04 grudnia 2015

Rozdział 10

      Hej
Przepraszam za zwłokę z odpowiadaniem na wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem. Ale już wszystko narobiłam. W sumie, chciałabym w tym momencie podziękować Asi za piękny komentarz, który wywołał u mnie łzy wzruszenia. Myślę sobie, że czekałam na taką chwilę na tym blogu, ha. I w sumie na tym skończyłabym tę nieciekawą notkę, ale pierwszą informacją, która dotarła do mnie z samego rana była informacja, że Scott Weiland nie żyje. Tak, co prawda przyczyna zgonu nie jest znana, ale skoro On zmarł we śnie, w trasie, to tylko można się domyślać, dlaczego... I tak sobie pomyślałam, że to jest przerażające, a zarazem tak bardzo smutne, że w naszych czasach, kiedy większość legend rocka wyszła z tego bagna, kiedy mówi, że życie bez dragów jest o wiele piękniejsze, w czasach, w których ćpanie nie jest takie modne i wcale nie stanowi części tego świata... dzieją się jeszcze takie rzeczy. Ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Wielką fanką Scotta nie byłam, ale z wiadomych względów otarł się o moje życie... 

  Spoczywaj w pokoju, Scott [*]




Rozdział 10

            - Co się mi tak przyglądasz?
            - Bo jakoś inaczej wyglądasz.
            - Izzy, czy ciebie już pogięło, że zaczynasz interesować się facetami?
            - Jakbym był kobietą, to bym powiedział, że promieniejesz. Czy coś się stało?
            Stradlin stał oparty o ścianę studia nagraniowego i przyglądał się Slashowi, który starał się ukryć swoje zachowanie. Izzy miał rację, stało się. Dziś była środa, a w na środę wieczór Slash umówił się przecież z Kate Stewart. Tylko sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo cieszy się z tego powodu. Od poniedziałku, kiedy mógł ja w pewnym stopniu poznać, to nie myślał o niczym innym tylko właśnie o tej dziewczynie. No może czasem głowę zaprzątały mu sprawy związane z Cashem. Tylko teraz nie chciał się przyznać do tego Stradlinowi, bo on pewnie by powiedział Amy i tak by się plotka rozniosła. A przecież to było zwykłe spotkanie. Nic nie znacząca rozmowa z współpracownikiem.
            - Nic się nie stało. - Oburknął. - Lepiej byś się wziął do roboty. Wróciłeś z tego Londynu i opierdalasz się tylko.
            - Ale ty marudny jesteś. - Mruknął Izzy. Popatrzył jeszcze na telefon komórkowy. Klika nieodebranych połączeń od Amy. I wiadomość SMS.
           
Zostaję u Axla na parę dni. Pa, kocham Cię.

            Ciężko westchnął i popatrzył jeszcze raz na Slasha, który w tym momencie wydawał się być w innym świecie. Zawsze tak było, kiedy Hudson brał do ręki gitarę. Zapominał o wszystkim i liczyła się tylko muzyka, tylko on, tylko gitara. Reszta mogła się walić i palić, ale i tak to nie było ważne. Stradlin już dawno zatracił taką zdolność. Przez tyle lat spędzonych na scenie poczuł, że to już go nie bawi tak jak kiedyś. Z resztą chyba nigdy nie było zabawne. Może, kiedy był małym dzieckiem, to chciał mieć zespół, ale to były tylko dziecięce marzenia. Dorastał z tym marzeniem i nagle marzenie stało się rzeczywistością. Izzy uświadomił sobie, że osiągnął to czego pragnął, ale w jego życiu zawitała pustka, bo co dalej? Stanął na szczycie, ale nie było już nic poza tym. I wtdy właśnie zdał sobie sprawę, że to nie tego szukał przez większość życia. Dopiero związek z Amy dał mu poczucie spełnienia. Bo chyba Jeffery Isbell nigdy nie miał stać się Izzy'm Stradliem. To nie był dobry pomysł. W przypadku Slasha było inaczej. Muzyka to była jedyna droga życiową jaką Hudson mógł podążyć i trochę Stradlin mu zazdrościł. Chociaż jak zaczynał robić rachunek swojego życia i tego co ma, a rachunek z życia Slasha i tego, co Hudson posiada to dochodził do wniosku, że naprawdę nie ma co mu zazdrościć.
            Tego dnia udało się im nagrać mniejszą połowę tego, co mieli zrobić. Do Slasha ciągle przychodził Erick wykorzystując okazję, iż Hudson jest na miejscu. Ciągle miał jakieś sprawy do omówienia, a kiedy Izzy zostawał sam w studio, to nie paliło mu się do pracy. Siedział na stole i zaczął wspominać czasy, kiedy to nagrywanie ze Slashem i resztą zespołu było stałym punktem w jego życiu. Chyba trochę za tym tęsknił. Jakby nie było, to Guns N' Roses było bardzo dużą częścią jego życia i przez pewien okres kierowało jego istnieniem i nadawało mu odpowiedni kierunek. Zdecydował się odejść, bo Amy urodziła Angie, bo zespół zaczął się rozpadać. Wtedy wydawała mu się być to odpowiednia decyzja, ale kiedy patrzył na to z perspektywy czasu, to czasem żałował. Co prawda zespół i tak rozpadł się parę lat później, ale przecież mógł jeszcze te parę lat spędzić z przyjaciółmi.
            Rozmyślał właśnie nad powodami rozpadu zespołu, Slash znajdował się piętro wyżej w biurze Ericka, kiedy do pomieszczenia ktoś wszedł. Izzy podniósł wzrok z chęcią opierdolenia Hudsona za to, że więcej czasu siedzą i nic nie robią, a nie pracują, kiedy zobaczył kogoś innego niż Slasha. Pewnego blondyna, który teraz opierał się o framugę drzwi i patrzył się na Stradlina trochę z ironicznym uśmieszkiem.
            - No co? Ducha zobaczyłeś, Stradlin?
            - Muszę napawać się twoim widokiem, bo nie wiem, kiedy ponownie cię zobaczę. - Odpowiedział Izzy podnosząc się ze stołu. Podał rękę McKaganowi.
            - I to powiedział człowiek, który opanował do perfekcji sztukę znikania.
            Izzy chciał już coś odpowiedzieć, kiedy do pomieszczenia wszedł Slash. Popatrzył na dwój kumpli i zaraz złowiszczo się uśmiechnął.
            - Noo, jak za starych dobrych czasów. - Powiedział. - Ale zaraz wódki mam soczek!
            - O kurwa, dawaj, ja chce pomarańczowy! - Odezwał się Duff.
            Hudson rzucił butelkę w jego stronę. Duff oczywiście jej nie złapał, ale na szczecie opakowanie było plastikowe. Potem gitarzysta postawił przed Izzy'm jego przydział, sam usiadł na krześle i popatrzył na kolegów.
            - No skoro jesteśmy tu już razem, to może razem coś zrobimy? - Zapytał.


***

            - Podoba mi się ta sukienka.
            Kate popatrzyła na Alana, który siedział na jej łóżku i bacznie przyglądał się matce, która zbiera się do wyjścia. Prawda była taka, iż sama kobieta nie wiedziała, co miała na siebie włożyć. Wszystko wydawało się jej być niestosowne. Przecież to nie była randka, a takie zwykłe spotkanie, gdzie po prostu miała omówić... no właśnie co. Jeśli by chodziło tylko o pracę, to przecież by Slash nie wyciągał jej na jakaś kolację. Ale kiedy patrzyła na to spotkanie pod kątem umówienia się dla samego umówienia się i spędzenia mile razem czasu, to zadawała sobie sprawę, że to wszystko jest trochę bez sensu. Ona i Slash? Slash i Kate. Taka zwykła dziewczyna, która jest graficzką, a przecież nawet nie jest ładna. No przecież taki Slash to mógł mieć każdą i na pewno by nie tracił czasu na taką zwykłą Kate, która nie była nic warta.
            Kobieta stała przed lustrem w czarnej sukience, która sięgała jej do połowy kolan i odsłaniała trochę więcej dekoltu. Nie, tak nie mogła iść, bo wyszło by na to jeszcze, że zaczyna go prowokować, a przecież wiadomo, że nie o to chodziło. Skrzywiła się, bo zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę, to nie ma nic odpowiedniego na taką właśnie okazję. Skąd miała wiedzieć, że Slashowi zechce się umawiać na jakieś niby to służbowe, ale jednak prywatne spotkania. Im głębiej się nad tym zastanawiała, to wszystko wydawało się co raz bardziej absurdalne.
            - Ale mi się nie podoba. - Powiedziała zamykając szafę. Popatrzyła na zegarek. - I gdzie, kurde, jest Emma!
            - Całuje się z chłopakiem pod blokiem. - Odpowiedział z uśmieszkiem Alan kiwając w stronę okna.
            Kate przewróciła oczami i zerwała się do okna. Otworzyła je i się wychyliła. Zobaczyła siostrę, która stała w objęciach jakiegoś faceta ubranego w spodnie, które zwisały mu w kroku i bluzę z kapturem. Kobieta lekko się skrzywiła. Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale jednak Em mogła by znaleźć sobie jakiegoś lepszego chłopaka, a nie kolejnego skate'a, który ma w głowie tylko jeżdżenie po parku na desce i wyrwanie kolejny dziewczyn.
            - Em, bo ja przez ciebie spóźnię się na to spotkanie! - Wrzasnęła.
            Blondynka oderwała się od swojego chłopaka i pokazała język w stronę siostry, ale zaraz po tym zniknęła w klatce schodowej. Po chwili wpadła do mieszkania Kate i zaczęła ją przepraszać. Oczywiście nie była zadowolona  z tego, iż ten wieczór musiała spędzić z siostrzeńcem, ale w końcu jej to obiecała. Oparła się o ścianę w przedpokoju i przyglądała się Kate, która próbowała sobie jeszcze jakoś ułożyć włosy. Emma pierwszy raz od wielu lat zobaczyła siostrę właśnie w takim wydaniu, pierwszy raz od wielu lat Katie tak szykowała się na spotkanie z jakimś facetem. To musiało coś znaczyć.
            - Jakbyś miała nie wrócić na noc, to nie ma problemu, tylko daj mi o tym znać, abym się nie martwiła. - Powiedziała podając Kate buty. Oczywiście szpilki, chociaż sama Pani Stewart się na to skrzywiła. Obawiała się, iż tego wieczoru po prostu zabije się na wysokich obcasach. Zmierzyła chłodnym spojrzeniem Emmę. Co jak co, ale nie miała zamiaru spędzić ze Slashem więcej niż te parę wymaganych, przymusowych godzin. Szczerze mówiąc, to wcale nie miała ochoty sam iść. Mogła zadzwonić i powiedzieć, że jest chora, nie ma jak. Jednak teraz było na wszystko już za późno.
            - Nie martw się. Nie myślę, aby Slash był takim psychopatą, że wiesz... porwie mnie i nie wiadomo co zrobi. - Odparła zakładając na siebie żakiet.
            - Ja nie o tym. Bardziej mam na myśli sytuację, kiedy to wieczór miło się przedłuży.
            - Nie ma takiej opcji. - Prychnęła Kate. Nacisnęła na klamkę od drzwi. - Pa, Alan, nie wykończ cioci! - Krzyknęła jeszcze w stronę syna, który w tym momencie stanął w progu, a z jego oczu biła radość, iż mama w końcu wychodzi.


***

Popatrzył na zegarek. Powinien już wychodzić, ale był jeden problem. Nie mógł znaleźć kluczyków od samochodu. Pierwsze, co to do głowy Slasha przyszła myśl, iż Cash ponownie gdzieś pojechał, ale nie. Przecież siedział w domu i podobno uczył się do jakiegoś sprawdzianu. Jasne, jak coś jest potrzebne, to nigdy tego nie ma. Przekopał już cały salon, całą swoją sypialnie, nawet kuchnię, ale po kluczykach nie było ani śladu. Czas nieubłaganie płynął. A przecież nie mógł spóźnić się na to spotkanie. Już w poniedziałek rano zrobił na Kate Stewart nie takie wrażenie, jakby do końca chciał, a to była chyba jedyna szansa, aby cokolwiek naprawić. O ile jeszcze była na to szansa. W kuchni pojawił się London, pierwsze co to poczłapał do lodówki, aby zaspokoić swoją potrzebę głodu. Wyjął jogurt, potem łyżeczkę i usiadł na blat kuchenny. Dokładnie zaczął przyglądać się Slashowi, który nadal biegał po domu i zaglądał w każdy zakamarek.
            - Czegoś szukasz? - Zapytał chłopak.
            - Kluczyków. Nie widziałeś ich gdzieś?
            - No widziałem. Zostawiłeś je w samochodzie, to pewnie jeszcze tam są.
            Slash przestał przewracać papiery, które leżały na stole i popatrzy na syna. London pokiwał twierdząco głową. Nie ma to, jak stracić głowę. Właśnie, stracić głowę. Slash sam przed sobą nie chciał się przyznać do tego, iż Kate coś dla niego znaczyła i to wszystko przez nią. Czuł się przed tym spotkaniem, jak szczeniak, który pierwszy raz idzie do kina z dziewczyną i za bardzo nie wie, co ma zrobić, wiec wszystko zaczyna mu się walić, bo chce wyjść jak najlepiej. Tylko, czy to nie było absurdalne poczucie? Przecież Slash prawie wcale nie znał Katie. Hola, hola, on jej wcale nie znał. Wiedział o niej tylko tyle, czym się zajmuje i jak się nazywa. Domyślał się jeszcze, że ma psa, chociaż jeszcze nie był pewien, czy dziewczyna z niedzielnego poranka, to własnie była Stewart. A jeśli ona miała męża, chłopaka? Gromadkę dzieci? Schorowaną matkę? Kogokolwiek, kto wykluczał by jakiekolwiek częste spotkania między nimi? A może w ogóle nie interesowała się facetami, bo wolała kobiety? No przecież tak też mogło być! Tysiące scenariuszy, a Slash jakoś nie brał tego pod uwagę. Ważne było to, iż będzie mógł ją zobaczyć i popatrzeć w te oczy, które chowały jakaś tajemnicę.
            London przestał zajmować się jogurtem i odłożył pudełko na bok. Popatrzył na swojego ojca, który... oprócz tego, że dość nerwów się zachował, to jeszcze odstawił się, jak stróż w Boże Ciało. Albo London się mylił, albo Slash naprawdę miał na sobie marynarkę. Nie, no to coś musiało być nie tak. I jeszcze te nerwowe poszukiwanie kluczyków od samochodu.
            - A wybierasz się gdzieś? - Zapytał.
            - Tak, do ... - Slash zawiesił na chwilę głos. - Myles'a jadę. - Dodał po chwili.
            - Aaaa i chcesz zrobić takie dobre wrażenie na żonie Kennedy'ego?
            - Nie wiem o co ci chodzi. - Odparł Slash.
            - Nie ważne, ale weź jeszcze cylinder. Selena będzie zachwycona. - Dodał chłopak. Zeskoczył z blatu.


***

Ledwo zdążyła na czas, chociaż kiedy popatrzyła na zegar, który wsiał w recpcji hotelu, gdzie umówiła się z Slashem, to była dwie minuty po czasie. Dwie minuty, to jeszcze nie zbrodnia. Jednak biorąc pod uwagę, iż Slash może mieć uprzedzenie do spóźnialskich przez wybryki Axla, to mogło zrobić się nieciekawie. Przebierała nerwowo nogami w windzie. Może schodami by było szybciej. W ogóle, dlaczego Hudson umówił się z nią w hotelu? Czy to miało coś znaczyć? Może Emma miała rację, ale nie... w sumie, to przecież nic nie stało na przeszkodzie. Sama już nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Winda w końcu dojechała na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się hotelowa restauracja Wpadła tam zdyszana. Slash siedział przy barze i sączył wodę z cytryną. Kate nabrała powietrza w płuca, a potem głęboko odetchnęła.  Podeszła do niego.
            - Mam nadzieje, że się nie spóźniłam. - Powiedziała dość niepewnie. Slash podniósł na nią oczy i w tej chwili miał ochotę zagwizdać. Widok Kate zaparł mu dech w piersiach. Jeśli wyglądała seksownie w ubranku przypominającym uczennice, która idzie na apel, to się mylił. Teraz to dopiero zaczęła działać na jego zmysły.
            - Nie. Nie jest źle. - Odpowiedział. - Tylko trzy minuty. W granicach tolerancji.
            - Windy strasznie wolno tu jeżdżą.
            - Nie twierdzę, że to twoja wina.
            - No to dobrze.
            - Ale musimy się pospieszyć, bo mamy tylko dziesięć minut.
            - Nie rozumiem? Niby do czego?
            - Zamówiłem stolik w takiej małej restauracji. Chyba nie myślałaś, że będę siedział z tobą w hotelu, prawda?
            Kate blado się uśmiechnęła. Slash położył pod szklankę z resztką wody banknot o wartości dwudziestu dolarów. Tyle ten napój na pewno nie kosztował. Kate popatrzyła na to i jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że nie pasuje do tego świata. Dla niej to była masa pieniędzy na którą musiała ciężko pracować, a dla Slasha tak naprawdę tylko świstek papieru z nadrukowaną wartością. Nic więcej. I to ich dzieliło. Co prawda, kiedyś Hudson znajdował się po tej samej stronie barykady co Kate, ale to już było tak dawno temu, że sam zapomniał, jak to jest. Wstał z krzesła, chciał wziąć swoją towarzyszkę pod ramię, ale się powstrzymał. Musiał zachować dystans, chociaż było mu bardzo ciężko. Na każdym kroku łapał się na tym, iż ma ochotę, pocałować Kate, nie wspominając o tym, aby obudzić się jakiegoś ranka obok niej w łóżku. 

11 komentarzy:

  1. W zasadzie to zachowanie Hudsona jest nawet zabawne. W sumie tak samo jak Kate. Slash zachowuje się trochę jak taki nastolatek. A to jest w innym świecie, a to jakiś "inny", roztargniony. To dość śmieszne,a może i trochę urocze. Kurde czuję, że droga do serca Kate będzie bardzo ciężka i raczej ciężko będzie Hudsonowi zawrócić jej w głowie. Bardzo mnie ciekawi jej dokładna historia...Pewnie gdzieś to tam wytłumaczysz, ale wciąż chodzi mi to po głowie. Jak to jest z jej siostrą, i Alanem. Kurde czekałam do samego końca na więcej szczegółów związanych ze spotkaniem, a ty urwałaś w takim momencie. No jak tak można, co?
    Wracając jeszcze do samego początku fajnie, że chłopaki spotkali się jak za "starych dobrych czasów". Test z soczkiem mnie rozwalił haha. Ciekawe czy to właśnie tak wyglądało jak naprawdę spotykali się w studiu. Zamiast iluś tam rodzajów procentów to ileś tam rodzajów i smaków soczków haha.
    Kurde mamy już 10 rozdział...A to oznacza, że kolejny będzie 11...A to oznacza, że haha. W takim wypadku myślę: Byle do piątku! :)
    Przepraszam za szalenie nieogarnięty komentarz, ale poziom zmęczenia jaki osiągnęłam po tym tygodniu przechodzi wszelkie granice, także sklecenie kilku mniej lub bardziej logicznych zdań sprawia mi ogromną trudność. No nic. Czekam na jedenasty. Pozdrawiam ciepło Różyczko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, Slash przez całe opowiadanie będzie zachowywał się właśnie w taki sposób względem Kate, haha. Jak nieśmiały chłopiec, który chce zaprosić koleżankę z ławki na spacer po parku. No ale masz rację, że to jest jednak trochę urocze. Trochę inny obrazek Slasha, bo w moich opowiadaniach zawsze był chamem i prostakiem.
      W sumie, ja też się zastanawiam, czy właśnie tak wyglądają teraz ich spotkania... No raczej, w sumie to ja nie wiem, czy Slash w świecie realnym naprawdę stroni od alkoholu... bo wiadomo, że Duff na 100 %.

      Haniu, to do piątku.
      Twój rozdział nadchodzi :D
      Chociaż, to będzie dopiero początek. Można powiedzieć, że taki przedsmak.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo ładnie piszesz! Uwielbiam Twój sposób pisania, przyjemne dla oczu. Wszystko dokładnie, ale nie nudno, opisane ze szczegółami, co sprawia, że moja wyobraźnia dobrze działa :D Podoba mi się to, że wybrałaś mega oryginalną fabułę, nigdy nie czytałam o współczesnych Gunsach. Obserwuje!

    guns-n-roses-gnr.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra, zostawiłam komentarz pod poprzednim, sumienie czyściejsze, haha.

    uwielbiam Izzy'ego. W życiu prywatnym, ale tutaj u Ciebie również. cholernie podoba mi się jego podejście do muzyki, show biznesu, zespołów... to chyba faktycznie nie jest dla niego. chodzi mi o sławę, popularność, bycie na szczycie. to jest prawdziwy artysta, który nie chcę żadnych rozgłosów, tylko chce robić muzykę. żaden muzyk chyba tak się jeszcze nie poświęcił, ze zostawił zespół dla swojej kobiety i dziecka.

    dobra, między Kate a Slashem coś tam zaczyna się chyba dziać, jakaś chemia jest, on sam przed sobą potrafi się do tego przyznać, ona nie bardzo... jestem jednak ciekawa jak jego synowie na nią zareagują, a przede wszystkim jak zareaguje Slash kiedy się dowie że ona też ma dziecko. Jakoś wątpię, że chciałby mieć kolejne, jeszcze czyjeś, ale kto wie, haha.

    pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tamten komentarz wyszedł mi lepszy. mam jeszcze pytanie, w poprzednim rozdziale wyłapałam imię Lily. mam nadzieję, że to przejęzyczenie, haha!

      i zapraszam na nowy rozdział do mnie :)

      Usuń
    2. Mógł mi się wkraść mały błąd. Problem polega na tym, że mam to opowiadanie na komputerze w wersji, gdzie Amy ma na imię Lily, a Kate ma na imię Margaret. Przed publikacją zmieniam imiona, ale może się zdarzyć, że jakieś mogę przeoczyć, więc naprawdę nie ma co się tym sugerować :) Jest to odrębne opowiadanie, z Zagubionym Księciem ma ... w sumie nie ma nic wspólnego :)

      Usuń
  4. To takie wspaniałe… nie wiem, ale nie mogę przestać zachwycać się Saulem. Taki zakochany, nieśmiały chłopiec... Kocham go w tym opowiadaniu (no, i nie tylko tutaj!).
    Podoba mi się podejście Izzy’ego do tego wszystkiego. Znaczy… wiadomo, najlepiej byłoby, jakby wszystkim muzyka sprawiała przyjemność i w ogóle, no ale takie komplikowanie wszystkiego się czasem miło czyta. W tym przypadku bardzo miło.
    Wyobraziłam sobie naszego Duffa, któremu Slash rzuca sok, a ten oczywiście go nie łapie. Dlaczego to takie urocze? I jakieś… nie wiem. Niby nic takiego, a przez to mam teraz zaciesz jak Steve, haha.
    Saulie i Katie, wystrojeni, wreszcie idą na te spotkanie… a ja chcę już piątek.
    Roooosie, mów, co dalej, bo ja tu nie wytrzymam. Od trzech dni wyobrażam sobie to ich spotkanie, za każdym razem inaczej i rozmyślam, jak to może być. A oprócz tego nie wiem, co z tą naszą Amy i ze Stradlinem… A Ty i Hania tylko wspominacie o tym jedenastym rozdziale, „rozdziale Hani”, o tym, że coś tam się takiego wydarzy… Ajj, nie wytrzymam do piątku, nie ma opcji.
    No, pozdrawiam i do tego piątku, niech czas nam teraz minie jak najszybciej, bo chcę już piątek najbardziej na świecie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, wróciłam dziś z Szczecina.
    Patrzę z nadzieją na twojego bloga.
    No i proszę!
    Modły wysłuchane :D
    Ten rozdział jest super mega i w ogóle wyjebany w kosmos!
    No i Slash spotkał się z Izzym i Duffem :D
    Słodko ^.^
    Slash ty sknero XD
    No, ale coś mi się wydaje, że się polubią z Kate...o ile Hudson czegoś nie odwali :P
    Ehhh, ciekawa jestem jak Izzy zareaguje na zdradę żony.
    Ona musi mu powiedzieć, bo to dziecko może nie być jego :(
    Dzięki tobie będzie mi się lepiej spać :D
    Uwielbiam poczytać coś dobrego przed snem :)
    Wybacz za taki chaotyczny komentarz, ale nie spałam całą noc i padam na ryj :P
    Czekam no kolejny (świetny, jak ten) rozdział! :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Izzy zainteresowany facetami? Nieeee, to się nie równa, hah.
    Wlaściwie Izzy zawsze pozostanie mi w sercu jako wspaniały gitarzysta. Według mnie zawsze był lepszy niż Slash.
    Tak, pewnie żałuje odejścia z Guns N' Roses. Ale w końcu to wlaściwie Rude ego rozwaliło GnR.
    "No co? Ducha zobaczyłeś, Stradlin?
    - Muszę napawać się twoim widokiem, bo nie wiem, kiedy ponownie cię zobaczę. - Odpowiedział Izzy podnosząc się ze stołu. Podał rękę McKaganowi.
    - I to powiedział człowiek, który opanował do perfekcji sztukę znikania."- TEN KAWAŁEK BYŁ GENIALNY! HA HA HA HA HA HA HA HA HA!
    Izzy taki ninja. Wlaściwie...Izzy odszedł z GnR kiedy chłopaki zaczęli trzepać kasę przez muzykę. Kiedy robili muzykę, by mieć kasę. A Stradlin tak nie lubi. Dla niego robienie muzyki to przyjemność i on nawet by nie brał za to kasy. On grał dla samej radości z grania. Do niczego się nie zmuszał.
    Punkt widzenia Londona na widok Slasha uwijającego się na randkę był mistrzowski. I te jego teksty, ha hahahahahha :D A Slash...zachowuje się jak nastolatek na pierwszej randce. Kojarzy mi się jakby był młodszą wersją Casha, w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ohoho. Slash w końcu na kogoś leci. <3

    OdpowiedzUsuń