Witam.
Na początku chcę przeprosić za tą małą przerwę. Jednak chyba tego potrzebowałam. Pragnę także poinformować, że zmieniam dzień publikacji na sobotę. I oczywiście, życzę smacznego jajka!
Rozdział
27
- Ojciec chce mnie wysłać
do psychologa.
Nick
popatrzył na Casha, a potem wybuchnął śmiechem. Dobra, sam uważał, że młody
Hudson nie jest do końca normalny i trochę odstaje od reszty, ale czy naprawdę
było z nim, aż tak źle. Usiadł na piłce do koszykówki, którą przed chwilą
nieudolnie starał się wrzucić do kosza i cały czas przyglądał się Cashowi,
który raczej nie wyglądał na takiego, który żartuje. Nick przestał się śmiać i
nie wiedział, co dalej miał zrobić. Czyżby Cash mu się tak po prostu zwierzył?
No niby byli kumplami, ale jakoś nigdy się sobie nie zwierzali. Nick w tym
momencie musiał przyznać nawet, że tak naprawdę, to nie wiele wiedział o swoim
koledze. W sumie, to nic o nim nie wiedział. Jednak, to była dość dziwna
sytuacja.
- Ale ty
tak na poważnie? - Zapytał w końcu chłopak. Cash podniósł wzrok i popatrzył na
Nicka. I czego się spodziewał? Porady? Przyjacielskiej rozmowy? No przecież
wiadomo, że od Nicka tego nie dostanie. Głupi, byłeś bardzo głupi, Cash, skoro
miałeś taką nadzieję.
- Z
resztą nie ważne.
Lepszym
rozwiązaniem było zmienić temat, niż ciągnąć go dalej. Cash zdał sobie sprawę z
tego, że tak naprawdę nie ufa Nickowi i nie wie, czy zaraz po szkole nie będą
chodziły różne plotki na jego temat. Dalsze zwierzanie się nie miało po prostu
sensu. Sam Nick też nie nalegał, aby Cash powiedział mu o co chodzi.
Utwierdziło, to tylko Hudsona w przekonaniu, że jego przyjaciel wcale nim nie
jest, bo woli oglądać się za dziewczynami. Nick zerwał się ze swojego miejsca i
wszedł na trybuny boiska, aby mieć lepszy widok na grupkę uczennic, które
właśnie męczyły się na zajęciach wychowania fizycznego. Wśród nich była Angie,
która raczej stała i tylko udawała, iż robi cokolwiek. Ruda już od dawna
uważała, że WF to jest po prostu stara czasu. Jakby ktoś chciał się rozwijać
sportowo, to sam by się zapisał na jakieś zajęcia sportowe. Popatrzyła w
stronę, gdzie siedzieli Nick i Cash. Jej oczy utkwiły w przyjacielu i na chwilę
się zamyśliła. Miała wrażenie, że od nocy spędzonej razem w celi coś się
zmieniło w Hudsonie. Jego stosunek do niej, nie traktował już jej jako małej
dziewczynki, z która może się tylko pobawić. Patrzyła tak na niego, i nie
zwróciła uwagi na to, co się działo właśnie na boisku. Oberwała piłką od
siatkówki. Złowrogo popatrzyła w stronę, gdzie był zadany cios.
-
Powaliło?! - Wydarła się.
- Chyba
ciebie, Isbell, może tak byś zajęła się grą, a nie gapisz się na tych downów! -
Odpowiedziała dziewczyna o imieniu Pattie. Angie zmierzyła wzrokiem brunetkę i
stwierdziła, że nie ma zamiaru dalej z nią dyskutować. Owa dziewczyna może była
jedna z popularniejszych w szkole, chyba każdy chłopak chciał się z nią umówić,
a sama się tym szczyciła że jest najlepsza, ale problem polegał na tym, że
miała więcej sylikonu w cyckach niż rozumu w głowie.
-
Najpierw byś mogła poznać znaczenie słowa "down" a potem byś mogła
stosownie go używać. - Prychnęła Angie.
Odkąd
Cash zaczął pracować z niepełnosprawnymi dziećmi, zawracać uwagę na takie
właśnie wyzwiska, a Angie też zaczynało powoli już to razić. Pattie wywróciła
oczami i wydawała się sprawiać wrażenie, jakby nawet nie wiedziała o co
chodziło rudowłosej. Angie stała, zaciskając dłonie w pięści i zaczęła ciężko
oddychać. W sumie, to czego mogła się spodziewać, jak była to dziewczyna Oscara.
Nie widząc czemu ta dwójka tak po prostu uwzięła się na nią i jej przyjaciół.
- Ang,
daj spokój. Nie warto.
Poczuła
na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Była to Hannie. Rudowłosa popatrzyła na
przyjaciółkę i przyznała jej rację. Nie było sensu. Hanna trzymała w dłoniach
piłkę, bo właśnie miały ćwiczyć zagrywkę odbijając do siebie. Córka Stradlina
popatrzyła jeszcze w stronę chłopców siedzących na trybunach i im pomachała.
Oczywiście chodziło jej o Casha, któremu nie chciała się podnieść ręki, aby
odwzajemnić gest, natomiast Nick zaczął machać do niej jak głupi. Rudowłosa
wywróciła oczami i ustawiła się z Hanną, aby ćwiczyć, a Nick miał satysfakcję,
iż dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Popatrzył na Casha, który w tym momencie
pisał właśnie coś w zeszycie. Usiadł obok niego i popatrzył w niebo. Obracał
piłkę od kosza w dłoniach.
- Jak
myślisz? Mam u niej szanse? - Zapytał dość rozmarzonym głosem.
- U
Pattie? Nie sądzę. Nie grasz w jej lidze. - Odpowiedział Cash bez większego
zastanowienia.
- Nie
mówię o tej ciemnej laluni. O Angie mi chodzi! - Zaprotestował jego kolega.
- Jaką
znów Angie?
- No
kurwa. - Nick zamknął zeszyt Cashowi i popatrzył mu w oczy. - Angie Isbell.
Wiesz, ta ruda, znasz ja.
Cash
popatrzył w stronę, gdzie stała Angie. Własnie biegła po piłkę, a potem
ponownie popatrzył na swojego kolegę. I miał ochotę przycisnąć go go krzesła,
zacząć dusić, aby dać mu do zrozumienia, żeby trzymał się do tej dziewczyny z
dala, bo przecież ona jest jego. Problem polegał na tym, że nie była tak do końca
Casha. I najgorsze było to, iż może wcale nie chciała być Casha. Hudson raz jej
dał do zrozumienia, że w ich znajomości by mogło coś się zmienić, ale Angie
dała mu do zrozumienia, że nie się nie zmieni. Od tamtej pory traktował ją jako
przyjaciółkę, ale myśl, że Nick by miał zacząć ją dotykać, a wtedy wiadomo, że
Cash by poszedł w odstawkę i ukradkowe pocałunki by się skończyły, była dla
Hudsona nie do zniesienia.
- Myślę,
że nie masz u niej szans. - Odpowiedział.
- Nie? A
jak Kurt był z nią w kinie, to mówiła o mnie parę ciekawych rzeczy. W sumie, to
był zawiedziony, bo ruda woli mnie niż jego.
Nie, to
nie było możliwe. Albo Kurt wszystko wymyślił, bo heroina zaczęła mu wyżerać
mózg i ma już jakieś urojenia. Albo Nick za dużo sobie wyobraża. Angie przecież
nawet nigdy tak poważniej z nim nie rozmawiała. W Cashu wszystko zaczęło się
gotować.
Szczyt
jego irytacji osiągnął punkt krytyczny, kiedy dołączył do nich Kurt i zaczęli z
Nickiem komentować, to jak wygląda Angie. Cash nie mógł już tego słuchać.
Pozbierał swoje rzeczy, przewiesił torbę przez ramię i po prostu wstał, poszedł
sobie. Kurt popatrzył jeszcze za nim i puścił komentarz na jego temat, ale
Hudson nie zwrócił już nawet na to uwagi. Od dnia, kiedy Cabot podrzucił mu
narkotyki wolał się z nim nie zadawać. Jedyny problem polegał na tym, że nie
miał żadnych innych kolegów niż oni. Cash zdawał sobie sprawę, kiedy wypnie się
na Nicka i Kurta, to tak naprawdę zostanie sam, a to też jakoś mu się nie
uśmiechało. Szedł ze spuszczoną głową zastanawiając się, jak tu uratować Angie
od Hunta, aby przypadkiem nie zwrócił w głowie jego przyjaciółce, kiedy
usłyszał za sobą piskliwy głosik. Odwrócił się, a jego oczy dostrzegły Lisę.
Cash wywrócił oczami. Powoli zaczynał żałować, że zaczął rozmawiać z tą dziewczyną
na imprezie u Hanny, bo ona po prostu teraz nie dawała mu spokoju.
Angie w
tym samym czasie zobaczyła, że blondynka zbliża się do jej przyjaciela. Z racji
tego, że była na lekcji wychowania fizycznego, to nie mogła tak po prostu sobie
do nich podbiec i ponownie zrobić czegoś, aby Lisa zrezygnowała i sobie poszła.
Jedyne rozwiązanie leżało w piłce. Popatrzyła przepraszająco na Hannę, kiedy
przyjaciółka do niej odbiła. Następnie ukradkiem popatrzyła, czy przypadkiem
nauczyciel się im nie przygląda. Był zajęty wypełnianiem dziennika. Angie
kopnęła piłkę w stronę Lisy, ale wycelowała w Casha. Chłopak dostał po głowie.
Popatrzył na rudą, która zaczęła przepraszać go spojrzeniem. Lisa tylko się
śmiała. Cash już nic na to nie powiedział, poprawił sobie plecak na ramieniu i
po prostu poszedł w stronę wejścia do szkoły.
***
Kate od paru dniu zdawała sobie sprawę z tego, że w końcu
będzie musiała wyjść z domu. Bała się tego momentu, bała się, że spotka Ricka
na ulicy. Od pewnego czasu Alan chodził do szkoły pod opieką Emmy, ale przecież
tak nie mogło być wiecznie. No nie mogło, ale Kate nie potrafiła znaleźć w
sobie jakiejś siły, która by jej pomogła w tym, aby wyjść z domu. Leżała w
łóżku, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Straciła już nawet rachubę czasu. Nie
wiedziała, jaki jest dzień tygodnia, która jest godzina. W ogóle nie zdawała
sobie sprawy z niczego. Alan natomiast przeciwnie. Patrzył na swoją matkę i
może nie do końca rozumiał, to co się dzieje, ale na pewno wiedział, że coś
niedobrego. Wszedł do pokoju Kate, usiadł na skraju łóżka. Kobieta nawet się
nie poruszyła. Może spała? Alan sam nie wiedział, czy ma ją budzić, czy może
dać spokój. Ale ciocia Em tego dnia nie przyszła, a on był głodny i przecież
musiał iść do szkoły. Położył się obok Kate, odgarnął jej włosy z twarzy i
wtedy zobaczył, że jego mama ma otwarte oczy. To znaczy, że nie spała.
- Mamo,
ja muszę iść do szkoły, a potem mam lekcję gry na gitarze. - Jęknął.
Kate
ciężko westchnęła. Wstała, popatrzyła na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta.
No tak, zajęcia lekcyjne jej syna trwały już od dwóch godzin. Emma przecież
mówiła, że tego dnia ma casting i nie przyjdzie. Kate popatrzyła przepraszająco
na syna i nie wiedziała, co ma mu takiego powiedzieć. W sumie, to pragnęła, aby
wszystko jakoś mu wynagrodzić, bo przecież się należało. W tej samej chwili
zdała sobie też sprawę z tego, że to jest niewychowawcze, ale co tam. Raz można
sobie pozwolić. Uśmiechnęła się do niego i pogłaskała syna po głowie.
- Dziś
nie pójdziesz do szkoły. - Powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Ale
jak to? - Alan zrobił dość zdziwioną minę. - Przecież nie jestem chory!
-
Zrobimy sobie taki dzień dziecka. Ja nie idę do pracy, a ty nie idziesz do
szkoły? Razem pójdziemy sobie na miasto, co ty na to?
Alan
dokładnie przyjrzał się Kate. Jego matka raczej nie miała w zwyczaju robić
takich rzeczy, a jeśli chodziło o sprawy szkoły, to chłopiec musiał być
naprawdę chory, aby zrobić sobie wolne. A teraz Kate tak po prostu powiedziała
mu, że mają dzień dziecka, kiedy nawet data w kalendarzu na to nie wskazuje.
Kobieta uporczywie wpatrywała się w syna czekając na jego reakcję. Alan myślał,
myślał, czekał na dalszą reakcję matki, ale skoro ona nic nie mówiła, to w
końcu wybuchnął radością. Zaczął skakać po jej łóżku i piszczeć. Kate złapała
go, posadziła sobie na brzuchu i powiedziała mu, aby poszedł się przygotować.
Chłopiec wyleciał z sypialni matki, jak poparzony a Kate została sama ze swoimi
myślami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że źle robi, ale wolała mieć syna
na oku.
Zwlokła
się z łóżka. Popatrzyła jeszcze na swój telefon komórkowy. Miała kilka
nieodebranych połączeń od Ericka. No tak, pewnie chciał dowiedzieć się, kiedy
to Kate miała zamiar zjawić się w pracy. Problem polegał na tym, że sama tego
nie wiedziała. Jednak musiała powiedzieć coś szefowi. Nie mogła stracić tej
posady. Usiadła na łóżku, odgarnęła sobie włosy za ucho i wpatrywała się w
telefon. W końcu wybrała numer do szefa.
- A już
myślałem, że nie żyjesz. - Usłyszała niezbyt przyjemny głos Ericka.
-
Przepraszam, ale potrzebuje jeszcze trochę wolnego. - Powiedziała niepewnie.
Igrała w tej chwili z ogniem. I dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
- Kate,
rozumiem twoją ciężką sytuację, ale zrozum, że nas gonią terminy. Nie będziemy
opóźniać wydania płyty Slasha, bo ty nie zrobisz okładki na czas!
- Ja
wiem... wiem... ja wszystko mam. Mogę ci wysłać na maila... proszę cię tylko, o
to, abym jeszcze przez pewien czas nie musiała przychodzić do wytwórni... -
Jęknęła. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne. - Prawie, ze zaczęła płakać.
Erick
ciężko westchnął. U niego takie zachowanie raczej nie miało prawa bytu, ale sam
nie wiedział dlaczego dla Kate zawsze miał taryfę ulgową. Może wiązało się to z
jej przeszłością, którą doskonale znał? Pracę u siebie też dał jej nie bez
powodu. Ciężko westchnął.
-
Dobrze. Ale jak już wrócisz, to będziesz pracowała za dwoje. - Powiedział i się
rozłączył. Kate nacisnęła czerwoną słuchawkę i odetchnęła z ulgą. Udało się.
Chociaż sama nie wiedziała, co bo przecież i tak to nie prowadziło do
rozwiązania jej problemu. Tylko chwilowe zagłuszenie sprawy.
***
- Tato, ja naprawdę jestem już dużym chłopcem i mogę sam
kupić sobie buty, spodnie, kurtkę, majtki, skarpetki! - Jęknął London.
Slash
tylko na niego popatrzył i się uśmiechnął. Tak, doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że jego syn jest już od dawna na tyle samodzielny. Może w tym całym
wyjściu na miasto i bieganiu po sklepach nie chodziło o to, aby coś kupić
chłopakowi, tylko o chwile spędzone razem. No i Slash jeszcze chciał pogadać z
synem na parę tematów, a jednym z nich były studia. Już dawno zauważył, że
London mija się od zajęć, nie chodzi na uczelnie, już się tyle nie uczy, nie
biega do biblioteki i nie robi żadnych projektów. Oczywiście, to była sprawa London,
ale jednak Slash chociaż w małym stopniu chciał wiedzieć, co się takiego
dzieje. Wystarczyło mu, że Cash żył w swoim własnym świecie. Z Londonem niby
nigdy nie było takich problemów, zawsze Slash miał lepszy kontakt ze starszym z
synów, ale teraz też już powoli czuł, że wszystko zaczyna wymykać się spod
kontroli.
- Tak,
wiem, wiem... ale kurde... jak wezmę ci do prania, to co masz na sobie, to
chyba w worku po ziemniakach będziesz biegał! Od miesiąca nie widzę cię w
niczym innym.
- Bo mam
problem... - Jęknął chłopak. - Nienawidzę zakupów!
- A
myślisz, że ja lubię? - Slash wybuchnął śmiechem. - Jednak to takie trochę
babskie zajęcie, nie sądzisz?
- Tato,
to co my tu robimy?!
London
przystanął przy ruchomych schodach w galerii handlowej, w której właśnie się
znajdowali. Już nawet nie zwracał uwagi na młode dziewczyny (potencjalne fanki)
które co chwila stawały, jak wryte, patrzyły się na Slasha, śmiały się pod
nosem, a potem czerwone szły dalej. Ciekawe tylko, że żadna z nich nie odważyła
się, aby zaczepić Hudson, który wpatrywał się w syna i już nie mógł z jego
miny. Podszedł do chłopaka i wziął go sobie pod ramię, a potem poprowadził w
stronę sklepu muzycznego.
- Chodź,
zobaczymy co tam słychać na rynku muzycznym.
- Jak to
co? Bibera.. One Direction, Katty Perry.. i nie wiem, co jeszcze. - Powiedział
London.
- Synku,
a co ty chcesz od tego wszystkiego? Jakie czasy, taka muzyka. Jesteś
uprzedzony.
- Tato,
czy ty dobrze się czujesz?
Slash
zamyślił się na chwilę. Kiwnął twierdząco głową. Ocenianie rynku muzycznego nie
należało do niego. Lata osiemdziesiąte już dawno minęły, tamte czasy już nie
wrócą i też tama muzyka. Cóż, a też trzeba było szanować, to co teraz działo
się na rynku. Swoja prywatną opinię na ten temat jednak postanowił zostawić
sememu sobie.
Weszli
do sklepu. Ekspedientka miło się do nich uśmiechnęła. London wywrócił oczami.
Czasami już miał dość tych wszystkich uśmieszków kierowanych w stronę jego
ojca.
- Może
zmienimy temat na bardziej poważny.
- Już ci
mówiłem, że nic nie wiem na temat Casha. On mi się nie zwierza. - Westchnął
London. - O twoim związku z Jackie także nie chcę rozmawiać. Twoja sprawa.
- Nie
chodzi mi o Casha, ani o Jackie, a o ciebie...
- O
mnie? - Zdziwił się chłopak.
- Tak o
ciebie. Powiedz mi... co ze twoimi studiami?
Chłopak
zacisnął dłonie na płycie, którą właśnie trzymał w rękach i zaczął uporczywie
uporczywie w listę utworów wypisaną na opakowaniu. Robił wszystko, aby tylko
nie patrzeć na Slasha. Wiedział, że w końcu będzie musiał przeprowadzić tą
rozmowę z ojcem, ale chyba jeszcze nie był na nią gotowy. Ciężko westchnął.
- Och,
nie wiem, tato... zrezygnowałem z matematyki... fizykę zostawiłem, ale nie wiem
jak to będzie, kiedy dostanę ten staż w NASA... chyba będę musiał przeprowadzić
się do Pasadeny i skończyć tam studia w trybie wieczorowym. Nie wiem jeszcze...
- A
czemu nie powiedziałeś mi tego od razu?
- Bo nie
wiedziałem, jak zareagujesz. - Szepnął.
-
London... a co ja mogę? Masz dwadzieścia lat. Twoje życie, twoja wybory. Jak
popełnisz błąd i się na nim przejdziesz, to się czegoś nauczysz, ja za ciebie
nie mogę decydować.
London
popatrzył na ojca i tylko blado się do niego uśmiechnął.