Cześć London.
Tak
sobie myślę, że żałuję tylko jednego - że teraz nie mogę zobaczyć twojej miny.
Na pewno jesteś w ciężkim szoku. Rozumiem cię, ale chcę abyś wiedział, że
napisanie tego listu wcale nie było takie proste. Mam wrażenie, że przegrałem tę
wojnę, chociaż tak naprawdę żadnej nie było. Po prostu jest mi bardzo wstyd, za
to wszystko, co się działo przez ostatni czas. Nawet nie wiem, jak mam ci to
wszystko wyjaśnić, co mi takiego w głowie siedzi. To wydaje się być takie
skomplikowane. I nie, nie chodzi tu wcale o wypadek Mamy... mam wrażenie, że w
ostatnim czasie nauczyłem się o nim myśleć, mówić... być może pogodziłem się z
faktem, że Mamy z nami już nie ma od trzynastu lat i już nigdy do nas nie
wróci. Z resztą nieważne. Tak, teraz to już nie jest ważne. Zostaliśmy my.
Chyba zawsze się od siebie różniliśmy i temu nie na się zaprzeczyć, a ja zawsze
chciałem ciebie dogonić. Teraz, kiedy patrzę na nasze dzieciństwo z perspektywy
czasu, rozumiem, że miałem kompleksy względem ciebie. Nie chodzi mi o to, że się
lepiej uczyłeś, że potem wszyscy robili z ciebie pana idealnego, a ja miałem
tylko żalu i gniewu, że widziałem w tobie ostatniego gnoja. Nie... po prostu
jesteś starszy i o zawsze o krok do przodu. Zrozumiałem to, kiedy poszedłeś do
szkoły i wyrwałeś się do tego większego świata. Siedziałem wtedy zły w
samochodzie, a potem było jeszcze gorzej. Nie mogłem znieść, że ty już coś miałeś,
a ja jeszcze musiałem na to poczekać. Potem chyba role się trochę odwróciły,
ale szydzenie z ciebie dawało mi poczucie, że tym razem to ty zostajesz ten
krok w tyle i musisz gonić mnie...
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego w
ogóle piszę ten list. Sam nie znam odpowiedzi na o pytanie. Po prostu naszła
mnie taka chwila, aż coś zaczęło mnie dusić. Miałem wrażenie, że się topię,
spadam na dno i nie potrafię pływać. Jesteś moim bratem, moją rodziną... a tu
gdzie teraz jestem, mówi się, że rodzina jest najważniejsza. Nieważne, czy
jest duża, czy mała. Ohana, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie
porzuca. Chyba potrzebowałem trochę czasu zanim to zrozumiałem, a coś mnie
trafiło, kiedy rozmawiałem z turystką. Swoją drogą ładna dziewczyna. Siedziała
z drinkiem, bawiła się rurką i zerkała na mnie lekko się uśmiechając. Chyba
przez myśl mi przeszło, że może ten wieczór będzie nawet całkiem ciekawy.
Przeglądała coś w telefonie i nagle powiedziała, że Slash został dziadkiem, a
mnie wbiło w piach i mało co nie upuściłem szklanki z drinkiem. Nie wiem, nie
mogłem tego pojąć i w sumie nadal jest to dla mnie abstrakcja, że masz... macie
tam małe dziecko... jakiekolwiek dziecko... Zaczęło docierać do mnie jak wiele
się zmieniło, jak wiele mnie ominęło, jak wiele straciłem. London... odeszła mi
na wszystko ochota, a ta dziewczyna wydała się pusta. Z resztą, jaka może być
znudzona studentka, która zaczepia barmana? Nieważne. Po prostu wtedy poczułem
się jakbym zaczął się topić. Pamiętam, kiedyś powiedziałeś mi, że zostanę
sam... i dotarło do mnie, że właśnie tak się stało. Nie mam nikogo. Jestem
tylko ja... i ten mały świat, który tu mam, ale to nadal nie jest wiele. Tak
naprawdę nic. Te trzy lata temu wyszedłem z domu mając tylko plecak, trochę
kasy na koncie i paczkę ciastek, które ukradłem ci z pokoju. Od tamtej pory nie
mam wcale więcej. Mój dorobek życia mieści się w małej walizce. Nie mam także
domu. Przez te trzy lata byłem chyba wszędzie, a przez pewien czas jeździłem
nawet za ojcem, co było dość szalone. Jednak zobaczyłem jego życie od drugiej
strony. Fanów... Byłem chyba na trzech koncertach. Czekałem razem z tym tłumem
dzieciaków pod stadionem i nie tylko, a potem stałem pod sceną i czułem coś
dziwnego. Chyba coś czego się bałem w tym momencie. Nie widziałem z nim naszego
ojca, człowieka, którego znamy... widziałem w nim Slasha. Tego samego gościa,
którego widzieli wszyscy ci ludzie... i chyba miałem ochotę się rozpłakać. Po
trzecim koncercie była okazja, abym się z nim zobaczył. Można powiedzieć, że
staliśmy od siebie z jakieś dziesięć metrów i jakbym tylko się przepchał przez
to szalone stado fanów, to... ale obleciał mnie strach. Popatrzyłem tylko na
niego, ciężko odetchnąłem i pojechałem dalej. Tak naprawdę nie wiedziałem,
gdzie miałem się udać, bo nie miałem żadnego celu. Zabawne, że twoje życie
zaczyna się w momencie, w którym chcesz je skończyć. Na niczym mi nie zależało,
niczego nie chciałem, nic mnie nie obchodziło. Czasami jechałem stopem, czasami
autobusem, czasami po prostu szedłem drogą. Spałem po motelach, u obcych ludzi,
albo chwilowych znajomych. Bywały miesiące, że zatrzymywałem się gdzieś dłużej,
aby zarobić trochę pieniędzy. Byłem chyba każdym, ale tak naprawdę nie miałem
ambicji, aby zostać kimś... Zabawne, że poznałem naprawdę wiele wspaniałych
ludzi. Może przez chwilę nawet się zakochałem. Sam nie wiem... aż w końcu wylądowałem
tu. Jestem na Hawajach. Czasami mam wrażenie, że daleko od świata. Mieszkam na
wyspie, która liczy sobie około siedmiu tysięcy mieszkańców, z czego połowa to
obsługa hoteli. Nawet nie pamiętam jakim cudem się tu znalazłem. I chyba
bardziej wpisuję się w tę hawajską społeczność, niż amerykańską... tu żyje się
całkiem inaczej. Tak naprawdę niewielu ludzi martwi się o pieniądze, jakieś
tragedie na świecie, bo nawet większość o nich nic nie wie. Turyści przywożą
jakieś nowiny ze świata. Ja pracuję w barze przy samej plaży, w sumie też tam mieszkam...
Nie mam wielu znajomych, przyjaciół... chyba uchodzę tu za dziwaka. Z resztą,
nie lubię ludzi. Oni chociaż nie pytają się mnie, kim jestem, dlaczego tu
jestem...
Jednak nie da się uciec przed samym
sobą. Zawsze czegoś mi brakowało... nadal mi brakuje, dlatego piszę ten list.
Nie oczekuję od ciebie za wiele. Nawet nie myślę, że mi na niego odpiszesz.
Pewnie nie doczytasz nawet do końca. Masz takie poukładane życie. Żona,
dziecko, dom, dobra praca... widzisz? Znowu jesteś o krok przede mną. Dobra, żartuję.
Cieszę się twoim szczęściem, mimo tego, że twoją żoną jest Hanna. Chyba trochę
w to nie wierzę, sam nie wiem. Oczywiście sam fakt, że się ożeniłeś jest już
bardzo zaskakujący, że masz dziecko... no ale Hanna? Szczerze? Nie mogłeś
lepiej trafić, naprawdę... szkoda, że nie było mnie na waszym ślubie. O
wszystkim dowiedziałem się przez przypadek, tak samo jak przez przypadek
dowiedziałem się o tym, że macie córkę. Mała jest naprawdę śliczna. Wiedziałem
jej zdjęcia...
Czasami zastanawiam się, co takiego
słychać u ojca. Tak prywatnie, nie u Slasha, bo to akurat mogę łatwo sprawdzić.
Jednak prosiłbym cię, abyś nikomu nie mówił o tym liście. Chyba nie czuję się
gotowy na spotkanie z nim i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Wiem, jeszcze
przed chwilą pisałem, że w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie porzuca...
ale to wszystko jest dla mnie naprawdę trudne. I nie chodzi tu o moje uczucia
względem niego. Ja chcę, abyś wiedział, że naprawdę kocham tatę... bardzo. I
bardzo za nim tęsknię. Teraz wiem, że tak naprawdę tęsknię za tatą, a wmawiałem
sobie, że chodzi o Mamę... Nigdy nie potrafiłem z nim rozmawiać. Chyba byłem
trochę za bardzo uparty, a on za bardzo chciał, abym ślepo za nim chodził, ale
byłem dzieckiem i potrzebowałem jego. Zastanawiam się, kiedy zacząłem zdawać
sobie sprawę, że nie jest już mi potrzebny. Na pewno nie po wypadku Mamy...
wszystko musiało zmienić się o wiele później. Chociaż może to był czas, kiedy
wszystko zaczęło się u nas układać? Pamiętasz, wyszedł z odwyku i zabrał nas na
dwa tygodnie na wakacje. I wszystko było takie proste... takie normalne...
takie jak dawniej. Tylko bez Mamy... nie pamiętam ile miałem wtedy lat... chyba
około dwunastu... i coś wtedy pękło. Bo on wrócił do nas... bo czekałem na
to i to się stało i nagle zrozumiałem, że rozmowa z nim wcale nie jest taka
prosta, że przebywanie z nim, że... to wszystko wcale nie jest takie proste. A
potem było jeszcze trudniej i jeszcze trudniej, aż wszystko stało się za
trudne. Jakbym każdego dnia stawiał mur, albo chował się za szybę... ale nie
przestałem go kochać. Nigdy... nawet przez chwilę... i ponownie czuję się jak
mały chłopiec, tylko że teraz chcę przytulić się do taty... chociaż nie dostaliśmy
od niego za wiele czułości. Dobrze wiesz, że prawie wcale... nie potrafił tego
ogarnąć. Ale mnie brakuje tego... poczucia bezpieczeństwa? Tak, chodzi o
bezpieczeństwo... nie o miłość... o bezpieczeństwo... Jednak nie mogę się z nim
zobaczyć. Za bardzo się wstydzę, boję... nie wiem, jak mam to nazwać. Coś mnie
blokuje. To samo, co te dwa lata temu po koncercie. Po prostu nie mogę... nie
mogę spojrzeć mu w oczy. London, no bo jak? Po tym wszystkim? Tak po prostu...?
- Cześć, tato. Co u ciebie? - nie, London tak się nie da. I może tego nie
rozumiesz, ale chociaż postaw się w mojej sytuacji. Do ciebie piszę, bo jesteś
moim bratem... razem przeżyliśmy piekło, które po części także zgotował nam on.
Nie mam do niego żalu, że brał po śmierci Mamy. W sumie, dziwne jakby wtedy nie
zaczął brać, nie? Dziwne jakby się nie załamał, jakby go to wcale nie obeszło.
Bo tak jest. Jednego dnia masz szczęśliwą rodzinkę, a drugiego dnia nie masz
nic... London, dbaj o Hannę, o córkę... nie zrób czegoś głupiego. Nie ty...
chociaż nie ty. Ty nie możesz... w końcu jesteś panem idealnym...
I nie martw się o mnie. Już nie
musisz. Naprawdę.
Kocham cię.
Ale o wiele bardziej mam ochotę ci
dowalić więc napiszę - następnym razem pamiętaj o prezerwatywach.
Cash Anthony Hudson.