Cześć.
Taka mała niespodzianka i postanowiłam opublikować ten rozdział parę dni wcześniej. Następny powinien ukazać się w sobotę, albo niedzielę. Zapraszam Was do czytania i oczywiście komentowania. I mam taką małą prośbę, jeśli czytasz to opowiadanie i nie komentujesz, to ujawnij się. Ciebie to nie boli, a dla mnie naprawdę wiele znaczy. Bo szczerze... nie rozumiem tego strachu, czy także olewania komentowania przeczytanych rozdziałów. Dla mnie, osoby piszącej takie zachowanie jest po prostu przykre. Jeśli nie komentujesz, dla mnie nie istniejesz.
Rozdział
14
Siedzenie w samochodzie pod domem Axla, chyba
nie było dobrym rozwiązaniem. Tak mu się wydawało. W końcu, to chyba nie jest
normalne, że jakiś samochód, który nie należy do właściciela posesji stoi pół
dnia pod płotem. Jednak Slash musiał spotkać się z Amy, a to wydawało mu się
jedyne, rozsądne rozwiązanie. Tym bardziej, że kobieta przestała odpisywać już
na SMS'y, nie odbierała telefonu. Po prostu zapadła się pod ziemię. A najgorsze
było to, że gitarzysta nawet nie miał pewności, czy jego przyjaciółka tam jest.
Pozostawało mu tylko czekać na cud. Włączył radio w samochodzie, zsunął się na
fotelu prawie do pozycji leżącej i uświadomił sobie, że zachowuje się jak jakiś
szczeniak, który czeka na dziewczynę swoich marzeń. No jednak, ta sytuacja była
dość absurdalna, a jeszcze obawiał się, że Axl zaraz wyleci na niego z siekierą,
że ma spierdalać. Nagle przed oczami stanął mu właśnie taki obrazek, co wywołało
u Slasha delikatny uśmiech. Popatrzył w stronę domu swojego byłego przyjaciela.
W tym momencie, miał ochotę nacisnąć pedał gazu i po prostu uciekać. Jak pech,
to pech. Zamiast Amy, to z domu wyszedł Axl. Hudson szybko przeszedł na tylne
siedzenia, gdzie były przyciemniane szyby. Był jakiś cień nadziei, że Rose go
nie zobaczy.
Axl
wyszedł z posesji. Miał włożone ręce w kieszeni spodni i skierował się w stronę
przeciwną niż stał samochód Slasha. Odwrócił się na chwilę i popatrzył na auto.
W tym momencie po Hudsonie przeszedł zimny dreszcz, ale nie pozostawało mu nic
innego, jak po prostu siedzieć i liczyć na to, iż Axl sobie pójdzie. Tak też się
stało. Rose wzruszył ramionami i poszedł dalej. Zniknął za zakrętem. Slash
odetchnął z ulgą, chociaż miał wrażenie, że jego przyjaciel doskonale wiedział
do kogo należy ten samochód. Ponownie wrócił na miejsce kierowcy i dalej miał
zamiar wyczekiwać, kiedy uświadomił sobie jedną rzecz. Skoro Axl poszedł, to
Axla nie ma w domu, to Amy siedzi tam najprawdopodobniej sama. Pójdzie do
drzwi, zadzwoni, otworzy mu jego ruda przyjaciółka i będą mogli pogadać. Jednak
życie czasami bywa łaskawe. Tylko teraz pozostawała jeszcze kwestia, na jak długo
Axl wyszedł. W sumie, to nie jechał nigdzie samochodem, to pewnie nie na długo.
Nie było czasu do tracenia.
Po
paru sekundach stał pod bramą. Czuł się dość dziwnie. Kiedyś to wchodził sobie
do tego domu, jak do siebie i nikt nie miał do niego pretensji. A teraz? Znając
Axla, to pewnie miał ochronę, która była wyczulona na wszystkie osobniki
podobne do znienawidzonego gitarzysty. Wejście pewnie groziło śmiercią, bo
nawet psy było wyszkolone, aby atakować osobników w czarnych lokach. No tak,
jednak sprawa, nie była taka prosta, a czas powoli płynął. Kręcił się jakiś
czas pod płotem, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest idiotą. Domofon.
Wystarczy zadzwonić, powiedzieć, kim jest i tyle. No i też tak zrobił. Chociaż
serce waliło mu, jak oszalałe.
-
Słucham. - Usłyszał kobiecy głos. Tylko był jeden mały problem. To nie był głos
Amy. No tak, nie przewidział, iż w domu może być jeszcze partnerka Axla. I co
teraz miał zrobić?
-
Ekchm.. - zająknął się. - Czy jest może Amy? - Zapytał.
-
A kto pyta?
Czy
ta cała Kim musiała być taka dociekliwa? Nie mogła po prostu powiedzieć, czy
Amy jest w domu, albo czy jej nie ma. Kopał krawężnik i to wszystko wydawało mu
się być co raz bardziej absurdalne.
-
Jej przyjaciel. - Odparł.
Przecież
nie mógł powiedzieć kim jest, jednak jakby nie było, to Kimberly była partnerką
Axla. Nie wiadomo, jaki miała stosunek do samego Slasha, bo przecież też mogła
go nienawidzić. Powiedziała mu, aby poczekał chwilę. Oparł się o bramę. Po paru
minutach usłyszał czyjeś kroki, odwrócił się i zobaczył Amy.
Przeraził
go ten widok. Chyba jeszcze nigdy nie wiedział rudowłosej w tak kiepskim
stanie. Nie, raz widział. Kiedy była jeszcze żoną Chrisa. Oczy zapuchnięte od płaczu,
cała się trzęsła i chowała za włosami. Gdzie się podziała ta odważna kobieta,
która jest postrachem prokuratorów? Slash miał wrażenie, że stoi przed nim całkiem
obca osoba. Amy wyszła na ulicę. Popatrzył na Hudsona, do jej oczu ponownie napłynęły
łzy, a potem po prostu się w niego wtuliła, jakby oczekiwała jakiejś pomocy,
chociaż wiedziała, że tak naprawdę, to nie da się nic zrobić.
-
Spokojnie, Mała.. - Szepnął jej do ucha. - Może da się to jeszcze poukładać.
-
Nie, nie da się... Izzy mi nigdy tego nie wybaczy. - Wyjęczała mu w koszulę. -
A ty jesteś pojebany, że wchodzisz na teren Axla.
-
A co? On pies, że zaznacza swoje terany? Sika na lampy? - Zażartował.
Udało
mu się osiągnąć cel, bo Amy oderwała się od niego i lekko się uśmiechnęła.
Jednak, to co powiedział, to było dość zabawne, ale i tak przebywanie Slasha w
tych okolicach było dość ryzykowne. Odsunęła się od niego, oparła się o bramę i
włożyła dłonie do kieszeni spodni. Pociągnęła nosem i starała się, jakoś
uspokoić. Nie chciała przecież robić scen na ulicy, bo przeczytanie o sobie w
jutrzejszym wydaniu gazety, to było coś czego najmniej w tym momencie
potrzebowała.
-
Zaprosiłabym cię do środka, ale rozumiesz...
-
Tak wiem... tak tylko przyjechałem, bo... sam nie wiem... Amy... - Chwycił jej
dłoń. - Nie ważne, co zrobiłaś, nie ważne, że Izzy jest moim kumplem... możesz
zawsze na mnie liczyć. I jakbyś chciała tak po prostu pogadać, to wiesz, gdzie
mieszkam.
-
Dzięki. - Szepnęła. - Ale może lepiej spotkajmy się w... jakiś lepszych
okolicznościach?
Slash
kiwnął głową. Nie chciał się z nią rozstawać w takim momencie, ale przecież nie
była sama. Miała brata, bratową. Ucałował ją jeszcze w czoło, a potem poszedł
do swojego samochodu. Amy pomachała mu na pożegnanie. Odjechał, chodnikiem szedł
akurat Axl. Slash odetchnął z ulgą, bo zdążył w ostatniej chwili. Nawet wolał
sobie nie wyobrażać, jakby mogło wyglądać jego spotkanie z Rose'm. Chociaż
musiał przyznać sam przed sobą, że nie raz o myślał. Jakby nie było, to Axl był
jego przyjacielem. Przez pewien czas jedną z bliższych mu osób, a ich znajomość
nie polegała tylko na kumplu do kieliszka. Rozmawiali i to bardzo dużo
rozmawiali. Na poważne tematy, aż w końcu coś się stało. Wytworzyła się miedzy
nimi niewidoczna ściana, która zaczynała wszystko utrudniać, aż któregoś dnia
Slash zdał sobie sprawę, że ma tego rudzielca dość. Negatywne emocje przeważały
nad tymi pozytywnymi. Starał się też
zrozumieć Rudego. Czy odejście z zespołu, to był naprawdę powód, aby aż tak się
obrażać i nadal trzymać w sobie tą urazę? Czy to nie było podobne, do
zachowania dzieciaka z piaskownicy? A może chodziło o coś innego. Axl tak
naprawdę ma inny powód, tylko nigdy nie powiedział o co tak właściwie chodzi.
Jak zawsze po prostu zamknął się w sobie zamiast normalnie pogadać.
***
-
Co byś zrobiła, jakby jakiś facet zaprosił cię na spacer z psem?
-
Co? Z psem? Dlaczego z psem?
-
Bo on ma psa, ty masz psa i miło razem chodzić po parku.
-
Ale ja nie mam psa.
-
Oj, Em, pytam tak czysto teoretycznie.
-
Zależy co to byłby za facet. Jak jakiś zajebiście przystojny, to bym nawet wzięła
jakiegoś kundla ze schroniska, aby tylko pochodzić po tym parku.
Kate
zamyśliła się na chwilę. W sumie, to sama nie wiedziała, co by jej szkodziło iść
ze Slashem na ten spacer. Przecież, to nie było jeszcze niż złego. Zawsze jakaś
okazja, aby po prostu wyrwać się z domu i pobyć trochę z dala od własnego życia.
Popatrzyła na Emmę, która cały czas wodziła wzrokiem za kelnerem. Prowokująco
przygryzała rurkę od swojego drinka i dawała jasne sygnały, że ma ochotę na coś
więcej. Kate ciężko westchnęła. Nie raz zazdrościła swojej siostrze tej otwartości.
Ona tak nie potrafiła, po prostu podejść do jakiegoś mężczyzny i zacząć
rozmawiać, a co dopiero prowokować. Nawet jeśli robiła to nieświadomie i nagle
dochodziła do wniosku, iż działa swoim zachowaniem na jakiegoś faceta, to
przestawała. No i właśnie tak było ze Slashem. Może wszystko by było w porządku
gdyby nie to, że Hudson to nie był taki sobie po prostu nic nie znaczący facet.
Wzięła
swojego drinka i upiła łyk. Musiała delektować się tą chwilą ciszy, kiedy to
Alan był na lekcjach gry na gitarze. Sprawiła synkowi taki prezent na jego
szóste urodziny. I tym samym sobie. Chyba jeszcze nigdy nie widziała takiej
radości w oczach swojego dziecka, a tez miała trzy popołudnia tylko dla siebie.
-
A Slash jest przystojny? - Zapytała.
Emma
oderwała wzrok do kelnera i wbiła go w siostrę.
-
Zależy jak na to patrzeć. No kiedyś, to całkiem niezłe ciacho teraz... no...
ale biorąc pod uwagę jego wiek, to wiadomo, że nie będzie wyglądał, jak kiedyś...
ale... - Zaczęła się zastanawiać i nagle coś jej zaświtało w głowie. - Zaraz,
zaraz, czy to Slash cię zaprosił na ten spacer?
Kate
milczała, nie mogła się przyznać, bo Emma by nie dała jej spokoju. Sama
brunetka nie wiedziała, dlaczego siostra zdobyła sobie za punkt honoru, aby
znaleźć samotnej matce jakiegoś faceta, a najlepiej wydać ją za mąż. Jakby nie
mogła zrozumieć, że Kate dobrze się czuje sama i po prostu nie ma ochoty na
jakiekolwiek związki. A teraz na domiar złego, Em wymyśliła sobie, że tym
nowym, cudownym mężczyzną Kate będzie właśnie Slash. Może i myślała logicznie.
Facet ma kasę, ma pozycję, dom i wszystko czego taka Kate by potrzebowała.
Jednak Emma nie brała pod uwagę jednej rzecz - obie strony nie koniecznie będą
chciały jakoś bardziej się poznać.
Pech
chciał, że zachowanie Slasha działało na korzyść planu Emmy.
-
Oj tam... dlaczego on? - Westchnęła Kate.
-
Bo tu gadasz o tych psach, a potem o nim... ja cię znam. Kate, to on cię
zaprosił?
Kate
milczała.
-
To znaczy, że tak... o kurwa... i ty się jeszcze pytasz. Leć, tylko seksownie
się ubierz i nie zapomnij wydepilować nóg.
-
Jasne. - Kate wywróciła oczami.
-
Dlaczego tak się przed tym bronisz? Myślisz, że on każdą współpracownicę
zaprasza na kolacje i na spacery z pieskami?
-
Nie wiem. Może każdą. Nie obchodzi mnie to.
-
A ja myślę, że cię to obchodzi. - Zaśmiała się Emma. - Daj się ponieść. On jest
wolny, ty jesteś teoretycznie wolna. Dziewczyno, masz dopiero trzydzieści lat!
-
Tak, a on czterdzieści siedem!
-
Skąd wiesz?
-
Sprawdzałam...?
-
A i tu cię mam!
-
Zobacz, twój kelner ma dziewczynę. - Kate zmieniła szybko temat rozmowy. Kiwnęła
głową w stronę pary, która stała przy wejściu do kawiarni. Emma się odwróciła i
jakiekolwiek fantazje na temat nocy z owym mężczyzną się rozpłynęły.
***
Angie zajrzała do kuchni. Zobaczyła Izzy'ego
stojącego przy blacie z butelką wódki. Ręce mu się trząsły i chyba coś było nie
tak. Na pewno coś było nie tak. Mama nie odbierała telefonów, ojciec nagle
dziwnie zaczął się zachowywać. Dziewczyna stała w progu i dokładnie mu się
przyglądała. Widziała go pierwszy raz w takim stanie i zaczęła zastanawiać się,
o co właściwie może chodzić. Ciężko westchnęła. Nie raz matka powtarzała jej, że
jak ma się jakiś problem, to najlepiej pogadać, to może Izzy też tego
potrzebował. Tylko, czy chciał rozmawiać ze swoją nastoletnią córką, która nie
miała jakiś większych problemów? Chyba nie, ale z drugiej strony, przecież z
rodziną najlepiej. Chyba, bo bliskim się ufa. Chyba. Sama już nie wiedziała.
Izzy usiadł przy stole i nalał alkohol do szklanki. W pewnej chwili do Angie
dotarło, że jej ojciec właśnie ucieka od problemów, woli się zapić, niż to
potem jakoś rozwiązać, a przecież to nie był sposób. Postanowiła wejść do
kuchni.
Stradlin
popatrzył na nią z lekką pogardą. Co prawda sama Angie nie była niczemu winna,
ale był taka podobna do Amy, że nie mógł sam za siebie. Kiedy zobaczył w oczach
córki lekki przerażenie, to blado się do niej uśmiechnął, co nie zmieniało
faktu, że jej obecność nie była mu na rękę. Dlaczego nie mogła sobie gdzieś pójść?
Cały dzień jest poza domem, biega ze znajomymi po mieście, nie wraca na noc, to
dlaczego teraz akurat musiała być w domu? Jak pech to pech. Izzy'ego skręciło w
środku jeszcze bardziej, kiedy Angie usiadła przy stole na przeciw niego i
odsunęła szklankę z alkoholem. Chciał się już na nią wydrzeć, jednak się
opanował.
-
Tato, co jest? - Zapytała patrząc mu w oczy. - Gdzie jest mama i dlaczego ty...
pijesz? - Ledwo przeszło jej to przez gardło.
-
Mama jest u Axla. - Odparł.
-
Tato, ja już nie jestem małą dziewczynką, widzę, że coś jest nie tak. Jakby
mama była sobie u Axla, tak aby tylko sobie u niego pobyć, to ty byś się tak
nie zachowywał... - Szepnęła.
Zdała
sobie sprawę, że jej gadanie nie ma sensu. Ona sama by na miejscu Izzy'ego
próbowała zbyć tą męcząca nastolatkę. Wbiła wzrok w blat stołu. Stradlin długo
się nie odzywał, bo w sumie, to nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Angie
co prawda zasługiwała na prawdę, ale czy nie lepiej, aby powiedzieli jej o tym
we dwoje? Z drugiej strony nie był pewien, czy da rady tak po prostu jeszcze na
spokojnie pogadać z Amy. Wziął do ręki szklankę i trochę wypił.
-
Tak, masz rację. Dzieckiem już nie jesteś. Sam ci ci ostatnio mówiłem. -
Powiedział. - Posłuchaj, to co się dzieje między mną, a mamą nie dotyczy
ciebie...
Angie
przełknęła ślinę. A co niby takiego miało się dziać. Zaczęła skubać swoją bluzkę,
bo przecież takie rzeczy rodzice mówią dzieciom, aby nie czuli się winni.
-
A co się dzieje?
-
Mamy z mamą... problem. Dość spory problem, i mama wyprowadziła się do wujka
Axla.
-
Ale jak to się wyprowadziła?
-
Tak będzie lepiej.
-
Ale dlaczego?
-
Bo mamy problem.
-
Ale tato, tak nie można, trzeba pogadać.
-
ZAMKNIJ SIĘ!
Izzy
rzucił szklanką o ścianę i popatrzył na Angie, która siedziała przerażona na
krześle i za bardzo nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. W jej oczach zalśniły
łzy, popatrzyła na rozbite szkoło, a potem na swojego ojca i nie wierzyła, że
to zrobił Nie wierzyła nawet, że na nią nawrzeszczał, kiedy ona nic takiego nie
zrobiła. W momencie zaczęła płakać, a Izzy nadal siedział i nic nie zrobił.
Dziewczyna w końcu zerwała się z krzesła i pobiegła na górę do swojego pokoju.
Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać w poduszkę. Pierwsze, co jej przyszło na
myśl, to zadzwonić do matki, więc sięgnęła po telefon i wybrała jej numer, ale
nie było odzewu.
Przytuliła
się do poduszki. Musiała z kimś pogadać, z kimś starszym, ale nikt jej nie
przychodził do głowy. Przejrzała listę kontaktów, aż w oczy wpadł jej numer,
który należał do siostry. Laura, to chyba była jedyna deska ratunku. Chociaż
sama dziewczyna nie wiedziała, czy było po co robić aferę. Może to nie było nic
poważnego. Jednak wybrała jej numer.
-
Ang? No ty zawsze musisz wybrać sobie najmniej odpowiedni moment. - Usłyszała głos
Laury po paru sygnałach, a w tle śmiech Dylana.
-
Przepraszam, ale... - zaczęła mówić płaczliwym głosem. - Rodzice...
-
Co jest?
-
Mama wyprowadziła się do wujka, tata siedzi w kuchni i pije...
-
Angie, co...? Jak pije? Przecież on nie może!
-
Proszę... przyjedź tu...
Rudowłosa
się rozłączyła. Miała tylko nadzieje, że jej siostra coś zrobi, chociaż i tak
wydawało się, że w tej sytuacji, to nie wiele można zdziałać. Położyła się na łóżko
i postarała się uspokoić.