28 listopada 2015

Rozdział 9

      Hej. 
Przepraszam za poślizg. Teraz może to się często zdarzać, bo prawie całe piątki spędzam w pracy. 
No tak, i w końcu nadszedł długo wyczekiwany rozdział. Sama nie mogłam się go doczekać. Ha, dopiero teraz czuję, że tak naprawdę zaczynam publikować to opowiadanie na nowo. I proszę mnie nie bić za to, co się w tym rozdziale wydarzyło... i proszę mi tu nie wyzywać Amy, o! Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam!


Rozdział 9

Chciał już otworzyć torebkę, kiedy usłyszał, iż drzwi do jego pokoju się otwierają. Szybko rzucił narkotyki pod poduszkę. Pierwsze, co to przez jemu myśl przeszło, iż jest to Slash, ale odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że tylko London. Ten popatrzył na młodszego brata i wcale się nie przejął miną, która mówiła tylko tyle, że Cash nie ma ochoty teraz na żadne rozmowy. Starszy z chłopców zamknął za sobą drzwi, a potem usiadł na biurku ciągle obserwując brata. No rzeczywiście z nim coś było nie tak, a Slash wcale nie robił afery z niczego.
            - Słuchaj... z ojcem to możesz sobie tak pogrywać, ale ze mną to już nie będzie tak łatwo. Jestem twoim bratem... - Powiedział dość stanowczym tonem. Przecież był starszy, mógł mieć nad Cashem chociaż odrobinę władzy.
            Cash natomiast zmierzył go wzrokiem i zastanowił się, czy London przypadkiem nie czuje się gorzej. Może z przepracowania zaczęły mu już przepalać się jakieś przewody w mózgu i po prostu zaczyna paplać głupoty. Chciał wybuchnąć śmiechem i wywalić go za drzwi, ale się powstrzymał. Pewnie wtedy wywiązała by się między nimi szarpanina, a to mogło oznaczać tylko tyle, że postawią cały dom na nogi, czyli Slasha. A tego jednak Cash wolał uniknąć, więc siedział i tylko patrzył się na brata, jak na skończonego idiotę.
            - Ale o co ci chodzi? Też mi będziesz prawił morały na temat samochodu?
            - Cash... oboje dobrze wiemy, że coś się dzieje. Ojciec z resztą też to wie, wypytywał mnie dziś o co tobie właściwie chodzi... rozumiem, że nie chcesz z nim rozmawiać na ten temat, bo ja też bym nie chciał, ale wiesz.. mi możesz powiedzieć... przecież jestem twoim bratem.
            - Daruj sobie. - Padła odpowiedź.
            London powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Slash tracił już cierpliwość. Przy Cashu inaczej się nie dało.
            - Wiem, że jest ci ciężko, wiem, że ty to wszystko widziałeś, wiem, że tam byłeś, kiedy to się stało... ja to wszystko wiem, i tato pewnie też wie, ale... posłuchaj, nadal jesteśmy rodziną i tak naprawdę, to mamy tylko siebie, prawda? Wiesz, jaka jest babcia. Najchętniej by wysłała ojca do pierdla, a nas do szkoły wojskowej, aby w końcu wychować na ludzi. A Ash przypomina sobie o nas, kiedy tylko coś chce, albo kiedy nazwisko jest mu potrzebne... i tak naprawdę, to mamy tylko siebie, więc Cash... weź czasem pomyśl. Uciekasz od nas i nie wiem po co, skoro jesteśmy ci najbliższymi osobami. Myślisz, że mama by tego chciała, gdyby to się nie stało?
            Każde słowo Londona przeszywało Casha. Chłopak już po pierwszym zdaniu stracił najmniejszą ochotę, aby słuchać brata. Ciągle wszystko coś do niego mówili, powtarzali to samo. To już stawało się nudne, a na domiar złego London też musiał do nich dołączyć. Dlaczego nikt nie mógł zrozumieć, że Cash chce być po prostu sam? Czy to było takie trudne do pojęcia?
            - Dlaczego ciągle powtarzasz to. Nazwij rzeczy po imieniu. Mama nie żyje. Mama umarła. Mama zginęła w wypadku. Mamę potracił jakiś debil. Widziałem wypadek, widziałem, jak w mamę wjeżdża ten chuj. To co się stało ma swoją nazwę, wiesz? Prawisz mi tu kazania, a tak naprawdę sam nie potrafisz nazwać rzeczy po imieniu. No powiedz to: Mama nie żyje.
            London wbił wzrok w podłogę. Tym razem, to Cash miał rację. Straszy z braci tak po prostu bał się nazwać to wszystko odpowiednimi słowami. Kiedy mówił ogródkami, jakby omijał temat miał wrażenie, że opowiada o czymś całkiem innym. Może o czymś, co mu się wcale nie przytrafiło, ale prawda była taka, iż przyszedł czas, aby po prostu stawić tego czoła. Ale chyba nie potrafił. Był na to za słaby. Od dnia wypadku matki wbił sobie do głowy, że to on musi zaopiekować się Cashem i ojcem, bo przecież ta dwójka nie była kompletnie do niczego zdolna. Jednak powoli zdawał sobie sprawę, że zdanie, jakie sobie postawił powoli zaczynało go przerastać.
            - Dobrze. Mama nie żyje. Umarła. LEŻY DWA METRY POD ZIEMIĄ NA CMENTARZU!. Zadowolony? - Syknął.
            - Nie, zostaw mnie i wracaj do swoich książek.
            - Nie, Cash. Nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz, co jest grane.
            - To chyba będę musiał się przeprowadzić do twojego pokoju, bo wygląda na to, że zamieszkasz tu do spokojnej starości. Chociaż ona nie będzie taka spokojna, bo będzie cię męczyło, co mi jest. NIC MI, KURWA, NIE JEST. ROZUMIESZ?!
            - Tak po prostu nas nie potrzebujesz? Mamy zniknąć z twojego życia i po prostu dać ci spokój?
            Cash chciał już przytaknąć, kiedy nagle uświadomił sobie, że tak może się naprawdę stać, a wtedy zostanie sam. Może i w tym momencie ojciec i brat denerwowali go na tyle, że nie mógł znieść ich towarzystwa, ale kiedy pomyślał sobie, że by mieli zniknąć na zawsze, po prostu miało by ich zabraknąć, tak jak matki, to przeszło go ogromne przerażenie. Nie, tego nie chciał. Bo gdzieś tam w głębi serca tęsknił za nimi, chociaż sam przed sobą bał się do tego przyznać. Jego zachowanie wydawało się być dość irracjonalne. Uciekał przed nimi, bo bał się ich stracić. Myślał sobie, że jak nie będzie się angażował w sprawy rodzinne, to będzie po prostu lepiej, bo jakby miał kogoś stracić, to nie będzie już tak bolało. Ale z drugiej strony potwornie bał się tej straty i widział, iż swoim zachowaniem niszczył wszystkie więzy rodzinne jakie były między nim, a bratem. Popatrzył błagalnie na Londona. Nie wiedział, co miał mu w tym momencie powiedzieć.
            - Nie... naprawdę nie... - westchnął. - Po prostu... czasem to się trochę za bardzo w tym wszystkim gubię. Ja... ja tu nie pasuję, do tego pieprzonego świata, w którym żyjemy... do tych wszystkich szczeniaków, dla których liczy się tylko kasa rodziców, ich sława i znajomości... ja mam dość tego walnego świata, wiesz? Mam dość tego, że Slash jest pieprzonym gitarzystą i miliony dzieciaków na świecie go kocha, kiedy ja tego nie potrafię! Mam dość ciebie, twojego idealnego życia, tego że zawsze byłeś lepszy, tego że ciebie zawsze chwalono, bo London taki wspaniały, bo London dobrze się uczy, bo London to i tamto... i kurwa, mam dość, rozumiesz?! Mam dość, bo... ja... mi się to śni każdej nocy. Ten wypadek... przeżywam to na nowo... stoję tam jak jakiś idiota, i tylko się gapię na to wszystko i ponownie nie mogę nic zrobić... przecież jakbym coś zrobił, cokolwiek... to moja wina... i tak tęsknie za mamą... chciałbym się do niej przytulić, chociaż raz... ten ostatni raz i powiedzieć jej, że ją kocham... - Końcówkę wymamrotał już w poduszkę. Postarał się pohamować łzy, ale tym razem też mu się nie udało.
            London przez pewną chwilę milczał po tym, jak Cash przestał mówić. W pewnym sensie rozumiał brata, bo przecież w dużej mierze czuł się tak samo. Na pewno nie było łatwo sobie poradzić, ale przecież nie było też to niewykonalne. A uciekanie i zamykanie się w sobie w niczym nie pomaga, a tylko bardziej szkodzi. Jednak cieszył się, że Cash w końcu powiedział komuś, co mu na sercu leży, tylko szkoda, że London nie potrafił pomóc bratu.
            Zeskoczył z biurka i usiadł na łóżku obok Casha. Zastanawiał się, co ma mu odpowiedzieć. Następnie położył się obok niego i wspomniały mu się czasy, kiedy to byli jeszcze małymi dziećmi i często razem spali. Wszystko razem robili.
            - Cash... rozumiem, ale myślę, że jak powiesz o tym wszystkim tacie, to będzie ci lepiej. Bo wiesz, ojciec nie jest naszym wrogiem. Wiem, czasem bywa nieznośny, bo tylko jęczy, ale taka jest już rola rodzica. - Powiedział z uśmiechem. - Ale naprawdę możesz mu zaufać. On się o ciebie martwi i każdego dnia głowi się nad tym, co zrobić, aby było lepiej... a ja wcale nie jestem taki idealny. - Dodał z uśmiechem.
            Cash już nic nie odpowiedział tylko przytulił się do brata.


***

Amy zmierzyła wzrokiem lekarza i zastanowiła się, czy ten facet na pewno dobrze się czuje. Może zaszła jakaś pomyłka, bo przecież, to co jej przed chwilą przekazał nie mogło być prawda. Praktycznie mogło... no ale, w tym wieku? Nie wiedziała, co miała powiedzieć, tylko wpatrywała się w zdjęcie USG i zastanawiała się, jak to teraz właściwie będzie. No jakoś będzie. Tak sobie myślała przy każdej ciąży, chociaż i tak przeżyła silne załamanie nerwowe kiedy siedemnaście lat temu dowiedziała się, że ma urodzić Angie. Był to czas pisania pracy magisterskiej i start w życie zawodowe, a tu nagle małe dziecko. A teraz, kiedy w końcu osiągnęła pozycję jednego z lepszych prawników w Los Angeles, ma własną kancelarię i nie jest już kojarzona tylko z nazwiskiem swojego męża, czy też brata znów musi wszystko przerwać? Przełknęła głośniej ślinę i błagalnie popatrzyła na lekarza, by facet powiedział, jej, że zaszła jakaś pomyłka i to wcale nie jest prawda, jednak nic takiego nie usłyszała.
            - To jest pani w piątym siódmym ciąży. Płód jak na razie rozwija się prawidłowo, jednak, rozumie pani, ciąża po czterdziestym roku życia zawsze wiąże się z ryzykiem, więc radzę na siebie uważać. Widzimy się na badaniach kontrolnych za miesiąc. - Powiedział z uśmiechem, jakby recytował jakiś wierszyk na szkolnym przedstawieniu.
            Amy też blado się uśmiechnęła, a potem wybuchnęła nerwowym śmiechem. Wstała z krzesła i wyszła z gabinetu, gdzie pod drzwiami czekała jakaś młoda dziewczyna. Blondynka weszła, a Amy została na holu sama. Ściskała w dłoni wyniki badań i chciało się jej śmiać, płakać, krzyczeć i wszystko na raz. Pierwsze, co to jej przyszło do głowy, jak powie o tym wszystkim Izzy'emu. W sumie, to nie mogła liczyć na to, że on będzie zadowolony. No jasne, że nie będzie. Skoro nie chciał mieć kolejnego dziecka dziesięć lat temu, kiedy to Lily poczuła nagły przypływ uczuć macierzyńskich, to nagle teraz by zechciał je mieć. Kobieta wyzwała siebie w myślach w myślach. Co ma teraz zrobić? A przecież było jeszcze coś...
            Usiadła za kierownicą samochodu. Rzuciła wyniki badań na tylne siedzenie, gdzie znajdowała się sterta różnych akt spraw sądowych. Miała jechać do domu, taki był plan, jednak teraz zdała sobie sprawę z tego, iż nie ma czego w domu szukać. Przynajmniej póki jakoś się nie uspokoi. Pierwszą myślą, gdzie by mogła się przechować i z kimś pogadać, to był jej brat, chociaż też nie była pewna, że Axl będzie chciał jej słuchać. Ostatnio między nimi nie układało się za dobrze. Amy miała do niego pretensję o tą zimną wojnę prowadzoną ze Slashem, sam Axl ciągle wykazywał postawę, że wszyscy są winni, a on jako jedyny jest taki biedny i pokrzywdzony. Oparła głowę o kierownicę i policzyła po cichu do dziesięciu. Jak mogłam być taka głupia? No kurwa, jak?! Zdawała sobie pytanie na odpowiedź, ale nie mogła jej znaleźć. Próbowała też odszukać moment w pamięci, kiedy to się stało. Przecież stale brała tabletki i musiało coś nie zadziałać właśnie wtedy? Dlaczego...?!
            Jednak zdecydowała się pojechać do brata, bo nie widziała w tej chwili innego rozwiązania. Po drodze oczywiście musiała złamać wszystkie możliwe przepisy drogowe. Dziękowała Bogu w duchu, że żaden glina nie wlepił jej mandatu, bo to by na pewno nie ucieszyło Izzy'ego. Byłby kolejny podwód do kłótni. Zaparkowała przed domem swojego brata i jeszcze raz ciężko odetchnęła. Właściwie sama nie wiedziała po co do niego idzie, skoro i tak się zaraz zdenerwuje. Nie miało to żadnego sensu, ale mimo wszystko wysiadła z samochodu. Zastanawiała się, czy tak po prostu ma dzwonić do furtki, a potem negocjować z ochroniarzem wejście na teren posesji, czy może po prostu sobie wejść, jakby była u siebie. No bo w sumie była, miała przecież klucze i tak dalej. No nic, to weszła.
            W ogrodzie panowała cisza. Ogólnie wszędzie panowała cisza. Amy zastanowiła się, czy właściwie ktoś jest w domu. Jednak odwiedziny bez żadnej zapowiedzi, to może nie był dobry pomysł. Przeszła alejką wykładaną granitową kostką brukową, do drzwi domu. Nacisnęła klamkę. Otwarte były. Wślizgnęła się do środka. Wtedy usłyszała melodie grana na fortepianie. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła skradać się do salonu, gdzie przy instrumencie siedział Axl. Jak zawsze podczas gry wydawał się być w innym świecie, wiec i teraz nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś do niego przyszedł. Amy zaczęła się skradać, zaszła go od tył i położyła mu dłonie na oczach. Axl wzdrygnął się ze strachu.
            - Am, kurwa, bo na zawał przez ciebie zejdę.
            - Ej, skąd wiedziałeś, że to ja.
            - Bo tylko ty masz takie głupie pomysły. - Odpowiedział z uśmiechem. - Ale miło cię widzieć. - Dał jej buziaka na przywitanie. - I jak było w Londynie?
            Amy usiadła zrezygnowana na fortepianie. Axl krzywo na nią popatrzył, ale ostatecznie nic nie powiedział. Kobieta może i chciała przyjść tu tylko po to, aby opowiedzieć bratu, jak było ciekawie spędzić dwa dni na lotnisku czekając na samolot, ale teraz miała poważniejszy problem, a najgorsze było to, iż nie wiedziała, jak ma zacząć. Przeniosła wzrok na podłogę i zaczęła coś tam mamrotać pod nosem, oczywiście wszystko, co powiedziała to było kompletnie niezrozumiałe dla Axla. Popatrzyła na siostrę i już wiedział, iż coś jest nie tak. Zawsze, kiedy Amy miała jakieś problemy, to właśnie tak się zachowywała.
            - Sam jesteś? - Zapytała. Jak miała się już zwierzać, to jednak wolała, aby nikt jej nie przeszkadzał.
            - No tak się złożyło, że tak. Kim w pracy siedzi.
            Amy wzdrygnęła się na dźwięk imienia partnerki brata. Zawsze zastanawiało ją dlaczego oni wszyscy muszą wiązać się z takimi idiotkami, jak Jackie, czy właśnie Kim. Może to wszystko było genetycznie uwarunkowane, ale już może i społecznie, ale wolała w to nie wnikać. W końcu nie przyjechała do brata, aby robić mu wyrzuty, co do jego związku.
            - Wiesz... chyba mam problem. - Powiedziała skubiąc swoją bluzkę. - Taki dość duży problem, który raczej się nie skończy za parę miesięcy, a nawet urośnie trochę większy.
            - A co się dzieje?
            Amy ciężko westchnęła. Popatrzyła w oczy brata. Nie uciekł wzrokiem. Amy to była jedyna osoba, która mogła nawiązać z Axlem kontakt wzrokowy.
            - Będziesz wujkiem. - Powiedziała z bladym uśmiechem.
            - A tak na serio, to co się dzieje?
            - No kurwa, mówię. Wujkiem będziesz! Jestem w ciąży... - jęknęła.
            Normalną reakcję, to by było ucieszyć się na taką wiadomość. Ludzie zawsze się cieszą, jak się dowiadują, ze jakaś kobieta jest w ciąży. Składają jej gratulacje i tak dalej, jednak kiedy Axl widział minę swojej siostry, to ochota na podzielenie się swoją radością odeszła do niego, tak szybko jak się pojawiła. Ale też nie rozumiał zachowania Amy. Zawsze marzyła o dużej rodzinie i tak dalej. Nie musiała się przecież martwić, że nie da rady utrzymać tego dziecka, a jej wiek. Nie ona pierwsza i nie ostatnia, która dość późno zachodzi w ciąże, wiec w tym momencie kompletnie nie rozumiał siostry.
            - Ale jest coś jeszcze, prawda? - Usiadł obok niej. Lily położyła mu głowę na ramieniu.
            - Tak jest... oprócz tego, że wiem, że Izzy nie będzie zadowolony... bo skoro te parę lat temu nie chciał mieć dziecka, to przecież teraz też nie będzie chciał, ale... to może nie być jego dziecko. - Szepnęła.
            - Ale jak to...? Jak nie Izzy, to kto..!
            - To jest takie żałosne, że aż... nie, no...
            - Slash?!
            - No chyba gorzej się czujesz! Slash jest ostatnią osobą, która mogłaby być ojcem mojego dziecka!
            - To kto jest tą pierwszą?
            - Mój aplikant - Amy ciężko westchnęła. - Nie patrz tak na mnie, ja sama nie wiem, jak to się stało... nie, nie poleciałam na szczeniaka... nie kręcą mnie chłopcy w wieku Laury... Po prostu za dużo wypiłam, a wiesz, że ja pić nie potrafię, o jeden drink za daleko. Tego dnia, rano pokłóciłam się z Izzy'm, i byłam na niego taka wściekła, że... ogólnie miałam ochotę go udusić, bo z nim naprawdę czasami nie da się rozmawiać, wyszłam wkurwiona, trzaskając drzwiami i pojechałam do sądu. Wygraliśmy tę sprawę, więc poszliśmy świętować, a... rano obudziłam się obok Oliviera... - schowała twarz w dłoniach. - Chciałam o tym zapomnieć... o tym poranku, bo całej nocy i tak nie pamiętam... i myślałam, że wszystko wróciło do normy, a tu... nie wiem, co mam zrobić, nie wiem...
            - Amy... ty, taka mądra kobieta i wjebałaś się w jakie gówno? No nie wierzę. Ale zawsze jest szansa, że to jednak dziecko Izzy'ego.. - westchnęła Axl. Co mógł więcej powiedzieć? Chyba żadne słowa teraz nie były odpowiednie.
            - Mogę trochę u ciebie zostać? Wiesz, muszę sobie to wszystko jakoś przemyśleć, a w domu nie będę miała takiej możliwości.
            - Jasne.. wiesz, że ten dom też jest twoim domem.
            Amy lekko się uśmiechnęła, a potem powiedziała Axlowi, że pójdzie tylko zadzwonić do Izzy'ego, aby go powiedzieć o swoich planach. Rudy kiwnął głową i odprowadził siostrę do drzwi. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak się zachowała. To nie było podobne do jego siostry, która miała swoje twarde zasady.
            Amy usiadła na równo przystrzyżonym trawniku i wyjęła z kieszeni telefon komórkowy. Popatrzyła na swoje i Izzy'ego zdjęcie, które miała ustawione na wyświetlaczu jako tapetę. Nie chciała tego wszystkiego stracić przez jeden błahą, chwilą słabości, kiedy nie była w stanie nad sobą zapanować. Wybrała w końcu numer do Stradlina, ale ten nie odpowiedział. Pewnie był zajęty, przecież to była taka pora, ze pewnie siedział ze Slashem w studiu. No tak, miał tam trochę udzielić się na nowej płycie Hudsona. Amy ciężko westchnęła i ostatecznie napisała do męża SMS'a iż zostanie parę dni u Axla, bo Rudy ma jakiś problem. Skłamała i pozostawało jej mieć tylko nadzieje, że to kłamstwo nie wyjdzie na jaw.

11 komentarzy:

  1. Ja to się sobie nie dziwię, że czekałam na ten rozdział, bo jest...wow. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Zacznę od początku. Obstawiałam, że do pokoju wbije Slash lub London, który i tak te narkotyki zobaczy. Póki co odeszły one w niepamięć, ale mam dziwne wrażenie, że i tak będą miały jeszcze swoje pięć minut. Co do ich rozmowy to w końcu London pokazał, że może się odezwać. Ta rozmowa bardzo mnie zasmuciła...Niby zakończyła się w pewnym sensie dobrze, bo Cash w końcu powiedział co czuje. Wyrzucił to z siebie, ale to co mówili...To ile ich to wszystko kosztowało, jak bardzo to było ciężkie. Nie mają łatwo i nie mieli. Cash nie chciał cały czas słyszeć jak bardzo idealny jest London, a sam London czuł, że wcale taki nie jest i z pewnością czegoś tam Cashowi zazdrościł...Czuję jednak, że to nie będzie tak, że ot jedna rozmowa i wracają do cudownych kontaktów i będą nierozłączni jak kiedyś, ale był to z pewnością duży krok do poprawy ich stosunków co bardzo mnie cieszy, bo oni muszą siebie wspierać, a nie walczyć ze sobą. Teraz przejdźmy do Amy...Ekhem. Jak napisałaś, proszę mnie nie wyzywać za Amy to pomyślałam, kurde co ona mogła takiego zrobić no i tego się nie spodziewałam. Dla mnie Amy i Izzy są dla siebie idealnie stworzeni, w sumie nie wiem czemu, ale nigdy nie podejrzewałabym ją o coś takiego i w sumie to jest jeden błąd. To nie kwestia tego, że go nie kocha, bo z pewnością nie wyobraża sobie bez niego życia, ale jeden mały błąd, wpadka a jak dużo może zniszczyć...Dziecko pewnie jest Izzyego co nie zmienia faktu, że będzie musiała się przyznać, a to może dużo zmienić...To już w ogóle mnie zawstydziło. W sumie każdego bym o to posądziła, ale nie Amy...Mam nadzieję, że oni i tak będą ze sobą...Mój ideał pary w innym wypadku by upadł.
    Tak bardzo czekałam na ten rozdział, a teraz już myślę o kolejnym i kolejnym...Czekam już z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie ma to jak odpowiadać na komentarze dzień przed publikacją następnego rozdziału.

      Tak, te narkotyki będą jeszcze ważne. A mogę nawet powiedzieć, że bardzo ważne, haha.
      I do pokoju wszedł London. Porozmawiali sobie. Cash powiedział to co przypuszczalnie czuje, London to wysłuchał i chyba na tym koniec tej pozornej sielanki. Ech, wydaje mi się, że między nimi dwoje jest... to już jest taka przepaść, że tak naprawdę nigdy nie będzie już idealnie... przykro mi to mówić, ale już nigdy nie zostanę kumplami.
      Amy sama siebie nie podejrzewała o coś takiego. Cóż, teraz przed nią, ogólnie przed nimi dość ciężko czas, bo nie ma co ukrywać, że sprawa zostanie przemilczana... Zobaczymy tylko, czy naprawdę się kochają i czy miłość wygra... i jakim tak naprawdę facetem jest Izzy. Haha.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. O nie, Rosie, bez bicia się nie obejdzie! I bez tulenia też nie, bo chce mi się płakać.
    Amy i Izzy… było tak wspaniale, ale przez jedną pieprzoną „chwilę słabości”… aj tam. Nie wiem, co myśleć o tym wszystkim i nie mam pojęcia, co dalej będzie, żadnych pomysłów, domyśleń, nic. Strasznie się zdenerwowałam na nią za to, co zrobiła, chociaż z drugiej strony… nie ona jedna miała chwilę słabości, każdy czasem robi coś głupiego. Chociaż to była przesada, straszna. Chcę już kolejne rozdziały, chcę wiedzieć, co dalej, jak zareaguje Izzy… Bardzo możliwe, że to dziecko Izzy’ego, ale samo to, co zrobiła, może tyle zniszczyć. Ale oni tak bardzo się kochają… ja już nie wiem.
    Cieszę się, że Amy porozmawiała o tym z Axlem. I że została u niego. Ale jedno mnie zastanawia… co z tą jego Kim? Kolejna laska, której nikt nie polubi, co? Ale mam nadzieję, że ona nie będzie tu ważna. A Axlowi potrzebna jest cudowna i wspaniała kobieta.
    To teraz Hudsonowie. Kiedy przeczytałam to o nich, uśmiechnęłam się. Naprawdę, bardzo uszczęśliwiło mnie to, że porozmawiali, tak szczerze, jak brata… że przytulili się, jejku. Oby więcej takich rozmów, chłopaki! Jak najwięcej szczerych rozmów.
    Rozdział niesamowity, ale… ja muszę już kolejny, Rose! Pilnie muszę kolejny!
    Czekam na kolejny z niecierpliwością...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tak czasami jest, że chwila słabości rozwala wszystko... życie bywa naprawdę przewrotne. No ale oni się kochają... chyba, w sumie jak już wspomniałam Hani, zobaczymy jaki naprawdę jest Izzy, bo trochę z niego wyjdzie, haha.
      Ideałów nie ma. Niestety.
      A Kim... a Kim sobie jest... w sumie nie ma co się nad nią głębiej zastanawiać, bo ona sobie jest, aby była. Haha.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ja się nie dziwię. Ja całe soboty i pół niedzieli jestem w pracy. I jeszcze szkoła.
    Najpierw skomentuję długo (naprawdę długo) wyczekiwany rozdział. Tylko nastawię jeszcze muzyczkę. Okej...
    Kurczę! Mam takie dziwne przeczucie, że jednak Cash- mimo że odmawiał, mimo że wie, co po tym jest i mimo że nadal mam nadzieję, że tego nie zrobi- weźmie. No kurde, miał dragi na wyciągnięcie ręki i jakby London nie wszedł...albo wszedł parę minut później, to w pierwszym przypadku Bóg jeden wie, co by się stało, a w drugim...jakby London zobaczył naćpanego młodszego braciszka to...właściwie trudno przewidzieć jego reakcję. London wkurzony? Na pewno by walnął Cashowi srogie kazanie, ale Slashowi może by nie powiedział...a może tak? W końcu tu chodzi o życie i zdrowie młodszego brata. Jednak London nie jest taki by biegać z każdym znanym sobie problemem Casha do ojca. Ale gdyby chodziło o narkotyki to chyba by się przełamał i mu powiedział. A jakby Cash tego nie chciał? No nie wiadomo.
    Takie gdybanie.
    Poważna rozmowa dwóch braci na temat śmierci ich matki. Obaj czują ten sam ból, jednak u Casha jest on dużo mocniejszy, bo to on to widział, on to zobaczył, przeżył na własnej skórze, przecież też mógł zginąć. To był moment. Moment. Po prostu chwilka i już. Wolę sobie nie wyobrażać, co wowczas maly Cash mógł wtedy czuć. Zaś London, wiadomo też czuje ból po stracie matki, jednak nie taki jak Cash, który już sobie z tym nie radzi. I wlaśnie tu może być ten punkt...chłopak może się załamać. Wszystko na niego się nawarstwiało od śmierci Perli i w pewnym momencie Młody może pęknąć. Właściwie to już niemal pękł, bo gdyby London nie wszedł do pokoju...
    Ale London ma rację. Są braćmi, powinni siebie nawzajem wspierać. Ta wstawka, co on "wbił sobie do głowy, że musi się zaopiekowac Cashem" była mocna, ale nie dał rady. Jak na razie. Wówczas tez był młody, ale teraz widzi, co się dzieje z jego młodszym bratem.
    Ale Cash ma rację. London po prostu bał się powiedzieć otwarcie o śmierci mamy. Bo gdy mówi się "to" gdy wszyscy wiedzą, co "to" oznacza, jest lżej, łatwiej o tym mówić, łatwiej to przeżyć. Ze wszystkiego wynika, że Cash jest dużo wrażliwszy niż brat, chociaż ukrywa to pod zbroją twardziela. No, ale był tez przy wypadku, co wpłynęło dosyć mocno na jego psychikę.
    Ale powiedział to. Wewnętrznie wkurwił się i powiedział. I wie, że coś się dzieje z Cashem, może nawet podejrzewa co, ale nie jest do końca. O i złapał go, przy tym, czy mają dać mu spokój. Zapewne już się zorientował.
    Jak dobrze tu widać, Cash jest na wierzchu buntowniczy, a w glębi stracenie ojca i brata byłoby dla niego nie do przyjęcia. Może i go irytują, może i on irytuje ich, ale są rodziną i gdyby się stracili nigdy nie byli by do końca szczęśliwi. Ba! Chyba, w ogóle by nie byli! Mnie też denerwują moje siostry, a teraz gdy starsza się wyprowadziła już z rok temu, była taka sytuacja, że każdy był na nią zły za to wszystko...no mimo, że bym ją zajebała na miejscu tęskniłam cholernie. I tęsknię nadal, bo nic nie jest już takie samo. I mimo że jak przyjeżdża to mnie wkurwia i młodsza wkurwia mnie codziennie...tak naprawdę, gdyby coś im się stało, gdyby zniknęły na zawsze to...
    I Cash, nie dziwię się, że ma dość. Każdy wie, że jest synem Slasha, gitarzysty, większość ludzi po prostu próbowałaby chłopaka wykorzystać by dostać się do Slasha...i jeszcze śni mu się ten wypadek. To nie była jego wina. Był przecież malym chłopczykiem. Ale się zadręcza. I to strasznie. Ktoś musi mu pomóc.
    Tak, ojciec to w końcu ojciec, ale Slash to trochę taki zagubiony ojciec. Ale w sumie Cash i tak nie chce z nim gadać...może się przełamie w końcu...

    OdpowiedzUsuń
  4. No, a teraz przechodzimy do Isbellów. Izzy, kochany.
    Amy jest w ciąży.
    No tego to się kurde nie spodziewałam. Pisalam Ci już, o czym myślałam, ale ta ciąża bardzo mnie zaskoczyła. No totalnie. Izzy...trudno przewidzieć jego reakcję. Nie będzie pewnie jakiś bardzo zadowolony, ale wkurwiony też jakoś nie będzie, on się niezwykle rzadko wkurwia, chyba że...
    ...chyba że okaże się, że to nie jego dziecko.
    No właśnie. I tu jest haczyk.
    1.a) Bo jeśli to będzie dziecko Izzy'ego, to nie będzie wielkiego problemu. Nie będzie zadowolony, nie będzie jakoś bardzo wkurwiony, bo przecież to też jego "sprawka" więc...Jedynie może się obawiać, czy z ciążą będzie wszystko w porządku.
    b) no chyba, że się ostro wkurwi...co raczej jest do niego nie podobne lub po prostu nie tyle, co chce mieć dziecko, tylko tyle, że je przyjmie i będzie git majonez, chociaż z naszej rozmowy to nie wynika, więc ta opcja raczej odpada

    2. Czyli najbardziej prawdopodobna jest ta opcja, opcja w której ojcem jest ów aplikant. Załóżmy, że jest ojcem, na co mamy niestety poparcie "szczeście Isbellów się rypnie". Stąd wiem, że to na 90% ta opcja.
    I co zrobi Amy? Jak będzie wiedziała, że to ów aplikant jest ojcem? Powie Izzy'emu, powie aplikantowi? Jak zareaguje Stradlin i ten drugi? Jak zareaguje Lauren, Angie i inni? Co zrobi Izzy? No właśnie co on zrobi, jak zareaguje? Bożeeeee, dlaczego?! Mój kochany Izzy! Kolejne rozdziały wydają się być przerażające.

    Wracając do Amy. Pojechała do Axla. Nie cierpię tej rudej pizdy. Właśnie przez to, że usilnie zgrywa zawsze pokrzywdzonego, bo to przecież "wszyscy sa źli, tylko ja dobry!". No jasne, bo to kazdy jest zły, tylko nie Axl, no bo przecież on jest święty i niewinny. Ciota :/ Ciota, która związała się z suką. Nie no, jakby miał dzieci z Kim, to w ogóle byłby jakieś patologiczne.
    Ale patrzcie państwo! Od razu wyczaił, że Amy nie tylko chodzi o to, że jest w ciąży, tylko z kim jest!Ale jest takim idiotą, że pierwszy kto mu na myśl przyszedł to Slash! Wredna, ruda wiewióra!
    A jaki zdziwiony! Ale Amy i tak zawsze jest mądrzejsza od niego. No, ale zdarzyło się, tego już się nie odkręci. Chyba, że by usunęła ciązę, ale raczej taka nie jest i tego nie zrobi. Poza tym Izzy i tak pewnie niedługo się zorientuje. Jest inteligentnym człowiekiem, znając go, od razu wyczai, że coś jest nie tak. Pytanie tylko, kiedy Amy mu powie i jak zareaguje oraz czy Amy z miejsca powie mu, że to dziecko aplikanta (jesli to prawda, ale raczej tak). No i co z Angie i Lauren? Ja coś tak czuję, że Angie będzie wiedzieć wcześniej niż Izzy. Tak jakoś...i mam dziwne przeczucie, że jak się dowie, to z miejsca pojedzie do Casha. Czemu? A tego to nie wiem. Zresztą...mogę się mylić.
    Ale czy Izzy nie przeczuje od razu, że coś jest nie tak? Możliwe, że przeczuje, w końcu to genialny Izzy.

    No, Rose, napisałam Ci komentarz, chyba najlepszy z wszystkich dotychczasowych (moim skromnym zdaniem :)) .
    Dobrze wiesz, jak długo każdy, w tym i ja czekał na ten rozdział. Co do dwóch poprzednich, też je skomentuję, jak obiecałam, ale teraz to muszę lecieć jeszcze się pouczyć. Miałam to zrobić dzisiaj...ale ten komentarz wyszedł całkiem długi i chyba całkiem niezły.
    Pozdrawiam, Różyczko! :* I czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny.
    Eh...czemu dopiero jest poniedziałek?
    Edit. Ha i tak się rozpisałam, że musze rozdzielić komentarz na dwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, tak, masz rację, że jest to najlepszy komentarz jaki mi zostawiłaś... i w ogóle, ja Ci tak bardzo dziękuję za to... i jest mi tak miło i same ochy i achy.... Tylko, że ja mam teraz problem, że tak naprawdę nie wiem, jak mam odpowiedzieć na ten komentarz. Zawarłaś w nim wszystko... no i w sumie ja już nie muszę się do niczego odnosić....
      Po prostu dziękuję.

      Usuń
  5. W końcu jestem i przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale czasu brak. Nawet nie mam czasu na brak czasu! O.O
    No nie ważne :)

    1.Nareszcie Cash powiedział komuś o swoich problemach. London już wie, teraz tylko czekać, aż pogadają sobie ze Slashem, najlepiej całą trójką niech zrobią naradę rodzinną i każdy powie co mu na żołądku leży :D

    A teraz...
    2. Amy zdradziła Izzy'ego?!?!?!? Jak ona mogła?! Pojebało czy co?! Przecież on ją wypieprzy na zbity pysk! I jeszcze dziecko!
    Jezu, co tu się odjebało?! O.O
    Za duży natłok informacji jak dla mnie @.@
    No ale co ja mam pisać, no?
    Rozdział po prostu bije na głowę wszystko! :D
    Jest po prostu mega!
    A jak Cash wspominał mamę to łezka mi się w oku zakręciła :')
    Oby więcej takich rozdziałów i czekam na więcej, kochana!

    Pozdrawiam <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to ja bym się nie spodziewała narady rodzinnej... naprawdę, to jest opcja wykluczona. To opowiadanie jest dziwne, bo ono tak naprawdę... ono nie ma jasnego zakończenia, haha. Ale wszystko w swoim czasie.

      No tak, Amy zdradziła Izzy'ego.
      I tak, chyba ją pojebało.
      I tak... Izzy ją wypieprzy, haha...
      I to w tyle w tym temacie, haha.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. i ja również przepraszam za poślizg. rozdział przeczytałam wcześniej, ale jestem tak wykończona jak wracam z hotelu, że nie mam siły żeby dopisać parę zdań u siebie w opowiadaniu, a tym bardziej u kogoś w komentarzu. a o dziwo czasu mam dużo wolnego. muszę w końcu się wziąć za komentarze, nie chcę mieć wyrzutów sumienia, haha.

    a ja nie będę krzyczeć na Amy. serio. facetom często się skoki w bok wybacza, dlaczego kobietom nie? ale muszę przyznać, że gdyby to był skok w bok ze Slashem to naprawdę bym się wkurwiła. nie przepadam za nim w życiu prywatnym, w opowiadaniu momentami ciężko mi go ocenić i też czasami mnie irytuje swoim zachowaniem i totalnie nie pasuje mi do Amy. ale jednak mam cały czas dużą nadzieję, że dziecko jest Izzy'ego. trochę też zdziwiła mnie reakcja Axla. myślałam, ze będzie bardziej... nerwowa, haha. ale zachował się jak dobry brat. ona też pewnie potrzebuje teraz jego wsparcia. w ogóle dziwna sprawa... nie mam nic do związków, gdzie facet jest starszy od kobiety, ale jak już kobieta jest starsza i ma jakiegoś młodego faceta... ugh. czuję trochę taki niesmak.

    miło czytać o tym, że London w końcu jakoś wyszedł ze swojej skorupy i pogadał z bratem. mam wrażenie, że im obu było to potrzebne. jeszcze miłej czytać o tym, że Cash w końcu zaczyna przestawać traktować brata jak wroga. to było słodkie, jak położyli się i przytulili do siebie. miałam przed oczami ich, ale takich małych, haha.

    lecę do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurczaczek.
    Dobrze, że jako tako Cash zwierzył się Londonowi, ale mógł powiedzieć o swoim wolontariacie...
    No i co ta Amy. No co. Ach...

    OdpowiedzUsuń