Rozdział 7
Przekręciła
klucz w zamku drzwi wejściowych do swojego mieszkania. Pierwsze, co to skoczył na nią pies rasy
labrador o imieniu Sally, który zaraz zaczął lizać Kate po twarzy. Kobieta już
od ponad dwóch lat starała się oduczyć tego swojego pupila, ale wydawało się
być to raczej niemożliwe. Potem usłyszała pisk dziecka i krzyk kobiety, raz wrzask kota. Czyli w sumie, to nic się nie zmieniło, kiedy była w pracy. Wszystko było
tak samo. Ogólnie mówiąc jeden wielki bałagan.
- Sally,
do kąta! - Krzyknęła na psa.
Labrador
zszedł z niej i z podkulonym ogonem położył się pod drzwiami do łazienki. Katie
podniosła się z podłogi i zaczęła otrzepywać ubranie z sierści psa, chociaż w
tym momencie i tak to już nie miało głębszego znaczenia. Ubranie, które miała
na sobie tego dnia nie nadawało się do niczego innego, jak tylko do prania.
Ciężko westchnęła. Dzień stawał się co raz bardziej dobijający, a jedyna dobra
wiadomość była taka, iż Myles podwiózł ją do domu i przez to jest o prawię
godzinę wcześniej. Chociaż sama nie wiedziała, czy to dobrze. Alan - jej
siedmioletni synek nawet chyba nie zwrócił uwagi na to, iż ktoś przyszedł do
domu. Młodsza siostra Kate, a zarazem niania chłopca też raczej nie, bo z
salonu nadal było słychać głośne krzyki, które mogły wskazywać na zabawę.
Kate
zdjęła buty, które ją obtarły, zajęczała pod nosem. Chciało się jej chodzić
elegancko ubrana do pracy. Jakby nie mogła po prostu założyć adidasów i dresów.
No dobra, wtedy to najprawdopodobniej nikt by jej nie przyjął do pracy, bo
przecież trzeba się jakoś odpowiednio prezentować. Przeczesała włosy ręką,
popatrzyła w lustro, które wisiało w salonie. Przeraziła się na swój własny
widok. Miała wrażenie, że po drugiej stronie stoi całkiem obca kobieta, która w
żadnym wypadku nie jest Kate, którą znała. Niestety to był tylko szary obraz
rzeczywistości. Nic dziwnego, iż żaden facet nie zwrócił na nią uwagi i ciągle
była sama z synem. Gdyby Katie była osobnikiem płci męskiej, to pewnie też by
omijała takie kobiety, jak ona. Wory pod oczami, wiecznie wykrzywiona mina, do
tego brak jakiejkolwiek figury. Za małe cycki, za duża pupa. Niewątpliwie Kate
była posiadaczką wielu kompleksów. Wydawało się jej nawet, iż ma za duży nos w
stosunku do całej twarzy. A główny problem polegał na tym, iż potwór którego
widziała w lustrze istniał tylko w jej głowie. Nikt więcej go nie widział.
Wolała
już się sobie nie przyglądać, bo to był załamujący widok, jak dla niej. Rzuciła
torebkę, w której znajdował się projekt Slasha na okładkę płyty. Przeszła po
puchatym dywanie, który oczywiście był zabrudzony przez pas i kota, do salonu.
Tam zobaczyła Emmę przywiązaną do krzesła, Alana biegającego z zabawkowym
toporkiem i wystraszonego kota, który za wszelką cenę pragną wcisnąć się po
kanapę, zapewne aby unikając bliskiego spotkania z rozbrykanym siedmiolatkiem.
Kate patrzyła na to całe zamieszanie i zaczęła się zastanawiać, czy tak jest za
każdym razem, kiedy nie ma jej w domu. Co prawda, gdy już wraca, to wszystko
jest posprzątane, Alan grzecznie się uczy, a Emma zazwyczaj uczy się do roli. Jednak teraz Katie wróciła godzinę wcześniej i nikt się nie
spodziewał jej powrotu o tej porze.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego tu jest
taki bałagan?!
W tym
momencie w mieszkaniu zapadła cisza. Kot tylko prychnął. Oczy Alana skierowały
się w stronę drzwi do salonu. Popatrzył na swoją matkę i cicho jęknął z lekkim
przerażeniem. Emma natomiast miała nadzieję w oczach, iż zaraz zostanie
uwolniona.
- A mama
nie powinna być jeszcze w pracy? - Zapytał chłopiec poprawiając sobie opaskę na
głowie.
- Mama
też się cieszy, że cię widzi. - Odparła Kate wchodząc do salonu. - I z łaski
swojej weź Sally i wyprowadź ją na siku.
Alan
zrobił niezadowoloną minę, ale zaraz posłusznie wykonał polecenie. Katie
przykucnęła przy Emmie, której ręce były skrępowane. Pierwsze co to odkleiła
jej taśmę z ust.
- Boże,
to dziecko to jakiś diabeł. Myślałam, że mnie spali na stosie!
- To
dlaczego wymyślasz takie głupie zabawy?
- Bo nic
innego go nie interesuje.
Kate
zaśmiała się pod nosem. Tak, zainteresować czymś jej syna nie było naprawdę
łatwo. Uwolniła ręce siostry z węzła i
przepraszająco popatrzyła na Emmę, która tylko pokręciła głową. Bałagan w
mieszkaniu był przerażający.
***
Kate zalała herbatę. Popatrzyła na Emmę, która siedziała
przy kuchennym stole i poprawiała sobie właśnie makijaż. Alan od ponad pół
godziny grzecznie spał w swoim łóżku, a w mieszkaniu w końcu zapanowała chwila
ciszy. Tylko ciekawe na jak długo. Kobieta postawiła przed siostrą szklankę z
herbatą, a potem usiadła na przeciw niej. Oczy Kate samoistnie skierowały się
na torebkę, z której wystawał projekt okładki płyty. W tym momencie
przypomniała sobie o środzie o o tym, co obiecała Slashowi. Jednak powoli
zaczynała się obawiać, czy to nie były przypadkiem słowa rzucane na wiatr. Em
była jedynym ratunkiem. Tylko ona mogła zostać z Alanem, ale Kate zaczynała już
wątpić, czy po dzisiejszym dniu się na to zgodzi. Brunetka ciężko westchnęła.
Upiła swój łyk herbaty i zebrała w sobie wszystko swoje siły, aby zdać to
istotne pytanie.
-
Zostaniesz w środę wieczorem z Alanem?
Emma
odłożyła kredę do oczu i popatrzyła na swoją siostrę, jak na kompletna
wariatkę. To graniczyło z cudem, iż uda się jej przeżyć. Nie bez powodu niania
chłopca, która była zatrudniona do opieki nad nim zrezygnowała po trzech
miesiącach. Kobieta po prostu nie dawała sobie z nim rady, a przecież miała do
tego odpowiednie uprawienia. Emma była tylko niespełnioną aktorką, która nie
miała w tym momencie życie nic innego do roboty. Blondynka ciężko westchnęła.
Sama już nie wiedziała.
- A
dlaczego? Gdzie się wybierasz? Jakiś facet cię na randkę zaprosił? - Zagwizdała
pod nosem.
- Nie,
to tylko spotkanie biznesowe, ale wiesz... no muszę iść, bo dziś owa gwiazda i
tak dała już mi popalić. Miałam wrażenie, że chce mnie zabić tylko za to, że
istnieje i będę się zajmowała okładką jego albumu. Maskara.
Em znacząco
popatrzyła na Kate. Odsunęła lusterko, aby lepiej wiedzieć siostrę.
- A kto
jest tą gwiazda?
- Slash.
- Ten
kudłacz, który wygląda jak stworek z rodzinki Adamsów? I grał kiedyś w Guns N'
Roses?
- No
dokładnie ten. W sumie, to miałam o nim inne zdanie, bo wiesz... wydawał mi się
być sympatycznym człowiekiem, ale dziś... czar prysł.Chyba jest jeszcze gorszy
niż ten cały Axl.
- A bo
oni są wszyscy po jednych pieniądzach. Ale dobra, jak musisz iść, to ja zostanę
z Alanem.
Kate
lekko się uśmiechnęła. Jeśli miała na kimś polegać, to niewątpliwie była to jej
siostra. Jedyna osoba, która tak naprawdę się od niej nie odwróciła i postarała
się zrozumieć.
***
Slash zaczynał już powoli się denerwować. Mijała godzina
dwudziesta druga, a Casha jak nie było tak nie było. Syn też nie raczył obierać
telefonu. Po głowie Hudsona miotało już się tysiące scenariuszy, które mogły
być całkiem prawdopodobne. Wypadek, chociaż jedyny wypadek jaki się stał w Los
Angeles tego dnia, to ten który skutecznie zablokował połowę miasta. Ale tam
nie było Casha. Następny scenariusz, to ucieczka z domu. To też mogło być
całkiem prawdopodobne. Nastolatki często uciekają. Sam Slash nawiewał i chociaż
teraz nie rozumiał tego postępowania, to kiedy był młodym, zbuntowanym
człowiekiem wydawało mu się być to jak najbardziej naturalne i rozsądne. Tylko,
co jeśli Cash naprawdę nawiał? Ostatnio chłopak dziwnie się zachowywał. Ciągle
powtarzał, że ma swoje sprawy, że jak coś nie pasuje Slashowi, to Cash przecież
może się wyprowadzić. A jak doszedł do wniosku, że to by było najlepsze
rozwiązanie. Hudson zaklął w myślach. Popatrzył na telefon. Do Casha nie było
sensu dzwonić, bo pewnie i tak by nie odebrał.
Chciał
już wybrać numer do Angie, kiedy zobaczył, że na wyświetlaczu pojawia się
informacja, iż ktoś dzwoni. Była to Amy. Telepatia. Nie raz Slash
miał wrażenie, iż jest połączony z siostrą Axla jakaś dziwną więzią, która
odzywa się właśnie w takich momentach. Co prawda miał zadzwonić do jej córki,
ale jednak mimo wszystko to blisko niej. Tylko co Amy chciała w takim momencie?
I o tej porze. Nagle przeszła go przerażająca myśl, że może Angie nawiała z
Cashem, a przecież to też mogło być całkiem możliwe. Odebrał.
- Tylko
nie mów mi, że stało się coś strasznego. - Powiedział drżącym głosem.
- Nic
się nie stało. - Slash odetchnął z ulgą. Chociaż co do Angie mógł być spokojny. - Dzwonię, bo domyślam się, że
szukasz swojego samochodu i złodzieja tego samochodu. To zajedź do mnie.
- CO?
CASH JEST U WAS?!
- Z tego
co wiem, to tak.
- Zabije
gnoja. Normalnie chyba naprawdę uruchomię tę kosiarkę Mylesa!
- Co?
Jakaś kosiarkę? Slash, czy ty się dobrze czujesz?!
Rozłączył się i rzucił telefon, a potem syknął, kiedy zobaczył, że komórka odbił się od
ściany i upadł na podłogę. Wyświetlacz nadal się świecił, to chyba urządzenie
się nie zepsuło.
I co w
tym momencie Slash miał zrobić? Po prostu pojechać do Stradlina i wyciągnąć
Casha za fraki, dać mu szlaban? Czy może kompletnie go olać i nie zwracać uwagi
na to, co syn robi? Chyba żadna z tych opcji nie była odpowiednia. Wszystkie
wydawały się tak beznadziejne i bez sensu. Niezależnie, którą by wybrał, to i
tak by było źle.
Po
dłuższym namyśle zerwał się z łóżka i chciał już iść do garażu, kiedy
uświadomił sobie, że przecież nie ma samochodu. Na samą myśl o taksówce zrobiło
mu się nie dobrze. Chyba po dzisiejszym dniu miał traumę do końca życia. Kopnął
kamień, który leżał na chodniki i wyszedł z posesji domu. Szedł drogą, chociaż zdawał
sobie sprawę z tego, że przecież nie dojdzie tam na piechotę. Po pół godzinie marszu poboczem drogi złapał pierwszą
lepszą taksówkę, która właśnie przejeżdżała.
***
- Slash,
weź się uspokój. To, że mu wpierdolisz, to i tak nic nie da!
Amy
stanęła przy drzwiach do domu i popatrzyła wrogo na Hudsona, którego nosiło,
aby zaraz poważnie porozmawiać z synem. Popatrzył na rudą kobietę i zdał
sobie sprawę z tego, że nawet jakby chciał to i tak nie jest w stanie zrobić
nic, aby ustąpiła. No chyba, że by musiał zrobić jej krzywdę, a przecież tego
nie chciał.
-
Chociaż ty byś mogła go nie bronić. Przejrzyj na oczy, że ten szczeniak, to
wcale nie jest taki grzeczny chłopiec, jak ci się wydaje!
-
Hudson, czy chociaż raz możesz mi nie robić rozpierduchy pod domem? Idź drzeć mordę gdzieś na pola, co?
Slash
odwrócił się i zobaczył Izzy'ego stojącego parę metrów od niego. Stradlin
właśnie palił papierosa i w tym momencie wyglądał, jak jakiś cieć, który
pilnuje bram wpływowej firmy. Slash nic już nie powiedział tylko minął
przyjaciela i zgodnie z jego sugestią skierował się w stronę drogi wyjazdowej z miasta. Może i
faktycznie to było dobre rozwiązanie. Po prostu jakoś się wyżyć i mieć spokój.
Chyba za długo dusił w sobie wszystkie negatywne emocje, ale co mógł poradzić
na to, że tak naprawdę, to Cash doprowadzał go już na skraj wytrzymałości
nerwowej? Ten dzień naprawdę zaczynał robić się już coraz bardziej męczący.
Pies, graficzka, korek, irytujący taksówkarz i kochany synek, który tak po
prostu nie może być taki jak... London. Właśnie, dlaczego z Londonem nie było
prawie żadnych problemów? Uczył się, nie włóczył się, nie kradł samochodów, nie
pyskował, nie wdawał się w bójki, był spokojny. Nie trzeba było się o niego
martwić każdego dnia, że wykombinuje coś co przyprawia o siwiznę. Dlaczego Cash
też taki nie mógł być?
Szedł
kopiąc kamień, aż doszedł do krawężnika. No przecież nie będzie łaził nocą po pustkowiu, bo to też nie miało najmniejszego sensu. Tylko co w jego życiu ostatnio
miało sens? No chyba, tak naprawdę to nic. Usiadł na krawężniku i zanurzył
dłonie w swoich lokach. Postarał się jakoś uspokoić, ale to też nie było takie
łatwe. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jak zobaczy Casha, to po prostu
nie będzie mógł się powstrzymać. Siedział tak przez jakiś czas, aż usłyszał
czyjeś kroki, a potem ktoś usiadł obok niego. Popatrzył błagalnie na rudowłosą
kobietę, która tylko ciężko westchnęła.
- Nie
bronie go, tylko staram się zrozumieć. - Przyznała.
- A ja
niby się nie staram? Każdego dnia próbuje do niego jakoś dotrzeć, ale jedyne co
słyszę od niego to słowa Tato, wychodzę albo Tato, daj mi spokój albo
jeszcze Tato, to są moje sprawy dobrze, że jeszcze w ogóle nazywa mnie tatą
a nie wali bezosobowo.
Amy
ciężko westchnęła. Sprawa niewątpliwie nie należała do łatwych, a w tym
momencie po prostu nie wiedziała, co by miała powiedzieć. Angie też nie była
święta, ale jednak nie odstawiała takich rzeczy, a sama Amy miała z nią dość
dobry kontakt. Położyła dłoń na ramieniu Slasha, chcąc dać mu do zrozumienia,
że jakoś go w tym wszystkim wspiera.
- Wiem,
że tęsknisz za tym chłopcem, którym był Cash zanim to wszystko się stało,
ale... musisz też się pogodzić z tym, że tego chłopca już nie ma... i
zaakceptować tego Casha, jakim jest teraz. Bo to co było, to już nie wróci...
- Jakby
tego, KURWA, nie wiedział! Walisz mi tu jakieś teorię, jakbyś była
psychologiem, a tak naprawdę, to gówno wiesz. Ciesz się, że masz Stradlina i
ciesz się, że jeszcze go masz!
- Co
masz na myśli?
- A to,
że ludzie umierają. - Slash wzruszył ramionami. - Wiesz, tak po prostu sobie
umierają, albo odchodzą, a ty zostajesz sama i kurwa musisz sobie ze wszystkim, jakoś radzić,
więc doceń to co masz póki to masz, bo skąd wiesz, że dziś nie widzisz
Stradlina ostatni raz w życiu?
Te słowa
przeszyły Amy, chociaż taka była prawdę. Nigdy nie wiedziała, co się wydarzy
następnego dnia, a przecież może stać się wszystko. Niepewnie przytuliła Slasha
do siebie.
- Slash,
co się dzieje, hmm? - Szepnęła mu do ucha.
- Chyba
mam dość, wiesz? Czasem mam takie myśli, aby pojechać na miasto, znaleźć
jakiegoś dilera i wiesz...
-
Hudson... to tak nie myśl. Od pięciu lat jesteś czysty... i proszę cię, nie
zmarnuj tego. Wtedy na pewno stracisz Casha, Londona...
- Wiem i
tylko to mnie trzyma przy tym, aby tego nie zrobić. - Jęknął i zdał sobie
sprawę z tego, że własnie ma głowę na poziomie piersi Amy i tak na prawdę
mamrocze do jej biustu.
- Może
jest ci potrzebny odpoczynek, co? Pojedź z chłopakami, na ferie, gdzieś...
Nic na
to nie odpowiedział. Cash pewnie i tak nigdzie by nie chciał jechać. London
może by się zgodził, ale i tak pozostawała sprawa płyty. Prawda była taka, iż
teraz Slash nie mógł ruszyć się z Los Angeles, chociaż by się waliło i paliło.
Oderwał się od Amy, bo nagle poczuł się jakoś tak dziwnie. Siedział pod domem
Stradlina i obmacywał jego żonę. No jednak coś tu było nie tak.
- Przepraszam...
- Och, daj spokój. - Westchnęła Amy odsuwając się od
Slasha. - Przenocujesz u nas. Nie ma sensu, abyście wracali po nocy w takim
stanie. - Powiedziała wstając.
Slash
kiwnął głową, a kobieta nieznacznie się do niego uśmiechnęła i zniknęła za
drzwiami domu. Hudson ciężko westchnął i popatrzył w gwiazdy.
- Nawet
nie wiesz, jak mi ciebie brakuje. - Szepnął sam do siebie.
Cash w
tym momencie stał na tarasie domu i spoglądał na ojca. Przez chwilę coś się
zmieniło w chłopaku, coś w nim drgnęło. Także popatrzył w gwiazdy.
- Mnie też... - Powiedział. - mnie też, mamo...
Poczuł
jak łzy napływają mu do oczu, jednak nie pozwolił sobie na płacz. Przecież to
było takie niemęskie.
- I jak?
- Usłyszał za sobą głos Angie.
- Chyba
będę jeszcze żył. - Odpowiedział odwracając się do dziewczyny i wymuszając
uśmiech. Angie szybko zauważyła, że coś jest nie tak. Podeszła do chłopaka i
przetarła mu oczy, a on odwróci głowę.
-
Cash...?
- Tak,
wiem... mam trzymać łapy przy sobie... - powiedział.
i jak, spotkałaś Electrę i jej mamę? :'))
OdpowiedzUsuńjuż w poprzednim rozdziale zastanawiałam się o co chodzi z tymi smutnymi oczami Kate. no i w sumie po części się wyjaśniło. samotnie wychowuje dziecko, które daje trochę w kość, nie wiadomo czy ma w ogóle kontakt z jego ojcem, jest też powiedziane, że siostra była jedyną osobą, która się od niej nie odsunęła. tak sobie myślę dlaczego mogli się odsunąć. może to chodzi właśnie o ojca tego dziecka? nie wiem, zaszła zbyt szybko w ciążę (w to wątpię, bo Alan ma 7 lat, a w poprzednim rozdziale było chyba wspomniane że Kate ma już z trzydziestkę). najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ma dziecko z jakimś nie wiem, dilerem, ćpunem czy kimś takim.
śmierć matki na pewno miała wpływ na Casha, ale wydaje mi się, że może też po prostu dojrzewanie tak na niego wpływa. ale przecież on nie jest też złym chłopakiem... chodzi opiekować się tymi dziećmi, ale też ta ostatnia scena wskazuje na to, że nie jest kimś bez uczuć... on tak radzi sobie z tą stratą, tak myślę. London skupił się na nauce, a Cash na sprawianiu problemów ojcu i spędzaniu czasu z dziećmi w tajemnicy przed każdym.
już jakiś czas temu podejrzewałam, że między Slashem a Amy coś kiedyś było, teraz ta myśl znowu do mnie wróciła... nie, oni nie mogli być razem... ale znowu jak mówiłaś, że to opowiadanie ma dużo wspólnego z Zagubionym Księciem, a tam siostra Axla była kiedyś ze Slashem, potem była z Izzy'm... o nie, haha.
pozdrawiam i zapraszam na nowy do mnie :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Dobrze kombinujesz względem Kate, haha. Chociaż wszystko się niedługo wyjaśni, po prostu cierpliwości. Ona ma po prostu... no dość ciężkie życie. No ale na razie nie będę zdradzała szczegółów.
UsuńHaha, nie, między Slashem, a Amy nic nie było.
No raczej, może mogłoby być, ale nie było... bo Amy to nie Lily. I nawet dobrze! Bobrze, jak sobie przypomnę zachowanie Lil, to aż mnie ciarki przechodzą. Taka... wiecznie użalająca się nad sobą niedojda życiowa. Ale dobra, stop... nie Lily.
Slash jest przyjacielem Amy, Amy jest jego przyjaciółką i w sumie na tym się ich relacja skończyła.
Pozdrawiam!
Chciałabym już wiedzieć więcej na temat Kate, bardzo ciekawi mnie jej historia, to kim jest jak znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji życiowej. Czuję do niej jakąś taką sympatię, chociaż dużo o niej nie wiemy. Wydaje mi się być taka ludzka po prostu...I dlatego jest chyba taka bliska. Ciekawi mnie jak będzie wyglądało jej spotkanie z Hudsonem. Czuję, że między nimi coś coś będzie, musi być.
OdpowiedzUsuńCo do Casha to...szkoda mi go bardzo. Czasem mam wrażenie, że to jego zachowanie to nie tylko sposób ucieczki, ale też próba zwrócenia uwagi, ale nie uwagi całego świata tylko swojego ojca, który potrząsnąłby nim choć razy, który szczerze by z nim porozmawiał. Bo czy przeprowadzili taką rozmowę od śmierci Perli? Cash na pewno potrzebuje ojca. Prawdziwego. Nawet tego który umie karać, bo w sumie Slash jest bardzo ugodowy...W sumie to się denerwuje to tu, ale de facto nic z tym nie robi. Czekam na jakiś impuls, takie zachowanie Casha, które doprowadzi do Hudsona do takiej prawdziwej rozmowy.
' Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakuje.' pozostałość, po tamtym opowiadaniu, będzie tu jakiś wątek Amy i Hudsona czy to tak żebyśmy się zastanawiali?
Kurde czekam na te piątki baardzo, bardzo bardzo, oby do 11! :)
Tak, masz rację. Cash w sumie nie ucieka, a krzyczy. Niemy krzyk, który woła "Ja tu jestem..." Bo taka jest prawda, że Chash i London w sumie teraz nie mają żadnego rodzica, w sensie rodzica. Bo każdy z nich żyje swoim własnym życiem, a relacjach partnerskich i właśnie, brakuje tego trzymania za fraki i pokazania odpowiedniej drogi. Cóż, London radzi sobie sam, bo ma jakiś ułożony plan na życie. Cash już nie, a Slash... a Slash chce dobrze, ale tak naprawdę chyba nie wie jak powinien zrobić, aby było dobrze.
UsuńNie, nie będzie żadnego wątku Amy i Hudsona.
Między nimi jest TYLKO przyjaźń i nigdy nic nie było.
Zmieniłam to tu, bo... ich relacja wydawała mi się tu przesadzona.
Tak, oby do 11.
Pozdrawiam!
Jejku, końcówką mnie rozwaliłś, normalnie łezka mi poleciała :')
OdpowiedzUsuńTo było takie...Nie wiem jak to opisać...
To było naprawdę mocne ;)
W sumie to zaczęłam się zastanawiać, jakby mi umarła jakaś bliska osoba...
Naprawdę warto się nad tym zastanowić
Nie znamy dnia ani godziny, nie? :)
Ten rozdział jest po prostu zajebisty
Począwszy od związanej siostry Katy przez jej synka, po Casha z Angie :D
Zastanawiam się tylko, jak Slash zachowa się podczas spotkania z Katy.
Czy będzie taki gburowaty, czy będzie miły i sympatyczny, a Katy się do niego przekona ;)
Zobaczymy, mam nadzieję, ze za niedługo :》
Dziękuję Ci za ten rozdział, rozbawiłaś mnie, wzruszyłaś i wplątałaś mnie w stan rozmyśleń xd
Czekam na więcej :*
Pozdrawiam ♡
Właśnie, nie znamy dnia, ani godziny. I to mnie czasami przeraża, chociaż ja sama straciłam w swoim życiu dość sporo bliskich mi osób. Może nie przez śmierć, ale po prostu odeszły... ech, ale nie ma co nad tym dyskutować.
UsuńMogę powiedzieć, że... Kate będzie problemem dla Slasha, a Slash dla Kate, haha.
Pozdrawiam!
Kate ma syna, Slash ma synów...Nie wydaje mi się, żeby im wyszlo, nawet jakby bardzo się w sobie zakochali. W sensie...Hudson ma dorosłych synów, Kate ma malucha, Alan Londonem od razu by się znudził, bo London wlaściwie ciągle się uczy, a Cash raczej nie byłby zadowolony gdyby pałętał się za nim dzieciak, nawet jakby to byłby jego przyszywany brat.
OdpowiedzUsuńDobra. Przestańmy rokować i komentujmy dalej.
Slash gorszy niż Axl? Co to to nie. Rude ego rozpieprzyło Guns N' Roses. W większej części.
Nie no, Hudson nie denerwuj się! Cash nie wyprowadziłby się. Przynajmniej na tą chwilę.
Slash i Amy. Doslownie telepatia. Cash i Angie. Jeszcze Hudson będzie miał wnuki, jak Cash się zapędzi. Stradlin zresztą też. Ach, Izzy.
Haha i jego teksty. Izzy, mistrzu <3
"doceń to co masz póki to masz, bo skąd wiesz, że dziś nie widzisz Stradlina ostatni raz w życiu"- mocne. Naprawdę mocne. Ludzie na co dzień nie zdają sobie z tego sprawy. Nie doceniają. Myślą, że po prostu wrócą do domu i bedzie jak jest. A tu może się tak zdarzyć, że wrocisz (albo nie wrocisz) i już jak było nie będzie.
Tak. jak Slash zacznie znowu ćpać to bezpowrotnie straci Casha i Londona. Znaczy...London to by i może potem wybaczył, ale Cash...zresztą co ja gadam? On ma nie ćpać!
I ta ostatnia scenka. Slash mowi do gwiazd, Cash mowi. :') No nie mam slów :')
Lecę dalej! ;D
Och...po co Slash się tak denerwuje, przecież to mszczenie się na własnym zdrowiu za głupotę innych. :')
OdpowiedzUsuń