12 lutego 2016

Rozdział 22

     Cześć. 
Trochę zamotałam się z rozdziałami i jestem na siebie zła, bo dopiero teraz widzę, że powinnam wszystko inaczej ułożyć. W rezultacie tego wszystkiego potrzymam was trochę w niepewności względem Hanny i Londona. Chociaż każdy chyba się domyśla w jakim kierunku zmierza ich znajomość. Jednak mogę was zapewnić, że za tydzień poznamy dalsze ich perypetie miłosne. To zapraszam do czytania i komentowania. 




Rozdział 22

Po godzinie spazmatycznego płaczu Kate zdołała się uspokoić. Siedziała teraz na fotelu w swoim salonie ze wzrokiem wbitym w dywan. Chowała się za swoimi włosami posklejanymi od łez. Co jakiś czas czuła na sobie wzrok Slasha. Jego obecność teraz była jej  jednak najmniej potrzebna. W sumie, to już ochota na bliskość dawno odeszła od Kate i jakby miała w sobie tylko trochę więcej siły, to by z chęcią wywaliła Hudsona ze swojego mieszkania. Skubała koszulkę w której miała zwyczaj spać. Właśnie, to był kolejny powód dla którego  czuła się skrępowana. Miała na sobie tylko za dużą, spraną i wyciągniętą koszulę, która należała kiedyś do Ricka.  A po jej domu panoszył się Slash i wyglądało na to, że czuł się jak u siebie, bo poszedł zrobić teraz herbatę.
            Nastawił wodę na gaz i oparł się o blat. Zerknął na Kate, która siedziała skulona. Slash już dawno nie wiedział żadnej kobiety w takim stanie. W sumie, to mógł powiedzieć, że nigdy nie widział. Z przestraszonej właścicielki mieszkania przeniósł wzrok na korkową tablicę, która wisiała na ścianie na przeciw niego. Były do niej przyczepione różne karteczki z informacją, co trzeba zrobić, co trzeba kupić. Pocztówki z różnych miejsc i zdjęcia. Podszedł bliżej i zaczął się temu wszystkiemu przyglądać. Większość fotografii przedstawiała małego chłopczyka o ciemnych włosach i szczerym uśmiechu. Jednak to dziecko miało coś w oczach. Coś podobnego, co miała Kate. Mimo tego, że był uśmiechnięty, to i tak było widać, że coś go w życiu dręczy. Slash domyślił się, że to musi być Alan. Na paru zdjęciach był też mężczyzna, który wydawał się być z Ameryki Południowej. No na pewno nie był biały. Mężczyzna z Alanem, albo Kate. Tylko, że ujęcia na których znajdowała się kobieta, coś było z nimi nie tak. Jakby były wymuszone. Oprócz tego na tablicy wisiały jeszcze fotografie pewnej blondynki, psa, kota i paru innych osób. Z zamyślenia wyrwał Hudsona gwizd czajnika, woda się zagotowała.
            Zalał herbatę, a następnie poszedł z nią do salonu. Postawił dwie szklanki na stoliki. Kate ani drgnęła. Siedziała tak, jakby każdy ruch sprawiał jej ogromny ból. Ciężko westchnęła i usiadł na fotelu na przeciw niej. Pociągnęła nosem. Kate dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że teraz będzie musiała powiedzieć Slashowi o tym wszystkim. Nie chciała, nie lubiła opowiadać. Wolała zachować dla siebie, wszystko to co się działo. Zawsze taka była. Nigdy nie pokazywała światu swoich problemów, bo uważała, że sama musi się z nimi uporać. Kończyło się na duszeniu w sobie, płaczach po nocach. Jednak teraz, po tym co odstawiła, kiedy Slash do niej przyszedł zdawała sobie sprawę z tego, że będzie żądał od niej wyjaśnień. Nie wyjdzie do póki się nie dowie prawdy.
            - Pewnie chcesz wyjaśnień, prawda? - Szepnęła niepewnie.
            - Katie, w to, że się w coś uderzyłaś ci nie uwierzę. Wyjaśnienia by się przydały, ale nie naciskam.
            Dobrze wiedział, że nie może jej do niczego zmuszać. Sama musi tego chcieć. Oczywiście nie było mu łatwo siedzieć tak bezczynie i patrzeć na to wszystko. Kate i jej synowi działa się krzywda, a on w sumie nie mógł nic zrobić, bo przecież był nikim dla tej kobiety. Wziął swoją szklankę z herbatą i upił łyk. Cierpliwie czekał, aż kobieta zacznie mówić. Kate zmieniła pozycję na fotelu. Odgarnęła sobie włosy za ucho. Wtedy Slash zobaczył, iż ma też bliznę na szyi, jakby kiedyś ktoś próbował podciąć jej gardło. We złości zacisnął mocniej dłonie na szklance. Nie wiedział, kto to wszystko zrobił, ale już miał ochotę rozszarpać tego człowieka.
            - Przeszłość po prostu za bardzo się za mną ciągnie. - Westchnęła. - Myślałam, że się uwolniłam. Miałam zacząć nowe życie. Nowa praca, nowe nadzieje, ale jak widać nie da się tak po prostu przed tym uciec.
            - Wiesz, nie zawsze tak jest, że po prostu nie da się zerwać z tym, co było. Wiem, co mówię. Ja też nie jestem taki kryształowy, a w życiu miałem już takie bagno, że już nie byłem na dnie, ja się już zakopywałem w tym dnie.
            Kate popatrzyła znacząco na swojego rozmówcę. W sumie, to jakoś nigdy nie zagłębiała się w życie prywatne gwiazd. Nigdy ja to nie obchodziło. Wiedziała oczywiście, że świat rocka, to raczej był świat seksu i narkotyków, ale nigdy się nad tym nie zastanawiała. Dopiero teraz przyszła taka chwila, kiedy popatrzyła na Slasha. No tak, pewnie nie raz przedawkował, był narkomanem. Ale jednak Kate miała inny problem. Z nałogiem chyba jest sobie łatwiej poradzić niż z psychopatycznym ojcem dziecka. Ciężko westchnęła. Nie wiedziała, czy ma mówić dalej, czy może po prostu dać sobie spokój. Jednak musiała się komuś wygadać. Ponownie padło na Slasha.
            - Ojciec Alana... nie wiem, co sobie myślałeś na jego temat, kiedy powiedziałam, że mam syna, ale nie mam faceta. Rick... wyciąga ode mnie pieniądze, mnie ma za ostatnią szmatę, dziecko go wcale nie obchodzi. Jeśli mu się postawię, tak jak ostatnio, to po tym właśnie tak wyglądam. Ja się go boje... nie wiem co może mu odwalić. Równie dobrze może tak po prostu porwać Alana, dla zabawy, nie wiem... on jest... to psychopata...
            Co prawda Slash się domyślał, że sprawcą tego całego zamieszania musi być jakiś facet, ktoś kogo Kate zna, ale nie spodziewał się, że to jest ojciec dziecka. Przypomniał sobie zdjęcia na tablicy. Pewnie to musiał być on. I już zrozumiał dlaczego w tych fotografiach było coś nie tak. Dlaczego wydawało się, że całe szczęście jest udawane. Bo właśnie tak było. Ciężko westchnął i popatrzył na Kate. Jedno było pewne. Kobieta nie mogła tego tak po prostu zostawić. Musiała zacząć walczyć o swoje, bo siedzenie i czekanie na to co się stanie nie miało żadnego sensu.
            - Wiesz, że możesz się starać o zakaz zbliżania się Ricka do was?
            - Nie mam pieniędzy na prawnika. Slash, nie każdy żyje w takiej bajce, wiesz? Ja ledwo mam na chleb, to co dopiero na prawnika!
- Spokojnie, o prawnika się nie martw. Po pierwsze, to ty musisz chcieć skończyć z tym dawnym życiem i zacząć od nowa. Jeśli sama nie znajdziesz w sobie takiej woli walki, to nic tego nie będzie.
            - Jak się mam nie martwić o prawnika! - Wybuchnęła. - Co ty kurwa, możesz wiedzieć o życiu?! Dobra, sam sobie je zniszczyłeś na własne życzenie, bo ćpałeś! Ale dobrze wiesz, ze wcale tego nie musiałeś robić. Kochająca mamusia, kochający tatuś, wszystko zajebiście, a tobie się znudziło, to zaczęło się buntować. I jeszcze tak przypadkiem wyszło, że masz wszystko to czego chciałeś! Tylko nie każdy ma takie szczęście! Ja nigdy nie miałam rodziców, nigdy nie miałam kogoś kto by mnie wspierał!
            Musiał przyznać, że zabolały go te słowa. Prawda, w narkotyki wpakował się sam na własne życzenie. Ale cała reszta spraw? Kate się myliła. Nie wiedziała, jak było dokładnie, to też nie miała prawa osądzać. Odłożył szklankę na stolik. Popatrzył na podirytowaną kobietę, która jeszcze bardziej nerwów skubała koszulę.
            - Kate... jeśli myślisz, że... jestem dzieckiem szczęścia, to się grubo mylisz. I tu nawet nie chodzi o to, że dziesięć lat temu moja żona zginęła w wypadku, bo jakiś dzieciak na koksie stwierdził, że fajnie pojeździć samochodem rodziców. Z resztą... wiesz co jest najgorsze? Parę lat wcześniej to mogłem być ja... i zabić komuś żonę, a dzieciom zabrać matkę... - powiedział drżącym głosem. - Kate, myślisz, że ja mam wszystko? Naprawdę? Bo mam pieniądze, bo mam wielki dom... który jest pusty, w którym... aż krzyczy o... normalne relacje! Myślisz, że szczęście jest w drogich wakacjach? Bo pojadę sobie tu i tam? Bo mam tysiące ludzi, którzy mnie kochają? Gówno prawda, bo ja nie mam nikogo. Mam tylko dwóch synów... jednego nie rozumiem, bo jest mądrzejszy ode mnie, a drugiego nie rozumiem, bo ma mnie za wroga. Wiem czym jest samotność, doskonale to wiem. Od dziecka to wiem. Moja matka urodziła mnie jak miała osiemnaście lat i nie zamknęła się w domu ze mną. Wyjechała sobie do Stanów robić karierę, a ja przez pierwsze pięć lat życia częściej rozmawiałem z nią przez telefon niż ją widziałem... a ojciec także miał swoje życie... dla nich liczyła się wolność wyznania. Dobrze, fajnie, fajnie... ale byłem dzieckiem i jednak potrzebowałem rodziców, a nie fajnych kumpli... a potem wywieźli mnie tu, do Stanów, do Los Angeles... i się rozstali. Ojciec miał swoje życie, matka swoje... a ja? A ja miałem babcię i to była jedyna osoba, u której czułem się bezpiecznie... nie mów mi, że ja nic nie wiem o życiu.
            Kate wbiła wzrok w podłogę. Zrobiło się jej głupio. Fakt, niewiele wiedziała.
            - Przepraszam. - Szepnęła.
            - Nie przepraszaj, tylko daj sobie pomóc. Dobrze wiesz, że tak nie może być. Alan potrzebuje ciebie jako silnej kobiety, a nie wiecznie pobitej i zastraszonej. Zawalcz o swoje.
            - Pomyślę.
            - To mam nadzieję, że podejmiesz odpowiednia decyzję.
            Nic nie odpowiedziała. Nie czuła się jeszcze na to wszystko gotowa. Slash wyciągnął z portfela, który miał w tylnej kieszeni spodni wizytówkę i położył ją na stoliku.
            - To jest wizytówka jednego z lepszych prawników w Los Angeles. O koszty się nie martw.
            Kate nawet na nią nie popatrzyła. Dopiero kiedy Slash wyszedł z jej mieszkania zostawiając ją samą karteczkę do ręki:
            - Amy Isbell, usługi prawne... - Przeczytała. - Isbell... - Zamyśliła się - Żona Izzy'ego Stradlina?



***

Przystanęła przy drzwiach wyjściowych i ogarnęła wzrokiem ulicę. Wśród uczniów swojej szkoły Hanna dostrzegła Londona. Chłopak kręcił się przy bramie. Miał spuszczoną głowę, co chwilę przystawał, aby kopnąć w krawężnik. Jego głowę zaprzątały różne myśli, nad którymi nie potrafił zapanować. Tak naprawdę nie wiedział, czego mógłby się spodziewać po tym spotkaniu. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony bał się, że Hanna dorobiła sobie całą piękną historię do ostatniego wieczoru, a z drugiej nie chciał po raz kolejny usłyszeć od kobiety, że to naprawdę nie miało większego znaczenia. Właśnie, nie miało, a Hanna przecież jeszcze nie jest kobietą... a może jednak miało? Sam nie wiedział. Ta niewinna, a zarazem delikatna szatynka poważnie zawróciła mu w głowie. Przecież od rana London nie mógł skupić myśli na nikim, oraz niczym innym. Ciężko westchnął.
            Hanna przygryzła dolną warkę i przeniosła ciężar z jednej nogi, a na drugą. Czekała, aż teren wokół szkoły trochę opustoszenie. Popatrzyła nerwowo na zegarek. To wszystko trochę za długo trwało, chociaż podobno dobrze, gdy facet musi trochę poczekać. Poczuła, że ktoś stuka ją po ramieniu. Oderwała wzrok od Londona i popatrzyła za siebie. Zobaczyła Angie.
            - Teraz wyglądasz jakbyś się przed nim ukrywała. - Powiedziała ruda wywracając oczami.
            - Chyba byłam trochę za bardzo nachalna, więc postanowiłam go przetrzymać... a tak w ogóle, to co tu jeszcze robisz? Mówiłaś, że ci się spieszy...
            - Jacobson zatrzymał Casha... niby na chwilę, ale trochę się przedłużyło. Pewnie chodzi o jego zaległości... wiesz, on jest już prawie na granicy i cud, że jeszcze... nie wyleciał.
            - Casha? To on tu nadal jest?!
            - No przecież mówię, że siedzi u Jacobsona. Biedak pewnie ma kazanie...
            Hanna nerwowo popatrzyła na Angie, która stała z zmartwioną miną. Może nie chciała się nikomu do tego przyznać, ale naprawdę zależało jej na tym, aby Cash nie miał żadnych problemów. Po prostu się o niego bała i miała ochotę wyrywać sobie włosy z niemocy.
            - Przecież Cash nie może zobaczyć mnie i Londona... musisz go zatrzymać! Nie wiem, powiedz, że zgubiłaś zegarek na sali gimnastycznej czy coś!
            - Przecież ja nie noszę zegarka. - Westchnęła Angie.
            - Jesteś moją przyjaciółką?! To wymyśl coś!
            Angie ponownie wywróciła oczami i pokazała tylko, że ma się stuknąć w głowę. Hanna machnęła na nią ręką. Poczuła się jeszcze bardziej zdenerwowana. Angie pokręciła głową i skierowała się pod drzwi pokoju nauczycielskiego. Znała Hannę prawie od zawsze. Jako małe dziewczynki podzielały pasję do różowego koloru, przebierania się w ubrania matki Hanny, oraz marzenia o zostaniu aktorką. Razem siadały przed lustrem z ukradzionymi kosmetykami i starały się pomalować, aby pięknie wyglądać. Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Krótko po swoich trzynastych urodzinach znalazły w piwnicy karton ze starymi rzeczami Izzy'ego. Angie założyła na siebie jego katanę, oraz okulary. Spojrzała w lustro i w momencie zrozumiała, że tak naprawdę udaje słodką i niewinną dziewczynkę. Zrozumiała, kim tak naprawdę się urodziła, oraz kim chce się stać w przyszłości. Hanna nie raz czuła się przerażona, kiedy spoglądała na Angie, ale ostatecznie musiała ją taką zaakceptować. Przecież ich przyjaźń nie opierała się tylko na długopisach z piórkami. Hanna wyrosła z marzeń o zostaniu aktorką, różowych wstążeczek we włosach i koralików na szprychach roweru, a Angie nauczyła się być namiętną i sensualną kobietą, ale bywały takie momenty, że się ze sobą nie zgadzały, albo po prostu nie mogły się zrozumieć. To właśnie była jedna z takich chwil.
            Hanna odprowadziła powstrzymującą się od śmiechu Angie wzrokiem, a następnie wyjęła z torebki lusterko. Przejrzała się w nim... chyba było dobrze. Oczywiście, w piątek wyglądała o wiele lepiej. Miała na sobie sukienkę, buty na obcasie, była ładnie uczesana i pomalowana. Teraz wyglądała tak zwyczajnie, może trochę za bardzo zwyczajnie. Schowała lusterko do torebki i wyjrzała przez szybę w drzwiach. Policzyła w myślach do trzech i wyszła ze szkoły. Serce waliło jej jak oszalałe. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi, albo ona sama zemdleje. Chociaż to może nie byłoby takie złe rozwiązanie. Nie trzeba by było rozmawiać, a London... stanęła przed nim i niewinnie się uśmiechnęła.
            - Cześć... wybacz, musiała pomóc posprzątać po zajęciach z biologii.
            London popatrzył na nią i kiwnął głową.
            - Nic się nie stało... - Odpowiedział i... usłyszał głos Casha.
            - Ja pierdole, nie mów mi, że ojciec cię przysłał, abyś odprowadził mnie do... Hanna, a co ty tu z nim... TO ON MIAŁ PO CIEBIE PRZYJŚĆ?!
            Cash spojrzał na swojego speszonego brata, a następnie na dziewczynę i wybuchnął śmiechem. Podszedł do Londona i wziął go pod ramię.
            - Szkoda, że dopiero teraz się dowiaduję, że to właśnie ty jesteś tym amantem, który zawrócił jej w głowie. Szacunek, braciszku!
            London nic nie powiedział tylko przepraszająco popatrzył na Hannę, natomiast ona nie wytrzymała. Nigdy nie kryła swojej niechęci do Casha. Znosiła go tylko dlatego, że przyjaźnił się z Angie, jednak tym razem nie miała zamiaru się powstrzymywać. Podeszła do chłopaka, szarpnęła go za ramię i zmusiła, aby popatrzył jej w oczy. Cash zobaczył w ciemnych tęczówkach prawdziwą furię i w tym momencie zaczął współczuć Londonowi, chociaż miał ochotę wybuchnąć jeszcze większym śmiechem.
            - W dupie mam to, że u Angie masz jakieś specjalne warunki. - Syknęła. - A teraz mnie posłuchaj, tak, umówiłam się z twoim bratem, bo ty mu nawet do pięt nie dorastasz, nigdy nie będziesz taki jak on, rozumiesz? Dla mnie jesteś skończonym idiotą i gnojkiem, który myśli tylko o jednym, o ile w ogóle myśli. I na pewno taki ktoś jak ty nie zepsuje mi tego dnia, rozumiesz... więc... zabieraj swoją dupę i wypierdalaj... do domu, albo do tych swoich równie idiotycznych koleżków.
            Cashowi momentalnie zszedł uśmiech z twarzy i poczuł w sobie złość. Znów to samo. Idealny London i jego idealny świat. Tak, przecież on zawsze był lepszy. Zawsze lepiej się uczył, zawsze lepiej się zachowywał, zawsze był mądrzejszy i zawsze musieli go wychwalać. To z niego ojciec był dumny. Cash nabrał powietrza w płuca, a następnie spojrzał na brata, który tylko błagalnie na niego popatrzył. Nie było sensu się kłócić. Hanna odwróciła się na pięcie i złapała Londona za rękę, pociągnęła go. Cash zacisnął dłonie w pięści. Miała szczęście, że była dziewczyną, ale musiał coś powiedzieć.
            - Nie zapomnij o prezerwatywach, braciszku, bo wtedy już nie będziesz taki idealny!
            Hanna wywróciła oczami na te słowa. Zastanawiała się tylko, dlaczego Angie ją zawiodła. Z resztą, teraz to nie było ważne.
            - Kretyn. - Powiedziała w złości.
            - Nie mów tak o nim... i w ogóle, to co mu powiedziałaś... chyba powinnaś go przeprosić.
            Hanna przystanęła i popatrzyła w oczy Londona. Chyba sobie żartował.
            - Ja mam go przepraszać? Niby za co? London, o co chodzi? Wszyscy się nad nim trzęsiecie i nikt nie może powiedzieć jemu prawdy! On może się z ciebie wyśmiewać, tak? A ty nie możesz nic odpowiedzieć? Bo co...? Ja rozumiem, umarła wam mama... i tak dalej... ale przecież to także była twoja mama!
            - To nie jest takie czarno-białe jak ci się wydaje. - Westchnął London. - To jest... bardzo skomplikowane.
            - Co jest skomplikowane?
            - Cash ma chyba do mnie żal... i w sumie mu się nie dziwię.
            - Nie rozumiem... o co ma mieć do ciebie żal?
            London nic nie odpowiedział. Nie chciał wracać myślami do tamtych chwil. Czasami wydawało mu się, że to wszystko było tylko złym snem, z którego się obudził. Chłopak ciężko westchnął i pokręcił głową. Hanna wpatrywała się z niego spojrzeniem pełnym troski, a on nieznacznie się uśmiechnął. Postanowił szybko zmienić temat.
            - Chyba nie chciałaś rozmawiać ze mną o Cashu, prawda?
            - No tak... - westchnęła dziewczyna. - No bo ten... w piątek coś się między nami wydarzyło, pamiętasz? - London kiwnął głową. Hanna odetchnęła z ulgą. - Ja nie chcę się tobie narzucać, ale to nie było dla mnie bez znaczenia.
            London poczuł, że zalewa go fala gorąca. Zaczął wszystko analizować i w momencie poczuł się przerażony. Hanna stała przed nim i najwyraźniej oczekiwała odpowiedzi, a on sam nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Przecież nie chciał jej zranić, ale miał wrażenie, że kiedy powie, że to wszystko było spowodowane alkoholem, to właśnie tak się stanie.
            - Było miło. - Odpowiedział najbardziej dyplomatycznie jak potrafił.
            Hanna niewinnie się uśmiechnęła. Była taka śliczna... i te dołeczki.
            - Pewnie masz mnie za nachalną gówniarę, co? - Zapytała spuszczając wzrok.
            - Nie, Hanna... nie, tylko...
            - Tylko co?
            London ciężko westchnął. To wszystko wydawało się być takie skomplikowane. Hanna stała przed nim bezbronna. Miał wrażenie, że w tym momencie mógłby zrobić wszystko, a ona całkowicie by mu się podała. Podszedł do dziewczyny i zaczął głaskać ją po policzku. Hanna podniosła na niego wzrok. W oczach zaczynały zbierać się jej łzy, a może tylko się mu wydawało. Jednak w tym momencie to wszystko nie miało większego znaczenia.
            - Nie chcę cię skrzywdzić. - Szepnał. - Nie ciebie...
            Hanna niewiele myśląc cofnęła rękę Londona, a następnie nawet na niego nie patrząc zerwała się do biegu. Chłopak krzyknął jeszcze za nią, ale ona nie zareagowała na to. Stał przez chwilę, aż ruszył się z miejsca, aby ją dogonić, ale zniknęła gdzieś w tłumie.




***

Dlaczego Cash nie przyjął jej pomysłu? Przecież by była z tego wszystkiego całkiem dobra zabawa. Bo właśnie o to chodziło, aby dobrze się bawić, a nie wygrać ten program. No ale oczywiście Cash musiał barć wszystko na poważnie. W sumie, to mogła się tego domyślić, bo przecież jemu nigdy nic nie odpowiada i wszystko jest źle. Czasem jest bardziej marudny niż baba w ciąży... właśnie baba w ciąży. Matka Angie. Dziewczyna szła do domu kopiąc kamyk i z myśli na temat zgaszonego pomysłu przeszła do myśli o rodzicach. Czy naprawdę to był już koniec i nie dało nic się zrobić? Jakoś nie mogła w to uwierzyć. Przecież całkiem tak niedawno byli w Londynie. Tylko to nic nie znaczy. W sumie, to nad czym ona tak rozpaczała? Przecież nie była pierwszą, ani ostatnią której rodzice się rozwodzą. Połowa jej znajomych miała rozbite rodziny, bo rozwód, to było już coś naturalnego. W sumie, to wszyscy się dziwili, że jej rodzice są ze sobą już prawie dwadzieścia lat i nadal ze sobą są. No teraz będzie mogła dołączyć do grona dzieciaków, które mają podwójne święta i urodziny. Ciężko westchnęła. Skręciła w uliczkę, gdzie na samym końcu stał jej dom. Ale czy jeszcze jej, czy tylko jej ojca? No właśnie, jak to wszystko teraz będzie.
            Kopnęła kamyk tak, iż poleciał na trawę. Nie chciało się jej go wygrzebywać, więc postanowiła, że koniec zabawy. Podniosła głowę i zobaczyła samochód matki zaparkowany pod bramą. Pojawiła się w niej nagle jakaś iskierka nadziei, że może coś się zmieniło. Rodzice może doszli do porozumienia. Zerwała się z miejsca, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, ale im była bliżej tym jej entuzjazm bardziej opadał. Kiedy stanęła przy samochodzie i zobaczyła w nim walizkę, to straciła jakąkolwiek nadzieję, że może być jeszcze dobrze.
            Weszła do domu, w którym panowała cisza. To dobrze, bo znaczyło tyle, że rodzice się nie kłócili. Jednak nie chciała zwracać na siebie uwagi, więc po cichu skierowała się w stronę salonu. Stanęła w progu, zajrzała do środka i zobaczyła rodziców, a na podłodze stał karton.
            - Gdzie teraz będziesz mieszkała? - Zapytał Izzy odchodząc od okna. Popatrzył na Amy. Od dnia, w którym dowiedział się o zdradzie starał się to wszystko jakoś ułożyć, jednak nie potrafił. Kochał ją, ale to wszystko za bardzo bolało. Dusiło go. Było niczym kamień przywiązany do nogi, a on sam znajdował się w rwącej rzecze.
            - Na razie u Axla, ale wiesz, nie chcę siedzieć mu na głowie... tym bardziej z małym dzieckiem. Szukam sobie czegoś przytulnego. - Odpowiedziała spokojnym głosem.
            - Ten dom jest nasz wspólny. - Westchnął. - Ja mogę się wyprowadzić, albo... możemy go sprzedać.
            - Nie, Izzy... to nie tylko nasz dom, ale także naszych... córek. - Powiedziała Amy. - Nie chcę zabierać Angie wszystkiego. Tu się wychowała, tu... tu jest jej miejsce na ziemi...
            - No właśnie? Co z Angie? Nie mam ochoty kłócić się o nią w sądzie.
            - Angie jest już prawie dorosła... myślę, że pozwolimy jej wybrać.
            Dziewczyna poczuła, jak zalewa ją fala gorąca. O czym oni takiego mówili... jak w ogóle mogli o tym wszystkim mówić, a do tego tak spokojnie... jakby rozmawiali o tym, co będzie na obiad następnego dnia. Nie wytrzymała i weszła do salonu.
            - Cześć.. - szepnęła. - Co tu się dzieje?
            Dwie pary oczu skierowały się w jej stronę.
            - Mama się wyprowadza. - Odparł Izzy.
            - Mama się wyprowadza, czy ty wyrzuciłeś mamę z domu?!
            Krzyknęła. Pierwszy raz krzyknęła na swojego ojca, bo po prostu nie wytrzymała. Zawsze była córeczką tatusia, a Izzy był dla niej po prostu bohaterem, ale ostatnim tygodniu coś się zmieniło. Mimo tego, że to jej matka zawiniła, to Angie nie mogła znieść ojca. Przecież Izzy mógł wszystko wybaczyć. Zrobić cokolwiek, aby uratować tą rodzinę, a on nie robił nic, a w sumie, to jeszcze bardziej ją dobijał. Oczy Amy skierowały się na córkę, która wyglądała tak, jakby miała zaraz rzucić się na Stradlina i po prostu go rozszarpać. Sama Angie własnie tak czuła.
            - Angie. - Amy podeszła do dziewczyny i ją przytuliła. - Tak będzie lepiej. Dla nas wszystkich.
            Angie nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy może płakać z głupoty swoich rodziców.
            - Tak będzie lepiej?! Czy ty w ogóle słyszysz, to ty mówisz?! Jak może być lepiej?! Jesteście dorosłymi ludźmi! Przecież możecie to wszystko jakoś wyjaśnić, poukładać. Zrobić cokolwiek! Nie możecie tak tego wszystkiego rozwalić! No przecież się kochacie!
            Wykrzyczała to wszystko i wyrywając się z objęć matki pobiegła schodami na górę do swojego pokoju. Trzasnęła drzwiami i rzuciła się na łóżko w płaczu. Ostatnio za często płakała. Ostatnio za często się łamała, ale chyba po prostu nie dawała już sobie ze wszystkim rady. No przecież była w gruncie rzeczy tylko dzieckiem. Do tego Laura miała wszystko gdzieś. Bo jasne, ona sobie już mieszkała na swoim z mężem i dzieckiem, co ją to obchodziło? Poza tym Izzy przecież nawet nie był jej ojcem, to nie zależało jej na tym, aby rodzice byli razem. Angie wzięła poduszkę i zaczęła w nią krzyczeć, aby jakoś dać upust wszystkim negatywnym emocjom.
            Amy uchyliła drzwi do pokoju córki. Popatrzyła na nią. Żal rozdzierał jej serce. Usiadła obok Angie i chwyciła jej dłoń. Dziewczyna nie reagowała.
            - Angie, nie jesteś już dzieckiem i po prostu musisz to zaakceptować. - Westchnęła Amy. - Wiem, że nie jest łatwo, ale nie możesz odtrącać taty... w sumie, to nie możesz stać po stronie żadnego z nas. Musisz być bezstronna, bo to nie dotyczy ciebie.
            - Nie rozumiem, dlaczego zrobiłaś to tacie! Nie rozumiem, dlaczego tata nie chce nic ratować. Nic nie rozumiem. Idzie na jakaś terapię rodziną, nie wiem... zróbcie cokolwiek.
           Amy nic nie opowiedziała tylko przytuliła córkę. W sumie, to Angie miała rację. Mogli iść, problem polegał na tym, iż chyba Izzy nie chciał już walczyć. Po prostu się poddał.
          Angie oderwała się od matki. Popatrzyła na nią. Przecież to wszystko było jej winą. To ona wszystko zniszczyła. To ona zabrała jej dom i to przez nią zaczęła kłócić się z ojcem. Dziewczyna wskazała na drzwi.
            - Wynos się! To wszystko twoja wina!
            Amy otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, ale zaniemówiła. Pokręciła tylko głową i bez słowa wstała z łóżka córki. Wyszła. Angie trzasnęła drzwiami.
           - Szmata, pieprzona szmata. - Powiedziała do siebie.

12 komentarzy:

  1. Przybywam!
    Najsampierw...mimo że Slash zna Amy, jest jego przyjaciółką i świetnym prawnikiem, to nie wydaje mi się, żeby w obecnej chwili, przy kłopotach rodzinnych była w stanie jeszcze zajmować się Kate. Aczkolwiek pewnie to zrobi, jak Hudson ją poprosi...w końcu to jej praca, nie?
    W Slashu przejawiła się taka wielka troskliwość...zależy mu na Kate, chociaż prawie w ogóle jej nie zna. Ale przynajmniej dowiedział sie co i jak i chce jej pomóc. Może się do niego...po jakimś czasie przekona. Szkoda mi jej, ledwo starcza jej na chleb, a tu, gdyby chciała pozwać Ricka to i prawnik i wszystko. Ale na jej miejscu...od razu bym gościa zgłosiła. No, ale jednak to kosztuje, więc...w sumie to nie wiem. Ale tak czy inaczej trzeba Ricka "usunąć".
    A jakie podobieństwo, zarówno Amy jak i Kate trafiły na takich złych facetów. Więc Amy sytuacja powinna być doskonale znana, pewnie ze sprawą by sobie poradziła, ale...mogą na nią wpłynąć ostatnie sytuacje...jak właśnie fakt, że Izzy zapłacił Chrisowi. Wlaściwie, gdy Amy dowie się o tej sprawie, to pewnie to sobie skojarzy...Oby się nie załamała.
    "Mam tylko dwóch synów... jednego nie rozumiem, bo jest mądrzejszy ode mnie, a drugiego nie rozumiem, bo ma mnie za wroga"- jedno zdanie, tyle mowi. Hahaha. Naprawdę, London jest mądry, a Cash nie dopuszcza Slasha do siebie. Samotny ojciec z dwójką synów. To tylko tak prosto brzmi.
    OO London i Hannie! Akcja na którą czekałam!
    Ona mu się bardzo spodobała. A on jej. Ten związek będzie genialny, ale ciekawe, jak do niego dojdzie. Już doczekać się nie mogę!
    Hanna jaka zdenerwowana. I jak zagoniła Angie do przetrzymania Casha, hahahaha. Ach...ubrania tatusia. Wyobrażam sobie Angie, jako mniejszą, damską wersję Izzy'ego! To byłby hit!
    A Cash i tak wpadł w decydującym momencie. Ale wredny jest...Przez niego London nieco się "spłoszył", a Hanna się zdenerwowała. Ale Cash jaki zadziwiony! Kto wie, czy w głębi (chwilę po tej akcji) nie czuje żalu...nie, on nie jest zazdrosny, że London i Hanna, ale może mu być potem nieco przykro, że jego brat ma kogoś, na kim mu zalezy, a on nadal jest sam...
    Hanna, jak mu ladnie przywaliła! Hahahahaha. Oczywiście Młody nie mógł się powstrzymać i musiał zarzucić jakimś chamskim tekstem. Cały Cash...
    No i właśnie. "Idealny London i jego idealny świat". Niewątpliwe, że Cash jest zły z tego powodu i mu przykro. Bo ciągle London. London. London w centrum zainteresowania. London najmądrzejszy. London najlepszy. Nie dziwie się Cashowi, ale to, że już jej chciał przywalić, to bylo przegięcie. Chociaż...pewnie by się z nim pobila. Ale Cash nie musi "szpanować" przed samym sobą "ma szczeście, że jest dziewczyną". Bo co? Bo by jej przywalił?
    Dlaczego Angie ją zawiodła? No właśnie dlaczego? Poleciala do domu, czy Cash po prostu nie dał się nabrać. W końcu on jest inteligentny.
    Ale dalej. London i Hannie.
    " - Nie mów tak o nim... i w ogóle, to co mu powiedziałaś... chyba powinnaś go przeprosić."- London niewątpliwie jest "po stronie" brata, no ale też jest starszy i myśli, że takie zachowanie jest szczeniackie. Powiedział to, co myślał...ale Hannie też ma rację. Bo niby dlaczego Cashowi wolno, a jej nie? Dlaczego London Cashowi nie zwrócil uwagę? A no dlatego, że Cash to jego brat i London go choć trochę rozumie...no i stracili obaj matkę, jeden wie dokładnie co na ten temat czuje ten drugi i odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego wygląda na to, że London stoi po stronie Casha, ale są w końcu braćmi. Powiedział to co myśli...po co ma się z tym kryć.
      " To nie jest takie czarno-białe jak ci się wydaje. - Westchnął London. - To jest... bardzo skomplikowane.
      - Co jest skomplikowane?
      - Cash ma chyba do mnie żal... i w sumie mu się nie dziwię."- ma żal...może mieć żal o to właśnie "London London", może mieć żal o mamę, ale o co innego może mieć? Kilka pomysłów przychodzi mi do głowy, ale zachowam je dla siebie. Myślę, że wiem.
      I tu...zaczynała się obiecująca rozmowa. Ale London się "nieco spłoszył". Nie chce skrzywdzić przypadkiem Hannie...ale czym ma ją skrzywdzić? Przeciez świadomie niczego nie zrobi. Myślę, że też boi sie związku z dziewczyną, bo nigdy nie był...nie wie jak się zachować. Nie wie, co ma robić. No i uwzględniając fakt, że Hannie jest trochę młodsza od niego...i oczywiście zachowanie Casha tu w niczym nie pomaga, raczej przeszkadza. Nie tyle, co London wstydzi się być w związku z Hanną, ale boi się.
      A ona uciekla. Może źle zinterpretowała do czego zmierzał. Założę się, że ze łzami poleciała...ale w końcu za nią krzyknął...i mam przeczucie, że do niej zadzwoni lub przyjdzie. Wytłumaczy...lub coś. Dlaczego mi to robisz, Rose! Dobrze wiesz, jak czekam na ich związek! Dlaczego mam czekać jeszcze tydzień?! Aż tydzien?! ja tyle nie wytrzymam!
      "Połowa jej znajomych miała rozbite rodziny, bo rozwód, to było już coś naturalnego. W sumie, to wszyscy się dziwili, że jej rodzice są ze sobą już prawie dwadzieścia lat i nadal ze sobą są."- no tak. JAK MOŻNA W OGOLE SIĘ DZIWIĆ, ŻE LUDZIE SĄ ZE SOBĄ 2O LAT?! Istnieje jakaś granica miłości?! Te dzieciaki myśla, że skoro rodzice się rozwodzą, to to jest coś naturalnego. Gówno prawda! I jeszcze dziwią sie innym! No co to ma być! Przecież nie ma odgornej granicy miłości! A Izzy będzie kochał zawsze...kochał, nadal kocha i będzie kochał.
      Z innej beczki: Izzy żyje! Na Teraz Rocku o nim gadali. Sam się nie objawił, ale są informacje o nim. I tak pasuje do niego Twój tekst: "człowiek, który do perfekcji opanował sztukę znikania".
      No i to jest to, o czym mowię! Mimo że zdradzony, wsciekły Izzy mimo wszystko nadal będzie zawsze kochał Amy, Amy, która go zdradziła, ktora będzie miała dziecko z innym. On, mimo że ją kocha...nie potrafi inaczej. Nie potrafi wybaczyć tej zdrady...i mimo że nie chce rozbijać rodziny...nie umie inaczej. Nie umie tak po prostu przebaczyć zdrady.
      Ale nadal ja kocha. I nawet zasugerował swoją wyprowadzkę. Mimo wszystko chce, by Amy miała dobrze, dobre mieszkanie i wszystko...
      Mimo że to jest okrutne i przykre...dobrze, że nie zamierzają klocić się o Angie. To by ją jeszcze bardziej zniszczyło...
      Ale słyszała wszystko. Jak to spokojnie mowią, bez uczuć...jak roboty. Mają do siebie dystans...
      Angie tak myśli, że Izzy mogłby wybaczyć...niestety to nie jest takie proste. Stradlin nie umie tego wybaczyć Amy...zranila go, zraniła go mocno. Może kiedyś jej z czasem wybaczy...ale teraz na pewno nie. On nie jest w stanie...może i się poddał, ale nie jest w stanie wybaczyć, kłocić się, drążyc to dalej. To jednak Izzy. a Izzy Stradlin lubi spokoj. Może i Amy by poszła z nim na terapię...ale raz, że on się by nie zgodzil, dwa, że nie ma ochoty, trzy, że nie umie wybaczyć.
      Ale nagle jakby takie oświecenie Angie. Że to Amy jest winna wszystkiemu...Ale ostro potraktowała mamę...w sumie się nie dziwię, ale ostro.
      Rose! Jak obiecałam tak zrobię! Idę skomentować 21 :D
      I czekam na Londona i Hannie. I Casha też! :D
      Pozdrawiam :*





      Usuń
    2. Wiesz, istotny jest fakt, że Amy kiedyś była w takiej samej sytuacji. I tu już nawet nie chodzi o to, jak się uwolniła od Chrisa. Czy on zniknął, czy ktoś jemu zapłacił. I tak jak napisałaś, to jest Amy praca, chociaż tak naprawdę może odmówić, bo nie musi przecież tego robić. Ale Slash umie ładnie prosić, haha. Mogę powiedzieć, że nawet bardzo ładnie. A samej Amy także przyda się coś, co sprawi, że będzie mogła oderwać się od swoich problemów.

      Weź, ta akcja z Hanną i Londonem, od samego początku w tym rozdziale wygląda jak akcja wycięta z tego serialu Szkoła. Chyba za dużo się tego ostatnio naoglądałam, haha. No tak, ale raczej nie poszło tak jak powinno pójść... bo można powiedzieć, że zrobiło się jeszcze gorzej. London nie chciał skrzywdzić Hanny, a jednak to zrobił. Do tego jeszcze pewnie oberwie się jemu od brata. No i tak, jakby Hanna nie była dziewczyną, to by już leżała na chodniku. Naprawdę... Chociaż warto tu zauważyć, że wszystkie słowa kpiny były kierowane do Londona, Hannę zostawił w spokoju. Nawet jak ona mu tak nieładnie powiedziała, to jednak dalej Cash brnął z pojazdem na Londona. Dlaczego? Haha.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Brnał z pojazdem na Londona, nie na Hannę. Ewidentnie ma żal. Ale jednak te słowa też w jakiś sposób raniły Hannę.

      Fakt, ze Amy była w takiej sytuacji jest istotny. Już o tym wyżej pisałam, ze wie jak to jest i będzie może wiedziała jak to rozwiązać. Oczywiscie zgodzi się na prośbe Slasha i jego "słodkie brązowe oczka", jak to niektórzy opisują, ale żeby się oderwała od problemow rodzinnych.

      Usuń
    4. Roseee... Czytam Twój komentarz i... naprawdę oglądasz Szkołę? Serio? Niee, błagam Cię, skończ. Ten serial nie jest wart Ciebie i Twojego geniuszu! Widziałam kiedyś półtora odcinaka i tylko dlatego, że byłam wtedy u koleżanki z klasy, a ona to chciała obejrzeć. No w zasadzie byłyśmy w cztery, bo robiłyśmy projekt to się ponaigrawałyśmy, ale to jest takie głupie...

      Usuń
  2. No tak ochota na bliskość odeszła, bo Kate przypomniała sobie, że przed nią stoi Slash. Jej szef. Wciąż po części prawie nieznajoma osoba. Hudson miał przeczucie. W tych zdjęciach musiało być coś nie tak. To samo co on zobaczył w oczach Kate czy Alana można było odnaleźć te kilkanaście lat wcześniej w oczach Amy i Laury. Niepokój. Strach. Tylko, że Laura była młodsza. Bała się, bo działo się coś niedobrego, bo jej mama płakała... Alan jest starszy. On rozumie więcej. A do tego ostatniego wieczora zobaczył to wszystko. Był świadkiem i pewnie wszystko słyszał. Już o tym rozmawiałyśmy, ale... tak z jednej strony rozumiem Kate. Pojawia się Hudson, który mało wie o jej życiu, a ona wie o nim tyle ile powinna wiedzieć o szefie. No i nagle ten gość po części oczekuje, że dowie się więcej i oferuje pomoc. Od tak. Za darmo. W dzisiejszych czasach ciężko jest wierzyć w bezinteresowność, ale to pewnie nawet nie o to chodzi... Ona go nie zna, czemu ma mu ufać? Sam Hudson ostatnio to przyznał. Amy go znała. Dała sobie pomóc, bo znała i ufała tym, którzy tę pomoc oferowali. A Kate? Miałaby od niego wziąć pieniądze od tak? Kiedy by to oddała? Nawet jeśli Slash upierałby się, że to niepotrzebne... Nawet jeśli Amy pomogłaby za darmo, to wciąż gdzieś w głowie Kate siedziałoby, że ma dług do spłacenia, a w jej sytuacji to niemożliwe. Z resztą nie ma co się oszukiwać, ale kobiety mają jakąś taką swoją dumę i czasami jak się uprą to nic się nie zrobi. No i pod tym względem ją rozumiem. Ale tak to? Sama powiedziała, że ojciec Alana to psychopata i jest zdolny do wszystkiego. Co jeśli na jakiś pobiciu się nie skończy? Co jeśli nie będzie się obawiał zrobić krzywdy Alanowi, aby wyciągnąć od niej jeszcze więcej pieniędzy, których nie ma? Pójdzie do prawnika? No jak skoro nie ma już nic... Teraz tu nie chodzi o nią. O brak zaufania, dumę czy te inne sprawy. Wiadomo jak to wygląda i z pewnością ciężko by było przyjąć taką pomoc, ale czy ona ma inne wyjście? Według mnie to nie. A chodzi o bezpieczeństwo jej dziecka. Jej. To powinno być teraz priorytetem. Rozumiem jej wahania, jednak nie widzę innego wyjścia. Może się jakieś znajdzie... jednak Hudson sam się przed nią otworzył. Tak czułam, że te słowa go dotkną, bo jego życie wcale nie było i nie jest takie kolorowe jak każdemu się wydaje i muszę się z nim zgodzić w stu procentach. To że ma pieniądze...dużo pieniędzy... to nie czyni go szczęśliwym człowiekiem. Stracił kogoś kogo tak bardzo kochał, a dwie osoby na których mu zależy go nie rozumieją, a on nie rozumie ich. A ma kogoś poza swoimi dziećmi? Wiadomo Amy, Izzy... z pewnością znalazłaby się jakaś bliższa grupka znajomych, ale gdyby ich stracił. Gdzieś we wcześniejszym rozdziale przyznał, że on już nie ma siły i czasem chciałby po prostu znaleźć jakiegoś dilera i zapomnieć, a powstrzymuje go przed tym obecność Casha i Londona, bo gdyby to zrobił straciłby ich, a wtedy straciłby wszystko... W takim momencie pieniądze się nie liczą, więc dla niego to są TYLKO pieniądze. Jakieś tam papierki... cyferki, których liczba na jego koncie zwiększa się z dnia na dzień. Nic więcej. Bo on wolałaby odzyskać to wszystko co stracił gdy umarła Perla. Mam teraz tylko nadzieję, że Kate przemyśli to wszystko. Pewnie spotka się z Amy i co zaznaczyła moja poprzedniczka, ta z pewnością skojarzy sytuację. Małe deja vu? Z początku Amy pewnie sceptycznie nastawiona, bo ma trochę swoich problemów na głowie, ale według mnie w taką sprawę mocno by się zaangażowała. Wspomnienia znów by wróciły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz przechodząc do Hannie i Londona to... czułam, że Cash wpadnie w najmniej oczekiwanym momencie, tylko myślałam, że wyśmieje Londona i sobie pójdzie. Nie myślałam, że Han wybuchnie. A tu jednak haha. Uderzyła w czuły punkt. Znów ten idealny London, który wszystko robi dobrze... który we wszystkim jest od niego lepszy. Szkoda, że nikt nie wie, że taki idealny wcale nie jest. To z pewnością pomyślał Cash. Hannie może trochę niepotrzebnie się uniosła. Wiadomo zdenerwowanie te sprawy, ale... tak ona jeszcze nie za dużo wie o ich relacjach i o wszystkim co się wydarzyło. Tyle ile powiedziała jej Angie. W sumie nie zbyt wiele. Dopiero z czasem jak będzie poznawała Londona i zobaczy jak wygląda jego relacja z Hudsonem i ta między chłopakami i pozna też powód dlaczego Cash ma ten żal. Jedno jest pewna: sytuacja skomplikowana i London ma rację. No obstawiałam jednak tę wersję gdzie Londonowi nie chcący wymsknie się, że to właśnie kwestia alkoholu co pewnie by ją zraniło, także dobrze że postarał się dać dyplomatyczną odpowiedź. Lepsze to niż powiedzenie jej wprost, że gdyby nie procenty to nic takiego nie miałoby miejsca. Fakt. Hannie pewnie dorobiła sobie historie i tego najbardziej się obawiał, ale nie chciał jej zranić. Tylko, że jak zaczął się tłumaczyć i pojawiło się jakoś ale, to dziewczyna po swojemu odczytała sobie to wszystko. "Wyszłam na idiotkę, dla niego jestem dzieckiem i to nic nie znaczyło." No i tyle. Dlatego uciekła, bo co tu było dla niej więcej do tłumaczenia. Ale London bardzo urzekł mnie tym, że pomimo tego, że nie widzi w niej kobiety a dziewczynę, a do tego gdzieś z tyłu głowy siedzi mu Jennifer to i tak prowadził tę rozmowę tak by jej nie zranić. Chociaż sam przyznał się przed samym sobą, że trochę zawróciła mu w głowie. Cały dzień myślał tylko o niej. Widzi Hannie jako śliczną dziewczynę, a ten jej niewinny delikatny uśmiech utwierdza go w przekonaniu, że jest wrażliwa i łatwo mógłby ją zranić. Tak, tak Rose. Wiemy dokąd to zmierza haha. Lodówka te sprawy haha.
      No i Angie... Nie dziwię się, że czuje tak ogromny żal do tej dwójki, bo stoją sobie razem w salonie i od tak o tym wszystkim rozmawiają. Bez uczuć, po prostu... Wyprowadza, rozwód, Angie. Tylko czy nie byłoby gorzej gdyby o wszystko się kłócili? Gdyby krzyczeli, a co drugie słowo było przekleństwem? Rozstają się, to pewne ale robią to w dość... normalny sposób, bo kłótniami mogliby jeszcze bardziej zranić Angie. No tak Stradlin mógłby wybaczyć. Czemu nie? No właśnie... Angie myśli, że jak ktoś kogoś kocha to od tak można wybaczyć. " No przecież się kochacie" Kochają. Fakt. Nawet jeśli by się zeszli ( na to wciąż liczę, a co wiem, że się nie stanie) to i tak nie byłoby jak kiedyś. Bo Amy to zrobiła. Stradlin i tak budziłby się i zasypiał z myślą, że zrobiła to z innym mężczyzną, także... To nie jest proste, ale powinni próbować. Angie ma rację. Poddali się. Szkoda... nie byłoby jak dawniej, ale może warto by spróbować. Rozumiem, że Angie jest tak wściekła na Amy. Nie ma co się dziwić, bo ma rację. Amy zniszczyła wszystko. Tylko... to jest wciąż jej mama. Może nie powinnam się tak trząść nad losem Amy, bo zawiniła i tu nie mam żadnych wątpliwości, ale jakoś tak... Wiem Angie to nastolatka, do tego charakterna, ale zrobiło mi się tak żal Amy. Dobrze, że to szmata, pieprzona szmata Angie powiedziała po jej wyjściu. Chociaż kto wie czy tego nie usłyszała. W sumie nie powinna, ale może... Nie dziwię się Angie, ale jednak powinna się chociaż trochę pohamować. Albo tylko ja mam takie zdanie... No nic.
      Tak czekam na Hannie i Londona i na to o czym rozmawiałyśmy wczoraj haha. Biedny Hudson i jego dom wariatów.

      Usuń
    2. Kate na początku sama musi chcieć sobie pomóc i zrozumieć, że może od kogoś tę pomoc przyjąć. Nawet jeśli tą osobą jest jej szef, bo w sumie w tym momencie nie ma to znaczenia, czy szef, czy sąsiad, czy facet spotkany na ulicy. Jednak wiadomo, co może siedzieć jej w głowie. Przychodzi sobie obcy facet i mówi, że pieniądze nie są ważne, że pomoże... ale tak za darmo? Naprawdę za darmo? Za nic... Dla niej jest to dziwne. W sumie, myślę sobie, że dla każdego byłoby bardzo dziwne.... może dla Slasha też jest. W sumie, tak nie wiemy czym naprawdę kieruje się Hudson. Tylko czystą chęcią pomocy? Wiadomo, że w prost niczego od Kate nie oczekuje, ale pewnie także ma w tym jakiś swój interes.
      Hanna uderzyła w najbardziej czuły punkt Casha. Tak naprawdę mogła powiedzieć jemu cokolwiek innego i by to olał. (Cokolwiek innego niż to, i jeszcze parę zdań o jego matce) ale jednak nie. Ale myślę, że Cash poczuł się zazdrosny i wściekły. Bo jednak... może Hanna nie pała do niego wielką sympatią, ale jakby nie było to jakaś tam koleżeńska relacja między nimi jest. Może Hanna aż tak o nim nie myśli, tylko się wkurzyła. No i tu przychodzi sobie taki London i w sumie sobie ją zabiera... trochę jakby wszedł na teren Casha. To w końcu jego koleżanka. I tu chyba nawet nie chodziło o to, aby robić sobie z brata żarty.
      Angie jeszcze dużo musi się nauczyć. Dużo o miłości, dużo o życiu i dużo o wybaczaniu. Ha, z resztą, dobrze wiesz, że za parę lat wcale nie będzie lepsza, haha. Może wtedy po części zrozumie... nie, Amy nie, bo jednak jej sytuacji nie będzie można porównać do sytuacji Amy, ale myślę, że wtedy zrozumie Izzy'ego. Dlaczego nie jest w stanie wybaczyć. No i może Angie wolałaby, aby się kłócili. To byłby znak, że są między nimi jakieś emocje, że coś się dzieje. A nie... tu wyszło, że po prostu nie ma nic. Po tylu latach nagle się skończyło, a oni przeszli sobie do porządku dziennego, że się rozstają. Angie tak naprawdę chyba sama nie wie czego chce. Raz jest wściekła na matkę, raz jej żałuje. Innym razem ma żal do ojca, a zaraz uświadamia sobie, że to on został skrzywdzony. Pewnie ma żal do nich oboje, że właśnie nie chcą nic zrobić z tą całą sytuacją.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Tak, ja wiem,że niektórzy się ze mną nie zgodzą, ale Cash to idiota nad którym się tylko wszyscy użalają. Ja rozumiem, że ma prawo być "tym pokrzywdzonym". Jest najmłodszy i sowo "wypadek" znaczy da niego jeszcze coś innego niż dla Slasha czy Londona. Tak, tak, ale jak on się zachowuje? Obrażony na Hudsona i dokuczający bratu (to akurat jest naturalne - rodzeństwo musi się od czasu do czasu znienawidzić na nowo XD. Niech się chłopak trochę zastanowi, co on właściwie chce osiągnąć? Chce żeby wszyscy się od niego odsunęli? Przypomnij mi, ile on ma lat?
    " ja nie mam nikogo. Mam tylko dwóch synów... jednego nie rozumiem, bo jest mądrzejszy ode mnie, a drugiego nie rozumiem, bo ma mnie za wroga. " - HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH!!! NIEEE, JA NIE WIERZĘ xddd Ten tekst o zbyt mądrym Londonie wygrywa wszystko... Co za geniusz! W takich właśnie tekstach się objawia! :P A miało być tak poważnie, taka smutna, dobijająca scena, a ja co? A ja wybucham dzikim śmiechem i przez łzy przebijam się przez kolejne litery. No co jest ze mną nie tak? Nie powinnam uśmiechnąć się pod nosem, ale z zatroskaniem czytać dalej? No jak widać ja nie. XD
    Izzy i Amy nie mają szans naprawić tego małżeństwa. Nie, żeby było tak jak dawniej. Może potrzebują trochę czasu na osobności? Everybody need some time on their own...
    Ale! Nothin' lasts forever, even cold November rain.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, zapomniałam dopisać, że wg mnie to Amy i Kate się szybko zaprzyjaźnią (już to chyba kiedyś pisałam), bo jak Amy się dowie o problemach z Rickiem to pewnie zaczną się doskonale rozumieć i dogadywać ^^

      Usuń
    2. Może na początku napiszę, że tak, naprawdę czasami oglądam Szkołę... aby się pośmiać, albo z nudów. Czasami trzeba załadować sobie porcję porządnego chłamu. Haha.

      Cash ma... no w sumie 18 lat. Raczej jeszcze nie ma skończonych, bo urodziny ma końcem czerwca, a w opowiadaniu jest... no teraz będzie początek marca.
      W sumie, ja sobie myślę, że on tak naprawdę sam nie wie, co takiego chce osiągnąć. Z resztą, London kiedyś mu powiedział, że jak tak dalej będzie, to zostanie sam... a on wtedy wpadł w histerię na taką myśl. Chłopak po prostu pogubił się w sobie i dla niego naprawdę wszystko jest bardzo trudne.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Och... mam nadzieję, żę Kate skorzysta z pomocy Slasha...
    Bosze...ta Hanna coś za szybko się w Londonie 'zakochała'..
    To jest właśnie przykre w tym wszystkim.. że Izzy po prostu się poddał...

    OdpowiedzUsuń