03 marca 2016

Rozdział 25

      Witam. 
Robię małą niespodziankę i publikuję rozdział już dziś. Doszłam do wniosku, że lepiej wrzucić go dzień wcześniej, niż dzień później. Także... jest. Ostatnio mam wrażenie, że akcja trochę stoi w miejscu, ale może to tylko moje odczucia. Do końca zostało w sumie około dziesięciu rozdziałów, ale czasami zastanawiam się nad napisaniem drugiej części. Jednak to wszystko będzie zależało od liczby czytelników, a może bardziej komentujących czytelników. Zostawiam was teraz z rozdziałem i pozdrawiam! 



Rozdział 25

Zaparkował samochód pod budynkiem, gdzie właśnie odbywały się zdjęcia na planie filmowym, na którym miała być Jackie. Slashowi wydawało się być to wszystko trochę absurdalne, aby tak po prostu odwiedził ją w pracy, ale kiedy się umawiał z aktorką, to nie wpadło mu to nawet do głowy. Wysiadł z samochodu i z przykrością musiał stwierdzić, że zaczął padać deszcz. No tak, dawno nie padało, to w końcu musiała przyjść ta chwila. Problem polegał na tym, że w tym momencie rozpętała się istna burza i nim zdążył przejść te parę metrów z samochodu do budynku, to był tak mokry, jakby ktoś wylał na niego wiadro wody. Slash przeklął w myślach. No na pewno nie tak wyobrażał sobie pierwsze po latach spotkanie z Jackie. Z drugiej strony, czym się tak przejmował. Przecież, to nie była randka. Chyba, nie był do końca pewien.
            Slash nawet nie wiedział dokładnie, gdzie ma się udać. No tak, Jackie zawsze była roztrzepana i zapominała o takich ważnych kwestiach. Nie pozostało mu nic innego, jak po prostu iść po schodach na górę. W połowie drogi napotkał na młodego chłopaka, który zmierzył go wzrokiem i wyglądał tak, jakby zaraz miał dostać zawału. Wbił wzrok w Slasha i nie mógł spuścić z niego w oczu, natomiast Hudson dość dziwnie się poczuł. Głupkowato się do niego uśmiechnął i postanowił, iż jego zapyta o drogę.
            - Cześć, szukam Jackie Mayhew, wiesz może, gdzie ją znajdę?
            W tym momencie chłopak jakby otrząsnął się z transu i popatrzył w górę schodów.
            - JACKIE, KTOŚ DO CIEBIE! - Wydarł się, a potem popatrzył na Slasha. - Zaraz powinna być. - Dodał i zbiegł ze schodów. Wydawać by się mogło, że przy samym końcu zaraz z nich spadnie. No cóż, był to dość dziwny osobnik, ale Slash postanowił dłużej się nad nim nie zastanawiać. Miał na głowie ważniejsze sprawy, a w tym momencie Jackie była najważniejsza. Wzruszył ramionami i poszedł dalej na górę.
            Kiedy znalazł się tylko na piętrze, to dostrzegł tam ogromne zamieszanie. Wszyscy biegali, jakby miało zaraz coś się zawalić. Najprawdopodobniej budynek, w którym się znajdowali. Każdy coś krzyczał, każdemu coś nie pasowało, a w tym wszystkim Slash. Im dłużej znajdował się w tym miejscu, to tym bardziej zdawał sobie sprawę, że raczej nie jest to odpowiedni czas na jego odwiedziny. Z resztą, to Jackie mogła nawet zapomnieć, że się z nim umówiła. Zawsze taka była, coś wypadało jej z głowy, a potem udawała głupią, że nic nie było na rzeczy. Jedna z jej licznych wad, ale może i to było w niej urocze? Hudson postanowił, że nie będzie więcej jej szukał, tylko po prostu usiadł na krześle, które stało pod ścianą. Nikt nie zwrócił nawet na niego uwagi, co było dość dziwne. No przecież wiadomo, że nie był zatrudniony do pracy przy tym filmie, a wszyscy go ignorowali. Jednak coś zaczęło mu się w tym podobać. To było, w końcu to czego od dawna pragnął. Wszyscy mieli go gdzieś, nikogo nie obchodziło, co takiego robił i kim jest. Było coś w tym pięknego, ale z czasem zaczynało robić się trochę irytujące, bo Jackie jak nie było, tak nie było.
            - John, przestań, na dziś ja już skończyłam. Wszystkie sceny z moim udziałem zostały nagrane, to teraz idę do domu. Z resztą się umówiłam!
            Usłyszał jej głos, dość poirytowany głos. Slash podniósł głowę i popatrzył w prawo. Zobaczył Jackie idącą w szlafroku, wymachującą rękoma, a za nią szedł jakiś facet koło czterdziestki i najwyraźniej coś mu się nie podobało. Jednak znajoma Slasha zachowywała się, jakby była wielką gwiazdą. Robiła miny niezadowolenia, a sam Gitarzysta miał wrażenie, że jego była partnerka zaraz strzeli foch na owego Johna.
            - Twój dzień pracy się jeszcze nie skończył. - Powiedział mężczyzna zagradzając jej drogę.
            - Kochany, wiem, jesteś moim menadżerem i dbasz o to, aby mnie nie wyjebali, ale spokojnie. Reżyser powiedział mi, że mogę sobie iść już do domu, bo nie jestem już potrzebna. Ty też możesz iść do domu, do żony, dzieci... zajmij się sobą, a nie mną, bo... - Popatrzyła na Slasha i mile się uśmiechnęła. - Ktoś po mnie przyjechał i ten ktoś nie ma zamiaru słuchać twojego marudzenia. - Dodała patrząc jeszcze na swojego menadżera.
            W tym momencie Slash przypomniał sobie też, jaka jest naprawdę Jackie. W sumie, to w sprawie charakteru mógł porównać ją do Axla. Może nie wkurzała się o byle co i nie chodziła i nie wydzierała się na ludzi, tak dla sportu, ale za to miała własne postrzeganie świata, które raczej kłóciło się ze wszystkimi światopoglądami jakie było możliwe. Miała też dość egoistyczne podejście. Ważne było, to co ona czuła, to co ona chciała, a jak coś nie szło po jej myśli, to było już źle. Miała się za wielką gwiazdę, chociaż nikt by jej tego nie potwierdził. Była Jackie kontra reszta świata. Slash patrzył na nią i zastanawiał się, co właściwie takiego tu robi. Chyba naprawdę musiał być już kompletnie zdesperowany, że zgodził się na to spotkanie. Na świecie jest tyle ciekawych ludzi, a on musiał wybrać właśnie Jackie. Jednak miała coś jeszcze podobnego do Axla. Przyciągała do siebie ludzi. Jeśli się ją poznało, to chciało przebywać się w jej towarzystwie. Charyzma, która biła z tej kobiety po prostu nie pozwalała odejść obojętnie, a Slash po raz kolejny dał się na to złapać.
            Jackie poklepała po ramieniu Johna, uśmiechnęła się do niego, coś mruknęła, a potem minęła go i podeszła do Slasha. Stanęła nad Gitarzystą, on podniósł oczy i zatopił się w jej czekoladowych oczach. Jeśli parę chwil wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, to teraz wszystkie odeszły.
            - Fajnie, że jesteś. - Powiedziała odgarniając sobie włosy za ucho. - Daj mi tylko trochę, czasu, aby się ogarnąć... z resztą, to chodź ze mną, nie będziesz przecież tu tak siedział. - Powiedziała wszystko na jednym oddechu. Spojrzała w stronę menadżera. - John, do domu! - Warknęła na niego, jak na psa, a nim Slash zdążył cokolwiek powiedzieć, to pociągnęła go za rękę w stronę swojej garderoby.



***

Siedziała tyłem do Slasha, a przodem do lustra. Widziała w odbiciu Hudsona, który uporczywie się jej przyglądał. Sama zaczęła studiować go wzrokiem oceniając, jak bardzo się zmienił. Jednak te parę lat wyraźnie się na nim odbiło, ale Jackie musiała przyznać przed samą sobą, że nadal ten mężczyzna działał na nią, jak mało kto. Zaczęła zmywać makijaż, który dwie godziny temu nałożyła jej na twarz charakteryzatorka. Z sekundy, na sekundę twarz Jackie zaczęła pokazywać jej prawdziwy wiek. Kobieta już nie wyglądała, jak dwudziestolatka, która wyszła właśnie z dyskoteki. Powoli zaczynała zamieniać się w prawdziwą Jackie, która chyliła się już ku czterdziestce. Wyrzuciła wacik, rozpuściła sobie włosy i odwróciła się przodem do Slasha, który w tym momencie opuścił wzrok w na swoje buty. Wyglądał, jak zagubiony chłopiec, który za bardzo nie wiedział co się dzieje, ale też, co ma ze sobą zrobić.
            - Co taki spięty jesteś? - Zapytała odganiając sobie włosy za ucho. - A wiem, przeraziłeś się tym, jak wyglądam. - Dodała z uśmiechem.
            - Nie, nie o to chodzi. Po prostu... mam ostatnio gorszy czas. - Westchnął.
            - Chcesz pogadać?
            Spojrzał na kobietę. Użyła dokładnie tych samych słów, które każdego kierował do Casha. On przecząco kręcił głową, Slash natomiast się wkurzał. W tym momencie nawet zrozumiał zachowanie swojego syna, bo Slash raczej też nie chciał tłumaczyć się przed Jackie. Jednak nie chciał zachować się, jak jego syn. Miał dylemat, co takiego właściwie powiedzieć.
            - Może później? - Odparł. Wydało mu się to najbardziej stosowne rozwiązanie. Przecież dał szanse, że jeszcze o tym porozmawiają.
            Jackie lekko się uśmiechnęła i wstała z krzesła. Z racji tego, iż miała na sobie tylko szlafroczek, który idealnie podkreślał jej atuty, Slash nie mógł oderwać wzroku od jej ciała. Podeszła do niego bardzo powoli kręcąc biodrami, a potem usiadła mu na kolana. Popatrzyła Hudsonowi w oczy.
            - A teraz na co masz ochotę? - Zapytała słodkim głosikiem. Szlafrok opadł jej z ramion i siedziała już przed Slashem w samej bieliźnie.
            - Wiesz? Nie byłem z żadną kobietą od... jakiś czterech lat, może dłużej... nie wiem.
            - Cztery lata?!
            - Sam się sobie dziwie.
            No jednak to był zaskakujący fakt dla nich oboje. Jackie nie mogła uwierzyć w to o tyle, że miała przed sobą Slasha. Może i patrzyła jeszcze na niego przez pryzmat rock n rolla, ale Hudson był wolny. Miał prawo robić, co chciał i z kim chciał. I właśnie, to było dziwne, że od czterech lat jakoś te sprawy przestały go interesować. Popatrzył na Jackie i zdał sobie sprawę z przyczyny tego stanu rzeczy. Zabawy z dziewczynami na jeden raz po prostu już nie były dla niego. Może i bał się przyznać przed samym sobą, ale w końcu poczuł ponowną chęć stabilizacji. A niestety żadna z kobiet, które znał, które miał okazję poznać bliżej w jego oczach nie nadawała się do jakiegokolwiek związku. Może był za bardzo wybredny? Może szukał w każdej z nich żony? Sam tego nie wiedział. W sumie, kiedy tak popatrzył na Jackie, to nawet uświadomił sobie, że Kate to też nie jest tą, której szuka. Była za młoda, miała syna, a do tego jeszcze byłego męża psychopatę. Natomiast Jackie... Jackie to wieczna tajemnica.
            Kobieta już nic nie odpowiedziała tylko delikatnie zaczęła całować Slasha, jakby się bała, że Hudson zaraz ją odepchnie. W końcu, nie wiedziała na co może sobie pozwolić. Slash po pewnym czasie zaczął odwzajemniać jej pocałunek i błądzić dłońmi po ciele Jackie zatrzymując się na ramiączkach od stanika i zdejmując je. Brunetka oderwała się od ust Hudsona i sama zdjęła stanik. Slash w tym momencie zaczął wpatrywać się w jej piersi i uświadomił sobie, że za każdym razem, kiedy szedł z tą kobietą do łóżka, to był na haju, nigdy nie kochał się z nią na trzeźwo. Stop, czy kiedykolwiek się z nią kochał? Raczej to było takie po prostu pieprzenie się, ale chyba nigdy żadne z nich nie wkładało w to uczucia. Zamarł w bezruchu.
            - Coś nie tak? - Zapytała Jackie bawiąc się kosmykiem jego włosów.
            - Jackie, nie zrozum mnie źle, ale... nie chce aby, to było tylko takie sobie pieprzenie się dla samego pieprzenia się... bo jak tak.. to... wole poczekać i drugie cztery lata.
            Zaskoczyło ją to co usłyszała. Znała już Slasha jakiś czas i miała wrażenie, że nigdy żadna kobieta już nie usłyszy od niego takich słów. Popatrzyła mu lekko zszokowana w oczy. I nie wiedziała, co ma powiedzieć. Sama nie wiedziała czego oczekiwała. Ciężko westchnęła.
            - Slash, ja ci nie mogę nic obiecać.
            - Ale możesz dać szansę, prawda? Wiem, wtedy to był bardziej otwarty związek, ale.. chyba możemy dać sobie szanse na takie normalne życie.
            - Zmieniłeś się, ale na lepsze.
            - Miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia.
            - Gdzie jest ten Slash, którego ja znam, hmm?
            - Slash bierze tylko górę na scenie, bo jednak ja jestem chyba za bardzo tchórzliwy, aby wyjść i zagrać. W studiu też on rządzi, bo ja jestem za bardzo leniwy. No i wszelkie wywiady i tak dalej.
            Zapadła między nimi cisza. Slash wpatrywał się w Jackie, to jak słodko się uśmiechała, wodziła oczami po jego torsie. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że po prostu brakowało mu tego przez te pięć lat. Może nie tęsknił już za żoną, może chwile, kiedy czuł się samotny, to właśnie chodziło mu o Jackie? Odczuwał jej brak. Tym razem, to Hudson przejął inicjatywę i zaczął całować kobietę, która całkowicie mu się poddała.



***

Spotkanie ze Slashem. To był pierwszy punkt w grafiku Amy tego dnia. Hudson co prawda nie powiedział o co mu właściwie chodzi, ale Amy zdawała sobie sprawę z jednej rzeczy - na pewno to nie była sprawa prywatna, a gitarzysta potrzebował prawnika. Przerażała ją trochę ta myśl, bo jednak musiał coś przeskrobać. Nie przypominała sobie, aby ostatnio była jakaś afera z gitarzystą w roli głównej, ale przecież nie musi o wszystkim wiedzieć. Jednak media nie zawsze docierają, do każdej sprawy. Ze stertą papierów wyszła z domu Axla. Miała jeszcze przy sobie dokumentację swojego klienta, którego dziś miała bronić w sądzie. Sprawa wydawała się jej być beznadziejna i sama nie wiedziała, czy ma wierzyć w niewinność tego mężczyzny. Prokuratora zarzucała mu zgwałcenie trzyletniej dziewczynki. Mężczyzna się bronił, co prawda nie znaleziono jego śladów biologicznego, dziecko go nie rozpoznało, a jedynym dowodem było nagranie z monitoringu, gdzie widać, jak ów oskarżony prowadzi dziewczynkę za rękę. I jeszcze brak alibi na ten czas. Domniemany pedofil twierdził, że chciał tylko odprowadzić dziecko do jej matki. Amy sama nie wiedziała, czy ma wierzyć, czy nie. Sama była matką dwóch córek i nie wyobrażała sobie, aby jakiś zwyrodnialec miał zrobić taką krzywdę jej dzieciom. A tu przyszło bronić jej takiego człowieka. Ciężko westchnęła i postarała na chwilę oderwać się do tego wszystkiego. Jednak musiała zając się Slashem. Problemy przyjaciół na pierwszym miejscu. Dopiero potem sprawy innych ludzi.
            Wsiadła do samochodu i ruszyła. Z racji tego, iż pora jeszcze była dość wczesna, to na drodze nie było za wiele samochodów. Włączyła radio, aby urozmaicić sobie podróż i z pozytywnym nastawieniem ruszyła w drogę. Pośpiewywała sobie, podrygiwała. Ktoś, kto by obserwował Amy z boku, to by nigdy nie powiedział, że własnie przechodzi bardzo ciężki kryzys z mężem, bo wyglądała po prostu szczęśliwie. Jednak wszystkie emocje chowała w sobie. Wychodziły one na światło dzienne dopiero wieczorem, kiedy to przytulając się do poduszki zanosiła się płaczem.
            Zapakowała pod domem Slasha. Wysiadła z samochodu i odetchnęła powietrzem. Ruszyła w stronę bramy. Oczywiście miała klucze, to nie bawiła się już w dzwonienie do drzwi. Postanowiła tylko, że zapuka do drzwi wejściowych, tak też zrobiła. Oczywiście spodziewała się, że otworzy jej Slash, albo ewentualnie Cash lub London. Amy nawet przez myśl nie przeszło, że może zobaczyć w drzwiach Jackie Mayhew. To też kiedy ją ujrzała, myślała, że po prostu nadal śni. Wszyscy, ale nie ta kobieta, dlaczego ona... Jackie kojarzyła się tylko z jednym. Ponownym upadkiem Slasha i doprowadzeniem go do stanu bliskiego śmierci.
            Amy popatrzyła na Jackie i nie mogła wyzbyć się sprzed oczu obrazu Slasha na głodzie narkotycznym.
            - Slash, ta ruda desperatka do ciebie! - Wrzasnęła Jackie nim Amy cokolwiek zdążyła powiedzieć.
            Amy nie mogła pojąć, czy Slash jest taki głupi, czy może po prostu przez chwilę gorzej się poczuł. Albo wszystko źle rozumiała. Jednak, jakby nie było, to Jackie Mayhew chodziła po domu Hudsona ubrana w jego koszulkę i słodko się do niego uśmiechała, a Slash sprawiał wrażenie, jakby to było po prostu naturalne. No tak, nic dziwnego. Ale Amy nie mogła tego znieść, to było dla niej za wiele. Nie znała za dobrze Jackie. Mogła powiedzieć, że wcale jej nie znała i może była do niej uprzedzona, ale co mogła myśleć o kobiecie, która prawie że doprowadziła do śmierci jej przyjaciela. No właśnie, co mogła myśleć? Same najgorsze rzeczy. I chociaż bardzo się starała robić dobrą minę do złej gry, to wiedziała, że jej to nie wychodzi. Każde spojrzenie na Jackie przypominało, rudowłosej, to co działo się pięć lat wcześniej.
            Siedziała wbita w fotel i zastanawiała się, po co Slash chciał z nią pogadać. I nagle przez głowę przeszła jej myśl, że to wszystko może być związane właśnie z Jackie. Tak, pewnie wpakował się przez nią w kłopoty i potrzebuje teraz prawnika. I wszystko jasne. Amy zacięcie popatrzyła na Hudsona. Chciała dać mu tym samym do zrozumienia, że jej się to nie podoba. I nawet w tej chwili prawniczce nie przeszkadzał fakt, że tak naprawdę, to nie miała nic do powiedzenia w tym domu. Może nie raz ją to bolało. Nie raz czuła, że ma jakieś prawa związku ze Slashem. Przecież, to ona pomogła mu wyjść na prostą, to ona przez pewien czas zajmowała się jego synami. To ona poświęciła kawałek swojego życia, aby tylko jakoś ułożyć życie Hudsonowi. A Jackie ponownie przyszła i wyglądało na to, że ponownie miała zamiar wszystko zawalić. A Amy miała na to wszystko tak po prostu pozwolić? W głowie się jej to nie mieściło.
            Jackie postawiła na stoliku dwie kawy, a potem wyszła ze salonu kręcąc biodrami. Amy odprowadziła ją wzrokiem. Miała ochotę rzucić się na tę kobietę i po prostu ją rozszarpać.
            - Powiesz mi co ona tu robi? - Warknęła na Slasha.
            Hudson odszedł od okna i lekko się uśmiechnął. Nie rozumiał, o co takiego chodziło Amy. Przecież to z kim się spotyka, to jego sprawa. Żona Stradlina nie ma nic do powiedzenia, a na pewno nie ma prawa, aby dyktować mu z kim może się przyjaźnić, a z kim nie. Usiadł na przeciw przyjaciółki.
            - Po prostu jest? - Odpowiedział wzruszając ramionami. - Z resztą nie o Jackie chciałem z tobą rozmawiać.
            - No właśnie, powiedz mi w co się wpakowałeś. Przez nią, tak? Slash...
            - Ja? Ja w nic się nie wpakowałem. Boże, kobieto. Jestem już dużym chłopcem i nie potrzebuje niani.
            Amy zmieniła pozycję. No może faktycznie trochę przegięła, ale co mogła poradzić, że tak po prostu martwiła się o swojego przyjaciela? Nie raz miała wrażenie, że tylko ona go tak naprawdę rozumie. Może to było błędne postrzeganie rzeczywistości, bo w głowie Amy siedział taki obrazek, że Slash jest całkiem sam, nie ma żadnych przyjaciół oprócz niej samej, a do tego jeszcze rozpacza po stracie żony. Ale takie postrzeganie świata też było dla niej łatwiejsze. W takiej wizji życia Slasha czuła, że Hudson jest pod jej kontrolą i się jej nie wymyka, bo tak naprawdę jest niesamodzielny i uzależniony od niej. Niestety (dla Amy) tak już nie było, a kobieta nie potrafiła sobie z tym poradzić.
            - No to po co ci prawnik?
            - Najpierw mi powiedz, czy byś mogła zrobić mały wyjątek i wziąć jedną sprawę z prawa rodzinnego?
            Amy odstawiła szklankę z kawą i wbiła wzrok we Slasha. Teraz kompletnie już nie wiedziała, o co mogło mu chodzić. Przez głowę przeszła jej pewna myśl, że może mieć problemy z matką Perli, ale jakie? Chłopcy byli już pełnoletni, więc nie mogło chodzić o prawo opieki nad nimi. Przeszywała Hudsona wzrokiem, a ten starał się wszystko jakoś ułożyć sobie w głowie, aby dokładnie przekazać informację.
            - Zależy o co chodzi. - Odpowiedziała szczerze.
            - Amy, chodzi o... pewną kobietę, która ma męża psychopatę i małe dziecko... chodzi o to, aby się od niego uwolniła i po prostu przestała żyć w strachu... myślę, że zrozumiesz, bo byłaś sama w takiej sytuacji...
            Kobieta się wzdrygnęła. Momentalnie przed oczami stanęły jej wszystkie sceny związane ze Chrisem. W tej chwili usłyszała ponownie każde jego upokorzenie, każde słowo, poczuła każdy cios, który jej zdał. Słyszała płacz Laury, poczuła na nowo ten strach. Chociaż minęło już tyle lat, to tak naprawdę jeszcze nie uwolniła się z tych wszystkich wspomnień. Co prawda nie myślała o tym każdego dnia, to wszystko było zakopane gdzieś głęboko w psychice Amy i nie miało dostępu na światło dzienne, ale kiedy tylko ktoś wspomniał, to sobie przypominała. Popatrzyła na Slasha spojrzeniem pełnym bólu, jakby błagała, żeby jej o tym nie przypominał. Hudson opuścił wzrok.
            - O co dokładnie chodzi? - Zadała pytanie zaciskając dłonie na szklance.
- No przecież ci mówię. Chciałabym, abyś była prawnikiem Kate i udowodniła w sądzie, że Rick to kawał gnoja i po prostu ma dać im spokój. A najlepiej, jakby jeszcze poszedł siedzieć, bo pewnie ma nie jedno na sumieniu.
            - Rozumiem... - Westchnęła.
            - Jesteś najlepszym adwokatem jakiego znam. Poza tym... sama przechodziła to, co teraz przechodzi Katie. Ona jest taka nieufna, uważa że cały świat to tylko jej wrogowie. Tobie zaufa, będzie miała w tobie przykład, że da się z tego wyjść i po prostu normalnie żyć.
            - A kim jest Kate?
            Slash nerwowo się poruszył. Nie wiedział, co miał odpowiedzieć. Bo właśnie, kim dla niego była Kate? Jeśli by powiedzieć, że tylko grafikiem, to by skłamał. Sam nie wiedział kim, po prostu mu na niej zależało. I w tej chwili w jego głowie pojawiła się dziwna myśl. Skoro zależało mu na Kate, to co właściwie takiego robił z Jackie? No właśnie, nie znał odpowiedzi na to pytanie, chociaż wydawała się być ona prosta. Jackie była osiągalna. Nie odpychała go, tak jak Kate, a Slash po prostu potrzebował mieć kogoś przy sobie.
            - Moja... znajoma. O jeny, nie ważne kim. Ważne, że masz jej pomóc.
            - Mam?  To jest rozkaz?
            - Prośba.
            - Dobra, pomogę jej. W końcu, chodzi tu o wyższe dobro, ale wiesz... nic nie obiecuje, bo i tak wszystko zależy od sędziny.
            Slash delikatnie się uśmiechnął. Była jeszcze jedna sprawa, o której musiał wspomnieć.
            - Amy, bo... posłuchaj... ona, nie będzie miała ci z czego zapłacić... i tak pomyślałem, że ja pokryję wszystkie koszta... tylko powiedz ile to wszystko wyniesie. Wiem, że koszty mogą się zmienić, ale tak wstępnie...
            Rudowłosa upijała właśnie łyk kawy  z mlekiem, kiedy Hudson to wszystko mówił. Popatrzyła na niego wielkimi oczami i o mało co się nie zakrztusiła. Nie, no tego było już za wiele, aby od przyjaciela brać pieniądze. Odstawiła szklankę i zacięcie popatrzyła na Hudsona, dając mu tym samym do zrozumienia, że nawet ma się nie sprzeciwiać.
            - No chyba na głowę upadłeś. Nie będę brała od ciebie pieniędzy!
            - Ale Kate nie stać na ciebie. Nie stać ją na żadnego adwokata w tym mieście.
            - Pieniądze nie są najważniejsze. Czasem są ważne wyższe cele. - Powiedziała z uśmiechem kobieta.


7 komentarzy:

  1. Uwielbiam te opowiadanie!Zawalam przez Ciebie -a raczej przez to co tworzysz -noce :3 Czekam na kolejne rozdziały!💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Tempo Hani. Ale wiesz jak to jest gdy w głowie masz tylko ten sprawdzian, który nad tobą wisi i już chcesz mieć go z głowy, ale to jeszcze nie ten dzień... Grr...
    Tak jak ci napisałam, ja od początku nie lubiłam Jackie. Pewnie jestem uprzedzona jak Amy, ale trudno. Tak sobie myślę Hudson ty głupi jak but jesteś, bo... Ja rozumiem, że tyle lat i nie chodzi mi o to, że szuka kogoś, szuka miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa...nawet w tej Jackie przeżyłabym ten charakter, ale nie to, że to przez nią też chlał i ćpał i miał wyjebane... to też przez nią mógł stracić chłopaków. Może być czysta, może już nie mieć nic związanego z narkotykami, ale jak dla mnie dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi. Wiadomo jak w oczach chłopaków ona wygląda. To jest TA kobieta, która totalnie przejęła naszego ojca. Więc jakby teraz któryś z nich pojawił się w domu raczej szczęśliwy by nie był.
    "Miała też dość egoistyczne podejście. Ważne było, to co ona czuła, to co ona chciała, a jak coś nie szło po jej myśli, to było już źle. Miała się za wielką gwiazdę, chociaż nikt by jej tego nie potwierdził. " O tak... kolejny argument na to, że nie polubimy się z tą panią. A co jest najbardziej frustrujące? Ten typ przyciąga. Cholernie przyciąga, bo to jest taka tajemnica... nigdy nic nie wiadomo, a to facetów podnieca. Sama się zdziwiłam jak Slash wyjechał z tym, że on nie chce się z nią ruchać... tylko kochać. Zmienił się, na lepsze ale... No nie wiem. Ucieszyłoby mnie to gdyby to była taka Kate. Jednak Jackie mi to psuje haha. Zmartwiło mnie trochę fragment "Nagle zdał sobie sprawę z tego, że po prostu brakowało mu tego przez te pięć lat. Może nie tęsknił już za żoną, może chwile, kiedy czuł się samotny, to właśnie chodziło mu o Jackie? Odczuwał jej brak. " ale pewnie też tylko dlatego, że chodzi o Jackie, ale wizja, że Hudson tęsknił za jakąś...laską, z która się ruchał dzień dzień i z którą ćpał do nieprzytomności, a nie za swoją żoną. Jakoś tak zrobiło mi się chyba nawet przykro.
    Reakcji Amy się nie dziwię, zrobiłabym tak samo... Chociaż faktycznie, Amy nie ma niby praw do wtrącania się w życie Hudsona i dyktowania mu co i jak, ale gdyby nie ona? Co by było z chłopakami? Czy on by ich tak łatwo odzyskał? Nie wiadomo... Amy zajęła się jego dziećmi w najtrudniejszym momencie jego życia, gdy musiał stanąć na nogi i się ogarnąć. Był jej przyjacielem. Martwiła się. No i wciąż się martwi, a teraz uważa, że ma jeszcze więcej powodów do tego, bo pojawiła się Jackie. Niby nic o niej nie wie, ale to TA Jackie, która chciała iść na dno i ciągnęła ze sobą Hudsona.
    No tak Slash w końcu poruszył temat Kate i też się tak zastanawiam jak on... Bo kim jest Kate? Zależy mu? Tak. Ale z drugiej strony kto jest w jego domu i paraduje półnagi w jego koszulce? Jackie. Jackie jest o wiele bardziej przystępna, nie odrzuca go, też go fascynuje, ale Kate... Musimu zależeć skoro tak mocno się zaangażował, ale co z tego? Hudson powinien to sobie jakoś przeanalizować, bo z pewnością sam nie wie czego chce. No tak Hudson chce płacić. Amy odmawia no i wszystko super... Tylko Kate wcale tak ochoczo może na to nie zareagować. Najlepszy prawnik w mieście i praca pro bono? Od razu wyczuje w tym mały interes Hudsona. Wciąż zastanawiam się czy przyjmie pomoc czy nie, ale tego z pewnością dowiemy się niedługo.
    Co do tego co napisałaś o zastoju fabuły... Nie wydaje mi się, bo wszystko to jest ważne i jakoś układa to w całość. Jak takie puzzle i jak dla mnie to jest takie opowiadanie gdzie każdy wątek jest ważny i interesujący. Co do drugiej części to wiesz co ja myślę haha i wiesz, że ja ci pisałam "Ona musi powstać!" także podtrzymuje ha. A raczej... innej opcji nie przyjmuje do wiadomości.
    Wybacz mi obsuwę, ale cóż...biologia nie czeka ha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jackie mnie od początku dosyć ciekawila. I ciekawi mnie nadal, ale nie za bardzo jako partnerka Slasha, bo jestem w #teamKate.
    Ja lubię takie postacie i sądzę, że mogłaby być nawet jedną z moich ulubionych, gdyby się z nim nie związała. wydaje mi się, ze ona ma grać tu czarny charakter, ale mnie chyba najbardziej do takich ciągnie, haha. Ona faktycznie jest taka charyzmatyczna, tak uwielbia skupiać na sobie uwagę, jest taka roztrzepana. Taka diva. Przypomina mi trochę... nie wiem. Shanell albo Roxxi z mojego opowiadania. "Patrzcie na mnie", "jestem lepsza od was", coś w tym stylu, haha. No nic. Na razie ten związek wygląda normalnie i zapowiada się dobrze, ale to chyba cisza przed burzą.

    O Jezu, znowu będzie ze tylko obrażam Amy, haha. Ale znowu mnie wkurzyla. Zrobiła to samo co z dziewczyną Axla, już ma same uprzedzenia, a sama się przyznała, że tak naprawdę nie zna Jackie. Już twierdzi, ze sprowadzi go na złą drogę i zniszczy mu życie, a nie pamieta o tym, jak zniszczyła życie Izzy'ego i Angie.

    lecę do kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... nie pomyślałam, że Jackie jest podobna do Shan... chociaż, nie, w mojej głowie jest chyba jeszcze gorsza od niej. I w sumie nie wiem, czy ma tu grać czarny charakter. Nie lubię dzielić tak bohaterów, ale wychodzi na to, że chyba tak. Może Amy ocenia ją zbyt pochopnie... tylko nie zna jej osobiście, ale pamięta przeszłość. I w sumie... wiadomo, to było kiedyś, ale jednak jakieś urazy zostają. Akurat względem Kim nie miała żadnych podstaw, aby ją ocenić negatywnie, a tu jednak tak. I chyba nie ma co tu porównywać krzywdy Amy względem swojej rodziny, a krzywdy Jackie względem Hudsonów.

      Ha, muszę założyć sobie taką grupę na facebooku - TeamKate
      Haha.
      Pozdrawiam!

      Usuń


  4. Jackie...Jackie to zło. Wiem to. Po prostu ta kobieta...jest zła.
    Sam fakt, że Slash się z nią umówił...chyba jest ostro zdesperowany. Chociaż on pewnie tak nie myśli...ale no wiadomo, ćpał z Jackie, spał z Jackie itp. Ale naprawdę, mógłby sobie dać z nią spokój. Pewnie czuje, że kogoś potrzebuje, kogoś takiego jak Perla, no po prostu kobiety mu brakuje, jak to kiedyś określił Cash lub London. Ale to nie może być ona...pamiętasz, co mi kiedyś powiedziałaś? Że szykujesz starcie...A bomba Casha już za pasem.
    Jak ładnie opisałaś "Slash po raz kolejny dał się na to złapać". Chłopcy mieli rację, jemu serio brakuje baby. Coś mi się wydaje, że oprócz starcia, Jackie nieźle namiesza w życiu trójki Hudsonów.
    No ta...babeczka znowu go "uwiodła" to od razu stwierdził, że Kate nie jest tą...a kto się niedawno "ślinił" na jej widok? w sumie i Slash i Izzy, hahaha. Właśnie, co ze Stradlinem? Tęsknię za nim!
    Ale no bez jaj...to miało być spotkanie, a oni od razu przeszli do...a przed chwilą Hudson nie chciał po prostu "pieprzenia"...Odczuwał brak Jackie?! No chyba Hudson wariuje...to Perla przecież była jego miłością...To dzięki Perli się trzymał, a przez Jackie spadł na dno...pociągnęła go za sobą, on się uwolnił, a teraz znowu wpadł w jej siodła...no tylko teraz brakuje, żeby zaczał z nią spać bądź ćpać. Wtedy chłopcy, nie, wtedy Cash już chyba serio nie wytrzyma...London może też nie.
    Hohoho, Amy!
    No tak. Nie ma jak miłe powitanie w drzwiach. Amy ma rację...on nie powinien się z nią umawiać, serio jest głupi. Przeciez to przez Jackie między innymi ćpał, a chłopcy zostali bez niczego...A on jeszcze jej wyrzuty robi, że chce mu matkować...no, Slash, halo! Jak już ty się stoczysz ponownie, to i stracisz wszystko, co masz, ale ktoś może się...-no nie tyle, co stoczyć- z Tobą. Kur...de, czy on serio jest taki głupi?!
    Tak i Amy sobie przypomniała...jak to było z nią. Dobrze zna taką sytuację...aż za dobrze. I tu znowu pojawia się w myślach Izzy...gdzie jest Izzy?
    To bardzo mile ze strony Amy, że wgl nie bierze kasy. Dobrze wie, że są czasami wyższe cele...
    ALE WIESZ, ŻE DRUGA CZĘŚĆ MUSI POWSTAĆ, PRAWDA? WIESZ O TYM?
    Ja zawsze będę czytać.
    Lecę do kolejnego! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ugh...tą Jackie to bym przez okno wyjebała. Na co to komu? Slash, nie bądź głupi...

    OdpowiedzUsuń