21 maja 2016

Rozdział 34

      Witam. 
W poniedziałek lecę do Polski i już się boję. Nienawidzę latać i nienawidzę też pakowania. I teraz tak sobie myślę, że nie wiem jak to będzie z publikowaniem rozdziałów, bo kompletnie nie wiem jak to jest w Polsce z internetem. Może być tak, że zniknę stąd na jakiś czas. Wolę uprzedzić. Jednak pragnę zaznaczyć, że jeśli tak się stanie (a mam nadzieję, że nie) to na pewno dokończę opowiadanie, kiedy tylko będę miała stały dostęp do internetu. Także teraz zapraszam do czytania, oraz komentowania. Ja wiem, że macie swoje sprawy i szkoła was wykańcza, ale sprawcie mi tą odrobinę przyjemności dajcie motywacyjnego kopa do napisania drugiej części. Pozdrawiam!



Rozdział 34         

            - Czy ktoś może mi powiedzieć, co się takiego stało?
            Cash stał pomiędzy Londonem, a Hanną. Nikt nie chciał mu powiedzieć, o co właściwie chodzi. Jedyne, co uspakajało chłopaka, to to że, dziewczyna była dość spokojna. Przecież, jakby Slashowi stało się naprawdę coś złego, to także zaczęłaby histeryzować. A przecież stała, co prawda miała łzy w oczach, ale wyglądała na w miarę spokojną. Tylko London cały się trząsł. Cash w sumie, to jeszcze nigdy nie widział brata w takim stanie. London zawsze wydawał mu się być oazą spokoju i opanowana. Najczęściej przecież wszystko przechodził bez jakiś większych emocji, ale tym razem pewnie nie wytrzymał. Hanna starała się go uspokoić, ale to i tak nic nie dawało.
            - Jakaś kobieta zadzwoniła, że wasz ojciec bił się na ulicy z jej byłym mężem... i ten facet miał broń... - Westchnęła. - Nic więcej nam nie powiedzieli. I kazali czekać.
            Chłopak poczuł się, jakby dostał właśnie deską po głowie. Jakiś psychopata strzelał do jego ojca? Dobra, Los Angeles, to miasto świrów i dość często zdarzały się takie akcje, ale jednak słyszał o tym tylko w tv, albo radiu. Nigdy nawet głębiej się nad tym nie zastanawiał, bo przecież, to nie dotyczyło jego samego, ani jego rodziny. Jednak tym razem zaczęło. Zdał sobie sprawę z tego, że wszystko, to co się dzieje, to nie dzieję się tylko obok jego życia, ale i też w jego życiu. Dość dziwnie się poczuł, ale też nie wiedział, co miał o tym myśleć. Popatrzył jeszcze raz na Londona, któremu na pewno były potrzebne jakieś leki uspakajające, bo chłopak przestał po prostu wyrabiać. Cash jednak w zaistniałej sytuacji czuł się dość spokojnie. Przecież zawsze mogło być gorzej, prawda? Bał się, że przyjdzie do tego szpitala i się dowie, że jego ojciec nie żyje.
            - London, uspokój się. - Powiedziała Hanna. - Przecież nic takiego się nie stało. - Przytuliła chłopaka jeszcze bardziej do siebie, jednak ten się jej wyrwał. Popatrzył na nią wrogo i przycisnął ją do ściany.
            - Jak to się nic takiego nie stało, kurwa? Mogli mi zastrzelić ojca, a ja bym został sam z tym zbuntowanym idiotą! - Kiwnął głową na brata - I ty mi kurwa, mówicie, że nic się nie stało!
            Hanna popatrzyła przerażona na Londona, a zaraz potem usłyszała Casha i poczuła jak ten szarpie starszego brata.
            - Oszalałeś? Zostaw ją, co? Chodź lepiej poszukać lekarza!
             Pociągnął za sobą Londona, a Hanna usiadła przerażona na krzesełku. Cash pierwszy raz znalazł się w takich sytuacji, że to on musiał być mózgiem. On musiał myśleć, bo London wcale się do tego nie nadawał. Co prawda nie czuł się w tej roli za dobrze. Jednak osiemnastolatek był przyzwyczajony, że to ktoś działa za niego i myśli za niego. Szedł szybkim krokiem przez hol nie zważając na to, co do niego mówi brat, a jeszcze o wszystko się pluł. Wyrzucał mu, jaki to Cash jest nieodpowiedzialny i że naprawdę ma już dość jego zachowania. W sumie, to młodszy Hudson w tej chwili też zdał sobie sprawę, że wszystko, to co robił było po proste głupie, ale też rozumiał, że to nie jest ani czas, ani miejsce na takie rozmowy.
            Minęli się z jakimś lekarzem. Cash go zaczepił i zapytał się o stan Slasha. Mężczyzna pokierował chłopaków do swojego kolegi z pracy, chirurga. Młodszy z braci pociągnął Londona w odpowiednim kierunku. Znalazł drzwi, zapukał, a potem wpychając starszego brata do środka sam wszedł. Przy biurku siedział siwy mężczyzna, który podniósł oczy na dwóch chłopaków. London zaraz roztrzęsiony usiadł na krześle.
            - Jeśli chodzi na coś na uspokojenie dla tego pana, to proszę do dyżurki pielęgniarek. - Mruknął.
            - Nie, nie chodzi o to, chcę się dowiedzieć, co właściwie jest Slas... - Cash zawiesił na chwilę głos i zastanowił się. - ... Saulowi Hudson. - Dokończył pewnie.
            Lekarz zdjął okulary i jeszcze raz popatrzył na dwóch chłopaków. W sumie, to cała jego uwaga skupiała się na Cashu, bo kiedy patrzył na tego drugiego, to doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że z nim raczej się nie porozumie.
            - A panowie są kimś z rodziny?
            - No kurde, głupi pan jest, czy co?! Synami jesteśmy i chyba mam prawo wiedzieć, co się dzieje z moim ojcem!
            - Proszę się uspokoić. - Mruknął lekarz. - Pan Hudson czuje się dobrze, co prawda ból na razie nie pozwala mu na normalne funkcjonowanie, ale nie możemy podać żadnych leków przeciwbólowych. Rozumie pan, wszystkie silne środki są na bazie heroiny, a nie ma zagrożenia życia, więc pan Hudson po prostu musi zacisnąć zęby i jakoś to przeżyć.
            No i masz teraz idioto, że ćpałeś, właśnie takie słowa przeszły przez głowę Casha.
            - A co mu tak właściwie jest?
            - Rana postrzałowa w okolicy biodra. Na szczęście kula nie uszkodziła żadnych ważnych dla życia naczyń krwionośnych ani narządów. - Padła odpowiedz z ust lekarza. - Obecnie mój kolega zszywa ranę. Zaraz będą mogli panowie iść do ojca.
            Młodszy z braci postanowił, że już o nic więcej nie będzie się pytał, bo jakoś ten lekarz nie wydawał mu się być uprzejmy. Miał nawet wrażenie, że ma go za idiotę, a Cash myślał dokładnie to samo o chirurgu. Pociągnął Londona, aby wstał z miejsca i wyszedł z gabinetu, a potem oboje skierowali się na poszukiwanie odpowiedniej sali. W między czasie Cash napisał jeszcze SMS do Hanny, o tym czego dowiedział się od lekarza.


***

            - Slash...
            - Nic nie mów.
            - No ale do cholery, nie musiałeś!
            - Jak nie musiałem? Miał ciebie zabić na moich oczach?
            Kate usiadła na łóżku obok Hudsona. Jeszcze do niej nie docierało, co się właściwie takiego stało. Nie pamiętała nawet, dlaczego że znaleźli się na ulicy. Może wyszli na małe zakupy do nocnego, bo przecież nie miała nic w domu. Za to pamiętała jedną, bardzo istotną rzecz. Celującego w nich Ricka, który coś mówił, że nie będzie się puszczała, bo przecież jest jego. A potem wszystko tak szybko się potoczyło. Slash rzucił się na Ricka, aby go powstrzymać, ten w tym momencie wystrzelił... Slash wyrwał mu jeszcze broń i zaczął w niego celować... a potem pustka. Na szczęście nic takiego się nie stało. Kula tylko drasnęła Slasha. Może na początku wyglądało to przerażająco, bo dostał krwotoku, a teraz siedział chyba jeszcze w szoku. Czekali na chirurga.  Kate uśmiechnęła się do niego blado. Zdała sobie sprawę z tego, że jeszcze nikt nigdy nie stanął w jej obranie. Jednak nie mogła patrzeć, jak Hudson syczy z bólu na jej oczach. Ciężko westchnęła, odgarnęła sobie włosy za ucho.
            - Mógł cię nawet zabić. - Szepnęła. - A co jeśli by trafił w serce, albo co gorsza w głowę?
            No o tym Hudson nie pomyślał. Przecież tak mogło być. Kate miała rację, ale w tym momencie, kiedy zobaczył Ricka celującego w tą kobietę, to nic nie było ważne. Tylko, aby ją uratować. W sumie, to nawet się nie zastanawiał dłużej nad tym co ma robić. Odepchniecie brunetki i rzucenie się na jej męża było czystym odruchem. Slash nawet za bardzo nie pamiętał tego wydarzenia. Dopiero jego pamięć wraca w momencie bólu w okolicy biodra i widok krwi. Zawsze mu się robiło słabo, kiedy widział czerwoną maź.
            Otrząsnął się i popatrzył na Kate, która cała się trzęsła. Zanim wyszli z mieszkania, to się kochali, chociaż teraz, to nie było ważne. Kobieta nawet o tym nie myślała, a sam Slash starał się skupiać myśli właśnie na tym wydarzeniu. Jak ją całował, dotykał, powoli rozbierał, jak ona przylgnęła do niego całą sobą. Zamknął oczy i postarał się przypomnieć sobie te chwile, aby chociaż na krótki czas zapomnieć o bólu, który rozdzierał go prawie całego.
            - A kto by tam po mnie płakał? - Odpowiedział na pytanie Kate po dość długim czasie.
            - Slash, kurwa, masz synów! Jesteś skończonym idiotą! Przecież Rick naprawdę mógł cię zabić!
            - Kate, kurwa, masz syna, jesteś skończoną idiotką, przecież Rick mógł cię zabić!
            - Nie powtarzaj po mnie, poza tym, to co innego!
            - To samo, a nawet gorzej, bo ty masz małe dziecko, a ja dorosłych chłopaków!
            Do gabinetu zabiegowego wszedł lekarz. Przystanął przy drzwiach zakładając sobie rękawiczki na rękę. Dokładnie przypatrzył się kłócącej parze i nie mógł powstrzymać uśmiechu na usta. Wyglądali, jak stare dobre małżeństwo, które ironicznie nie może dojść do porozumienia, ale i tak się kochają. Kiedy rękawiczki były już na jego dniach, to odkaszlnął. Oczy Slasha i Kate skierowały się w stronę chirurga. Kobieta obrażona odwróciła głowę, a Slash kiedy zobaczył, co mężczyzna w białym kiltu ma zamiar zrobić, to poczuł się jeszcze bardziej słabo. No dobra, parę lat temu, sam sobie wbijał igły i nawet sam proces przygotowywania się do wstrzyknięcia sobie narkotyku był dla niego dość fascynujący. Jednak kiedy Slash zobaczył igłę, nić medyczną to poczuł, jak wszystko zaczyna przewracać się mu w żołądku.
            - Ale tak bez znieczulenia? - Zapytał dość niepewny.
            Chirurg się tylko do niego uśmiechnął i polał ranę czystym spirytusem. Slash syknął z bólu. Wtedy Kate ponownie na niego popatrzyła. Miała współczucie w oczach. W tym momencie miała ochotę przytulić Hudsona i powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze.
            - Błędy młodości, proszę pana. Lepiej nie ryzykować i nie podawać panu znieczulenia na bazie narkotyków. Poza tym, myślę, że poradzimy sobie bez. I tak pan już dużo wytrzymał. - Powiedział lekarz.
            Slashowi nie zostało nic innego, jak po prostu zacisnąć zęby. Dobra, przecież nie przez takie rzeczy się przechodziło, kołatało się w jego głowie. Popatrzył na Kate, która stała przy oknie i nadal się trzęsła, nieznacznie się do niej uśmiechnął, dając do zrozumienia tym samym, że wszystko jest ok. Chociaż już nie miał siły hamować łez.


***

            London i Cash stanęli przed uchylonymi drzwiami do odpowiedniej sali. Cash chciał już wejść do środka, kiedy London go zatrzymał. Kiwnął tylko głową, aby posłuchał.
            - Aż tak mocno cię boli? - Jęknęła Kate siadając na łóżku obok Slasha.
            - Bywało gorzej. Jedyne co dobre, to to że teraz Rick na pewno pójdzie siedzieć, a ty będziesz miała spokój. - Odpowiedział Hudson z uśmiechem i odgarnął kobiecie włosy. Popatrzył w jej oczy. Nadal były smutne, jednak w tym momencie Kate miała w nich wdzięczność do Slasha. On sam poczuł nagłą potrzebę, aby po prostu pocałować kobietę, chociaż sam nie wiedział, czy może. Nie chciał jednak dostać od niej siarczystego policzka, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Kate była do tego zdolna.
            - Co się mi tak przyglądasz? - Zapytała spuszczając wzrok.
            - Katie... bo to co się stało, zanim od ciebie wyszliśmy... - zaczął, jednak nie było mu dane dokończyć, bo kobieta wstała z miejsca i przerwała.
            - No wiem, zaliczyłeś po prostu kolejną laskę. - Stwierdziła wywracając oczami. - Tylko mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie, bo nie chcę, aby poszło, że mam tę robotę, dlatego, bo poszłam z tobą do łóżka.
            Kate bywała szczera. Czasami, to nawet za szczera i nie musiała mówić wszystkiego, to co myślała. Slash uporczywie się w nią wpatrywał. O to chodziło, że dla niego to nie było po prostu taki sobie seks, aby zaliczyć Kate. Może myślałby tak, jakby wylądowali w łóżku jakieś dwa miesiące temu, ale na tym etapie ta brunetka po prostu była mu za bliska. Dla Slasha było, to coś więcej, chociaż trudno było mu się przyznać do tego przed samym sobą. Ciężko westchnął, bo zdał sobie sprawę, że tak naprawdę, to nigdy nie będzie miał u Kate żadnych szans. Po prostu - był na przegranej pozycji i mógł sobie tylko o niej pomarzyć rozpamiętując te parę chwil, kiedy miał ją tak blisko siebie.
            - Szkoda, że tak o mnie myślisz. - Szepnął.
            - Nie rozumiem.
            - Kate... - popatrzył jej w oczy. - jesteś jedyną kobietą, w której bym mógł się zakochać... nie, pokochać... ponownie pokochać...
            Nie wierzył, że to powiedział. W sumie, to miał wrażenie, że już nigdy nie powie takich słów żadnej kobiecie, bo przecież cały czas kochał Perlę. Jednak, kiedy w jego życiu pojawiła się Kate, to coś się zmieniło.
            Kate nie wierzyła w to co powiedział. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest to jakieś bredzenie pod wpływem bólu. Nawet nie wiedziała, co miała mu odpowiedzieć. O tej nocy ze Slashem wolała zapomnieć, chociaż, że to były jedne z lepszych chwil, jakie było dane jej przeżyć. Z resztą o czym ona myślała, przecież Hudson z kimś się spotykał, a Kate w tym momencie staje się po prostu kochaną. Nie mogła tego dłużej ciągnąć. Nie mogła też dłużej zostać w sali z Hudsonem. Nawet na niego nie popatrzyła i wyszła z pomieszczenia. W progu napotkała Casha i Londona. Chłopcy patrzyli na nią, jak na ducha. Kate nic do nich nie powiedziała, udała, że ma ich za całkiem obcych ludzi i skierowała się w stronę wyjścia ze szpitala.
            Natomiast Cash patrzył na Londona, London na Casha, a na ich twarzach zaczął malować się uśmiech.
            - Znam ją. - Stwierdził starszy z braci. - Kiedyś, jak byłem z ojcem w na zakupach, to jej dzieciak na nas wpadł, a potem ona... i wiesz, co mi ojciec powiedział? Ze ma ochotę aby ja przelecieć.
            - No to chyba właśnie to zrobił. - Odpowiedział Cash wzruszając ramionami, chociaż owa kobieta też wydała mu się znajoma. Jednak nie mógł sobie przypomnieć, gdzie ją wcześniej widział.
            Postanowił, że nie będzie dłużej tak siedział pod drzwiami sali i wszedł do środka. Trochę się bał, bo przecież przed tym wszystkim między Cashem, a Slashem padło za dużo ostrych słów. Oczy gitarzysty od razu skierowały się na młodszego syna. W sumie, to Slash był dość zaskoczony, że widzi  tu Casha. Bardziej mógł przypuszczać, że syna nie będzie obchodziło, to co się z nim dzieje. Cash natomiast niepewnie oparł się o ścianę w i w tym momencie wyglądał, jak mały chłopiec, który prosi o to, aby kara nie była za surowa. Slash ciężko westchnął. Nie wiedział, co miał powiedzieć. Być nadal na niego złym, czy może po prostu odpuścić i zapomnieć o całej sprawie, bo przecież, to wszystko nie miało sensu.
            - Jeszcze trochę z tobą pomieszkam. - Szepnął Cash.

15 maja 2016

Rozdział 33

      Witam. 
Przepraszam za ponowy poślizg, ale pogoda jest tu za ładna, aby siedzieć i myśleć nad rozdziałem. Wczoraj pojechałam nad morze i dotarło do mnie, że tak, mieszkam nad morzem. Jakieś takie dziwne uczucie. Naprawdę. Całe życie chcesz mieszkać nad morzem, a kiedy to się stało, nawet tego nie ogarniasz i masz to gdzieś... życie. I mamy kolejny rozdział. Koniec zbliża się już bardzo dużymi krokami. Zostało zaledwie kilka rozdziałów. Może cztery, albo pięć. Nie wiem jak mi to wszystko się jeszcze rozłoży. Cóż, to ja zapraszam do czytania, oraz komentowania. Pozdrawiam.



Rozdział 33

Cash wyszedł z domu ze świadomością, że nigdy już do niego nie wróci. Przecież nie miał do czego wracać. Do ojca, który go o wszystko obwiniał? Do brata, który ostatnio ciągle o wszystko się czepiał? Do Jackie, która na każdym korku dawała chłopakowi do zrozumienia, że nie jest mile widziany? No właśnie, nie miał już do czego wracać, nie miał po co. Slash w końcu powiedział, to co mu od dawna na sercu leżało, czyli śmierć Perli, to wina Casha. No jasne, że jego. Przecież nic w tym dniu nie zrobił, tylko stał na ulicy i się gapił, jak jakiś ciota. Chłopak starał się nie płakać. Przecież nie mógł tak po prostu się poryczeć. Musiał być silny, bo do silnych świat należy. Słabi się poddają, a potem giną w szarej masie. Cash musiał udowodnić każdemu, że da radę. Szedł ulicą w stronę mieszkania Nicole i miał w głowie taki obrazek, że kiedyś dojdzie do czegoś wielkiego. Jako ten terapeuta zajęciowy. Napisze jaką ważną książkę, założy fundację, zrobi cokolwiek, aby świat usłyszał jego nazwisko, a Slashowi w tym momencie opadanie szczęka, bo zda sobie sprawę, że to robota jego syna, którego tak naprawdę się wyparł. Wyobrażał sobie, jak wtedy staje przed ojcem z uśmieszkiem satysfakcji i czuje, że wygrał tę wojnę. Właśnie dlatego teraz nie mógł płakać. Musiał się opanować i być spokojny.
            Stanął przed drzwiami Nicole. Blondynka ostatnio mówiła, że jej chłopak jest na razie w Kanadzie, załatwia jakieś interesy, więc nie musiał się go bać. Nacisnął dzwonek w głowie układając plan, co takiego ma powiedzieć Nicole. Jak się wytłumaczyć. Co prawda zgodziła się mu wynająć pokój, ale to dopiero za jakiś miesiąc, kiedy to przeprowadzi się z narzeczonym do większego mieszkania.
            Po chwili Nicole otworzyła drzwi. Popatrzyła zdziwiona na Casha i nie wiedziała, co miała powiedzieć. Chłopak blado się do niej uśmiechnął. Pociągnął nosem, a następnie odgarnął sobie kosmyki włosów, które opadały mu na oczy.
            - Mogę się u ciebie na trochę zatrzymać? - Zapytał niepewnie.
            - Co się stało?
            Nicole wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Wizyta Casha była jej nie na rękę. Co prawda narzeczony dziewczyny miał być jeszcze w Kanadzie, ale udało mu się wrócić wcześniej. Na pewno nie byłby zadowolony z faktu, młodego chłopaka w swoim mieszkaniu.  Cash długo się nie odzywał, bo było mu wstyd o tym wszystkim tak po prostu powiedzieć. Nicole co raz bardziej się niecierpliwiła. Wyszła na klatkę schodową i zamknęła za sobą drzwi. Popatrzyła jeszcze raz na Casha, który był bliski płaczu. Zaczęła się domyślać, że musiało wydarzyć się coś między nim, a jego ojcem, ale wydawało się jej to raczej nie możliwe. Zawsze uważała, że młody Hudson za bardzo przesadza.
            - Powiedzmy, że ojciec wywalił mnie z domu. Z resztą, to ja nie chce dłużej u niego mieszkać. - Powiedział w końcu Cash.
            - Ale... posłuchaj mnie, nie możesz tu... ze mną... - zająknęła się Nicole. - Frank wcześniej wrócił. Raczej nie będzie zadowolony, z twojej obecności, rozumiesz? - Przepraszająco się uśmiechnęła. - Wracaj lepiej do domu i wyjaśnij sobie wszystko z ojcem.
            Zrozumiał. Nicole też go wywaliła. Tak po prostu odprawiła z kwitkiem. Wracaj lepiej do domu, łatwo jej powiedzieć. Tak naprawdę, to przecież nigdy nie miała takich problemów. Odkąd zaczęła spotykać się z tym całym Frankiem, to stała się nie do zniesienia. Dzieci w ośrodka nie wiele już ją obchodziły, w sumie to nie liczyło się nic innego, tylko Frank i Frank, a Cash też zaczynał mieć tego dość. Nic nie odpowiedział. Nawet na nią nie popatrzył, bo nie miał ochoty odwzajemniać sztucznego uśmieszki życzliwości. Odwrócił się na pięcie i zszedł schodami na parter kamienicy. Nicole wzruszyła ramionami i wróciła do swojego mieszkania.
            Cashowi nie pozostało nic innego, jak w nocy po prostu włóczyć się po mieście. Przez chwilę przeszła mu przez głowę taka myśl, że może by wyjechać gdzieś, zrobić to co zrobił jego ojciec. Po prostu odciąć się od rodziny, ale tak... Slash miał rację. Wtedy czasy były inne. Los Angeles było inne, Sunset Strip było inne i ludzie, którzy wynajmowali mieszkania też byli inni. Może było wtedy ciężko, ale na pewno mimo wszystko łatwiej niż teraz. Bo przecież teraz nikt o zdrowych zmysłach nie wynajął by Cashowi mieszkania nie żądając przy tym zaświadczenia o dochodach. Wyjechać do innego miasta też nie mógł, bo nie chciał zostawiać Angie.
            Usiadł na przystanku autobusowym. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Miał nadzieję, że zobaczy, że Slash do niego dzwonił, jednak nic takiego nie było. Jakby Hudsona po prostu nie obchodziło, to co stało się z Cashem. Chłopak ciężko westchnął. Wszedł w menu, aby napisać nową wiadomość tekstową:

Jesteś dla mnie bardzo ważna...

            I nic więcej. Chciał napisać do Angie coś więcej, ale w tym momencie nic sensownego do głowy mu nie przyszło. Wybrał numer kontaktowy do Isbell i nacisnął wyślij. Następnie skulił się na ławce. Założył kaptur bluzy na głowę, którą oparł o szybę przystanku. Musiał szybko wymyślić jakiś plan, co ze sobą zrobić, bo przecież nie miał zamiaru zamieszkać pod mostem. Jedno było pewne - do domu już nie wróci. Chociażby Slash go błagał, przepraszał i na kolana przed nim padał, to po prostu nie wróci. Przecież Cash też ma swoją godność.



***

Nie mógł oderwać od niej wzroku. Obserwował każdy jej ruch. Miał wrażenie, że unosi się parę centymetrów nad ziemią. Jakby pływała. Wydawała się być taka wolna, niczym nie ograniczona. W tym momencie nie poznawał Hanny. Kiedy tańczyła nie była tą niewinną dziewczynką, z którą od paru tygodniu mógł zrobić prawie wszystko. Kiedy tańczyła miała swoją siłę, a zarazem władzę nad światem, ale także nad Londonem. Chłopak lekko się uśmiechnął, kiedy dziewczyna spojrzała mu w oczy w odbiciu lustra. Momentalnie się speszyła i wróciła ta Hanna, którą doskonale zdążył już poznać. Pokręcił przecząco głową, a następnie odkładając zeszyt wstał i podszedł do dziewczyny. Objął ją od tył zaplatając dłonie na jej brzuchu. Hanna zesztywniała, serce momentalnie przyspieszyło. Chociaż miała ochotę śmiać się sama z siebie. Odwróciła się przodem do Londona i lekko go odepchnęła, aby wyswobodzić się z jego objęć.
            - Miałeś się uczyć. - Powiedziała. - A ty ciągle się na mnie gapisz. Przez ciebie nie mogę się skupić.
            London wywrócił oczami.
            - Jak mam się uczyć, kiedy ty tak przede mną kręcisz tyłkiem?
            Hanna założyła ręce na piersi i nadęła policzki. Co za prostak, pomyślała. Chociaż mogła się po nim tego spodziewać. Przez ostatni czas zdążyła już trochę poznać Londona i dość szybko spostrzegła się, że chłopak mija się z jej początkowym wyobrażeniem. Zawstydzała ją jego inteligencja i sposób w jaki postrzegał świat. Fascynowało ją, kiedy opowiadał o astronomii. Tak, wtedy mówił o swojej największej i chyba jedynej miłości, której mógł się w zupełności poświęcić. Ale czasami wydawał się być prostakiem, który miał w głowie samo siano. Chociaż może tylko się zgrywał. Sama tego nie wiedziała, ale w tym momencie pokręciła przecząco głową. London stał i tylko wrednie się do niej uśmiechał. Nienawidziła tego uśmieszku, a zaraz przyprawiał ją o szybsze bicie serca.
            - To jest sztuka, a nie tylko takie sobie kręcenie tyłkiem. - Powiedziała. - Jak chcesz zobaczyć panny, które kręcą sobie tyłkiem, to idź do baru ze striptizem.
            - Nie musisz się już tak złościć... ogólnie, to... szacunek dla ciebie, bo ja nie dotknę nawet głową do kolan.
            - Może kiedyś nauczę cię tańczyć, jak będziesz grzeczny.
            - Dlaczego zakładasz, że nie umiem tańczyć?
            - A umiesz?
            - A umiem.
            Hanna popatrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem. London tylko powiedział, aby zmieniła muzykę na coś bardziej przystępnego. Dziewczyna podeszła do odtwarzacza i zmieniła płytę, a następnie popatrzyła na chłopaka. London ponownie tak wrednie się uśmiechnął, a ona miała ochotę rzucić go książką, z której miał się uczyć. Wziął ją za rękę, a następnie przyciągnął do siebie i zaczęli lekko kołysać się w rytm muzyki. Hanna chciała już coś powiedzieć, że tak to potrafi prawie każdy i nie trzeba się nawet tego uczuć, kiedy nagle poczuła się jak w jakiejś scenie filmowej. London zaczął prowadzić, a dziewczyna nie wiedziała, co się takiego działo. Starała się tylko popatrzeć mu w oczy, ale nawet nie była w stanie. Jeden obrót, drugi, trzeci, krok w tył, w przód... nie chciała nawet przyznać sama przed sobą, że ciężko było jej nadążyć za chłopakiem. Jednak po chwili po prostu zaczęła się śmiać. Przecież jeszcze nigdy nie miała okazji tak po prostu sobie potańczyć nie ze swoim partnerem. Nie przejmować się układem, ramą i innymi detalami, na które ciągle zwracano jej uwagę w szkole. Chociaż na początku ciężko było się przestawić, ale dość szybko dała się ponieść. Piosenka powoli dobiegała końca, a ona wylądowała w ramionach Londona i ciężko oddychała. Ciężko oddychała i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Faktycznie. Pochopnie go oceniła. W salce zapadła cisza, a Hanna stała przytulona do chłopaka i nie mogła zebrać myśli, które krążyły jej po głowie.
            - Gdzie ty się tego nauczyłeś? - Zapytała po chwili odwracając głowę w jego stronę.
            - Slash mnie kiedyś nauczył. - Odpowiedział London wzruszając ramionami.
            - Slash? Serio...? On cię tego nauczył? Przecież ludzie latami uczą się tak tańczyć... ty... musisz być jakimś muzycznym geniuszem! Co ty robisz na tej fizyce?!
            London odszedł od dziewczyny i zaczął się śmiać. Hanna patrzyła na niego całkiem poważna. Chciał już coś powiedzieć, że chyba dała się za bardzo ponieść chwili, kiedy usłyszeli dzwonek jego telefonu. Wywrócił oczami i podszedł do półki. Na wyświetlaczu widniał numer, którego nie miała zapisanego w książce kontaktowej. Przeprosił Hannę, a następnie odebrał od niechcenia.
            - Tak, przy telefonie. - Mruknął. Hanna cały czas mu się przyglądała i tylko dostrzegła, jak mina Londona momentalnie zaczęła się zmieniać. Uśmiech i niezadowolenie zamieniło się w przerażenie. Chłopak zrobił się blady. Oparł się tylko o ścianę, a następnie się po niej osunął, a drugą rękę znużył we włosach. Głos zaczął mu drzeć. - Co się dokładnie stało...? - Chwila ciszy, która wydawała się być wiecznością. - Tak, rozumiem... dziękuję. Przyjadę. - Rozłączył się. Hanna cały czas się w niego wpatrywała.
            - Co się stało? - Zapytała niepewnie. - Coś nie tak?
            - Muszę jechać... - szepnął London. - Przepraszam, ale muszę...
            - London, ale co się stało?
            - Slash jest w szpitalu... nie wiem dokładnie... ale... chyba nie jest dobrze... nie wiem... muszę jechać...
            Poderwał się z miejsca, a następnie zaczął zbierać swoje rzeczy. Hanna nadal tylko się w niego wpatrywała. Minęło trochę czasu zanim zrozumiała, co takiego przed chwilą usłyszała.
            - Jadę z tobą. - Powiedziała stanowczo.
            - Nie, nie trzeba...
            - Nie puszczę cię samego, rozumiesz? Jadę z tobą...



***

Cash zrozumiał, jak się czują ludzie bezdomni, jak się czują dzieciaki, które uciekają z domu, jak się czuje człowiek, który ma świadomość, że nie ma swojego własnego miejsca na ziemi. Przez całą noc miał nadzieję, że Slash jednak do niego zadzwoni z przeprosinami, ale nic takiego się nie stało. Nad ranem sam Cash zastanawiał się, czy przypadkiem nie wystawi pierwszy ręki do zgody? W sumie, to już mu złość na ojca przeszła. London miał rację, że przecież mają tylko ojca i muszą się razem trzymać. Chłopak zaczynał już żałować, że powiedział, to wszystko. Przecież wcale tak nie myślał. Może tylko czasami, jak był naprawdę zdenerwowany, ale na ogół to nie. Ciężko westchnął i usiadł na swojej torbie.
            Znajdował się właśnie na jednym z dworców kolejowych w Los Angeles. Nic innego nie przyszło mu do głowy, gdzie by mógł spędzić noc, tym bardziej, że po drugiej zaczęło padać. Tułał się tak z krzesełka na krzesełko, aby uniknąć spotkania z jakimiś podejrzanymi ludźmi i nagle Casha naszła przerażająca myśl, że on niedługo może stać się taki sam, jak te wszystkie menele. Nie miał domu, nie miał pieniędzy. Nie miał nic. Tylko to co znajdowało się w torbie pod jego tyłkiem i w kieszeni spodni, ale było za mało. Oczywiście, że mógł wrócić do domu, ale w tym momencie chyba po prostu się bał. Złość na ojca przeszła, ale na jej miejsce wskoczył strach. Jak mógł teraz tak po prostu popatrzeć Slashowi w oczy. Z resztą sam Gitarzysta może już nie chciał wiedzieć syna w domu po tych wszystkich słowach. Skoro się nie odzywał, to wszystko na to wskazywało. Przecież Cash zniszczył mu całe życie, to może lepiej jakby by go nie było...
            - No i tak zjebałeś sobie życie na swoje własne życzenie. - Mruknął sam do siebie chowając telefon do kieszeni.
            - Chyba nie jest tak źle, co? Pamiętaj, nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej.
            Usłyszał ten kobiecy głos. Podniósł głowę, popatrzył na postać, która przed nim stała i zaniemówił. Wpatrywał się w tą kobietę nie wierząc. Rozejrzał się dookoła. Był sam na dworcu. Tylko on i ta kobieta. Nagle chłopaka ogarnął strach. Nie raz sobie myślał, że chciałby ją zobaczyć, ale nie... jednak nie, nie w takich okolicznościach, bo to mogło znaczyć tylko tyle, że naprawdę padło mu na głowę, albo już nie żyje...
            Przed nim stała jego matka i lekko się do niego uśmiechała. Następnie Perla usiadła obok Casha i popatrzyła w bliżej nieokreślonym kierunku. Cash nie spuszczał z niej wzroku. Zaczął też nerwowo skubać sznurówki od butów.
            - Mama...? - Zapytał z niedowierzaniem.
            - Synku, wróć do domu...
            Perla położyła Cashowi dłoń na ramieniu. Chłopak popatrzył w jej oczy.
            - Nie mogę. Wiesz, co mi... on powiedział. 
            - Cash, jesteś już dużym, mądrym chłopcem. Nie ma co uciekać, włóczyć się i udawać bezdomnego, bo dobrze wiesz, że masz gdzie spać. Masz tatę, który cię kocha, masz brata. Masz rodzinę. Nie jesteś sam na tym świecie... Slash bardzo cię kocha, ciebie i Londona. Jesteście dla niego wszystkim co ma... tylko trochę się pogubił. Tak jak ty... ale bardzo cię kocha... bardzo...
            Perla mówiła każde słowo bardzo powoli. Cash słuchał matki, jakby właśnie były to najważniejsze słowa w jego życiu. Kiedy zakończyła swoją wypowiedź, jeszcze raz się do niego uśmiechnęła i zniknęła. Zapadła cisza. Chłopak został sam. Było słychać tylko wiatr.
            - Mamo?!
            Nic, cisza. Był sam. Tego czego bał się najbardziej przez całe swoje życie. Został sam.
            Po chwili poczuł, że ktoś go szturcha. Potem usłyszał męski głos.
            - Chłopcze, obudź się. Ktoś do ciebie dzwoni. Poza tym pilnuj swoich rzeczy, bo zaraz zostaniesz okradziony.
            Cash otworzył oczy i zobaczył stojącego nad sobą pracownika ochrony dworca. Siwy mężczyzna szturchał go w ramie. Cash kiwnął głową, że wszystko zrozumiał. Ochroniarz jeszcze się upewnił, czy wszystko w porządku, kiedy chłopak kiwnął głową na tak, to odszedł. Hudson rozejrzał się po dworcu. Siedział skulony na jednym z krzesełek. Zdał sobie sprawę z tego, że to co przed chwilą przeżył, ta rozmowa z matką, to był tylko sen. Odetchnął z ulga, bo to oznaczało tyle, że z jego głową wszystko w porządku, ale tez zrobiło mu się jakoś smutno. Nagle jego przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Sięgnął do kieszeni. Miał nadzieję, że to Slash, ale nie... to tylko London.
            Odebrał.
            - No co? - Zapytał ziewając. Wstał na równe nogi. Musiał się rozprostować po całej nocy spędzonej w skulonej pozycji.
            - Kurwa, gdzie ty jesteś?!
            - Brat, spokojnie, pali się, czy co?
            - Gorzej... ojciec jest w szpitalu.
            Zapała cisza. Cash zastanawiał się, czy się przypadkiem nie przesłyszał.
            - Młody, jesteś tam? - Usłyszał ponownie głos Londona.
            - Tak.. a co się stało? - Zapytał drżącym tonem.
            Przez głowę Casha przeszły same najgorsze myśli. Pierwszą z nich było, że ponownie ćpał i przedawkował. Przecież to było całkiem możliwe. Ta ich kłótnia. Mógł nie wytrzymać. Chłopak przez większość swojego życia karmił się złudzeniami, że Slash jest już zdrowy, a narkotyki dla niego nie istnieją, nigdy nie widział na oczy heroiny... a ta działka, którą wcisnął mu Nick? Przecież ona została w domu, chyba. Cash nie wiedział, co się z nią stało. Nie widział tej torebki od dnia tamtej awantury. A jeśli Slash ją zachował na czarną godzinę, która właśnie nadeszła? Cashowi momentalnie stanęło przed oczami całe życie i ponownie zaczął czuć się winy. Przyczynił się do śmierci mamy. Przecież to przez niego umarła. Musiała iść z nim tego dnia do dentysty. Przecież jakby została w domu, jakby tylko odwiozła ich do szkoły, to by nic się nie stało. Nadal by żyła i wszystko by było dobrze... ale nie, przez niego. I on wtedy nic nie zrobił tylko stał i się patrzył. A teraz... teraz przez niego Slash wziął... ponownie. Chłopak poczuł jak robi mu się słabo. Nie słuchał już co takiego mówił do niego London, bo przecież to nie miało większego znaczenia. Telefon wypadł mu tylko z ręki, a on opadł na podłogę. Ktoś podszedł i zapytał się, czy wszystko w porządku, a Cash pokręcił tylko przecząco głową. Nic nie było w porządku. W pewnym momencie przewiesił torbę przez ramię i zerwał się do biegu...

08 maja 2016

Rozdział 32

        Witam. 
Przepraszam, że jeszcze nie odpowiedziałam na komentarze do poprzedniego rozdziału, ale dziś się za zabiorę. A teraz zapraszam na ten rozdział. 


Rozdział 32

Sam nie wiedział, czy spotkanie z Axlem, to był dobry pomysł. Co prawda Rose sam wyraził taką chęć, ale nigdy nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy. Nikt nie powiedział, że obaj panowie po tym spotkaniu będą czuli się lepiej. Szczerze mówiąc, to przecież mogło być jeszcze gorzej. Jakoś wcześniej do Slasha, to nie docierało, dopiero teraz, kiedy miał już wyznaczony termin i miejsce. Za trzy dni. Jednak klamka zapadała. Nie pozostało nic innego, jak po prostu poczekać do tego dnia, wtedy wszystko się okaże.
            Popatrzył na Jackie, która siedziała na parapecie okna z kubkiem kawy. Zastanowił się, co właściwie ta kobieta robi w jego domu. Co raz częściej się nad tym zastanawiał i jakoś nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Ponownie popełnił błąd i nawet łatwo było się do tego przyznać. Patrzył na nią, nadal na niego działa, ale nic poza tym. A czasy, kiedy Slash budował swoje związki tylko na dobrym seksie już dawno minęły. Ciężko westchnął i opadł na poduszkę. Jackie wtedy odwróciła głowę i popatrzyła na mężczyznę, lekko się uśmiechnęła. Odstawiła kubek z kawą na parapet, a sama z niego zeszła. Usiadła na skraju łóżka. Ona sama też nie czuła się za dobrze. Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że po prostu nie nadaje się do związków, a Slash najwyraźniej tego potrzebował. No i ta Kate Stewart, która była obecna w ich życiu. Nie wspominając już o Cashu i Londonie. Ta dwójka była jeszcze bardziej denerwująca niż pięć lat temu.
            - No co? - Zapytał Slash.
            Kobieta położyła się obok niego. Musiała coś zrobić, bo zaraz by ją nerwica wzięła. Musiała się wyrwać. Zdjęcia na planie filmowym dawno się skończyły. Siedzenie w domu i gotowanie obiadków dla Slasha i jego dzieciaków wcale się jej nie uśmiechało.
            - Tak sobie myślę o wakacjach... muszę odpocząć od Los Angeles. - Westchnęła.
            - Ale ja teraz nie mogę nigdzie jechać. Myles i chłopaki mnie zabiją, jak nagle zniknę. Poza tym niedługo trasa, to będziesz mogła zabrać się z nami. - Odpowiedział Slash spoglądając na nią.
            Miała na sobie koronkową koszulkę nocną przez, którą wszystko było widać. Oczywiście w tej chwili wszystko wątpliwości związane z osobą Jackie poszły w zapomnienie, a w głowie Slasha pojawiła się inna myśl. Zaczął gładzić blondynkę po jej boku.
            Jackie natomiast postarała się, aby się nie skrzywić. Nie miała zamiaru jechać na jakiekolwiek wakacje ze Slashem. Szczerze, to przecież miały być też głównie wakacje od niego samego. Musiała trochę się zabawić, wyszaleć, upić się, poznać nowych ludzi, a nie ciągle siedzieć z Hudsonem w domu. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że życie z gitarzystą może być takie nudne. Nic się nie dzieje, nawet Danielsa nie może się napić, a nie wspominając już o jakiś lekkich narkotykach. Tego właśnie było potrzeba Jackie, a życie Slasha nie spełniało tych oczekiwań.
            - To może ja sama pojadę? - Zapytała z słodkim uśmiechem.
            - Sama?
            - A czemu by nie? Przecież jestem już dużą dziewczynką, prawda?
            Przestał głaskać Jackie i znacząco na nią popatrzył. Kobieta cały czas słodko się uśmiechała i miała taką minę, jakby nie widziała nic złego w tym, co powiedziała. Co prawda, nie było w tym nic strasznego, ale Slash nie był taki głupi, doskonale wiedział o co chodzi jego partnerce. Znał ją za dobrze, aby ufać temu, że Jackie gdzieś pojedzie i będzie grzecznie się zachowywać. Podniósł się do pozycji siedzącej i nagle zaczynała wzbierać się w nim złość. Na samego siebie, że był taki głupi i po prostu ponownie jej zaufał.
            - Jasne, jedź. - Odparł. - Miłej zabawy.
            Wstał z łóżka i wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami, bo w tym momencie nic innego mu nie pozostało. Jackie opadła na poduszkę i zaczęła naśladować Slasha. Miała z tego niezły ubaw, po krótkim czasie się jej znudziło. Ubrała się, wrzuciła do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, jakimi były kosmetyki, pieniądze, prezerwatywy i dokumenty, a następnie wyszła z domu nikomu nic nie mówiąc.
            Slash w tym czasie siedział w łazience. Patrzył na swoje odbicie i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że jego życie ponownie się posypało. Niby na chwilę się ułożyło, ale to chyba było tylko złudne wyobrażenie tego, że może być dobrze.



***

Wsiadła do samochodu, który stał pod domem, a następnie spojrzała na mężczyznę, który siedział po stronie kierowcy. Nawet nie zwrócił na nią uwagi, tylko przecierał szmatką pistolet i nieznacznie się uśmiechał. Jackie wywróciła oczami i oparła głowę o siedzenie. Powoli zaczynała mieć dość tej całej szopki. Może na początku chciała odezwać się do Slasha, chciała spędzić z nim parę chwil, być może szalonych, ale potem pojawił się Rick i wszystko się skomplikowało. Odwróciła głowę w jego stronę, a następnie pogłaskała go po policzku. Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na kobietę.
            - Wiesz, że się ciebie nie boję. - Powiedziała czułym szeptem. - I jeśli nie dasz mi moich pieniędzy, to ja załatwię ciebie. - Dodała po chwili.
            Rick odłożył pistolet na deskę rozdzielczą, a następnie cofnął rękę Jackie. Kobieta ponownie wywróciła oczami.
            - Załatwiłaś coś? - Zapytał głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
            - Wydaje mi się, że doprowadziłam go na skraj wytrzymałości nerwowej... na pewno będzie szukał dilera... nie wiem czy dzisiaj, ale w najbliższym czasie pewnie tak. - Westchnęła.
            Na twarzy Ricka pojawił się uśmiech. Ta myśl zaczęła go podniecać, a kiedy patrzył na Jackie, która przygryzała dolną wargę, nakręcało go to jeszcze bardziej. Kobieta w tym momencie położyła dłoń na jego kolanie i zaczęła gładzić, aż powędrowała ręką trochę bliżej. Była dla Ricka swojego rodzaju zdobyczą, bo przecież najczęściej zabawiał się z małolatami, które niewiele wiedziały o tym czego naprawdę potrzebuje mężczyzna. Sprawy honoru mogły trochę poczekać. Przybliżył się do Jackie i zaczął rozpinać jej bluzkę. Blondynka zaśmiała się, a następnie chwyciła pistolet do ręki i przystawiła do głowy Ricka.
            - Moja kasa, rozumiesz? Dajesz mi ją teraz, albo ja sprzedaję ci kulkę w ten pusty łeb.
            - Jest na tylnym siedzeniu...
            Kobieta odwróciła głowę. Rzeczywiście leżała tam reklamówka. Chwyciła ją i upewniła się, czy na pewno znajdują się w niej pieniądze. Ponownie popatrzyła na Ricka.
            - Mam nadzieję, że kwota się zgadza. - Prychnęła, a następnie wysiadła z samochodu. Rzuciła jeszcze w stronę Ricka pistolet.
            - Dziwka! - Wrzasnął mężczyzna, ale Jackie zniknęła już w mroku.
  

***
            
              - Toto, wyłaź, bo muszę z tobą pogadać!
            Czy to był Cash? Nie, to raczej nie było możliwe, aby młodszy syn Slasha, tak po prostu stwierdził, że musi pogadać z ojcem. No chyba, że w końcu coś się zmieniło w jego zachowaniu. Gitarzysta przestał wpatrywać się w odbicie lustrzane i zerwał się do drzwi. Otworzył je i zobaczył Casha, który stał opary o ścianę i czekał. Podniósł oczy na ojca, zmierzył go spojrzeniem i zastanowił się, jak ma przekazać wszystko, co chce powiedzieć, aby Slash się nie uraził, ani nic go nie zabolało, aby po prostu przyjął to łagodnie.
            - No to słucham.
            Chłopak stwierdził, że nie będą tak rozmawiali w korytarzu, więc zaproponował zejście do salonu. Usieli na przeciw siebie na fotelach. W tym momencie Cash stracił pewność siebie. Ale nie było już prawa odwrotu. Musiał powiedzieć, to co mu na sercu leżało. Slash dokładnie przyglądał się synowi i stwierdzając po jego minie zaczynał zadawać sobie sprawę z tego, że nie jest to nic dobrego. No tak, kolejne złudne wyobrażenie, że coś może być dobrze. Cash przez chwilę miał nadzieję, iż Cash pragnie porozmawiać o swoich uczuciach, ale jednak chyba nie. Chłopak nerwowo zaczął skubać swoją koszulkę. W tym momencie wyglądał, jak ten dawny chłopiec, który bał się czegoś, co przed chwilę przeskrobał.
            - No bo ten... bo pomyślałem sobie, że nie będę cię, Londona i Jackie, dłużej męczył sobą i się wyprowadzę, tylko wiesz... no pracy na razie nie mam i byś musiał mi trochę pomóc.
            Może tylko się przesłyszał. Może Cash nie powiedział, to co właśnie powiedział, tylko Slash źle to zrozumiał. Ale to była chyba kolejna złudna nadzieja, którą karmił się Hudson. Popatrzył na syna, nie wiedział, co ma mu powiedzieć. Śmiać się, płakać? Zaprzeczać, że nikt się z nim nie męczy? Szczerze, to nigdy by Slash nie powiedział tego na głos, ale zachowanie Casha naprawdę było już męczące. Taki odpoczynek od niego wszystkim by się przydał, ale przecież nie będzie wywalał swojego własnego syna. Co innego, kiedy on sam chce się wyprowadzić, ale zaraz, gdzie?
            - A gdzie masz zamiar mieszkać? - Padło to bardzo istotne pytanie.
            Cash skulił się w sobie, bo właśnie problem polegał na tym, że sam jeszcze nie wiedział, gdzie by miał zamieszkać. Nie miał mieszkania, nie miał żadnych perspektyw. Jedyne jego nadzieja, to była Nicole.
            - Nicole mi wynajmie pokój. - Odparł szeptem.
            - Ach tak... Nicole.
            - To jak?
            W głowie Slasha pojawiła się nagle dziwna myśl. Cash i Nicole. Jednak, to było dość dziwne. Syna za dużo o niej mówił, a teraz chciał się jeszcze do niej wyprowadzić. Co z tego, że miał już skończone osiemnaście lat, kiedy nadal był dzieckiem! Niedoświadczonym szczeniakiem, który ciągle pakował się w jakieś problemy. Odpowiedź była prosta. Slash musiał mieć na oku syna, chociaż do czasu skończenia szkoły średniej. Na studiach też by się przydało.
            - Nie. - Odpowiedział oschle. - Tu masz swój pokój, tu jest twój dom i tu będziesz mieszkał. No chyba, że naprawdę chcesz się uniezależnić, to wtedy ok, ale sam siebie utrzymujesz, ale to dopiero jak skończysz szkołę!
            - Co?! Dlaczego?! Jestem już dorosły i mogę decydować sam o sobie! Jesteś hipokrytą, wiesz? Bo mam ci powiedzieć, co ty robiłeś w moim wieku!?
            Slash popatrzył na syna. Przegiął. Młody po prostu przegiął.
            - Ja to co innego. - Warknął Slash. - Czasy były inne, ja byłem inny! Wszystko było inne! Po drugie miałem jakiś plan na życie, a nie jakaś śmieszna terapia zajecio... - Zawiesił głos, bo nagle zdał sobie sprawę z tego, co takiego powiedział. Cash wstał z fotela i zmierzył go wzrokiem. W tym momencie Gitarzysta chciał go przeprosić. Wcale nie chciał tego powiedzieć, nie chciał wyśmiewać się z pasji syna. Przecież, to wszystko powiedział w nerwach.
            Natomiast w Cashu złość narosła do takiego punktu, że już nie mógł wytrzymać. Przez wszystkie lata dusił wszystkie emocje w sobie, aby tylko nie zranić ojca. Cały czas udawał, że wszystko jest w porządku, bo przecież nie chciał obrażać własnego rodzica. Jednak w tym momencie to poczuł, że Slash wcale nie jest jego ojcem. Na dobrą sprawę, to nigdy nim nie był. Przez wiele lat się nie interesował, co się dzieje z jego dziećmi, to dlaczego nagle teraz zaczął. Chłopak podszedł do komody, gdzie stało jego zdjęcie ze Slashem. Fotografia była robiona, bardzo dawno temu, kiedy wszystko było jeszcze takie proste. Kiedy Perla żyła, kiedy świat był piękny, kiedy Cash nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się naprawdę. Chwycił tą ramkę, rzucił ją o podłogę i po prostu rozbił.
            - Wiesz co ci powiem, Slash, wiesz? Jesteś nikim. Jesteś tylko zwykłym ćpunem, który teraz udaje, że wszystko jest ok, że wszystko może być dobrze. Gówno prawda, bo ty jesteś nikim. I wiesz co sobie myślę? Że jakby mama nie zginęła w tym wypadku, to i tak by ciebie zostawiała, bo jesteś dupkiem jakich mało! Jesteś jedną wielką pomyłka, a mi wstyd, że jestem twoim synem!
            Po tych słowach, które padły z ust Casha, Slashowi odeszły wszelkie wyrzuty sumienia związane z kierunkiem studiów syna. Podszedł do chłopaka i go szarpnął. Nigdy się nie spodziewał, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa od własnego dziecka. Na dobrą sprawę, to przestał już nad sobą panować. Slash zawsze twierdził, że naprawdę ciężko wyprowadzić go z równowagi, ale w tym momencie to szczeniak przegiął.
            - Zamknij się! Ty i twoja matka zniszczyliście mi całe życie! - Wrzasnął i odepchnął Casha. W tym momencie chłopak popatrzył na ojca przerażonymi oczami. W końcu, to od niego usłyszał. Nic już nie powiedział tylko zerwał się na górę, do swojego pokoju.
            Slash został sam w salonie. Dopiero po chwili dotarło do niego, co takiego powiedział. Popatrzył na stłuczoną ramkę ze zdjęciem. Kopnął odłamki szkła.
            - KURWA!
            Próbował zatrzymać syna, ale chłopak już go nie słuchał. Twarz Casha nie wyrażała żadnych emocji. Nic, jakby wszystko od niego odeszła i wszystko teraz było obojętne. Wrzucał do walizki swoje rzeczy nie patrząc na to, co bierze. Slash coś do niego mówił, ale to już go nie obchodziło. Po prostu jak najszybciej chciał wynieść się z tego domu, z dala od ojca, brata, od Jackie, od wszystkiego. Zamknął walizkę, zmierzył Hudsona spojrzeniem pełnym bólu, a potem zbiegł ze schodów. Slash został w drzwiach pokoju syna ze świadomością, że to koniec. Kolejna sprawa, którą zawalił.



***

Kate ciężko westchnęła. Czuła się podle, a do tego była sama w mieszkaniu. Alan uparł się, aby nocować u Emmy. Bardzo zaprzyjaźnił się z jej ostatnim chłopakiem, co nawet cieszyło Kate, jednakże miała obawy, gdy zostawała sama. Siedziała na kanapie i głaskała Sally. Starała się skupić na filmie, jednak jej myśli ciągle wędrowały w stronę swojego życia. Czasami myślała, że osiągnęła naprawdę wiele. Przecież skończyła studia, chociaż każdy  powtarzał jej, że to jest niemożliwe. Wychowuje sama dziecko, chociaż cała rodzina mówiła jej, że nie da rady, a opieka społeczna prędzej czy później zabierze jej Alana. Miała dobrą pracę, chociaż nikt nie wierzył, że kiedykolwiek dostanie jakąkolwiek posadę w dobrej formie. Miała mieszkania, chociaż wszyscy zakładali, że będzie mieszkała pod mostem. Tak, miała tak wiele, a jednak czegoś jej brakowało. Wszystkich straconych lat, które spędziła z Rickiem. Za dużo chwil niepewności i strachu, które teraz do niej wróciły. Otarła łzę i przytuliła się do psa. Chociaż na chwilę poczuła się bardziej bezpieczna, ale już zapomniała co to za uczucie. Zamknęła oczy i usłyszała dzwonek do drzwi. Przeszedł po niej zimny dreszcz i postanowiła, że będzie udawała, że nie ma jej w domu. To było najlepsze rozwiązanie, jednak dzwonek cały czas dzwonił. Po cichu wstała z kanapy i podeszła do drzwi. Starała się nie hałasować, chociaż nie była pewna, czy osoba stojąca po drugiej stronie nie zdaje sobie sprawy z jej obecności.
            - Kate, wiem, że tam jesteś. Widziałem zapalone światło.
            Usłyszała głos Slasha i cały strach z niej zszedł. Chociaż zaczęła się zastanawiać, co takiego Hudson robi u niej o tak późnej porze. Niepewnie otworzyła drzwi i popatrzyła na niego. Nie wyglądał za dobrze. Mogła nawet powiedzieć, że wyglądał fatalnie, jednak nie chciała zadawać głupich pytań. Uśmiechnęła się tylko do niego, ale Slash nie odpowiedział jej tym samym. Popatrzył na nią spojrzeniem, w którym było pełno bólu.
            - Mogę się do ciebie przytulić? Tak po prostu? - Zapytał.
            Kate nie wiedziała, co miała odpowiedzieć. Zaskoczyła ją ta prośba. Wpuściła Slasha do środka, a on momentalnie porwał ją w ramiona. Kobieta na początku zesztywniała, ale po chwili zdała sobie sprawę z tego, że sama tego potrzebowała. Nie była pewna, czy właśnie akurat Slasha, ale na pewno mężczyzny. Silnego mężczyzny, w którym mogła się schować i poczuć, że ktoś o nią dba. Hudson ukradkiem otarł łzę, która zaczęła spływać mu po policzku, nie chciał rozklejać się przy Kate, a także z niczego tłumaczyć. Jednak ona nie zadawała pytań tylko tak stała przytulona do niego. Czuł jak szybko bije jej serce. Po chwili oderwał się od niej, a Kate popatrzyła w jego ciemne oczy. I sama nie wiedziała jak to się stało, ale zaczęli się całować. Slash przycisnął ją do ściany w przedpokoju, a ona poddawała się każdemu jego pocałunkowi, a podniecenie w niej narastało z każdą sekundą.
            - Alan śpi? - Zapytał Slash odrywając się od niej na chwilę.
            - Jest u Emmy... - Szepnęła Kate.
            Slash uśmiechnął się, a następnie ponownie zaczął ją całować wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Nie chciał zastanawiać się nad tym, czy robi dobrze, czy może źle. Czy będzie tego żałował następnego ranka, a może właśnie zaczyna się coś nowego. W tej chwili to wszystko się nie liczyło, bo tak naprawdę była ważna tylko Kate i chciał, aby poczuła się przy nim jak najlepiej...