszysz mnie? Poznajesz mnie? To ja.. wujek Izzy... powiesz mi, co się
stało?
Milczała. Przerażenie nie pozwalało na
to, aby cokolwiek powiedziała.
- Boże, Laura... - Ktoś powiedział.
Ten sam kobiecy głos. - Przeprasza... Izzy?
Stradlin przeniósł oczy z Laury na
kobietę, która właśnie przed chwilą obok niego stanęła. Popatrzył, zmierzył
wzrokiem i nie wierzył. Czy to naprawdę, wszystko mu się śniło? Chciał, aby to
był tylko sen. Amy wpatrywała się w niego lekka zakłopotana. Za kurtyną rudych
włosów, które opadały jej na twarz chciała ukryć rozciętą wargę. Jednak nie była
w stanie schować posiniaczonych rąk, skrawka brzucha, który można była zobaczyć
spod za krótkiej bluzki. Nie wspominając już o tym, że po prostu była na boso.
Kobieta ominęła Izzy'ego, jakby wcale
go tak nie było. Przecież nie chciała się mu tłumaczyć. Tego było już za wiele.
Przykucnęła obok swojej córki, a następnie wzięła ją na ręce. Laura nadal
milczała i nie chciała nic powiedzieć. Tylko błagalnie wpatrywała się w
Izzy'ego. Jakby samym spojrzeniem chciała mu powiedzieć, aby ją ratował. Aby
Stradlin nie pozwoli na to, żeby Amy wracała z nią do domu.
Kobieta odwróciła się i chciała już iść.
Stradlin nie wytrzymał.
- Amy, czekaj. Musimy chyba pogadać,
nie sądzisz?!
Odwróciła się mierząc go wzrokiem.
- Nie mamy o czym. - Odparła.
- Mylisz się. Mamy.
Miała mu wszystko powiedzieć? Tak po
prostu zwierzyć się ze swoich problemów, jakby Izzy był jej najlepszym
przyjacielem? Stradlin nie był przecież dla Amy nikim ważnym. Może kiedyś,
dawno temu w szkole, ale to już była taka odległa rzeczywistość, że dawno o tym
zapomniała. Izzy nie był ani przyjacielem, ani kumplem, nawet nie był dobrym
znajomym. Amy mogła go określić jedynie jako człowieka, który nagle pojawił się
w jej życiu i nagle chce wyjaśnień, dlaczego Laura biega pobrudzona krwią i
przestraszona po ulicy, dlaczego Amy ma podbite oko, dlaczego obie wyglądały,
jakby czegoś się bały. Z resztą, to co taki Stradlin może wiedzieć o tym
wszystkim? Nic, prawda? Żyje sobie spokojnie w tym swoim Los Angeles i ma
wszystko i wszystkich gdzieś. W świetle tych argumentów Amy stwierdziła, że
jednak nie będzie zwierzała się przyjacielowi swojego brata. Z resztą i tak
musiała wrócić do domu, bo nie chciała jeszcze bardziej zdenerwować Chrisa.
Stradlin ciężko westchnął, kiedy
patrzył na Amy. Obraz nędzy i rozpaczy. Nie taką ją pamiętał. Amy zawsze
kojarzyła mu się ze silną, twardo stąpająca po ziemi kobietą, która wie czego
chce. Ta wersja, którą miał teraz przed sobą nie była ani trochę podobna do
jego wyobrażeń o Amy. Następnie przeniósł wzrok na Laurę. Dziewczynka siedziała
skulona w kącie i nadal się tak błagalnie na niego patrzyła. Coś musiało się
stać, a sam Stradlin nawet zaczynał się domyślać co takiego, ale nie mógł
przecież nic wyciągać do Amy. Nigdy nie lubił być nachalny. A też znajomość z
Erin nauczyła go tego, iż nie można naciskać. Trzeba czekać, aż kobieta coś
sama powie. Problem z tym, że nie zawsze mówiła.
Znajdowali się w rodzinnym mieszkaniu
Stradlina. Od śmierci rodziców Izzy'ego stało ono puste, nikt tam nie zaglądał,
nikt nie sprzątał, nie wietrzył, to też ogólna atmosfera nie była przyjemna.
Kurz, smród, kurz, smród. Oczywiście nie trzeba było wspominać o tym, że nie było
w nim nic, czym by można było ugościć Amy z córką.
- Dlaczego nie sprzedasz tego
mieszkania? Po co ci one, jak i tak.. jesteś tu pierwszy raz od chrztu Laury? -
Zapytała kobieta odgarniając sobie włosy za ucho. Wtedy Izzy mógł dokładnie
ocenić jej obrażenia. Przeszedł po nim dreszcz.
- Bo mam sentyment. A może kiedyś tu
wrócę? - Zamyślił się, a potem znacząco popatrzył na Amy. - A ty dlaczego nie
zostawisz Chrisa skoro on się nad tobą znęca?
To pytanie raczej nie było na miejscu.
Po Amy przeszła fala złości. Chciała już krzyknąć na gitarzystę, aby nie wtrącał
się w nie swoje sprawy, ale opanowała się. Przecież nie chciała dodatkowo
wystraszyć Laury.
- Bo mam do niego sentyment. A może
kiedyż znów będzie dobrze? - Odpowiedziała z kpiną.
- A może kiedyś tak cię skatuje, że już
z tego nie wyjdziesz, a Laura zostanie sama?
- A może to nie jest twoja sprawa?
- Jak nie moja?! Widzę, że facet leje żonę
i dziecko i mówisz mi, że to nie moja sprawa?!
- Widziałeś, jak Axl uderzył Erin!
Wtedy to nie była twoja sprawa, to dlaczego ja i Chris jesteśmy twoją sprawa?!
Zdał sobie sprawę z tego, że ta
dyskusja do niczego nie prowadzi. Rzucił jeszcze pogardliwym spojrzeniem na Amy. Przecież nie mógł powiedzieć tej
kobiecie, bo to i tak by nic nie zmieniło. Wstał z kanapy i rzucając przekleństwami
pod nosem skierował się w stronę wyjścia, trzasnął drzwiami. Laura powiodła
jeszcze za Izzy'm przestraszonym spojrzeniem. Potem wstała ze swojego miejsca,
podeszła do Amy i się do niej przytuliła. Dla tego dziecka ten dzień, to było
już o wiele za wiele.
***
Patrzyła
na swojego brata i nie była za bardzo przekonana do tego pomysłu. Przecież, to
było szaleństwo! Jak miała tak po prostu spakować swoje i Laury rzeczy, jechać
z bratem do Chicago, a potem do Los Angeles i po prostu tam zamieszkać. A
matka? Przecież nie mogła tak po prostu zostawić matki. A Chris? Miała zostawić
męża? Uciekać od niego, jak tchórz? Wcześniej Axl psioczył na Erin, że uciekła
bez słowa, a raczej zostawiając tylko list, a teraz chciał, aby Amy zrobiła to
samo. Do tego twierdził jeszcze, że jest pewna różnica. Rudowłosa nie widziała żadnej.
Axl popchnął Erin na ścianę, uciekła. Chris bije ją, też ma uciec? I gdzie tu
różnica? Chyba tylko w tym, iż Erin nie ma ślubu z Axlem i nie mają dziecka. Właśnie,
ślub! Przecież przysięgała Chrisowi, że będzie z nim na dobre i na złe, do końca,
w każdym bagnie, jakie się wpakują. I miała tą przysięgę złamać, tak po prostu?
Bo Axl ma jakieś swoje paranoje?
Popatrzyła na Izzy'ego, który też
raczej nie wydawał się być przekonany do tego pomysłu. Ale gitarzyście chodziło
chyba o coś innego. Po głowie Amy ciągle chodziły słowa, które padły z ust Stradlina.
Jego dziwne zachowanie, kiedy ją zobaczył. Ta przesadzona troska. A teraz
jeszcze wydawał się być załamany z tego powodu, że Amy będzie tak blisko niego.
Jednak, to wszystko było dość dziwne, a sama kobieta nie potrafiła tego rozumieć.
Nie potrafiła też postawić się swojemu bratu i powiedzieć mu, że zostaje w
Lafaytte i nigdzie nie jedzie.
- Bill, zostaw moje rzeczy! - Krzyknęła
w końcu. - Ja nigdzie nie jadę! Zostaje tu, rozumiesz? Przy mamie i Chrisie!
Axl odwrócił się przodem do Amy,
trzymał w ręku właśnie jakaś jej sukienkę. Popatrzył na siostrę i miał ochotę
się na nią wydrzeć, jednak opanował się. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
iż tak po prostu nie może zacząć na nią krzyczeć, bo to by jeszcze pogorszyło
sprawę, a wtedy Amy na pewno by się nie zgodziła pojechać z nim do Los Angeles.
- Izzy, weź jej to jakoś wytłumacz. -
Mruknął tylko do swojego przyjaciela, który zaczął uciekać wzrokiem na boki.
Amy popatrzyła na gitarzystę.
- Noo.. - Stradlin się odezwał po dłuższej
chwili. - Przemoc w rodzinie, to nie jest dobry stan rzeczy.. - mówił, to jakby
nie był do wszystkiego przekonany. - Z resztą, to ja ci już powiedziałem, co o
tym myślę. - Dokończył patrząc się w ścianę.
- A ja ci też powiedziałam, co o tym
myślę. - Warknęła. Podeszła do Axla i zamknęła szafę. - A ty się opanuj.
Nigdzie nie jadę, słyszysz?
- Dobra, to ty sobie tu zostań, ale ja
zabieram Laurę!
- Co? Bill, ty jesteś już do końca
powalony! Izzy powiedz mu coś!
Tym razem Stradlin popatrzył na
swojego przyjaciela. Ciężko westchnął. Czy musiał brać udział w tych głupich
wojnach między rodzeństwem. Dlaczego musiał w to wszystko się wpakować i to
jeszcze na własne życzenie. Mógł nic nie mówić Axlowi i by nie było sprawy.
- Noo... Axl, dziecko powinno być przy
matce. Wiesz, to jeszcze mała dziewczynka.. - Stwierdził ponownie bez żadnych
emocji. - Ale biorąc pod uwagę, że w tym domu... to Laura nie może czuć się
bezpieczna, a dziecku chyba jest potrzebne to poczucie...
- STRADLIN, ZAMKNIJ SIĘ! - Krzyknęli
równocześnie Amy i Axl.
- Ktoś cię pytał o zdanie? - Zapytała
po chwili Amy.
- No właśnie, nikt cię nie pytał o
zdanie, w ogóle, to co ty tu robisz! Idź się gdzieś przejść, a nie wtrącasz się
w nasze rodzinne sprawy! - Dodał Axl pokazując mu drzwi.
Izzy popatrzył na Axla, na Amy, stali
oboje w takiej samej pozycji z założonymi rękoma na biodrach i uporczywie się w
niego wpatrywali, aby w końcu wyszedł z domu rudowłosej. Stradlin miał ochotę
wybuchnąć śmiechem, powiedzieć tej dwójce, jak jest bardzo do siebie podobna,
chociaż sami przed sobą się do tego nie przyznają, ale stwierdził, że i tak nie
ma sensu. Wywiązała by się tylko jeszcze kolejna awantura. Wyjął z kieszeni
kurtki paczkę papierosów, wziął zapalniczkę, która leżała na łóżku i wyszedł z
sypialni. Kiedy zamknął za sobą drzwi, to ponownie usłyszał krzyki spierającego
się rodzeństwa. Zszedł ze schodów. Miał wyjść z domu i ponownie pójść na
spacer, albo... do matki Axla i Amy , aby z nią pogadać. Sharon nie raz była mu
bliższa niż jego własna matka. Nie raz chodził do niej ze swoimi problemami.
Mógł nawet powiedzieć, iż kochał tą kobietę, jak bliską ciotkę. Jednak jego
plany zmieniły się w momencie, kiedy zobaczył Laurę. Dziewczynka nadal była
przestraszona. Nadal ubrana tylko w swoją koszulkę nocną, nadal miała brudną
buzię, nadal chodziła na boso i nadal siedziała w kącie chcąc się schować przed
całym światem. Stradlin ciężko westchnął. Wszedł do kuchni. Laura siedziała pod
stołem.
- Laurie...?
Dziewczynka nic się nie odezwała. No
tak, Chris pewnie nie raz karał ją za odzywanie się bez większej potrzeby. Z
minuty na minutę w Stradlinie rosła nienawiść do tego człowieka.
Chciał nawiązać jakiś kontakt z
siostrzenicą Axla. Nie przyszło mu nic innego do głowy, jak przykucnąć, a potem
wejść pod stół i usiąść obok Laury. Dziewczynka popatrzyła na niego zdziwionymi
oczami. Już nie miała błagania w spojrzeniu, aby Izzy jakoś ją uratował. Pewnie
wystraszyła się Stradlina po tej awanturze z Amy, która wywiązała się w
mieszkaniu jego rodziców.
- Laurie, a z resztą, to ja nie wiem,
co mam powiedzieć. Wiesz, nie umiem rozmawiać z dziećmi.
Odpalił papierosa. Laura wtedy
popatrzyła na niego trochę nieprzytomnie.
- Palenie szkodzi zdrowiu, tak mówi
mama. - Szepnęła dość poważnie.
- Bo mama ma rację. - Odparł Izzy
wypuszczając dym z ust. - Ale siedzenie pod stołem w samej piżamie i nieumytą
buzią też szkodzi zdrowiu.
- Ale ty też siedzisz pod stołem!
Rzeczywiście, siedział tam razem z
Laurą, która zwracała mu uwagę na to, iż palnie szkodzi zdrowiu. Brunetka miała
trochę ponad trzy latka, a była mądrzejsza niż nie jedna kobieta, z którą Izzy
miał okazję rozmawiać. Szczerze mówiąc, to Laura przewyższała inteligencją
chyba każdą z tych kobiet. Dopadło go takie dziwne uczucie, że znajduje się w
kompletnej beznadziejni. Otaczają go same puste idiotki. Koledzy też jakoś tam
nie są zbyt mądrzy. Otacza się w środowisku, które tak naprawdę nic nie wnosi
do jego życia, a taka mała dziewczynka wie więcej niż on sam. Czy to nie było
przerażające?
- To może tak pójdziemy się ubrać, umyć,
zjeść śniadanie, a potem na spacer? - Zaproponował.
- Nie, bo ty nie nadajesz się do
dzieci! - Zaprotestowała Laura.
- No jak chcesz. To będziemy siedzieć
pod tym stołem.
Laura nic nie powiedziała, ale za to
przytuliła się do niego.
Sam nie wiedział, czy ma się jej zwierzyć. Jednak ona, to nie była Angie. Angie miała dopiero szesnaście lat, Laura dwadzieścia pięć i sama miała już męża i dziecko. Znała dorosłe życie, więc czemu by miał jej nie powiedzieć. Jednak szarpał się z myślami, aż w końcu przytulił się do szatynki i zaczął płakać. Czuł się z tym żałośnie. Nigdy nie płakał przy żadnej kobiecie, bo wydawało mu się być to oznaką słabości. A teraz nie dość, że ryczał przy dziewczynie, to jeszcze była to jego jakby córka.
- Jest w ciąży... ale nie ze mną...
rozumiesz to? Bo ja nie... - mamrotał. - Miałem nadzieję, że może jednak ze mną,
ale jak mi powiedziała, że przeprowadzi się do Axla i że rozwód z jej winy,
to.. no przecież by się tak nie poddawała, jakby to było moje dziecko...
I nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
Spodziewała by się po swojej matce wszystkiego, ale nie takiego czegoś. Nagle w
momencie wszystko zrozumiała i nawet się nie dziwiła Izzy'emu, że tego wieczora
tak się stoczył. Po prostu nie wytrzymał. Nic mu nie odpowiedziała, bo chyba żadne
słowa nie były odpowiednie, tylko mocniej go do siebie przytuliła. Popatrzyła w
stronę wejścia do kuchni i zobaczyła Angie, która stała z wielkimi oczami od
przerażenia. Wszystko słyszała. Pokręciła przecząco głową, jakby sama sobie
chciała zaprzeczyć, że nie słyszała, iż jej matka zachowała się, jak skończona
suka.
Cofnęła się parę kroków i skierowała
się w stronę wyjścia. Laura odsunęła od siebie Stradlina i popatrzyła mu w
oczy.
- Tato, idź spać, dobrze? I nie pij już
dziś więcej.
Izzy kiwnął głową. Laura zastanowiła
się przez chwilę, czy może go zostawić samego, ale przecież jakby nie było, to
był to już dorosły człowiek. Nie mogła rozczulać się nad nim, jak nad
dzieckiem. Uśmiechnęła się jeszcze do niego i sama wstała, skierowała się w
stronę drzwi wyjściowych.
Angie siedziała na huśtawce,
delikatnie się bujała. Zaciskała dłonie w pięści, a po jej policzkach spływały łzy.
Rodzice jej znajomych się rozwodzili. Zdradzali, jednak miała wrażenie, że to
wszystko działo się koło niej. U niej zawsze było dobrze, zawsze się kochali, a
sama Angie miała o nich takie zadanie, że po prostu nigdy się nie rozstaną, bo
nie potrafią bez siebie żyć, a tu nagle takie coś. Mama zdradza tatę i do tego
będzie miała jeszcze dziecko z obcym facetem. Dopiero, kiedy ten fakt dotknął
jej rodziny zadała sobie sprawę z tego, co takiego dzieje się na świecie. Usłyszała
czyjeś kroki, a potem ktoś stanął obok niej. Popatrzyła w górę i zobaczyła
zmartwioną minę Laury.
- To już koniec, nie? - Szepnęła po
cichu. - Mama się teraz zamieszka z tym swoim nowym facetem, a walka o mnie będzie
toczyła się w sądzie i nikogo nie będzie obchodziło, to co ja czuje.
- Ang, może Izzy coś źle zrozumiał.
Nie wiem, może to nie wygląda tak źle. Siostra, na razie to się tym nie zajmuj,
dobrze?
Angie nic nie odpowiedziała. Laurze było
łatwo mówić, była już dorosła, nie mieszkała z rodzicami, a poza tym Izzy nawet
nie był jej ojcem. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko dalej się bujała
zastanawiając się, jak to dalej będzie.
Laura posiedziała jeszcze przez chwilę
i postanowiła sprawdzić, co się właściwie takiego dzieje z Izzy'm. Weszła do
domu, w którym panowała cisza. Zajrzała do kuchni, nie było go tam. Ciężko
westchnęła i wbiegła po schodach na górę. Mężczyzna leżał skulony na łóżku w
sypialni i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w zdjęcie ślubne, które stało
na szafce nocnej.
- Zabiłaś mnie, Amy. - Szepnął.
Laura poczuła jak ból przeszył jej
serce. Nic nie powiedziała tylko podeszła do łóżka i położyła się obok ojczyma.
- A ty mnie uratowałeś, tato... -
Powiedziała po cichu. - Chyba żaden człowiek nie zrobił dla mnie tyle dobrego,
co ty...
- To już nie ma znaczenia.
- Tato, wszystko będzie dobrze...
Chociaż sama nie wierzyła w takie słowa.
***
Jesteś
wariatką. Takie właśnie stwierdzenie chodziło po głowie Kate od paru godzin.
Sama nie wiedziała jaki diabeł podkusił ją, aby zgodzić się na ten spacer ze
Slashem. Raczej wiedziała, miał on na imię Emma, przesadnie kochał wszystkich
facetów i sądził, ze Slash to zajebista partia dla Kate. Własnie to przez nią
Katie siedziała w parku trzymając na smyczy Sally i zastanawiała się nad sensem
swojego życia. Przecież jakby Alan się dowiedział z kim jego mama spaceruje
sobie po parku, to by zawału dostał, a na pewno by się obradził, że po prostu
musiał iść do szkoły. Kobieta ciężko westchnęła i popatrzyła na swojego psa,
który właśnie wodził wzrokiem za wiewiórką, która biegała parę metrów przed
nimi. Następnie przeniosła wzrok na Slasha, który szedł w jej stronę z dwiema
kawami. Blado się do niego uśmiechnęła. Hudson nadal rozbierał ją wzrokiem, a
ona nadal nie mogła do tego przywyknąć.
- Ładny mamy dziś dzień, nie? - Zapytał
siadając na ławce obok. - Dawno tak nie byłem... po prostu na spacerze. W sumie
to chyba nigdy nie byłem.
Kate wzięła od niego swoją kawę.
Popatrzyła na Slasha znacząco. No tak, przecież taka wielka gwiazda, to ma inne
aspiracje życiowe niż po prostu spacerowanie sobie po parku. Przecież to jest
takie nudne. Nic się nie dzieje, chociaż nie. Czasem można trafić na jakieś
seksowne dziewczyny, które twierdzą, że uprawiają jogging, a tak naprawdę, to
się po prostu obijają i mają taki pretekst, aby podrywać właśnie takich
facetów, jak Slash. Własnie przebiegły obok nich dwie taki kobiety. Kate popatrzyła
na reakcję Hudsona, ale on nie był nimi wcale zainteresowany. To już bardziej
Lou pociągnął się na smyczy, aby pobiegnąć.
- No to masz niepowtarzalną okazję.
Cały czas na niego patrzyła, co też
dziwiła się samemu sobie. Woczrajsze słowa Emmy dość porządnie zapadły jej w
pamięć. W sumie, to spora część dziewczyn by marzyła o takiej właśnie chwili, a
Kate wybrzydzała i sama nie wiedziała, dlaczego. Po prostu czuła się uprzedzona
do Slasha, ale musiała przyznać sama przed sobą, że jej się podobał. Kiedyś, to
nawet miała jego plakat na ścianie. Może nie była fanką Gunsów, może nie szalała
na każdym ich koncercie, nie kupowała płyt i nie śledziła każdej plotki, jak
szalona, ale jednak miała jakaś słabość do gitarzystów. Hudson poczuł wzrok
swojej towarzyszki na sobie i delikatnie się uśmiechnął. Wtedy Kate szybko
przeniosła spojrzenie na swojego psa.
- No i jest nawet całkiem miło.
- To się cieszę, biorąc pod uwagę, to że
jestem taka nudna.
- Wcale nie jesteś nudna. - Powiedział
z uśmiechem. - Może trochę irytująca.
- Dodam jeszcze, że jestem wredna. Tak
twierdzi mój syn.
- A ja podobno jestem zrzędliwy. Tak
twierdzi mój syn.
- No to oboje na takiej malej
przestrzeni nie da się z nami wytrzymać.
Slash ciężko westchnął, a następnie
zacisnął dłonie na kubku z kawą, prawie go zgniatając. Kate zauważyła, że
jednak zachowuje się trochę inaczej niż przez ostatnie ich spotkania. Mimo
wszystko miał głowę zajętą czymś innym, tylko o czym mógł myśleć taki Slash? Na
pewno o pracy.
- Coś się stało? Z płytą coś nie tak?
- Zapytała, aby podtrzymać rozmowę.
- Dlaczego z płytą?
- Bo jesteś jakiś taki... zmartwiony.
Slash spojrzał na nią.
- Nie samą pracą człowiek żyje.
- Opowiadaj.
- Kate, nie będę zadręczał cię swoimi
problemami!
- Daj spokój, moje życie ostatnio i
tak jest tak bardzo surrealistyczne, że bardziej chyba nie może. Opowiadaj.
Slash ciężko westchnął.
- Może nie powinienem prosić ciebie o
radę, ale... jesteś kobietą. Nie znasz mojego syna i możesz popatrzeć na to
wszystko obiektywnie. - Szepnął Slash wbijając wzrok w kostkę brukową. Wolał
nawet nie patrzeć na reakcję kobiety. - Bo chodzi o mojego młodszego syna...
ostatnio wcale nie mogę się z nim dogadać. Mam wrażenie, że odizolował się ode
mnie, bo czymś mu zawiniłem, nie wiem, ale... czuje, ze go tracę.
W tym momencie Kate zobaczyła Slasha w
innym świetle. Wcześniej miała go za gwiazdę, która ma jakieś swoje fanaberie i
ciągle coś nie pasuje. Jednak w tym momencie zobaczyła w nim człowieka, po
prostu zwykłego człowieka, który sam wychowuje dwóch synów i chyba nie potrafi
sobie z tym poradzić. Ciężko westchnęła.
- Wiesz, to może być taka reakcja
obrona. Może on poczuł, że traci ciebie, więc teraz chce dać ci do zrozumienia,
że wszystko się wymyka i po prostu zwrócić na siebie twoją uwagę. Bo jak było z
nim wszystko dobrze, to było dobrze i jakoś tam zbytnio pewnie nie wchodziłeś w
jego życie, a on może tego potrzebuje. No nie wiem.
Może i było w tym trochę logiki. Jakoś
wcześniej Slash nie popatrzył na sytuację z Chashem właśnie od tej strony,
tylko problem polegał na to, iż chłopak od zawsze taki był. A może nie, tylko
Hudson już nie pamiętał czasów, kiedy było dobrze? Chciał to powiedzieć Kate,
kiedy zorientował się, że kobieta już obok niego nie siedzi, tylko biega za swoim
psem po parku i krzyczy jego imię. Uśmiechnął się na ten widok, bo to jednak było
dość urocze. Może i mógł jej pomóc, ale jakoś nie miał ochoty biegać razem z nią.
Jednak zdecydowanie wolał sobie na to popatrzeć.
***
Angie
postanowiła posłuchać rady starszej siostry i po prostu się od tego wszystkie
oderwać. Na chwilę przestać myśleć o problemach rodziców, co nie zmieniało
faktu, iż nadal miała ochotę pogadać z mamą, ale nie mogła się z nią
skontaktować. Oczywiście mogła pojechać do Axla, ale na spotkanie z wujkiem też
jakoś nie miała ochoty. Dobrą okazją na oderwanie się od problemów była impreza
u Hanny. Cash ostatecznie zgodził się na nią iść. Tylko był jeden mały problem.
Aby impreza się odbyła, to trzeba było sobie ją zorganizować. Rodzice Hannie
wyjechali na weekend, więc dziewczyna miała wolną chatę. Ci ludzie nawet nie
zdawali sobie sprawy, co ich córeczka ma zamiar zrobić, ale wiadomo - czego
oczy nie widzą temu sercu nie żal i sama Hanna trzymała się właśnie tej zasady.
Kiedy tylko samochód jej rodziców z młodszym rodzeństwem na tylnym siedzeniu
znikną za zakrętem zadzwoniła do Angie, która pojawiła się z Cashem i Londonem
po upływie trzydziestu minut.
Cash siedział na stole w kuchni z
butelką piwa i obserwował Angie, która własnie Wkładała paluszki do kubków. I
po co to robiła skoro i tak w czasie imprezy wszystko będzie porozwalane.
Jednak można się łudzić, że nie. Obok niego oparł się London, odkąd znalazł się
w domu Hanny to wodził wzrokiem za jakaś blondynką, której sam Cash nie znał.
- Braciszku, fajnie, że szukasz sobie
dziewczyny, ale nie taka... za plastikowa. - Stwierdził patrząc na brata.
- O czym ty mówisz?
- O tej blond dupie. Zobacz ile ma
tapety na twarzy. Wyobrażasz sobie to, jak będzie jej to wszystko spływało,
kiedy będziesz ją posuwał w kiblu?
London zaśmiał się pod nosem. No tak,
Cash jednak miał rację, a ta dziewczyna wcale mu się nie podobała. Sam nie
wiedział, dlaczego przykuła jego uwagę.
- Mógłbyś zakręcić się koło takiej
Hannie. Naprawdę fajna dziewczyna - Powiedział Cash unosząc jedną brew. - Tylko
wiesz, to nie jest laska na jeden raz.
-
Cash, Cash... - London wziął go pod rękę. - Z tego co wiem, to ty nadal nie
masz dziewczyny i nigdy nie miałeś, więc... może nie będę słuchał twoich rad.
Do kuchni weszła Hanna, która trzymała
karton z różnymi płytami. Postawiła go na stole i wyrwała Cashowi piwo mówiąc,
aby się powstrzymał, bo wieczorem będzie nie do życia.
- Zapomnieliśmy o najważniejszej
rzeczy! - Krzyknęła brunetka. - Muzyka. Jest impreza, to musi być muzyka.
Angie zerwała się z miejsca i podbiegła
do koleżanki zajrzała do kartonu.
- Co? Justin Biber, Hannah Montatna,
US5, Lady Gaga?! One Direction - Wyliczała przewracając kolejne płyty.
Hanna zaśmiała się pod nosem. Popatrzyła
na Casha, który w tym momencie zaczął parodiować jakaś piosenkę One Direction
przez to zaczął teraz zawracać na siebie uwagę wszystkich zebranych. Blondyna
za którą wodził wzrokiem London podeszła do zebranych przy stole.
- A co wy chcecie od nich wszystkich?
- Stwierdziła.
- No właśnie.A Harry Styles jest taki
mrrr... ten jego tyłeczek - Zamruczała
Hannie.
Angie w tym momencie spojrzała na
Casha.
- Ej, ale ty całkiem do niego jesteś
podobny w tych kręcony włosach! - Zaśmiała się.
- Odwal się!
- No dobra, żartowałam. To muzyka
mojego rodzeństwa. - Wybuchnęła śmiechem Hanna. - Ja mam dal nas coś innego. -
Zabrała znajomych płyty i wyrzuciła je do kartonu. Sama podeszła do szafki i
wyjęła z niej odpowiedni karton. - Mam nadzieję, że teraz bardziej wam pasuje?
- A Gusnów masz? - Zapytał Cash.
- Noo, a co?
- Super! Dawaj wszystkie płyty jakie
masz!
- Ja nie chcę Gunsów. Nienawidzę tego
zespołu. - Jęknęła Angie.
- Nie jesteś tolerancyjna. - Powiedział
London zerkając na Hannę, po której przeszedł dreszcz.
Mam nadzieję, że pozwolisz i zacznę od tyłu. Myślę, że wiesz dlaczego... Tak jak po Hannie przeszedł dreszcz tak i po mnie haha. Dobrze, że Angie postanowiła się na trochę od tego odizolować, Laura miała rację. Izzy i Amy niczego sobie nie wyjaśnili, choć z drugiej strony wszystko było jasne, ale niech Angie się zabawi. To co ci już napisałam, zbieg imion i sytuacji, ale jak dobrze zauważyłaś chyba każdy tak ma. W oczach rodzica, moje cudowne wzorowe dziecko, a gdy ci zdążyli spuścić ją z oczu proszę. Ale szesnaście lat ma się raz w życiu także haha. Tak w ogóle to muszę przyznać, że kocham teksty Casha w tym opowiadaniu. No mistrzostwo! " Zobacz ile ma tapety na twarzy. Wyobrażasz sobie to, jak będzie jej to wszystko spływało, kiedy będziesz ją posuwał w kiblu?" W ogóle cała ta ich konwersacja, choć krótka to po prostu zajebista. Od razu wyobraziłam sobie TEGO Casha, który śpiewa jakiś utwór One Direction... O matko, kolejna fala śmiechu. Nawet nie wiesz jak bardzo nie mogę się doczekać kolejnego, bo liczę na rozwinięcie tematu. Ktoś kiedyś przedstawił tu wizję Londona zapitego w trupa, którego ciągną Angie i Cash, w sumie dość zabawna wizja i choć lepiej aby nie zaliczał tak zwanego zgona to niech się zabawi. W końcu... nie zdarza się to dość często, prawda?
OdpowiedzUsuńDobra teraz Slash i Kate. No tak na głupie spacery nawet nie ma czasu. To może wydawać się dziwne, ale pewnie tak jest. Proza życia te sprawy... tak jakby wcale go to nie dotyczyło. A jednak. Kate zobaczyła w nim kogoś więcej niż wielkiego gwiazdora. Kogoś kto ma dwóch syn i wychowuje ich samotnie. Bo Kate o tym wie tak? Wie, że Perla zginęła tak a nie inaczej czy się tym nigdy nie interesowała? Tak czy inaczej to trochę zmienia swoje spojrzenie na Hudsona. Tak myślałam, że się jej w końcu wygada i powie, że ma problemy z synami. Tak jakby to nawet z dwoma, tylko jak dla mnie London się idealnie ukrywa- zajmuje się książkami, nauką nie jest "problemem", w sumie taki idealny syn... nie imprezuje, nie znika, uczy się tym samym dbając o swoją przyszłość, ale London też ma problem ot na przykład z dziewczynami. Szuka kogoś kto zapełnił by jakąś pustkę. Tylko robi to po cichu. Cash o wiele gorzej to wszystko znosi i nie może znaleźć porozumienia z ojcem. Kate może i ma rację. Może właśnie Slash powinien wejść w jego życie, przeprowadzić z nim prawdziwą rozmową, bo on się poddaje i nie ma do niego siły. Cash mówi: 'Daj mi spokój. Nie chce mi się gadać' czy coś w tym stylu a on nie ma siły, żeby zmusić go do takiej rozmowy. Bo chyba trzeba by było. Chciałabym, aby oboje powiedzieli sobie co czują, choć synuś jak tatuś nie jest skory do rozmowy o uczuciach jak widać, wszystko zostaje w rodzinie.
No i teraz wracamy do Stradlina... Jak ci napisałam za te wspomnienia rozdział ma u mnie szóstkę z plusem i otrzymuje status ulubionego. Ja od zawsze wiedziałam jak bardzo Izzy kocha Amy, ale dopiero teraz poczułam, tak mocno jak bardzo ją kocha. Laura też mnie zaskoczyła, jak zaczęłam czytać ten rozdział to byłam pewna, że będzie nad nim ślęczeć, narzekać i marudzić, a gdy powiedział Nie jestem twoim ojcem to już w ogóle byłam pewna, że się wkurwi, trzaśnie drzwiami i tyle. Także zachowała zimna krew i swoim zachowaniem wzbudziła jego zaufania. Jakiś czas temu myślałam sobie jak to właśnie jest między nimi, jakie są stosunki między nią a Izzym i jak widać Stradlin serio ją kochał, a ona traktowała go jak swojego ojca. I te wspomnienia... Na miejscu Amy gdy tylko miałabym okazję uciekałabym jak najszybciej i najdalej. Rozumiem, że mogła ją trzymać matka, ale Chris? Stradlin miał rację. Któregoś dnia nie tylko uderzy ale po prostu skatuje... Ale jak widać namowy chyba pomogły. Rozbawił mnie jeden moment gdy Axl i Amy choć z początku kłócili się ze sobą, później wspólnie zaczęli warczeć na Stradlina- wyszło jak bardzo podobni do siebie są. Że Axl to uparciuch wie raczej każdy, ale teraz wyszło to też z Amy. Chociaż gadka Stradlina pasowałaby do słabego psychologa, która powtarza te niby mądre rzeczy, tak żeby sobie pogadać i "pomóc".
Kurde znów miałam łzy w oczach, gdy Izzy się rozpłakał... nie umiem sobie tego wyobrazić, ani tego jak cierpi, ale cierpi... Samo to sprawia mi przykrość. Oczywiście wszystko musiała słyszeć Angie. Myślałam, że reakcja będzie gorsza, rozniesie dom, bo wydaje mi się, że Angie jest dość charakterna także cieszę się, że zareagowała tak a nie inaczej i póki co odpuściła. No i końcówka... znów łzy w oczach. Wyobraziłam sobie ten obrazek. Izzy, który mówi takie rzeczy do zdjęcia... Eh. Czy między nimi kiedykolwiek będzie dobrze? Matko, jak ja bym tego chciała, ale sama choć na szczęścia w swoim póki co krótkim życiu nie musiałam zmagać się z takim czymś, ale wątpię, że wybaczyłabym zdradę, tym bardziej komuś kogo tak bardzo bym kochała jak Izzy Amy, więc będzie ciężko... Jednak jestem dobrej myśli.
UsuńPóki co czekam na szesnasty, kontynuację imprezy i pijanego Londona haha. Wracamy już do rutyny i rozdziały co piątek czy też jakieś miłe niespodzianki? :)
Jak wspomniałam rozdział cudowny... jeden z moich ulubionych.
Pozdrawiam cieplutko ♥
Mnie się wydaje, że Angie wcale nie miała ochoty iść na tę imprezę, ale wiadomo, to urodziny przyjaciółki, więc w sumie nie miała co takiego zrobić. Aczkolwiek na pewno takie oderwanie się pomoże jej w obecnej sytuacji. Lepiej aby była tam, wśród znajomych, którzy raczej jeszcze nic nie wiedzą niż siedziała w domu i patrzyła na to wszystko co się dzieje.
UsuńTak jak już wspominałam Tobie, Kate o wszystkim wie. No ale także ma rację w tym co powiedziała. Cash został naprawdę bardzo skrzywdzony i w sumie jedyne czego potrzebuje w tym momencie to poczucie, że ktoś go kocha, komuś na nim zależy. I robi te wszystkie głupie rzeczy, aby Slash zwrócił na niego uwagę. Bo zobacz, London żyje sobie po cichu tak jakby oczekiwał od niego Slash i w sumie na tym kończy się ich relacja. Slash uznał, że London jest już dojrzały, odpowiedzialny i w sumie, można go zostawić. A Cash tego nie chce... każde "daj mi spokój" jest tak naprawdę krzykiem "Tato, ja tu jestem..."
Izzy chyba od zawsze musiał walczyć o Amy. Z tych wspomnień można wywnioskować tyle, że zanim on wyjechał, to coś mogłoby między nimi być, ale on wolał wyjechać. A w sumie uciekł przed uczuciem do niej. Niewątpliwie musiał stoczyć naprawdę porządną walkę o jej serce, bo sam fakt, że Amy odeszła od Chrisa nie znaczył, że zaraz zaufała Izzy'emu. Nie mówiąc o tym, że on najpierw musiał pokonać siebie, aby zawalczyć o nią. I chyba dlatego teraz go tak wszystko boli. Sam powiedział Laurze, że przez całe ich wspólne życie starał się, aby Amy była szczęśliwa, wszystko dla niej i tu nagle... no wiadomo. On już sobie nie radzi nie tyle z tym, że Amy go zdradziła, ale z sobą samym. Został skrzywdzona, ale także upokorzony przez nią.
Pozdrawiam!
W porownaniu do innych komentarzy, to zawsze moj jest 'ubogi', moze nie umiem ich pisac, ale zawsze jednak zostawiam po sobie slad, bo wiem, ze dla autora jest to wazne i docenia nawet te ubogie komentarze.
OdpowiedzUsuńPisze Ci to zawsze, ale no kocham Twoj styl pisania, jest taki przyjemny! Czekałam na impreze mlodych, bo mam przeczucie, ze tam sie cos bedzie dzialo i znowu przetrzymujesz :D Dobijajaca sytuacja Izzy i Amy, ale gleboko wierze, ze on jej wybaczy, choc wiem, ze jest to cholernie trudne. Tym bardziej, ze jest ona w ciazy z innym mezczyzna i wybaczajac jej musialby patrzec na to dziecko kazdego dnia. Z drugiej strony tak o nia walczyl kiedys i tak sie kochali, no jestem ciekawa co wymyslisz dalej! Slash z Kate dalej mnie smiesza, bo naprawde zachowuja sie jak niepewne nastolatki co ida na kawe po szkole haha :D
Mam nadzieje, ze bedziesz dalej dodawala tak czesto! :) Tym razem zaszalalam i rozpisalam sie, pozdrawiam :)
http://guns-n-roses-gnr.blogspot.com
A, bym zapomniala! Super naglowek, jesli sama robisz, to gratulacje! :) Jednak sugerowalabym zmiane czcionki z czerwonej na biala, bo osoby z wrazliwym wzrokiem, jak ja, maja problem z dluzszym czytaniem. I powiem szczerze, ze tylko wieczorami mam czas na czytanie, a wiadomo, ze wzrok po calym dniu tez zmeczony i musialam niekiedy odwracaj wzrok na chwile, by dotrwac do konca. Mi na przyklad przeszkadza ta czerwona czcionka, ale to moja sugestia. W kazdym razie naglowek jest cudowny! :)
UsuńNie oczekuję od każdego, że zostawi mi tu wypracowanie. Oczywiście miło się czyta, jak czytelnik ma wiele do powiedzenia, ale każde zdanie jest dla mnie ważne. I bardzo się cieszę, że komentujesz moje wypociny. Cenię każdy komentarz.
UsuńMnie się wydaje, że Izzy nigdy już nie wybaczy Amy. Bo takich rzeczy po prostu nie da się wybaczyć. Poza tym Izzy jest jaki jest i to także utrudnia sytuację. Ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy.
No i dziękuję za uwagę co do szablonu.
Pozdrawiam!
witam, przybywam!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam już wcześniej w odpowiedziach na komentarze, że zastanawiasz się nad rozwinięciem wątku Slasha i Perli. ja... no nie lubię ich, nie będę kłamać, haha, ale bardzo bardzo chętnie przeczytam jakieś wspomnienia Laury, Amy czy Izzy'ego z życia w Indianie, kiedy Amy była jeszcze z Chrisem, bo to wspominane w tym rozdziale strasznie mi się podobało.
jest mi tak szkoda Izzy'ego... naprawdę, on jest z tym wszystkim sam, a wszyscy skaczą obok Amy, no właśnie dlaczego obok niej, skoro to wszystko przez nią? wiem, że się mówi, że wina zawsze jest po obu stronach, ale jakoś nie umiem tu znaleźć winy Izzy'ego. nie wiem jak wyglądał ich związek przed tym wszystkim, wydawało mi się ok... nie wiem dlaczego akurat mieli kryzys... on się jedynie obejrzał za jakąś stewardessą, haha, ale który facet się nie obejrzy za atrakcyjną kobietą? sama się czasem obejrzę. to ona go zdradziła z jakimś gówniarzem i zaszła w ciążę. nie wiadomo jeszcze, czy z nim, ale chyba na to wskazuje.
no i Angie, która w taki sposób o wszystkim się dowiedziała. biedna. sama jestem ciekawa, jak Amy jej się z tego wszystkiego wytłumaczy. ja na miejscu Angie bym jej zbyt szybko nie wybaczała.
dobra, jest spacer z psem, jest kawa w parku, jak cudownie, haha. Kate już chyba coś czuje, że się podoba Slashowi, ale sama nie wiem czy ona coś do niego czuje, czy spotyka się z nim ze względu na to, że Emma ją zmusza... nie wiem, ale im kibicuję od początku, haha.
już coś wspominałam wcześniej o tym, że Cash i London niby chcą być tacy normalni (Londonowi to bardziej wychodzi), ale zdarza im się, w szczególności Cashowi takie zarozumialstwo czyim synem to on nie jest. ale rozwinę to w następnym komentarzu, lecę do kolejnego rozdziału!
ten komentarz miał dodać się jako pierwszy, dodał się jako drugi niestety, ale połapiesz się, haha!
UsuńW sumie, to nie myślałam, aby rozwijać wątku Stradlinów, bo... ja nawet za bardzo na nich pomysłu nie mam, haha. To wspomnienie jest skradzione z innego opowiadania, którego nie opublikowałam i trochę przerobione... ale w sumie, może o tym pomyślę. Chociaż napisać, jak to się stało, że jednak ze sobą są... hm.
UsuńOch, właśnie, przecież nikt nie żałuje Izzy'ego. A od Slasha to dostał nawet w mordę, ha. Wszyscy skaczą wokół Amy. Właśnie, ale myślę, że to wynika z tego, że Amy ogólnie już była skrzywdzona kiedyś tam przez Chrisa, a teraz już nikt się o nią nie martwił i proszę... a jednak tak kolorowo nie jest. Chociaż masz rację, że tu wokół Izzy'ego powinni skakać, ale widocznie... Amy potrafi manipulować otoczeniem. Haha.
Pozdrawiam!
Cieszę się, że dałaś tutaj te wspomnienia Izzy'ego.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy to dobry facet jest. Och... zabawny moment, gdy Axl i Amy wysługiwali się Stradlinem podczas ich kłótni, a potem go opieprzyli, że się wtrąca. :') No i ten uroczy moment, jak Izz włazi pod stół do Laury. <3 A teraz biedny się załamał...