Rozdział
29
Amy
starała się jakoś ogarnąć sprawy zawodowe, ale z dnia na dzień
szło jej co raz ciężej. Nigdy nie sądziła, że brak Izzy'ego będzie tak silnie
na nią wpływał. Przecież w ich małżeństwie bywało różnie. Czasami było naprawdę
źle, czasami sama mówiła, że się z nim rozwiedzie, bo ma po prostu już dość.
Teraz uświadomiła sobie, jedna ważną rzecz - Izzy był dla niej wszystkim, co
miała. Dla niego żyła, dla niego cieszyła się życiem, a teraz kiedy go
zabrakło, to miała wrażenie, że umarła. Siedziała nad stertą papierów i nie
wiedziała, co miała z tym wszystkim zrobić. Jakby wcale nie studiowała prawa,
jakby nie siedziała w tym zawodzie od prawie piętnastu lat. Wszystko wydawało
się być jej czarną magią. W tym momencie, Amy zaczęła żałować, ze zgodziła się
pomóc tej znajomej Slasha. Dodatkowy obowiązek zawodowy, a też serce jej
nakazywało włożyć w tą sprawę wszystkie swoje siły. Co prawda Kate nie była
jeszcze zdecydowana, czy podejmie jakiekolwiek kroki. Głównie, to chodziło jej
o pieniądze. Nie chciała łaski, litości. Amy nie dość, że musiała zbierać
informacje na temat Ricka, to jeszcze przekonywać Stewart, aby się nie
poddawała. Tego dnia rudowłosa poczuła, że po prostu już nie daje rady. Do tego
wszystkiego słabo się czuła. Zupełnie, jakby miała zaraz paść nad tymi papierami.
Sięgnęła
po kubek z kawą. Przeczytała jeszcze raz akta jakiegoś drobnego przestępcy.
Kompletnie nic z tego nie rozumiała. Amy zaczęła już się zastanawiać, czy nie
oddać wszystkiego pod opiekę Oliviera i po prostu wziąć sobie wolne. Ciężko
westchnęła. Odłożyła papiery na stolik i oparła się o oparcie kanapy. W tej
chwili to pomieszczenie weszła Kim. Popatrzyła kobietę, blado się do niej
uśmiechnęła.
- Chyba
nie powinnaś pić kawy. W twoim stanie to nie wskazane. - Szepnęła niepewnie.
Przez te parę
tygodniu mieszkania pod jednym dachem z Amy, Kim zdołała już się przekonać, że
rudowłosa czasami potrafi być gorsza od swojego brata. Cóż, może wybuchowość i
porywczość należała w ich naturze i to było po prostu rodzinne. Brunetka jednak
starała sobie też tłumaczyć dość ciężki charakter Amy tym, że znalazła się
teraz w naprawdę trudnej sytuacji. Mąż w sumie wyrzucił ją z domu, była w
ciąży, wiadomo, do tego dochodziła huśtawki hormonów. Wszystko można było
zrozumieć.
Amy
odstawiła kubek. Popatrzyła na Kim i nie chciała przyznać sama przed sobą, że
owa kobieta miała rację. Ruda jakoś ciągle była uprzedzona do partnerki swojego
brata. Wynikało to może z tego, że tak naprawdę widziała tylko jedną kobietę u
boku Axla - Erin. Ciężko westchnęła na wspomnienie byłej przyjaciółki.
Popatrzyła jeszcze raz na Kimberly. Jenak ona nie była niczego winna.
- Masz
rację, ale już nie wyrabiam. - Przyznała. - Chyba za dużo na siebie wzięłam, a
do tego jeszcze jutro mam badania kontrolne. - Skrzywiła się.
- Jak chcesz, to
mogę tam iść z tobą. - Kim lekko się uśmiechnęła. - Bo chyba żadna kobieta nie
chce być w takiej chwili sama. - Dodała po chwili.
Amy w
tym momencie nie wiedziała, co miała odpowiedzieć. Tak, nie chciała być sama. Samotne
chodzenie po lekarzach nawet ją przerażało. Źle się jej kojarzyło - zazwyczaj z
tym, kiedy trafiła na ostry dyżur po kłótni z Chrisem. Jednak teraz wolałaby
iść z Izzy'm, trzymać go za rękę i lekko się do niego uśmiechać. Cieszyć się z
tego, że za parę miesięcy zostaną rodzicami. Ale to wszystko to były tylko
głupie marzenia. Uświadomiła sobie to, i nagle poczuła, jak po policzku
spływają jej łzy. Amy tak po prostu zaczęła płakać. Kim przez pewien czas
siedziała w bezruchu i nie wiedziała, co miała takieto zrobić. Już raz chciała
pocieszyć siostrę Axla, ale wtedy tylko się jej dostało, że ma się nie wtrącać
w nieswoje sprawy. Amy rozpłakała się już na dobre zdają sobie sprawę z tego,
jaka jest żałosna. Straciła wszystko.
Kim w
końcu nie wytrzymała dłużej. Sumienie nie pozwalało jej na to, aby tak siedzieć
i patrzeć na Amy. Przybliżyła się do płaczącej, a potem delikatnie ją
przytuliła. Amy mimowolnie się wtuliła w brunetkę. Znów miała w sobie to
uczucie potrzeby bliskości. Zupełnie, jak wtedy, gdy na ulicy zaczęła tulić się
do całkiem obcego faceta. Kim głaskała ją po głowie i lekko kołysała, a sama
Amy czuła się, jakby właśnie w tej chwili tuliła się do matki. Właśnie, tak
bardzo brakowało jej mamy... od pogrzebu Sharon minęło już kilkanaście lat, sama
Amy nawet czasem o tym zapominała. Po prostu tym nie żyła, jednak w takich
momentach jak te przychodziła jej do głowy myśl, iż tęskni za matką i oddała by
wszystko, aby tylko ponownie się z nią zobaczyć.
-
Dziękuje. - Wyszeptała, otarła łzy dłonią i popatrzyła na Kim. - ... że tam
jutro ze mną pójdziesz. Masz rację, nie chce być sama.
- Nie ma
sprawy. W końcu jesteśmy prawie rodziną. - Odpowiedziała Kim z uśmiechem.
***
Kate sama już nie wiedziała, co takiego miała zrobić. Co
jakiś czas wyciągała z portfela wizytówkę Amy Isbell i myślała, czy ma się
zgodzić na jej pomoc, czy też może nie. Wszystko by było o wiele łatwiejsze,
jakby owa prawniczka po prostu zażądała pieniędzy, jak przy każdej sprawie, a
nie bawiła się w siostrę miłosierdzia. Kate tak naprawdę nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego... bo Slash powiedział, aby zajęła się tą sprawa? No
przecież Stewart nie mogła być na jakiś specjalnych względach przez to, że była
raz na kolacji z Hudsonem, a raz spacerowała z nim po parku. Wszystko wydawało się
być dość idiotyczne. Kobieta miała wrażenie, że cały świat ponownie się nad nią
zlitował, ponownie daje jej jakąś taryfę ulgową, a tego nie chciała. No
przecież w życiu nie ma nic za darmo, a brutalna rzeczywistość nie raz jej to
udowodniła. Ciężko westchnęła. Odłożyła wizytówkę na biurko i popatrzyła w
ekran komputera.
Dziś był
pierwszy dzień w pracy po przerwie. Czuła się niby lepiej, ale za wszelką cenę
starała się unikać Slasha, co jej wychodziło nawet z powodzeniem. Materiał pod
względem muzycznym został już nagrany. Zostało tylko zmiksowanie albumu. Slash
już tak często nie przebywał a wytwórni, na co Kate mogła odetchnąć z ulgą.
Okładkę na nowy krążek Gitarzysty też oddała już do dyrekcji. Tak naprawdę
mogła zamknąć temat Hudsona w swoim życiu, ale coś jej na to nie pozwalało. Nie
wiedziała czemu, ale te parę chwil, które spędziła ze Slashem ciągle siedziały
jej w głowie. Nie mogła się ich pozbyć, ciągle się do nich uśmiechała i je
rozpamiętywała, co an dłuższą metę zaczynało robić się trochę irytujące.
Wkurzała się sama na
siebie.
Chciała
już chwycić kubek z kawą, kiedy drzwi do jej biura się otworzyły i stanął w
nich mężczyzna. Kate podniosła oczy, w przekonaniu, że jest to Erick, jednak
kiedy zobaczyła, że w progu stoi Slash, to miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Szybko spuściła wzrok i nic nie powiedziała. Całą sobą dawała Hudsonowi do
zrozumienia, że nie ma czego szukać w tym pomieszczeniu. Slash nic nie robiąc
sobie z niechęci, która biła od kobiety wszedł do gabinetu, a następnie usiadł
po drugiej stronie biurka. Uporczywie wpatrywał się w Kate starając się
rozszyfrować tą kobietę, ale im dłużej ją znał, tym bardziej Kate stanowiła dla
niego coraz większą tajemnicę.
-
Powiedz mi, dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc. - Slash odezwał się pierwszy.
Kate ukradkiem na niego popatrzyła, ale zaraz ponownie wbiła wzrok w klawiaturę
komputera.
- Bo nie
potrzebuje niczyjej łaski, rozumiesz?
-
Mała... my chcemy ci tylko pomóc, może ty to w końcu zrozum. - Westchnął. -
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego Amy tak po prostu się zgodziła... bo widzisz,
ona kiedyś była w takiej sytuacji, jak ty. Ojciec jej starszej córki, był
psychopata, gnojem... bił ją i Laurę, robił różne inne rzeczy... Amy tak samo
bała się, jak ty. Czuła to co ty... ale widzisz, ze da się z tego wyjść,
naprawdę, nie jesteś uwiązana do Ricka tylko dlatego, bo jest ojcem Alana. W
sumie, to tylko dawcą spermy. - Prychnął z pogardą. - Proszę cię... daj sobie
pomóc.
Kate
ciężko westchnęła. Wszystko, to co mówił Slash było prawdą. To że Amy zmagała
się z takimi samymi problemami, jak ona wiedziała już wcześniej. Żona Izzy'ego
robiła wszystko, aby przekonać Kate do odpowiedniej decyzji. Przełamała się
nawet do tego, aby opowiedzieć o sobie. Jednak to nie przekonało Kate. Kobieta
nadal się wahała. Może tak naprawdę bała się rozpocząć nowe życie. Była w
pewnym stopniu uzależniona od Ricka i cały czas wierzyła, że to wszystko da się
jakoś ułożyć. Będą jeszcze szczęśliwa rodziną, taką jaką byli zanim w ich życiu
pojawił się Alan. Oczywiście Kate zdawała sobie sprawę z tego, jakie to
wszystko jest absurdalne. Ale nadzieja jeszcze w niej nie umarła.
-
Naprawdę doceniam twoje starania... chociaż nie rozumiem, coś się tak mnie
uczepił. Jak chcesz zagłuszyć swoje sumienie, to może pomagaj głodnym dzieciom
w Afryce. - Mruknęła.
Slash na
chwile opuścił wzrok, ale zaraz ponownie popatrzył na Kate. Chyba musiał
powiedzieć jej prawdę, chociaż nie wiedział, jak kobieta na to zareaguje. Dla
niego samego było to ciężkie do przetrawienia i raczej jeszcze nie pozwolił, by
ta myśl tak po prostu funkcjonowała w jego przekonaniu, a co dopiero, jak miał
powiedzieć to obcej osobie? No nie takiej obcej, ale jednak. Położył rękę na
blat biurka, a potem powoli przybliżył ją do dłoni Kate, aż w końcu chwycił i
ścisnął. Kobieta nic nie zrobiła, ale dlatego, że była w szoku. Nie wiedziała,
jak miała się zachować. No takie gesty, to raczej nie zdarzają się miedzy pracownicą, a jej
pracodawcą. Jednak nie chciała cofać dłoni. W tym momencie poczuła poczucie
bezpieczeństwa. Coś czego od dawna jej brakowało.
- Bo mi
to na tobie zależy. - Szepnął Slash.
Kate
zmusiła się, aby popatrzeć na Slasha. Co miała mu odpowiedzieć? To już nawet
nie chodziło o to, że sławny gitarzysta powiedział takie słowa. To kim był
Slash teraz było najmniej ważne. Dla Kate liczyło się, to że te słowa padły z
ust mężczyzny. Po rozstaniu z Rickiem sądziła, że jej życie się już skończyło,
nigdy nie usłyszy taki słów. Aż tu nagle doczekała się. Nie raz wyobrażała
sobie taką chwilę, kiedy w końcu ten ktoś jej to powie. Mówiła sobie wtedy, że
rzuci się temu facetowi na szyję i będzie w pełni szczęśliwa, ale... jakoś
teraz tego nie czuła. Bardziej się zakłopotała niż ucieszyła, bo jednak, to był
dość krępujący fakt. Hudson miał zniknąć z życia Kate, a nie pakować się w nie
na nowo i to z jeszcze większą siłą. Schowała się za swoimi włosami, aby tylko
nie patrzeć Slashowi w oczy. Cofnęła momentalnie rękę i skuliła się na krześle.
Gitarzysta
oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale sam już nie wiedział, co takiego sobie
myślał. Przecież było jasne, że Kate właśnie tak zareaguje, w sumie, to mógł
się jeszcze spodziewać, że wykopie go za drzwi, ale chyba nie miała na tyle
odwagi. I nagle do głowy przyszła mu myśl o Jackie. No właśnie... Jackie siedziała
w domu, czekała na niego, a on mówił jakiejś innej, że mu zależy na niej. Tylko
cze zależało mu w taki sposób, jak zależało Slashowi na Perli? Chyba jednak
nie. Sam już nie wiedział, ale to co czuł do Kate było do tej pory nieznanym
uczuciem dla Slasha.
- To nie
jest śmieszne. - Odezwała się w końcu. Podniosła wzrok i popatrzyła na Slasha.
- Wiesz, że to nie ma sensu. Ja i ty... nigdy nie będzie nas.
- Ale ja
wcale nie chcę z tobą być! - Jęknął Hudson, chociaż chyba i tak trochę
zaprzeczał sam sobie. - Po prostu... chcę być twoim przyjacielem, rozumiesz?
Katie, wiem.. nie jesteś gotowa na związek, może nigdy nie będziesz, ale to nie
znaczy, że nie potrzebujesz nikogo bliskiego. Dobrze wiesz, że potrzebujesz...
ale nikogo takiego nie masz, bo nikogo do siebie nie dopuszczasz.
I znów
miał rację. Co prawda w życiu Kate była Emma, ale czasem kobieta miała
wrażenie, że jej siostra wcale jej nie rozumie. Na siłę szuka faceta dla niej,
ojca dla Alana, a wcale nie liczy się z tym, że Kate wcale nie chce się wiązać.
A tak, na pewno potrzebuje kogoś bliskiego i zaufanego, kogoś przy kim mogła by
się poczuć bezpieczna, ale czy tym kimś musi być Slash? Ciężko westchnęła,
popatrzyła jeszcze raz na Hudsona i blado się do niego uśmiechnęła.
-
Dobrze, umówię się na jeszcze jedno spotkanie z tą twoją znajomą...
***
Było cicho i pusto. Tylko pies bacznie ją obserwował.
Jackie odłożyła kieliszek z winem na stolik i ciężko westchnęła. Ten dom
czasami ją przytłaczał, a dokładnie obecność żony Slasha. Kobieta podeszła do
komody, na której stały zdjęcia. Szczęśliwa rodzinka, która tak naprawdę nigdy
nie istniała. Kpiąco zaśmiała się na ślubną fotografię Slasha. Tak, to naprawdę
było urocze, że Hudson tak po prostu się zakochał, wziął ślub, a następnie
urodził mu się synek, potem drugi... Perla musiała być naprawdę naiwna skoro w
to wszystko wierzyła. Jackie pokręciła przecząco głową, a następnie schowała
zdjęcie do szuflady. Poczuła czyjeś spojrzenie na swoich plecach. Odwróciła
głowę i zobaczyła Londona, który zaciskał dłonie w pięści. Szyderczo się do
niego uśmiechnęła, a chłopak w tym momencie nie wytrzymał. Oczywiście nie był
zadowolony z informacji, że jego ojciec ponownie spotyka się z tą kobietą,
jednak tłumaczył sobie, że to nie może być nic poważnego. Spotkanie Kate w
centrum handlowym tylko utwierdziło go w takim przekonaniu, ale tego było już
za wiele.
- Co ty,
do cholery, zrobiłaś?! Jakim, kurwa prawem... jakim, pieprzonym prawem
schowałaś zdjęcie mojej mamy?! Kim ty w ogóle jesteś, aby robić takie rzeczy!
Do cholery, kim?! To, że mój ojciec cię przeleci, to nie znaczy, że możesz!
Kurwa...!
Patrzył
się na Jackie i nie mógł sam za siebie. Wróciło wszystko, o czym przez całe
życie chciał zapomnieć. Każda minuta, sekunda, chwila... wszystko, co siedziało
głęboko w jego głowie, czasami nie pozwalało normalnie żyć. Wszystko, co
budziło się w nocy, kiedy czuł się tak bardzo samotny, a mrok wydawał się być
przerażający jak nigdy wcześniej. To wszystko stało przed nim w osobie Jackie i
kpiąco się do niego śmiało. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale stwierdził, że
nie warto. Być może w tym momencie zrozumiał Casha i jego niekontrolowane
napady złości. Przecież w niektórych momentach nie można inaczej. Wyszedł z
domu trzaskając drzwiami i zobaczył, że Slash parkuje pod domem. Wrócił z
Cashem z pierwszej sesji u psychologa. London w tym momencie poczuł też złość
do swojego ojca. Jak on mógł w ogóle...
- Nie
życzę sobie, aby ona panoszyła się po moim domu! - Krzyknął, kiedy Slash
wysiadł z samochodu. - Rozumiesz to? Nie życzę sobie tego! Jak chcesz ją
pieprzyć, to sobie idź do hotelu!
Slash
stanął jak wryty. Nie wiedział, co miał takiego myśleć. Cash także wysiadł z
samochodu i zaczął przyglądać się bratu. Przecież on miał monopol na takie
zachowanie w tej rodzinie.
- Słucham?
- Zająknął się Slash. - Chyba za bardzo sobie pozwalasz.
- Ja? Ja
sobie pozwalam?! Ja?! Wiesz, co ona zrobiła? Wiesz? Schowała zdjęcie mamy! Tak
po prostu schowała zdjęcie mamy! Nie miała żadnego prawa tego zrobić!
Nienawidzę cię! Nienawidzę cię tak samo mocno, jak nienawidzi cię Cash!
Jesteś... jesteś skończonym egoistą i myślisz tylko o sobie! Zawsze liczyłeś
się tylko ty...! Weź.. w ogóle...
London
minął ojca i wyszedł na ulicę. Slash stał w szoku i wpatrywał się w niego jak w
ducha. Cash także, ale ten po chwili zerwał się za bratem.
-
London! - Krzyknął za nim, ale starszy z braci nawet się nie odwrócił.
Chciał
być w tym momencie sam. Nie miał ochoty odpowiadać na głupie pytania, tłumaczyć
się, czy też mówić o tym, co takiego czuje. Przez większość życia wydawało mu
się, że tak naprawdę nie czuł za wiele. Zamknął się w sobie, a wszystkie
negatywne emocje dusił w sobie. O wiele prościej było udawać, że wszystko jest
w porządku. Przecież to Cash zawsze się buntował, krzyczał, rzucał wyzwiskami.
London nie miał na to wszystko siły. Siedział w autobusie z głową opartą o
zimną szybę i zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie ma do kogo iść, nie
ma do kogo zadzwonić. Nagle ogarnęła go przerażająca pustka, z którą nie mógł
sobie poradzić. W jednym momencie zaczął się śmiać, ale zaraz potem przyszła
taka chwila, że po prostu otarł łzy. Sam nie wiedział jakim cudem znalazł się w
jakimś tanim, trochę obskurnym pubie. Siedział przy barze i wpatrywał się w
swoją szklankę piwa. Barmanka tylko zerkała na niego co jakiś czas, ale nic nie
mówiła, a sam London także nie miał ochoty nawiązać rozmowy. Spojrzał tylko na
telefon. Nieodebrane połączenia od Slasha i brata. Nie, z nimi także nie miał
ochoty rozmawiać. Schował komórkę do kieszeni, kiedy poczuł czyjąś dłoń na
swoim kolanie. Odwrócił głowę w tę stronę, a jego oczy spotkały się z oczami
Jennifer.
-
Napisałeś... to jestem. - Powiedziała z uśmiechem.
-
Super... chociaż ty mnie nie olałaś, chociaż ostatnio mam wrażenie, że jakoś
już nie ma dla mnie miejsca w twoim świecie.
-
London, przecież wiesz, że to nie tak... - Westchnęła.
Chłopak
nie chciał się nad tym zastanawiać, nie w tym momencie, chociaż zrobiło mu się
miło, że dziewczyna odpowiedziała na jego wiadomość. Blado się do niej
uśmiechnął, a ona odwzajemniła ten gest. Zaczął się jej dokładnie przyglądać i
nagle zdał sobie sprawę z tego, że już nie patrzy na nią, jak jeszcze jakiś
czas temu. Oczywiście Jennifer nadal była seksowną, piękną kobietą, ale
jednak... nie... to nie ona była w jego głowie tylko Hanna. I z tym także nie
mógł sobie poradzić. Powoli zaczynało go to męczyć.
- Slash
ponownie spotyka się z Jackie... - Powiedział bez większych emocji.
- Z tą
Jackie?
-
Dokładnie... i naprawdę nie obchodzi mnie z kim on sypia, wiesz... ale...
zaprasza ją do naszego domu, a dzisiaj schowała zdjęcie mojej mamy. Tak po
prostu.
Jennifer
pokręciła przecząco głową. Nie wiedziała, co miała takiego powiedzieć, bo żadne
słowa w tym momencie nie wydały się być odpowiednie. Pogładziła tylko chłopaka
po kolanie, a on upił kolejny łyk piwa.
-
London, już wystarczy... odwiozę cię do domu... - Zaproponowała niepewnie.
Chłopak
kiwnął głową. W tym momencie i tak wszystko było mu obojętne.
Och... Amy tak strasznie tęskni za Stradlinem... Szkoda mi jej. Być może znalazła w osobie Kim przyjaciółkę, ale to jednak obca osoba.
OdpowiedzUsuńUgh... Slash... Mam nadzieję, że skłamał, że chce tylko przyjaźni, bo Kate się wystraszyła. No i ona musi uwolnić się od Ricka, to na pewno.
Biedny London. Nie dziwię się, że się wściekł na tą sukę Jackie. Przykro mi, że tak potraktował ojca, ale jednak no nie wiem, co Slash sobie wyobraża, sprowadzając do domu Jackie i pozwalać jej na taką samowolkę. Że stworzy sobie z nią szczęśliwą rodzinkę? No błagam, to nie ten typ kobiety. Powinien liczyć się z opinią synów, bo nie mieszka sam, a skoro oni jej nie cierpią, to coś jest nie tak.
No tak, Slash powinien liczyć się z opinią synów, ale tak naprawdę przecież są to już dorośli faceci, a nie małe dzieci. W sumie też tak ciężko, bo... co im do tego? Kiedyś musiał szukać także mamy dla chłopaków, a nie tylko kobiety dla siebie, ale w sumie teraz... samo szukanie mamy już odpada.
UsuńPozdrawiam!
Haha! London! Brawo! Kocham tego faceta! Koooocham go! Wykreowałaś go idealnie! Nie jest głupi ani wybuchowy. Raczej panuje nad emocjami. Wydaje się być wierny własnym postanowieniom i ma rozsądny sposób myślenia/działania. Ale jeśli trzeba to robi to co musi! W razie konieczności brutalnej interwencji nie waha się! Dobrze powiedział Slashowi! Wreszcie ktoś mu to jasno i wyraźnie powiedział! A do tego zrobił to ktoś, kto robi takie rzeczy tylko w sytuacjach wyjątkowych. Pewnie gdyby Cash powiedział coś takiego to Slash wzruszyłby ramionami i martwił o psychikę syna. Gdyby Amy coś wtrąciła to mógłby się na nią nawet obrazić. Ale słowa Londona jak widać są dosyć istotne wśród wypowiedzi reszty bohaterów. Podoba mi się to! Odnoszę wrażenie, że London jest najdoroślejszym spośród wszystkich w tym całym opowiadaniu. I chodzi mi o psychikę. Ma już pewne doświadczenie, potrafi się kontrolować i podejmować rozsądne decyzje. No i wie, gdzie jest granica - w tym wypadku, na ile mógł Jackie pozwolić, a co było przegięciem. Czemu mam ponure odczucie, ze śmierć Perli nie jest Jackie taka obca...? Jasne, ze może ja nawet zadowalać, ale... Jeśli Jackie miała z tym coś więcej wspólnego?
OdpowiedzUsuńA więc jednak Amy i Kim...? Mam chyba coś wspólnego z Amy, bo też nie widzę innej kobiety przy boku Rose'a, tylko Erin. XD No tak po prostu. Kiedy ktoś pisze o zakochanym i szczęśliwym Rudym to ja go dopasowuję tylko do Erin! Tak mam i już...
I znów się pytam: czemu z miejsca nasuwa mi się obraz Amy i Kim, a obok Jackie i Slasha? Już widzę moment, kiedy okazuje się, że Jackie jest w ciąży i wmawia Slashowi, że z nim, co niekoniecznie może być prawdą. Ale to tylko moja wyobraźnia...
Ugh, Kaaaateee... A ja liczyłam na jakieś ciepłe słówka z jej strony, a tu dalej bije od niej przejmujący chłód i niedostępność. I w ogóle wszyscy chyba zignorowali głębszy sens tej ich rozmowy. A oczywiście Kate zakończyła ją na ostatecznej kapitulacji i zgodziła się zrobić tę łaskę Hudsonowi. No przecież nie idzie do Amy, żeby zrobić coś dla Slasha, bo On tego potrzebuje i jest mu to na rękę! Pewnie, że może i jest, bo Kate będzie wolna. We wszystkich znaczeniach tego słowa. W każdym razie wizyta u Amy ma przede wszystkim wyjść JEJ na dobre. To ma być z pożytkiem dla niej! Slash ja nakierował na rudą, ale nic więcej do tego wszystkiego nie ma. A Kate tak czy inaczej swoje!
" jest ojcem Alana. W sumie, to tylko dawcą spermy." - I w ogóle to mnie trochę rozbawiło. Któż by to iny mógł powiedzieć, jak nie Hudson? Ujął to bardzo dosadnie. I dobrze. Bo chyba Kate musi też sama to sobie dobrze uświadomić. Dlaczego w mieszkaniu ma zdjęcia z Rockiem? Ze względu na Alana? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to Rickowi na tym zależało. No serioo, chyba nie...
No tak, słowa Londona miały szczególny wydźwięk, bo racja, jakby to powiedział Cash, Amy, czy ktokolwiek inny, to by wyszło, że albo ma problem ze sobą, albo się czepia. A jednak przy Londonie tak nie wyszło... chociaż zastanawiam się, czy sam Slash coś z tym zrobi, bo to jednak jego życia, a synom jak coś się nie podoba, to zawsze mogą się wyprowadzić. Małymi dziećmi już nie są. W sumie, w tej rodzinie relacje są tak skomplikowane, że każdy kto chce dobrze wychodzi na to, że zrobił źle...
UsuńI tak, masz racje. Jackie śmierć Perli nie jest jakimś tam abstrakcyjnym pojęciem. Nie, ona się w żaden sposób do tego nie przyczyniła, ale.... co prawda w opowiadaniu nie ma tego powiedzianego dosłownie, ale Jackie była... od zawsze. Jak jeszcze Perla żyła... i te wszystkie pytania Casha pod tytułem "Kochałeś mamę?" nie są bez powodu. Także, ten wypadek, ta tragedia była Jackie na rękę.
Pozdrawiam!
O Boże, jestem tak totalnie anty Erin (dobrze, że jej tu nie ma, bo jechałabym bardziej niż po Amy, haha), że szlag mnie po prostu trafia jak widzę o niej jakieś wspolczujace wpisy, jaką ona była wielką ofiarą i teraz według Amy jedyną kobietą Axla i cudowną przyjaciółką D: (koniec hejtu). Dzisiaj nie będę hejtować Amy. Cieszę się, ze dała jakąś szansę Kim i mam nadzieję, ze nie będzie już opowiadała takich bzdur jak wcześniej, ze, mimo ze jej nie zna, to wie ze jest z Axlem, bo to Axl Rose. I ma hajs.
OdpowiedzUsuńOo, w końcu coś znacząco posunęło się do przodu w relacji Kate-Slash. Boże, jak ja chce żeby coś z tego wyszło, haha. #teamKate
Hmm. No i teraz nie wiem co mam myśleć o sytuacji z Jackie i Londonem. Z jednej strony rozumiem jego wkurwienie, pewnie żadnej kobiety w życiu Slasha nie będzie akceptowal tak jak swojej matki, z drugiej strony rozumiem Jackie, bo nie chciałabym widzieć w domu mojego faceta na każdym kroku zdjęć jego żony, której właściwie już nie ma. Trochę to smutne, ze w czasie kiedy Cash jakoś się ogarnia z zachowaniem, to Londonowi odbija. Chyba nie będzie spokoju w tym domu, haha.
O, no i jeszcze ta Jennifer. Wydaje się być fajną dziewczyną i widać ze lubi Londona i chyba jakoś jej na nim zależy, ale nie wiem w jakim sensie... zobaczymy.
Pozdrawiam i do następnego!
Ja jestem any Stepjanie, haha.
UsuńAle może lepiej zostawić dla siebie niesnaski co do wyborów życiowych pana Rose'a, haha.
Wiesz... różnie można na to patrzeć. Czy Jackie miała prawo, czy nie miała? Było o co się wkurzać, czy też nie? Jednak ja tu jestem po stronie Londona. Oczywiście, Jackie może czuć się lekko zirytowana, że Perla nadal jest obecna w życiu Hudsonów, ale myślę, że też tu chodzi bardziej o chłopaków niż o samego Slasha. Ona jest obecna bardziej w życiu Casha i Londona, a co za tym idzie w Slasha też. Jednak Slash nie żyje z taką świadomością, że nie może z nikim się związać... a to, że się nie związał wynika raczej z czego innego. I tak naprawdę, Jackie wchodząc do ich domu (i nie ważne co było w przeszłości) powinna uszanować to, że dla synów Slasha to jest ważne, nawet taka pierdoła jak zdjęcie. Bo to ich mama... a myślę, że oni tak naprawdę nie mają wiele rzeczy związanych z mamą. Nie mają też za wiele wspomnień, bo byli mali... a wiadomo, że w głowie wszystko się zaciera.
Pozdrawiam!
Ja chyba jestem jedną z nielicznych tutaj a może jedyną, której jest szkoda Amy od początku. W sumie byłam na nią wściekła, ale jednoczenie było mi jej żal no i teraz...Teraz jest mi jej szkoda, bo Amy nie jest złym człowiekiem. Nie jest kimś kto popełniał błąd za błędem. Kto ranił każdego dnia. Kto notorycznie zdradzał. Nie. Amy popełniła jeden błąd. To jest takie ludzkie, bo każdy je popełnia. Tylko to, że do tego dopuściła...teraz ją kosztuje. No cóż. Jest dorosła. Musi teraz ponieść odpowiedzialność za swoje czyny, tylko... Tylko została sama. Ktoś może powiedzieć, że jak to? Ma brata. Niby teraz Kim, której zaufała co mnie bardzo cieszy, bo Kim nic złego nie zrobiła, na szanse zasługuje, wydaje się być miła...Oprócz tego ma dwie córki. No tylko, że jedna w sumie jest na nią wściekła. Druga jest dorosłą kobietą, która ma swojego męża, dziecko i swoje problemy. No i Slash...ale Slash to teraz oscyluje między Kate i Jackie, także...Amy została sama, bo pozostała pustka po takim jednym...który był dla niej całym życiem. Czasami człowiek sobie nie zdaje sprawy jak ktoś jest ważny, do momentu gdy go nie straci i nie może normalnie funkcjonować. To logiczne, że Amy się nauczy żyć bez Stradlina, ale czy kiedykolwiek przestanie go kochać? Wątpię. Dobrze, że Kim jest, bo może trochę ją przypilnuje. Amy nie jest już osiemnastolatką, także dziecko w tym wieku to... To lekkie zagrożenie, a jak widzimy nie jest to typ, który o siebie dba.
OdpowiedzUsuńTeraz Kate i Slash...Zaskoczyło mnie to bardzo pozytywnie, tylko mam ochotę Hudsonowi dać kopa w dupsko, bo albo jedna albo druga. Nienawidzę czegoś takiego. Kocha się jedną kobietę. Jedna kobieta ci się może podobać, bardziej niż tylko z wyglądu...Tak jest w moim mniemaniu i takie niezdecydowanie jest beznadziejne, bo chociaż Kate nie jest Hudsonem zainteresowana to gdyby dowiedziała się o Jackie po tych jego wyznaniach to...chyba nie zmieniłaby zdania o Slashu na lepsze. Raczej na odwrót.
Myślę, że słowa "Bo mi na tobie zależy." Były szczere i nieprzesadzone. Zależy mu. Nie wie co czuje, więc nie kłamie, że ją kocha...nie mówi też, że ją po prostu lubi. Tak, tak Hudson...Przyjaciółka...W sumie od czegoś trzeba zacząć. Takie podstawy są dobre. No i Kate zgodziła się na kolejne spotkanie z Amy, więc działania Hudsona są skuteczne.
Część, której każdy się spodziewał, ale pewnie nie każdy w wykonaniu Londona. Zgodzę się z przedmówczynią, że postać Londona jest świetnie wykreowana. I tak. Gdyby to powiedział Cash to dla Slasha nie byłoby to nic nowego...Gdyby Cash był w takiej sytuacji a nie London, to każdy by to uznał za normalne. Ale London? Ten London, który w oczach ojca i każdego dookoła uchodzi za spokojnego, stonowanego faceta tak wybucha? Dlatego Slash tych słów raczej tak nie zostawi i pogada o tym z Londonem, bo... Bo tego się nie spodziewał. Reakcja Londona była dla mnie bardzo naturalna. Jackie nie miała żadnego prawa. Nie mieszka tam, nie jest żoną Hudsona, żeby móc robić takie rzeczy...a nawet gdyby była to nie miałaby prawa robić tego chłopakom. Co z tego, że to dorośli faceci. To jest ich mama...Zdjęcia i jakieś pojedyncze rzeczy to jedyne co im po niej zostało. Tak nie można...Tylko to jest Jackie, która w moich oczach jest suką i już haha. Jackie to takie jego uosobienie tego koszmaru. Tego co się tam działo i wraz z jej powrotem i zdecydowanie w tym momencie to wróciło...Ta jego samotność, strach, ból...On był dzieckiem, które musiało na to wszystko patrzeć. Teraz to dorosły facet, ale wspomnienia tego dzieciaka wciąż ma w głowie.
Dobrze, że w tym momencie pojawiła się Jennifer, która nie zrobiła dużo, ale po prostu London ma poczucie, że ktoś jest, że ktoś się zainteresował, trochę zatroszczył...bez interesowanie. No tak Jen. Jen, która będzie uosobieniem kompleksów Hannie haha. Ale sam London zauważa. To ta sama Jen. Piękna, seksowna...Ale jednak nie patrzy na nią tak jak kiedyś, bo w sumie może teraz wolałby się zobaczyć z Hanną. Tak myśle... Pewnie z nikim o tym nie pogada, ale pewnie też by wolał to z siebie wyrzucić. Bo Hanna to dla niego niewiadoma. Cała ta sytuacja to takie duży znak zapytania. Hanna to licealistka, no kurde...on jest studentem. Ale ciągnie go, nawet jak się będzie stawiał to go będzie ciągnęło. Tak to właśnie działa haha.
UsuńPóki co mam nadzieję, że Slash tego tak nie zostawi...że porozmawia z synem, bo o ile wie, że z Cashem nie jest dobrze to chyba nie do końca ma świadomość co siedzi w głowie Londona i że wcale nie jest z nim lepiej.
Amy zaczyna uczyć się żyć na nowo, bo tak naprawdę chyba nie ma innego wyjścia. No tak, jeden błąd i wszystko runęło. Jedna niewinna chwila i wszystko się zmieniło... Za błędy trzeba płacić, ale czasami zastanawiam się, czy aż tak wysoką cenę. Sama nie jest, ale jednak jest sama... racja, bo nie ma tej najważniejszej osoby. I dobra, Amy przecież też jest tu ofiarą...
UsuńSlash i jego dylematy sercowe. Tak, kocha się jedna kobietę i... dobrze wiemy, że jedną kocha. Tylko z tą którą kocha jest mały problem, bo jej już nie ma... Do Jackie nie czuje na pewno nic więcej niż sam pociąg fizyczny, a to raczej nie wróży długiej relacji. No a jest jeszcze Kate, na której mu zależy. Sam tak powiedział. I tak, to było szczere... ale zależeć może na wiele sposobów i myślę... myślę, że on serio nie chce z nią być. Kate jest dla niego młodą dziewczyną, niewiele starszą od jego synów, więc on sobie zdaje sprawę z tego, że ta relacja też by raczej przyszłości nie miała. Może ma jakieś tam uczucia opiekuńcze.
No i London i jego dylematy sercowe i nie tylko. Wkurzył się i tyle. London też potrafi się wkurzać, a jak on się już wkurzy, to się ziemia trzęsie, haha. No ale tak, trochę odwalił Slashowi, chyba bardziej niż Cash... z resztą Cash dowala raz na jakiś czas, to takie już normalne, a tu London... i Slash chyba z nim porozmawia, chociaż nie wiem, czy w ogóle... bo Slash coś powie, London go oskarży i skończy się jak każda rozmowa z Cashem. Ogólnie, nieciekawie. No i Jennifer... i Hanna. Hm, ja sama myślę, kim w tym momencie jest Hanna dla Londona... i sama tego jeszcze nie wiem. Na pewno jeszcze nie kimś bardzo ważnym... chociaż, on aż do Paryża się bronił przed tym, że ważna jest, haha.
Pozdrawiam!
Biedna Amy...
OdpowiedzUsuńMoże nie nazwę się wierną czytelniczką, ale śledzę tego bloga w miarę swoich czasowych możliwości systematycznie, choć trafiłam tu niecały tydzień temu i staram się wszystko nadrobić. Zaglądam tutaj podobnie, jak śledziłam Twojego wcześniejszego bloga, O czym szepcze Sunset Strip. Szkoda, że go opuściłaś, ale wszystko jest zrozumiałe.
Pozostając nieco ciemną, gdyż trafiłam tu, jak już wspominałam, stosunkowo niedawno, chciałabym zaprosić Cię także do siebie. Być może przypadnie Ci to gustu mój pomysł na Gunsową historię.
A teraz życzę dużo weny, lecę nadrabiać i czekam na następny. Pozdrawiam!
patienceinourhearts.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPodobno docenia się coś (w tym przypadku kogoś) gdy się go straci. Nie oznacza to, że Amy nie doceniała Izzy'ego, a on Amy. Bo się kochali, byli tyle lat małżeństwem. Wiadomo, różnie to bywało.
Ale teraz Amy zdała sobie sprawę, że Izzy był wszystkim.
Niby pomoc Kate, to dodatkowy obowiązek, ale każdego, kto ma serce, ruszyłaby ta sytuacja i zgodził się pomóc. Miałam kilka takich sytuacji, których-mimo, że były dobre- żałowałam z pewnych powodów. Wiem, jak czuje się Amy. Poza tym, sama ledwo żyję, tak też zaraz padnę, przez..no, nieważne.
Miło ze strony Kim, że chce pójść z Amy. Ma jak najbardziej rację- żadna kobieta nie chce być wtedy sama.
Na początku Kim wydawała się "wrednotą". W jakimś rodziale się już z nią zetknęliśmy. Ale okazuje się, że to na prawdę "spoko babka".
Tak, dla Kate to może dziwne, że Amy zgodzila się to zrobic bez pieniędzy.... Ale wie, że Ruda była w podobnej sytuacji, chociaz to też ją nie przekonało...Slashowi naprawdę zalezy na Kate i stara ją się przekonać- i udało mu się.
A ona boi się, że on za głęboko wchodzi w jej życie. Nie chce kolejnego związku, chce by Hudson się odczepił, zniknął na stałe.
Ta...Jackie. Tą kobietę to nic, tylko utopić. Agh.
Hudson aż zaprzeczył samemu sobie. Chce być z Kate...ale jej tego, nie powie, bo wie, że się wystraszy. Tylko co potem z tego wyniknie? Co z tego wszystkiego wyjdzie?
I by, powtarzam, Hudson zniknął z jej zycia, zgodziła się spotkać z Amy. Tak na odczepkę.
Ech, Jackie. Dobrze już wiem, z jakiego powodu siedzi u Slasha...ale ją nic, tylko utopić! Nawet jakby nie pracowała dla....To tylko utopić! Zło wcielone!
Dobra. Wcale nie dziwię się Londonowi. Ta kobieta nie miała prawa ruszać nic w ich domu, tym bardziej zdjęcia Slasha i Perli, Perli, która była mamą jego i Casha. Nie miała żadnego prawa, tego chować, to nie należy do niej. Może i w tym, miała cel, by Slash zapomniał o Perli...ale London ją przyłapał.
Ale jej dowalił ładnie! Brawo, London, jestem z Ciebie dumna! <3
Tak, ale wszystko wróciło. Bo on jest przeciwieństwem Casha...Cash wywala wszystko od razu, drze się ,a potem się uspokaja/ wzbiera nim na nowo. A London...wszystko to kumuluje w sobie, kumuluje, nawet jak tego nie chce...i teraz właśnie był powód, dla którego cała ta złość się z niego wylała. Nie chodziło tylko o to zdjęcie...ale o całe te lata, podczas których nic nie mówił, a czuł i chował to w sobie...to wszystko znalazło sobie ujście w tej jednej sytuacji.
W tym momencie zrozumiał brata i po prostu wyszedł z domu, trzasnął drzwiami i poszedł!
Był wkurzony i to ostro, ledwo wyszedł, a tu ojciec. No więc też się na niego wydarł i też powiedział mu "ładnie". Ponownie- brawo London!
Tylko szkoda, że to nic nie dało. :/
A Slash się zdziwił. Czemu? No bo przecież London był zawsze spokojny, cichutki, więc z jakiej paki zachowuje się jak Cash? Tak, to chodziło zapewne po głowie Hudsonowi.
Cash się dobijał do Londona? No cóż za nowość, ciekawe ile razy do siebie w ogóle dzwonili. :D
A starszy z braci potrzebował rozmowy...i napisał do tej Jennifer. Powiedział jej w skrócie i na temat, o co poszło. Chyba nie do końca go zrozumiała. A raczej na pewno.
London może i na co dzień jest "spokojny, cichutki", ale od czasu do czasu trzeba wylać z siebie wszystko, żeby "nie wybuchnąć" od środka. Też jest przecież człowiekiem..też czuje wszystko...
Szkoda tylko, że Slash, to, co powiedział mu London tutaj i w trzydziestym, olał.