Rozdział 31
- Jak myślisz, uda
nam się wygrać tę sprawę?
- Jakbym
ja była sędzią, to bym nie potrzebowała żadnych argumentów, aby wystawić zakaz,
ograniczenie praw, a do tego odesłać odpis protokołu do prokuratury. -
Odpowiedziała Amy zamykając teczkę, gdzie znajdowały się właśnie akta sprawy
Kate. Slash popatrzył znacząco na swoją przyjaciółkę. Musiał mieć pewność, że
Kate będzie miała w końcu spokój. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Amy
nie jest w stanie przewidzieć wyniku, ale chociaż mogła coś zasugerować. Znała
nazwisko sędzi, który będzie wydawał wyrok, wiedziała czego można się po nim
spodziewać, to dlaczego nie chciała nic powiedzieć? Sama się bała, że po prostu
zawali tą sprawę i nic z tego nie wyjdzie?
Właśnie
takie myśli chodziły po głowie Amy. Dawno nie zajmowała się prawem rodzinnym i
bała się, że wszystko może wymknąć się jej spod kontroli. Do tej pory, to
zawsze broniła zwyrodnialców i starała się udowodnić ich niewinność, a tym
razem była po drugiej stronie. Musiała przyznać sama przed sobą, że po prostu
zaczynał zjadać ją stres, a wszystko co miała przygotowywane, wykute na
blaszkę, ułożone w głowie, to zaczęło nagle uciekać pozostawiając po sobie
czarną dziurę. Popatrzyła przepraszająco na Slasha. Nie chciała go zawieść,
nawet nie mogła. Amy zdawała sobie sprawę z tego, że kiedy przegra, to nie
będzie to tylko przegrana dla Stewart, ale dla niej samej, dla Slasha i w
sumie, dla wszystkich. Musiała dać z siebie wszystko, problem polegał na tym,
że bała się, że nie ma do tego sił.
Ciężko
westchnęła. Sięgnęła po szklankę z herbatą i oparła się o oparcie krzesła. Cały
czas przyglądała się swojemu przyjacielowi i starała się zrozumieć, dlaczego
Slashowi tak zależy na Kate. Oczywiście pytała go o to nie raz, ale nigdy nie
dostała odpowiedzi. Jasnej odpowiedzi, która by cokolwiek wyjaśniała. Tylko
zawsze jakieś unikanie tematu i sprowadzanie go ostatecznie na inny tor. Amy
jedynie mogła sobie to jakoś wytłumaczyć sama. Tak też robiła. uznała, że Slash
po prostu musiał się czymś zająć, aby nie myśleć o swoich problemach. Tylko
szkoda, że musiał się pakować w problemy innych. Może on po prostu nie potrafił
spokojnie żyć. Świadczył o tym związek z Jackie, którego rudowłosa nadal nie
potrafiła zaakceptować.
- A jak
tam z Cashem? - Zapytała przerywając ciszę, która zapadał między nimi.
Slash
odgarnął sobie włosy, tak iż Amy mogła mu spojrzeć w oczy. I w sumie, w tym
momencie Hudson nie musiał nic mówić, bo wszystko było już jasne. Jego smutne
spojrzenie wyrażało wszystko.
- Raz lepiej, a raz
gorzej, teraz fatalnie. Psycholog też nic mi nie może poradzić, a czasami to
mam wrażenie, że chce mi powiedzieć, aby wysłać Młodego do psychiatry, bo on
jest bezsilny.
Amy
ciężko westchnęła. Od samego początku męczyła ją jedna rzecz związana ze synem
Hudsona. Cash zachowywał się tak tylko przy Slashu. Tylko z nim nie chciał
rozmawiać i tylko przed nim się zamykał. Przecież widywała nie raz tego
chłopaka u Angie i wtedy nie widziała, aby ze Cashem było coś nie w porządku. I
właśnie to było zastanawiające. Amy po cichu myślała sobie, że może jest to
spowodowane zachowaniem jej przyjaciela, jednak nie chciała mówić tego
Slashowi, że to on może być winny. Równało się to z jedna wielką awanturą.
-
Dziwne, bo przy Angie, to on się zachowuje normalnie. - Powiedziała wzruszając
ramionami.
- Bo
może Ang wie, jak do niego dotrzeć? Z resztą, to mało ważne, jak zachowuje się
przy Angie. Ważne, aby w domu zaczął jakoś normalnie, bo ostatnio to nawet z
London zaczął się już kłócić. - Westchnął Slash. - Aż mi się nie chce wracać do
domu, bo wiem, że zastanę tam jedna wielką krwawą jatkę między nimi... nie
mówiąc o tym, że Londonowi ostatnio też odwala.
- Mnie
to jakoś nie dziwi, naprawdę... ja na miejscu twoich synów zachowałabym się tak
samo.
Slash nic nie odpowiedział.
Amy miała rację. Już wolał, kiedy Cash gdzieś znikał, bo chociaż wtedy był
spokój. Teraz siedział w domu, ale za to była ciągle wojna. No tak, tak źle, a
tak nie dobrze, ale to wszystko dla tego, że po prostu nie mogło być równowagi.
Dlaczego po prostu nie mogło być dobrze? Cash nie mógł zachowywać się, jak
przeciętny nastolatek, a London mógł by w końcu przestać się wymądrzać?. A do
tego wszystkiego Jackie. Dlaczego też nie mogła zachowywać się, jak normalna
kobieta, a nie na każdym korku prowokować jakąś aferę z jego synami? Może
prościej, dlaczego Perla nie mogła żyć? Tak, pewnie jakby Perla żyła, to
wszystko by było łatwiejsze. Slash westchnął, popatrzył na Amy i w gruncie
rzeczy zaczął jej zazdrościć. Co prawda też ostatnio w życiu się jej nie
układało, ale jednak była w trochę lepszym położeniu niż on.
- A tak
w ogolę, to... Axl chciał ode mnie jakiś namiar na ciebie. - Rudowłosa ponownie
przerwała ciszę.
Wyrwało
to Slasha z zamyślenia. Przez to wszystko, to już nawet dawno zapomniał o rozmowie
z Rose'm na posterunku. Popatrzył znacząco na Amy, która wyglądała, tak jakby
oczekiwała jakiś słów wyjaśnień na ten temat, ale sam Slash nie wiedział, co ma
takiego powiedzieć. Przypomniał sobie, że Amy miała nic nie wiedzieć o
aresztowaniu Angie. Z resztą, to nawet nie chciał przekazywać jej takich
informacji, kiedy była w ciąży. Nie mógł tak po prostu opowiedzieć, co się
takiego stało. Narodził się kolejny problem.
- Tak? -
Udał zaskoczonego. - Ale po co?
-
Właśnie myślałam, że od ciebie tego się
dowiem.
- No ja
nie wiem po co. Przecież nie rozmawiałem z nim odkąd powiedziałem mu, że
odchodzę z zespołu. - Skłamał. Nie czuł się z tym za dobrze. Zdał sobie sprawę
z tego, iż nigdy nie okłamał siostry Axla.
- Ale
możesz być spokojny. Nie dałam mu,
ani numeru telefonu, ani nic.
Cholera, właśnie
taka myśl pojawiła się w głowie Hudsona. Blado uśmiechnął się do Amy. Nie mógł
powiedzieć jej, że głupio zrobiła, bo sam by chciał pogadać z Axlem i ma prę
spraw do wyjaśnienia, ale teraz musiał siedzieć cicho. Nie pozostało nic
innego, jak po prostu robić dobrą minę do złej gry i udawać, że wszystko jest w
porządku. A sam w głowie zaczął układać jakiś plan, który by pozwolił mu na
skontaktowanie się z wokalistą. Oczywiście, to nie było takie łatwe. Nie mógł
przecież tak po prostu sobie do niego przyjść, nie mógł poprosić Amy o jego
prywatny numer. Jedyne, co zostało to kontakt przez menadżera, ale to też mogło
wywołać za duże zamieszanie.
***
-
Zaprośmy pana Slasha!
- Nie.
-
Dlaczego, mamo? Proszę... Wszystkie dzieci będą z tatą, a ja co?!
- Bo
Slash nie jest twoim tatą i pewnie ma inne ciekawsze zajęcia.
Alan
zrobił obrażoną minę. Popatrzył wrogo na Kate, która siedziała przed komputerem
i starała się skupić na pracy. Synek ciągle marudził jej nad uchem. W jego
szkole zbliżał się dzień sportu, rodzinna impreza, a chłopiec nie mógł znieść,
że będzie musiał iść tam tylko z mamą. W takich chwilach Kate zaczynała
żałować, że dopuściła do swojego życia Hudsona. Od kiedy zgodziła się na sprawę
z Rickiem, to Slash bywał u niej co raz częściej przez to zaprzyjaźnił się też
z Alanem. Chłopiec oczywiście był w siódmym niebie. Kate jednak miała do tego
wszystkiego mieszane uczucia. A teraz to wszystko przechodziło już wszelkie
granice.
Alan
zamknął klapkę od laptopa nie zaważając na to, że Kate pisała ważny dokument,
który się nie zapisał. Kobieta chciała już wybuchnąć na syna, kiedy usłyszała
dzwonek do drzwi. Alan zerwał się z miejsca i pobiegł otworzyć. Kate zerwała
się zaraz za nim. Nie miała pewności, czy to przypadkiem nie był Rick.
- Cześć,
Mistrzu. - Usłyszała głos Slasha po tym, jak Alan nacisnął na klamkę. Kate
odetchnęła z ulgą, ale wcale nie ucieszyła się wizyty Hudsona. To mogło
oznaczać tylko jedno.
-
Pójdzie z nami pan na dzień sportu do mojej szkoły? - Zapytał Alan.
No
właśnie to. Dziecko pewnie teraz nie da Hudsonowi spokoju, do póki Gitarzysta
się nie zgodzi. Kate opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach. Nie miała
już sił. Alan ciągle zrobił sobie jakieś dziwne nadzieję, że Slash nagle stanie
się jego ojcem, Emma to wszystko jeszcze podjudzała, a sama Kate nie potrafiła
wytłumaczyć synowi, że to jest technicznie niemożliwe.
Slash
popatrzył na Alana, który stał w progu z proszącą miną. Uśmiechnął się mile do
niego. W sumie, to nie miał nic przeciwko temu, ale nie był pewien, czy Kate
się zgodzi. Hudson za każdym razem, kiedy patrzył na syna Kate, to miał
wrażenie, że widzi w nim dawnego Casha. Tego radosnego i żywego chłopca z
którym doskonale się dogadywał. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to
dobre postrzeganie rzeczywistości. Ostatecznie Alan nie był Cashem, Kate nie
była jego dziewczyną i nic nie wyglądało, tak jak powinno, jednak Slash lubił
oddawać się tym chwilą zapomnienia. Poczochrał chłopca po głowie i skierował
się w stronę kuchni. Oparł się framugę drzwi i popatrzył na Kate, która miała
przepraszająca minę.
-
Naprawdę nie musisz, poradzimy sobie. - Powiedziała z bladym uśmiechem.
- A kiedy to jest?
- W
sobotę! - Wyrwał się Alan. - To pójdzie pan? Proszę...
Alan
złożył ręce w błagalnym geście. Slash przemyślał wszystko jeszcze raz. Przecież
nie miał nic takiego do stracenia. W sumie, to mógł nawet zyskać. Parę chwil
spędzonych z Kate, spokój od kłócących się synów i odpoczynek od Jackie. Kiwnął
twierdząco głową, że przyjdzie, a zaraz po tym po mieszkaniu rozległ pisk
radości Alana.
***
Cash siedział na huśtawce, na starym placu zabaw. Bujał
się, to do przodu to do tył. Miał głowę spuszczoną i przyglądał się swoim
trampkom. Wszystko w tym momencie wydawało mu się być takie dziwne. Zaciskał
dłonie w pięści i miał złość do samego siebie. Tak naprawdę, to Cash nie
rozumiał, dlaczego nie potrafi dogadać się z ojcem. W takich chwilach jak te,
to po prostu marzył o tym, aby spędzić ze Slashem normalnie czas. Pogadać z
nim, pośmiać się, powygłupiać, ale kiedy tylko widział go na oczy, to wszystko
się zmieniało. Wtedy nagle czuł blokadę, a wszystkie chęci odchodziły, jak ręką
odjął. I dlaczego tak się działo? Może warto było by zapytać o to psychologa?
- Cześć,
co tak sam tu
siedzisz?
Usłyszał
tak dobrze znany sobie głos. Podniósł głowę i zobaczył rudowłosą dziewczynę,
która stała parę metrów przed nim i się do niego uśmiechała. Też się uśmiechnął
i nawet poczuł ulgę, kiedy zobaczył Angie. Przyjaciółka od pewnego czasu
zaczęła unikać Casha, a sam Hudson nie wiedział, czym to było spowodowane. Czy
zrobił coś nie tak? Raczej sobie nie przypominał, a Ruda też nie chciała nic
tłumaczyć.
Prawda
była taka, że Angie po prostu postanowiła się odsunąć w cień po tym, jak zobaczyła
Casha i Nicole na ulicy. Zrozumiała, że chłopak zostanie tylko jej przyjacielem
i nie ma co liczyć na więcej. Musiała sobie to wszystko jakoś poukładać,
przetrawić, chociaż nie było łatwe. Popatrzyła na Casha i nadal miała w sobie
ten uczucie bólu, że nigdy nie będzie jego. W tym momencie zaczęła żałować, że
kiedy Hudson się o nią starał, to tak po prostu go zbywała, może trochę bawiła
się jego uczuciami. Dawała mu do zrozumienia, że są razem, ale zaraz potem
biegła do Kurta i się z nim obściskiwała. Teraz sama nie wiedziała, dlaczego
tak postępowała, jednak dotarło do niej jedno - żałowała tego. Tylko, że było
już za późno. Cash przecież miał prawo ułożyć sobie jakoś życie, a nie wiecznie
czekać na Angie, prawda?
- Bo nie
mam z kim innym. - Mruknął. - Kiedyś mama tu często ze mną przychodziła.
Siadała na tamtej ławce - kiwnął głową w odpowiednią stronę - a ja tu
buszowałem.
Angie
ciężko westchnęła. Usiadła na huśtawce obok i też zaczęła się bujać.
- Nie masz z kim? A Nicole?
Popatrzył
znacząco na przyjaciółkę. Dlaczego zapytała się właśnie o nią. Nie rozumiał.
- Nicole? Dlaczego Nicole?
- No nie
wiem, wydaje mi się, że jesteście ze sobą bardzo blisko. - Odparła Angie
opuszczając wzrok.
Cash
przestał się bujać. Wbił wzrok w rudowłosą i nagle przez głowę przeszła mu
pewna myśl. Czyżby Angie zaczęła go unikać, bo wmówiła sobie, że coś go łączy z
terapeutką? Ale dlaczego? Przecież nigdy nie mógł nic takiego, nigdy nie dawał
do zrozumienia, że Nicole może być dla niego kimś więcej.
Angie
czuła na sobie wzrok Casha. Nie chciała w tym momencie na niego patrzeć. Chyba
już dłużej nie dawała rady ukrywać swoich uczuć. Po prostu ją to przerastało.
- Czy ty
myślisz, że ja i Nicole chodzimy ze sobą? - Zadał pytanie, które przeszyło
Angie.
- Widziałam
was parę tygodni temu... - szepnęła. - Wyglądaliście na szczęśliwych... no i
mam nadzieję, że jesteś z nią szczęśliwy.
W tym
momencie, to Cash nie wiedział, czy ma zacząć płakać, czy może się śmiać. Wstał
ze swojej huśtawki. Zatrzymał Angie, chwycił jej dłonie i ścisnął. Miała zimne
ręce. Cały czas uporczywie wpatrywała się w ziemię. Nie chciała na niego
patrzeć. Nie chciała widzieć jego miny, nie chciała słyszeć od niego, że jest
świetną dziewczyną, ale nie mogą być razem.
- Popatrzy na mnie. - Szepnął
Cash. Zero reakcji ze strony dziewczyny. - No popatrz na mnie.
Niepewnie
podniosła oczy. Popatrzyła. Miała łzy. Nie, nie mogła teraz płakać, to chyba
była najgorsza opcja ze wszystkich możliwych, jaka mogła się teraz wydarzyć.
Poczuła, że nie mogła także powiedzieć Cashowi co takiego czuje. Może Amy miała
rację, że powinni porozmawiać, ale nie mogła... nie w tym momencie i nie w
takich okolicznościach. Nabrała powietrza w usta i ciężko odetchnęła. Odwróciła
szybko wzrok od chłopaka, który ciągle się w nią wpatrywał.
- Chyba
niebo spadło mi na głowę. - Powiedziała bez większych emocji. - Izzy chce
wyjechać... do Indiany, rozumiesz? Na to zadupie, z którego kiedyś
spierdalał...
Cash
ciężko westchnął. Nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Nigdy nie chciał,
aby inni go pocieszali, ale także nie miał wprawy w pocieszaniu innych. Takie
słowa, że wszystko będzie dobrze wydawały się być po prostu bez większego
znaczenia. Ludzie przecież mogą mówić sobie różne rzeczami, a sami w to nie
wierzyć. Pokręcił tylko głową. W takich momentach czuł się egoistą... a może
naprawdę nim był. Może naprawdę myślał tylko o sobie, a to wszystko co
powiedziała ostatnio Hanna było prawdą. Uśmiechnął się nieznacznie do Angie,
ale dziewczyna nawet nie zareagowała. Czekała na jakąś odpowiedź, a cisza,
która między nimi była zaczęła robić coś coraz bardziej uciążliwa. Sama
postanowiła ją przerwać i ciągnęła dalej.
-
Ostatnio pomyślałam sobie, że wyjadę razem z nim... w sumie, takie życie w
małym miasteczku może być nawet fajne...
- Chcesz
wyjechać...? Tak na zawsze? - Zapytał niepewnie.
Przestraszył
się. Przygryzł dolną wargę i uporczywie wpatrywał się w Angie.
-
Potrzebuję zmiany... takiej konkretnej.
- To
włosy sobie przefarbuj, a nie będziesz jechała na drugi koniec kraju.
Angie
popatrzyła na chłopaka i zaczęła się śmiać. Może nie powiedział nic
takiego śmiesznego, ale poczuła się rozbawiona jak jeszcze nigdy. Pociągnęła
nosem i otarła łzy ręką.
- Lubię
moje rude włosy. - Powiedziała cały czas się uśmiechając.
- Ja
też... ale wolę już stracić je niż ciebie... - Szepnął.
- Cash,
dobrze, że cię mam...
***
Strzepał popiół z papieros na podłogę. Dym unoszący się w
powietrzu powoli nikł w mroku. Jedyne światło, które rozchodziło się po
niewielkim pokoju pochodziło z ekranu komputera. Mężczyzna z uporem maniaka
przeglądał kolejne strony internetowe, jednak nie mógł znaleźć nic co by go
mogło zainteresować. Biografia Slasha, którą znał już na pamięć, wywiady, które
wcale go nie interesowały, zdjęcia i być może śmieszne, ale dla niego żałosne
nagrania na YouTube. Żadnego punktu zaczepienia. Pokręcił przecząco głową i
sięgnął po puszkę coca coli, która stała w zasięgu jego ręki. Otworzył właśnie
kolejną stronę. Jakaś wzmianka o ślubie, coś o jakimś wypadku. Powoli zaczynało
go to wszystko irytować. Chciał już zamknąć klapkę od komputera, kiedy poczuł
na swoich ramionach dłonie. Kobieta stojąca za nim przykucnęła i zaczęła
całować go po szyi, jednak on nie reagował. Nie miał ochoty na jakiekolwiek
igraszki. Odsunął się, a brunetka spojrzała przez ramię na wyświetloną stronę.
- A
myślałam, że Slash już dawno skończył z ćpaniem. - Powiedziała z lekką kpiną w
głosie. - Zazwyczaj dokładnie sprawdzasz swoich klientów, więc? - Uniosła jedną
brew go góry. Mężczyzna odwrócił się do niej i wywrócił oczami. Czasami za dużo
chciała wiedzieć. Jakby myślała, że ma jakiekolwiek prawo, aby zostać kimś
więcej niż tylko dziewczyną na posyłki, z którą fajnie spędzić parę chwil w
łóżku. Z resztą, przecież nie była jedyna.
- Ostatnio
zaczął mnie irytować. Kręci się wokół Kate. - Odpowiedział wpatrując się w
zdjęcie Slasha z żoną. - Wiesz co jest najgorsze? On nie ma nic do stracenia...
rozumiesz? Nie ma nic co mógłbym mu odebrać.
Kobieta
wstała z podłogi i podeszła do barku. Wyjęła z niego butelkę Jacka Danielsa, a
następnie nalała niewielką ilość do szklanki. Przeszła parę kroków, aby usiąść
na stole. Zaczęła swobodnie machać nogami. Jakby była małą dziewczynką, która
nie ma większych zmartwień. Jakby w w rękach trzymała szklankę z sokiem, a nie
alkoholem. Uśmiechała się tak niewinnie, a zarazem z nienawiścią do tego
świata. Spojrzała na mężczyznę, a następnie na zdjęcie, które cały czas
widniało na monitorze. Odstawiła szklankę i zeszła ze stołu. Ponownie usiadła uklękła
za mężczyzną.
- Możesz
odebrać mu życie. - Wyszeptała przygryzając przy tym płatek ucha. - Jedyne co
mu zostało. Życie... tak naprawdę wszystko co w tej chwili ma.
- Masz
rację. To by było najlepsze rozwiązanie. - Odpowiedział. Odwrócił się i spojrzał
na kobietę, która cały czas się uśmiechała. Przygryzła dolną wargę, a następnie
zsunęła ramiączko od sukienki, a zaraz potem drugie. Materiał swobodnie po niej
spłynął. Wzruszyła ramionami, a mężczyzna zamknął klapkę od komputera. -
Będziesz musiała mi załatwić spluwę, skarbie. - Powiedział przybliżając się do
kobiety i zatapiając się w jej usta. Momentalnie położyła się pod nim. - Tylko
wiesz... dyskretnie.
Kiwnęła
głową, a następnie dała ponieść się chwili.