19 lutego 2016

Rozdział 23

      Witam. 
Jest to naprawdę bardzo ciężki i emocjonalny rozdział. Ja sama poczułam się po prostu podle jak go napisałam i naprawdę długo zastanawiałam się, czy mam opublikować go właśnie w takiej fermie. Z resztą nadal mam wątpliwości, ale myślę sobie, że pewne sprawy powinny wyjść na światło dzienne i pewne słowa powinny zostać powiedziane. Może to wydaje się śmieszne, ale dla mnie moi bohaterowie są bardzo ważni. Nie widzę w nich tylko fikcyjnych postaci, którzy nie istnieją i można zrobić z nimi wszystko, bo naprawdę nikomu krzywda się nie dzieje. U mnie tak nie działa. Ja widzę moich bohaterów jako ludzi, żywych ludzi, którzy także mają uczucia. Takie same jak my. Oni dla mnie żyją przed rozpoczęciem akcji opowiadania, a także po tym jak opowiadanie się skończy. Dlatego teraz czuję się podle, bo jest mi po prostu tak bardzo ich szkoda. To trochę jakby moim przyjaciołom działa się krzywda... ale nie wiem, czy ktoś z was to rozumie... czy może uważacie, że mam paranoje. 




Rozdział 23

London od piętnastu minut czytał tę samą stronę w podręczniku, jednak nic do niego nie docierało. Pierwszy raz czuł pustkę w głowie, którą wypełniała Hanna. Nie tak wszystko miało wyglądać. Dziewczyna przez niego płakała. Ciężko westchnął i zamknął podręcznik. Starał się z nią skontaktować, ale nie odbierała od niego telefonu, na wiadomości także nie odpisywała. Z resztą, przecież nawet nie miała powodu, aby to zrobić. London zaczął powoli w wszystko wątpić. W sens studiów i takiego życia. Oczywiście wybrał fizykę z astronomią ze względu na Jennifer, ale szybko zrozumiał, że jest to kierunek idealny dla niego. Trzeba poświęcić na nie dużo czasu. Można spokojnie odizolować się od ludzi, bo przecież trzeba się uczyć. Nikt nie zastanawiał się, dlaczego nigdzie nie wychodzi. Zawsze miał dobrą wymówkę. Jednak w tym momencie zrozumiał, że życie polega na czymś więcej niż astronomia i patrzenie się w gwiazdy. Nagle poczuł, że chciałby patrzeć się w te gwiazdy z kimś... i patrzeć się tak po prostu, jak robią to przeciętni ludzie. Ponownie otworzył książkę. Następnego dnia czekała go rozmowa w NASA. Musiał jakoś się do tego przygotować, jednak irytacja Londona osiągnęła szczyt, kiedy Cash wszedł do jego pokoju. Młodszy z braci stanął w drzwiach i ze złością popatrzył na brata. Nie mógł zrozumieć, dlaczego London tak bezkarnie wszedł w jego życie i zabrał sobie Hannę. Przecież nie miał do tego żadnego prawa. Poza tym był śmieciem, zdrajcą. Na pewno nikim wartym jej uwagi.
            - Puka się, kurwa! - Wrzasnął London rzucając w brata podręcznikiem. Cash zrobił unik i zdziwiony patrzył na brata, który krzyczał dalej. - Wchodzisz sobie jak do obory! Właśnie... Hanna ma rację, nie wiem, dlaczego jakoś specjalnie cię traktuję! Wypierdalaj!
            London zeskoczył z biurka i podszedł do Casha chcąc wypchnąć go za drzwi. Jednak młodszy z braci się postawił i popchnął Londona. Ten w rezultacie stracił równowagę. Zachwiał się i przez chwilę stracił orientację.
            - Masz odczepić się od Hanny, rozumiesz? Zostaw ją w spokoju! - Warknął Cash zaciskając dłonie w pięści.
            London podniósł wzrok, a następnie kpiąco się zaśmiał.
            - Bo co? Bo ty tak chcesz? Tak...? Znów mam robić coś, bo biedny Cash tego chce? Tak naprawdę jesteś żałosny! Znoszę cię przez całe życie, chociaż wcale nie muszę tego robić! Bo co? Biedny Cash widział jak mama wpadła pod samochód i teraz wszyscy mają się nad tobą litować?! Ja mam dość rozumiesz? Mam dość ciebie i tych twoich głupich żartów, docinek, poniżania mnie! Co ci to, kurwa daje! Czujesz się lepiej?
            Cash zaczął ciężko oddychać. Może jego brat miał rację, ale w tym momencie nie chciał się nad tym zastanawiać. Niewiele myśląc podszedł do Londona i uderzył go z pięści w twarz. Ten ponownie stracił równowagę i upadł na podłogę. Poczuł w ustach smak krwi. Chciał się podnieść, kiedy poczuł, że brat przygniata go do podłogi. Siedział na nim i skrępował każdy jego ruch. W tym momencie Cash czuł czystą nienawiść. Mógł nawet zabić tego gnoja i nie miałby żadnych wyrzutów sumienia.
            - Dobrze wiesz, że gdyby nie ja to byś nie przeżył ani dani po śmierci mamy! - Krzyknął London z kpiną w głosie.
            Cash przycisnął mocniej Londona do podłogi. Nie panował nad sobą, nie myślał nad tym co robi. Działał jakby trochę automatycznie, machinalnie.
            - Jesteś pieprzonym gnojem, London. Nienawidzę cię za to wszystko co zrobiłeś! Taki dobry i uczciwy jesteś? - Cash wybuchnął śmiechem. - Powiedz jej o wszystkim. Ciekawe, czy będzie dalej myślała o tobie, że taki kochany jesteś! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić, rozumiesz? Nie tkniesz jej! Zabiję cię prędzej!
            London poczuł, że brakuje mu oddechu. Zebrał w sobie całą siłę, aby zepchnąć Casha, jednak to nie było takie łatwe. Nawet nie spodziewał się tego, że jego młodszy brat jest taki silny. Na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Ugryzł Casha w rękę, a ten wrzasnął z bólu jednak go nie puścił. Zaczęli tylko szamotać się na podłodze.



***

Slash ponownie usiadł z laptopem na kolanach. Zalogował się na pocztę, a oczy ponownie wpadła mu wiadomość od Jackie. Przez to całe zamieszanie związane z Cashem oraz Kate całkiem o niej zapomniał. Może nawet to lepiej, chociaż sam nie wiedział. Jackie była pierwszą i jak na razie jedyną kobietą, z którą związał się po śmierci żony. Oczywiście to był toksyczny związek, który powoli ich wyniszczał, ale wszystkiemu winne były narkotyki. Sam Slash doprowadził właśnie do takiego stanu, przecież wtedy nikt go do tego nie zmuszał. Ciężko westchnął. Nie wiedział, co takiego miałby zrobić, chociaż niewinne uśmiechnął się na swoje wspomnienia związane z tą kobietą. Napisała mu, że jest już czysta, że nie bierze od paru lat, to chyba nie miał czego się obawiać. Z resztą, jedno spotkanie przecież nie zaszkodzi. Ten dom zdecydowanie był za duży, za pusty i za cichy. Zdecydowanie kogoś w nim brakowało. W życiu Slasha kogoś brakowało. 
            Jednak spisał numer telefonu z poczuciem winy i ciągłymi pytaniami, na które nie chciał sobie odpowiadać. Pokręcił się trochę po salonie, aż zdecydował się zadzwonić. Nie musiał długo czekać. Jackie odebrała po dwóch sygnałach, które dla Slasha i tak wydawały się być wiecznością.
            - Słucham? - Zaśpiewała radosnym głosem. Slash w tel usłyszał muzykę, głos innych ludzi, a następnie dotarła do niego analiza jej głosu. Chyba już zapomniał jak na niego działa. Zapomniał już, że potrafiła zdominować go tylko jednym spojrzeniem, a on o wszystkim zapominał. I właśnie w tym momencie przyszła do niego niebywała ochota na nią. Zdał sobie sprawę z tego, że był gotów wsiąść w samochodu i jechać gdziekolwiek teraz była, aby tylko poczuć ją.
            - Cześć, z tej strony Slash. - Powiedział drżącym głosem. - Wybacz, że dopiero teraz się odzywam, ale miałem w życiu małe zamieszanie. Miło, że napisałaś...
            Jackie oderwała telefon od ucha i spojrzała na wyświetlacz, a następnie uśmiechnęła się sama do siebie. Już dawno straciła nadzieję, że Hudson się do niej odezwie, a jednak. Kobieta popatrzyła na młodego chłopaka, któremu siedziała na kolanach. Nędzny aktorzyna, który myślał, że świat może należeć do niego. Tak, był przystojny, dobry w łóżku, można było się z nim zabawić, ale jednak nie dawał tego wszystkiego, co mógł dać jej Slash. Zaśmiała się i przeprosiła swojego kolegę, a następnie skierowała się w stronę toalety.
            - Slash! Jak miło, że dzwonisz... och, myślałam, że już się nie odezwiesz... przez to wszystko co się stało. - Wymusiła smutny głos. - Nawet nie wiesz jakie mam wyrzuty sumienia...
            - Było, minęło... - Mruknął Hudson. Nie miał ochoty wracać myślami do tamtych chwil. - A w końcu przecież nie zawsze było źle...
            - Ja nic chcę się tobie narzucać, ale chętnie bym się z tobą spotkała. Tak po prostu, aby porozmawiać. Powspominać stare czasy.
            - Myślę, że to dobry pomysł.
            Slash podszedł do komody na której stało parę zdjęć oprawionych w ramki. Wziął do ręki fotografię ślubną i ciężko westchnął. Zamknął oczy i przez chwilę postarał się przywołać w głowie obraz żony, jednak nie było to takie proste. Przerażało go to, że powoli zaczął zapominać. Nie raz desperacko starał się zachować takie szczegóły jak tonacja w głosu, dotyk, śmiech, uśmiech, w głowie, ale obrazy powoli uciekały. Ponownie otworzył oczy i odstawił zdjęcie na miejsce.
            - Może przyjedziesz po mnie na plan? Będę miała pretekst, aby zerwać się wcześniej...
            Slash chciał już coś odpowiedzieć, kiedy zauważył, że Lou, który wcześniej spokojnie leżał na kanapie momentalnie zerwał się z miejsca i pobiegł po schodach na górę. Zaraz po tym do uszu Slasha dobiegły krzyki, oraz odgłosy szamotaniny. Hudson spojrzał na schody i zastanowił się o co w tym wszystkim może chociaż. Niewiele myśląc rzucił do Jackie, że oddzwoni do niej później, a sam momentalnie zerwał się po schodach i wpadł do pokoju Londona. To co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Wiedział, że jego synowie nie mają ze sobą dobrego kontaktu, czasami się kłócą, albo wcale się do siebie nie odzywają. Dogryzają sobie, wyzywają się, są dla siebie często niemili, opryskliwi, ale przecież nigdy nie wdawali się w bójki. Widok Casha, który przygniatał zakrwawionego Londona do podłogi i krzyczał do niego, że go zabije, przeraził Slasha. Hudson niewiele myśląc, nie zadając żadnych pytań zerwał się, aby rozdzielić chłopaków. Ledwo zdołał oderwać Casha od starszego syna, który momentalnie złapał oddech i chciał się podnieść jednak nie miał na to siły. Wytarł sobie tylko krew z wargi, a Cash dalej się wyrywał.
            - Co tu się do cholery dzieje! - Krzyknął Slash spoglądając na młodszego syna. Cash wyrwał się mu z uścisku. London w tym czasie zdążył się podnieść. Hudson stanął pomiędzy nimi, aby ponownie się na siebie nie rzucili. - No? Któryś mi powie? - Popatrzył po synach.
            - Właśnie, London, może powiesz, co? - Warknął Cash, a następnie spojrzał ojcu w oczy. - Tak, twój idealny synek London się bije. Zaskoczenie, prawda? Jak on może... tak, pewnie to moja wina! - Zaczął syczeć zaciskając ponownie dłonie w pięści. Slash zobaczył w jego oczach furię, obłęd. Coś czego jeszcze nigdy nie widział. Młodszy z braci ponownie popatrzył na starszego. - Teraz nic nie mówisz? Ja jestem żałosny? To ty jesteś żałosny! No powiedz ojcu, kto go okradał... ile tego było? Sporo nie? Może powiesz, przez kogo ojciec wylądował na odwyku, przez kogo go zamknęli, a nas zabrali?! No dalej, powiedz, kto chciał wsadzić ojca do więzienia?! No kto! Tak... tato, twój idealny London. Och, zaskoczony? Pan idealny wcale nie jest taki idealny! Brawo, London... ty skończony śmieciu. Potrafisz tylko oczy ludziom mydlić, a tak naprawdę jesteś zdrajcą. Zdradziłeś nas... nas wszystkich!
            London usiadł na łóżku i ciężko oddychał. Slash oderwał od niego spojrzenie, a następnie wskazał Cashowi na drzwi.
            - Wynoś się! - Wrzasnął. - Wyjdź, albo ja ciebie wyrzucę!
            - Tak, staruszku. Lituj się nad tą szują. - Prychnął Cash. - Oboje jesteście siebie warci!
            - Do swojego pokoju i nawet nie waż mi się stamtąd wychodzić!
            Cash nic nie odpowiedział tylko wyszedł z pokoju brata. Slash nawet za nim nie popatrzył. London nadal siedział na łóżku i chował twarz w dłoniach. Hudson podszedł do syna i usiadł obok niego.
            - Wszystko w porządku? Co tu się w ogóle stało...?
            - Tato, idź do niego. - Jęknął London. - Proszę cię... idź, bo on zrobi jeszcze coś głupiego! Mną się nie przejmuj. Mnie nic nie jest.
            Wstał z łóżka i skierował się w stronę łazienki.



***

Cash wpadł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Miał ochotę wrzeszczeć, coś rozwalić. Zrobić cokolwiek, aby poczuć się lepiej. Na początku zwalił wszystko, co leżało na jego biurku, jednak kiedy popatrzył na rozwalone rzeczy poczuł się tak bardzo beznadziejnie. Przecież w gruncie rzeczy nie chciał nic zrobić Londonowi, ale w tamtym momencie... sam nie wiedział, co go takiego napadało. Nie panował nad tym. Jakby przez chwilę nie był sobą tylko kimś całkiem innym. Stał przez chwilę i patrzył się na rozwalone książki, zeszyty, testy i inne rzeczy. Po prostu zaczął płakać. W końcu rzucił się na łóżko, a spod poduszki wyjął maskotkę. Starego pluszowego misia, którego dostał na siódme urodziny od mamy. Jedyna zabawka, której się nie pozbył, ale czasami wstydził się, że jeszcze ją mą... że z nią sypia. Jednak wtedy czuł się bezpieczniej. Skulił się w sobie przyciskając maskotkę do siebie i cicho płakał. Nie chciał z nikim teraz rozmawiać, dlatego, kiedy zobaczył, że Slash stanął w drzwiach jego pokoju nic nie powiedział. Natomiast Hudson już kompletnie nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Przed chwilą zmagał się z ogromną złością do Casha, a teraz ponownie zobaczył w nim bezbronne dziecko, tak jak wtedy w samochodzie, gdy wracali od Stradlinów. Takie wahania nastrojów nie były normalne.
            - Wyjdź. - Powiedział Cash przyciskając mocniej do siebie maskotkę. - Nie chcę z tobą rozmawiać. Londonowi się należało... z resztą, to nie twoja sprawa... WYNOŚ SIĘ!
            - Cash... - Zaczął chociaż nie wiedział co miał powiedzieć.
            Chłopak usiadł na łóżku, nadal przyciskając do siebie maskotkę kiwał się w przód i w tył, patrzył się przed siebie nieprzytomnie, a czasami tracił oddech. Hudson przełknął ślinę. Mimo protestów syna podszedł do niego i usiadł obok.
            - Nic nie brałem. - Powiedział Cash. - Mówiłem ci, że nie ćpam... to wszystko... ja nie wiem... sam nie rozumiem.
            - Dobrze, o nic nie pytam. - Szepnął Slash i niepewnie położył rękę na ramieniu syna. - Ja się tylko martwię.
            Cash przez milczał przez parę minut. Przyciskał tylko do siebie maskotkę i dalej tak się kiwał, aż w końcu się uspokoił. Spuścił głowę i popatrzył na misia.
            - Kochałeś ją...? - Zapytał bez uczuć.
            To pytanie wyrwało z zamyślenia Slasha. Popatrzył niepewnie na syna, który trzymał wzrok na maskotce. Slash nawet nie wiedział, że Cash nadal ją ma, że ma jakąkolwiek zabawkę.
            - Kochałeś ją? - Cash powtórzył pytanie. - Kochałeś mamę?
            Slash dalej milczał. Nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Na początku zaskoczyło go pytanie syna, a potem szukał odpowiednich słów na odpowiedź. Oczywiście, że kochał żonę, ale czasami wydawało się mu, że tak naprawdę pokochał ją, kiedy umarła. Gdy zrozumiał ile dla niego znaczyła i kim naprawdę była w jego życiu. Przełknął ślinę i pogładził Casha po plecach. Ten oderwał wzrok od maskotki i spojrzał na ojca. Wyczekiwał odpowiedzi. Nie ważne jaka by była, po prostu chciał usłyszeć odpowiedź ojca.
            - Tak. Kochałem... bardzo... w sumie, to nadal kocham. - Szepnął Slash drżącym głosem. Zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie rozmawiał z synami o ich matce. Jakby chciał ją wymazać z ich życia w dniu jej śmierci.
            - Myślisz czasami o niej?
            - Myślę... bardzo często myślę...
            - Musiało być ci wtedy bardzo ciężko, że znów zacząłeś ćpać... - szepnął Cash ściskając mocniej maskotkę. - Chociaż ja nie rozumiem i nie chcę zrozumieć... bałem się. Bardzo się bałem... wtedy na ulicy... ludzie krzyczeli, coś do mnie mówili, a ja szukałem mamy... - Pokręcił głową. - Ona chyba mnie uratowała, chyba mnie odepchnęła... nie wiem, nie pamiętam... ale chyba poświęciła się dla mnie... rozumiesz? Nie wahała się ani chwili, aby... bałem się... jakaś kobieta pytała się mnie, co się takiego stało, a ja nie wiedziałem... chciała mnie zająć, abym się tylko nie odwrócił, abym nie zobaczył mamy, jak tam leżała... ale ja i tak się odwróciłem... i zobaczyłem ją... tam... - Cash zawiesił głos, zacisnął mocno powieki, spod których zaczęły wypływać mu ogromne łzy. - I ja nie wiedziałem, co miałem zrobić, ludzie coś krzyczeli, potem ktoś mnie zabrał i mówił, że wszystko będzie dobrze, że mam się o nic nie martwić... no ale jak miałem się nie martwić? No jak... rozumiesz? Ja wiedziałem, że jest źle. Przecież nie może być dobrze, jak człowiek leży w krwi... dużo krwi...
            Slash na chwilę zatrzymał oddech. Słuchał wszystkiego co syn miał do powiedzenia. Nie chciał mu przerywać, zadawać żadnych pytań. Czasami miał wrażenie, że znał na pamięć listę obrażeń, które odniosła żona w czasie wypadku, jednak nigdy nie zastanawiał się nad tym, że jego wtedy ośmioletni syn to wszystko zobaczył. Slash tylko usłyszał od lekarza, potem dostał raport na papierze i było mu ciężko znieść prawdę, a co dopiero dziecku, które zobaczyło na własne oczy. Hudson poczuł do siebie samego ogromną złość. Przecież był takim ignorantem. Myślał tylko o sobie, a dzieci w tamtym momencie nie były ważne. Cash nie był ważny. Liczył się tylko jego ból i jego strata.
            Cash zamilkł. Siedział po turecku na łóżku i nawet nie starał się hamować łez. Musiał to w końcu komuś powiedzieć, wyrzucić z siebie. Chociaż sam nie wiedział, czy Slash jest odpowiednią osobą, ale w tej chwili to nie miało żadnego większego znaczenia.
            - Bardzo za nią tęsknię. - Dodał po chwili. - Czasami chcę wierzyć, że nie umarła... albo sobie to wmawiam. Siedzę w oknie, albo na schodach i patrzę się na bramę i czekam... wiesz, że takie czekanie jest o wiele łatwiejsze niż myśl, że jej nie ma? Czekam na nią, chociaż wiem, że nie przyjdzie... ale tak jest mi prościej... ta nadzieja, rozumiesz? Nadzieja jest najważniejsza... nadzieja i wiara... ja mam tę nadzieję, chociaż... dobrze wiem...
            - Cash, synku...
            - Czasami to wszystko do mnie wraca. W nocy, budzę się z krzykiem, zalany potem, bo ponownie tam stałem i to wszystko wiedziałem. Nie mogłem nic zrobić... czasami... - zawiesił głos i spojrzał na ojca. - Czasami wyrywam sobie włosy, albo drapię się po kostkach aż do krwi... albo po prostu... mam mokro w łóżku... to takie upokarzające... Śpię z maskotką i moczę się w nocy jak jakiś dzieciak...
            Slash nic nie powiedział, bo żadne słowa nie wydawały się być odpowiednie w takiej chwili. Zdawał sobie sprawę, że powinien wiedzieć o tym o wiele wcześniej. Pokręcił tylko głową, a Cash ponownie położył się na łóżku. Był taki spokojny, a zarazem bez żadnych emocji. Wydawał się być szmacianą laleczką, z którą Slash mógł zrobić wszystko. Zaczął głaskać syna po ramieniu, ale ten napiął mięśnie i się skrzywił.
            - Chcę zostać sam. - Szepnął. - Wyjdź.
            - Ale Cash...
            - Proszę, zostaw mnie samego. Ja chcę być teraz sam...
            Slash pokręcił tylko głową i wstał z łóżka. Sam nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Niewątpliwie musiał pomóc synowi, chociaż nie wiedział jak. Ciężko westchnął, odwrócił się do drzwi i wtedy zobaczył w nich Londona. Chłopak stał nieprzytomny i z przerażeniem wpatrywał się w ojca. Musiał wszystko słyszeć. No tak, przecież on też nie wiedział, co się tam dokładnie stało. Slash wyszedł z pokoju młodszego syna i wziął starszego pod ramię. London ciężko odetchnął.
            - Może ty też chcesz porozmawiać? - Zapytał Slash. - Bo jak tak, to wal. Dziś już nic mnie chyba nie zdziwi...
            - Tato, może ty się lepiej połóż, co? To chyba trochę za dużo jak dla ciebie... - London popatrzył w oczy ojcu. - Martwię się o twoje serce...
            - Spokojnie, nic mi nie jest... naprawdę, wszystko w porządku.
            - Ale obiecaj mi, że pójdziesz już spać, dobrze? Tato, proszę...
            - A ty się gdzieś wybierasz?
            - Wezmę tylko Lou na krótki spacer. Muszę się przewietrzyć... a ty idź spać...
            London niepewnie zszedł ze schodów, a Slash kiwnął głową. Miał rację, tego wszystkiego było już za dużo. O wiele za dużo i sam nie wiedział, co miał z tym wszystkim zrobić. Na początku Kate i jej problemy z byłym mężem, a teraz jeszcze Cash i to wszystko co powiedział. Slash w momencie poczuł ogromną niemoc, która go ogarnęła. Jakby stracił nad wszystkim kontrolę, chociaż tak naprawdę nigdy jej nie miał. Zajrzał jeszcze do pokoju Casha. Chłopak nadal leżał na łóżku w bezruchu i tulił do siebie maskotkę. Może Slash był dla niego za surowy przez ten cały czas? Może powinien podejść do niego inaczej. Martwiło go zachowanie syna... ten obłęd w oczach, napady złości, agresja, której nie potrafił wytłumaczyć, a następnie spokój. Jakby przed chwilą nic takiego się nie działo... to mogły  być narkotyki, chociaż tak naprawdę nic innego na to nie wskazywało. Przecież od razu zobaczyłby, że Cash coś brał. Była jeszcze jedna opcja, chociaż Hudson bał się o niej myśleć, a nawet nie chciał się nad tym zastanawiać. Zamknął drzwi do pokoju syna, a sam udał się do swojego pokoju.
            Noce zawsze wydawały się być najgorsze. Wtedy wszystko jeszcze bardziej do niego docierało. Czasami bał się spędzać noce w domu, bo tam bolało bardziej. Trasa koncertowa nie raz była dla niego niczym lek na wszystkie rany. Tam zawsze było pełno ludzi i ani chwili spokoju. W pokoju hotelowym tylko się bywało, a kiedy się do niego wracało, nie miało się siły na nic innego, tylko na sen. W domu tak nie było. Często mijały długie godziny zanim Slash zasnął. Wpatrywał się w sufit i wtedy nad wszystkim myślał. Zadawał sobie pytania i starał znaleźć jakąś odpowiedź, albo miał odpowiedź, ale nigdzie nie było pytania.
            To była kolejna nieprzespana noc.

11 komentarzy:

  1. Już mnie wczoraj nastawiłaś na to, że raczej paczka chusteczek to jest to co przyda się podczas czytania tego rozdziału no i... tak jest, bo tym razem mamy wszystko to czego nikt się tu nie spodziewał.
    Zacznę od Slasha, bo to chyba tylko w jego przypadku wiem co napisać. London ma rację. To trochę za dużo jak na niego. Nie ma co z Hudsona robić starego dziadka, ale gdyby z jego zdrowiem było wszystko okej jego syn by się nie martwił, ale zbyt duży stres nie jest dobry dla problemów z sercem, a ostatnio Hudson nie może narzekać na brak emocji. Najpierw sprawa z Cashem i szpitalem, potem Kate, a teraz problem nie z jednym synem... Ale z dwójką. Powracając jednak na chwilę do Jackie to chociaż nie było jej tu dużo wydaje mi się być wyrachowaną, zimną suką i w sumie tak już ja sobie będę postrzegała. To taki typ, co omota sobie każdego faceta wokół palca, a oni później tańczą tak jak ona zagra... Już jej nie lubię, chociaż wydaje mi się, że już to wspominałam. Nie cierpię tego typu, także Hudson...jak masz swoje potrzeby, to już lepiej idź do klubu i wyrwij sobie jakąś chętną laskę, bo Jackie to jak dla mnie synonim problemów. No to teraz do chłopaków... Tak. Znowu Slash naskoczył na Casha, a nie na Londona, ale to pewnie dlatego, że ten się nawet nie bronił...On te słowa po prostu przyjął, bo w sumie nie miał innego wyjścia. Krzyczenie w takim momencie nic nie daje, a miał zaprzeczać? To była prawda, więc nie miał po co. Ale to znowu oficjalnie dostało się Cashowi. Bardzo mi szkoda Slasha w tej całej sytuacji, bo nie zasłużył sobie na to wszystko... Tak. Zaniedbał ich i po części był cholernym egoistą. Po śmierci Perli skupił się na sobie. Na JEGO bólu i cierpieniu i na jego stracie, zapominając że oprócz tego, że stracił żonę, jego dzieci straciły matkę. Tylko nie oszukujmy się, że w takiej chwili ciężko by było zachować się inaczej. Naprawdę ją kochał i nagle stracił. A teraz? Teraz traci powoli kolejną osobę, którą kocha i nawet gdy chce już pomóc, gdy zaczyna rozumieć, jak beznadziejnie było kiedyś to i tak jest odtrącany. Po prostu sobie z tym wszystkim nie radzi i tyle.
    London... Ta. To nie miało tak wyjść. Widać, że London nie chciał jej skrzywdzić i po części musi mu zależeć, bo gdyby nie to w dupie by miał tłumaczenie się, a teraz w jego głowie nie siedziała by tylko jedna osoba. A nie mógł się skontaktować, bo w tym samym momencie Hannie albo płakała w poduszkę albo do słuchawki Angie haha. No tak. Ona jest jeszcze nastolatką i ma do tego prawo. London chciał przeprowadzić rozmowę jak najbardziej dyplomatycznie no i w sumie wyglądało to trochę jak słabe tłumaczenie, Hannie to tak odczytała i tyle. Kto by się spodziewał takiej złości? W tym rozdziale on też wybuchł. W końcu. Po tylu latach. On też już ma tego dość. Cały czas toleruje to co mówi Cash i to jak się zachowuje, bo jest jego bratem...bo go kocha i nie chciał go ranić... no i tak kwestia wypadku. Ale w tym momencie przypomniały mu się słowa Hannie i wpadła mu do głowy myśl:" Dlaczego tylko on może...Dlaczego ja muszę to tolerować?" A do tego wpada sobie ten Cash i mówi, że ma zostawić Hanne i koniec. Nie tłumaczy mu dlaczego. Po prostu ma ją zostawić w spokoju i już. No ale dlaczego? Bo co? Bo Cash tak chce? I on musi robić to co on chce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta troska Casha jest w pewnym sensie urocza... Miedzy nim a Hannie pewnie bywa różnie, ale w głębi serca oboje wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Hannie jest od niego młodsza i po prostu nie chce aby ją ktoś zranił. Ma swoje wyrobione zdanie na temat Londona i po prostu nie chce, aby ją skrzywdził. Tylko powiedział to w taki sposób, że zadziałało to jak płachta na byka. Bo czemu London nie może się spotykać z kimś kogo lubi? To jest własność Casha? Nie. Więc nie musi się go słuchać. W tym momencie London też przegiął. Chociaż patrząc na ten rozdział to każdy tu przegiął... Nie dziwię się, że London się zdenerwował, bo tłumił to w sobie taki czas. To z pewnością nie jest fajne uczucie, gdy każdego dnia twój brat miesza cię z błotem i ma cię za zdrajce i skończonego idiotę, gdy w ich sytuacji oni naprawdę powinni się mocno trzymać... Tylko co do powiedział London wywołało lawinę. Slash ma rację. Bywa między nimi różnie, są nieporozumienia, głupie teksty Casha, ale nigdy nie taka kłótnia... nie bójka. Dlatego jest to takie zdziwienie również dla Hudsona. No i słowa Casha... Kolejne. Kurde. Nie ulega wątpliwości, że on naprawdę cierpi i przeżył najwięcej, czego mamy dowód później, ale w tym momencie tak bardzo jest mi żal Londona, bo choć po części Cash może sobie myśleć, że London to zdrajca, ale... Ciekawi co by było, gdyby London tego wszystkiego nie zrobił? Zabierał Hudsonowi pieniądze dla zabawy? Raczej nie. Nie uważam też, że naćpany i zapity Hudson każdego dnia oferował im świeże bułeczki na śniadanie. Gdy Slash był w takim stanie, to właśnie ten dwunastoletni London był odpowiedzialny za tę trójkę. Co by było gdyby Slash nie trafił na odwyk? Oni mogliby być sierotami... Z narkotykami nie ma żartów. Tam nie ma kontroli. Nie w takiej sytuacji. Któregoś dnia wziął by więcej, a wtedy nie mieli by ojca i matki. Wiem, że w sytuacji Casha ciężko na to spojrzeć z innej perspektywy, ale chyba powinien. Bo jego brat nie zrobił to, bo chciał wkopać Hudsona. To nie miała być kara. On chciał dobrze... Wiadomo, że w oczach małego Casha zrobił najgorszą rzecz na świecie, ale gdyby tego nie zrobił mogłoby być jeszcze gorzej...Dlatego London rezygnuje, bo nie ma co powiedzieć. "Powiedz jej o wszystkim. Ciekawe, czy będzie dalej myślała o tobie, że taki kochany jesteś!" Myślę, że Hannie nie zmieniła by o nim zdania. Fakt w pierwszej chwili London w jej oczach prezentował się jako fajny, przystojny, starszy chłopak z którym naprawdę dobrze się rozmawiało i który nie myślał o tym by tylko ją przelecieć. Ta... teraz po tej ucieczce z płaczem mogła sobie zmienić zdanie, ale wystarczy, że ochłonie...Ten sam prawie idealny London. Hannie jako osoba z zewnątrz pewnie też inaczej na to spojrzy i myślę, że również uzna, że London chciał dobrze. Z resztą on był dzieckiem. Czego można oczekiwać od dziecka w takiej sytuacji?

      Usuń
    2. Ta... pan idealny nie jest taki idealny. Ciekawi mnie jeszcze tylko co o tym myśli Hudson. Nie wiem czy wie, czy właśnie się dowiedział kogo to zasługa, ale co on może myśleć... Nie wyglądało aby ta wiadomość zmieniła jego zdanie na temat Londona.
      I teraz najgorsza część... Nie wiem nawet co o tym napisać, ale to właśnie ta część gdzie były potrzebne chusteczki. Widać dlaczego Cash jest taki ani inny...dlaczego zgrywa takiego cwaniaka i chama, bo jest kimś zupełnie innym. To wciąż ten mały zagubiony chłopczyk, który jeszcze woła o pomoc- nieudolnie, który tak bardzo potrzebuje miłości tylko z drugiej strony robi wszystko, by innych od siebie odtrącić. Mamy przełom czyli rozmowę na temat Perli. Hudson powoli uświadamia sobie co widział Cash...to o czym on mógł tylko przeczytać... mógł sobie wyobrażać co się stało z jego żoną, gdy jego syn to wszystko widział. Dlatego Cash też nie może sobie tego wszystkiego wybaczyć, bo po części uważa, że to jego wina, bo jego mama chciała ratować i to przez niego zginęła. On to wszystko widział... dlatego nie może z tym żyć. Londonowi też zginęła matka, ale on powoli zaczął oswajać się z codzienności. Hudsonowi zginęła żona, ale po wielu latach chociaż po części zaczął 'żyć'. Cash nie może...bo on nie może wymazać sobie tego z pamięci. I pewnie nie wymaże. Mam dziwne wrażenie, że Hudson zaczyna podejrzewać go o problemy psychiczne...ale w sumie nie ma w tym nic dziwnego. Taka trauma może nieźle poprzestawiać w głowie. Myślę, że Cash powinien coraz częściej zacząć rozmawiać. Ale nie ma co się oszukiwać, że zacznie. Teraz? W domu będą mieli we trójkę ciche dni. Jedyne rozmowy jakie się mogą nawiązać to między Londonem a Slashem... Nie liczyłabym na nic więcej. A w sumie zaczęło się od Hannie, a skończyło na... No właśnie. To nie jest przełom, który poprowadzi do polepszenia ich relacji, ale Slash porozmawiał z Cashem o Perli... London i Hudson wiedzą co Cash widział, także coś się zmieniło. Zobaczymy co to przyniesie. Ciężki rozdział, ale musiał się tu pojawić. A co do tego co napisałaś. To cię rozumiem i nie uważam, że jest coś w tym dziwnego. Teraz czekam na nowy rozdział i zapłakaną Hannie i wciąż tłumaczącego się Londona haha. Jak znajdziesz czas to apeluję ( jak to poważnie brzmi haha) o wciśnięcie rozdziału wcześniej niż piątek. O dziwo gdy mam ferie to ten czas mi się dłuży haha.

      Usuń
    3. Przyszedł czas odpowiedzieć na ten komentarz, chociaż nie potrafię poskładać odpowiednio myśli, haha.

      Sama wiesz ile kosztował mnie ten rozdział i jakie miałam wątpliwości, aby go opublikować. W sumie, jak sobie teraz patrzę na to, że skomentowałaś tylko Ty, to nadal mam wątpliwości, ale cóż. Stało się, a czasu już nie cofnę.

      W sumie już rozmawiałyśmy o tym rozdziale. Przed jego powstaniem jak i po publikacji. No tak, to był naprawdę ciężki wieczór dla całej tej trójki. Po prostu coś pękło. Czara goryczy się przelała i poszło... ale nie ma co się oszukiwać, że to wróży coś dobrego. Ja osobiście mam wrażenie, że wyznanie Casha jest tak naprawdę zlepkiem pustych słów, które jeszcze bardziej pogorszą sytuację. Wiadomo, że Cash nagle nie zacznie biegać do Slasha i z nim rozmawiać, o tym, ale także o wszystkim innym. I jak napisałaś... ciche dni. Wiadomo, że teraz zacznie go unikać... a sam Slash zacznie się jeszcze bardziej martwić, bo jednak... to co usłyszał, to przecież nie było takie sobie zwykłe wyznanie. Jedno jest pewne, Cash sobie nie radzi. Z niczym. Z tym co się stało kiedyś, ale także z tym co się dzieje teraz, bo jednak z furią rzuca się na brata tylko dlatego, że ten rozmawiał z jego koleżanką. Obie wiemy, że to nie jest normalne... i może Cashowi coś w głowie siedzi, coś złego... albo po prostu on sam potrzebuje ciszy i spokoju.

      A przez to wszystko London będzie musiał kupić kwiatki, haha.
      Biedny.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. to ja powinnam przeprosić za poślizg. ale chyba lepiej mi się czyta jak mam więcej rozdziałów, a niektórzy się wkurzają, że mają zaległości, haha. a ja wtedy sobie spokojnie przypominam co się działo w ostatnim czasie etc.

    do poprzedniego rozdziału, nie umiem totalnie zrozumieć zachowania Hanny... nie lubię Casha, ale tutaj muszę akurat stanąć w jego obronie - on nic głupiego nawet nie powiedział, tylko coś w stylu "to ten amant zawrócił ci w głowie, szacunek braciszku". i to jest powód żeby rzucać takimi tekstami? ja nie znalazlam tu nic obraźliwego, może to było jakieś ukryte przesłanie, albo ona po prostu jest przewrażliwiona na punkcie Londona. jeszcze to "Angie, zatrzymaj Casha, on nie może wiedzieć że spotykam się z Londonem". wydaje mi się, że to nie jest sprawa Casha z kim spotyka się London, co go to interesuje? boją się go, czy co? ja na jego miejscu poszukałabym jakiejś normalnej dziewczyny ze studiów, a nie jakiejś niezrównoważonej gówniary. ale może Cash jest w niej zakochany, czy coś? tak wywnioskowałam z tego rozdziału, kiedy Cash wszedł Londonowi do pokoju. o Jezu, ale oni by się dobrali.

    nie, mam już dosyć Amy i tego jej męczeństwa, mam jej po prostu dosyć. niech wraca do Indiany czy coś. zdradziła go z jakimś gówniarzem, a Izzy chciał się jeszcze wyprowadzić! no jasne, niech jej zostawi dom, Angie, cały swój majątek, niech jej jeszcze oddaje tantiemy za utwory GnR. i płaci alimenty za dziecko, bo jeszcze się okaże, że urodzi się kiedy będą formalnie małżeństwem i w świetle prawa będzie dzieckiem Izzy'ego! brawo.
    mam cały czas ogromną nadzieję, że Angie zostanie z Izzym. jeszcze zaniemowila, kiedy kazała jej się wynosić z pokoju... ona myśli, że każdy będzie jej współczuł i był z nią w dobrych kontaktach po tym co zrobiła? rozwaliła Angie całą rodzinę. ugh, wkurzyłam się, haha.

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba jestem jakaś wyprana z uczuć, bo jakoś nie jest mi smutno po tym rozdziale. ale chyba jest jednym z najlepszych w tym opowiadaniu.

      na początku myślałam, ze ten wypadek spowodował London, Cash jak wiadomo to widział i dlatego żyją jak pies z kotem. ale jednak nie.
      ja jednak nie chcę go jakoś obwiniać o wszystko. dla mnie jest porządny, jest jedną z moich ulubionych postaci, więc będę go bronić. co kradł? pieniądze? zależy na co i ile tego było, podejrzewam też nawet, ze Slash jakos nie odczuł tego w swoim budżecie. przez niego trafił na odwyk? to chyba dla niego i dla nich dobrze. gdyby nie to może już dawno by się zaćpał.
      Cash jest razem z Amy najbardziej irytującą postacią w tym opowiadaniu. sam bez przerwy dopierdala Londonowi, ojcu, wagaruje, ale i tak wszystko zostaje przebaczone dlatego, że widział jak samochód potrącił jego matkę. już dawno powinni go wysłać na jakąś terapię, przecież Slash od dawna chyba wie, ze on ma ze sobą jakiś problem.

      interesuje mnie postać Jackie. cały czas Man wrażenie, ze ona jednak nie ma jakiś dobrych zamiarów, ale z drugiej strony staram się jej zaufać, ze się zmieniła. mimo wszystko czekam na ich spotkanie, ale tylko na spotkanie. jednak jestem cały czas za Kate, haha.

      do następnego!

      Usuń
    2. Mam takie wrażenie, że pragniesz tego, aby Izzy ciągle obrzucał Amy błotem i w ogóle miał ją za ostatnią sukę, którą najlepiej spalić na stosie... heh. Och, nie wiem, ale ja jakoś tak nie widzę. Po prostu Izzy nie chce prowadzić z Amy żadnych wojen. Dom jest wspólny. Pół na pół, więc... Amy ma do niego takie same prawa jak Izzy, więc wydaje mi się normalne, że on zaproponował, że się wyprowadzi.
      I w sumie, tu chyba nie chodzi o to, aby potępić Amy. Tak, zrobiła źle Bardzo źle.. zrobiła coś okropnego, ale jednak dla Angie nadal jest matką, którą Angie bardzo kocha. I tu nie chodzi o to przy kim Angie zostanie. Ona ma już 16 lat... I w sumie zaraz wyprowadzi się z domu. Pewnie będzie tak, że będzie mieszkała trochę tu, trochę tu... i czy to źle? Przecież nie zapomni o tym, że ma mamę tylko dlatego, że ta zdradziła jej ojca... Jak dla mnie takie podejście bez wojen jest o wiele bardziej zdrowie niż jakby mieli się kłócić o każdą pierdołkę w domu.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Asia melduje swą obecność. PRZYBYWAM!
    Tak, to koniec pierwszego dnia tygodnia. Jeszcze tylko cztery! I będzie pięknie! No to ja się biorę za dwa komentarze
    Tak, jak już Ci pisałam, to naprawdę ciężki rozdział. Ciężki, mocny i trudny. Ale był ty potrzebny, naprawdę, jest tu potrzebny. Mamy świetne przedstawienie sytuacji, o co Cash ma żal do Londona, wszystko czarno na białym, wszystko wiadomo. Podejrzewam, że słowa Londona z poprzedniego rozdziału "Cash ma do mnie żal i wcale mu się nie dziwię" nieźle zastanawiałyby czytelników, jakby rozdziału wyżej nie było. No bo niby o co? Można się domyśleć, ale...sama wiesz. Także rozdział mocny i niewzruszony jak góra, ale jest potrzebny.
    Teraz głowę Londona zaprząta Hanna. Jemu na niej naprawdę zaczęło zależeć. Ledwo ją zna, a już się martwi, że przez niego płakała. Inni faceci mieli by wywalone, ale nie London. On jest świetny, bardzo go lubię. I wiem, w jakim kierunku zmierza ich nazwijmy to "przyjaźń" i bardzo się z tego powodu cieszę.
    No i teraz akcja!
    Wkurzony Cash wchodzi do pokoju, wkurzony London rzuca w niego podręcznikiem i klnie! O kurka! I jeszcze mu dowalił tekstem, że nie wie, czemu go specjalnie traktuje. I racja. To, że Cash jest w domu najmłodszy nie znaczy, że trzeba go jakoś specjalnie traktować, z większa opieką czy większym luzem czy czymkolwiek innym.
    Tutaj w Cashu przejawiła się taka jakby zazdrość...chociaż to zazdrością nie było. Chce, żeby London odczepił się od Hanny...bo ma Londona za zdrajcę, za kogoś, kto nie zasługuje na odrobinę szczęścia. Z drugiej strony Młody mógłby się zastanawiać, czemu "zdrajca" London i Hanna, którzy już ewidentnie coś ku sobie mają, mają być szczęśliwi, a on nie. Ale raczej to nie w stylu Casha.
    Ale teraz London odpowiedział Cashowi...i w gruncie rzeczy ma rację, chociaż jego wypowiedź może uchodzić za chamską. Bo co, znowu ma czegoś nie robić, bo Cash tak chce? I co właściwie upoważnia młodszego z braci do docinania starszemu? Nad tym zastanawiał się London, dzięki Hannie. Bo właściwie ona mu otworzyła oczy na to, co robi mu Cash (docinki, obelgi) i pokazała, że wcale tak nie musi być. Dlatego London zaczął się zastanawiać...i doszedł do wniosku, że nic nie upoważnia Casha do docinania mu i specjalnego traktowania. I tak London się zdenerwował, bo też zauważył, że całe życie (od śmierci Perli) "dawał się" młodszemu bratu, był nieco traktowany jak worek, na którym Cash mógł się wyżyć, kiedy tylko chciał.
    Ale fakt faktem, z tym, że "biedny Cash widział jak mama wpadła pod samochód" pojechał. Trochę ostro.
    I ostro wkurzył Casha, który nawet jako młodszy i teoretycznie słabszy, jest silniejszy i potrafi się mocno bić.

    Slash zadzwonił do Jackie? Czyli coś będzie? Zapewne tak. W sumie...spotkanie nie zaszkodzi, prawda? Ale pewnie wyniknie z tego coś większego...Omawiałyśmy to kiedyś...
    Chciałabym zobaczyć minę Slasha, jak wpada do pokoju i widzi, jak dwaj jego synowie się biją. To musiał być niezły szok, szczególnie, że oni nigdy wcześniej się nie bili. Docinali sobie, ignorowali się czasem, jak to rodzeństwo...ale bić...się nie bili.
    A teraz to zrobili. Co myśli Slash? dokladnie: "Co tu się do cholery dzieje". Dokladnie tak. Wiesz...wyobraziłam sobie wizję wyrywającego się Casha w rękach Slasha...i zaczęłam się, nie wiedzieć czemu śmiać.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wściekły Cash, wysyczał całą prawdę. Slash ponownie pewnie nieźle się zdziwił. Zapewne widział w tamtych latach ubytek w portfelu i...czym innym, a może nie? Jednak teraz, nawet jak jeszcze sobie tego nie przeanalizował (a pewnie to zrobi) wybaczy bez problemu Londonowi pieniądze. Pewnie zrozumie, że gdy on sam leżał naćpany, chłopcy musieli sami sobie radzić i skądś brać pieniądze na jedzenie, jakoś sobie radzić. To zrozumie i zapewne nie będzie miał żalu o pieniądze. A jak kiedykolwiek się zastanawiał, gdzie mu znikały (o ile to zauważał) to już ma odpowiedź na pytanie. Ale nie powinien mieć żalu, ani być zły. Powinien zrozumieć Londona...London był starszy, bardziej zdawał sobie sprawę ze wszystkiego, wiedział, że musi to zrobić, że musi zadbać o Casha, jako starszy brat.
      Tylko, że jeśli dojdzie do tego, że London robił...no wiesz co (nie bedę mówić, bo o tym jeszcze sie nie mowi) to może być trochę gorzej z tym zrozumieniem...ale no...London miał dwanaście lat...starał się sobie radzić i starał się dbać o Casha...wszystkimi możliwymi sposobami. Zrozpaczony dwunastolatek, bez oparcia w nikim coś musiał wykombinować. Mimo wszystko...Slash powinien mu wszystko wybaczyć. Zapewne dojdzie całej prawdy...nie powinien być zły, to bylo dawno...i nie powinien mieć żadnych wyrzutów, zarzutów do Londona.

      Ale się zdenerwował na Casha. Widocznie Młody przypomniał mu to, co Slash niekoniecznie chciał pamiętać.
      A London wyslał ojca do brata. Ma racje, on sobie poradzi, ale Cash...Cash może zrobić coś głupiego.

      Nie dziwię się Cashowi...zupełnie. Rozedrgany, zdenerwowany po kłótni i bójce z bratem...wyjął jedyną rzecz, którą dostał od mamy, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Tak czasem jest...jak się straci bliską osobę...jej rzeczy lub rzeczy od niej stają się bardzo sentymentalne i często, trzymając taką rzecz, czujemy jakby ta osoba tu była, czujemy ją, mamy to poczucie bezpieczeństwa.
      I w tej chwili, w której Cashowi puściły nerwy, wszystko, w tej chwili, gdy wszystko zaczęło z niego wypływać, to, czego nikomu nie chciał pokazać...w tej chwili wszedł ojciec.
      Niekoniecznie dobra chwila dla Casha, jednak świetna na rozmowę. Na tę mocną rozmowę...ona jest po prostu świetna, mocna i potrzebna, Rose.
      Może i z punktu widzenia Casha Londonowi się należało...ale to, co ten zrobil było dawno. Jednak niemniej chłopak odczuwa nadal to samo...
      Slash może się i zdziwil widokiem maskotki, ale tez zauważył najpewniej, że Cash sam już się pogubił. "sam nie rozumiem"... Bo tak jest. Młody się zagubił i nie wie, co dalej. Nie ufał ojcu...nie ufa niemal nikomu. Ale tak naprawdę, to widać tu Casha jako tego bezbronnego chłopczyka...który się zagubił. A Slash jest jego ojcem i czuje się odpowiedzialny za syna. I miał rację...właściwie chciał wymazać Perlę z zycia chłopców...a nie pomyślał, że Cashowi może przez myśl przejść, że przestał ją kochać. Chociaż to nie tak wygląda i nie tak miało wygladać.

      Usuń
    2. Cash...w końcu to z siebie wyrzucił. Ten cały wypadek...te uczucia...w końcu z siebie się tego pozbył. Udało mu się...chociaż częściowo otworzyć się przed ojcem, znowu choć trochę poczuć się bezpieczniej.
      "Hudson poczuł do siebie samego ogromną złość. Przecież był takim ignorantem. Myślał tylko o sobie, a dzieci w tamtym momencie nie były ważne. Cash nie był ważny. Liczył się tylko jego ból i jego strata."- no i właśnie tak to wygląda. Zachował się jak ignorant...i tym bardziej powinien zrozumieć Casha i wybaczyć Londonowi (jak dojdzie prawdy i o ile bedzie zły). Chłopcy zostali sami, a musieli sobie jakoś poradzić.

      Tak. Slash musi pomóc synowi. I to szybko.
      " Dziś już nic mnie chyba nie zdziwi..."- hah, to było dobre. No, ale właśnie...London prawdopodobnie powie ojcu wszystk, ale mam nadzieję, że będzie okej.
      Slashowi może i się wydaje, ze był za surowy...ale to też nie do końca prawda. Cash się pogubił...i jest rozchwiany... i ma różne nastroje, Slash serio musi mu pomóc. Bo jak tego nie zrobi...to nie wiadomo co wyniknie.
      Rose! Naprawdę mocny rozdział! Ja teraz lecę na kolację, ale po kolacji skomentuję dwudziesty czwarty!

      Usuń
  4. Popłakałam się... masakra... biedny Cash... powinien chodzić na terapię, zresztą wszyscy Hudsonowie. Nie wiem dlaczego nikt o tym nie pomyślał wcześniej.

    OdpowiedzUsuń