17 czerwca 2016

Rozdział 36

       Witam. 
Tak, to jest już ostatni rozdział. Zakończenie, które tak naprawdę zakończeniem nie jest. Ta historia ciągnie się dalej. Ale z racji tego, że jest to ostatni rozdział pierwszej części chciałabym, aby skomentował go każdy kto czytał to opowiadanie. Naprawdę bardzo mi na tym zależy. I w sumie nie mam nic więcej do powiedzenia. Mogę jeszcze zaprosić na coś na kształt prologu, za tydzień. A teraz zapraszam do czytania oraz komentowania. Pozdrawiam! 



Rozdział 36

Po cichu wszedł do domu... Pierwsze, co go uderzyło to zapach alkoholu, moczu i jakby zepsutego jedzenia. Następnie Slash zobaczył, że na podłodze leży dosłownie wszystko. Zamknął za sobą drzwi. Wiedział jedno - ten kto tu mieszka  już dawno przestał sobie radzić. Stoczył się na dno i jest z nim gorzej niż było jeszcze parę tygodni temu. A przecież obiecywał, ze się poprawi, mówił, że musi wziąć się jakoś w garść dla chłopców. A to wszystko okazało się być pustymi słowami. Slash ciężko westchnął. Kopnął puszkę po piwie i jedyną myślą, jaką mu chodziła teraz po głowie, to były dzieci...
            Gitarzysta skierował się w stronę schodów. Miał tylko nadzieję, że chłopcy nigdzie nie poszli. Z resztą osoba, która powinna się nimi zajmować  przecież i tak by nie zauważyła ich nie obecności. Wbiegł na piętro i zajrzał do pokoju jednego z chłopców. Pusto. Tam też panował bałagan. Na łóżku były pudełka po pizzy, ubrania chłopca, zabawki leżały na podłodze. Zamknął drzwi, przeszedł parę korków i zajrzał do następnego pokoju, który należał do młodszego. Wtedy oczy dwójki chłopców skierowały się na niego. Siedzieli przed tv i oglądali jakiś film. Nawet nie bajkę, nie film dla dzieci. Z krzyków, który wydobywał się z telewizora Slash mogła wywnioskować, że jest to horror. Na pewno coś, co dzieci w ich wieku nie powinny oglądać.
            Jednak kiedy Gitarzysta przyjrzał się chłopcom, to miała wrażenie, że sam znajduje się w jakimś horrorze. Siedzieli jeszcze w piżamach, brudni. Młodszy był cały umazany w krwi i błocie. Starszemu  przetłuszczone włosy opadały na oczy i patrzyli na nią tak nieprzytomnie, jakby sami przed chwilą ćpali. Slash  zaraz zerwała się z miejsca i pobiegła do niech. Potrząsnął młodszym, który wykazywał brak reakcji na jakiekolwiek bodźce. Starszy tylko cicho się zaśmiał.
            - Co mu jest?! - Zapytał  starszego z chłopców.
            - Nie wiem, może umarł. - Odpowiedział.
            - Co? Co ty mówisz? - Popatrzyła w oczy młodszego, a potem lekko nim potrząsnęła. - Hej, słyszysz mnie? Wiesz kim jestem, poznajesz mnie?
            Brak reakcji. Nic, kompletnie nic.
            - Nie sądzę, aby poznawał. Odleciał.
            - Jak macie na imię? - Zapytał Slash. - Gdzie są wasi rodzice?!
            Starszy z chłopców popatrzył jeszcze raz na Hudsona. Blado się uśmiechnął.
            - Mama nie żyje, stary się zaćpa, a ja jestem Saul, a to mój brat Ash... Hudson. - Odpowiedział wzruszając ramionami.
            - Co? Saul Hudson?
            Slash poczuł, jak robi mu się gorąco. Przecież, to nie było możliwe. Przecież, to był jego dom, przecież, tu zostawił swoich synów, pod opieką... właśnie, sam nie wiedział kogo, ale ktoś miał się nimi zajmować. Popatrzył jeszcze raz na chłopca, który miał na imię Saul. Siedział tak obojętnie, jakby wcale go nie obchodziło, co się stało. Potem Slash przeniósł wzrok na Asha... z jego oczu biła pustka.
            - Mówię panu, on nie żyje. - Powiedział Saul. - A ja zostałem sam.
            Slash przewrócił się na drugi bok. Spadł. Syknął z bólu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, gdzie się znajdował. Był u siebie w domu, ale było tu czysta. Tak jak wieczorem, kiedy zasnął na tej kanapie. Ręce Hudsona całe się trzęsły, serce waliło mu, jak oszalałe. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. Nic więcej, jednak przeszedł przez niego dreszcz. Nie co dzień przecież śniło mu się, że jego młodszy brat, jakby umarł, prawda? W sumie, to wcale nie rozumiał sensu tego snu. Gitarzysta wrócił na kanapę i ciężko odetchnął. Mógł to tak po prostu zostawić, ale coś go tknęło, przecież to nie było normalne.
            Zerwał się do telefonu i wybrał numer do swojego brata. Długo nikt nie obierał. Bardzo długo. Za długo, tam naprawdę coś musiało się stać.
            - Slash, chyba cię powaliło, aby dzwonić do mnie o czwartej nad ranem!
            Gitarzysta zacisnął mocniej dłoni na słuchawce. Popatrzył na zegarek. Rzeczywiście, było jeszcze wcześnie rano. W sumie, to noc. Jednak odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał głos swojego brata.
            - Wybacz... miałem jakiś dziwny niepokój. Jeszcze tak długo nie odbierałeś, zmartwiłem się, Ash...
            - Bo jest noc! Spałem! Boże, czy ty zawsze musisz robić się rodzinny w takich dziwnych wypadkach. Idź spać i zadzwoń do mnie, jak będzie jakaś ludzka pora. Do usłyszenia.
            Brat się rozłączył, a Slash jeszcze długo stał tak ze słuchawką od telefonu. Chyba naprawdę nic takiego się nie stało. Ash zachował się, tak jak zawsze. I w sumie, to gitarzysta nie miał co dziwić się bratu, że ten po prostu lekko się zirytował. Slash pewnie też by tak zrobił. Odłożył słuchawkę i wrócił na kanapę. Nadal cały się trząsł. Ten koszmar jednak był dość dziwny. Jakoś wcześniej nie zastanawiał się nad tym, co przechodzili jego synowie, kiedy nie potrafił poradzić sobie po stracie żony. Wolał o tym nie myśleć.
            Jednak tknęło go coś jeszcze. Momentalnie zerwał się z kanapy i po schodach pobiegł na górę. Zajrzał do pokoju Londona, jednak zobaczył puste łóżko. Na chwilę podeszło mu serce do gardła... ale zaraz... przecież nic takiego się nie stało. London wieczorem gdzieś wyszedł i najwyraźniej jeszcze nie wrócił. Chyba... nie, popadaj w paranoje. Zamknął drzwi i zajrzał do Casha. Chłopak spał w ubraniach na łóżku. Koło niego leżał podręcznik od biologii. Slash ciężko westchnął i wszedł do pokoju. Podszedł do syna i zabrał książkę. Wtedy Cash się przebudził i z początkowym przerażeniem spojrzał na Slasha.
            - Co tu robisz? - Zapytał mrużąc oczy.
            - Sprawdzam czy wszystko w porządku. - Odpowiedział Slash chociaż zdał sobie sprawę z tego jak te słowa głupio brzmiały. Przecież Cash nie był już małym chłopcem i nie miał gorączki, czy też każdej innej choroby.
            - Idź spać. - Jęknął chłopak.
            Slash westchnął. Odłożył książkę na biurko i skierował się w stronę drzwi. Popatrzył jeszcze na syna.
            - Kocham cię, Cash... - Powiedział, a następnie nacisnął klamkę. Chciał już wyjść, kiedy usłyszał głos chłopaka.
            - Tato, chodź...
            Odwrócił się i ze zdziwieniem popatrzył na syna. Cash ziewnął.
            - No chodź... nikomu nie powiem, że spaliśmy razem. - Szepnął.
            Slash nadal patrzył się na syna i nie wiedział, co miał takiego zrobić. Może dalej mu się śniło. Cash natomiast nieznacznie się uśmiechnął i posunął się na łóżku. Hudson już nie zadawał żadnych pytań tylko położył się obok syna. Czuł się dość dziwnie, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. Cash nie był małym chłopcem, ale... czy to miało jakieś znaczenie? Chyba nie. Wolał się nad tym nie zastanawiać.
            - Też cię kocham, tato...


***

London opadł na poduszkę i sięgnął po paczkę papierosów. Czuł się dziwnie. Jakby miał poczucie winy, którego nie potrafił sobie wytłumaczyć. Ciężko westchnął, a następnie uśmiechnął się do Jennifer. Dziewczyna odgarnęła sobie włosy za ucho i położyła głowę na klatce piersiowej chłopaka. Dym papierosa zaczął roznosić się po niewielkim pomieszczeniu. Kochała ten zapach. Zawsze wywoływał u niej miłe wspomnienia, kiedy to była małą dziewczynką i siedziała w pracowni taty. Ojciec Jennifer był malarzem, zmarł trzy lata temu na raka, a od tamtej pory już nic nie było takie samo. Podniosła głowę i spojrzała na Londona, który nawet się nie uśmiechał. Starał sobie wszystko ułożyć, jednak to nie było takie łatwe. Odłożył papierosa do popielniczki, a następnie pogłaskał dziewczynę po policzku.
            - Mam wrażenie, że robimy coś złego. - Powiedział.
            Jennifer lekko się uśmiechnęła.
            - Można powiedzieć, że jesteś moim kochankiem, ale ja nie mam jeszcze męża, więc nie ma co się zadręczać.
            - Masz chłopaka... w ogóle, co powiedziałaś temu ćwokowi?
            - London, nie mów tak o nim!
            - Leżę w łóżku z jego dziewczyną po zajebistym seksie. Jest ćwokiem.
            Dziewczyna wywróciła oczami i ponownie położyła głowę na Londonie. Nie miała ochoty rozmawiać o swoim chłopaku. Oczywiście lubiła Jonathana, był naprawdę uroczy, kochany i czuły, zabawny... ale Jen czasami miała wrażenie, że nie rozumie jej potrzeb. Z młodym Hudsonem było coś innego. Jednak nie mogła z nim być. Już dawno temu powiedziała sobie, że nigdy nie zwiąże się z fizykiem. Przecież to mogłoby się źle skończyć. Tylko ciężko westchnęła i postarała się zasnąć, kiedy poczuła, że London podniósł się z łóżka. Przepraszająco na nią popatrzył i skierował się w stronę łazienki. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i przykrywając sobie kołdrą biust powiodła za nim wzrokiem. Coś czuła, że go straciła. Chyba już na zawsze. Tylko przecież nigdy nie był jej.
            London wszedł do łazienki i przemył twarz zimną wodą. Nie mógł odpędzić od siebie natarczywych myśli, które ciągle dudniły mu w głowie. Nawet nie chodziło o chłopaka Jennifer, bo jego miał gdzieś. Nawet go nie lubił. Pomyślał sobie, że w tym momencie powinien poczuć przypływ satysfakcji, że to on spędza ten wieczór z brunetką, a jednak nie. Popatrzył w lustro. Chodziło o Hannę. Ponownie... dlaczego nie mógł tak po prostu przestać myśleć o tej małolacie? Ciężko westchnął i pokręcił głową. Czasami miał wrażenie, że siebie nienawidzi. Przecież był taki beznadziejny. Połowę życia uganiał się za kobietą, która miała go i tak gdzieś. Czasami tylko lądowali w łóżku, ale to i tak nic nie znaczyło, bo następnego dnia musiał oglądać Jennifer w ramionach innego chłopaka. Hanna była niewinna i taka oddana. Tylko, że od ostatniej awantury w szpitalu się z nią nie widział, a przecież minęło już trochę czasu. Bał się. Nie wiedział, co miał jej takiego powiedzieć. Z resztą... bał się tego, co mogłoby się między nimi wydarzyć.
            Wyszedł z łazienki. Jennifer nadal siedziała na łóżku i bacznie mu się przyglądała, kiedy London zaczął zbierać z podłogi swoje ubrania i się ubierać. Nie tak wyobrażała sobie ten poranek. Przecież mieli działy dzień spędzić ze sobą, w łóżku, paląc papierosy i pijąc tanie wino. Jonathan i tak uczył się do egzaminu, a oni mieli wolne, więc co takiego ten London... Zerwała się z łóżka i podeszła do chłopaka. Wtuliła się w jego plecy, kiedy właśnie zapinał sobie pasek od spodni.
            - Nie zostawiaj mnie... - jęknęła. - Przecież miało być tak fajnie, a ty uciekasz.
            - Jen, musimy z tym wszystkim skończyć. - Westchnął. - Tylko ze sobą sypiamy, a to raczej kłóci się z moim systemem wartości.
            Jennifer wywróciła oczami.
            - Nie mów mi tylko, że tak bardzo przejmujesz się Jonathanem... przecież nawet się nie kumplujecie.
            - Nie chodzi od niego.
            London odsunął się od dziewczyny i sięgnął po swoją koszulę. Popatrzyła na Jen. Stała przed nim naga i wlepiała w niego te swoje, duże, ciemne oczy. Jednak... to chyba już nie działało. Nic nie czuł. Tylko pustkę i może odrobinę obrzydzenia do samego siebie.
            - O tę małolatę? Hanna, tak? - Zapytała.
            - Może o nią.
            - London, czy ty zwariowałeś? Ile ona ma lat? Przecież to gówniara!
            - Nie twoja sprawa. Myślę, że każde z nas powinno pójść w końcu we własną stronę. Kiedyś nam się nie udało, trudno. Teraz sam nie wiem, co takiego odstawiamy. Ukrywamy się przed całym światem, bo ty ciągle masz nowego chłopaka... Jen, mnie już taka zabawa nie kręci.
            Założył buty i podszedł do drzwi. Popatrzył jeszcze na dziewczynę. Patrzyła się na niego z szokiem. Nie spodziewała się tego. London przecież był na każde jej zawołanie, a teraz tak po prostu zerwał się ze smyczy? On tylko pokręcił głową i wyszedł. Bez żadnego pożegnania, bez niczego. Usiadła na łóżku i prychnęła. I tak wróci... wiedziała to.
            Natomiast London nadal nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak bardzo zagubiony. Wyszedł z kamienicy, w której mieszkało się mieszkanie Jennifer i odetchnął porannym powietrzem. Godzina była jeszcze wczesna, a słońce dopiero wstawało. Najprostszym  rozwiązaniem byłoby wrócić do domu, ale czuł, że nie ma ochoty na kolejne kłótnie ojca z bratem. Co raz częściej dochodził do wniosku, że ma ochotę odciąć się od tego wszystkiego. Zacząć nowe życie i niczym się nie przejmować. Tylko to nie było takie proste. Czuł się odpowiedzialny na swoją rodzinę, a przecież miał tylko ich. I tak niedawno London dostał odpowiedź z Pasadeny. Zgodzili się go przyjąć na staż, a to oznaczało, że raczej będzie musiał wyprowadzić się z domu. Przecież nie da rady codziennie dojeżdżać z Los Angeles. Jednak teraz nie chciał się nad tym zastanawiać. Postanowił, że trochę pochodzi po mieście i nagle poczuł się takie niebywałe szczęście. Wolność, której nic nie ograniczało. Pamiętał, kiedy mama mówiła, że najważniejsze jest to, aby cieszyć się z małych i prostych rzeczy. Właśnie to miała na myśli. Szedł prawie pustym chodnikiem. Mijali go tylko zaspani ludzie, którzy spieszyli się do pracy, a on miał ochotę się do nich uśmiechać. Już nie szedł ze spuszczoną głową, miała ochotę biegać, skakać, krzyczeć... jednak się opanował.
            Kiedy dotarł do domu myślał, że wszyscy będą jeszcze spali. Mylił się. Od progu został przywitany przez Lou. Pies zaczął piszczeć, skakać i wyć. London po chwili usłyszał głos Slasha, aby się uciszył. Chłopak pogłaskał psa za uchem, a następnie wszedł w głąb domu. W salonie nikogo nie było, jednak było włączone radio. Poszedł do kuchni i zobaczył i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przez chwilę myślał, że to wszystko mu się śni, jednak było prawdą. Cash siedział przy stole i tak po prostu rozmawiał ze Slashem, który smażył jajka na bekonie. London przetarł oczy. Usiadł przy stole i popatrzył na ojca.
            - A co wy tu robicie? - Zapytał z niedowierzaniem.
            - Rozmawiamy sobie. - Odpowiedział Slash. - Chcesz śniadanie?
            - Tak po prostu sobie rozmawiacie?
            - Boże, to już z ojcem nie mogę porozmawiać? - Prychnął Cash. - Gdzie ty się w ogóle włóczysz po nocach?
            London westchnął i powiedział, że nieważne. Nie miał ochoty spowiadać się ze swojej relacji z Jennifer. Z resztą, ona i tak nie miała już znaczenia. Uśmiechnął się do Slasha, kiedy ten postawił przed nim talerz z jajkami. Taki poranek w ich domu był dość surrealistycznym przeżyciem, a London zaczął się zastanawiać, co takiego wydarzyło się tej nocy.
            Z zamyślenia wyrwał go głos Slasha.
            - Idziemy dzisiaj na cmentarz, pójdziesz z nami.
            - Tak, jasne... tylko muszę się trochę przespać. - Westchnął London.


***

Slash postawił karton z książkami pod ścianą, a następnie ciężko odetchnął. Jednak nie chciał dać po sobie poznać, że ma problem z przeniesieniem paru pudeł. Popatrzył na Amy, która tylko się uśmiechała. Kobieta pokręciła głową i popatrzyła przez okno na miasto. Jej nowe mieszkanie mieściło się na piętnastym piętrze apartamentowca. Miała piękny widok na całe Los Angeles, a salon z ogromnym tarasem wychodził na stronę zachodnią. Czuła się szczęśliwa. Nie chciała myśleć, że jest inaczej. Chyba pogodziła się już z tym, że była zmuszona zamknąć pewien etap w swoim życiu. Oczywiście nadal tęskniła za Izzy'm, ale starała się na tym nie skupiać. Na razie odłożyli decyzję o rozwodzie, aby uniknąć rozgłosu w mediach, a sama Amy pragnęła skupić się na dziecku. Położyła rękę na brzuchu, kiedy poczuła, że maluszek się poruszył, a następnie uśmiechnęła się sama do siebie. Dwa dni wcześniej była na badaniu lekarskim i dowiedziała się, że urodzi synka. Niczego nie żałowała. Może tylko tego, że ojcem tego dziecka nie jest Izzy.
            - Slash, jesteś szczęśliwy? - Zapytała odwracając się do Hudsona. - Bo wiesz, ja myślę, że mimo wszystko jestem.
            - W takim razie cię podziwiam. - Odpowiedział. - Jakbym był na twoim miejscu... to sama dobrze wiesz, co by się stało.
            Amy wywróciła oczami, a następnie podeszła do Slasha i przytuliła się do niego. Mężczyzna zesztywniał, bo mimo wszystko nie był przyzwyczajony do takich gestów ze strony rudowłosej. Tylko teraz już nie musieli się przed nikim ukrywać... no może tylko przed Angie.
            Dziewczyna weszła do salonu i popatrzyła na tę dwójkę. Odkaszlnęła, a Slash momentalnie odsunął się od jej matki.
                        - Tak ogólnie, to nie przeszkadzajcie sobie... - Powiedziała z lekkim przekąsem. - Chciałam tylko powiedzieć, że jadę dzisiaj do taty na noc...
            - Pozdrów go ode mnie. - Powiedziała Amy.
            Angie kiwnęła głową i wyszła z salonu, a zaraz potem było słychać trzaśnięcie drzwiami. Slash lekko się speszył. Może i przeszło mu przez myśl, że jak teraz kobieta jest wolna, to oni mogliby w końcu spróbować. Przecież zawsze ktoś stał im na drodze. Jak nie Chris, to Izzy, jak nie Izzy to Perla, jak nie Perla, to jeszcze ktoś. Teraz oboje byli wolni. Tylko z drugiej strony wiedział, że to nie miałoby najmniejszego sensu, a chyba też nie chciał tego robić Izzy'emu. Jednak Stradlin nadal pozostawał jego kumplem.
            - Izzy jutro wyjeżdża? - Zapytał, aby zacząć jakiś temat rozmowy, bo cisza zaczynała robić się niezręczna.
            - Podobno tak... nie widziałam się z nim od... jakiś dwóch miesięcy. - Wzruszyła ramionami.
            Slash westchnął. Amy mogła wszystkim wmawiać, że już się pogodziła z sytuacją, jednak w jej głosie nadal było słychać ból.
            - A co z waszym domem? Skoro ty będziesz mieszkała teraz tutaj, a Izzy wraca do Indiany?
            - Laura ma się tam przeprowadzić. I nawet dobrze. Jej mieszkanie było za małe na ich trójkę, a tak, może nawet pomyślą o jeszcze jednym dziecku. - Powiedziała z uśmiechem.
            Slash kiwnął głową i już nic na ten temat nie powiedział. Chciał się zapytać jeszcze o Kate, ale stwierdził, że to nie ma sensu. Pewnie już nie było jej w mieście. Próbował się z nią kontaktować, ale bez większego skutku. Musiał się pogodzić z tym, że na dobre zniknęła z jego życia. Uśmiechnął się do Amy. Spojrzał na zegarek i przeklął pod nosem. Kobieta pytająco na niego popatrzyła.
            - Przepraszam cię, ale muszę już iść. Umówiłem się z chłopakami, że pojedziemy na cmentarz. - Powiedział.
            Amy podniosła jedną brew.
            - Umówiłeś się, czy ich zmusiłeś do tego? - Zapytała i wyczekująco na niego patrzyła.
            - Cash sam mi to zaproponował, więc nie wypada, abym się teraz spóźnił.
            - Zmiany na lepsze?
            - Mam taką nadzieję.
            Amy uśmiechnęła się. Slash podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek, a następnie wyszedł. Kobieta ciężko westchnęła i zabrała się za układanie książek.


***

Cash oparł głowę, a następnie zamknął oczy. Nigdy nie sądził, że to może być takie przyjemne uczucie. Kiedy tusz wpływa pod skórę. Starał się o niczym nie myśleć. Tak było po porostu lepiej. Odprężył się i skupił na nicości. Taka chwila spokoju, kiedy niczym się nie przejmował, nad niczym się nie zastanawiał. Pomysł z ucieczką był dosadnie głupi, bo przecież nie miał do kogo iść. Jednak wtedy kierowała nim desperacja. Słowa Slasha nadal dźwięczały mu w uszach i miał wrażenie, że już nigdy ich się nie wyzbędzie. Mimo tego, że być może to nie była prawda. Sam nie wiedział, ale też nie chciał o tym myśleć. Zacisnął mocniej powieki. Chyba powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego tatuowanie uzależnia. W tym bólu była jakaś nutka przyjemności, której nie mógł się oprzeć. Otworzył oczy i spojrzał na kobietę, która była sprawczynią tego całego zamieszania. Nie chciał z nią rozmawiać, bo ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego kim jest. Jednak przyjemnie było na nią popatrzeć, tym bardziej, że miała bluzkę z dość sporym dekoltem. Od czasu do czasu tylko się do niego uśmiechała. Cash ponownie zamknął oczy. Dobrze wiedział, że nie może zostać w tym mieście. To nie było miejsce dla niego. Tylko musiał jeszcze trochę poczekać ze swoją ucieczką. Nie teraz...
            Stracił poczucie czasu. Wszystko wydawało mu się być chwilą. Z transu wyrwał go głos dziewczyny, że już skończyła swoje dzieło. Cash westchnął, bo było mu trochę szkoda tej przyjemności. Na pewno jeszcze to powtórzy. Spojrzał na swoje ramię, a na nim widniał napis

I love my dad. I hate Slash.

            Kobieta udzieliła mu instrukcji jak ma dbać o tatuaż. Chłopak się tylko do niej uśmiechnął, a następnie wyszedł ze studia.
            Nienawidził Slasha.
            Nienawidził tego miasta.
            Ale kochał swojego ojca. I tylko to go trzymało na miejscu. Póki co. 



Ciąg dalszy nastąpi...

8 komentarzy:

  1. No i koniec...Jak to zleciało te 36 rozdziałów. Nie wiem. Teraz tylko czekać na prolog, ale najpierw o tym rozdziale!
    Czytając początek czułam się zdezorientowana i po chwili zorientowałam się, że to sen. Dość realistyczny. Tak jakby...Tak wyglądało dzieciństwo chłopaków. Niezadbani. Dom przypominający miejsce kogoś kto upadł na samo dno. Znajome... Mama nie żyje. Tata się zaćpa. Jeszcze bardziej znajome. Tak samo jak sen Londona tak ten są genialne i super, że takie coś się pojawiło! Zupełnie oderwane od rzeczywistości, a sporo mówi... Hudson się obudził i panika. Na ogół przy takich realistycznych snach ludzie zastanawiają się co tak naprawdę się wydarzyło. Teraz śnią czy wtedy? To się wydarzyło czy im się zdawało? I dobrze jest się upewnić... I może wydawałoby się to głupie, ale Hudson zadzwonił do młodszego brata bo miał złe przeczucie. Reakcja Asha jest dość normalna. W sumie nie mają takiego zajebistego kontaktu, nie gadają dzień w dzień, więc telefon o czwartej w nocy nie był mile widziany. Wybudził go, więc Ash nie chciał gadać, bo po co skoro jego starszy brat miał głupi sen i coś sobie ubzdurał? Slash się upewnił. Z Ashem wszystko dobrze. Ale chłopaki? Śnili mu się chłopcy...Mali chłopcy. Jego chłopcy. Od razu poszedł do Londona. Pusto. Pierwsza myśl to panika, ale London to nie pięcioletnie dziecko. To dorosły facet, który może sobie wracać kiedy chce. Gdzieś wyszedł i już. Jeszcze kontrola u Casha. Zasnął. To też nie jest mały chłopiec, więc ta kontrola go zdziwiła tym bardziej przy ich stosunkach. No i coś czego chyba nikt się nie spodziewał. Słowa Slasha to jedno. Każdy tu wiedział, że kocha swoich synów. Ale coś innego dziwi. Cash nie został obojętny. Chciał aby ojciec został. Dla Hudsona też niezły szok. Przesłyszał się? Nie. I dalej " Też cię kocham, tato..." Tak jakby wszystko miało prowadzić do dobrego.
    No i London. Można się było tego spodziewać. Nasza biedna, nieświadoma Hanna. Hahaha. No ale tak London leżał sobie z Jennifer. Tak z tą zajebistą laską. Wszystko super. Wylądowali razem w łóżku. Dobry seks. Dodatkowo zrobił na złość jej chłopakowi. Satysfakcja? No właśnie nie zbyt... Bo coś mu nie daje spokoju, trochę go zżera i po części wpędza w poczucie winy i nie coś, ale ktoś... Ta Hanna. Mała, niewinna, brunetka, która jest w wieku Angie, a jednak...zadziałała na niego skoro wciąż o niej myśli. Z Jennifer wylądował w łóżku. Nie pierwszy raz, ale nigdy jego nie była...Zawsze tego chciał, a tak naprawdę zawsze była kogoś innego. No i taki kontrast. Hanna, która jest mu tak oddana...z którą może sobie zrobić co chce. No a w sumie to mógł, bo po tamtej akcji Hanna pewnie nie chciała się z nim kontaktować. Nie znała Londona tak naprawdę, a tamta akcja... Mocno ją przestraszyła, więc odpuściła. No i przestali się spotykać, ale on wciąż myśli. Znając życie ona też. Ale tym razem London postanawia z tym skończyć. Jenn niby chce go zatrzymać i nawet te jej oczy już nie działają. Nowość. Nie czuje nic. Chce sobie iść. A Jenn jak to kobieta wyczuwa o co chodzi. Nie o nią. Nie o Jonathana, ale właśnie o Hanne, która w jej oczach jest zwykłą gówniarą. Spotkali się raz, dwa, trzy Jenn może pomyślała, że London się chciał zabawić, nie dała mu...No trudno. Ale, żeby aż tak miał nią sobie głowę zaprzątać? London wychodzi, a Jenn jest i tak pewna, że wróci. Ale czy na pewno? Chyba ostatecznie zerwał się z jej "smyczy." A jemu chyba z tym dobrze. Poczuł wolność. Nic nie musi. Nie jest niczym ograniczony. Z czym wiąże się też fakt, że przenosi się do Pasadeny, odetchnie trochę i przestanie żyć życiem innych ludzi. Zadba o siebie i swój interes. Tylko wraca do domu i widzi obrazek, którego się nie spodziewał. Cash rozmawia ze Slashem. Po prostu rozmawia. JAK TO MOŻLIWE? Możliwe... Ale to też musiał być szok. Bo jak to? Haha. A jeszcze informacja, że idą razem na cmentarz. Robili to razem? Bardzo rzadko o ile w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i Amy... Zaczyna nowy rozdział. Izzy wyjeżdża. Coś się kończy, coś zaczyna. Faktycznie Amy może czuć się szczęśliwa, ale Slash ma rację. W jej głosie wyczuł ból. Wciąż tęskni i kocha. I będzie. A on ją. To chyba jest najgorsze, że dwie osoby, które się kochają nie są razem...Bo tak potoczyło się życie. Amy będzie miała syna. Angie i Laura brata. Nie może żałować...Chociaż faktycznie gdyby ojcem był Izzy wszystko wyglądałoby inaczej. Ale nie wygląda. Amy przestała gdybać i wzięła się za swoje życie. Nie tylko u niej wszystko idzie ku lepszemu. U Slash też.
      No i tatuaż Casha, chyba dość zrozumiały wybór... Sama prawda. Kocha swojego tatę nad życie...Pragnie jego miłości, tylko zbyt często styka się ze Slashem. Slashem, którego nienawidzi i którym gardzi. No i to się rodzi to podsumowanie. Nienawidzi tej kreacji scenicznej jaką jest Slash. Nienawidzi Los Angeles... Tylko z drugiej strony kocha swojego tatę i nie może odejść. Nie chce. Jeszcze. No właśnie... Póki co brzmi niepokojąco, ale teraz musi czekać na następny. Mam nadzieję, że pojawi się za tydzień! Proszę bez żadnych opóźnień...Akurat ładnie zaczniemy wakacje nowym rozdziałem! Tak sobie wyobrażałam końcówkę i nie zawiodłam się... Skręca mnie już z ciekawości jak to dalej dokładnie rozpiszesz, więc czekam na prolog ♥

      Usuń
  2. Witam ponownie!
    Małe sprawy organizacyjne:
    OGROMNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE OPOWIADANIE BĘDZIE KONTYNUOWANE, JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ! KOCHAM CIĘ! <3 <3 <3
    Druga sprawa: haha, chciałam się pochwalić xD Miałam wczoraj egzamin zawodowy pisemny. Według klucza odpowiedzi mam zdane :D Jeszcze tylko praktyczny we wtorek. :D

    Teraz przechodzę do rozdziału.
    Sen Slasha. Szczerze, gdy wszedł do tego domu i spotkał dzieci, a właściwie siebie i Asha, to ten
    obrazek bardziej mi się skojarzył z Londonem i Cashem. Śmierci matki, ojciec który ćpa, w domu totalny bałagan i ta dwójka pozostawionych samych sobie chłopców. To bardziej jak wspomnienie.
    Starszy mówi, że młodszy umarł. Kolejne skojarzenie z losami Casha i Londona jak byli dziećmi- to, co mówił London, że Cash nie przeżyłby jednego dnia po śmierci mamy bez jego pomocy. Tu taka jakby sytuacja odwrotna- jakby starszy w ogóle nie zainteresował się młodszym. Jakby jego los był mu obojętny.
    I przebudzenie się. Od razu Slash zadzwonił do brata...i nie dziwię mu się. Tu miał rację, w końcu niecodziennie się "widzi"/ śni jak młodszy brat umiera. Już dzwonil, Ash nie odbierał, a Saul się denerwował, normalnie prawie popadał w paranoję...w takim chwilach nie patrzy się na zegarek. Ja raz wstałam z takim przeświadczeniem, że jest 7:30, a ja na 8 do szkoły...wstaję, zapalam światło, ubieram się...patrzę na zegarek, a tu 3:15.
    Upewnił się, że z bratem wszystko w porządku i poleciał sprawdzić chłopaków. To był dziwny sen...bardzo dziwny. Śnił o małych chłopcach, może w tym momencie zdał sobie sprawę, jak to wszystko musieli przeżywać bracia, jak Perla umarła, a on ćpał na potęgę. Wówczas byli dziećmi, jeden miał 12 lat, drugi 10, a musieli sobie jakoś poradzić. Nikt im nie pomógł. Ojciec, który powinien być przy nich...nie było go.
    "Jakoś wcześniej nie zastanawiał się nad tym, co przechodzili jego synowie, kiedy nie potrafił poradzić sobie po stracie żony. Wolał o tym nie myśleć."- no wlaśnie. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.. Własnie zdał sobie sprawę, że mogło się to potoczyć jak we śnie. Perla umarła, on niemalże się zaćpał...a chłopcy mogli nawet umrzeć z głodu. Byli pozostawieni samemu sobie. Dopiero po tylu latach, do Slasha trafiło to w pełni. Może i teraz w pełni zrozumiał Casha.
    Sen był niemalże proroczy.
    Poszedł sprawdzić pokój Londona, przez chwilę serce mu stanęło, ale sobie przypomniał. No tak, w końcu London jest dorosły, może sobie wychodzić na noc. Nie ma już pięciu lat.
    Poszedł do Casha.
    Cash uczył się biologii? Co mu się stało, haha?
    Śpiący Cash...śpiący syn...może ponownie go zobaczył jako tego małego, bezbronnego chłopca.
    Ale Młody nie jest już małym dzieckiem...i się zdziwił. Słowa Slasha "Kocham Cię, Cash", każdy wie, że on kocha synów. Powiedział to...po prostu. Bo go kocha.
    A Cash...wcale tego nie zignorował. Odpowiedział...i jeszcze chciał, żeby tata z nim spał.
    " - No chodź... nikomu nie powiem, że spaliśmy razem. - Szepnął."- to musiał być uroczy obrazek :')

    London? London palący? London po "zajebistym seksie"? LONDON?
    Co się stało z tym Londonem, którego znam? Którego znamy wszyscy?
    Jennifer podobała mu się kiedyś...do czasu jak nie spotkał Hanny. On teraz ma poczucie winy...bo kocha Hannę. Może nie zdaje sobie w tym momencie z tego sprawy...ale ją kocha i przez to ma poczucie winy. A raczej dzięki temu
    Teraz Jennifer, po "opisie" swojego chłopaka, skojarzyła mi się z Jackie. To chyba ta sama krew.
    Ciągle myśli o Hannie. Teraz przydałby się Cash, który powiedziałby: "To miłość, braciszku!". No niekoniecznie Cash...niekoniecznie ktokolwiek, ale ważne, aby London zdał sobie sprawę, że kocha, tę niewinną, małą Hannie.
    Skoro z nią się tyle nie widziałeś, to gazu London! Spodnie na tyłek i lecisz!
    Przez chwilę pomyślałam: ale co on powie Hannie, jak ta się dowie, że spał z Jen. Ale od razu zdałam sobie sprawę, że przecież nie są (jeszcze) w związku.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie jej odpowiedział, oj ładnie.
      Taaak...był na każde jej zawołanie, bo mu się podobała...do czasu. Do czasu, aż spotkał Hannę. Do czasu, aż się zakochał.
      Żebyś się nie zdziwiła, Jen. On już nie wróci.
      Pytanie tylko, czy ona w zemście nie powie Jonathanowi jakiś bzdur, by miał powód czepiać się Londona. Mam nadzieję, że nie, zresztą, jak to jest ostatni rozdział pierwszej części...
      A właśnie! Co do części drugiej, to to będzie to, co dzieje się x lat później, czy jak?

      London tak się cieszy, że "zerwał wszystkie stosunki" z Jennifer. Cieszy się, jak jeden mój kolega, który cały dzień skakał z radości, po zerwaniu, haha.
      Ciekawe, jak to będzie z tą Pasadeną.
      Czy nie powinien się cieszyć, widząc, że między bratem a ojcem jest dobrze? W sumie był lekko zdziwiony, ale tutaj wygrał Cash: "Gdzie ty się w ogóle włóczysz po nocach?"- hahahaha, tak się go zapytał, jak rodzic, hahahahaha.
      Albo jakby zamienili się rolami. W końcu to Cash miał w zwyczaju znikać.

      Slash! Starość, nie radość, hah. W końcu w apartamentowcu powinna być winda, prawda?
      Och, nadal jest mi żal małżeństwa Stradlinów...to wszystko tak się sypnęło...Ale Amy nikomu nie wmówi, że nie tęskni i nie będzie tęskniła za Izzym. Będzie. On za nią też. Zawsze już ją będzie kochał.
      Ciekawa jestem, czy w drugiej części będzie coś o Izzym i Amy.
      Slash...już nie przeginaj. Czy tego chcesz, czy nie, czy tego chce Izzy, czy nie, Amy i tak zawsze będzie Stradlina.
      Tak, oboje są wolni, ale wiedzą, że nic by z tego nie wyszło. Są przyjaciółmi...bardzo dobrymi przyjaciółmi, podobnie jak Slash z Izzym- też najlepsi przyjaciele. Nawet gdyby z relacji Amy-Saul miało coś wyjść, Slash nie zrobiłby tego Izzy'emu, swojemu kumplowi.
      Laura chce mieć kolejne dziecko? No, rodzinka się rozrośnie :)

      Cash zrobił tatuaż? I to bardzo piękny tatuaż...w którym zawarte jest wszystko. Może i pomysł ucieczki był głupi, ale Młody był zdesperowany. Tak, tych słów, jak już kiedyś mówiłam, nie zapomni.
      Nienawidzi Los Angeles, tego niby wspaniałego Miasta Aniołow. Nienawidzi Slasha, tej ikony scenicznej, ikony muzyki rockowej. Kocha ojca, chce miłości ojca, chce rozmawiać i żyć z ojcem, ale często spotyka się ze Slashem.
      Skończy szkołę, może studia...wyjedzie. Ale to dalsza przyszłość. Na razie zostanie tu.
      Z tatą, którego kocha.

      Piękny rozdział...to naprawdę jest piękny, wspaniały rozdział i ta końcówka. Naprawdę. Te 36 rozdziałów...tak szybko minęło, naprawdę szybko. Dopiero co London biegał na dwa kierunki, a Cash nie dopuszczał ojca do siebie, Stradlinowie byli razem...tyle się zdarzyło. :')

      Jej, wakacje powitamy nowym rozdzialem nowej części! Już się nie mogę doczekać!

      Dziękuję Ci za to opowiadanie, Rose! :*
      Weny i pozdrawiam! :**

      Usuń
  3. Przybywam.

    Cholera, szybko to zleciało. Naprawdę szybko. Ale muszę powiedzieć, ze po raz pierwszy w życiu miałam sytuację, że czytam opowiadanie i już na początku wybieram sobie kto mnie interesuje, kogo mam gdzieś, kogo uwielbiam, kogo nie znoszę. I w każdym opowiadaniu zawsze moje uczucia względem jakiejś postaci się zmieniały, a u Ciebie w ogóle, haha. Nawet w twoim "Zagubionym Księciu" od początku nie znosilam Alice, Lily uważałam za największą ofiarę losu, uwielbiałam Artura. I chyba do końca nic się nie zmieniło. Tutaj nie znoszę Casha, Amy, kocham Izzy'ego i Angie, Jackie była cholernie interesująca mimo tego wszystkiego co tu robiła i każdy pewnie miał ją za sukę, Rick to samo, nadal jestem w #teamKate!

    No nie wierzę, czy Slashowi musiała śmierć zajrzeć w oczy (postrzał przez Ricka) żeby w końcu poprawiły sie jego relacje z synami? Niestety... wszystko zaczyna się doceniać dopiero, kiedy się to straci. Dobrze, że oni nie stracili. Mają już tylko jednego rodzica i naprawdę cała trójka powinna dbać o te dobre relacje.

    O Jezu, doszło do czegoś z Jen! Pamiętam, ze tak w głębi duszy liczyłam na to, ze ona i London będą razem i odpuści sobie tą Hannę. Teraz przez chwilę też miałam taką nadzieję, no ale... skoro obydwoje mieliby się męczyć w tej relacji...

    Jezu, już się bałam że Slash i Amy będą razem. Tego bym nie przeżyła, przysięgam. Nikt w opowiadaniu chyba nie przeżyłby tego.
    Izzy się jednak wyprowadza... Ale co z Angie? Zostaje z matką czy też wyjeżdża do Indiany? Mam ogromny niedosyt, jeśli chodzi o ich wątek.

    No cóż... pozostaje mi tylko czekać na kolejną część! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. "Boże, czy ty zawsze musisz robić się rodzinny w takich dziwnych wypadkach." -> Ahahahahha XD
    Chwila, co?! Czyli, że po tym wszystkim Amy nagle stwierdza, że jest szczęśliwa, tak? Nie no, super. Wgl ekstra. Chyba jednak wolę to uznać za wahania nastrojów kobiety w ciąży. -.- A Izzy co? Też może doszedł do wniosku, że jednak jest szczęśliwy? A Angie uświadomiła sobie, że ma kochaną rodzinkę? I w ten sposób wszystko jest jak zawsze pięknie i miło...
    Nie wierzę. Naprawdę. W sumie to szybko im przeszło. Wszystkim. Najpierw zamieszanie, kłótnie, a teraz wszystko w porządku i nawet Amy pozdrawia Izzy'ego! żeby tylko Angie nie zapomniała przekazać Izzy'emu, że Amy jest mimo wszystko szczęśliwa! I uśmiechnąć się do niego, powiedzieć, że wszystko jest dobrze!
    Chociaż London się wziął w garść...

    OdpowiedzUsuń
  5. Relacja Casha i Slasha jest w luj skomplikowana... Ale dobrze, że chociaż raz na jakiś czas i jeden, i drugi potrafią się przyznać do tego, że potrzebują siebie nawzajem.
    Hmm... Obrzydziło mnie, jak Slash pomyślał o Amy w ten sposób... Czy faceci zawsze muszą mieć tylko jedno na myśli?... :/
    Hmm... Z tego, co pamiętam, wcześniej nic nie było o tym, że relacja Londona z tą koleżanką wygląda właśnie tak... Wydawał się raczej grzecznym chłopcem...
    Kurczę... Wciąż nie wiadomo do końca, jak z stanem psychicznym Stradlina...
    Tatuaż Casha genialny, choć może to zaboleć Slasha...

    OdpowiedzUsuń