Witam.
Kiedy ostatnio byłam w Polsce znalazłam ten kawałek tekstu w moim biurku. Leżał sobie wciśnięty w jakąś książkę... Z ciekawości zaczęłam czytać i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona sama sobą. Tęsknię za tymi czasami, kiedy słowa tak ładnie się mnie trzymały... zapraszam do czytania, oraz komentowania. Pozdrawiam!
Ps: Dajcie znać, czy chcielibyście przeczytać trochę więcej z tej historii, bo coś jeszcze chowa mi się na komputerze.
Zaciemnione
pomieszczenie. Na oknach zaciągnięte zasłony nie pozwalające przedostać się ani
jednemu promykowi słońca. Kurz unoszący się w powietrzu nie sprzyja młodemu
mężczyźnie siedzącemu przy stoliku. Jest alergikiem, co jakiś czas wyciąga
chusteczkę higieniczną, wycierając nos po kolejnym kichnięciu. Czuje
zaduch. Można po tym stwierdzić, że już dawno nikt tu nie wietrzył. Rozgląda
się po pomieszczeniu baru. Wodzi wzrokiem po obrazach wiszących na ścianach i
dziwnych rzeczach, dziwnego pochodzenia poustawianych na półkach. Nie mają
żadnego porządku. Wygląda tak, jakby ktoś przyniósł, co mu się żywnie
podoba, postawił tam, gdzie mu pasuje, a reszta to zaakceptowała. Z jednej z
nielicznych książek przenosi wzrok na kobietę siedzącą na przeciw niego. Widać
po niej, że przeżyła już niejedno. Ma na twarzy wypisany ból, żal, a zarazem
tęsknotę za czymś co już dawno uleciało. Dla niej czas się zatrzymał, a strach
przed życiem nie pozwala iść do przodu. Blizny na jej nadgarstkach, które
skrzętnie stara się ukryć przed swoim rozmówcą, mówią wszystko o
jej burzliwej przeszłości.
Gdy wzrok Jamesa zatrzymuje się na dłoni towarzyszki, kobieta naciąga rękawy
starego swetra przesiąkniętego zapachem dymu papierosowego zmieszanego ze
stylowymi perfumami. Dodaje jej to swojego rodzaju gracji. Mieszają się w niej
dwa światy. Pani, znana na salonach, dama obracająca się w elitarnym
towarzystwie z obrazkiem kobiety, która jest nikim. Zwykłą szarą obywatelką
Stanów Zjednoczonych, której życie dało w kość jak mało komu. Blondynka
wpatruje się niepewnym wzrokiem w młodego bruneta, który wyciera właśnie nos.
Sięga po szklankę whisky stojącą na stoliku. Obok butelki Jacka Danielsa leży
kupka zdjęć, na których widać pozornie szczęśliwą
rodzinę. Dwójkę kochających się ludzi z córką. Fotografie robione w parku na
spacerze, w sklepie na zakupach. W ogrodzie ich domu. W każdym miejscu, gdzie tylko można było ich uchwycić.
James nerwowo zaciska pięści. Atmosfera tego pomieszczenia powoli zaczyna
go przerażać. Nie czuje się pewnie przebywając w tym miejscu. Tajemnica, groza
- to wszystko co w tej chwili czuje. Kobieta blado się do niego uśmiecha,
zupełnie jakby chciała go pocieszyć i uspokoić, że nic złego się nie dzieje.
Zsuwa z nosa ciemne okulary i bierze do ręki jedną z fotografii, na której widnieje postać lidera jednego z lepszych zespołów rockowych w Stanach
Zjednoczonych. Tego człowieka rozpoznaje każda nastolatka, każda matka tej
nastolatki. Wszyscy widzą, kim on jest. Kobieta siedząca w barze razem z młodym
brunetem też doskonale zdają sobie z tego sprawę.
- Dlaczego chcesz to zrobić? Jesteś młody. Masz świadomość tego, że teraz godzisz się na
niebezpieczną grę? - Pyta blondynka, spoglądając na swojego towarzysza. Jeszcze raz zerka na zdjęcie. Uśmiecha się pod nosem, a potem wyjmuje z kieszeni zapalniczkę. Światło płomienia odbija się w oczach bruneta, a kobieta przykłada do ognia zdjęcie, które powoli zaczyna zamieniać się w
popiół.
- Dlaczego rozmawiam z tobą, a nie z szefem, kim ty jesteś?
James nerwowo porusza
się na krześle, a potem sięga po szklankę wody i łyka
niewielką ilość. Krzywi się. Cytryna, a przecież mówił, składając zamówienie,
że ma być sama czysta woda. Barmanka zrobiła mu to na złość, patrząc się
w jego przenikliwe czekoladowe oczy, które mimowolnie utknęły w jej pełnych jędrnych piersiach, wylewających się z bluzki. Przechodząc obok
jego stolika po raz kolejny, zalotnie się do niego uśmiecha,
posyłając mu całusa. James odwzajemnia ten jakże miły gest i znów patrzy
na kobietę siedzącą naprzeciw niego. Ona poprawia okulary i szepcze cichym, ledwo słyszalnym głosem.
- Kim ja jestem? To pytanie zadaję sobie od bardzo dawna. Myślę sobie, że
już dawno przestałam być człowiekiem, bo w tym świecie nie da się nim być.
Kiedy po raz kolejny widzisz na własne oczy kulę lądującą w mózgu człowieka, sam zatracasz człowieczeństwo. Wierzysz w wampiry? - Przeszyła bruneta
wzrokiem. On kiwnął przecząco głową. Kobieta się zaśmiała. - To radzę w nie
uwierzyć. Ja jestem jednym z nich. Żyję tylko dlatego, że inni tracą życie na
moich oczach. Kocham zapach krwi. Co prawda się nią nie żywię, ale ona daje mi
siłę. Chłopcze, radzę ci się zastanowić, czy na pewno chcesz wejść do tego
świata. Na pewno chcesz stać się jednym z nas?
James wbija wzrok w swoją rozmówczynię. Jej sposób myślenia, mówienia wydaje mu się tak samo spoza tego świata i tajemniczy jak, to o czym mówiła.
Blondynka wydawała mu się być zwykłą kobietą. Jednak krótka rozmowa
z nią wprowadzała niepewność. Zaciska dłonie
na szklance. Przez moment może sobie nic przypomnieć, jak się nazywa, kim
jest, i co tu właściwie robi.
Zniecierpliwiona
blondynka macha młodzieńcowi rękoma przed oczami. James po
chwili wraca myślami do rzeczywistości. Czuje, że zbiera mu się na kichnięcie. Przeciera nos i patrzy w oczy swojej
towarzyszce. Żałuje, że ciemne okulary w dużej mierze
uniemożliwiają kontakt wzrokowy między nimi.
- Mam prywatne porachunki z Moretti. Musi mi za coś zapłacić.
- Gra jest warta świeczki?
- Jest. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Moretti coś mi odebrał. Coś bardzo
cennego dla mnie. Teraz sobie spokojnie żyje ze swoją rodzinką i chodzi na
niedzielne spacerki, a kiedy jego żona nie widzi, to pewnie pieprzy kolejną
fankę. A ja? Ja straciłem wszystko. Musi mi za to zapłacić. Twój szef ma interes
do żony Morettiego. Nasze sprawy się łączą. Można załatwić wszystko za jednym razem.
Kobieta uśmiecha się mimowolnie. Widzi w oczach tego mężczyzny, że naprawdę jest zdeterminowany. Ma swój cel.
Właśnie to się liczyło w tym świecie.
- Myślę, że możesz się nam przydać. Powiem szefowi, że trafił się nam taki
diament, ale pamiętaj. Jeden ruch, zrobisz tylko coś, co by mogło nam
zaszkodzić... boleśnie tego pożałujesz.
James kiwa głową. Blondynka wstaje od stołu, a potem kieruje się w stronę
zaplecza. Mężczyzna dokładnie ją obserwuje. Nadal czuje przerażenie, nadal
ma wątpliwości, czy dobrze postępuje. Jednak ma swój cel. Musi się zemścić na Michaelu Moretti. Kiedy zostaje sam na sali patrzy jeszcze na jedno ze zdjęć, które przedstawia żonę Michaela z ich córką. James uśmiecha się pod nosem. Gładzi śliską taflę
fotografii.
- Jeszcze tego pożałujesz, Michael. - Szepcze sam do siebie. - Będziesz cierpiał tak samo,
jak ja.
***
Patrzyła
przez okno na strugi deszczu. W dłoniach ściskała kubek z herbatą. Zaparzyła ją
tak całkiem niedawno temu, ale zdążyła już wystygnąć. Teraz pozostał tylko
przyjemny aromat, który pieścił jej zmysły zapachu. Namoczyła usta w cieczy i
poczułam owocowy smak. Uśmiechnęła się do siebie. Zawsze sprawiało jej to
przyjemność, może dlatego że kojarzyło jej się to z ciepłem domu. Kiedy ojciec
jeszcze nie pił, kiedy matka nie miała przez niego depresji, kiedy każde
niedzielne popołudnie spędzali na piciu herbaty i opowieściach. Uśmiechnęła się
do swoich myśli. Usłyszała, że jakiś samochód podjechał pod dom. Wysiadł z
niego mężczyzna w ciemnym płaszczu. Zamknął za sobą drzwiczki, a czarne auto
odjechało z piskiem opon. Facet popatrzył w jej okno, a ona już wiedziałam, kim
jest. Czekała na niego. Co prawda trochę się spóźnił, ale nic nie szkodziło.
Brała pod uwagę złą pogodę.
Już po chwili usłyszała dzwonek
do swoich drzwi. Zeskoczyła z parapetu. Poczuła zimno posadzki. Nigdy nie lubiła
mieć płytek na podłodze, jednak nie stać jej było na to, aby wymienić je na
jakieś panele. Przeczesała włosy ręką i pobiegła do drzwi. Otworzyła je jednym
zdecydowanym ruchem. Co prawda spotkania z tym mężczyzną nie należały do
najbezpieczniejszych. Po gangsterach przecież można było się spodziewać
wszystkiego, ale j miała jeden konkretny cel, który musiałam zrealizować.
- Ile mam czekać? - Prychnął
niezbyt miłe powitanie, a potem wtoczył się do małego przedpokoju. Zdjął swój
przemoczony płaszcz. Skierował się w stronę kuchni. Oczywiście nie wytrzepał
butów, to naniósł trochę błota. Jakby był to taki normalny gość, to pewnie by
go upomniała, ale teraz musiała być ostrożna. Pilnować słów.
Mężczyzna usiadł przy stole i
popatrzył na Jackie. Rozbierał ją wzrokiem, a jej znów zebrało się na
obrzydzenie. Pamiętała, jak jeszcze zawsze musiał ją obmacać, kiedy pracowała
jako tancerka w jego klubie nocnym. Co prawda było to kupę lat temu, ale jej
dobre układy z tymi ludźmi pozostały. Oczywiście wszystko musiało mieć swoją
cenę. Nieraz zastanawiała się, czy dobrze robi. Ale zaraz potem mówiła sobie,
że ktoś musi zapłacić za to wszystko. Ktoś musi ponieść karę. Facet w końcu
przestał patrzeć się na jej piersi i sięgnął za swoją marynarkę. Wyjął z niej
broń. Niewielki pistolet. Położył go na stole przede kobietą.
- Jest zarejestrowany na Jamesa,
więc ma prawo do posiadania broni. Oczywiście wszystkie papiery są fałszywe.
Uważaj, aby się nie wsypał, kto ci pomaga. - Powiedział oschłym tonem. Jackie
wzięła pistolet do ręki i nagle poczuła jakąś moc. Już sobie wyobrażała, jak
jej ofiara błaga ją o litość. Właśnie, tego potrzebowała najbardziej. Widzieć
ból w oczach ofiary.
- Dzięki. Możesz być spokojny. On
też ma swoje cele.
- Jak na niego trafiłaś?
- Szukał informacji o tobie, bo żona
Morettiego zaczęła węszyć. Pracuje u niej. Wiesz, że te hieny z gazet są
bardziej przebiegłe niż sama policja. - Odparła z lekkim uśmiechem patrząc na
swojego towarzysza.
Frank Grodon nie był przekonany.
Dla niego wszystko to wydawało się być podejrzane. Nie co dzień zgłasza się młody
chłopak, który nagle deklaruje chęć współpracy, a do tego okazuje się, iż
podaje wszystko, jak na tacy. Tu musiał być jakiś haczyk, tylko mężczyzna
jeszcze nie wiedział jaki. Nie był w stanie tego rozgryźć. Skoro James był w
stanie zdradzić swoją szefową, to kto powiedział, że nie wystawi Grodona?
- Tobie mogę ufać i mam nadzieję,
że jemu też. Jeśli chodzi o rodzinę tego Michaela, to wiesz, że cała sprawa ma
dla mnie szczególną wartość.
- Wiem, pamiętam. Naprawdę, możesz
być spokojny. Będę pilnowała młodego.
Frank rozejrzał się jeszcze po
kuchni. Jackie siedziała przy stole i dalej obracała broń w dłoniach. Dodawało
jej to tylko wdzięku. Uśmiechnął się do nie, jak ojciec do córki, która właśnie
zdała jakiś ważny egzamin, która w tej chwili stała się poważną kobietą. I mimo
tego, iż Franka z Jackie łączyły czasami bardzo zażyłe relacje, które najczęściej
kończyły się w łóżku, to Grodon traktował tą kobietę właśnie, jak swoją córeczkę,
której wszystkiego musiał nauczyć. Niewątpliwie ta blondynka, która zaczynała u
niego, jako prostytutka i tancerka była jego największą dumą.
- Jeśli będziesz wiedziała coś o
tej dziennikarce, to daj znać. Ja teraz wyjeżdżam, ale jestem pod telefonem.
Jackie kiwnęła głową.
***
Już od dawna zastanawiam się,
czym tak właściwie jest człowieczeństwo. Kiedy człowiek ma ludzkie odruchy i
kiedy można nazwać go człowiekiem, a kiedy staje się.. zwierzęciem? Jak dla
mnie takie określanie, jakichś wyjątkowych psychopatów, czy też zwyrodnialców
nie ma głębszego sensu. Zwierzęta często są bardziej ludzkie niż
przedstawiciele gatunku homo sapiens. Jaka matka w świecie zwierząt zabije
swoje młode, albo je porzuci? Żadna, jak już to odda swoje własne życie. A
ludzie co robią? Ile noworodków straciło życie z rąk swoich własnych rodziców,
to czy taką ludzką matkę można nazwać zwierzęciem? Jak dla mnie jest to obraza świata
fauny. My, ludzie zakładamy sobie, że jak mamy władzę, to możemy już robić
wszystko i oceniać wszystkich wobec swoich własnych przekonań, ale prawda jest
taka, że jesteśmy mali, słabi i potrafimy tylko płakać. Wierność? Pies potrafi
być wierny, człowiek nie. Miłość. Zwierzę potrafi pokochać swojego partnera (jeśli
łączą się w pary na całe życie) człowiek musi zdradzać. Takie bociany, jak
jeden z partnerów odejdzie z tego świata czasem i do końca życia zostaje sam,
bo nie może wytrzymać straty. A człowiek? Czasem i sam zabije niby to swoją ukochaną
osobę. Jedno jest pewne. Zwierzęta potrafią czuć, kochać, szanować, a człowiek
nie...
Przeczytała, to co przed chwilą
napisała. Zsunęła okulary na nasadę nosa. Przeczesała włosy dłonią i wypuściła
powietrze ze świstem. Nie, coś nie pasowało, tylko jeszcze nie wiedziała, co
takiego. Chciała już dopisać kolejne zdanie, aby w niewielkim pomieszczeniu
redakcji rozniósł się stukot maszyny do pisania, kiedy usłyszała, że ktoś
wchodzi do pomieszczenia. Podniosła oczy na drzwi i zobaczyła w nich mężczyznę,
który stał oparty o framugę. Trzymał w dłoniach paczkę papierosów, po blond włosach
ściekała mu woda, która potem spływała po policzkach. Carlie uśmiechnęła się na
ten widok. Nie raz miała już takie dni, że po prostu nie miała ochoty patrzeć
na swojego męża, ale w tym momencie nawet się ucieszyła, kiedy go zobaczyła.
Prawda taka, iż każda wymówka jest dobra do tego, aby oderwać się od pracy.
Odepchnęła się od biurka, aby
odjechać krzesłem trochę od blatu.
- Co cię do mnie sprowadza? -
Zapytała niepewnie patrząc w oczy Michaela. - Bo albo masz do mnie jakieś
pretensje, że na przykład nie ma mleka w lodówce, albo masz do mnie jakieś
pretensje, że na przykład nie ma w domu nic do jedzenia, albo też może masz do
mnie jakieś pretensje, że nie masz czystych skarpetek. - Powiedziała przygryzając
końcówkę ołówka nie spuszczając z męża ani na chwilę wzroku.
Nie raz, kiedy tak na niego
patrzyła, to zadawała sobie pytanie, jakim cudem udało się im przetrwać tyle
lat. Carlie kiedy była jeszcze nastolatką, to nie raz marzyła sobie, że przeżyje
tak wielką miłość. Ten chłopak, który będzie jej pierwszym zostanie też
ostatnim. Jednak patrzyła na to trochę inaczej. Miał być ostatni z tego punktu
widzenia, iż żaden już jej nie zechce, a ona tak naprawdę zostanie starą panną.
Nigdy nie sądziła, że przeżyje tyle lat z jednym człowiekiem.
- Dlaczego zaraz mam mieć jakieś
pretensje? - Zapytał unosząc jedną brew do góry. - Widzę, że jesteś sama, bo
James w terenie. Wszyscy w redakcji są zajęci i raczej nikt się nie przejmuje
tym, co robi tu naczelna, więc... - Podszedł do biurka i oparł się łokciami o
nie tak, że teraz patrzył wprost w oczy swojej żony. O dziwo nie uciekała
wzrokiem. Carlie przez wiele lat miała problem, aby utrzymać kontakt wzrokowy.
Przez wiele lat miała problem, aby w ogóle wyrażać swoje uczucia. Bardzo często
pozostawała oschłą, zimną, nieczułą kobietą, z którą czasami nie dawało się żyć.
- więc, tak sobie myślę, aby dokończyć, to co wczoraj zaczęliśmy, a Naddy nam
przerwała. - Dokończył z uśmiechem.
- Chcesz potem naszemu kolejnemu
dziecku mówić, że zostało poczęte na biurku w mojej redakcji?
- Może być w samochodzie przed
szkołą Nad, albo też w jakieś toalecie publicznej, albo może w przebieralni?
Ostatnio mówiłaś, że musisz iść kupić sobie jakaś bieliznę, to zawsze mogę pójść
z tobą.
Carlie zmierzyła Michaela
wzrokiem. Jeszcze parę lat temu by nakrzyczała na niego za takie słowa
wypowiedziane w miejscu publicznym. W domu z resztą też. Teraz co prawda para
prawie, że poszła jej z uszu, bo nienawidziła, kiedy Mike tak się z nią droczył,
jednak milczała. Za to wyjęła z maszyny do pisania kartkę, którą starała się
przed chwilą zapełnić wstępem do nowego artykuły i rzuciła nią w męża. Michael
delikatnie się uśmiechnął, a potem spojrzał na maszynopis i zaczął po cichu
czytać. W takich chwilach zdawał sobie sprawę z tego, że chyba tak naprawdę, to
nigdy nie zrozumie swojej żony. Od zawsze wiedział, że Carlie miała zamiłowanie
do spraw kryminalnych, jednak nigdy nie przypuszczał, że w przyszłości jego żona
będzie się właśnie tym zajmowała.
- Jak już to czytasz, to może mi
powiesz, co o tym myślisz?
Michael usiadł na biurku tyłem do
Carlie. Zatopił się w teksie jeszcze raz. Nie miał fachowego poglądu na takie
sprawy, ale przez wiele lat czytania artykułów żony zdążył wyrobić swoją własną
opinię. Tym bardziej, że Carlie zawsze twierdziła, iż jej teksty do niczego się
nie nadają, a naprawdę były to jedne z najbardziej profesjonalnych artykułów,
jakie trafiały na rynek.
- Masz tu błąd. - Stwierdził.
- Co? Jaki?! - Oburzyła się. - Z
resztą, co ty o tym wiesz! To jest proza, a nie tekst piosenki. Do tego proza
dziennikarska!
- Ale nie mówię o błędzie
stylistycznym. - Zaczął się bronić. - Po prostu masz napisane, że żadna matka w
świecie zwierząt nie zabije swojego dziecka, a co z krokodylami, które zjadają
młode? Albo z zającami, które je zagryzają zaraz po urodzeniu?
Kobieta wyrwała kartkę mężowi i
nawet na niego nie popatrzyła. Nie lubiła, kiedy zwracał jej uwagę na takie
rzeczy. Ogólnie nie lubiła, kiedy ktokolwiek zwracał jej uwagę. Była bardzo czułą
na krytykę kobietą. Co prawda nie często słyszała negatywne słowa na temat
swoich artykułów, a nawet jeśli jakiś krytyk się nie wyraził pochlebnie, to i
tak nie brała tego pod uwagę. Wychodziła z założenia, że przecież nie każdemu
musiało się podobać. Jednak w tym momencie Michael wytknął jej dość poważny błąd
i co gorsza miał rację. Zdjęła okulary, położyła je na biurku, a potem przekreśliła,
to zdanie ołówkiem. Zrobiła to dość nerwowym ruchem.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy? -
Warknęła.
- Bo wiesz, jak siedzę przed
telewizorem, to wcale nie oglądam takich głupot. Ty sobie tłuczesz w wolnych
chwilach historie kryminalne, a ja programy przyrodnicze. - Odpowiedział
wzruszając ramionami.
- Dobrze, następnym razem będę z
tobą konsultowała każdą sprawę dotyczącą zwierząt i ogólnie przyrody. - Odgryzła
się.
Michael uśmiechnął się do niej, a
potem nachylił się nad żoną i zaczął ją namiętnie całować. W tym czasie James
stał właśnie po drugiej stronie drzwi i przysłuchiwał się rozmowie. Każda
informacja była dla niego ważna. Wszystko, co dotyczyło się ich prywatnych
spraw można było przekazać potem Jackie. Kobieta powiedziała mu, że musi znaleźć
cały punkt swojej szefowej. To było jasne, nie musiał nawet daleko szukać.
Nadia. Ta pięcioletnie dziewczynka, to było wszystko na czym skupiało się życie
Carlie. No i oczywiście jej denerwujący mąż, którego co jakiś czas James musiał
znosić. Już wolał, kiedy Michael wyjeżdżał a trasy. Wtedy nie musiał go widywać,
a sama Carlie też była bardziej skupiona na pracy.
Stał tak pod drzwiami swojego i
naczelnej gabinetu zastanawiając się, czy ma wejść, czy może jednak sobie
podarować i wrócić za parę chwil. Mimo wszystko nadal musiał wzbudzać zaufanie.
Carlie i Michael musieli mu w pełni ufać. Wchodzenie do pokoju w takim momencie
nie było raczej dobrym rozwiązaniem. Chciał już odejść, kiedy usłyszał dzwonek
telefonu. W tym momencie Carlie oderwała się od męża, który przewrócił oczami.
W domu ciągle ktoś musiał przychodzić, albo córka ciągle musiała czegoś chcieć.
W redakcji, ktoś ciągle musiał dzwonić. Alternatywa przebieralni w sklepie z
bielizną zdawała się być co raz bardziej realna.
- Tak? - Powiedziała Carlie do słuchawki.
- Nie, Jamesa nie ma. Coś przekazać?
Kiedy chłopak usłyszał swoje imię
stojąc po drugiej stronie drzwi, to w momencie zdecydował się, że jednak
wejdzie. Domyślał się, kto takiego mógł do niego dzwonić, a to był za ważny
telefon, aby tak po prostu mógł sobie to odpuścić. Nacisnął klamkę, a potem wszedł
do pomieszczenia. Zobaczył Michael'a siedzącego na biurku, który odgarniał włosy
żony za jej ucho. Carlie ze słuchawkę telefonu w ręku, a drugą próbując zapiąć
sobie guziki od koszuli. Kiedy James pojawił się w pokoju, to dwie pary oczu
skierowały się na jego osobę. Państwo Moretti zawstydzili się tak samo, jak
James.
- Już jest.. - Powiedziała Carlie
do słuchawki. Odstawiła ją od ucha. - Jakaś babka. Mówi, że to pilne. -
Powiedziała bardzo oficjalnym tonem podając słuchawkę swojemu współpracownikowi,
który starał się udawać, że tak naprawdę wcale nie wiedział, co się takiego tu
stało zanim zadzwonił telefon, zanim przyszedł.
James
przejął słuchawkę od Carlie. Popatrzył jeszcze na Michael'a. Za każdym razem,
kiedy tylko widział tego człowieka, to powstrzymywał się, aby nie rzucić się na
niego. Aby po prostu go nie zabić. Stanął sztywno.
- James Brown przy telefonie. -
Powiedział w miarę oficjalnie.
- Młody, musisz do mnie dziś wpaść.
Frank u mnie był i coś dla ciebie mam.
- Ale dziś nie mogę. - Zająknął
się patrząc na swoją szefową. - W pracy jestem.
- Mnie to gówno obchodzi! Mówiłam
ci, że wchodzisz w bagno. Teraz jesteś nasz i musisz robić, to co ci mówię. Za
dwie godziny chcę cię widzieć pod moimi drzwiami!
James zagryzł zęby. Nie wiedział,
jak ma wybrnąć z tej sytuacji. Zacisnął mocniej dłonie na słuchawce telefonu.
- Dobrze, przyjadę. Pomogę ci z tą
rurą. - Powiedział udawanym czułym tonem.
- Co? Jaką rurą? - Zapytała
Jackie, jednak James już tego nie usłyszał, bo się rozłączył.
James odłożył słuchawkę na swoje
miejsce. Carlie zdążyła w tym czasie poprawić sobie już bluzkę. Popatrzyła pobłażliwie
na Jamesa.
- Ile razy mam ci mówić, że
telefon służbowy nie jest do prywatnych rozmów?
- Przepraszam. Moja dziewczyna po
prostu czasami trochę za bardzo panikuje. - Odparł James.
Michael przyglądał się temu
wszystkiemu, ale nic się nie odzywał. Carlie zaczęła coś kreślić ołówkiem po
kartce, na której był maszynopis, a James usiadł do swojego biurka i zaczął
rozpakowywać z teczki wszystkie materiały, jakie udało mu się zebrać. Za dwie
godziny musiał być u Jackie. Dobrze wiedział, że Carlie i tak go wypuści, ale
jakoś obawiał się tej wizyty. Sama Thomson przecież mówiła, że nigdy nie
wiadomo, czego można się po nich spodziewać.
Chyba nie spodziewałam się czegoś takiego, ale jestem zachwycona. Naprawdę. Tak mam z tym co tworzysz, że bez względu na to jak długie by było to i tak przeczytam w chwilę i jeszcze mi mało.
OdpowiedzUsuńKażda z tych postaci, które się nam tutaj ukazały, wydaje się być bardzo ciekawa... Zaczynając od Jamesa to oczywiście ciekawi mnie co takiego zrobił mąż jej szefowej, chociaż...Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że on jakoś do tego nie pasuje. Że to ten typ dobrego faceta. Gdyby chodziło o kogoś innego, przypadkowego raczej by nie umiał się w to zamieszać, ale skoro tamten zrobił coś tak złego... Tylko co? Najbardziej fascynuje mnie tutaj Jackie, z resztą to chyba jest ten typ postaci, który zwróci uwagę każdego. Owiana tajemnicą, co jeszcze bardziej przyciąga i to jej życie chciałabym poznać. Dowiedzieć się co się z nią działo, kim jest tak naprawdę... Mam takie wrażenie, że takie kobiety zawsze w głębi duszy, tak bardzo głęboko rozpaczliwie potrzebują miłość, a życie kopie je po tyłku. Carlie też wydaje się być interesująca. Z jednej strony można by pomyśleć, że dziennikarka, matka, żona...Ale coś nie gra i to bardzo. Zastanawia mnie czy ona w ogóle darzy swojego męża większym uczuciem, bo tak jakby nie... A jeśli nie, to czemu żyje z nim? Tak dla spokoju? Bo w sumie dom, rodziny...Michael wydaje się póki co byś najmniej interesujący, oprócz tego, że ciekawi mnie co takiego zrobił i czym skrzywdził James'a. Coś musi z nim być nie tak. Jeśli masz więcej to czekam! Muszę wiedzieć co się dalej wydarzy no i poznać historię tych bohaterów. Mnie zawieść nie możesz, swojego wiernego czytelnika haha, także czekam!
Sama jestem tym zaskoczona i sama się czegoś takiego nie spodziewałam.
UsuńMogę zdradzić, że tu tak naprawdę chodzi o intrygę, fałszywe oskarżenia, a biedny Michael... znalazł się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie... takie wredne życie. Teraz mafia siedzi mu na głowie, a on nawet o tym nie wie.
Masz rację, Jackie pragnie miłości. Chociaż mam wrażenie, że ta Jackie jest pierwowzorem tej z opowiadania o Slashu. W sumie... hm... serio, coś musi w tym być, bo ja nie nadaję raczej tych samych imion postaciom.
Myślę, że jeszcze ogarnę pozostałą część, którą mam na komputerze.
Dziękuję za przeczytanie :)