26 marca 2016

Rozdział 27

     Witam. 
Na początku chcę przeprosić za tą małą przerwę. Jednak chyba tego potrzebowałam. Pragnę także poinformować, że zmieniam dzień publikacji na sobotę. I oczywiście, życzę smacznego jajka! 


Rozdział 27

            - Ojciec chce mnie wysłać do psychologa.
            Nick popatrzył na Casha, a potem wybuchnął śmiechem. Dobra, sam uważał, że młody Hudson nie jest do końca normalny i trochę odstaje od reszty, ale czy naprawdę było z nim, aż tak źle. Usiadł na piłce do koszykówki, którą przed chwilą nieudolnie starał się wrzucić do kosza i cały czas przyglądał się Cashowi, który raczej nie wyglądał na takiego, który żartuje. Nick przestał się śmiać i nie wiedział, co dalej miał zrobić. Czyżby Cash mu się tak po prostu zwierzył? No niby byli kumplami, ale jakoś nigdy się sobie nie zwierzali. Nick w tym momencie musiał przyznać nawet, że tak naprawdę, to nie wiele wiedział o swoim koledze. W sumie, to nic o nim nie wiedział. Jednak, to była dość dziwna sytuacja.
            - Ale ty tak na poważnie? - Zapytał w końcu chłopak. Cash podniósł wzrok i popatrzył na Nicka. I czego się spodziewał? Porady? Przyjacielskiej rozmowy? No przecież wiadomo, że od Nicka tego nie dostanie. Głupi, byłeś bardzo głupi, Cash, skoro miałeś taką nadzieję.
            - Z resztą nie ważne.
            Lepszym rozwiązaniem było zmienić temat, niż ciągnąć go dalej. Cash zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie ufa Nickowi i nie wie, czy zaraz po szkole nie będą chodziły różne plotki na jego temat. Dalsze zwierzanie się nie miało po prostu sensu. Sam Nick też nie nalegał, aby Cash powiedział mu o co chodzi. Utwierdziło, to tylko Hudsona w przekonaniu, że jego przyjaciel wcale nim nie jest, bo woli oglądać się za dziewczynami. Nick zerwał się ze swojego miejsca i wszedł na trybuny boiska, aby mieć lepszy widok na grupkę uczennic, które właśnie męczyły się na zajęciach wychowania fizycznego. Wśród nich była Angie, która raczej stała i tylko udawała, iż robi cokolwiek. Ruda już od dawna uważała, że WF to jest po prostu stara czasu. Jakby ktoś chciał się rozwijać sportowo, to sam by się zapisał na jakieś zajęcia sportowe. Popatrzyła w stronę, gdzie siedzieli Nick i Cash. Jej oczy utkwiły w przyjacielu i na chwilę się zamyśliła. Miała wrażenie, że od nocy spędzonej razem w celi coś się zmieniło w Hudsonie. Jego stosunek do niej, nie traktował już jej jako małej dziewczynki, z która może się tylko pobawić. Patrzyła tak na niego, i nie zwróciła uwagi na to, co się działo właśnie na boisku. Oberwała piłką od siatkówki. Złowrogo popatrzyła w stronę, gdzie był zadany cios.
            - Powaliło?! - Wydarła się.
            - Chyba ciebie, Isbell, może tak byś zajęła się grą, a nie gapisz się na tych downów! - Odpowiedziała dziewczyna o imieniu Pattie. Angie zmierzyła wzrokiem brunetkę i stwierdziła, że nie ma zamiaru dalej z nią dyskutować. Owa dziewczyna może była jedna z popularniejszych w szkole, chyba każdy chłopak chciał się z nią umówić, a sama się tym szczyciła że jest najlepsza, ale problem polegał na tym, że miała więcej sylikonu w cyckach niż rozumu w głowie.
            - Najpierw byś mogła poznać znaczenie słowa "down" a potem byś mogła stosownie go używać. - Prychnęła Angie.
            Odkąd Cash zaczął pracować z niepełnosprawnymi dziećmi, zawracać uwagę na takie właśnie wyzwiska, a Angie też zaczynało powoli już to razić. Pattie wywróciła oczami i wydawała się sprawiać wrażenie, jakby nawet nie wiedziała o co chodziło rudowłosej. Angie stała, zaciskając dłonie w pięści i zaczęła ciężko oddychać. W sumie, to czego mogła się spodziewać, jak była to dziewczyna Oscara. Nie widząc czemu ta dwójka tak po prostu uwzięła się na nią i jej przyjaciół.
            - Ang, daj spokój. Nie warto.
            Poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Była to Hannie. Rudowłosa popatrzyła na przyjaciółkę i przyznała jej rację. Nie było sensu. Hanna trzymała w dłoniach piłkę, bo właśnie miały ćwiczyć zagrywkę odbijając do siebie. Córka Stradlina popatrzyła jeszcze w stronę chłopców siedzących na trybunach i im pomachała. Oczywiście chodziło jej o Casha, któremu nie chciała się podnieść ręki, aby odwzajemnić gest, natomiast Nick zaczął machać do niej jak głupi. Rudowłosa wywróciła oczami i ustawiła się z Hanną, aby ćwiczyć, a Nick miał satysfakcję, iż dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Popatrzył na Casha, który w tym momencie pisał właśnie coś w zeszycie. Usiadł obok niego i popatrzył w niebo. Obracał piłkę od kosza w dłoniach.
            - Jak myślisz? Mam u niej szanse? - Zapytał dość rozmarzonym głosem.
            - U Pattie? Nie sądzę. Nie grasz w jej lidze. - Odpowiedział Cash bez większego zastanowienia.
            - Nie mówię o tej ciemnej laluni. O Angie mi chodzi! - Zaprotestował jego kolega.
            - Jaką znów Angie?
            - No kurwa. - Nick zamknął zeszyt Cashowi i popatrzył mu w oczy. - Angie Isbell. Wiesz, ta ruda, znasz ja.
            Cash popatrzył w stronę, gdzie stała Angie. Własnie biegła po piłkę, a potem ponownie popatrzył na swojego kolegę. I miał ochotę przycisnąć go go krzesła, zacząć dusić, aby dać mu do zrozumienia, żeby trzymał się do tej dziewczyny z dala, bo przecież ona jest jego. Problem polegał na tym, że nie była tak do końca Casha. I najgorsze było to, iż może wcale nie chciała być Casha. Hudson raz jej dał do zrozumienia, że w ich znajomości by mogło coś się zmienić, ale Angie dała mu do zrozumienia, że nie się nie zmieni. Od tamtej pory traktował ją jako przyjaciółkę, ale myśl, że Nick by miał zacząć ją dotykać, a wtedy wiadomo, że Cash by poszedł w odstawkę i ukradkowe pocałunki by się skończyły, była dla Hudsona nie do zniesienia.
            - Myślę, że nie masz u niej szans. - Odpowiedział.
            - Nie? A jak Kurt był z nią w kinie, to mówiła o mnie parę ciekawych rzeczy. W sumie, to był zawiedziony, bo ruda woli mnie niż jego.
            Nie, to nie było możliwe. Albo Kurt wszystko wymyślił, bo heroina zaczęła mu wyżerać mózg i ma już jakieś urojenia. Albo Nick za dużo sobie wyobraża. Angie przecież nawet nigdy tak poważniej z nim nie rozmawiała. W Cashu wszystko zaczęło się gotować.
            Szczyt jego irytacji osiągnął punkt krytyczny, kiedy dołączył do nich Kurt i zaczęli z Nickiem komentować, to jak wygląda Angie. Cash nie mógł już tego słuchać. Pozbierał swoje rzeczy, przewiesił torbę przez ramię i po prostu wstał, poszedł sobie. Kurt popatrzył jeszcze za nim i puścił komentarz na jego temat, ale Hudson nie zwrócił już nawet na to uwagi. Od dnia, kiedy Cabot podrzucił mu narkotyki wolał się z nim nie zadawać. Jedyny problem polegał na tym, że nie miał żadnych innych kolegów niż oni. Cash zdawał sobie sprawę, kiedy wypnie się na Nicka i Kurta, to tak naprawdę zostanie sam, a to też jakoś mu się nie uśmiechało. Szedł ze spuszczoną głową zastanawiając się, jak tu uratować Angie od Hunta, aby przypadkiem nie zwrócił w głowie jego przyjaciółce, kiedy usłyszał za sobą piskliwy głosik. Odwrócił się, a jego oczy dostrzegły Lisę. Cash wywrócił oczami. Powoli zaczynał żałować, że zaczął rozmawiać z tą dziewczyną na imprezie u Hanny, bo ona po prostu teraz nie dawała mu spokoju.
            Angie w tym samym czasie zobaczyła, że blondynka zbliża się do jej przyjaciela. Z racji tego, że była na lekcji wychowania fizycznego, to nie mogła tak po prostu sobie do nich podbiec i ponownie zrobić czegoś, aby Lisa zrezygnowała i sobie poszła. Jedyne rozwiązanie leżało w piłce. Popatrzyła przepraszająco na Hannę, kiedy przyjaciółka do niej odbiła. Następnie ukradkiem popatrzyła, czy przypadkiem nauczyciel się im nie przygląda. Był zajęty wypełnianiem dziennika. Angie kopnęła piłkę w stronę Lisy, ale wycelowała w Casha. Chłopak dostał po głowie. Popatrzył na rudą, która zaczęła przepraszać go spojrzeniem. Lisa tylko się śmiała. Cash już nic na to nie powiedział, poprawił sobie plecak na ramieniu i po prostu poszedł w stronę wejścia do szkoły. 



***

Kate od paru dniu zdawała sobie sprawę z tego, że w końcu będzie musiała wyjść z domu. Bała się tego momentu, bała się, że spotka Ricka na ulicy. Od pewnego czasu Alan chodził do szkoły pod opieką Emmy, ale przecież tak nie mogło być wiecznie. No nie mogło, ale Kate nie potrafiła znaleźć w sobie jakiejś siły, która by jej pomogła w tym, aby wyjść z domu. Leżała w łóżku, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Straciła już nawet rachubę czasu. Nie wiedziała, jaki jest dzień tygodnia, która jest godzina. W ogóle nie zdawała sobie sprawy z niczego. Alan natomiast przeciwnie. Patrzył na swoją matkę i może nie do końca rozumiał, to co się dzieje, ale na pewno wiedział, że coś niedobrego. Wszedł do pokoju Kate, usiadł na skraju łóżka. Kobieta nawet się nie poruszyła. Może spała? Alan sam nie wiedział, czy ma ją budzić, czy może dać spokój. Ale ciocia Em tego dnia nie przyszła, a on był głodny i przecież musiał iść do szkoły. Położył się obok Kate, odgarnął jej włosy z twarzy i wtedy zobaczył, że jego mama ma otwarte oczy. To znaczy, że nie spała.
            - Mamo, ja muszę iść do szkoły, a potem mam lekcję gry na gitarze. - Jęknął.
            Kate ciężko westchnęła. Wstała, popatrzyła na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta. No tak, zajęcia lekcyjne jej syna trwały już od dwóch godzin. Emma przecież mówiła, że tego dnia ma casting i nie przyjdzie. Kate popatrzyła przepraszająco na syna i nie wiedziała, co ma mu takiego powiedzieć. W sumie, to pragnęła, aby wszystko jakoś mu wynagrodzić, bo przecież się należało. W tej samej chwili zdała sobie też sprawę z tego, że to jest niewychowawcze, ale co tam. Raz można sobie pozwolić. Uśmiechnęła się do niego i pogłaskała syna po głowie.
            - Dziś nie pójdziesz do szkoły. - Powiedziała z lekkim uśmiechem.
            - Ale jak to? - Alan zrobił dość zdziwioną minę. - Przecież nie jestem chory!
            - Zrobimy sobie taki dzień dziecka. Ja nie idę do pracy, a ty nie idziesz do szkoły? Razem pójdziemy sobie na miasto, co ty na to?
            Alan dokładnie przyjrzał się Kate. Jego matka raczej nie miała w zwyczaju robić takich rzeczy, a jeśli chodziło o sprawy szkoły, to chłopiec musiał być naprawdę chory, aby zrobić sobie wolne. A teraz Kate tak po prostu powiedziała mu, że mają dzień dziecka, kiedy nawet data w kalendarzu na to nie wskazuje. Kobieta uporczywie wpatrywała się w syna czekając na jego reakcję. Alan myślał, myślał, czekał na dalszą reakcję matki, ale skoro ona nic nie mówiła, to w końcu wybuchnął radością. Zaczął skakać po jej łóżku i piszczeć. Kate złapała go, posadziła sobie na brzuchu i powiedziała mu, aby poszedł się przygotować. Chłopiec wyleciał z sypialni matki, jak poparzony a Kate została sama ze swoimi myślami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że źle robi, ale wolała mieć syna na oku.
            Zwlokła się z łóżka. Popatrzyła jeszcze na swój telefon komórkowy. Miała kilka nieodebranych połączeń od Ericka. No tak, pewnie chciał dowiedzieć się, kiedy to Kate miała zamiar zjawić się w pracy. Problem polegał na tym, że sama tego nie wiedziała. Jednak musiała powiedzieć coś szefowi. Nie mogła stracić tej posady. Usiadła na łóżku, odgarnęła sobie włosy za ucho i wpatrywała się w telefon. W końcu wybrała numer do szefa.
            - A już myślałem, że nie żyjesz. - Usłyszała niezbyt przyjemny głos Ericka.
            - Przepraszam, ale potrzebuje jeszcze trochę wolnego. - Powiedziała niepewnie. Igrała w tej chwili z ogniem. I dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
            - Kate, rozumiem twoją ciężką sytuację, ale zrozum, że nas gonią terminy. Nie będziemy opóźniać wydania płyty Slasha, bo ty nie zrobisz okładki na czas!
            - Ja wiem... wiem... ja wszystko mam. Mogę ci wysłać na maila... proszę cię tylko, o to, abym jeszcze przez pewien czas nie musiała przychodzić do wytwórni... - Jęknęła. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne. - Prawie, ze zaczęła płakać.
            Erick ciężko westchnął. U niego takie zachowanie raczej nie miało prawa bytu, ale sam nie wiedział dlaczego dla Kate zawsze miał taryfę ulgową. Może wiązało się to z jej przeszłością, którą doskonale znał? Pracę u siebie też dał jej nie bez powodu. Ciężko westchnął.
            - Dobrze. Ale jak już wrócisz, to będziesz pracowała za dwoje. - Powiedział i się rozłączył. Kate nacisnęła czerwoną słuchawkę i odetchnęła z ulgą. Udało się. Chociaż sama nie wiedziała, co bo przecież i tak to nie prowadziło do rozwiązania jej problemu. Tylko chwilowe zagłuszenie sprawy.



***
           
         - Tato, ja naprawdę jestem już dużym chłopcem i mogę sam kupić sobie buty, spodnie, kurtkę, majtki, skarpetki! - Jęknął London.
            Slash tylko na niego popatrzył i się uśmiechnął. Tak, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego syn jest już od dawna na tyle samodzielny. Może w tym całym wyjściu na miasto i bieganiu po sklepach nie chodziło o to, aby coś kupić chłopakowi, tylko o chwile spędzone razem. No i Slash jeszcze chciał pogadać z synem na parę tematów, a jednym z nich były studia. Już dawno zauważył, że London mija się od zajęć, nie chodzi na uczelnie, już się tyle nie uczy, nie biega do biblioteki i nie robi żadnych projektów. Oczywiście, to była sprawa London, ale jednak Slash chociaż w małym stopniu chciał wiedzieć, co się takiego dzieje. Wystarczyło mu, że Cash żył w swoim własnym świecie. Z Londonem niby nigdy nie było takich problemów, zawsze Slash miał lepszy kontakt ze starszym z synów, ale teraz też już powoli czuł, że wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli.
            - Tak, wiem, wiem... ale kurde... jak wezmę ci do prania, to co masz na sobie, to chyba w worku po ziemniakach będziesz biegał! Od miesiąca nie widzę cię w niczym innym.
            - Bo mam problem... - Jęknął chłopak. - Nienawidzę zakupów!
            - A myślisz, że ja lubię? - Slash wybuchnął śmiechem. - Jednak to takie trochę babskie zajęcie, nie sądzisz?
            - Tato, to co my tu robimy?!
            London przystanął przy ruchomych schodach w galerii handlowej, w której właśnie się znajdowali. Już nawet nie zwracał uwagi na młode dziewczyny (potencjalne fanki) które co chwila stawały, jak wryte, patrzyły się na Slasha, śmiały się pod nosem, a potem czerwone szły dalej. Ciekawe tylko, że żadna z nich nie odważyła się, aby zaczepić Hudson, który wpatrywał się w syna i już nie mógł z jego miny. Podszedł do chłopaka i wziął go sobie pod ramię, a potem poprowadził w stronę sklepu muzycznego.
            - Chodź, zobaczymy co tam słychać na rynku muzycznym.
            - Jak to co? Bibera.. One Direction, Katty Perry.. i nie wiem, co jeszcze. - Powiedział London.
            - Synku, a co ty chcesz od tego wszystkiego? Jakie czasy, taka muzyka. Jesteś uprzedzony.
            - Tato, czy ty dobrze się czujesz?
            Slash zamyślił się na chwilę. Kiwnął twierdząco głową. Ocenianie rynku muzycznego nie należało do niego. Lata osiemdziesiąte już dawno minęły, tamte czasy już nie wrócą i też tama muzyka. Cóż, a też trzeba było szanować, to co teraz działo się na rynku. Swoja prywatną opinię na ten temat jednak postanowił zostawić sememu sobie.
            Weszli do sklepu. Ekspedientka miło się do nich uśmiechnęła. London wywrócił oczami. Czasami już miał dość tych wszystkich uśmieszków kierowanych w stronę jego ojca.
            - Może zmienimy temat na bardziej poważny.
            - Już ci mówiłem, że nic nie wiem na temat Casha. On mi się nie zwierza. - Westchnął London. - O twoim związku z Jackie także nie chcę rozmawiać. Twoja sprawa.
            - Nie chodzi mi o Casha, ani o Jackie, a o ciebie...
            - O mnie? - Zdziwił się chłopak.
            - Tak o ciebie. Powiedz mi... co ze twoimi studiami?
            Chłopak zacisnął dłonie na płycie, którą właśnie trzymał w rękach i zaczął uporczywie uporczywie w listę utworów wypisaną na opakowaniu. Robił wszystko, aby tylko nie patrzeć na Slasha. Wiedział, że w końcu będzie musiał przeprowadzić tą rozmowę z ojcem, ale chyba jeszcze nie był na nią gotowy. Ciężko westchnął.
            - Och, nie wiem, tato... zrezygnowałem z matematyki... fizykę zostawiłem, ale nie wiem jak to będzie, kiedy dostanę ten staż w NASA... chyba będę musiał przeprowadzić się do Pasadeny i skończyć tam studia w trybie wieczorowym. Nie wiem jeszcze...
            - A czemu nie powiedziałeś mi tego od razu?
            - Bo nie wiedziałem, jak zareagujesz. - Szepnął.
            - London... a co ja mogę? Masz dwadzieścia lat. Twoje życie, twoja wybory. Jak popełnisz błąd i się na nim przejdziesz, to się czegoś nauczysz, ja za ciebie nie mogę decydować.
            London popatrzył na ojca i tylko blado się do niego uśmiechnął.

11 marca 2016

Rozdział 26


Rozdział 26

Cash popatrzył na Angie, jak na skończoną idiotkę. Ostatnio zaczął się zastanawiać, czy jego przyjaciółka dobrze się czuje, czy może powinien udać się z nią do psychiatry. Pomysł, aby wystąpić w Mam Talent był niczym do pomysłu, aby Cash po prostu wszedł sobie z Angie do domu Axla Rose'a. Młody Hudson stał przed bramą i z niedowierzaniem patrzył na rudowłosą, która tak po prostu chciała załapać go za rękę i wejść z nim na posesję. Dobra, Axla może nie było w domu, ale Cash nie mógł zaprzeczyć, że przez ostatnie lata jego stosunki z jego ojcem nie wyglądały za dobrze. Nie chciał też przyznać przed Angie, że po prostu bał się Rose'a, a sama dziewczyna nie widziała żadnego problemu. Skoro pomieszkiwała u Axla, to mogła także zapraszać przyjaciół do domu. Przecież to było takie oczywiste.
            - Ang, ciebie do reszty powaliło! Ja stąd idę! - Powiedział Cash odwracając się  na pięcie i kierując się w stronę miasta.
            Angie była już na za bramą, ale kiedy zobaczyła, że jej przyjaciel za nią nie idzie, to szybko się zerwała i pobiegła za nim. Złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w drugą stronę.
            - Przestań, przecież Axl nic ci nie zrobi.
            - No jasne. Nic... on nawet nie chce słyszeć o Slashu, a co dopiero...
            - A myślisz, ze on nie ma nic ciekawego do roboty, tylko wywalanie z domu moich przyjaciół? Nawet pewnie go nie ma w domu! I w ogóle, ja nie rozumiem o co chodzi z tą całą wojną. Axl nie odzywa się do Slasha, Slash do Axla, bo...? I co tak się nienawidzą? A weź przestań.
            - Nie, po prostu tam nie wejdę. Możemy iść do mnie, co ci szkodzi. Albo do ciebie. Co ci tak zależy, aby siedzieć właśnie w tym domu!
            - No nie wiem. Tak po prostu... a nie chce mi się jechać do do mnie. Poza tym na naszym ślubie, to co? Nie wyślemy do niego zaproszenia...?
            Cash wbił wzrok w Angie. Nie wiedział, jak teraz ma się zachować. Wybuchnąć śmiechem i uznać, że jego przyjaciółka po prostu żartowała z tym ślubem, czy może wziąć to na poważnie. Angie powiedziała, to bardzo poważnie. Jakby naprawdę to tym myślała. Patrzyła się na Casha i miała zamiar zaraz się na niego wydrzeć, aby nie zachowywał się, jak jakiś głupi dzieciak, który wszystkiego się boi. Natomiast Hudson analizował w głowie jej słowa. Czego ona wyjechała z tym ślubem? Przecież nawet nie byli parą i nigdy nie będą. Skrzywił się na tą myśl, że by miał być z Angie. Przyjaźnił  się z nią od dziesięciu, znał ją od urodzenia, i była tylko jego bliską przyjaciółką. Patrzył na nią, jak na kompletną idiotkę.
            - Że co ty powiedziałaś? Jakim naszym ślubie? - W jego głosie wyraźnie było słychać irytację.
            No tak, Angie widziała miłość w prosty sposób. Aby z kimś być, trzeba najpierw się z nim przyjaźnić. Nie rozumiała koleżanek, które twierdziły, że kochają chłopaka, którego dopiero co poznały na imprezie, a nigdy wcześniej na oczy nie widziały. A nie miała innych przyjaciół płci męskiej, jak Casha. A do tego przykład jej rodziców. Też znali się od dziecka. Jednak Cash nie miał zamiaru w takie coś się bawić. Szczerze, to nigdy nawet nie miał zamiaru wiązać się z jakąkolwiek kobietą. Może i miał w sobie strach. Pokocha, zaangażuje się, a potem straci wszystko, tak jak stracił to Slash, bo przecież różne przypadki chodzą po ludziach. Dlatego w jego głowie siedział obrazek, że będzie wiecznym kawalerem. Tak po prostu było lepiej.
            Angie właśnie zdała sobie sprawę z tego, jaką głupotę powiedziała. Skrycie kochała Casha, chociaż nie zawsze się przyznawała do tego sama przed sobą. Tak naprawdę, to zdała sobie sprawę z tego dopiero niedawno, jak koło jej przyjaciela zaczęła kręcić się ta cała Lisa. Ale Angie nigdy nie chciała przyznać się do swoich uczuć. Po prostu się wstydziła tego. Popatrzyła na Casha, który nie wyglądał na takiego, jakby wziął to wszystko za żart. Nie wiedziała, co miała w tym momencie zrobić, bo na pewno nie przyznać się do całej sprawy. Angie bała się, że wtedy by mogła stracić Casha, bo on by się po prostu od niej odciął, aby nie mieć na głowie problemu zakochanej gówniary. Wbiła wzrok w chodnik.
            - Ang?
            - O jeny, to był tylko taki żart. Założenie czysto hipotetyczne. Co by było gdyby. - Odpowiedziała przewracając oczami i wzruszając ramionami. - No i już nie marudź, tylko chodź. Jak coś, to ja cię obronie. - Pociągnęła Casha w stronę domu Axla.



***

Jednak to wszystko wydawało mu się być dość dziwne. Tak po prostu stał sobie w salonie i rozglądał się, jakby był w muzeum. W sumie, to nic ciekawego nie było w zasięgu jego wzroku. Dom, jak dom, ale sam fakt, że był to dom Axla Rose'a działał na Casha dość inspirująco. W sumie, to nigdy nie zajmował się sporem Slasha, a Rose'a. Po prostu go to nie obchodziło, bo przecież, to nie była jego sprawa, a w tym momencie do głowy przyszło mu pytanie "dlaczego?" Tym bardziej, kiedy oprócz rodzinnych zdjęć Rose'ów które wisiał na ścianie w salonie dostrzegł jedno zdjęcie starego składu zespołu. To jednak było dość dziwne, ale kto taki by zrozumiał Axla.
            - No co będziemy robić? - Zapytał stojąc cały czas w tym samym miejscu.
            - No weź się wyluzuj. Axla nie ma i pewnie prędko nie wróci o ile jeszcze dziś wróci. - Odpowiedziała Angie i popatrzyła na fortepian, który stał pod ścianą. - Pogramy sobie.
            - Co? A jak roztroimy to cudo?
            - Kiedy bierzesz do ręki gitarę Slasha, to też się zastanawiasz, co zrobisz, kiedy ja rozstroisz?
            No tak, to była racja. Cash raczej nie zastanawiał się nad takim faktem, ale jednak była różnica między gitarą Slasha, a fortepianem Axla. Instrument Slasha był tak jakby jego i znajdował się w jego domu i tak dalej.
            - Nie, ale... to co innego!
            - Przestań się w końcu bać. Taki z ciebie buntownik, jak ze mnie kujon.
            Angie usiadła do fortepiany i zaczęła grać jakaś bliżej nie znaną melodię. Cash patrzył na nią i zastanawiał się, co takiego by miał ze sobą zrobić. Szczerze mówiąc, to by wolał uciec z tego domu i dalej się nie stresować. Powiedział dziewczynie, że musi iść do łazienki. Angie kiwnęła głową na korytarz. Cash blado się do niej uśmiechnął i skierował się w tamtą stronę. Szedł tak niepewnie, jakby miał zaraz coś zepsuć, albo porysować podłogę. Naprawdę, wolał, aby Axl nie wiedział o jego obecności w tym domu. Dotarł w końcu do łazienki.
            Wślizgnął się do środka i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o nie. W tej chwile przestał rozumieć sam siebie. Co właściwie takiego robił? Poczuł nagle, że coś mu wibruje w kieszeni. Wyjął telefon komórkowy. Na wyświetlaczu widniała informacja, że Slash chce się z nim połączyć. Skrzywił się. Jednak, to nie był najlepszy pomysł, ale odebrał, aby ojciec potem nie robił mu jeszcze wyrzutów.
            - Gdzie ty jesteś?
            Nie ma to jak miłe powitanie.
            - Yy... u koleżanki. - Odpowiedział.
            - Jakiej znów koleżanki? Miałeś po szkole wrócić do domu.
            - No zaraz będę wracał.
            - A co ty taki zdenerwowany? Coś ty znów zmalował!?
            - Tato... nic. Nie mogę teraz rozmawiać. Cześć. - Rozłączył się i wyłączył telefon, aby Slash dalej się do niego nie dobijał.
            Ciekawe, jakby gitarzysta zareagował na wiadomość, że jego syn znajduje się w domu Axla? Pewnie by nawet nie uwierzył. Podszedł do umywalki, aby obmyć sobie twarz zimną wodą.
            - Cash!? Żyjesz tam?! - Usłyszał głos Angie.
            - Taaa...
            - Siedzisz już tam prawię pół godziny! Wszystko w porządku?
            Wytarł twarz pierwszym lepszym ręcznikiem i podszedł do drzwi. Otworzył je i popatrzył na zmartwioną Angie.
            - W porządku. - Odpowiedział. - Wiesz, mam okres. I wiesz... podpaskę musiałem sobie zmienić.
            - Bardzo śmieszne. Słuchaj, Hanna do mnie dzwoniła, że ma cztery bilety na koncert. Idzie z Londonem i się pyta, czy my się nie wybieramy?
            - Jaki znów koncert?
            - A nie wiem... jej tata dostał w ramach promocji, czy coś...
            Cash zastanowił się przez chwilę. Powiedział Slashowi, że zaraz będzie w domu, ale w sumie, to wolał iść na jakiś beznadziejny koncert niż znów dawać Slashowi do zrozumienia, ze nie chce z nim rozmawiać.



***

            - No kogo ja tu widzę, mojego kochanego braciszka.
            W raz z wypowiedzeniem tych słów przez Casha, London zaczął zastanawiać się, czy dobrze zrobił zgadzając się przyjść na ten koncert. Sam nie wiedział, co się stało z jego młodszym bratem, ale ostatnio zrobił się jeszcze gorszy. Może miało to związek z tym, że zaczął spotykać się z Hanną, a Cashowi naprawdę to przeszkadzało, bo był o nią zazdrosny? Chociaż wydawało się to trochę niemożliwe. Cash wyjął z kieszeni paczkę papierosów, a potem zaczął szukać zapalniczki. Chciał jeszcze coś dodać, ale stwierdził, że to nie ma większego sensu, bo po co ma się kłócić z bratem pod klubem? Nie popatrzył nawet na Londona, tylko do razu zwrócił się do Hanny.
            - No to kto ma grać?
            - A nawet nie wiem. Ojciec dostał bilety na jakiejś promocji. On nie ma czasu, to mi dał, aby poszła sobie ze znajomymi. - Odpowiedziała z uśmiechem Hanna. - I fajnie, że jesteś.
            - No... i fajnie, że London jest... wyszedł z swojego pokoju. W sumie, to ja się zastanawiałem, czy przypadkiem Buddy nie wyznajesz, ale... chyba jednak tak uduchowiony nie jesteś. - Prychnął.
            W tym momencie Cash spojrzał na barta. Przydeptał niedopałek papierosa i wziął Angie pod rękę prowadząc ja w stronę wejścia do klubu. Chyba jednak mógł jechać do domu i po prostu spędzić ten wieczór na próbie porozumienia się z ojcem.
            - Pokłóciliście się? - Zapytała Hanna, kiedy odeszli parę kroków.
            - Ja się z nim nie kłóciłem... - Odpowiedział London. Poczuł się jakby trochę skłamał, jednak nie miał ochoty opowiadać dziewczynie o ostatniej bójce. Cash odwrócił się, aby jeszcze na nich spojrzeć. Głupkowato się uśmiechnął, a London wzruszył ramionami. Może przyszli razem, ale wyglądało na to, że jednak będą bawić się osobno. Cash miał tylko nadzieję, że London tym razem nie popłynie. Jednak nie miał ochoty odprawiać sponiewieranego brata do domu.
            Przeszli na drugą stronę ulicy, gdzie stała grupka chłopaków ze szkoły. Para nie zwróciła nawet na nich uwagi za to, jeden z owej grupy powiódł wzrokiem za Angie, a potem zaczął komentować, to jak wygląda. Sama dziewczynie nie zwróciła na to uwagi. Była raczej przyzwyczajona do takich zaczepek i po prostu ją to wszystko nie obchodziło. Ludzie mogli gadać sobie co chcieli, a Isbell i tak wiedziała swoje, jednak Casha coś tknęło na słowa szmata po matce które zostały wypowiedziane przez Oscara Hndersona - kapitana szkolnej drużyny koszykarskiej. Hudson przystanął, odwrócił się i popatrzył na uczniów ze swojej szkoły. W tym momencie, po prostu zdał sobie sprawę z tego, że ich nienawidzi. Od zawsze, odkąd tylko został zmuszony, aby siedzieć z Oscarem w jednej ławce na biologii.
            - Co powiedziałeś? - Warknął zaciskając dłonie w pięści.
            - Wooo, patrzcie młody Hudson to taki mały dżentelmen. - Zaśmiał się jeden z nich mierząc Casha wzrokiem. - Piękna z was para. Hudson i Isbell, Isbell i Hudson... tak, wszystko zostaje w rodzinie, prawda?
            Angie położyła rękę na ramieniu Casha, chciała dać mu tym samym do zrozumienia, aby się uspokoił, bo przecież nie warto. Jednak chłopak nie miał zamiaru zwracać na nią uwagi. Podszedł do rówieśników, stanął na przeciwko Oscara, a potem przycisnął go do muru.
            - Posłuchaj mnie, jeszcze raz nazwiesz jakaś dziewczynę dziwką, to kurwa rodzona mamusia cię nie pozna.
            - A co? Ty taki wyczulony na szmaty jesteś, nie? No tak, przyjaciółka szmata, ciotka szmata, matka szmata... całe życie z szmatami. - Zaśmiał się.
            W tym momencie Cash już nie wytrzymał. Obrażenie Angie, to było jedno, ale obrażenie Perli to było drugie. Chłopak nie wytrzymał i uderzył Oscara w twarz. Na to jego koledzy zerwali się, aby mu pomóc. Angie zaczęła piszczeć, aby przestali. London odwrócił się w ich stronę i ujrzał, że czterech przerośniętych osiłków właśnie szarpią się z jego bratem. Zerwał się momentalnie z miejsca nie zważając na to, co mówiła mu Hanna.



***

Cash usiadł pod ścianą w niewielkiej celi. Popatrzył na Angie, która siedziała na pryczy i za bardzo nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. Chłopak też nie wiedział. Nie był już nawet zły na Oscara, tylko na swojego brata, któremu udało się po prostu nawiać. No dobra, na początku rzucił się, aby pomóc Cashowi, ale potem w dziwnych okolicznościach zniknął. Oboje ciężko westchnęli. Była to ich pierwsza noc w areszcie i mieli nadzieję, ze ostatnia. Chociaż sama Angie starała się odnaleźć pozytywne strony w tej całej sytuacji. Jednak, to było zabawne. Hudson i Isbell ponownie razem w celi, tak jak kiedyś ich ojcowie. Usiadła obok Casha i położyła mu głowę na ramieniu.
            - Nie musiałeś aż tak mnie bronić. - Westchnęła.
            - Obraził ciebie, moją mamę... nie miał prawa. Myśli sobie, że jak jego ojciec jest trenerem, to może robić sobie wszystko.
            - A Oscar pewnie myśli, że ty sobie myślisz, że jak twój ojciec jest gitarzystą, to możesz robić sobie wszystko. - Odpowiedziała Angie.
            Może i było w tym trochę racji, ale różnica polegała na tym, że Cash nikogo tak po prostu nie obrażał. Mało kiedy się nawet odzywał, ale nigdy by nie przyszło mu do głowy, aby wyzwać czyjąś matkę od szmaty. Nerwowo się poruszył, z nosa nadal ciekła mu krew i wolał nie oglądać siebie w lustrze. A zaraz po tym przyszła mu do głowy tragiczna myśl, że ktoś będzie musiał go odebrać z tego aresztu, a tym kimś będzie Slash. Jasne, po ostatniej aferze z narkotykami, która została załagodzona, wszystko może zacząć wrzeć na nowo i to ze zdwojoną siłą.
            - A ja się zastanawiam, gdzie do cholery, jest London! Przecież też tam był!.
            - London miał ze sobą dowód, to go tylko spisali i puścili. - Westchnęła Angie. - Jak my byśmy mieli jakiekolwiek dokument, oprócz biletu miesięcznego, to pewnie by nas teraz tu nie było.
            - A już myślałem, że tak po prostu spierdolił, kiedy zobaczył, co się dzieje.
            - Dlaczego tak źle o nim myślisz? Przecież jest twoim bratem... bronił cię.
            - Nie rozmawiajmy o nim. 
            Angie delikatnie się uśmiechnęła. Ponownie wstała z podłogi i wróciła na pryczę. Położyła się, bo chciało się jej z tego wszystkiego już spać. Jednak trochę za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. W przeciwieństwie do Casha nie miała obaw, co do tego, że ktoś będzie musiał odebrać ją z komisariatu. Co prawda znajdowała się w trochę gorszej sytuacji, niż Cash, bo nie miała przecież jeszcze skończonych osiemnastu lat, ale wolała teraz o tym nie myśleć. Miała tylko nadzieję, że ta sytuacja może da coś jej rodzicom do myślenia. Położyła się, zamknęła oczy i po prostu zasnęła.
            Cash całą noc siedział w tej samej pozycji patrząc się na śpiącą Angie. Zastanawiał się nad swoim życiem i powoli dochodził do wniosku, że za dużo zmarnował. London miał rację z tym, że po prostu niektóre drzwi zostały zamknięte i już się do nich nie wróci, bo nie ma takiej możliwości. Ale zawsze można zacząć coś nowego. Z rozmyślań o swoim życiu przeszedł do myśli nad Angie. Patrzył na to, jak sapała, wyglądała tak słodko w tym bladym świetle i nagle zastanowił się, jakby to było gdyby co dzień mógł patrzeć tak na nią w nocy. Leżeć obok niej w łóżku i obserwować jak śpi... przypomniały mu się słowa dziewczyny o ślubie, które padły tego dnia i w tym momencie zaczęło mu się wydawać, że to wszystko to może nie był taki głupi pomysł...



***

Po Cashu mógł spodziewać się wszystkiego, ale to że musiał go odbierać z aresztu, to chyba było już za wiele. Swoją drogą, to Slash zaczął zastanawiać się, czy bajeczka, którą przedstawił mu młodszy syn na temat narkotyków była prawdziwa. W świetle tego całego wolontariatu i pracy z chorymi dziećmi wydawała się być prawdziwa, bo przecież Cash wydawał się być wtedy taki niewinny, ale teraz? Teraz miał wrażenie, że są to tylko kłamstwa. A w końcu nie zamknęli jego syna tak bez żadnego większego powodu. Musiał coś zrobić. Nie wspominając już o tym, że miał od tej koleżanki wrócić do domu, a nie chodzić gdzieś po imprezach. London też nie wrócił na noc, ale ten dał znać, iż idzie do kolegi się poczuć. Chociaż nie wydawało się mu, że to był kolega. Slash jadąc samochodem na posterunek miał wrażenie, że ponownie wszystko wymyka się mu spod kontroli i znów przestaje panować nad swoim życiem. A do tego wszystkiego Jackie, Kate i teściowa z psem. Naprawdę, nie mogło być już gorzej.
            Mylił się. Mogło, chociaż parkując pod budynkiem w którym mieścił się areszt Slash nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, co go za chwilę spotka. Wysiadł z samochodu, popatrzył na to miejsce i zdał sobie sprawę z tego, że sam nie raz miał okazję przespać się na pryczy w tym właśnie zakładzie. Musiał też przyznać przed samym sobą, że nie raz robił wszystko, aby spędzić jedną noc w areszcie. Jednak twarda prycza zawsze była czymś lepszym niż spanie na ulicy i przykrywanie się kartonem. Taki właśnie był sposób na życie w deszczowe, albo chłodne dni, kiedy nie miał jeszcze nic. Mimo wszystko wydawało mu się wtedy, że jest naprawdę szczęśliwy. Wszystkie te chwile wydawały się być teraz tak odległe, że Slash w ogóle zastanawiał się, czy one miały miejsce? Czy obrazy, które przewijały mu się w głowie wydarzyły się na prawdę, czy może były tylko wymysłem jego wyobraźni?
            Wsadził kluczyki do samochodu do kieszeni skórzanej kurtki i ruszył w stronę wejścia na komisariat. Przeszedł przez oszklone drzwi, zapytał się policjantki, którą miną w przejściu w którą stronę ma iść. Kobieta miło się do niego uśmiechnęła, a potem udzieliła mu dokładnej informacji. Slash ciężko westchnął i udał się długim korytarzem na wskazane miejsce. Szedł ze spuszczoną głową, jak to miał w zwyczaju, jednak w którymś momencie ją podniósł. Popatrzył na mężczyznę, który siedział już na krześle i czekał. Hudson głośno przełknął ślinę i momentalnie schował się za swoimi włosami. W tym momencie zaczął żałować, że nie ma na głowie swojego cylindra, w którym czuł się bezpiecznej. Nie miał ochoty na rozmowy z tym człowiekiem.
            Zaraz potem pojawiła się kolejna myśl, kolejne pytanie. Co właściwie Axl robił w tym miejscu. W sumie, to nie mogli gorzej trafić. A może właśnie przeznaczenie ich pokierowało w to miejsce? Tak może miało być. Jednak to wszystko Slashowi się nie podobało, bo po prostu nie wiedział, jak ma się zachować. Po chwili zastanawiania się ruszył ponownie, a następnie usiadł obok swojego byłego przyjaciela. Nic nie powiedział, bo chyba nie musiał nic mówić. Czuł się dość dziwnie, to wszystko było dziwne. A może tylko mu się śniło?
            Axl popatrzył na Slasha. Mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
            - Co za spotkanie w uroczym miejscu. - Powiedział.
            Slash nawet na niego nie popatrzył, chociaż miał wielką ochotę. Postawił sobie za cel, że będzie sprawiał wrażenie, że ta cała sytuacja wcale go nie rusza. A nie było to takie proste.
            - No cóż. Bywa. - Odpowiedział.
            - Tak się teraz zastanawiam, czy Angie jest tu przez twojego Casha, czy może Cash jest tu przez Angie.
            No i wszystko jasne. Ową koleżanką u której był jego syn okazała się być Angie. W sumie, to mógł trochę pomyśleć i sam na to wpaść, przecież to było oczywiste.
            - Teraz to chyba nie jest istotne. - Odparł.
            - Racja, nie jest... tak sobie myślę, że może moglibyśmy się spotkać, powspominać stare czasy...
            Hudson w tym momencie myślał, że po prostu się przesłyszał. Zmusił się na to, aby popatrzeć na Axla, ale Rudy miał wbity wzrok w ścianę na przeciw nich. Slash nigdy by się nie spodziewał, że usłyszy właśnie takie słowa od wokalisty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że poważna rozmowa by się przydała,  bo było między nimi za dużo niewyjaśnionych spraw, ale myślał też, że Axl uważa, że wszystko zostało już powiedziane i nie ma do czego wracać. W tym momencie nie wiedział, co miał odpowiedzieć, bo to go po prostu zaskoczyło.
            - Też tak sądzę. - Odparł w końcu. - Tylko najlepiej w jakimś... neutralnym miejscu.
            Axl kiwnął głową. Musiał przyznać przed samym sobą, że pierwszy raz zgodził się ze zdaniem Slasha. I dość dziwnie się z tym czuł. Slash chciał jeszcze coś powiedzieć, ale usłyszał czyjeś korki. Popatrzył w tamtą stronę i zobaczył swojego syna, który wyglądał nie korzystnie i Angie, która wpatrywała się z niedowierzaniem w swojego wujka i Hudsona.
            - Wujku, a ty co tu robisz? - Pisnęła dziewczyna pochodząc do muzyków. Cash nadal stał na swoim miejscu.
            - Ratuje ci dupę, Młoda. Twój ojciec nic nie wie, twoja matka też nic nie wie i lepiej niech tak zostanie, tylko mi wyjaśnisz co ty tu robisz?
            - Ja... ekchm.. bo ja... - Zaczęła jąkać się Angie.
            Slash wstał ze swojego miejsca i poszedł w stronę Casha, który stał oparty o ścianę ze spuszczoną głową. Hudson podszedł do syna i w sumie, to ręce mu już opadły. Nie wiedział, jak ma z nim rozmawiać, jak ma się zachować, co ma w ogóle zrobić.
            - Może jakieś słowa wyjaśnienia?
            Cash podniósł wzrok i popatrzył na Slasha. Raczej nie był wściekły, raczej zmartwiony.
            - Pobiłem się z chłopakiem z mojej szkoły... bo.... nazwał mamę szmatą. - Odpowiedział szeptem. - Przepraszam, po prostu nie wytrzymałem.
            - Cash... - Slash chciał w tym momencie powiedzieć coś mądrego, ale zawiesił głos, bo zdał sobie sprawę, że nic takiego nie przychodzi mu do głowy. Pewnie sam by się rzucił z pięściami na człowieka, który by obraził jego bliską osobę, zmarłą bliską osobę. W rezultacie gitarzysta tylko ciężko westchnął i wziął syna pod rękę prowadząc w stronę drzwi. Cash cały czas szedł ze spuszczoną głową. Zastanawiał się, czy dobrze widział, że jego ojciec tak po prostu rozmawiał sobie z Rose'em, jakby nigdy nic się nie stało.
            Chciał już o to zapytać, kiedy siedzieli w samochodzie, jednak nie zdążył, bo Slash poruszył inną kwestię.
            - Synku, posłuchaj mnie. Tylko od razu nie nastawiaj się na nie...
            - Co znów? - Jęknął niezadowolony zapinając pasy.
            - Oboje dobrze wiemy, że sobie nie radzisz. I potrzebujesz pomocy, bo sam z tego wszystkiego nie wyjdziesz... Cash, Susan dała mi namiary na jednego z lepszych psychologów.
            Po młodym Hudsonie przeszedł dreszcz. No tego, to się nie spodziewał po swoim ojcu.
            - Nie jestem wariatem. - Odpowiedział.
            - A czy ja coś mówię, że jesteś? Nie wysyłam cię do psychiatryka, a tylko do psychologa. Dobrze wiesz, że potrzebujesz pomocy, bo widziałeś trochę za dużo, słyszałeś trochę za dużo, przeżyłeś trochę za dużo... tak, wiem.. wtedy powinienem coś zrobić, a nie tak po prostu zostawić ciebie samego sobie i... nie jest mi teraz z tym dobrze, ale jednak nie możemy tak po prostu zostawić sprawy.
            - Yhm... rozumiem, że się ode mnie nie odczepisz, jak nie zgodzę się na tą jakby terapię?
            - To dla twojego dobra.
            - Jasne... ale ok... zrobię to dla ciebie, abyś miał spokojne sumienie.
          Chłopak oparł głowę o szybę samochodu. Slash już nic nie powiedział. Wydawało mu się jedynie, ze z takim nastawieniem jego syna, to nawet psycholog nie wiele może zrobić.