05 lutego 2016

Rozdział 21

      Witam. 
Przyznam szczerze, że publikuję ten rozdział ze złowieszczym uśmieszkiem, ha. Fragment na samym początku jest snem Londona, jednak nie radzę rozpatrywać tego jako spójną całość. Wiadomo, że nasze sny często są bardzo nierealne, nieokreślone... czasami nawet nie da się ich opowiedzieć. Ja sama miewam takie stany w fazie snu, że przewijają mi się pewne migawki z mojego życia, a prawda miesza się z moją wyobraźnią. I takie coś postanowiłam także napisać, chociaż powiem szczerze, to nie było łatwe. Chociaż może wydawać się proste... Mogę jeszcze wam napisać, że to są właśnie takie migawki z życia Londona, oraz słowa, które gdzieś tam usłyszał, albo sam powiedział, ewentualnie jego senna fikcja... Dobra, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić was do czytania, oraz komentowania. Pozdrawiam. 

Ps: Ten rozdział wyszedł mi wyjątkowo długi. 




Rozdział 21

Ciemność, cisza, ciemność... cisza, ciemność... cisza, płacz. Siedział skulony pod ścianą i cicho szlochał. Wydawać się mogło, że zapomniał o nim cały świat. Wszyscy przechodzili obok niego niezauważeni, jakby wcale nie istniał. Umarł, a może jeszcze nie. Cicho szlochał, tylko tyle mógł zrobić. Cicho szlochać w ciemności i zapomnieniu...
            Mamusiu, gdzie jesteś...? Kocham cię, mamusiu...
            Ciemność, cisza, ciemność, cisza... cisza, ciemność... pytania, na które nie było żadnej odpowiedzi. Usiadł obok swojego ojca, który leżał skulony na podłodze. Mężczyzna nie wyglądał dobrze. Włosy miał posklejane od potu, płaczu, krwi... a on siedział przy nim, przyglądał się dokładnie i delikatnie głaskał ojca po głowie. Mama tak robiła, kiedy było źle. Mama tak robiła, aby chociaż na chwilę poczuć się lepiej.
            Wszystko będzie dobrze, tatusiu... będzie dobrze... dobrze... śpij teraz... tatusiu...
            Nie rozumiesz, że ja nie wiem, co mam im powiedzieć? Prawdę...? Jak mam powiedzieć dziecku, że jego matka nie żyje i nigdy więcej jej nie zobaczy?!
            Uśmiechnął się. Pobiegł radośnie, aby na chwilę się zatrzymać, a następnie podskoczyć. Rzucił kamieniem. Szyba momentalnie rozpadła się w drobny mak. Popatrzył na swojego brata, a następnie bez słowa zerwali się do biegu. Chcieli się schować, chociaż nie wiedzieli, gdzie mieliby uciec...
            Mama, zobacz, co namalowałem! To dla ciebie... bo ja cię tak bardzo kocham!
            Nienawidzę cię! Nienawidzę... rzygać mi się chce na twój widok... i nienawidzę jej... tej twojej słodkiej dziuni!
            Wiesz? Po śmierci mamy jesteś jedyną osobą, która trzyma mnie przy życiu.
            Tęskniłem...
            Zostaw mnie. Nie chcę z tobą rozmawiać.
            Chodź, pójdziemy do skate parku, pokażę ci nowe triki...
            Upadł. Poczuł smak krwi w ustach, a następnie spojrzał w jego przerażone oczy. Nic się nie stało. Może tylko trochę się poobijał. To tylko parę siniaków. Przecież nie umarł...
            Tato, telefon dzwoni... tato... TATO, TELEFON!
           
            Telefon.
            Dzwonił i dzwonił.
            Jakby się wściekł.
            London przewrócił się na brzuch, nakrył sobie głowę poduszką, ale to nic nie pomagało. Nadal słyszał ten uporczywy dzwonek telefonu. W końcu sięgnął ręką i nie patrząc na wyświetlać odebrał połączenie.
            - Czego? - Rzucił niemiłym, aczkolwiek zaspanym głosem.
            - London, w końcu odebrałeś! Co się z tobą człowieku dzieje! W ten weekend nie było cię na zajęciach z matematyki, a przecież wiesz, że mieliśmy wykłady z McAdams... a teraz od godziny powinieneś być na wykładzie z...
            London otworzył szerzej oczy i spojrzał na godzinę. Tak, chyba powinien być już na wykładzie z Termodynamiki, jednak w tym momencie niewiele go to obchodziło.
            - W dupie mam waszą matematykę i termodynamikę. - Odpowiedział.
            - London, co ty mówisz...? Chory jesteś?
            - Nie, dwa dni leczyłem kaca i nadal źle się czuję. - Mruknął. - Z resztą, nie mam czasu na rozmowy. Cześć. - Rozłączył się.
            Ponownie opadł na poduszkę i ciężko westchnął, a następnie zaczął się śmiać sam z siebie. Może podejście Casha do życia wcale nie było takie złe. Poczuł w sobie siłę. Przed chwilą rozmawiał z Jennifer. Dziewczyną, która podobała się mu od czasów liceum. To właśnie ze względu na nią wybrał studia na wydziale fizyki, a także następnie zapisał się na zajęcia z matematyki. Przez wiele lat starał się o jej względy, ale ona tylko się nim bawiła. Zwodziła. W jednej momencie sprawiała wrażenie, że naprawdę jej zależy, aby w następnej zbyć go swoim wywyższającym się tonem. Tak, była seksowna. Szczupła brunetka, która była świadoma swojej kobiecości, a do tego była inteligentna. Czasami zawstydzała Londona, a może jednak go tłamsiła. Sam nie wiedział... jednak w tym momencie to wszystko przestało mieć znaczenie. Jennifer, matematyka i... fizyka... nie, na fizyce jeszcze mu zależało.
            Ponownie spojrzał na telefon. Miał dziesiątki nieodebranych połączeń od Jennifer, wiadomości... od innych znajomych ze studiów. Tak, świat się zawalił, bo on nie pojawił się na zajęciach. Pokręcił przecząco głową, chciał już rzucić komórką, kiedy dostrzegł parę nieodebranych połączeń od numeru, którego nie miał zapisanej w skrzynce kontaktowej. Sobota rano. Dzień po imprezie. Była także wiadomość.

Cześć London, to ja Hanna... mam twój numer od Angie. Dzwoniłam, bo... chciałabym z tobą porozmawiać, o tym co się między nami stało. Proszę, oddzwoń.
           
            London przeczytał tę wiadomość kilka razy.
            - Co się między nami takiego stało? - Zapytał sam siebie.
            Starał skupić myśli i przypomnieć sobie wszystko z piątkowego wieczoru. Poszedł na tę imprezę razem z Angie i Cashem, chociaż wcale nie miał na nią ochoty. Chyba chciał zrobić na złość Jennifer. Sam nie wiedział... z resztą nieważne, przecież Jennifer w tym momencie nie była ważna. Impreza... nie bawił się tam dobrze. Nie mógł się bawić dobrze, bo przecież nigdy nie lubił takich akcji... Hanna... co z Hanną? Siedział przy basenie z butelką piwa... myślał o tym, aby rzucić matematykę i swoje pożądanie Jennifer. Wredna suka... nie warto o niej myśleć. Jest nieważna. Hanna, to na niej musi się skupić. Hanna usiadła obok niego i tak ładnie się uśmiechnęła, tak ciepło, tak czule, tak... jak jak nigdy nie robiła tego Jennifer. Stop. Znów ona. Precz. Wynoś się. Hanna, ona jest ważna. Rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Bardzo dobrze im się rozmawiało, być może trochę za dobrze. Jedno piwo, drugie piwo, trzecie piwo... Hanna zaczęła tańczyć, a on razem z nią. Naprawdę...? Po alkoholu robi się taki towarzyski? Może gdyby z Jennifer... Nie, nie Jennifer. To zła kobieta. Hanna przytuliła się do niego... zachwiali się i wpadli do basenu. Tak, na pewno wpadli. Pamiętał, że było mu zimno, ale wszystko go bawiło. Hanna zaczęła się śmiać... Nie była wściekła, była szczęśliwa, chyba... podpłynął do niej, objął ją w pasie i... pocałowali się? Tak, chyba tak. Całował się z Hanną... z przyjaciółką Angie. Całował się z LICEALISTKĄ! Ale to chyba nic złego. Sam nie wiedział.
            Ciężko westchnął. Miał problem i to naprawdę poważny problem, chociaż może sam sobie go stwarzał. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą. Przecież nie zrobił nic złego... ale miał poczucie, że skrzywdził tę niewinną dziewczynę. Właśnie, Hanna była jeszcze taka niewinna i chyba właśnie to było w niej urocze. Przecież urzekła Londona, przecież nie popatrzył na nią, jak na każdą inną dziewczynę.
            Wrócił do pokoju. Usiadł na łóżku i wybrał numer do Hanny. Nie musiał długo czekać.
            - Cześć London! - Usłyszał entuzjastyczne, a zarazem niepewne przywitanie.
            - Hej... wybacz, że dopiero dziś się odzywam... ale... no sama wiesz, to był mój pierwszy raz z alkoholem i trochę przegiąłem. Pewnie wyszedłem na idiotę. - Przygryzł dolną wargę.
            - Oj tam. Każdemu może się zdarzyć, prawda? Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Zaśmiała się. Śmiała się, ale nie wyśmiewała go. - Miło, że się odezwałeś.
            - Tak... Hannie, bo... chciałaś porozmawiać.
            - No ale nie tak przez telefon. - Westchnęła.
            - Tak, wiem. Domyślam się... może przyjdę dziś po ciebie po twoich lekcjach?
            - Naprawdę?
            - Moja uczelnia jest blisko waszej szkoły. Nie ma problemu.
            - Super, to będę na ciebie czekała! Pa, miłego dnia.
            - Cześć... miłego.
            Odłożył telefon. Musiał to wszystko jakoś sobie poukładać, chociaż sam nie wiedział, w którym kierunku miałby iść jego myśli. Ponownie popatrzył na zegarek. Był już spóźniony na następny wykład. Niechętnie się umył, a następnie wyszedł ze swojego pokoju. Był u szczycie schodów, kiedy usłyszał słowa Slasha. Domyślił się, że są one kierowane do jego brata. A jakby miało być inaczej.
            - Masz zostać w domu! Lekarz powiedział, że jesteś jeszcze bardzo słaby i w każdym momencie możesz stracić przytomność! Bądź w końcu odpowiedzialny!
            Cash skończył wiązać sznurówki. Popatrzył na swojego ojca, a następnie spokojnie odpowiedział.
            - Nic mi nie jest. Dobrze się czuję.
            - Masz zwolnienie lekarskie.
            Chłopak wstał i sięgnął po swoją kurtkę.
            - Nie chodzę do szkoły, źle! Chodzę do szkoły, także źle! Daj mi w końcu spokój, albo zdecyduj się, czego ode mnie tak naprawdę chcesz!
            Wyszedł trzaskając drzwiami. Slash stał w przejściu i wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widział młodszego syna. Ciężko westchnął i pokręcił głową. Nie miał nad nim żadnej kontroli... ale tu nawet nie chodziło o kontrolę. Chciał tylko normalnie z nim porozmawiać, nawiązać jakiś dialog. Jednak każdego dnia czuł, że to go przerasta.
            London bez słowa zszedł ze schodów i skierował się w stronę kuchni. Przez te wszystkie lata nauczył się nie wtrącać między ojca, a brata. To nie miało najmniejszego sensu.
            Slash na niego spojrzał.
            - A ty nie na zajęciach?
            - Odwołali nam pierwszy wykład. - Skłamał.
            Przyszło mu to nawet z łatwością. Slash nic nie odpowiedział. London nastawił wodę na kawę.
            - Tato... bo... jutro mogę wziąć twój samochód?
            - Jutro...? A w jakim celu?
            - Muszę jechać do Pasadeny... złożyłem podanie o staż w NASA. Czytali moją pracę i... chyba im się spodobała. Chcą przeprowadzić ze mną rozmowę... wiesz, autobusem będę jechał chyba z pół dnia, a mam być tam w sumie na rano...
            - Złożyłeś podanie do NASA?
            Slash nie krył zaskoczenia. W szoku usiadł na krześle i wpatrywał się w swojego syna. Momentalnie zrobiło mu się gorąco, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. London kiwnął głową jakby to była naturalna rzecz i zalał kawę wodą. Nieznacznie się uśmiechnął i zaczął wpatrywać się w ojca oczekując odpowiedzi, ale Slash milczał.
            - To jak...?
            - No... tak, możesz... możesz... - Odpowiedział Slash.
            - Super, dzięki tato.
            NASA. To jednak wydawało się mało prawdopodobne, a jednak tak bardzo realne.



***

Szkoła wydawała być się najgorszym miejscem, jakie mogło się trafić. Była jeszcze gorsza, kiedy miało się dość spore zaległości, bo się do niej nie chodziło, tylko do ośrodka bawić się z chorymi dziećmi. Może jakby Cash powiedział nauczycielom jaka jest prawda, bo by inaczej go traktowali? Chociaż nie. Szkoła za dużo razy się na nim zawiodła, a on za wiele obiecywał w poprawie swojego zachowania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nikt z kadry nauczycielskiej już mu nie wierzy, a on sam znajduje się na czarnej liście. A do tego musiał zmagać się jeszcze ze swoim nazwiskiem. Jednak tym razem nie chodziło o ojca, a starszego brata. Wszyscy pamiętali jakim wspaniałym uczniem był London. Cash miał wrażenie, że tego samego wymagają także od niego. Musiał po prostu przecierpieć swoje. Tak samo, jak dwudniowy pobyt w szpitalu. Co prawda lekarz wystawił mu potem zwolnienie i teoretycznie chłopak powinien siedzieć teraz w domu i odpoczywać, ale nawet mu się to nie śniło.
            Otworzył właśnie swoją szafkę w poszukiwaniu podręcznika od biologii. Nie miał go w domu, to musiał być w szkole. Załamał się jednak, kiedy zobaczył, że w szafce też go nie ma. Nerwowo zaczął przewracać wszystko, co się tam znajdowało, a była to sterta papierów, gazet i innych książek, które wypożyczył z biblioteki, ale zapomniał oddać. Tak, albo będzie płacił karę, albo nie dostanie świadectwa ukończenia szkoły, jak tego wszystko nie odda. Ale w tej chwili to nie było ważne. Liczyła się biologia, której był brak. Zaczął już się denerwować. Nie miał co dalej szukać, bo wiadomo, że z nieba ta książka by mu nagle nie spadła. Zamknął ze złością szafkę. Huk rozniósł się po holu. Prawie wszyscy, co się znajdowali w pobliżu popatrzyli na niego. Miał to gdzieś, chciał już odejść kiedy zobaczył, że o ścianę obok stoi oparta blondynka. Ta sama z którą rozmawiał na imprezie. Dziewczyna bacznie mu się przyglądała. Nakręcała sobie kosmyk włosów na palec i delikatnie się uśmiechnęła.
            - Co ty taki dziś nerwowy? - Zapytała wyjmując z ust gumę do żucia i przyklejając ją do szafki.
            - Bo mam napięcie przedmiesiączkowe. - Odpowiedział.
            Przez chwilę był poważny, ale zaraz wybuchnął śmiechem. Dziewczyna zrobiła to samo.
            - Tak w ogóle to mam na imię Lisa.
            - A ja Tony. - Wzruszył ramionami.
            - A nie Cash?
            - A co za różnica? Mogę być nawet Kubusiem Puchatkiem, albo Papą Smerfem. I tak będę tym Hudsonem.
            Tego dnia jakoś nie chciało mu się rozmawiać z tą dziewczyną. W sumie, to nie chciało mu się rozmawiać z nikim. Nadal nie mógł poradzić sobie ze śmiercią Taylora. Zdał sobie sprawę z tego, iż w sobotę cała jego praca w wolontariacie straciła sens, bo przecież przychodził tam głównie dla tego dzieciaka. Nie było go już, to wszystko nie miało sensu. Kątem oka zobaczył Angie, która nagle wbiła w nich wzrok. No tak, przyszło jego zbawienie. Nie mylił się, rudowłosa zaraz pojawiła się obok swojego przyjaciela. Zmroziła Lisę spojrzeniem i wyglądała tak, jakby miała zaraz zabić ową dziewczynę.
            - Co ty tutaj robisz, masz zwolnienie, powinieneś siedzieć w domu!
            - Ty też...? Dajcie mi spokój, dobra? Nic mi nie jest... dobrze się czuję. Lepiej powiedz, co takiego u ciebie, hmm?
            - Słuchaj, wpadłam na super genialny, świetny i zajebisty pomysł! - Powiedziała entuzjastycznie.
            Cash przewrócił oczami. Jeśli Angie wpadła na jakieś świetne pomysły, to równało się z tym, że są to szalone wizje. Dziewczyna zarzuciła sobie ręce na jego braki. Lisa w tym momencie po prostu wzruszyła ramionami i odeszła na co Angie złowieszczo się uśmiechnęła. Następnie popatrzyła w zniecierpliwiona w Casha. Wolał jak najszybciej zapoznać się z myślą swojej koleżanki i po prostu powiedzieć jej, aby poszła się leczyć.
            - Co tym razem?
            - Normalnie, jak wtedy, gdy przyszłam powiedzieć wam o imprezie u Hanny, zagrałeś November, to mnie tak normalnie oświeciło! Słuchaj, normalnie, to zbierzemy chłopaków i pójdziemy do Mam Talent. Tak dla jaj, a może nawet nie, bo przecież może nam wyjść z tego coś naprawdę... dobrego, wielkiego, poważnego! - Powiedziała z uśmiechem.
            Cash wpatrywał się w nią z otwartą buzią. Raczej nie zachwycił go ten pomysł. No tak, Angie i szalone pomysły, ale tym razem, to dziewczyna chyba już przegięła. I co miał jej powiedzieć? Że tak po prostu się na to zgadza? Jasne, wyjdzie sobie na scenę, zagra sobie coś, a potem znajomi ich rodziców powiedzą jacy to oni są beznadziejni. Odsunął się trochę od Angie. Nie zrobił zadowolonej miny, bo przecież nawet nie miał do tego głowy.
            - Jasne. A kto będzie grał? Śpiewał?
            - No jak to kto... ja będę śpiewała, ty gitara prowadząca, Nick perkusja, Brian bass i Leo rytmiczna. Mamy zespół. Nie czujesz tego? Przecież ty masz to w genach!
            Przystanął, popatrzył na Angie. Na jej przerośnięty entuzjazm. Chwycił ją za ramiona i popatrzył jej głęboko w oczy.
            - Wiem, że nie możesz sobie poradzić z tym, że twoi rodzice się rozwodzą i szukasz sobie zajęcia, ale bez przesady. - Westchnął.
            Angie tylko wzdrygnęła się, kiedy chłopak wspomniał o rozwodzie. No i może miał trochę racji. Po prostu chciała się czymś zająć, aby nie myśleć o tym, co się dzieje w domu, bo to po prostu ją przerastało. Przestała patrzeć mu w oczy, wbiła wzrok w podłogę i zaraz po jej policzkach spłynęło parę łez. Cash przytulił ją do siebie mówiąc, że wszystko będzie dobrze, chociaż sam w to wątpił. Chyba w takich wypadkach nie może być dobrze i trzeba się po prostu z tym pogodzić.
            Angie stała tak przez chwilę, aż oderwała się od Casha. Otarła szybko łzy i wymusiła na sobie uśmiech. Sama nie wiedziała, co ją takiego blokowało, ale nie chciała obarczać tego chłopaka swoimi problemami. Przecież miał tyle własnych, a rozwód rodziców przy jego sytuacji życiowej był jak porównanie kradzieży roweru do utraty całego dorobku życia. Chciała już odejść, kiedy poczuła, że ktoś na nią wskakuje. Poza Cashem, to mogła być jeszcze tylko jedna osoba. Angie wywróciła oczami.
            - Odezwał się. Dzisiaj rano do mnie zadzwonił! Przyjdzie po mnie po szkole... rozumiesz? Przyjdzie po mnie. Tutaj!
            Hanna wydawała się być bardzo podekscytowana, a Angie chciała podzielać jej entuzjazm, ale jakoś nie była w stanie. Tak naprawdę nie rozumiała przyjaciółki i podniecenia związanego z tym faktem. Może czasami zazdrościła. Hannie potrafiła po prostu się zakochać, chociaż sama ruda tego uczucia miłością jeszcze by nie nazwała. Jednak nie chodziło o nazewnictwo. Hanna nie widziała żadnych granic, nie zadawała sobie głupich pytań i nie szukała na nie odpowiedzi. Po prostu, spodobał się jej chłopak. Przecież to takie naturalne... przecież dziewczyny w ich wieku prawie zawsze emocjonalnie podchodzą do takich spraw. Przecież pragną być kochane, docenione, zauważone... przez chłopaka.
            - Super. - Odpowiedziała Angie. - Widzisz, mówiłam, że się odezwie.
            - Czekaj, czekaj... kto po ciebie przyjdzie? - Zapytał Cash.
            Hanna spojrzała na chłopaka i momentalnie zdała sobie sprawę z tego, że nie może powiedzieć prawdy.
            - No... ten... - zawiesiła na chwilę głos. - Z resztą, co cię to obchodzi? Będziesz się bawił w mojego ochroniarza, czy co? - Złapała Angie za rękę. - Chodź, idziemy na lekcje, a ty idź na swoje.
            Cash stał osłupiały i patrzył na dwie dziewczyny, które zniknęły za zakrętem holu. W szkole panowała cisza, bo był już jakiś czas po dzwonku.
            - Przecież tylko się zapytałem. - Westchnął sam do siebie.




***

Slash popatrzył na Ericka, który w tym momencie wzruszył ramionami.
            - Jak to jej nie ma? - Zapytał.
            - No nie ma. Dzwoniła rano, że chce urlop na żądanie.
            - Gdzie ona mieszka?
            - Slash, uspokój się. Pewnie jutro już będzie. I odpuść dziewczynie, bo męczysz ją tylko dlatego, że jest grafikiem.
            Erick wstał z krzesła i położył dłoń na ramieniu Slasha. No dobra, producent nie wiedział, że nastawienie Hudsona do Stewart znacznie się zmieniło. Nie chciał do niej jechać, aby ją opierdolić, że nie przychodzi tak sobie do pracy. Po prostu chciał się z nią zobaczyć, ale też Slashowi coś nie pasowało. Zdążył już trochę poznać Kate. Kobieta jest profesjonalistą. Jak sobie coś obieca, to dociągnie to do końca. Takie trochę po trupach do celu. Nie brała by tak sobie urlopu, jakby nic się nie stało. Musiało coś się stać, tylko co takiego?
            - Mam do niej ważną sprawę. Podaj mi jej adres.
            - Nie mogę. Jest takie coś jak ochrona danych osobowych.
            - Erick, nie wygłupiaj się. Daj mi jej adres. - Właściwie to Hudson tylko potrzebował numer mieszkania. Przecież wiedział w jakiej części miasta mieszka Kate. Wiedział do jakiej kamienicy wychodzi. Nie wiedział tylko, które było jej mieszkanie. Erick przecząco pokiwał głową. Slash wkurzony wyszedł z jego gabinetu. No cóż, musiał poradzić sobie jakoś inaczej, chociaż nie miał jeszcze ustalonego planu działania. Nie miał żadnego planu.
            Wściekły wsiadł do samochodu. Jedyne, co mu przyszło do głowy to po prostu pojechać na osiedle, gdzie mieszka Kate, a potem będzie myślał. Miał jakieś przeczucie, że stało się coś złego. Może popadał już w lekką paranoję, ale w dniu wypadku Perli miał takie samo poczucie. Nie był to wyrzuty sumienia spowodowane kłótnią, która rozpętała się przed jego wyjściem z domu. Po prostu, jakby przewidział, że coś się stanie. Dlatego, tego dnia ciągnie dzwonił do żony, aby upewnić się, ze wszystko jest w porządku. Aż w końcu jej telefon przestał odpowiadać. Teraz czuł się podobnie. Czarna wizja, chociaż do końca nie wiedział, co by się mogło stać z Kate. Nie znał jej, a musiał przyznać sam przed sobą, że po prostu zaczynało mu na niej zależeć. Może Myles miał rację, że po prostu się zakochał? Slash nie umiał inaczej sobie tego wytłumaczyć, jednak to nie była komfortowa sytuacja, bo przecież Pani Stewart jasno dawała mu do zrozumienia, iż nie ma żadnych szans. Nic. Przez te wszystkie przemyślenia ciężko było mu skupić się na drodze.
            Zajechał w końcu w to samo miejsce, gdzie zostawił Kate po umówionej kolacji. Wtedy jakoś nie dotarło do niego, że jest to jedna z bardziej ponurych dzielnic miasta. No tak, dawno już zapomniał o takich miejscach. Zapomniał nawet, że takie istnieją. Wysiadł z samochodu. Nie czuł się za pewnie. Dobrze wiedział, co się dzieje w ciemnych zaułkach. Jeśli u niego w Bevelry Hills panowała kojąca cisza, to  tu co jakiś czas było słychać wrzask, płacz dziecka. Wrzask, płacz kobiety, skowyczenie psa, wołanie o pomoc. Starał się nie zwracać na to wszystko uwagi. Po prostu przejść obojętnie. Przecież miał wymierzony cel, jakim było dostanie się do mieszkania Kate i sprawdzenie, czy wszystko z nią w porządku. Kiedy jechał, to wymyślił sobie, że zapyta po prostu pierwszego lepszego sąsiada, ale jedynym człowiekiem, jakim mu się nawinął, był żul. Nie, no tego menela to nie miał zamiaru pytać. Nie dość, że by chciał pieniędzy za informacje, to nie wiadomo, czy by dobrze wskazał.
            Slash podszedł pod drzwi kamienicy, gdzie tamtego wieczoru wchodziła Kate. Ulżyło mu, kiedy ujrzał, że jest domofon. No tak, wypisane nazwiska właścicieli mieszkań. Przejrzał listę, aż pod numer ósmym dostrzegł Państwo Stewart. No to chyba było mieszkanie Kate. Chociaż nie rozumiał, dlaczego napisane było Państwo a nie po prostu Kate Stewart. Zadzwonił raz, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. To samo stało się za drugim i trzecim razem. Mógł przypuszczać, że Kate nie ma w domu, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Nie pozostało nic innego, jak po prostu poczekać, aż jakiś mieszkaniec będzie wchodził, albo wychodził. Wtedy on się wślizgnie i pójdzie pod ósemkę. Plan doskonały.
            Zaczynał robić się mniej doskonały, kiedy miała godzina i nikt nie wchodził, ani nie wychodził.
            Kolejna, też nic.
            Trzecia godzina siedzenia pod drzwiami do kamienicy, nadal nic.
            Trzy i pół godziny, Slash zaczął już grać w jakaś głupią grę na telefonie. Aż sam się sobie dziwił, że ma taką wytrwałość. Pewnie każdy inny na jego miejscu, tak po prostu by sobie poszedł. Przeszedł właśnie kolejny poziom, kiedy ktoś wyszedł z kamienicy. Była to blondynka, która tylko zdziwiona na niego popatrzyła. Może i rozpoznała Hudsona, który zaraz się poderwał, aby wejść do środka. Zdążył w ostatniej chwili. Odetchnęła z ulgą. Następnie poszedł na drugie piętro pod drzwi numer osiem.



***

Kate ze snu wyrwał dzwonek. Ktoś się do niej dobijał. Pierwsze, co pomyślała, że to jest Rick, bo przecież Emma odebrała Alana ze szkoły i pojechała z nim do siebie, więc postanowiła, że będzie udawać, iż nie ma nikogo w domu. Już na wcześniejszy sygnał domofonu oblała ją fala strachu. Skuliła się tylko na kanapie. Znów naszła ją fala nerwów z której zrobiło się jej nie dobrze.
            - Kate, otwórz, proszę cię, to ja. - Usłyszała głos.
            Był to męski głos, ale nie Ricka. Poderwała się z kanapy. I nie wiedziała, co miała zrobić. Otworzyć, czy może po prostu nadal udawać, ze jej nie ma. Właściwie, to czego chciał Slash. Wyżyć się na niej, ze nie ma jej w pracy? To była najbardziej prawdopodobna opcja. Sally zaczęła się już denerwować i po prostu szczekała. Hałas, który zrobił się w mieszkaniu zaczął irytować Kate. Podeszła do drzwi. Nie zważała na to, jak wyglądała, a przecież nie było za dobrze. Oczy podpuchnięte od płaczu, do tego ten siniak, włosy potargane. Nawet nie zdążyła się ubrać. Kiedy zobaczyła siebie samą w lustrze, to się przeraziła, a co dopiero miał powiedzieć Slash.
            Popatrzył na Kate i nie wiedział, co miał powiedzieć. Kobieta stała z zaciętą miną i wyglądała tak, jakby miała zaraz zabić Hudsona. Cała drżała. Slash dokładnie zaczął się jej przyglądać i dotarło do niego, że miał dobre przeczucia, że coś się stało. Tylko, że w tym momencie, to też nie wiedział, co miał zrobić. Nagle przed oczami stanęła mu scena, kiedy pierwszy raz zobaczył Amy, także nie wyglądała za dobrze. Wtedy też nie wiedział, co miał zrobić. Tylko była różnica między Amy, a Kate. Ta pierwsza mu ufała, chociaż sam nie wiedział dlaczego, skoro w sumie się nie znali. Ta druga nie była raczej zadowolona, że Hudson jest w jej życiu.
            - Czego chcesz? To już nie mogę sobie wziąć dnia wolnego?! - Wrzasnęła, jednak pod koniec zdania to przeraziło się bardziej w płacz.
            - Co... się stało... kto ci to zrobił?!
            Wszedł do mieszkania nie zważając na protesty kobiety. Dobrze wiedział, że jak sam się nie wepcha do środka, to Kate go nie wpuści. Stał teraz między wejściem do pokoju Alana, a kobietą i patrzył na nią oczekując odpowiedzi. Kate zamknęła drzwi wejściowe, nie wyganiała Hudsona, nawet nie miała na to siły. Popatrzyła na niego zrezygnowana. Sama nie wiedziała, co ją napadła w tej chwili. Może po prostu potrzebowała czyjejś bliskości? Wsparcia, współczucia? Potrzebowała poczuć, iż ktoś jest blisko i może poczuć się bezpieczna. Kierowana tym wszystkim po prostu wtuliła się w Slasha i wybuchnęła płaczem. Hudson przez moment nie wiedział, co miał zrobić. Nie lubił, jak ktoś przy nim płakał. To chyba było najgorsze, bo jakoś nie rozwinął w sobie daru do pocieszania. Milczał, tylko zaczął mocniej ją do siebie tulić. Łzy Kate zaczęły moczyć mu już bluzkę, a sama kobieta przez spazmatyczny płacz nie mogła oddychać.
            - Spokojnie... ciiii, jestem tu. - Szepnął. - Nic się już nie stanie.
            No jasne, jakby miał wpływ na to. Przecież nie mógł jej bronić, bo jak to niby miał zrobić skoro nawet nie byli dobrymi znajomymi?
            - Zabrał mi wszystkie... piee.. ądze... i... ja... my... ałam... oję... się... go. - Zaczęła mamrotać Kate w tors gitarzysty, dla którego te wszystkie słowa raczej nie były zrozumiałe. Starał sobie jakoś poukładać urywki zdań w logiczną całość, ale nic takiego mu nie wychodziło.

10 komentarzy:

  1. Jak moglas skonczyc w takim momencie???!! Ja chce wiecej!!! Napusalabym co zgaduje, ze sie stanie, ale mi sie nie chce i wgl to niewygodnie mi sie pisze, bo na tablecie... Z reszta nikomu nie jest to potrzebne i nikogo nie ibtresuje...
    Tylko... Bi w USA jest cos takiegi, ze jak opuszczasz duzoo godzin w szkole to sie ciebie w koncu czepia policja... A Cash sobue tak po prosttu opuszcza szkole, kiedy chce??
    ~ Roxy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się szczerze, że nie zastanawiałam się nad systemem edukacji w Stanach i naprawdę naprawdę... nie brałam pod uwagę jak to z jest z uczniami, którzy notorycznie sobie nie chodzą na zajęciach. Jakby iść dalej tropem, to wiadomo, że tam powszechnie funkcjonuje coś takiego jak szkoła letnia i chyba nie ma u nich czegoś takiego, jak przesiadywanie jeszcze rok w tej samej klasie, ale dobra... nie ważne. A może ważne.
      Hm... myślę sobie, że z Cashem jest tak, że... on ma te godziny opuszczone, ale nie jest to AŻ tyle, aby zaraz wywalać go ze szkoły i aby policja za Slashem biegała... Chociaż... hm, sama bym musiała się głębiej nad tym zastanowić.

      Usuń
    2. Heh, nie serio, nie jest to nic zbyt istotnego ;) W każdym razie moja mama ma znajomego w USA i on opowiadał, że tam dosyć mocno pilnują, żeby dzieciaki chodziły do szkoły. I że jak tam się kilka razy dziecko spóźni do szkoły to już ma problemy. Wobec tego on, kiedy wie, że ta jego córka się nie wyrobi, rano woli zadzwonić do szkoły, że jest ona chora i nie przyjdzie do szkoły, bo bardziej się boi spóźnienia. Ale oczywiście jest też limit opuszczonych godzin, którego nie możesz przekroczyć. To tak w ramach ciekawostki :)
      (Przepraszam za te literówki w komentarz powyżej xD)

      Usuń
  2. Zacznijmy od samego początku czyli snu. Dalej sobie analizowałam krok po kroku wszystko i początek...hmm... tak sobie myślę, że (chyba mi to kiedyś pisałaś) gdy Perla zmarła to wszystko się przewróciło do góry nogami i wypadek był szokiem dla każdego włącznie ze znajomymi Hudsona, więc pewnie Amy oraz inni starali się go podnieść na duchu. Zwracano na niego uwagę, bo w końcu w tamtym momencie stał się on samotnym ojcem z dwójką dzieci, który zaczął na nowo popadać w swój nałóg w związku z utratą ukochanej. Na Casha również po części zwracano uwagę, bo był świadkiem tego zdarzenia, więc to jest ogromna trauma dla niego... A London? London był taki pomiędzy. Tak też stracił matkę, ale mam takie dziwne wrażenie, że jeśli zwracano na nich uwagę to w tej sytuacji jednak bardziej na Casha i choć London tego nie widział to on też bardzo to przeżył. Jakoś skojarzyło mi się to "Wszyscy przechodzili obok niego niezauważeni, jakby wcale nie istniał". Później mamy obraz Hudsona. Wiadomo co robił w tamtej chwili. Ciężko by było zabrać się do kupy i tak po prostu z tym żyć, tym bardziej, że miał swoje skłonności, więc powrót do nałogu było czymś oczywistym. Jakoś mnie dreszcz przeszedł jak wyobraziłam sobie London i Saula w tamtej sytuacji. Następnie jakby kwestia samego Hudsona, bo to pasuje. Jak miałby powiedzieć dzieciom, że ich mama nie wróci. Jej już nie będzie. Koniec. No jak? Później robią się schody. Podpowiedziałaś mi, że część to słowa Casha wypowiedziane do Hudsona i fakt. Tak to brzmi. "Słodka dziunia"- Jackie? Sen jest dość skomplikowany, ale jak już wspomniałaś nasze sny chyba takie są, pokręcone i dziwne i bardzo często zawierają jakieś urywki z naszego życia, które pomieszane są z fikcją. Także co tu jest ta fikcją? Dobre pytanie.
    Znowu mamy biednego Londona... biednego już prawie NIE skacowanego Londona haha. No tak, nie ma co się dziwić, że świat się wali, bo on nie przyszedł na zajęcia. Czy on kiedykolwiek ja opuścił? Pewnie nie. A tu nagle bez żadnej zapowiedzi, go nie ma i do tego powodem jest walka z kacem. Także Jennifer się pewnie zdziwiła... A no właśnie. Jennifer. Nie cierpię tego typu. Nie ma nic złego w byciu świadomym swoich wdzięków, tylko gorzej, gdy wykorzystuje się to do zwodzenia innych. London to z pewnością przystojny facet. Już facet. Nie dziecko. Wiadomo, dusza towarzystwa to, to nie jest, ale ona sama jest w tym świecie fizyczno-matematycznym to jakieś tematy z nim ma do rozmów. Ale po co go tak zwodzi? Od tak, bo jej się chce, czy może darzy go jakimś tam uczuciem i przybiera taką dziwną pozę. Tak czy tak chyba się nie polubimy haha.
    Teraz mamy analizę wieczoru. Tak. London zdecydowanie tam nie pasował, więc chciał jakoś przeżyć ten wieczór skoro już zdecydował się tam być. Usiadł sobie sam i siedział. Ale jednak ktoś dotrzymał mu towarzystwa i... już przy tej jego analizie widać, że Jennifer mocno zawróciła mu głowie. Pojawia się za każdym razem. "Hannie jest istotna" ale i tak po chwili ona znów się wkrada. Całował się z licealistką... Nie London. To nie było nic złego. Nie masz pięćdziesiątki na karku, więc nikt cię o nic nie posądzi haha. Sama wyobrażam sobie Hannie jako dość niewinną i uroczą osobę, taki typ co nawet jak się denerwuje to robi to jakoś... inaczej. No i z jednej stron tak, jest niewinna. Ale to był pocałunek, nie wykorzystał jej w żaden inny sposób, więc raczej nie skrzywdził. Czemu miałby? Gorzej jeśli obawiał się, że Hannie dorobiła do tego historię, a on po prostu będzie musiał najzwyczajniej na świecie dać jej kosza, bo... Jennifer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z resztą spójrzmy prawdziwe w oczy. Nie mamy tu przedstawionego wyglądu Hannie, więc średnio umiem sobie ją dokładnie wyobrazić, ale to z pewnością typowa nastolatka, wciąż łagodne rysy twarzy, lekki uśmiech. Ma szesnaście lat. To nie tak mało, ale wciąż można określić ją mianem dziecka. London to już nie dziecko. Jennifer też nie. Teraz je zestawmy i kto bardziej przyciągnie faceta? Bo pomimo tego, że młody Hudson nie zwraca aż tak bardzo uwagę na dziewczyny to każda seksowna, ładna a do tego inteligentna dziewczyna działa na facetów i jak mi napisałaś London nie jest tu wyjątkiem. Do tego co zauważyłaś Jennifer rozumie o czym London do niej mówi, więc mam dziwne wrażenie, że w pewnym momencie Hannie powie "Nie jestem Jennifer i nie będę". Zobaczymy co będzie dalej z tym ich spotkaniem... czuję, że wypadnie dość niezręcznie haha. A i jeszcze Pasadena. Slash się chyba tego nie spodziewał, bo jednak to NASA. A tu przychodzi jego syn i do tak mówi, że przeczytali jego pracę i się zainteresowali. Nic wielkiego haha. No tak. Geniusz, zapomniałam. Kto jak nie London pasuje do takiej roboty?
      Po drodze pojawił się też Cash. No tak chodzi do szkoły źle, nie chodzi też. No i o co temu ojcu chodzi? Haha. On nawet nie musi się za bardzo spierać z Hudsonem. Powiedział co miał do powiedzenia i wyszedł, ale Slash po prostu zrezygnował i już. Jak zawsze. Bo ile można?
      Czyżby Lisa miała tu się jeszcze pojawić? Stanie się swego rodzaju konkurentką Angie, bo rudowłosa choć pewnie nie chciałaby się przyznać to powoli zaczyna ją tak traktować. Do tego widać, że na siłę stara się o tym zapomnieć o tym co się dzieje w jej życiu i co wydarzyło się między jej rodzicami. Nie jest kolorowo i chyba Angie powinna porozmawiać z Cashem, bo on wie jak to jest być w beznadziejnej sytuacji życiowej. Zrozumiałby ją. Fakt on stracił matkę, Angie wciąż ma rodziców i oboje bardzo ją kochają, ale w sumie Cash nie musiałby nic mówić, samo poczucie, że ktoś się rozumie to już coś. No i wszystko przerywa podekscytowana Hannie. Wyobraziłam sobie taką podekscytowaną, trajkoczącą nastolatkę, która jest aż czerwona z wrażenia i zachciało mi się śmiać. (też z samej siebie) ale z drugiej strony ta reakcja jest taka spontaniczna i po części urocza...Pewnie dla tego Angie nie podziela jej entuzjazmu, bo może też od tak chciałaby się podekscytować znajomością z jakimś chłopakiem. Fakt, Hannie póki co nie analizuje tego za bardzo po prostu zadzwoniła i podziałało. Tak bez większego namysłu. No i Cash... pewnie dość szybko dowie się, że to chodzi o jego brata. Będzie zadowolona? Hannie to po części też jego koleżanka, więc zobaczymy.
      No i Slash. Przejął się chłopak nie ma co, ale to dobrze. Coraz bardziej widać, że mu zależy i tym razem zależy nie dlatego, że to fajna kobitka i na niego działa... po prostu zależy i się o nią martwi i to chyba bardzo skoro tyle czekał i był aż tak zdeterminowany by sterczeć i czekać na okazję, by móc się dostać do Kate. Czuję, że jej pomoże. Pomoże jej uwolnić się od Ricka tak jak Izzy zrobił to w przypadku Amy. Nie w ten sam sposób, ale pomoże. Wiem to. Fakt w sumie nie byli nawet dobrymi znajomymi. Po części Hudson był jej szefem, ona dla niego pracowała, spotkali się parę razy prywatnie, ale i tak bez jakichś rewelacji. Mimo wszystko mam takie przeczucie, że Slash trochę uspokoi jej sytuację życiową i pomoże stanąć na nogi. Oby. Bo Kate to bardzo fajna postać i z pewnością nie zasługuje na takie traktowanie. Rick i Chris powinni się wziąć w spółkę... jak nic.
      Taka długość mnie cieszy, co zawsze powtarzam także czekam na następny i na spotkanie Londona z Hannie haha.

      Usuń
    2. A może tak naprawdę wszystko tam jest fikcją? Ha, chociaż... ja sama nie wiem, co jest fikcją, a co nie. I tak naprawdę nie ma co tu się zastanawiać, kto co powiedział, albo czego nie powiedział, czy też kto jest opisany. Bo równie dobrze, że London w śnie może to widzieć jako obce, fikcyjne osoby, haha. No ale niewątpliwie, słodką dziunią jest Jackie. Wczoraj pisałam Ci, że Cash, ale także London teraz mają już gdzieś z kim byłby Slash. Nawet chcą, aby z kimś był... ale te parę lat temu... nie, te parę lat temu, to było bardzo istotne także dla nich. Chociaż, jakby Slash znalazł porządną kobietę, która pokochałaby także chłopców, pewnie żaden by jej słodką dziunią nie nazwał, haha.

      No tak... Jennifer. Jenny jest chyba dla Londona kimś takim, kim dla Slasha była Jackie. Pociągnę cię na dno, a przy tym dobrze się pobawię, ha. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo, o co tej Jennifer chodzi i czy coś było między nią, a Londonem, czy on sobie dorabia całą historię. Bo na dobrą sprawę, przecież ona może to postrzegać tylko tak, że jestem twoją koleżanką... a on źle odczytuje jej zamiary. Jednak Jenny jest kobietą, a Hanna w oczach Londona... no dziewczyną. Nie chcę mówić, że dzieckiem, ale na pewno jeszcze nie kobietą. I tak naprawdę, na początku przegrywa z Jenny. I tu nawet nie chodzi o wygląd, zainteresowania i tak dalej. Ale właśnie o wiek. London jest już poważnym facetem i w sumie... no dzieci (w jego oczach) go nie interesują. A Hanna właśnie chyba zaczyna dorabiać sobie historię do tego, co się stało, haha. Na pewno będzie musiała się trochę o Londona postarać, nie ma tak dobrze, haha...
      Hm, a nawet jak już z nim będzie, to tak... myślę, że kompleks Jennifer się u niej zrodzi.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Uwielbiam Cie! <333
    Dawno nie bylo Kate i to jest mila odskocznia od problemow panstwa Isbell. Sama podziwiam Slasha za wytrwalosc, ale z doswiadczenia wiem, ze jesli komus zalezy jest w stanie wytrzymac nawet dluzej. Niech Slash przestanie bronic sie przed samym soba i niech chociaz przed samym soba sie przyzna do uczuc do Kate!
    Mam nadzieje, ze wrocisz do czestszych dodawan rozdzialow!
    Pozdrawiam i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ten sen jest świetny. nie obrazę się, jak takie sceny będą się jeszcze pojawiać.

    nigdy bym się nie spodziewała, że London poszedł na studia dla dziewczyny. ciekawe co by studiował gdyby nie ona. i czy e ogóle by studiował. ale chyba jednak nie jest tak źle, bo daje radę, a matma i fizyka to raczej nie są żarty. gdyby nic nie umiał i poszedł tam ze względu tylko ma nią, bo ona idzie to chyba po miesiącu by tam zginął, haha.

    Lisa... miałam w opowiadaniu Lisę. była kochanka Jamesa. ciekawe czy ta tutaj też coś namiesza. wydaje się być trochę taką cwaniarą, ale nic szczególnego do niej nie mam, zobaczymy co będzie dalej.

    ehh, biedna Angie. te problemy rodzinne, szukanie czegoś żeby się czymś zająć i o tym nie myśleć, Cash, o którego jest zazdrosna a nawet nie wiadomo, czy jest zakochana. coś tam ewidentnie do niego czuje, ale czy to miłość?

    no więc pozdrawiam i do następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten sen Londona...Sen jak sen, a jednak jest w nim coś takiego...nieco złowrogiego, nieco smutnego...Jakby...wyobrażenie małego chłopca w czarnej przestrzeni, zapłakanego, samotnego...Nie da się opowiedzieć.
    Czyli nasz London rzucił matmę i termodynamikę. Nie dość, że mial kaca, leczyl kaca, to jeszcze Jennifer, która się nim bawiła napastuje go telefonami...I wielce zdziwiona, że ma ją (o ktorą kiedyś się starał) i matematykę z termodynamiką w dupie.
    Zapisał się na fizykę ze względu na nią? Kurczę...zależało mu na niej. Ale ona się nim bawiła...tylko bawiła. To musiało być dla Londona niesamowicie przykre. Ciekawe, co by wybrał, gdyby nie ona... Ale też zależało mu na fizyce, sam to "mówi". Więc chyba nawet sam z siebie chciał tą fizykę.
    Niby ma znajomych ze studiow...ktorzy jakoś wcześniej z nim nie gadali...a teraz wydzwaniają. Czyżby nie mieli od kogo spisywać notatek? Albo po prostu zastanawiali się, gdzie on jest, co się z nim dzieje? Bo jakoś wcześniej nikt się nie interesował. Lub London o tym nie wspominał.
    I Hannie wyslała do niego sms'a.
    Te rozmyślania Londona co takiego się stało w połączeniu z Jennifer rozbawilo mnie nawet. Wyganianie suki ze swojej pamięci i skupianie się na słodkiej Hannie,z ktorą tańczył, z którą pływał i z ktorą się całował! Może to dla niego na początku był wstrząs, że całował sie z szesnastolatką, ale w końcu...no wiesz. Komentarz pod 22.
    Mial poczucie, że ją skrzywdził? Pewnie myśli, że dał jej nadzieję, ktorej nie zamierzał jej (chyba) dać. Urzekła go swoją niewinnością...a on ma poczucie, że naruszyl tą niewinność, że ją niepotrzebnie zwodzi, chociaż zwodzenia tu nie ma. On sam jest przerazony.
    I co na to Cash?
    I umowili się na spotkanie. Mialam nadzieję, że Cash na nich nie wpadnie, chociaż dobrze wiedziałam, że wpadnie, a że już przeczytałam 22 to wiem. Ehh ten Cash...I w 22 odzyskał wigor przy tej akcji!
    No i teraz, mimo że ma zwolnienia zapieprza do szkoły. Rozumiem, nie chce chłopak siedzieć w domu i pewnie między innymi rozmawiać z ojcem.
    Tak, Slash jedynie chce normalnie porozmawiać. A Młody już go z miejsca odrzuca. Nie dopuszcza do siebie.
    Aaa, czyli London chce odbyć staż w NASA? Hudson jaki zaskoczony..."NASA to wydawało się mało prawdopodobne, a jednak tak bardzo realne" Czy ten kawałek coś sugeruje?
    Ale jaki kontrast. Z jednej strony London pytajacy się i proszący o pożyczenie samochodu,z drugiej Cash, który ojcu rąbnał samochod do celów wyższych (ale tą sytuację Hudson ma wyjaśnioną i nie ma żalu).
    Tak. Szkola w tej sytuacji najgorszym miejcem. Ale mając do wyboru ojca sterczącego (według Casha) mu nad głową i nauczycieli...wybrał nauczycieli. Tylko że Ci wymagają od niego tego samego, co od Londona. a Mlody zawala szkolę, ale...niby może powiedzieć, że bawi się z chorymi dziećmi, ale za dużo by to nie zmienilo...W końcu każdy nauczyciel mysli,że jego przedmiot jest najważniejszy :|
    Naprawdę nie może sobie poradzić ze śmiercią Taylora...naprawdę. Do tego stopnia, że... Nie chce gadać z tą dziewczyną, chociaż wcześniej wydawał być się nieco zainteresowany.
    Angie...Angie, żeby oderwać się od problemów wymyśla zajęcia. Może zarowno Cash i ona mają grę w genach, ale to nie znaczy, że od razu muszą robić to samo, co ich rodzice. A Angie po prostu szuka zajęcia...żeby oderwać myśli.
    Cash od razu po całości...ale aż ją przytulił. Nie no, prawdziwy kumpel :/
    " Przecież pragną być kochane, docenione, zauważone... przez chłopaka."- tak...dokladnie...
    Cash się tylko zapytał, ale zgaduję,że jakby mu ktoras od razu powiedziala, to by wyśmiał. A właściwie...i tak to zrobil.
    A Slash...od razu, najpierw nieco się zdenerwował, a potem kierowany troską ruszyl do Kate. I od razu się zorientował. Od razu. Dobrze wiedział.
    i na pewno coś zrobi(ł).
    Rose, super rozdział. Pozdrawiam!
    A teraz idę spać, bo od 5:30 na nogach.
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. London sobie tak spokojnie mówi, że jego praca spodobała się NASA.. :')
    Och...Slash, cóż za wytrwałość...naprawdę zaczęło mu zależeć...

    OdpowiedzUsuń