26 lutego 2016

Rozdział 24



Rozdział 24

Siedział w samochodzie ze Stevenem, który przez cały czas wyzywał wszystkich kierowców dookoła, ale jakoś Adlera nie obchodziło to, że sam jeździ gorzej niż uczący się na prawo jazdy. Stanęli w korku, gdzie był ruch wahadłowy. Steven oczywiście miał dość sporo na ten temat do powiedzenia, a Slasha zaczynała już brać nerwica.
            - Stev, zamknij się w końcu!
            Steven odwrócił głowę w stronę Slasha i popatrzył na przyjaciela, który chyba zaraz by zaczął wyrywać sobie włosy, jakby coś się nie zmieniło.
            - Spokojnie, co ty takie znerwicowany?
            - Ja? Ja jestem znerwicowany? Ja?! A przepraszam, bardzo kto ciągle tu jęczy, że na tej drodze, to same ciołki są i w ogóle, to kto im dał prawo jazdy?! I to ja jestem zdenerwowany?! A kto zaraz nie rozjebie tego samochodu, bo stoimy w miejscu?!
            - Uspokój się. Wrzeszczysz nie wiadomo po co... spokojnie, przecież nic się nie dzieje. To tylko korek. - Steven mówił spokojnym głosem. Ktoś za nimi użył klaksonu. Adler się odwrócił. - TY, PIEPRZONY IDIOTO, NIE WIDZISZ, ŻE DROGA JEST ZAMKNIĘTA!
            Slashowi nie pozostawało nic innego, jak tylko uderzyć głowę w deskę rozdzielczą i przyznać rację, że całe życie spędził z idiotami, a naczelnym idiotą jest Steven Adler. Slash nie raz zastanawiał się nad tym, czy perkusista zatrzymał się w rozwoju na etapie dzieciaka z podstawówki, czy może tylko na takiego się zgrywa. Chociaż może i się zatrzymał. Takie są skutki, jak ktoś bierze ciężkie narkotyki od dwunastego roku życia. W tej chwili zaczynał żałować, że wsiadł do samochodu Stevena, który tak po prostu stwierdził, że jadą w samym kierunku. Slash musiał oddać swój samochód Londonowi,  więc Hudsonowi nie pozostało nic innego, jak komunikacja miejska. Po ostatnich zwierzeniach taksówkarza stwierdzi, że już nigdy nie wsiądzie do żadnej taksówki, jednak teraz zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że już by wolał słuchać o fantazjach erotycznych jakiegoś dziadka, niż Stevena.
            Mógł odetchnąć z ulgą, kiedy po dwóch godzinach zajechali pod budynek, gdzie mieściła się kancelaria Amy. Slash miał zamiar porozmawiać z nią na temat Kate. Chociaż nie był przekonany, czy rudowłosa ma głowę do jakichkolwiek innych spraw, niż swoje rozpadające się małżeństwo, ale skoro chodziła do pracy to pewnie tak. Steven ledwo wcisnął samochód między dwa inne. Slash już myślał, że zaraz właściciel auta po prawej stronie będzie wyzywał policję z racji urwanego lusterka, ale nic takiego się nie stało. Dobra, jeśli sądził, iż Cash jest kiepskim kierowcą, to właśnie zmienił zdanie. Wysiadł z samochodu i chciał już podziękować kumplowi mówiąc, że spotkają się za jakiś czas, kiedy Steven oznajmił mu, że idzie razem z nim.
            Przeszedł przez oszklone drzwi, chciał od razu skierować się na górę do gabinetu Amy, kiedy zaczepiła ich sekretarka prawniczki. Slash popatrzył na nią, jak na wariatkę, jednak blondynka siedząca w recepcji nie miała na twarzy żadnych oznak żartu. Nie byli umówieni, to mają spadać, a jak chcą się spotkać z Amy, to muszą się wpisać na pierwszy wolny termin, czyli za dwa tygodnie.
            - No chyba panią pojebało. - Warknął. - Czy pani w ogóle wie, kim ja jestem?!
            Blondynka zmierzyła Slasha wzrokiem. Trudno, aby nie wiedziała, kim on jest. Teraz ona popatrzyła na niego, jak na kompletnego wariata i tylko głupio się uśmiechnęła. I tak nie mogła nic zrobić, bo przecież to była jej praca, a dostała dokładne polecenia od swojej szefowej. Wpuszczać tylko umówionych klientów, ewentualnie męża, albo córki.
            - Wiem kim pan jest, ale przykro mi nie był pan umówiony. - Odpowiedziała uśmiechem.
            - Bo ja się nie muszę umawiać. Rozumiesz? Czy nie dociera to do twoje blond łba?
            Steven stał przed wejściem i kończył właśnie palić papierosa. Popatrzył przez szklane drzwi, jak Slash wykłóca się z sekretarką. Nie, no tak to nic nie wskóra. Po prostu trzeba podejść do tego sposobem. Przydepnął niedopałek papierosa i wszedł do budynku. Blondynka właśnie dobitnie tłumaczyła Hudsonowi, że nie może go wpuścić. Steven stanął obok swojego przyjaciela. Oparł się łokciami o blat i popatrzył w niebieskie oczy sekretarki.
            - Złotko, a możesz zrobić dla nas chociaż tyle, że zadzwonisz do Amy, aby tu zeszła?
            - Ale ja nie... - zająknęła się patrząc na Stevena.
            - No.. złotko, pewnie masz w swoich poleceniach służbowych wykonywanie telefonów, do szefowej w bardzo ważnych sprawach, prawda? A to jest ważna sprawa.
            Blondynka popatrzyła na uśmiech Stevena. I w tej chwili nie wiedziała, co miała zrobić. W sumie, to Adler miał rację. Zmroziła jeszcze spojrzeniem Slasha i powiedziała, że mają chwilę poczekać. Hudson popatrzył na swojego przyjaciela, który wzruszył tylko ramionami.
            - Mówiłem ci, że jesteś za bardzo znerwicowany. Spokojnie. - Stwierdził Steven bardziej sam do siebie niż do Slasha.



***

Matka Hanny otworzyła drzwi. Zmierzyła spojrzeniem młodego chłopaka, który niepewnie się na nią patrzył. Ubrany w garnitur wyglądał na speszonego. Kobieta uśmiechnęła się, chociaż sama nie wiedziała, co takiego miała myśleć.
            - A pan do kogo? - Zapytała, ale jak usłyszała swój głos wydał się jej wyjątkowo niemiły.
            - Dobry wieczór... jest może Hanna? - Zapytał London przełykając ślinę.
            - Tak... proszę wejść i chwilę poczekać. Zawołam ją.
            London niepewnie wszedł do domu. Oczywiście mógł się spodziewać, że spotka się z rodzicami Hanny, ale chyba nie był na to przygotowany. Stanął w korytarzu i czuł jak zaczynają pocić mu się ręce, a zimny dreszcz spływa po plecach. Nadal nie wiedział, co miał takiego powiedzieć tej dziewczynie, ale widział, że jakoś musi wyjaśnić tę całą absurdalną sytuację. Przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a z kuchni wyszła dziewczyna. Nastolatka, mogła mieć na oko czternaście lat. Trzymając w ręku słoik z masłem orzechowym, a łyżeczkę w ustach popatrzyła na Londona, a następnie się lekko zarumieniła.
            - Jesteś chłopakiem mojej siostry? - Zapytała.
            - Nie, kolegą... - Odpowiedział London. - A ty pewnie jesteś Karen, tak?
            Dziewczyna uśmiechnęła się.
            - Nie wiedziałam, że Hanna ma takich fajnych kolegów... że w ogóle ma kolegów. Dla niej liczą się tylko treningi. - Westchnęła wzruszając ramionami. - Też tańczysz?
            London za bardzo nie wiedział, o czym ta dziewczyna mówi. Chciał już coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał kroki na schodach, a następnie zdziwiony głos Hanny.
            - Eee, London...?
            Hanna nie kryła swojego zaskoczenia, chociaż jeszcze bardziej zaczęło się mieszać jej w głowie. Poprzedniego dnia London raczej jasno dał jej do zrozumienia, że między nimi nic nie będzie, a teraz stał u niej w domu, ubrany w garnitur i przepraszająco się na nią patrzył. Dziewczyna nie miała ochoty na rozmowy z nim. Przecież wszystko było jasne, chociaż jak poczuła na sobie wzrok zaskoczonej matki i siostry postanowiła złapać Londona za rękę i pociągnęła na górę do swojego pokoju. Chłopak został wepchnięty do niewielkiego pomieszczenia i momentalnie zaczął się rozglądać, aby chociaż trochę lepiej poznać. Jako pierwsza jego uwagę przykuła duża korkowa tablica ze zdjęciami. Niewiele myśląc podszedł do niej i zaczął przyglądać się fotografiom. Przedstawiały one głównie Hannę z rodziną, albo Hannę z przyjaciółmi, jednak znalazły się także takie na których dziewczyna była na sali prób, albo na jakimś występie. Oderwał wzrok od zdjęć i spojrzał na dziewczynę, która stała przy drzwiach i zawzięcie się na niego patrzyła.
            - Tańczysz? - Zapytał zaskoczony.
            - Tak. Tańczę w balecie... kiedyś chciałam zostać aktorką, ale jak miałam pięć lat to mama zapisała mnie na balet i tak mi się spodobało i zostało...
            - Nie wiedziałem... w ogóle... no szacunek, to na pewno wymaga dużo poświęceń.
            - Nie mam prawie czasu dla znajomych, kolana i kostki mnie czasami tak bolą, że się ruszać nie mogę... ale co tam. - Odpowiedziała z uśmiechem. - Kocham to...
            London także się uśmiechnął. Hanna była bardziej fascynująca niż mu się wcześniej wydawała. I może nie aż taka bardzo delikatna. Chociaż już wiedział miał wrażenie jakby chodziła w powietrzu i skąd u niej ta gracja i finezja ruchu. Jakby była świadoma każdej części swojego ciała. Bo pewnie była.
            - Przyszedłem, bo w sumie... chciałbym cię przeprosić...
            - London, nie. To ja muszę cię przerosić. Niepotrzebnie wpadłam w taką histerię pod szkołą. Wiem, trochę głupio wyszło, bo się po prostu popłakałam i uciekłam... i wcześniej moje zachowanie. Sama nie wiem, co mnie napadało... czasami... chyba jestem trochę za bardzo wrażliwa, ale uwierz mi, że na ogół tak się nie zachowuję... Po prostu... spodobałeś mi się i sama nie wiedziałam, co miałam zrobić. - Powiedziała na jednym wdechu.
            No tak, teraz kiedy na nią patrzył wydawała się być o wiele bardziej spokojna i jak sam usłyszał, to po prostu trzeźwo spojrzała na sytuację. Odszedł od tablicy i usiadł na łóżku. Dziewczyna zaraz usiadła obok niego i niepewnie się uśmiechnęła.
            - Może... jakbyś chciał, to na początku lepiej się poznajmy? Niewiele o sobie wiemy... - Dodała po chwili.
            - Myślę, że to dobry pomysł... - Odpowiedział. - Może uda mi się ciebie nie zanudzić moim gadaniem o gwiazdach.
            Zaczęli ze sobą rozmawiać. Tak po prostu o wszystkim, ale także o niczym. Oboje stracili poczucie czasu, jak i rzeczywistości. Hanna uśmiechała się, opowiadała o sobie, o tańcu, o szkole, a London dokładnie jej słuchał. On także dość sporo mówił. Żartował. Leżeli na dywanie i patrzyli się w biały sufit dziewczyny, kiedy zapadła między nimi cisza. Jednak to nie była taka męcząca ciężka cisza, która zaczęła ich przygniatać. Wydawała się być całkiem naturalna i na pewno w niczym nie przeszkadzała. Chłopak w pewnym momencie ciężko westchnął, bo zdał sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy zapomniał. O swoich problemach w domu, o problemach na studiach, o swoich myślach. Był tylko on i Hanna. Jakby byli czystą niezapisaną kartką. Ona natomiast pierwszy raz rozmawiała z jakimś chłopakiem tak swobodnie. Wcześniej zawsze się krępowała, bo miała świadomość, że większość z nich chce tylko jednego. Albo zaciągnąć ją do łóżka, albo zapytać o numer do Angie. Z Londonem przecież było całkiem inaczej. Jemu nie zależało na niczym... tylko na rozmowie z nią. W pewnym momencie podniosła się do pozycji siedzącej i popatrzyła na Londona, a on nie odrywał od niej spojrzenia.
            - Piękna jesteś... - szepnął.
            Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale tak naprawdę nie wiedziała co. London był pierwszym chłopakiem, który jej to powiedział. W tak delikatny i subtelny sposób. Może lekko banalny, śmieszny, ale jednak ona tego tak nie odebrała.
            - London... - zaczęła, ale nie skończyła. Położyła tylko głowę na jego brzuchu. Poczuła, jak zaczął ją głaskać.
            - Muszę jechać do domu... mam jutro od rana zajęcia, a ty też musisz iść do szkoły...
            - Wiem... - Szepnęła smutna. - Dziękuję ci za ten wieczór... Odprowadzę cię do drzwi, aby moja rodzina cię nie zjadła... i daj mi proszę znać, jak się odezwą z NASA. Chociaż na pewno dostaniesz tę pracę. Kto jak nie ty?
            London wstał z podłogi, a Hanna wyjrzała ze swojego pokoju, aby ocenić sytuację w domu. Na korytarzu panowała cisza, była tylko słychać, że telewizor grał w salonie. Kiwnęła głową na Londona, a następnie mocno ścisnęła jego rękę i zeszła z nim ze schodów. Poczuła na sobie spojrzenie całej rodziny i tylko modliła się, aby nikomu z nich nie przyszło do głowy wyjść na korytarz. Na szczęście nic takiego się nie stało. London ucałował ją jeszcze w policzek na pożegnanie, a następnie wyszedł. Hanna zamknęła za nim drzwi, oparła się o nie i zaczęła krzyczeć z radości i szybko zerwała się do swojego pokoju. Nie miała ochoty odpowiadać na tysiące pytań, które zaraz zostałby jej zadane. Rzuciła się na łóżko i zaczęła z radości piszczeć w poduszkę.




***

Tego dnia nie udało mu się porozmawiać z Amy, bo całą uwagę rudowłosej skupił Steven. Slashowi nie pozostało nic innego, jak tylko się z nią umówić. Kobieta jednak stwierdził, że najlepiej, jak porozmawiają w jakimś neutralnym miejscu, poza biurem. Tam nikt nie będzie im przeszkadzał. Po wyjściu z kancelarii Steven zaoferował się Hudsonowi, że jeszcze gdzieś może go podwieźć, jednak gitarzysta podniósł tylko dłonie w obronny geście. Nie miał zamiaru ponownie przechodzić tego wszystkiego ze Stevenem. Wymyślił bajeczkę, że ma w pobliżu jakaś sprawę do załatwienia. Uścisnął dłoń Stevenowi, Adler wsiadł do swojego samochodu, a Hudson został sam na parkingu.
            Ponownie usiadł na przystanku autobusowym. Ludzie się na niego jakoś dziwnie patrzyli, a sam Slash zaczynał wyczuwać absurd tej całej sytuacji. On i komunikacja miejska, to raczej nigdy nie był udany związek. Jeszcze w latach osiemdziesiątych dość często płacił karę (płacił, to za dużo powiedziane) za jeżdżenie na gapę, albo po prostu został wypraszany przez kierowcę za nieodpowiednie zachowanie. Potem wziął rozwód ze wszelkimi autobusami komunikacji miejskiej, a teraz tak po prostu czekał sobie na przystanku i palił papierosa mają gdzieś zakaz palenia w miejscach publicznych. Wszystko wydawało mu się być na tyle groteskowe, że po prostu zaczął się śmiać sam do siebie. Oczywiście zwracał na siebie jeszcze większą uwagę przechodniów.
            Rzucił niedopałek papierosa na chodnik i go przydeptał mając gdzieś, że powinien rzucić go do kosza. No dobra, Jackie jednak nie wpływała na niego za dobrze. Jeszcze się z nią nie spotkał, a już zaczynał się zachowywać nie tak jak powinien. A może chodziło o to, że po prosty w tym momencie był sobą i nikogo nie udawał? Wolał już się nad tym nie zastanawiać. Popatrzył przed siebie na drugą stronę ulicy, a po chwili Slash zrezygnował też z czekania na autobus i złapał po prostu taksówkę. Przełamał się. Tym razem nawet nie było tak źle, bo kierowca po prostu przez całą drogę milczał. Na koniec tylko podał sumę, jaka wyniosła za przejazd. Slash wręczył mu banknot z napiwkiem i wysiadł z samochodu.             Pierwsze co, kiedy wszedł do domu, to napadł  go Lou pisząc z radości i machając ogonem. Slash przykucnął przy nim i podrapał psa za uchem. Tak naprawdę, to było mu trochę żal, że za parę dni będzie musiał oddać tego zwierzaka teściowej. Zdążył się już do niego przyzwyczaić , a Lou chyba do Slasha.
            W salonie siedział Cash, wpatrywał się tępo w telewizor. Kiedy usłyszał zamieszanie przy drzwiach wychylił się w tamtą stronę i blado uśmiechnął się do ojca.
            - Jak się czujesz? - Zapytał Slash wchodząc do salonu. Jego syn ponownie wbił wzrok w telewizor, ale nawet nie wiedział o czym był program, który właśnie nadawali.
            - Bywało lepiej. - Odparł.
            - Jadłeś coś dzisiaj?
            - Tak.
            - A może chcesz pogadać?
            - Nie.
            - No dobrze. Ale jakbyś chciał pogadać, to wiesz... chętnie cię wysłucham.
            - Spoko.
            - Fajnie, że się rozumiemy.
            - Też się cieszę.
            Slash popatrzył na syna i ta dyskusja zaczęła się robić po prostu bez sensowna. Miał nadzieję, że po wczorajszym wieczorze być może zaczną ze sobą rozmawiać, ale jednak nie. Jego syn ponownie zamknął się w sobie i sprawiał wrażenie, że wszystko go denerwuje, a najbardziej, to jego ojciec. Slash ciężko westchnął i po prostu zostawił Casha samego. Dobrze wiedział, że nie mógł na niego naciskać, ale nie było też to takie łatwe. Z dnia na dzień martwił się o niego co raz bardziej. Od soboty, kiedy młody Hudson dowiedział się o śmierci Taylora, to wydawać by się mogło, że zamknął się w sobie jeszcze bardziej.
            Susan poradziła Slashowi, aby udać się z Cashem do psychologa, bo chłopak może po prostu nie radzi sobie z rzeczywistością i potrzebuje pomocy. Przecież widział na własne oczy śmierć matki, potem widział zaćpanego, lub pijanego ojca, następnie w ogóle nie było Slasha, bo był na odwyku. Cash musiał się przed tym wszystkim jakoś bronić i zamknął się w sobie, bo tak było lepiej. Sam sobie wmawia, że wszystko jest w porządku, chociaż wcale tak nie jest. Hudson odłożył szklankę ze sokiem i sięgnął po telefon komórkowy do kieszeni.
            - Cześć, Susie. Możesz mi jednak dać namiary na tego psychologa?
            - Nic się nie poprawiło?
            - Mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. - Westchnął.
            - Zaraz ci wyśle SMS'em. Tylko pamiętaj, że nic na siłę. Jak Cash nie będzie chciał, to nawet psycholog nie pomoże.
            - Tak, wiem. Dziękuję. 
         Rozłączył się, a już po chwili dostał adres jednego z lepszych psychologów w mieście. Pozostawała tylko jeszcze jedna kwestia. Namówić na co wszystko syna.

8 komentarzy:

  1. Steven jest tak pozytywnym akcentem w tym rozdziale haha. No uwielbiam człowieka. Hudson ma rację. On się po prostu zatrzymał na pewnym etapie rozowju...ale mi to wcale nie przeszkadza. Takie wieczne dziecko. Co on się będzie przejmował. I to jego uspokajanie Hudson po czym po chwili znów wkurw, bo wokół niego jest tyle idiotów na drodze. Co mu się dziwić.Chociaż strach Hudsona o swój żywot jest dość uzasadniony, bo ja to bym się w sumie obawiała jakbym miała jechać z Adlerem haha. No tak pojechał załatwić sprawę Kate i coś nie wyszło. No bo w sumie jak przy Adlerze? Tak czy inaczej się sprawdza... Hudson będzie chciał ją poprosić o pomoc. W sumie zajęcie się czymś może jej po części pomóc i odciągnąć myśli chociaż na trochę, bo sytuacja nie jest przyjemna. Amy z pewnością sama czuje się jak szmata. Chyba nie umiałam znaleźć tutaj delikatniejszego zamiennika, ale jak może sie czuć... Tak bardzo zraniła kogoś kogo kocha i zniszczyła rodzinę... Oni są już dorosłymi ludźmi, ale Angie to dziecko... któremu zniszczyła rodzinę. Raczej nie czuje się teraz dobrze, także taka sprawa może chociaż na trochę odciągnąć myśli, pomoże komuś, może poczuje się trochę lepiej. A jeszcze kłótnia Hudsona z sekretarką mistrzostwo! Haha. Dowód na to, że starość nadchodzi, zapomniał jak się obchodzić z kobietami haha, Steven coś pamiętał i oczarował ją także poskutkowało.
    London ma szczęście, że drzwi nie otworzył ojciec, bo mogło być różnie haha. Jak sobie wyobrażam zestresowanego Londona w garniaku, który jest czerwony jak burak to mi się śmiać chce. Ale przyszedł. Porozmawiał. Sprawa się wyjaśniła. Oprócz mamy Hannie zapoznał się też z siostrą, której London ewidentnie się spodobał. Starszy fajny chłopak. No czemu nie. Tylko czemu Hannie ma mieć takiego kolegę, skoro ona cały czas siedzi na treningach... A no właśnie. Treningi. Wyszło, że Hannie jest bardziej intrygująca niż myślał. Ma jakaś pasje, zainteresowanie, coś co kocha. To po części mogło na nim zrobić wrażenie. Z resztą wyjaśniło się czemu wydaje mu się być taka delikatna, pełna finezji i gracji. Nie wiadomo czy jest świadoma swojego ciała w sensie seksualnym, ale tak to pewnie tak i ma nad nim całkowitą kontrolę. Postanowili się zapoznać. To dobrze. Od czegoś trzeba zacząć. W sumie to już zaczęli dość dobitnie swoją znajomość... ale jeśli naprawdę miałoby między nimi coś zaistnieć to wszystko małymi krokami. Najlepszą podstawą związku jest przyjaźń, także zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak! Zostawiłaś moje "Jesteś piękna" haha. Wyobrażam sobie takiego Londona z pół uśmieszkiem, który mówi jej to prawie patrząc w oczy. A takie coś działa. Na każdą kobietę. I każda lubi coś takiego słyszeć. Bo to może było takie banalne...ale z drugiej strony pojawiło się od tak i było dość urocze. Także można się było tylko uśmiechnąć i pomyśleć być Hannie w tym momencie haha ( dobra, pewnie ja tak tylko myślę... haha) No i na koniec uradowana Hannie. Bardzo w niej lubię jeszcze taką spontaniczność, taką może jeszcze naiwność... ale to jest takie szczere. Zwykła reakcja. Typowa dla nastolatki.
    No i Slash... Wiadomo nie można było oczekiwać, że będzie lepiej. Po tym wyznaniu sama powidziałabym, że będzie tylko gorzej. Cash trzymał to w sobie tyle lat i to, że w końcu się z tego uwolnił nic nie oznacza... Ich rozmowa była tak dziwna. Ale tak wyglądają ich rozmowy i jeszcze będą wyglądać... Bo nic od tak się nie naprawi, a straconych lat nie wróci. Co do psychologa. Bardzo dobry pomysł, choć boję się, że trochę za późno...A do tego to jest Cash. Nie pójdzie na to. A przecież Slash nie może go przekonać i zmusić. To musi być jego decyzja, bo tak to żadna terapia nie ma sensu... Chociaż może Cash zaskoczy. Nie wiem w sumie czego się spodziewać, ale ich relacje są i będą ciężkie.
    W sumie dość przyjemny rozdział w porównaniu z ostatnim haha. No niech ta miłość młodych sobie powoli rozkwita, zobaczymy jak się London postara haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu współczuję Slashowi na początku tego rozdziału, bo ta przeprawa ze Stevenem, haha... w sumie to wychodzi, że Slash to już tak naprawdę patrzy na świat z pytaniem - ale o co tu, kurwa, chodzi? - bo przecież kiedyś takie coś chyba by go nie ruszyło... ale za to Steven umie jeszcze obchodzić się z wrednymi sekretarkami, haha. Ale myślę, że Slash był po prostu wnerwiony i dlatego tak, haha.
      London i Hanna... nasza parka gołąbków. Hm, no tak Hanna nie jest świadoma swojego ciała pod względem seksualnym, w sumie to sobie myślę, że ona nawet nie patrzy na siebie jak na kobietę jeszcze. Jeszcze do tego nie dojrzała, w przeciwieństwie do Angie. No ale wiadomo, że każdy ma swoje tępo. Tak jak napisałaś, że na pewno ma nad nim kontrolę, ale nie wie jeszcze jaką kontrolę może mieć nad facetem, haha.

      Usuń
  2. Ohoho! Zaraz będziemy mieć tu cały skład Guns N' Roses. Jest Slash i Izzy, przewinął się Duff i teraz Steven. Jeszcze Axla brakuje...nie! Axla nie chcemy! Nie lubię go! Denerwuje mnie ten człowiek i dobrze, że go tu nie ma. Niby się pojawił, ale nie w towarzystwie jakiegoś innego Gunsa i bardzo dobrze!
    Steven jeżdżący autem i wyzywający kierowców...widok bezcenny, haha. "Adlera nie obchodziło to, że sam jeździ gorzej niż uczący się na prawo jazdy"- nie no...hahahahah Pocieszyłaś mnie, Rożyczko. Ja w sierpniu chcę zacząć kurs na prawo jazdy...hahaha
    Ten ich dialog zakończony wybuchem. No, jak za starych, dobrych czasów w Guns N' Roses. I faktycznie, Slash całe życie spędził z idiotami...ale jednym z tych idiotów był, haha.
    ". Slash musiał oddać swój samochód Londonowi,"- tak to zabrzmiało, jakby London powiedział : "Ej ojciec, dawaj auto". A przecież dobrowolnie mu dał. W końcu NASA...
    W sumie...chyba lepiej słuchać fantazji erotycznych obcego człowieka niż kumpla, prawda?
    " Dobra, jeśli sądził, iż Cash jest kiepskim kierowcą, to właśnie zmienił zdanie"- hahahahahahah, dobre i zarazem przykre...
    Dlaczego w tym rozdziale jest tyle o kierowaniu? hahaha. To, że się rozbijam w symulatorze o mur to nie znaczy, że w realu tez się rozwalę, prawda?
    EJ! Ja rozumiem, że Slash to gwiazda rocka itede ale to wcale nie upowaznia go do wszystkiego! To że jest Slashem nie oznacza, że wszystko mu wolno i może wszędzie włazić bez niczego. No i jeszcze zachowywac się chamsko!
    Co innego Steven. Podszedł, spojrzał na sekretarkę, "Zazłotkował" i już! patrzcie państwo! Często wystarczy odrobina kultury! Której w dzisiejszym świecie coraz mniej, niestety.

    Smaczek, czyli fragment z Londonem i Hanna zostawię sobie na koniec.

    Czyli Slash nie miał jak zbytnio porozmawiać z Amy. A co do jeżdżenia na gapę...hahahahaha. Lepiej nie wspominajmy. :D
    Tak, też nie cierpię autobusów. Szkolę mam w drugim końcu miasta i muszę dwa razy dziennie dojeżdząc- do szkoły i z powrotem. A ludzi pełno, starsze babki się pchają...nie mam nic przeciwko nim, ale jak już się na chama pchają lub komentują lub stoją nad Tobą ze zgorszeniem w oczach, kiedy dookoła jest pelno wolnych miejsc. W takich chwilach normalnie nie wytrzymuję, nie tylko ja i stwierdzamy: "My chcemy już prawko i auto!!!"
    Tak, z życia codziennego w autobusach. A dzisiaj odwiedziła nas kanarzyca!
    Ale to opowieść na inna okazję.
    Cash gapiący się tępo w telewizor nie zwiastuje nic dobrego, prawda? Znaczy...złego tez nie, ale dobrego też. Ale przynajmniej coś zjadł...albo skłamał. Ale dialog mieli...normalnie szok :/. Taka zwyczajna wymiana zdań, czy wszystko gra. Jednak dobrze, że chociaz trochę się rozumieją.
    Cash zamknał się w sobie jeszcze bardziej, ale trochę "udało się go odciążyć" poprzez rozmowę w 23 rozdziale.
    Aha. Wszystko pięknie ładnie, Slash ma numer najlepszego psychologa, ale...Cash w życiu mu się na to nie zgodzi. Będzie się darł, ze nie chce (no, może ostatecznie się zgodzi, ale myslę,że raczej nie) i nie pójdzie. Cały Cash.
    Ale tak powaznie- to powinien iść. Bo potem będzie coraz gorzej, co może prowadzić do problemów psychicznych. No widzisz! I kto tu mówi, że postacie są nierealne! Ha, tak bardzo przejmuję się Cashem, Londonem jakby to byli moi bracia.

    A teraz smaczek! London i Hanna!
    London w garniturze? :O No...teoretycznie miał jechać do Pasadeny, więc musiał się odstrzelić, haha. Ale no...To on wraca z tej Pasadeny już czy dopiero jedzie?
    I wpadł do Hanny! Świetnie, London!
    Ale widać, że London ma takie poczucie obowiązku. Mimo, że nic praktycznie nie zrobił, czuje obowiązek wyjaśnienia tej całej sytuacji, w końcu "Dziewczyna przez niego płakała".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodsze rodzeństwo zawsze jest takie bezpośrednie, hahaha. Dobrze, że to nie dotyczy mojej siostry...chociaż ja tam chłopaków do domu nie sprowadzam, ani takowi do mnie nie przychodzą.
      A no właśnie. Hannie się zdziwiła, bo przecież tak wyszło, jak wyszło, myslała, ze London nawet nie bedzie próbował z nia...bo dał jej jasno do zrozumienia. A tu nie. A tu stoi i przepraszająco patrzy. I w tym momencie Hannie zapewne wszystko zrozumiała.
      I już na wstępie poznał jej zainteresowania. Hah, nie ma lepszego tematu na sam początek.
      Ojej, oni obydwoje są tacy nieśmiali, że az to słodkie się zrobiło. Hah, ale gwiazdy są świetne! Też lubię w nie patrzeć, chociaż niemal w ogóle sie na tym nie znam. Coś tam wiem, ale niewiele.
      Tak, taka naturalna cisza jest wspaniała. Wtedy się wie, że ta osoba jest dobra na przyjaciela/dziewczyne/chlopaka, bo cisza nie jest przytłaczająca, bo nawet jak tematy się skończą i zapadnie cisza to i tak jest dobrze.

      I oboje swobodnie rozmawiali. Jemu wydawała się fascynująca, a ona wiedziała, że jest dobry, bo nie zależało mu na żadnej z tych rzeczy, na których zależy (niestety!) dzisiejszym chłopakom.
      Tak, London pewnie dostanie tą pracę. Ale będzie...daleko wtedy.
      OOOOO i tak pod koniec słodko się zrobiło, hahahah. Tak. Tu człowiek już wie, że niewątpliwie Ci dwoje będą parą.
      I ta radość Hanny...
      No, Rose, wspaniały rozdział! Ja już lecę, bo tu pewna osóbka imieniem Karina mnie zagania na moje pole bloggerowe.
      Weny i pozdrawiam! :*

      Usuń
    2. Właśnie, jakoś tu mało Axla jest... to źle, haha. Nie no, dobra, ja po prostu nie umiem pisać o Axlu... kiedyś jakoś mi to szło, a nawet bardzo, bo był głównym bohaterem w sumie każdego opowiadania i nagle zdechło mi coś, haha... pewnie dlatego nie zakończyłam historii Madison, haha. Ale dobra, nie ważne. W sumie, Axla w tym opowiadaniu nie będzie wiele... aż do końca.

      London zajechał do Hanny pod sam wieczór, więc w sumie już wracał z Pasadeny i dlatego ubrany tak... ładnie. Chociaż dla rodziny Hanny to mogło wyglądać trochę inaczej, haha. No właśnie i Pasadena... dobra, jak sobie patrzyłam na mapę, to tak daleko nie jest. Bo to w sumie nadal jest Los Angeles, ale... no raczej ja nie wiem, jak tam wygląda życie, bo skąd, haha. Ale kiedy mieszkam sobie teraz w dużym Szkockim mieście i mam znajomych na drugim końcu, to mam wrażenie, że jakby mieszkali w ogóle całkiem gdzieś indziej, haha. Czyli Pasadena jest daleko, a jednak nie... ale chyba dla nich daleko. Zobaczymy jak to będzie.

      Pozdrawiam!

      Usuń

  3. muszę się w końcu nauczyć pisać komentarze po przeczytaniu, bo potem albo zapominam albo moje lenistwo sięga zenitu.

    nie spodziewalabym się tutaj Stevena, serio. pamiętam jak wcześniej czytałam jakieś opowiadania o GnR to on zawsze był takim śmiesznym pociesznym człowiekiem. mam wątpliwości czy taki jest w prywatnym życiu. ale muszę powiedzieć, że śmiechłam parę razy, w szczególności wtedy kiedy próbował zaparkować między dwoma samochodami, haha.

    trochę mnie wkurzyło to jak Slash potraktował tę sekretarkę. dziewczyna wykonywała swoje obowiązki, w żaden sposób go nie obraziła, robiła to co musiała, a usłyszała jakieś "wiesz kim ja jestem?", "wbij to sobie do swojego blond łba" czy coś w tym stylu. chamstwo.

    Susan która poradziła Slashowi wizytę Casha u psychologa to żona Duffa? Boże, uwielbiam Susan, haha.

    lecę pisać następny komentarz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Susan może być żoną Duffa. W sumie... już się tu nie pojawi o niej, więc można założyć, że właśnie tak.

      Racja, Slash zachował się chamsko i nawet nie będę go tu tłumaczyła, bo nie ma większego sensu. Chociaż może... był trochę za bardzo zdenerwowany tym wszystkim, co się wydarzyło poprzedniego dnia... ale dobra, to nie jest żadne wytłumaczenie.

      Usuń
  4. Steven prowadzi w 'polskim' stylu. :') Bezcenne. XD I ta załamka Slasha. :D
    Mógł pojechać tym autobusem, byłoby śmiesznie. XD
    Tylko żeby nie spotykał się z tą Jackie no.. :c

    OdpowiedzUsuń