17 czerwca 2016

Rozdział 36

       Witam. 
Tak, to jest już ostatni rozdział. Zakończenie, które tak naprawdę zakończeniem nie jest. Ta historia ciągnie się dalej. Ale z racji tego, że jest to ostatni rozdział pierwszej części chciałabym, aby skomentował go każdy kto czytał to opowiadanie. Naprawdę bardzo mi na tym zależy. I w sumie nie mam nic więcej do powiedzenia. Mogę jeszcze zaprosić na coś na kształt prologu, za tydzień. A teraz zapraszam do czytania oraz komentowania. Pozdrawiam! 



Rozdział 36

Po cichu wszedł do domu... Pierwsze, co go uderzyło to zapach alkoholu, moczu i jakby zepsutego jedzenia. Następnie Slash zobaczył, że na podłodze leży dosłownie wszystko. Zamknął za sobą drzwi. Wiedział jedno - ten kto tu mieszka  już dawno przestał sobie radzić. Stoczył się na dno i jest z nim gorzej niż było jeszcze parę tygodni temu. A przecież obiecywał, ze się poprawi, mówił, że musi wziąć się jakoś w garść dla chłopców. A to wszystko okazało się być pustymi słowami. Slash ciężko westchnął. Kopnął puszkę po piwie i jedyną myślą, jaką mu chodziła teraz po głowie, to były dzieci...
            Gitarzysta skierował się w stronę schodów. Miał tylko nadzieję, że chłopcy nigdzie nie poszli. Z resztą osoba, która powinna się nimi zajmować  przecież i tak by nie zauważyła ich nie obecności. Wbiegł na piętro i zajrzał do pokoju jednego z chłopców. Pusto. Tam też panował bałagan. Na łóżku były pudełka po pizzy, ubrania chłopca, zabawki leżały na podłodze. Zamknął drzwi, przeszedł parę korków i zajrzał do następnego pokoju, który należał do młodszego. Wtedy oczy dwójki chłopców skierowały się na niego. Siedzieli przed tv i oglądali jakiś film. Nawet nie bajkę, nie film dla dzieci. Z krzyków, który wydobywał się z telewizora Slash mogła wywnioskować, że jest to horror. Na pewno coś, co dzieci w ich wieku nie powinny oglądać.
            Jednak kiedy Gitarzysta przyjrzał się chłopcom, to miała wrażenie, że sam znajduje się w jakimś horrorze. Siedzieli jeszcze w piżamach, brudni. Młodszy był cały umazany w krwi i błocie. Starszemu  przetłuszczone włosy opadały na oczy i patrzyli na nią tak nieprzytomnie, jakby sami przed chwilą ćpali. Slash  zaraz zerwała się z miejsca i pobiegła do niech. Potrząsnął młodszym, który wykazywał brak reakcji na jakiekolwiek bodźce. Starszy tylko cicho się zaśmiał.
            - Co mu jest?! - Zapytał  starszego z chłopców.
            - Nie wiem, może umarł. - Odpowiedział.
            - Co? Co ty mówisz? - Popatrzyła w oczy młodszego, a potem lekko nim potrząsnęła. - Hej, słyszysz mnie? Wiesz kim jestem, poznajesz mnie?
            Brak reakcji. Nic, kompletnie nic.
            - Nie sądzę, aby poznawał. Odleciał.
            - Jak macie na imię? - Zapytał Slash. - Gdzie są wasi rodzice?!
            Starszy z chłopców popatrzył jeszcze raz na Hudsona. Blado się uśmiechnął.
            - Mama nie żyje, stary się zaćpa, a ja jestem Saul, a to mój brat Ash... Hudson. - Odpowiedział wzruszając ramionami.
            - Co? Saul Hudson?
            Slash poczuł, jak robi mu się gorąco. Przecież, to nie było możliwe. Przecież, to był jego dom, przecież, tu zostawił swoich synów, pod opieką... właśnie, sam nie wiedział kogo, ale ktoś miał się nimi zajmować. Popatrzył jeszcze raz na chłopca, który miał na imię Saul. Siedział tak obojętnie, jakby wcale go nie obchodziło, co się stało. Potem Slash przeniósł wzrok na Asha... z jego oczu biła pustka.
            - Mówię panu, on nie żyje. - Powiedział Saul. - A ja zostałem sam.
            Slash przewrócił się na drugi bok. Spadł. Syknął z bólu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, gdzie się znajdował. Był u siebie w domu, ale było tu czysta. Tak jak wieczorem, kiedy zasnął na tej kanapie. Ręce Hudsona całe się trzęsły, serce waliło mu, jak oszalałe. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. Nic więcej, jednak przeszedł przez niego dreszcz. Nie co dzień przecież śniło mu się, że jego młodszy brat, jakby umarł, prawda? W sumie, to wcale nie rozumiał sensu tego snu. Gitarzysta wrócił na kanapę i ciężko odetchnął. Mógł to tak po prostu zostawić, ale coś go tknęło, przecież to nie było normalne.
            Zerwał się do telefonu i wybrał numer do swojego brata. Długo nikt nie obierał. Bardzo długo. Za długo, tam naprawdę coś musiało się stać.
            - Slash, chyba cię powaliło, aby dzwonić do mnie o czwartej nad ranem!
            Gitarzysta zacisnął mocniej dłoni na słuchawce. Popatrzył na zegarek. Rzeczywiście, było jeszcze wcześnie rano. W sumie, to noc. Jednak odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał głos swojego brata.
            - Wybacz... miałem jakiś dziwny niepokój. Jeszcze tak długo nie odbierałeś, zmartwiłem się, Ash...
            - Bo jest noc! Spałem! Boże, czy ty zawsze musisz robić się rodzinny w takich dziwnych wypadkach. Idź spać i zadzwoń do mnie, jak będzie jakaś ludzka pora. Do usłyszenia.
            Brat się rozłączył, a Slash jeszcze długo stał tak ze słuchawką od telefonu. Chyba naprawdę nic takiego się nie stało. Ash zachował się, tak jak zawsze. I w sumie, to gitarzysta nie miał co dziwić się bratu, że ten po prostu lekko się zirytował. Slash pewnie też by tak zrobił. Odłożył słuchawkę i wrócił na kanapę. Nadal cały się trząsł. Ten koszmar jednak był dość dziwny. Jakoś wcześniej nie zastanawiał się nad tym, co przechodzili jego synowie, kiedy nie potrafił poradzić sobie po stracie żony. Wolał o tym nie myśleć.
            Jednak tknęło go coś jeszcze. Momentalnie zerwał się z kanapy i po schodach pobiegł na górę. Zajrzał do pokoju Londona, jednak zobaczył puste łóżko. Na chwilę podeszło mu serce do gardła... ale zaraz... przecież nic takiego się nie stało. London wieczorem gdzieś wyszedł i najwyraźniej jeszcze nie wrócił. Chyba... nie, popadaj w paranoje. Zamknął drzwi i zajrzał do Casha. Chłopak spał w ubraniach na łóżku. Koło niego leżał podręcznik od biologii. Slash ciężko westchnął i wszedł do pokoju. Podszedł do syna i zabrał książkę. Wtedy Cash się przebudził i z początkowym przerażeniem spojrzał na Slasha.
            - Co tu robisz? - Zapytał mrużąc oczy.
            - Sprawdzam czy wszystko w porządku. - Odpowiedział Slash chociaż zdał sobie sprawę z tego jak te słowa głupio brzmiały. Przecież Cash nie był już małym chłopcem i nie miał gorączki, czy też każdej innej choroby.
            - Idź spać. - Jęknął chłopak.
            Slash westchnął. Odłożył książkę na biurko i skierował się w stronę drzwi. Popatrzył jeszcze na syna.
            - Kocham cię, Cash... - Powiedział, a następnie nacisnął klamkę. Chciał już wyjść, kiedy usłyszał głos chłopaka.
            - Tato, chodź...
            Odwrócił się i ze zdziwieniem popatrzył na syna. Cash ziewnął.
            - No chodź... nikomu nie powiem, że spaliśmy razem. - Szepnął.
            Slash nadal patrzył się na syna i nie wiedział, co miał takiego zrobić. Może dalej mu się śniło. Cash natomiast nieznacznie się uśmiechnął i posunął się na łóżku. Hudson już nie zadawał żadnych pytań tylko położył się obok syna. Czuł się dość dziwnie, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. Cash nie był małym chłopcem, ale... czy to miało jakieś znaczenie? Chyba nie. Wolał się nad tym nie zastanawiać.
            - Też cię kocham, tato...


***

London opadł na poduszkę i sięgnął po paczkę papierosów. Czuł się dziwnie. Jakby miał poczucie winy, którego nie potrafił sobie wytłumaczyć. Ciężko westchnął, a następnie uśmiechnął się do Jennifer. Dziewczyna odgarnęła sobie włosy za ucho i położyła głowę na klatce piersiowej chłopaka. Dym papierosa zaczął roznosić się po niewielkim pomieszczeniu. Kochała ten zapach. Zawsze wywoływał u niej miłe wspomnienia, kiedy to była małą dziewczynką i siedziała w pracowni taty. Ojciec Jennifer był malarzem, zmarł trzy lata temu na raka, a od tamtej pory już nic nie było takie samo. Podniosła głowę i spojrzała na Londona, który nawet się nie uśmiechał. Starał sobie wszystko ułożyć, jednak to nie było takie łatwe. Odłożył papierosa do popielniczki, a następnie pogłaskał dziewczynę po policzku.
            - Mam wrażenie, że robimy coś złego. - Powiedział.
            Jennifer lekko się uśmiechnęła.
            - Można powiedzieć, że jesteś moim kochankiem, ale ja nie mam jeszcze męża, więc nie ma co się zadręczać.
            - Masz chłopaka... w ogóle, co powiedziałaś temu ćwokowi?
            - London, nie mów tak o nim!
            - Leżę w łóżku z jego dziewczyną po zajebistym seksie. Jest ćwokiem.
            Dziewczyna wywróciła oczami i ponownie położyła głowę na Londonie. Nie miała ochoty rozmawiać o swoim chłopaku. Oczywiście lubiła Jonathana, był naprawdę uroczy, kochany i czuły, zabawny... ale Jen czasami miała wrażenie, że nie rozumie jej potrzeb. Z młodym Hudsonem było coś innego. Jednak nie mogła z nim być. Już dawno temu powiedziała sobie, że nigdy nie zwiąże się z fizykiem. Przecież to mogłoby się źle skończyć. Tylko ciężko westchnęła i postarała się zasnąć, kiedy poczuła, że London podniósł się z łóżka. Przepraszająco na nią popatrzył i skierował się w stronę łazienki. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i przykrywając sobie kołdrą biust powiodła za nim wzrokiem. Coś czuła, że go straciła. Chyba już na zawsze. Tylko przecież nigdy nie był jej.
            London wszedł do łazienki i przemył twarz zimną wodą. Nie mógł odpędzić od siebie natarczywych myśli, które ciągle dudniły mu w głowie. Nawet nie chodziło o chłopaka Jennifer, bo jego miał gdzieś. Nawet go nie lubił. Pomyślał sobie, że w tym momencie powinien poczuć przypływ satysfakcji, że to on spędza ten wieczór z brunetką, a jednak nie. Popatrzył w lustro. Chodziło o Hannę. Ponownie... dlaczego nie mógł tak po prostu przestać myśleć o tej małolacie? Ciężko westchnął i pokręcił głową. Czasami miał wrażenie, że siebie nienawidzi. Przecież był taki beznadziejny. Połowę życia uganiał się za kobietą, która miała go i tak gdzieś. Czasami tylko lądowali w łóżku, ale to i tak nic nie znaczyło, bo następnego dnia musiał oglądać Jennifer w ramionach innego chłopaka. Hanna była niewinna i taka oddana. Tylko, że od ostatniej awantury w szpitalu się z nią nie widział, a przecież minęło już trochę czasu. Bał się. Nie wiedział, co miał jej takiego powiedzieć. Z resztą... bał się tego, co mogłoby się między nimi wydarzyć.
            Wyszedł z łazienki. Jennifer nadal siedziała na łóżku i bacznie mu się przyglądała, kiedy London zaczął zbierać z podłogi swoje ubrania i się ubierać. Nie tak wyobrażała sobie ten poranek. Przecież mieli działy dzień spędzić ze sobą, w łóżku, paląc papierosy i pijąc tanie wino. Jonathan i tak uczył się do egzaminu, a oni mieli wolne, więc co takiego ten London... Zerwała się z łóżka i podeszła do chłopaka. Wtuliła się w jego plecy, kiedy właśnie zapinał sobie pasek od spodni.
            - Nie zostawiaj mnie... - jęknęła. - Przecież miało być tak fajnie, a ty uciekasz.
            - Jen, musimy z tym wszystkim skończyć. - Westchnął. - Tylko ze sobą sypiamy, a to raczej kłóci się z moim systemem wartości.
            Jennifer wywróciła oczami.
            - Nie mów mi tylko, że tak bardzo przejmujesz się Jonathanem... przecież nawet się nie kumplujecie.
            - Nie chodzi od niego.
            London odsunął się od dziewczyny i sięgnął po swoją koszulę. Popatrzyła na Jen. Stała przed nim naga i wlepiała w niego te swoje, duże, ciemne oczy. Jednak... to chyba już nie działało. Nic nie czuł. Tylko pustkę i może odrobinę obrzydzenia do samego siebie.
            - O tę małolatę? Hanna, tak? - Zapytała.
            - Może o nią.
            - London, czy ty zwariowałeś? Ile ona ma lat? Przecież to gówniara!
            - Nie twoja sprawa. Myślę, że każde z nas powinno pójść w końcu we własną stronę. Kiedyś nam się nie udało, trudno. Teraz sam nie wiem, co takiego odstawiamy. Ukrywamy się przed całym światem, bo ty ciągle masz nowego chłopaka... Jen, mnie już taka zabawa nie kręci.
            Założył buty i podszedł do drzwi. Popatrzył jeszcze na dziewczynę. Patrzyła się na niego z szokiem. Nie spodziewała się tego. London przecież był na każde jej zawołanie, a teraz tak po prostu zerwał się ze smyczy? On tylko pokręcił głową i wyszedł. Bez żadnego pożegnania, bez niczego. Usiadła na łóżku i prychnęła. I tak wróci... wiedziała to.
            Natomiast London nadal nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak bardzo zagubiony. Wyszedł z kamienicy, w której mieszkało się mieszkanie Jennifer i odetchnął porannym powietrzem. Godzina była jeszcze wczesna, a słońce dopiero wstawało. Najprostszym  rozwiązaniem byłoby wrócić do domu, ale czuł, że nie ma ochoty na kolejne kłótnie ojca z bratem. Co raz częściej dochodził do wniosku, że ma ochotę odciąć się od tego wszystkiego. Zacząć nowe życie i niczym się nie przejmować. Tylko to nie było takie proste. Czuł się odpowiedzialny na swoją rodzinę, a przecież miał tylko ich. I tak niedawno London dostał odpowiedź z Pasadeny. Zgodzili się go przyjąć na staż, a to oznaczało, że raczej będzie musiał wyprowadzić się z domu. Przecież nie da rady codziennie dojeżdżać z Los Angeles. Jednak teraz nie chciał się nad tym zastanawiać. Postanowił, że trochę pochodzi po mieście i nagle poczuł się takie niebywałe szczęście. Wolność, której nic nie ograniczało. Pamiętał, kiedy mama mówiła, że najważniejsze jest to, aby cieszyć się z małych i prostych rzeczy. Właśnie to miała na myśli. Szedł prawie pustym chodnikiem. Mijali go tylko zaspani ludzie, którzy spieszyli się do pracy, a on miał ochotę się do nich uśmiechać. Już nie szedł ze spuszczoną głową, miała ochotę biegać, skakać, krzyczeć... jednak się opanował.
            Kiedy dotarł do domu myślał, że wszyscy będą jeszcze spali. Mylił się. Od progu został przywitany przez Lou. Pies zaczął piszczeć, skakać i wyć. London po chwili usłyszał głos Slasha, aby się uciszył. Chłopak pogłaskał psa za uchem, a następnie wszedł w głąb domu. W salonie nikogo nie było, jednak było włączone radio. Poszedł do kuchni i zobaczył i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przez chwilę myślał, że to wszystko mu się śni, jednak było prawdą. Cash siedział przy stole i tak po prostu rozmawiał ze Slashem, który smażył jajka na bekonie. London przetarł oczy. Usiadł przy stole i popatrzył na ojca.
            - A co wy tu robicie? - Zapytał z niedowierzaniem.
            - Rozmawiamy sobie. - Odpowiedział Slash. - Chcesz śniadanie?
            - Tak po prostu sobie rozmawiacie?
            - Boże, to już z ojcem nie mogę porozmawiać? - Prychnął Cash. - Gdzie ty się w ogóle włóczysz po nocach?
            London westchnął i powiedział, że nieważne. Nie miał ochoty spowiadać się ze swojej relacji z Jennifer. Z resztą, ona i tak nie miała już znaczenia. Uśmiechnął się do Slasha, kiedy ten postawił przed nim talerz z jajkami. Taki poranek w ich domu był dość surrealistycznym przeżyciem, a London zaczął się zastanawiać, co takiego wydarzyło się tej nocy.
            Z zamyślenia wyrwał go głos Slasha.
            - Idziemy dzisiaj na cmentarz, pójdziesz z nami.
            - Tak, jasne... tylko muszę się trochę przespać. - Westchnął London.


***

Slash postawił karton z książkami pod ścianą, a następnie ciężko odetchnął. Jednak nie chciał dać po sobie poznać, że ma problem z przeniesieniem paru pudeł. Popatrzył na Amy, która tylko się uśmiechała. Kobieta pokręciła głową i popatrzyła przez okno na miasto. Jej nowe mieszkanie mieściło się na piętnastym piętrze apartamentowca. Miała piękny widok na całe Los Angeles, a salon z ogromnym tarasem wychodził na stronę zachodnią. Czuła się szczęśliwa. Nie chciała myśleć, że jest inaczej. Chyba pogodziła się już z tym, że była zmuszona zamknąć pewien etap w swoim życiu. Oczywiście nadal tęskniła za Izzy'm, ale starała się na tym nie skupiać. Na razie odłożyli decyzję o rozwodzie, aby uniknąć rozgłosu w mediach, a sama Amy pragnęła skupić się na dziecku. Położyła rękę na brzuchu, kiedy poczuła, że maluszek się poruszył, a następnie uśmiechnęła się sama do siebie. Dwa dni wcześniej była na badaniu lekarskim i dowiedziała się, że urodzi synka. Niczego nie żałowała. Może tylko tego, że ojcem tego dziecka nie jest Izzy.
            - Slash, jesteś szczęśliwy? - Zapytała odwracając się do Hudsona. - Bo wiesz, ja myślę, że mimo wszystko jestem.
            - W takim razie cię podziwiam. - Odpowiedział. - Jakbym był na twoim miejscu... to sama dobrze wiesz, co by się stało.
            Amy wywróciła oczami, a następnie podeszła do Slasha i przytuliła się do niego. Mężczyzna zesztywniał, bo mimo wszystko nie był przyzwyczajony do takich gestów ze strony rudowłosej. Tylko teraz już nie musieli się przed nikim ukrywać... no może tylko przed Angie.
            Dziewczyna weszła do salonu i popatrzyła na tę dwójkę. Odkaszlnęła, a Slash momentalnie odsunął się od jej matki.
                        - Tak ogólnie, to nie przeszkadzajcie sobie... - Powiedziała z lekkim przekąsem. - Chciałam tylko powiedzieć, że jadę dzisiaj do taty na noc...
            - Pozdrów go ode mnie. - Powiedziała Amy.
            Angie kiwnęła głową i wyszła z salonu, a zaraz potem było słychać trzaśnięcie drzwiami. Slash lekko się speszył. Może i przeszło mu przez myśl, że jak teraz kobieta jest wolna, to oni mogliby w końcu spróbować. Przecież zawsze ktoś stał im na drodze. Jak nie Chris, to Izzy, jak nie Izzy to Perla, jak nie Perla, to jeszcze ktoś. Teraz oboje byli wolni. Tylko z drugiej strony wiedział, że to nie miałoby najmniejszego sensu, a chyba też nie chciał tego robić Izzy'emu. Jednak Stradlin nadal pozostawał jego kumplem.
            - Izzy jutro wyjeżdża? - Zapytał, aby zacząć jakiś temat rozmowy, bo cisza zaczynała robić się niezręczna.
            - Podobno tak... nie widziałam się z nim od... jakiś dwóch miesięcy. - Wzruszyła ramionami.
            Slash westchnął. Amy mogła wszystkim wmawiać, że już się pogodziła z sytuacją, jednak w jej głosie nadal było słychać ból.
            - A co z waszym domem? Skoro ty będziesz mieszkała teraz tutaj, a Izzy wraca do Indiany?
            - Laura ma się tam przeprowadzić. I nawet dobrze. Jej mieszkanie było za małe na ich trójkę, a tak, może nawet pomyślą o jeszcze jednym dziecku. - Powiedziała z uśmiechem.
            Slash kiwnął głową i już nic na ten temat nie powiedział. Chciał się zapytać jeszcze o Kate, ale stwierdził, że to nie ma sensu. Pewnie już nie było jej w mieście. Próbował się z nią kontaktować, ale bez większego skutku. Musiał się pogodzić z tym, że na dobre zniknęła z jego życia. Uśmiechnął się do Amy. Spojrzał na zegarek i przeklął pod nosem. Kobieta pytająco na niego popatrzyła.
            - Przepraszam cię, ale muszę już iść. Umówiłem się z chłopakami, że pojedziemy na cmentarz. - Powiedział.
            Amy podniosła jedną brew.
            - Umówiłeś się, czy ich zmusiłeś do tego? - Zapytała i wyczekująco na niego patrzyła.
            - Cash sam mi to zaproponował, więc nie wypada, abym się teraz spóźnił.
            - Zmiany na lepsze?
            - Mam taką nadzieję.
            Amy uśmiechnęła się. Slash podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek, a następnie wyszedł. Kobieta ciężko westchnęła i zabrała się za układanie książek.


***

Cash oparł głowę, a następnie zamknął oczy. Nigdy nie sądził, że to może być takie przyjemne uczucie. Kiedy tusz wpływa pod skórę. Starał się o niczym nie myśleć. Tak było po porostu lepiej. Odprężył się i skupił na nicości. Taka chwila spokoju, kiedy niczym się nie przejmował, nad niczym się nie zastanawiał. Pomysł z ucieczką był dosadnie głupi, bo przecież nie miał do kogo iść. Jednak wtedy kierowała nim desperacja. Słowa Slasha nadal dźwięczały mu w uszach i miał wrażenie, że już nigdy ich się nie wyzbędzie. Mimo tego, że być może to nie była prawda. Sam nie wiedział, ale też nie chciał o tym myśleć. Zacisnął mocniej powieki. Chyba powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego tatuowanie uzależnia. W tym bólu była jakaś nutka przyjemności, której nie mógł się oprzeć. Otworzył oczy i spojrzał na kobietę, która była sprawczynią tego całego zamieszania. Nie chciał z nią rozmawiać, bo ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego kim jest. Jednak przyjemnie było na nią popatrzeć, tym bardziej, że miała bluzkę z dość sporym dekoltem. Od czasu do czasu tylko się do niego uśmiechała. Cash ponownie zamknął oczy. Dobrze wiedział, że nie może zostać w tym mieście. To nie było miejsce dla niego. Tylko musiał jeszcze trochę poczekać ze swoją ucieczką. Nie teraz...
            Stracił poczucie czasu. Wszystko wydawało mu się być chwilą. Z transu wyrwał go głos dziewczyny, że już skończyła swoje dzieło. Cash westchnął, bo było mu trochę szkoda tej przyjemności. Na pewno jeszcze to powtórzy. Spojrzał na swoje ramię, a na nim widniał napis

I love my dad. I hate Slash.

            Kobieta udzieliła mu instrukcji jak ma dbać o tatuaż. Chłopak się tylko do niej uśmiechnął, a następnie wyszedł ze studia.
            Nienawidził Slasha.
            Nienawidził tego miasta.
            Ale kochał swojego ojca. I tylko to go trzymało na miejscu. Póki co. 



Ciąg dalszy nastąpi...

11 czerwca 2016

Rozdział 35

      Witam. 
Udało mi się wymęczyć ten rozdział. Wiem, że jest krótki, ale tylko dlatego, że postanowiłam zakończenie podzielić na dwa. I tak, to jest przedostatni rozdział. Za tydzień (mam taką nadzieję) opublikuję ostatni, a co dalej...? Zobaczymy. Teraz zapraszam do czytania. I jeszcze raz przepraszam za te wszystkie poślizgi. Pozdrawiam!



Rozdział 35

Slash zmierzył wzrokiem policjanta, któremu miał złożyć zeznania. Od razu wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa. Miał po prostu uprzedzenie do ludzi w mundurach, którzy przez wiele lat go nie słuchali i wlepiali mandaty, zamykali do aresztu, tylko dlatego, że znajdował się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Teraz jednak był w tym miejscu w charakterze poszkodowanego, a nie podejrzanego. Ale niechęć zostawała. Siedział przy stoliku, sekretarka komisarza zaparzyła mu kawę. Slash dopiero dwa dni temu wyszedł ze szpitala, to naprawdę miał ciekawsze zajęcia niż odpowiadanie o tym, co się stało tamtej nocy. Nie chciał do tego wracać, bo tez zdał sobie sprawę z tego, że tamtego ranka ostatni raz widział Kate. Po tym, jak Slash powiedział co czuje, to kobieta po prostu zaczęła go unikać. Nie przychodziła, a sam Hudson nie mógł się do niej dodzwonić. W dniu, kiedy tylko wypisali go, to pojechał do niej, ale jej nie zastał, albo brunetka nie chciała mu otworzyć drzwi. I dlaczego ciągle była tak do niego nastawiona? Czy on ją jakoś skrzywdził? Chyba nie... chociaż już sam nie wiedział.
            Poprawił się na krześle zniecierpliwiony. Rana jeszcze go czasem bolała. Upił łyk kawy i popatrzył na komisarza, który nerwowo zerkał na zegarek. Skoro, tak mu się spieszyło do domu, to dlaczego nie mogli już zacząć tego przesłuchania.
            - Możemy zaczynać? - Zapytał Slash. - Wie pan, może pan sobie myśli, że ja naprawdę nie mam nic do roboty, bo za mnie zrobi wszystko sztab ludzi, ale wcale tak nie jest.
            - Spokojnie, czekamy jeszcze na kogoś. - Mruknął policjant. Popatrzył na drzwi wejściowe gabinetu, które właśnie się otworzyły, a w nich stanęła ta osoba, która wszystko opóźniała. - O, właśnie ta pani już jest, proszę siadać, a my możemy już zaczynać.
            Slash się odwrócił i zobaczył Kate. Widział ją pierwszy raz od prawie tygodnia. Wpatrywał się w nią uporczywie, a kobieta nie wiedziała, jak ma się zachować. Dobrze wiedziała, że na tym przesłuchaniu spotka też Slasha, ale nie spodziewała się, że będzie to dla niej takie trudne.
            Starała się na niego nie patrzeć i zajęła miejsca na krześle obok. Popatrzyła na policjanta, który siedział za biurkiem i szykował właśnie jakaś kartkę, aby spisać na niej zeznania.
            - No to teraz, jak już wszyscy jesteśmy, to... możemy zaczynać. - Powiedział.
            - Dobra gościu, ja już mówiłem, to wszystko tysiące razy, jak mnie przesłuchiwaliście w szpitalu. - wyrwał się Slash. - Szedłem z moją znajomą, tą panią co tu siedzi, a potem ten chuj nagle wyskoczył za samochodu i się darł, że ją zabije, bo chodziło o ich syna. Wycelował w Kate pistolet, no to ją odepchnąłem i rzuciłem się na tego wariata, w tym czasie broni musiała wystrzelić. - Powiedział wszystko na jednym tchu. - Czego jeszcze nie wiecie?
            Policjant wywrócił oczami. Popatrzył na Kate, która siedziała skulona na krześle i nic się nie odzywała. Kiedy Slash ponownie, to wszystko opowiadał, to poczuła się, jak tamtego wieczora. Wszystko do niej wróciło. Wszystko to, o czym stara się zapomnieć.
            - Potwierdza to pani?
            - Tak, tak... - szepnęła Stewart. - Dokładnie tak było... chyba, bo nie pamiętam za dobrze.
            - No dobrze, a możecie mi państwo powiedzieć, co państwo robiliście w takiej okolicy jak tamta? - Zapytał policjant.
            Kate jeszcze bardziej się skuliła w sobie, a Slash przez chwilę zastanowił się, co miał odpowiedzieć. Dla wszystkich było jasne, co robili. Co można robić w dzielnicy dilerów... Przecież, to jest proste. Jednak nie mógł tego powiedzieć na głos... tylko, że przecież Kate tam mieszkała!
            - Spacerowaliśmy? Co to już nie można wyjść sobie na spacer po zmierzchu?
            - Panie Hudson. - Zaśmiał się funkcjonariusz. - Nie jesteśmy w przedszkolu. Pan jest narkomanem, a ta pani jest byłą żoną dilera, który z resztą pana postrzelił!
            - Czy pan mi coś sugeruje? I proszę mi tu nie wyciągać moich kartotek, które były spisywane dwadzieścia lat temu!
            - Prokurator zastanawia się tylko nad prawdziwością państwa zeznań. Bo mnie wydają się być trochę naciągane. Szarpie się pan na ulicy z dilerem, a potem jeden z was obrywa.
            - Sugeruje mi pan, że miałem jakieś niewyrównane rachunki z tym psychopatą i postanowił mi sprzedać kulkę w łeb w promocji?!
            - Proszę się nie denerwować.
            - Robiliście mi badania krwi! Nie było w nich śladu po substancjach odurzających! Możecie też przeszukać mój dom, gówno znajdziecie!
            - Mój były mąż... - Szepnęła Kate. Dwie pary oczu skierowały się na nią. - Slash mówi prawdę. Nigdy wcześniej się nie spotkali. Rick jest psychopatą i twierdzi, że ma mnie na wyłączność. Mnie i naszego... mojego syna. Ostatnio zbliżyliśmy się do siebie ze Slashem, pracujemy razem. Rick najwidoczniej nie mógł tego znieść... on to wszystko musiał zaplanować. Musiał śledzić Slasha, obserwować mnie... i proszę już nas nie męczyć. Ja się boję teraz wyjść z domu, bo go jeszcze nie złapaliście... a przecież to nie koniec, on nie odpuści... - Zakończyła płaczem.
            Policjant zaczął zapisywać coś w aktach sprawy, a potem powiedział, że są wolni. Kate pierwsza poderwała się z miejsca i wybiegła z gabinetu. Dobrze wiedziała, że Slash będzie chciał teraz z nią pogadać, bo to najprawdopodobniej jedyna okazja, kiedy może ją złapać. Szła szybkim krokiem przez hol do wyjścia z budynku. Nie zwracała nawet uwagi na to, że potraciła jakaś kobietę, która miała ze sobą stertę papierów, która się rozsypała. Tą kobietą była Amy. Rudowłosa w pierwszej chwili nie rozpoznała Kate i tylko cicho mruknęła, kiedy przykucnęła i musiała wszystko zbierać z podłogi.
            Zaraz potem przed oczami mignął jej Slash. Tego osobnika, to już rozpoznała, tylko on zachował się, jakby wcale jej nie znał. Amy popatrzyła w jego stronę.
            - Hudson, może byś tak pomógł ciężarnej! - Krzyknęła za nim.
            Slash rozpoznał znajomy sobie głos, jednak w pierwszej chwili nie wiedział do kogo on należy. Odwrócił się i zobaczył Amy, która zbierała z podłogi kartotekę jakiegoś przestępcy. Potem odwrócił się w stronę drzwi i miał dylemat. Rudowłosa, czy brunetka? Pomóc Amy, czy może pobiec za Kate i w końcu doprowadzić do bardzo ważnej rozmowy, która musiała się odbyć.
            - Złotko, przepraszam, ale nie mam czasu. - Powiedział do przyjaciółki, a następnie odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę drzwi.
            Amy popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Przecież Slash nigdy się, tak nie zachowywał. Wiedziała, że dziś miał przesłuchanie i miała nawet nadzieję, że uda się z nim pogadać, a tu nagle pobiegł tak, jakby się paliła. Ciężko westchnęła i dalej zebrała wszystkie kartki. Po pewnym czasie przykucnęła przy niej jakaś policjantka i jej pomogła.


***

Miała wszystkiego dość. Już sama nie wiedziała, co takiego myśleć. Kate doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała porozmawiać ze Slashem, jednak nie czuła się na to gotowa. Była mu naprawdę wdzięczna. Wolała nie myśleć o tym, co by się stało gdyby w tamtym momencie była sama, ale z drugiej strony nadal nie oczekiwała niczego od gitarzysty. A jednak coś się między nimi wydarzyło. Coś co będzie wspomniała zawsze z uśmiechem na ustach, a jednak z lekkimi wyrzutami sumienia. Usiadła na ławce pod posterunkiem i wyjęła paczkę papierosów. Być może uciekała przed sobą sobą, może to była szansa, ale z drugiej strony wiedziała, że ten związek nie ma żadnej przyszłości. Nie mogła być ze Slashem. Dzieliło ich więcej niż łączyło, a Hudson po prostu poczuł coś więcej... coś czego ona nie mogła z siebie wydobyć chociaż tak bardzo chciała. Ciężko westchnęła i wyjęła jednego papierosa. Zaczęła mu się przyglądać. Może zmiany w swoim życiu zacznie od rzucanie palenia? Tak, trzeba zaczynać od małych kroczków, nie można tak od razu rzucać się na głęboką wodę.
            Zaczęła delektować się smakiem ostatniego papierosa, kiedy poczuła, że ktoś za nią stoi. Mogła się domyślać, kto to był i nie myliła się, kiedy usłyszała głos.
            - Dobrze się czujesz? - Zapytał Slash. - Nie masz już czego się bać. Zamknęli tego gnoja...
            Kate odwróciła głowę do Slasha i blado się do niego uśmiechnęła. Gitarzysta zaczął bacznie się jej przyglądać. Sam nie wiedział, co dalej zrobić z ich relacją. Powoli zaczynał się w tym wszystkim gubić, ale za to wiedział, że nie mógł uciec. Nie w tym momencie. Przecież przez całe swoje życie uciekał przed problemami i trudnymi sytuacjami. Udawał, że tego nie ma, że to wszystko go nie dotyczy. Liczył na to, że problemy jakoś same się rozwiążą, jednak nie mogło tak się stać w tym przypadku. Przecież już raz przegrał swoje życie i stracił wszystko co miał. Obszedł ławkę i usiadł obok Kate. Kobieta cały czas siedziała w bezruchu, a w ręku trzymała zapalonego papierosa.
            - To co powiedziałeś mi w szpitalu było prawdą? - Zapytała w prost nawet nie spoglądając w mężczyznę. Patrzyła przed siebie. Nie chciała widzieć jego reakcji.
            - Nie wiem. - Westchnął.
            - W takim razie mogę uznać, że to było spowodowane szokiem i po prostu plotłeś bzdury?
            Takie postawienie sprawy byłoby najlepszym rozwiązaniem, jednak oznaczałyby ucieczkę. Slash popatrzył na Kate. W tym momencie wydawała mu się taka obca. Jak jeszcze nigdy. Bardziej obca od Jackie i od kogokolwiek. Westchnął. Nie wiedział, co miał powiedzieć. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że nie zatrzyma jej przy sobie. To nie jest możliwe. Zakrył się włosami i spuścił głowę.
            - Nie będę zaprzeczał, że mi na tobie zależy... może trochę za bardzo. Dawno mi na nikim tak nie zależało i jesteś pierwszą kobietą po śmierci mojej żony, z którą mógłbym... chociaż spróbować. - Powiedział szeptem. Jakby miał nadzieję, że Kate tego nie usłyszy. Jednak dotarło do niej każde słowo. Zdobyła się w końcu na to, aby popatrzeć na Slasha i zrobiło się jej szkoda gitarzysty. Siedział obok niej taki bezbronny. Miała wrażenie, że tym razem to ona mogłaby wycelować w niego pistolet, a Slash by nic nie zrobił. Uśmiechnęła się i położyła dłoń na jego kolanie. Slash podniósł wzrok, aby na nią popatrzeć.
            - Nie możemy być razem... będziemy się tylko krzywdzić... i nie chodzi tutaj o ciebie, a o mnie. Ja nie jestem jeszcze gotowa... i nie chcę... nie chcę wchodzić w relację, która i tak nie ma prawa bytu... i nie chcę też tracić w tobie przyjaciela...
            - Kate... - Zaczął jednak kobieta przerwała mu kładąc palec na usta, a potem głaskając po policzku.
            - Nic nie mów, dobrze..? Nie lubię pożegnań... - Szepnęła, a następnie usiadła mu na kolana i mocno się w niego wtuliła. - Nie wiem, może kiedyś, któregoś dnia... - Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i ponownie popatrzyła mu w oczy, aby go pocałować. Ostatni raz...


***

Kate odłożyła książkę, a następnie przykryła Alana kołdrą. Chłopiec zatrzymał wzrok na mamie. Uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w czoło. Wstała z łóżka syna i chciała już wychodzić, kiedy Alan podniósł się do pozycji siedzącej.
            - Czy pan Slash jest twoim chłopakiem? - Zapytał.
            Kate poczuła się jakby ktoś uderzył ją czymś w głowę. Alan uporczywie się w nią wpatrywał i oczekiwał odpowiedzi. Przecież widział co się takiego dzieje. Jego mama nigdy wcześniej nie spotykała się z żadnymi mężczyznami. Nawet z nimi nie rozmawiała. Slash nagle pojawił się w ich życiu, a Kate dopuściła go do nich. Przecież musiało być coś na rzeczy, tylko chłopiec nie rozumiał, dlaczego mama stara się to wszystko przed nim ukryć. Chyba doskonale wiedziała, że nie miałby nic przeciw temu. Chciałby mieć takiego tatę.
            - Nie jest. - Odpowiedziała wzdychając. Ponownie usiadła na skraju łóżka syna. Chłopiec smutno na nią popatrzył.
            - Dlaczego? Przecież lubisz pana Slasha! - Zaprotestował.
            - Lubię, ale my tylko ze sobą pracowaliśmy. Slash nie może być moim chłopakiem.
            - A moim tatą może być?
            Kate lekko się uśmiechnęła i zaczęła głaskać syna po głowie.
            - Wiem, że bardzo chciałbyś mieć tatę, jednak musimy poczekać na kogoś innego. Na pewno mój chłopak, a twój nowy tata gdzieś na nas czeka.
            Alan nic nie powiedział tylko ponownie się położył. Plecami do Kate. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Miał wrażenie, że właśnie coś zostało mu odebrane. Chłopiec nakrył sobie głowę poduszką. Kate chciała go pogłaskać, jednak się odsunął. Był zły na mamę i nie rozumiał tego co się działo. Kobieta właśnie tego się obawiała. Nigdy nie chciała robić złudnych nadziei. Alan przecież był takim wrażliwym chłopcem. Ciężko westchnęła i wstała z jego łóżka, a następnie wyszła z pokoju gasząc światło.
            Rick siedział za kratkami. Czekał na proces, jednak Kate nie czuła się bezpieczna. Nie mogła pozbyć się stanów lękowych. Wiedziała jedno, zostanie w Los Angeles nie wróżyło nic dobrego. Potrzebowały zmiany miejsca. Od dawna, jednak nigdy nie miała takiej możliwości, aż do teraz. Jeszcze kiedy zaczęła pracować nad okładką płyty Slasha wysłała swoje CV do agencji reklamowej w Nowym Jorku. Niedawno temu odezwali się, że chcą zaprosić ją na rozmowę. Jednak Kate nie była przekonana do tego pomysłu. Teraz wszystkie wątpliwości odeszły. Być może dlatego, że nie miała innego wyjścia. Usiadła na kanapie z laptopem na kolanach. Otworzyła odpowiedniego maila i napisała odpowiedź, że zgadza się na propozycję. Klamka zapadła. Zaczyna nowe życie, w nowym mieście. Bez Ricka i bez... Slasha.