Cześć.
Trochę was rozpieszczę i wstawiam rozdział już dziś. W takim razie następny ukarze się w sobotę, albo niedzielę. Zapraszam do czytania i komentowania.
Rozdział 17
Kate
popatrzyła na zegarek. Dochodziła dwunasta w nocy, a ona nadal siedziała nad
startą papierów. Musiała jakoś ogarnąć tę pracę, chociaż zaczynała zdawać sobie
sprawę, że to nie jest takie łatwe. Oprócz okładki Slasha miała jeszcze do
zrobienia parę innych rysunków. Dorabiała sobie na boku robiąc różne projekty
na zamówienie. Jednak w tej chwili zaczęła zdawać sobie sprawę, że wzięła na
siebie za dużo. Większość czasu spędza w biurze, potem musi zająć się Alanem i
tak naprawdę nie ma czasu już na dodatkowe fuchy. Kobieta ciężko westchnęła i
popiła kawę. Wyłączyła komputer, bo tego dnia nie była w stanie już nic więcej
zrobić. Wstała do biurka, pogłaskała Sally i chciała skierować się do łazienki,
kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Zaklęła w myślach, bo kompletnie nie wiedziała,
o kogo takiego może chodzić. Kto normalny składa wizyty o tej porze? No właśnie.
Postanowiła, że to zignoruje, jednak kiedy dzwonek do drzwi został zastąpiony
walaniem w nie i szczekaniem psa, to stwierdziła, że musi otworzyć. Przecież
nie chciała, aby Alan się obudził.
Odstawiła tylko kubek po kawie do
kuchni, a potem nerwowo nacisnęła klamkę. Pociągnęła za nią. Jej oczom ukazał
się mężczyzna z długimi włosami związanymi w kucyk. Był ubrany w przetarte
jeansy, i podkoszulek, który eksponował wszystkie jego tatuaże. Ciemne oczy mężczyzny
przeszły Kate, a w tym momencie kobieta miała ochotę zamknąć za sobą drzwi i
udawać, że nie jej w domu. Chociaż, to nie miała najmniejszego sensu. Rick wyjął
z ust papierosa i przydeptał go na wycieraczce pod drzwiami. Normalnie, to Kate
by się wydarła na danego osobnika, aby nie śmiecił, ale tego człowieka po
prostu się bała. Momentalnie serce zaczęło jej szybciej bić, a po plecach
przechodził zimny dreszcz. Ręce drżały. Rick zobaczył strach w oczach byłej żony,
bawiło go to. Zawsze to lubił, kiedy Kate była taka bezradna i mógł zrobić z nią
wszystko. Zaśmiał się kpiąco i wszedł do mieszkania. Kopnął Sally, która stała
mu na drodze. Suczka cicho pisnęła i schowała się za swoją panią, jakby miała
nadzieję, że ta drobna brunetka jakoś ja obroni.
- Alan śpi. - Powiedziała Kate. -
Jeśli chcesz się z nim zobaczyć, to najlepiej przyjdź jutro koło osiemnastej.
Rick nic nie odpowiedział tylko
ponownie kpiąco się zaśmiał. Kate czasem była taka śmieszna, wydawała się być
małą dziewczynką, która nic nie rozumie. Co go obchodził Alan? Co prawda był to
jego syn, tak przynajmniej twierdziła Katie, ale co go to obchodziło? Alan to
było tylko dziecko, które marudziło, ciągle czegoś chciało, a do tego do
niczego nie mogło się przydać. Chociaż może jakby bardziej się postarać, to by
się udało wyszkolić go na małego złodzieja, ale nie... za szybko się rozpraszał.
Nawet do tego się nie nadawał, wiec po co ona zaczęła mówić o Alanie? Śmieszna
jest.
Mężczyzna skierował się do
kuchni, jakby był u siebie w mieszkaniu. Otworzył lodówkę i wyjął z niej szynkę
i ser. Kate zmierzyła go zimnym spojrzeniem. Może kiedyś mieszkali tu
razem, zawartość lodówki była wspólna, ale te czasy już dawno minęły. Odważyła
się na taki ruch, aby zabrać byłemu mężowi chleb, po który właśnie sięgnął.
Wyrwała mu z ręki i ponownie schowała do szafki opierając się o jej drzwi.
- Zostaw, to dla Alana na śniadanie.
- Syknęła.
- Kobiet, co mnie obchodzi ten
bachor? Głodny jestem, to z łaski swojej rusz tą swoją tłustą dupę i zrób mi coś
do jedzenia.
- Nie. - Odpowiedziała stanowczo.
Emma przecież nie raz powtarzała jej, że musi być bardziej stanowcza. Pokazać
Rickowi, że tak naprawdę się go nie boi i ma gdzieś jego władzę. Zaraz, przecież
on nie miał żadnej władzy nad nią. Była już wolna, nie byli ze sobą.
- Co powiedziałaś?
- Nie będę ci robiła żadnego
jedzenia. Nie dam ci też żadnych pieniędzy. Rozumiesz?
Nie rozumiał. A raczej nie chciał
tego zrozumieć. Kate śmiała mu się postawić. Czy to nie było śmieszne. Ponownie
się kpiąco zaśmiał. Popatrzył na swoją byłą żonę i w tej chwili zastanowił się,
co w niej takiego widział. Była brzydka, gruba, do tego oporna. W łóżku też nie
była dobra. Wiadomo, miał lepsze, odważniejsze. Kate miała jeszcze jedna wadę -
tak po prostu zaszła sobie w ciąże i nie chciała pozbyć się tego problemu,
który ciągnął się już za nimi siedem lat. No i po co?
Złość w nim narosła. Nie lubił,
kiedy kobieta mu się stawiała. W rozumowaniu Ricka kobieta powinna być mu posłuszna
i być na każdego jego zawołanie, a jeśli nie, to trzeba było wymierzyć jej karę.
Właśnie na to zasłużyła sobie Kate. Zamachnął się i uderzył ją w twarz. Na tyle
mocno, że kobieta upadła na podłogę pod lodówkę. Poczuła w ustach smak krwi,
która spłynęła z nosa, a do uszu dobiegło warczenie Sally, ale zraz jej przeraźliwy
pisk, ponieważ Rick kopnął też psa. Potem ukucnął przy kobiecie. Złapał ją za włosy
i zmusił, aby na niego popatrzyła. Kate miała przerażenie w oczach. Jak miała
być odważana skoro wiedziała do czego był zdolny ten mężczyzna. Poznała go już
bardzo dobrze. Rick wyjął z tylnej kieszeni spodni scyzoryk. Otworzył nóż i
przystawił go do twarzy kobiety, której po policzkach płynęły już łzy.
- Gdzie masz kasę? Wiesz, że możemy
się inaczej pobawić, to nie lepiej po prostu dać mi te pieniądze?
Przejechał delikatnie ostrzem po
policzku Kate. Z przerażeniem na niego patrzyła.
- Górna szafka po lewej, puszka
po kawie. - Wyszeptała w końcu.
- No.. i jak chcesz, to potrafisz
być grzeczna.
Wstał, popatrzył na Kate. Kopnął
ją jeszcze w brzuch. Kobieta zwinęła się w kłębek na podłodze.
- Co tak mało?
- Nie trzymam wszystkich pieniędzy
w domu. - Odpowiedziała podciągając się pod szafkę.
- Przebiegła suka. - Powiedział
chowając pieniądze do kieszeni, a puszką rzucając w Kate.
Kobieta ukradkiem spojrzała na
Alana, który stał w progu wejścia do kuchni. Przestraszonymi oczami obserwował
Ricka i miał w nich tysiące pytań, na które Kate już wiedziała, że nigdy nie
odpowie...
***
Cash
i London wrócili do domu po trzeciej w nocy. Młodszy z braci musiał prawie, że
nieść starszego, ponieważ London gdzieś zatracił granicę w piciu. Skończyło się
na paru razach wymiotowania, a potem niemożności stania na nogach. Kiedy tylko
Cash go zobaczył, to sam nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć, bo jego brat
w końcu się zabawił, czy może się załamać, bo przegiął. Jedno było pewne - nie
pozostało mu nic innego, jak po prostu wcisnąć Londona do taksówki i pojechać z
nim do domu. Angie zadeklarowała się, że zostanie u Hanny do rana. Następnie
Cash musiał po cichu wejść do domu, po cichu zatargać Londona do jego pokoju.
Odetchnął z ulgą, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Slash się nie obudził. Nie
wyskoczył na nich z krzykiem, a on nie musiał tłumaczyć się za starszego brata.
Zostawił go na łóżku w pokoju Londona, a następnie poszedł do siebie. Jak się
położył tak zasnął.
Jednak nie wiedział, co go
takiego czeka. Spał skulony, kiedy Slash wszedł do jego pokoju. Popatrzył na
syna i już w tej chwili miał ochotę rozszarpać go za te narkotyki, ale się
powstrzymał. Przecież nie był pewien, czy to jego. Chociaż wszystko na to
wskazywało. Uciekanie, omijanie lekcji, izolowanie się, brak jakiejkolwiek nici
porozumienia, a do tego te dziwne zachowanie w samochodzie parę dni temu.
- Wstawaj.
Cash podniósł głowę i popatrzył
na ojca.
- Co? Teraz? Sobota jest, nie? -
Przewrócił się na drugi bok i nie miał ochoty na dalszą dyskusję.
- Powiedziałem wstawaj. I radzę
ci wstać, bo jak tego nie zrobisz, to sam cię wyciągnę z tego łóżka. Za pięć minut w salonie!
Slash wyszedł z pokoju syna
trzaskając jeszcze drzwiami. Cash poderwał się wtedy i popatrzył nieprzytomnym
wzrokiem na drzwi. O co mu chodziło? No przecież mówili, że idą na imprezę i
wrócą późno. Samochodu nie wzięli, wrócili taksówką, wiec co takiego było nie
tak. Normalnie, to by zignorował ojca i dalej położył się spać, ale coś czuł, że
to już nie przelewki. Naprawdę coś musiało się stać. Ledwo wstał się ze swojego
łóżka i wyszedł na korytarz, gdzie spotkał Londona, który wyglądał jak żul pod
sklepem. Popatrzył na niego i po prostu chciało mu się śmiać z tego, że ten
grzeczny kujonek doprowadził się do takiego stanu.
- Żyjesz? - Zapytał kpiąco.
London podniósł zaspane oczy, miał
wrażenie, że zaraz mu rozsadzi głowę.
- Było by lepiej, jakby ojciec
mnie na chama nie wyciągał z łóżka. - Odpowiedział. - Wiesz co mu się stało?
- Nie wiem, może Lou mu obsikał
tego jego kwiatka, co niedawno posadził i teraz ma nerwicę.
- No to Lou, a nie my. - Ziewnął
London.
- Może Lou powiedział mu, że
któryś z nas.
London już nic nie odpowiedział.
Szturchnął tylko Casha, aby przestał sobie żartować, bo jak usiądą na kanapie w
salonie, to lepiej, aby byli poważni. Tak też zrobili. London siedział z głową
spuszczoną w dół i starła sobie jakoś ulżyć. W tej chwili obiecał tez sobie, że
już nigdy więcej nie będzie pił. Nawet nie pamiętał, co takiego się działo.
Siedział z Hanną przy basenie, powiedział jej, że rzuca matematykę i potem pili
piwo... i jeszcze jedno... i kolejne, chyba się całowali, chociaż już nie był
pewien, czy to tylko jego wyobraźnia, czy może rzeczywistość. Patrzył się na
wzory na dywanie trzymając głowę między kolanami i modlił się tylko, aby się
nie porzygać.
Cash natomiast przysnął. Slash
wszedł do salonu. Popatrzył na nich dwóch i tak naprawdę nie mógł uwierzyć w
to, ze któryś z nich może brać narkotyki.
- No więc, cieszy mnie, to że
macie jakąś integracje między sobą i chodzicie razem na imprezy. - Zaczął.
- Tato, nie krzycz. Nie tak głośno.
Głowę mi zaraz rozsadzi. - Jęknął London przerywając ojcu.
- To trzeba było tyle nie pić!
- Masz racje. - Przyznał London.
Chociaż tak w głębi ducha
Slashowi zrobiło się szkoda starszego syna. Już nic nie powiedział. Popatrzył
na Casha, który w sumie spał już na kanapie. Postanowił, że przejdzie do sedna
sprawy, bo nie ma co dalej przeciągać. Wyjął torebkę z narkotykami i rzucił ją
na stolik.
- Którego z was to jest?
London podniósł na chwilę głowę i
popatrzył na to. Nawet nie ogarnął co to jest, bo jednak w tej chwili jego
zdolność myślenia była dość ograniczona.
- To nie moje. - Stwierdził
spuszczając ponownie głowę.
Cash natomiast otworzył oczy.
Przyjrzał się i w tym momencie przypomniał sobie, że miał się tego pozbyć, ale
kompletnie zapomniał, że w ogóle ma te narkotyki. I stało się, to czego
najbardziej się obawiał. Slash je znalazł, teraz myślał, że któryś z nich jest ćpunem.
W sumie, to nawet Cash mu się nie dziwił, że miał takie myśli. Przecież sam by
tak pomyślał. Tylko był problem, aby wytłumaczyć ojcu, że to wszystko to tylko
przypadek. No właśnie, jak to brzmi. Przypadek. Śmieszne.
Zacisnął mocniej dłonie i
zastanowił się, co takiego miał powiedzieć. Przyznać się? Zacząć się wypierać?
W sumie, to żadna opcja w tym momencie nie wydawała się być odpowiednia. Nie
miał też na kogo zgonić. A w taką bajeczkę, że był kolega i zostawił, to Slash
by przecież nawet nie uwierzył. Cash głośniej przełknął.
- Tato, bo... - Zaczął mówić i
zwiesił głos.
- A więc to twoje, tak? - Slash
wbił wzrok w młodszego syna, który w tym momencie wyglądał, jak małe przerażone
dziecko. - I masz mi teraz zamiar wcisnąć kit, że jest to proszek do pieczenia,
albo mąka? Mój drogi, mi takiego kitu nie wciśniesz, bo kurwa wyobraź sobie, że
ja się na tym ZNAM!
- Nie krzycz, proszę cie. - Jęknął
London zanurzając dłonie we swoich włosach. - Ja tu zaraz umrę.
- No to idź umieraj do swojego
pokoju. - Stwierdził Slash nawet na niego nie patrząc.
London ledwo co wstał na równe
nogi i skierował się w stronę schodów. Kiedy Cash został sam z ojcem w salonie
to przestraszył się jeszcze bardziej. W sumie, to robił dużo rzeczy, które by
mogły wkurzyć gitarzystę, ale chyba żadna z nich nie była taka poważna. Skulił
się na kanapie, jakby chciał się uchronić przed jego ciosem. Nawet nie miał siły,
aby protestować, że ojciec grzebał w jego rzeczach. Z resztą, nawet nie pamiętał,
gdzie zostawił te narkotyki. Slash nadal patrzył na Casha i oczekiwał na jakieś
wyjaśnienia, jednak jego syn milczał, jak zaklęty.
- Posłuchaj mnie. Nie mów mi
teraz, że jestem hipokrytą, bo sam brałem, a czepiam się ciebie. Może tak z
swojej pieprzonej łaski potraktuj mój przypadek jako przestrogę? Cash, dobrze,
kurwa, wiesz czym to się kończy. Chyba nie muszę ci tłumaczyć... CHYBA, KURWA,
NIE MUSZĘ CI PRZYPOMINAĆ, JAK WYGLĄDAŁEM, KIEDY BYŁEM NA GŁODZIE, CO SIĘ ZE MNĄ
DZIAŁO?! CHYBA NIE MUSZĘ OPOWIADAĆ CI O MOICH KUMPLACH, KTÓRZY PADALI JAK MUCHY
NA MOICH OCZACH, BO PRZEDAWKOWALI!
- Tato... ale... ja... tego nigdy
nie brałem. Ja to wszystko wiem. - Jęknął. - Kurt mi to podrzucił do kieszeni.
Bo albo on, albo Nick, oni mieli towar. Ja powiedziałem im, że nie będę brał...
i poszedłem, ale wcześniej musieli mi to wcisnąć do kieszeni. Potem chciałem się
tego pozbyć, ale nie wiedziałem, jak bo przecież nie mogłem sobie tak po prostu
wyrzuć do kosza. - Popatrzył na Slasha. Popatrzył mu w oczy. Zdał sobie sprawę
z tego, że pierwszy raz od paru lat popatrzył ojcu w oczy. Pierwszy raz od paru
lat powiedział do niego trochę więcej słów, niż "nie twoja sprawa" i
tym podobne. - Wiem, nie wierzysz mi.
Faktycznie, Slash raczej nie miał
przekonanej miny, ale tylko dlatego, że już dawno stracił zaufanie do młodszego
syna. A też doskonale wiedział, jakie to bajeczki potrafią wymyślać osoby uzależnione,
aby tylko stać się niewinnymi w oczach innych.
- Zbadasz mocz na obecność
narkotyków. - Powiedział stanowczym głosem. - Jak wyjdzie negatywny, to wtedy
ci uwierzę.
Cash nic nie odpowiedział tylko
kiwnął twierdząco głową. Nie miał, co się sprzeciwiać, bo przecież to nie miało
najmniejszego sensu. Slash bez słowa wyszedł z salonu. Stanął na tarasie i
zapalił pierwszego od wielu miesięcy papierosa. Właśnie, tak było zawsze. Co
udawało mu sie przestać palić, to nagle nadarzała się okazja, aby to zrobić.
Zawsze ktoś musiał wyprowadzić go na tyle z równowagi. Może błędem było, iż
mimo tego, że nie palił, to zawsze trzymał przy sobie paczkę papierosów i
zapaliczkę. Jednak w pewnym stopniu to go uspakajało. Wiedząc, ze ma. Oparł się
o barierkę tarasu i strzepując tytoń patrzył, jak spada na trawnik. Może Cash
rzeczywiście powiedział prawdę. Jakby tak nie było, to by się tak łatwo nie
zgodził na te tasy, ale w tym momencie Hudson wolał mieć wszystko na papierze.
Czarno na białym. I tak nic nie zmieniało faktu, iż w tym domu były narkotyki.
London nie dotarł na
górę do swojego pokoju. Usiadł w połowie schodów, oparł głowę o ścianę i
zasnął. Było mu wszystko jedno. Słyszał krzyki Slasha, ale nawet nie był
pewien, czy jego ojciec naprawdę mówi coś o narkotykach, czy może jednak mu to
się śni. Miał wrażenie, że znajduje się gdzieś poza sobą, a każdy stopień
świadomości sprawiał potworny ból. Nagle nastała cisza przerwana krokami na
schodach i trzaśnięciem drzwiami. Cash minął brata nawet na niego nie patrząc.
Mógł powiedzieć, że te narkotyki należą do Londona, on i tak nie byłby w stanie
zrozumieć, co się takiego dzieje.
Slash
spalił papierosa, ciężko odetchnął i skierował się w stronę drzwi wyjściowych.
Chciał wziąć psa na spacer, przewietrzyć się, aby wszystko na spokojnie sobie
poukładać, ale zobaczył Londona śpiącego na schodach. Uśmiechnął się lekko na
ten widok.
-
London, chodź do kuchni. - Powiedział do syna odkładając smycz.
- Co..?
- Chłopak otworzył oczy. - Co się dzieje?
- Masz
pierwszego w życiu kaca. - Odpowiedział Slash. - Chodź, jakoś temu zaradzimy.
Minęła
chwila czasu zanim London przetworzył, to co przed chwilą usłyszał. W końcu
podjął próbę wstania na równe nogi, ale skończyło się to tylko przyklejeniem do
ściany. Slash patrzył na syna i starał się powstrzymać napad śmiechu, chociaż
to wcale nie było takie łatwe. Poszedł w końcu do chłopaka i pomógł mu zejść na
dół, a następnie zaprowadził do kuchni. London usiadł przy stole, oparł ręce o
blat i ponownie chwycił się za głowę. Świat wirował, a może jednak stał w
miejscu. Sam nie wiedział, co się właściwie z nim takiego dzieje. Chciał spać,
a jednak nie mógł zasnąć.
-
Tato... czy ja umrę? - Zapytał słabym głosem.
- Nie. -
Odpowiedział Slash przygotowując dla syna magiczny koktajl.
- Ale
nie zostanie mi tak?
- Jutro
będzie już lepiej. Chyba... chociaż... - zerknął na syna. - Nie, w poniedziałek
będzie dobrze.
- A co
dzisiaj jest?
-
Sobota.
-
Boże...
- Bóg ci
nie pomoże.
- A masz
na to jakieś lekarstwo?
-
Przykro mi, ale na głupotę nie wymyślili. - Powiedział z uśmiechem. - Ale na
kaca to ci pomoże. - Postawił przed synem kubek z zieloną... breją. London
spojrzał na to, poczuł zapach i miał ochotę zerwać się do łazienki, ale nie
miał na to kompletnie siły. - Pij do dna.
O matko przeżyłam ten tydzień, a uznałam to za niemożliwe. W końcu mogę spokojnie usiąść i napisać komentarz. Stwierdziłam, że jak mam tu zostawić trzy słowa to wolę chwilkę poczekać. Oto jestem haha.
OdpowiedzUsuńNo zaczęło się niezbyt ciekawie i raczej nikomu nie było do śmiechu. Domyślałam się, że tak mogło wyglądać życie Kate- po części skojarzyło mi się z Amy i jej związkiem z Chrisem. Kate w moich oczach jest twardą babką, nie wiem czemu ale tak jakoś, a tym razem była jak bezradne dziecko. Niby chciała się postawić i coś zrobić, ale co ona mogła? Na ogół kobieta w starciu z facetem, do tego z facetem w sylu Ricka mają maleńkie szanse. Tak, ten typ nienawidzi sprzeciwu i jak widać nie opłacił się on w tym przypadku, bo nie zabił by brawo i powiedział, że jest pod wrażeniem. Jego reakcja była do przewidzenia. Złość. Tylko czemu to wszystko musiał widzieć Alan? Okropne. Chłopcy w jego wieku nie powinni, a raczej nie mogą widzieć jak dorosły mężczyzna ukazuje jak bardzo nie szanuje kobiet, w szczególności, że jest to mama Alana. No i co on mógł pomyśleć? Grożenie nożem? Krzyki? Złość? Okropne, że musiał być tego świadkiem i że taka sytuacja miała miejsce. Przykre. Powoli będziemy się dowiadywać co tak naprawdę z Kate? Patrząc na takiego chuja, nie ma co się dziwić, że Kate nie chce wpuścić do swojego życia kolejnego faceta. Kto by chciał... Choć fakt nie każdy jest taki sam. Ponoć.
Teraz część po części przykra, ale również zabawna. Zacznę od Casha czyli tej gorszej części. W sumie to brawo, że choć on trzymał fason i pomógł bratu, bo gdyby młodszy brat zabalował mocniej to chyba wszyscy "umieraliby" u Hannie, choć nie wiadomo jak mają się dziewczyny. Kac? A może kac moralny? Tak czy inaczej Cash zachował się jak dobry brat choć i tak obie wiemy, że gdyby nie Slash to wykorzystałby stan Londona by móc się z niego ponabijać haha.
No tak... Slash się zdenerwował i co wspomniałam pod ostatnim rozdziałem nie ma co się dziwić. Sprawa wygląda tak a nie inaczej. W jego domu znalazły się narkotyki, które nie należą do niego. Jeden z jego synów od jakiegoś czasu dość dziwnie się zachowuje. Skojarzył fakty i uznał, że tak musi być. My wiemy jak jest naprawdę on nie. W sumie obstawiałam jeszcze większą awanturę i choć Slash pierwszy raz ukazuje nam się w takiej zdenerwowanej formie to i tak wydaje mi się, że się ograniczał. Albo mi się tylko wydaje, jednak chyba starał się opanować. Test bardzo dobra sprawa. Obawiałam się, że Cash może wyjechać z tekstem typu "Tato, jak możesz mi nie ufać i mnie sprawdzać!" co z pewnością rozwścieczyłoby Slasha, ale postąpił mądrze. Nie ma nic do ukrycia, to czemu miałby zaprzeczać. Nic nie zrobił. Nic nie wyjdzie. Z pewnością jakoś niedługo dowiemy się co dalej.
Teraz śmieszna część... No nie mogłam. Biedny London. Krzyczą na niego, a przecież on ma pierwszego w życiu kaca i to nie jakiegoś tam lekkiego, to ten kac z typu mordercy, gdy tak bardzo kreci ci się w głowie, że nie wiesz co się dzieje i to pewnie przeżywał London patrząc na te wzorki na dywanie. W sumie to chyba taki pierwszy raz, gdy London imprezował i dał porwać się chwili. No właśnie... Co on z tego pamięta? Basen. Piwo- jedno, drugie, trzecie...szóste no i Hannie. Jak mi wspomniałaś to bardziej rzeczywistość, a nie coś wyimaginowanego. No i znowu to samo, oprócz kaca będzie kac moralny? Bo czy London będzie tego żałował czy raczej od razu wszystko będzie szło w wiadomym kierunku. No nie ukrywam coraz bardziej ciekawi mnie ten wątek i postać samego Londona- co kiedyś napisałam, powoli bardziej niż Casha. Dobrze, że Slash się też powstrzymuje i stara jakoś wesprzeć syna. "Przykro mi, ale na głupotę nie wymyślili." Genialne zdanie! No nie wymyślili, ale na kaca jest- chociaż tyle. Oby London szybko doszedł do siebie i kac morderca go opuścił haha. Biedny.
Już czekam na następny rozdział i przepraszam, że komentarz pojawił się dopiero teraz. Liceum te sprawy. Co do kolejnego to wnioskuję za sobotą haha.
"gdzie spotkał Londona, który wyglądał jak żul pod sklepem" Hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahah!!!! Nie wyrobiłam XD Tu taka poważna atmosfera, złość po tej scenie z Kate i Rickiem, te wszystkie mocje, a tu nagle takie coś?! XD Powaliłaś mnie tym tekstem. Już to sobie wyobrażam!
OdpowiedzUsuń"Nie wiem, może Lou mu obsikał tego jego kwiatka, co niedawno posadził i teraz ma nerwicę" - wyobrażam sobie ! :P Hehe, robi się coraz zabawniej.
"No to Lou, a nie my. - Ziewnął London." - No tak, logicznie! Bardzo logicznie, London!
"Może Lou powiedział mu, że któryś z nas." - Niee, nie, Cash, to już nie było dobre... To było głupie. Mogłeś się wysilić!
" Nawet nie ogarnął co to jest, bo jednak w tej chwili jego zdolność myślenia była dość ograniczona." - London, dziś wygrywasz internety! XDDD nie, Cash nie ma dzisiaj z tobą żadnych szans...
" - To nie moje. - Stwierdził spuszczając ponownie głowę." No i sprawa rozwiązana C:
" I masz mi teraz zamiar wcisnąć kit, że jest to proszek do pieczenia, albo mąka?" Eeee, Slash przejmuje stery XD
"- Nie krzycz, proszę cie. - Jęknął London zanurzając dłonie we swoich włosach. - Ja tu zaraz umrę.
- No to idź umieraj do swojego pokoju. - Stwierdził Slash nawet na niego nie patrząc." - Slaash! Wzburzyłeś mnie! To jest TWÓJ SYN LONDON! A ty go tak po prostu zostawiasz na śmierć, bez pomocy i choć odrobiny chęci pomocy?!
" -A co dzisiaj jest?
- Sobota.
- Boże...
- Bóg ci nie pomoże." - powiem tyle: SKACOWANY LONDON JEST NAJLEPSZY! GENIALNY xd TAKIEGO LONDONA KOCHAM!
Wiem jak to brzmi, ale chodzi mi o jego charakter. Nie chcę, żeby zaczął pić, nie, nie. Tylko wyrażam własne, skromne zdanie.
W tym teście Casha na pewno wyjdzie, że ma narkotyki, bo pewnie coś tam na tej imprezie, jakoś tak malutko wziął, a narkotyki się długo utrzymują, prawda? ;)
To teraz ta mniej przyjemna część rozdziału.
1. Kiedy był ten dzwonek do drzwi to ja myślałam, że to Slash przyszedł.
Ale jednak nie.
2. Do końca sceny (heh, do trzech gwiazdek) liczyłam, że nagle przyjdzie tu Slash, bo, nie wiem, będzie się chciał poradzić co zrobić w sprawie tych narkotyków czy cokolwiek. W każdym razie by tam wszedł i zaczął się bić z Rickiem. Ale nie przyszedł -.-
3. Alan wszystko widział? Czyli to on opowie o tym Slashowi i Hudson się wkurzy i kiedyś odpłaci się Rickowi. B) No bo oczywiście, że Saul się w końcu o tym dowie i weźmie sprawy w swoje ręce. Na 100% dojdzie do konfrontacji Rick-Slash. I Saul obroni Kate i Kate będzie mu wdzięczna. ^.^
wyrzuty sumienia to ja powinnam mieć, że mam dwa zaległe rozdziały, ale nie spodziewałam się, że dodasz coś nowego we wtorek, haha.
OdpowiedzUsuńdo rzeczy. tak właśnie myślałam już jakiś czas temu o tym jej byłym mężu i chyba nawet była mowa, że Kate nie utrzymuje kontaktu z rodziną, myślałam, że to ze względu na ojca Alana, a Ty chyba potwierdziłaś, chyba tak było, nie bij jeśli się mylę. cholera, ale podoba mi się on. jestem jakaś okropna, kręcą mnie takie postacie. jasne, źle potraktował Kate, Alan na to patrzył, a Rick nawet nie zwrócił na niego uwagi. Alan w ogóle wie, że jest jego synem? mam dziwne przeczucie, że jeśli Rick się jeszcze pojawi, a chyba tak będzie, to dojdzie do jego spotkania ze Slashem, a on zrobi z nim porządek, haha.
dobra, London zaliczył pierwszego kaca, już mówi, że więcej nie pije, każdy tak mówi, a wychodzi jak zawsze, ale przy nim akurat mogę się zawahać... on nie jest jakimś imprezowym chłopakiem, jest spokojny i trochę odizolowany, więc może faktycznie już całkiem odpuści imprezy. tylko ciekawe co z Hanną. właściwie to chyba nawet nie wiadomo, co konkretnie się tam wydarzyło między nimi...
hmm, czy ta magiczna paczuszka narkotyków, później negatywny test na obecność sprawią, że jakoś się poprawią relacje Casha z ojcem? w końcu po raz pierwszy od dawna jakoś porządnie razem pogadali... zobaczymy. ale pewnie będzie go bardziej pilnował.
idę do następnego!
Boże, że też zawsze kobiety muszą się wplątać w jakąś patologię...
OdpowiedzUsuńKac Londona bezcenny. :')