02 października 2015

Rozdział 1

      Cześć. 
Dziwnie się czuję ponownie publikując rozdziały. Postanowiłam, że nie będę robiła zakładki z bohaterami. Jednak pragnę, abyście mieli swoje własne wyobrażenie. Publikuję to opowiadanie od początku, bo może trafi się jakiś nowy czytelnik, mam taką szczerą nadzieję, chociaż nadzieja matka głupich. Zauważyliście także, że rozdziały są znacznie krótsze. Myślę, że ułatwi to czytanie. Przypominam, że to opowiadanie jest czystą fikcją literacką, a na pewno nie jest odzwierciedleniem moich uczuć względem Perli. Ja osobiście bardzo babkę lubię i nic do niej nie mam. I jest mi strasznie żal małżeństwa Slasha. Jednak nie będę przecież tu pisała o swoich uczuciach względem ich rozwodu. Dobra, do brzegu - Zdaję sobie sprawę z tego, że dla nowych czytelników fabuła na początku może wydać się lekko skomplikowana. Powiem tylko, że związek Slasha i Perli w tym opowiadaniu przypada na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, więc Cash i London urodzili się początkiem lat dziewięćdziesiątych. A na wszelkie inne pytania chętnie odpowiem. Teraz zapraszam do czytania, oraz komentowania, oczywiście! 



Rozdział 1

Rudowłosa nastolatka przewróciła się na drugi bok i spadła z łóżka. Poczuła mocne uderzenie, ból brzucha i głowy. Otworzyła oczy, rozejrzała się dookoła i stwierdziła, iż nie znajduje się w swoim pokoju. Starała przypomnieć sobie, co się właściwie stało poprzedniego dnia, ale w głowie nic jej nie zostało. Podniosła się na równe nogi. Oceniła, że spała w łóżku z chłopakiem, który teraz przytulał się do poduszki. To że akurat znajdowała się u niego nie robiło na niej większego wrażenia. Sięgnęła po swój telefon komórkowy. Nie zwróciła uwagi na około setkę nieodebranych połączeń od siostry. Zobaczyła na datę. No tak, wczoraj minęły jej właśnie szesnaste urodziny. I wszystko stało się jasne. Po prostu zabalowała i pewnie za dużo wypiła. Nie, to iż za dużo wypiła to było jasne, jak słońce. Położyła się ponownie na łóżku i wtuliła się w śpiącego jeszcze chłopaka. Otworzył oczy i popatrzył na dziewczynę. Lekko się uśmiechnął.
            - No cześć, mała. I jak tam? - Zapytał ziewając.
            - Chyba będę miała przejebane u Lauren. - Westchnęła Angie.
            Cash zaśmiał się pod nosem. Założył sobie ręce za głowę. Popatrzył na rudowłosą, a potem wyobraził sobie wściekłą Lauren, która próbuje za wszelką cenę ustawić Angie do pionu.
            - Pogada, pogada i przestanie. Twoich starych i tak nie ma, więc co ci może zrobić Lauren?
            - Moi starzy dziś wracają. - Odpowiedziała siadając na łóżku. - Mieli być już wczoraj, ale im lot odwołali, to dopiero dziś.
            Chłopak zrobił niezadowoloną minę. Przyciągnął dziewczynę do siebie i namiętnie ją pocałował. Jego ręce zaczęły błądzić gdzieś w okolicy biustu nastolatki. Angie momentalnie się od niego oderwała i wstała z łóżka. Cash pytająco na nią popatrzył.
            - O co chodzi? - Zapytał lekko zirytowany.
            - Chyba za wiele sobie pozwalasz, panie Hudson - Warknęła zakładając na siebie bluzkę, a potem wstając i szukając swojej spódniczki.
            - Ang... od wczoraj, to jak to zrobimy, to ja nie będę już posądzony o gwałt na nieletniej.
            - Kurwa, po prostu nie czas! Rozumiesz? Gówno mnie obchodzi, że już możesz mnie legalnie rypać. Po prostu nie czas. Przecież nawet ze sobą nie jesteśmy! To że czasami się pocałujemy to nic nie znaczy, jasne?!
            Naciągnęła na siebie spódniczkę i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Czasem to miała ochotę rozszarpać Casha na strzępy i zakopać go w ogrodzie. Chłopak nie raz powtarzał jej, iż Angie zachowuje się, jak jej matka Amy, kiedy była jeszcze młoda. No i co z tego, że się tak zachowuje? On natomiast zachowuje się, jak jego ojciec Slash. Angie nie raz miała wrażenie, że Cash najchętniej by przeleciał każdą dziewczynę, która się do niego uśmiechnie, ale z jakiś dziwnych względów tego nie robi. Może sam przed sobą nie chce się do tego wszystkiego przyznać, bo przecież ciągle powtarza, że nie jest Slashem. Jasne. Prychnęła pod nosem i zeszła ze schodów. W domu panowała jeszcze względna cisza ze względu na wczesną porę. Angie zastanowiła się, co właściwie takiego by miała zrobić w ten ostatni dzień wolności? Na pewne musiała za wszelką cenę unikać Lauren, która najchętniej by ją rozszarpała na strzępy. Rodzice wyjechali, Lauren miała zająć się Angie, ale nastolatka poczuła za dużo wolności. W końcu, taka okazja nie trafia się co dzień, prawda?
            Weszła do kuchni, bo jedyne czego teraz potrzebowała to napić się wody, jednak kiedy zobaczyła, iż w pomieszczeniu znajduje się London, to miała ochotę uciekać ponownie do Casha. Kolejny dziwak, który chyba zapomniał, jak to jest być nastolatkiem. O ile London kiedykolwiek żył prawdziwym nastoletnim życiem? Bo chyba raczej nie. Dziewczyna chciała się już wycofać, kiedy chłopak się odwrócił i na nią popatrzył. Blado się uśmiechnął. Postawił swoja szklankę z kawą na stół i założył sobie ręce na piersi.
            - A Lauren biega po całym mieście i cię szuka. - Odezwał się dość poważnym tonem. - Coś mi się zdaje, że ty i Cash macie przejebane.
            - Kurwa, kolejny. London, masz dwadzieścia lat, a zachowujesz się, jakbyś miał czterdzieści, weź się kurwa ogarnij, bo to się już nudne, kurwa robi.
            - Raczyłbym ci spadać, zanim Slash się obudzi, bo nie dość, że dostanie się wam od Lauren, to jeszcze od mojego ojca.
            Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Podeszła do lodówki wyjęła butelką z wodą. Nalała sobie do szklanki. Nic nie odpowiedziała, chociaż London mimo wszystko miał trochę racji. Spotkanie ze Slashem o tak wczesnej porze dnia 27 lutego, który na szczęście jest sobotą może i nie należałoby do najmilszych. Oboje usłyszeli kroki na schodach, a raczej, że ktoś z nich zbiega. Po chwili w kuchni pojawił się Cash. Popatrzył na starszego brata, który miał taką minę, że ma mordercze myśli na młodszym.
            - London, nic nie mów. - Prychnął Cash.
            - A czy ja coś mówię?
            - No właśnie się odezwałeś.
            - Ale wy jesteście nudni. - Angie przewróciła oczami. - Macie w domu jakieś papierosy? - Oboje przecząco pokiwali głowami. - No kurwa, nie mówicie mi, że w domu Slasha nie ma żadnych papierosów!
            London nadal siedział sztywno i już nic się nie odezwał. Cash natomiast wybuchnął śmiechem.
            - No ja nie wiem, ojciec może coś tam chowa po kątach. Możliwe, iż w piwnicy ma może nawet Jacka Danielsa.
            - Jasne, ale tylko się patrzy z namaszczeniem na tą butelkę, bo mu tak naprawdę żal tego wypić. - Powiedział London popijając swoją kawę. Cash popatrzył na niego zdziwiony. Angie była zajęta w przeczesywaniu lodówki w celu znalezienia czegoś odpowiedniego do jedzenia.
            - Nie wierzę, mój brat zażartował. London, będą z ciebie jeszcze ludzie. - Poklepał brata po ramieniu, a potem sięgnął do kieszeni spodni. - Ang, łap, ale idź na dwór, albo chociaż na taras, aby tu nie waliło. - Rzucił w stronę dziewczyny paczkę papierosów.


***

            - Zabije gówniarę! Zabije, uduszę, zakopię, a potem odkopię i jeszcze raz zabije!
            - Kochanie, uspokój się.
            Lauren popatrzyła wrogo na Dylana, który siedział przy kuchennym stole i palił papierosa. Popatrzył na swoją żonę i zastanowił się, właściwie dlaczego Lauren tak bardzo się wścieka. Czyżby zapomniała, jak to było, kiedy ona miała szesnaście lat? Uciekała z domu, wychodziła bez słowa i też nie było wiadomo, gdzie się podziewa. Amy miała z nią naprawdę ciężką przeprawę. Kobieta popatrzyła na blondyna i miała ochotę rozwalić mu deskę do krojenia na głowie. Nie mogła skupić się na zrobieniu śniadania, a przecież za godziny jej synek musiał być w przedszkolu. A no i jeszcze musiała pamiętać o tym, iż dziś wracają Izzy z Amy i pewnie będą chcieli wiedzieć co się dzieje z ich kochaną i rozpieszczoną córeczką.
            - Nie rozumiesz, że Izzy z matką mnie zaduszą, jeśli ja nie zrobię tego Angie? Przecież miałam się nią zajmować, a ona mi tak po prostu przepadła!
            Lauren kroiła właśnie pomidora. Przejechała sobie ostrzem noża po palcu na którym momentalnie pojawiła się czerwona stróżka krwi. Syknęła pod nosem. Dylan  podniósł się ze swojego miejsca i skierował w stronę łazienki, aby przynieść wszystkie potrzebne rzeczy do opatrunku. Kiedy przechodził obok pokoju Davida, to jeszcze spojrzał, co właściwie takiego robi jego synek. Siedział na dywanie i układał klocki. Dylan wrócił do kuchni. Lauren stała roztrzęsiona przy zlewie i obmywała właśnie ranę. Chłopak objął ją w talii.
            - Laurie, jak się będzie tak wkurzać, to i tak nie będzie miało to większego sensu. Angie nie jest taka głupia. Pewnie wróci, zanim rodzice się tu pojawią, bo ona raczej też nie chce mieć przesrane, prawda?
            W sumie, to Dylan miał rację. Lauren ponownie ciężko westchnęła. To była prawda. Angie może i była zbuntowała, ale panicznie bała się złości swoich rodziców. Chociaż sama nie wiedziała skąd się jej to bierze. Nigdy nie dostała porządnej kary. Lauren nawet nie była pewna, czy ktoś kiedykolwiek na nią nakrzyczał. Odwróciła się przodem do blondyna i popatrzyła mu w oczy. Mężczyzna chwycił skaleczoną dłoń i zaczął ją opatrywać.
            - Zawieziesz młodego do przedszkola? - Zapytała opierając głowę na jego ramieniu. - Ja poszukam jeszcze tej młodej gniewnej.
            - No dobrze, daj mi potem znać, jak coś będziesz wiedziała.
            - Dave, zbieraj się do przedszkola! - Krzyknęła Lauren.
            Chłopczyk rzucił klockiem, który właśnie trzymał w rączce. Wstał z dywanu w swoim pokoju i poszedł do kuchni. Oparł się o framugę drzwi i popatrzył na swoich rodziców, jak na skończonych wariatów. No dobra, dorośli czasem bywają zapracowani, ale jednak by mogli pamiętać o tym, że w weekend do przedszkola się nie chodzi.
            - W sobotę? - Pisnął. - Ja nie chce iść do przedszkola w sobotę!
            - To dziś jest sobota? - Lauren oderwała się od swojego męża. Dylan popatrzył na kalendarz, a potem na brunetkę i na ich dziecko.
            - Tak, dziś jest sobota. - Odpowiedział.
            Lauren powiedziała dziecku, aby wróciło do swojego pokoju. Usiadła przy kuchennym stole i schowała twarz w dłoniach. Ledwo nad sobą panowała, aby po prostu nie wybuchnąć i nie pozabijać wszystkich wzrokiem. Dylan usiadł na przeciw niej i chwycił ją za rękę. Delikatnie się uśmiechnął.
            - Spokojnie. Zaraz wróci do domu, albo od razu pojedzie na lotnisko.
            - Obyś miał rację. - Odparła zmartwionym tonem.


***

Rudowłosa kobieta siedziała na walizce po środku lotniska i rozglądała się po ludziach. Co chwila nerwowo zerkała na tablicę, czy przypadkiem ich lot do Los Angeles nie został odwołany. Na razie miał tylko dwie godziny opóźnienia. Rozejrzała się po ludziach. Na domiar złego, to jeszcze straciła gdzieś z oczu Izzy'ego. Wszystko zaczynało się jej walić na głowę. W tym momencie, to marzyła tylko o tym, aby w końcu znaleźć się w swoim domu, w swoim łóżku i położyć się spać. Dwie doby na nogach, to jednak było dla niej zdecydowanie za dużo. Chciała się podnieść, chwycić swoją walizkę i iść poszukać męża, ale zdała sobie sprawę z tego, iż nie ma na to sił. W sumie, to na nic nie miała sił, więc tak dalej siedziała zrezygnowana nucąc sobie pod nosem piosenkę Paradise City W tym właśnie momencie rozumiała znaczenie tekstu tego utworu.
            Zaczynała się jeszcze bardziej denerwować, kiedy w końcu zobaczyła Izzy'ego, który szedł w jej stronę ściskając dwa kubki z kawą. Po chwili usiadł obok niej na walizce popijając pachnącą i gorącą ciecz. Kobieta położyła mu głowę na ramieniu. Ziewnęła.
            - Take me dawn to the Paradise City, when the grass is grean... - Zanuciła pod nosem. - Pleas take me home! - Zaskrzeczała prawie tak jak Axl. Izzy uśmiechnął się pod nosem. Odstawił swój kubek z kawą i pogłaskał kobietę po włosach.
            - Kochanie, jeszcze trochę. - Szepnął jej czule do ucha.
            - Ja tu już nie wytrzymam! Nie wytrzymam! Nie te lata, aby siedzieć dwa dni na lotnisku, bo kurwa śniegu nasypało i mają z tym problem!
            Izzy uśmiechnął się. Upił trochę kawy, która szczerze w jego opinii nadawała się tylko do wylania, ale cóż innego mógł zrobić? Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma. I pozostawało mu tylko zostać przy tej właśnie zasadzie. Sam popatrzył po ludziach, którzy tak jak oni próbowali wydostać się z lotniska w Londynie, ale nie było na to jak na razie najmniejszych szans. Amy powoli usypiała mu na ramieniu. Co racja, to racja. Lotnisko raczej powinno być przygotowane na taką ewentualność. W Wielkiej Brytanii prawie nigdy nie pada, ale jednak to nie znaczy, ze wcale nie pada. Ciężko westchnął i odstawił kawę na bok. Popatrzył na tablicę informacyjną. Jak na razie, to nic się nie zmieniało i wyglądało na to, iż za około dwanaście godzin będą w domu.
            - Jaki dziś mamy dzień? - Wyjęczała Amy z zamkniętymi oczami.
            - Sobota, dwudziesty siódmy. - Odpowiedział Izzy.
            Kobieta poderwała głowę i zaczęła szukać telefonu komórkowego. Stradlin popatrzył na nią z zapytaniem w oczach.
            - No kurwa, Ang miała wczoraj urodziny, rozumiesz to?!
            - Zapomniałem. - Odpowiedział przecierając oczy. - Ale daj spokój. Złożymy jej życzenia, jak będziemy już w domu. - Westchnął i cmoknął żonę w policzek.


***

Lauren zapukała do drzwi mieszkania Asha Hudsona. Miała nadzieję, że właśnie znalazła Angie, chociaż nie widziała głębszego sensu w swoim postępowaniu. Młoda była zafascynowana bratem Slasha, ale nie widywała się z nim za często. Jednak Ash wydawał się być ostatnią deską ratunku. Nikt nie otwierał. Walnęła jeszcze raz. Wtedy usłyszała lekki zamieszanie, szczekanie psa, a już po chwili drzwi się otworzyły. Ash dość zdziwiony popatrzył na brunetkę, która bez większego pytania weszła do środka. Mężczyzna przwrócił oczami i zamknął za sobą drzwi. Lauren odwróciła się, tak aby popatrzeć na Hudsona.
            - Wiesz gdzie jest Angie? - Zapytała z nadzieją w głosie.
            - A skąd ja mam to wiedzieć? Przecież młoda tu nie bywa. - Odparł wzruszając ramionami.
            - No to zajebiście!
            Lauren oparła się o ścianę w korytarzu. W tym momencie, to miała ochotę się po prostu rozpłakać. Do powrotu rodziców pozostawało coraz mniej czasu, a ona nadal nie wiedziała, co się właściwie takie dzieje z jej młodszą siostrą. Ash popatrzył na nią pytająco. Powoli zaczynał się domyślać o co chodzi, ale też jakoś w tym wszystkim nie widział głębszego problemu. Przecież Angie nie była już małym dzieckiem i trochę swobody się jej należało.
            - A co? Zgubiłaś ją? - Zaśmiał się.
            - To wcale nie jest śmieszne. Nie wróciła na noc do domu. A jak coś się stało? Jakiś psychopata ją napadł i nie wiem, leży gdzieś teraz w rowie?!
            Ash pociągnął Lauren do kuchni. Posadził ją przy stole i nastawił wodę na gaz, aby zaparzyć dziewczynie melisę. Na pewno coś by się jej przydało na uspokojenie. Ledwo hamował śmiech, bo przecież nie mógł zaprzeczyć przed samym sobą, że ta cała sytuacja była bardzo zabawna. W tym momencie zobaczył w Lauren jej matkę, która zachowywała się dokładnie tak samo, kiedy nie wiedziała, co się dzieje z jej córką.
            - Laurie, wiesz że mówisz jak twoja matka? - Zapytał zalewając zioła.
            - Daj mi spokój. Ona jest pod moją opieką. Izzy mi głowę urwie, jak się dowie, że przepadła jego kochana córeczka.
            Ash postawił przed nią zaparzone zioła. Popatrzył na dziewczynę znacząco. Naprawdę nie wiedziała nic, gdzie by mogła znajdować się Angie? W sumie, to wszystko przecież było dość logiczne.
            - Prędzej urwie jaja Cashowi. - Odpowiedział. - Pij, dobrze ci to zrobi.
            - Co? Dlaczego twojemu bratankowi? Co on ma z tym wspólnego?!
            - Zadzwoń do Slasha i zapytaj się, czy Angie nie jest przypadkiem u nich.
            - Ale dlaczego Ang, by miała być u twojego brata?!
            Jakoś nigdy nie lubiła smaku melisy, ale w tym momencie sama poczuła, że to jest jej niezbędne potrzebne do dalszego funkcjonowania. Ash ciągle zachowywał pełnie spokoju. Właśnie wysypał karmę do miski swojemu psu. Popatrzył na Lauren.
            - A ty nie wiesz, że Angie i Cash, coś tam do siebie mają?
            - Że kurwa co?! Moja siostra z tym... niedoszłym, małym menelem?! To już London jest lepszy!
            Ash wybuchnął śmiechem. Lauren też już nie mogła się powstrzymać. Chłopak postawił miskę na podłodze. Pies od razu do niej pobiegł i zaczął jeść. Mężczyzna usiadł na przeciw brunetki.
            - Jakby nie było to wszystko zostaje, jakby w rodzinie.
Lauren zastanowiła się przez chwilę. Dobra, to wszystko było skomplikowane. Zrezygnowana popatrzyła na Asha. Nie pozostało jej nic innego, jak po prostu dopić zioła na uspokojenie do końca. 

20 komentarzy:

  1. A dzień dobry, Różyczko! :-)
    Ja nie wiem, ale po przeczytaniu tego rozdziału jeszcze bardziej się cieszę, że znalazł się ten Twój nośnik.
    Nie wiem, ale od razu bardzo polubiłam Angie. Wcześniej niby czytałam to opowiadanie, te parę rozdziałów, ale wtedy bardziej skupiona byłam na Nigdy nie mów żegnaj i mało zapamiętałam z tego wszystkiego. Od nowa będę zakochiwała się w postaciach i fabule! Jedyne, co pamiętam, to to, że synów Slasha i tu kocham, i że za Londonem i tu szaleję.
    Nie wiem, co pod tym pierwszym rozdziałem jeszcze napisać.
    Bardzo mi się podoba, znowu się wkręciłam, czekam na kolejny!
    I nie wiem, ale ta nasza Lauren kogoś bardzo mi przypomina... nawet nie wiem, kogo...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie wtedy wszyscy byliśmy bardziej skupieni na Nigdy nie mów Żegnaj. Myślę sobie, że to nie było dobre dla tego opowiadania. Tylko trochę mi z tym źle, że w sumie drugi raz publikuję te same rozdziały, bo wiem, że dla osób, które to już czytały może być mało ciekawe. A nowych czytelników raczej mieć nie będę. Ale dobra...
      Laura może przypominać postać z innego opowiadania. W sumie, to była na niej wzorowana.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wiesz pomimo tego, że nie siedzę takim świecie muzycznym jak ty i na temat ów muzyków nie wiem za wiele, to jednak niestanowi to żadnej przeszkody, bo lubię czytać teksty wychodzące spod Twojej ręki, pomimo tego, że nie gustuję w tego typu opowiadaniach, to Tobie póki co udaje się mnie zainteresować, trzymaj tak dalej, czekam na kolejny rozdział.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytam głównie tego typu blogi, chociaż nie interesuję się każdym zespołem, o którym czytam opowiadanie. Wtedy traktuję to jak całkowitą fikcję. z resztą, przecież są to fikcyjne opowiadanie, bo samo podłożenia nazwiska nic nie znaczy. Bardzo się cieszę, że tu zawitałaś. Dla mnie to naprawdę wiele znaczy, tym bardziej, że ostatnio moje blogowe życie przeżywa kryzys.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ah jak ja się cieszę, że znalazłaś tego pendrive'a. No nawet sobie nie wyobrażasz. To przeznaczenie :) Jak nic.
    Tak jak ci już to kiedyś napisałam jakoś tak się utożsamiam z rudą i nawet nie wiem czemu to robię( nie, nie przez Casha...chociaż może troszeczkę haha) ale jakoś tak wychodzi. W sumie to wciąż nie umiem wyobrazić sobie poukładanego Londona...Nie pasuje mi to jakoś do niego. Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się to publikować! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że go znalazłam, bo nie dawało mi to wszystko spokoju. Źle się z tym czułam, że to opowiadanie tak po prostu sobie przepadło. Ale mówią, że w przyrodzie nic nie ginie :)

      Usuń
  4. Trafiłam tutaj przypadkiem, bo zostawiłaś komentarz u kogoś u kogo i ja czytam... tak więc zajrzałam, przeczytałam, a skoro zajrzałam i przeczytałam, to chyba wypadałoby skomentować, gdyż kieruję się zasadą "czytam=komentuje".

    Jak na początek to zauważyłam kilka literówek, ale nie chciało mi się zatrzymywać by je wymieniać w komentarzu, wolałam czytać dalej, a więc jest plus, bo jednak wskazuje to na to, że nie mogłam się oderwać.

    Początek - upadek z łóżka i rozmowa tej dwójki bardzo mnie rozbawiła xD Dziewczyna ma dziwne podejście do seksu, wydaje mi się, że lekkie, takie kurewskie, bo z tekstu chłopaka, wynika iż spali z sobą już nie raz.

    Masz bardzo dużo bohaterów, znaczy bardzo dużo ich wepchnęłaś do jednego rozdziału i trochę po niech "skaczesz". To nie jest takie złe, pod warunkiem, że poświęciłabyś każdemu z nich nieco więcej czasu, chodzi mi w tym miejscu szczególnie opisy wyglądu, zachowania, motywacji.

    No i minus! Zrobiłaś to co większość bloggerów jeśli chodzi o dzieci - słodkie dodatki co sobie są, bawią się, jedzą i jadą do przedszkola, ale nie mają wad, a jednak dzieciaczki, nawet takie małe mają już swoje charakterki i wady. Czekam aż małemu dodasz troszkę pazura. Choć rozbawił mnie z tym, że w sobotę do przedszkola się nie chodzi xD Tak więc ma też młody odrobinkę plusa.

    Lotnisko przygotowane na taką ewentualność... jasne, u nas dworce też nie są przygotowane na opóźnienia, itd. Rozumiem, że to rodzice dziewczyny, co sobie skądś tam wracają, tak?

    Podziwiam Lauren, że tyle energii wkłada w poszukiwanie nie swojego dziecka. Ja rozumiem, że młoda jest pod jej opieką, ale ja chyba na jej miejscu w życiu bym się więcej nie zgodziła zajmować takim bachorem. Poza tym młoda jest dorosła już, tak? Olać ją, zgłosić zaginięcie na policję i tyle. Choć jakbym była siostrą takiej to dałabym jej w pysk przy pierwszym spotkaniu, bo nawet pełnoletność nie daje prawa do takiego znikania. Przykładowo jakby mi tak mąż nagle zniknął, czy ja bym zniknęła jemu, to... to jest skrajnie nieodpowiedzialne takie zachowanie.

    Ta, status "kochanej córeczki" teraz już wiadomo dlaczego taka rozpuszczona i zbuntowana.

    Ash fajnie opanowany, taki spokojniutki, czil... xD

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć.
      Miło mi, że zdecydowałaś się to przeczytać.
      Ja wiem, że w tym rozdziale trochę, a nawet bardzo skaczę po wątkach. Może wynika to z tego, że tak naprawdę to opowiadanie wywodzi się z innego, które publikowałam już dawno temu. Można powiedzieć, że jest to jakby taka druga część, a wiadomo, że jak się pisze drugi części, to się wiele rzeczy omija. Być może to mój błąd, sama nie wiem. W sumie, nikt wcześniej na to nie zwrócił uwagi, więc cenię sobie Twoją uwagę. Ale też... to opowiadanie pisałam jakieś 3 lata temu, więc ja sama widzę tu mnóstwo niedociągnięć, które dziś napisałabym inaczej.
      Literówki... przyznaję się bez bicia. Wiem, wiem, wiem!

      Nie, Angie, nie jest pełnoletnia. Skończyła właśnie 16 lat, czyli no w Stanach ma jakiś tam stopień pełnoletności, ale wiadomo, że nie do końca. Myślę, że właśnie dlatego Laura tak za nią biegała, bo w sumie jakby Angie miała lat 18 to pewnie zostałaby w domu sama.
      Lotniska w Anglii naprawdę są nieprzygotowane na takie wydarzenia. Sama spędziłam nie raz niejedna dobę czekając, bo były takie opóźniania. Cóż.

      Dziękuję Ci za komentarz.
      Mam nadzieję, ze jeszcze tu zawitasz.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. A 16 latka nie może zostać w domu sama? Ja nie widzę w tym nic złego, takiej osoby nie trzeba już pilnować, bo przecież nie ładnie ujmując "da radę sama sobie zrobić kanapeczkę, położyć się spać i w razie czego podetrzeć tyłeczek".
      Korzystając z chwili wolnego lecę do kolejnego rozdziału i przy okazji, zapraszam do mnie:
      http://takamilosc.blogspot.com/

      Usuń
    3. Tak, owszem może zostać sama.
      Ale wszystko zależy od poglądów rodziców.
      A rodzice Angie mają takie, a nie inne poglądy.

      Usuń
    4. Oczywiście, że rodzice mają prawo do swoich poglądów, a opowiadanie idzie tak jak ty planujesz i ja nie mogę wymagać byś coś w fabule zmieniała. Poza tym nie muszę popierać bohaterów, swoich też często nie popieram, a nawet specjalnie zachowują się tak by można było ich skrytykować bo lubię ludzkie postacie, co popełniają błędy i żyją, mają jakiś charakter, a nie są idealizowani. Dlatego akceptuje że 16 latka nie jest odpowiedzialna, a jej rodzice chowają ją pod takim chyba kloszem.

      Zaraz przeczytam kolejne dwa rozdziały i będę sobie tak nadrabiała powoli, w chwili wolnej. Przy okazji zapraszam też do mnie na coś co cię z opisu zainteresuje. Opisy znajdziesz tutaj:
      http://takamilosc.blogspot.com/

      Usuń
    5. Podoba mi się Twoje podejście.
      Piszę opowiadania od ośmiu lat, a bloga od pięciu. To opowiadanie jest moim piątym opowiadaniem, które wyszło na światło dzienne. Nie będę tu wspominać o dość sporej liczbie jednopartów (czy jak to inaczej nazwać) i chyba jeszcze nie spotkałam się z takim podejściem do moich bohaterów.
      Ja sama wyznaję taką zasadę. Często widzę, że autorki spinają się, że ich bohaterka nie jest lubiana... ok, jak to jest bohater, który ma nie być lubiany w ich założeniu, gorzej jak to jest bohater, który miał być lubiany, ale nie jest. Ja wychodzę z założenia, że bohaterowie żyją swoim własnym życiem i nie trzeba wszystkich lubić.
      Fajnie, że tu jesteś.

      Usuń
  5. Cześć i czołem, kluski z rosołem! Widziałam, że zostawiłaś u mnie spam i kilka komentarzy pod postami. Miło mi, że nie wpadłaś aby się jedynie zareklamować i iść.
    Opowoadania o Slashu powiadasz? Może być ciekawie. Skoro w obecnych czasach to nie będzie Axla i tak dalej. To dobrze. Przeczytałam strasznie dużo opowiadań o Gn'R i już trochę żygam rudym. Zgaduje, że będzie tu Myles ❤ nawet po krótce, ale wydaje mi się, że tak.
    Jeszcze nie zaczęłam czytać opowiadania, ale zrobię to wieczorem. Daje o sobie znać i potwierdzam to, że zaczynam czytać twojego bloga oraz go komentować :)
    Do zobaczenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie jest bardzo miło, że zawitałaś w moje skromne progi.
      E... no to jest tak, że jednak trochę Axla będzie, bo w tym opowiadaniu wszystko jest bardziej skomplikowane niż w rzeczywistości. Ale jego rola jest naprawdę... w sumie epizodyczna. Chyba więcej się o nim mówi, niż jest jego samego.
      Och, bardzo się cieszę, że mam w Tobie czytelniczkę.
      Ja stopniowo będę nadrabiała Twoje opowiadanie. Te komentarze, które zostawiłam, to na pewno nie wszystko.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Witam! Komentuję dopiero dziś, ponieważ wczoraj miałam urwanie głowy z nauką. Jedziemy z tym!
      Cash i London. Kiedy przeczytałam najpierw o Cash'u, sądziłam, że chodzi tu o brata Slasha. Coś mi świtało, że to ktoś z rodziny Hudson. Jedna! Potem wspomniałaś o tym czy London miał nastoletnie "czasy", że tak to nazwę. Później zaś wspomniałaś, że któryś z nich ma 20 lat, chyba właśnie London. Nie mogę sobie wyobrazić potomków Slasha w takim wieku xD Dla mnie zawsze będą słodcy i mali :> Ale coś nowego! Nie narzekam, wręcz się cieszę, że nie ma czegoś co się powtarza.
      Bohaterowie: w sumie to i lepiej, że nie dałaś takiej zakładki. W pierwszej chwili wyobrażałam sobie Angie jako siostrę Axla... nieważne. Ciekawi mnie postać Lauren. Starsza siostra, która ma już męża i dziecko... i zajmuje się przy okazji siostrą. Twardy orzech do zgryzienia, biorąc pod uwagę wiek Młodej. Ojciec Izzy. Hmmm... mijałam się z różnymi funkcjami, które mu przypisano, ale (chyba) nigdy z ojcem. Był najtrzeźwiejszy z całego znanego składu Gn'R. Może to właśnie dla niego jest ta funkcja? Slash. Opisałaś go jakby był "groźnym ojcem". Za pookradanie fajek nie powinien sobie robić zachodu, ale za to, że jego syn kogoś przeleciał mimo iż dziewczyna była małolatą czy coś... to już bardziej. NIe wspomniałaś natomiast o Perli (jakkolwiek jej imię się pisze). Będzie tu? W końcu niedawno okazało się, że się rozwodzą. A! No i jeszcze żona Izziego. Młoda wspominała jedynie o ojcu a nie o matce. Czy to jest może jej macocha? Zastanawia mnie to.
      Muszę przyznać, że fajnie czytało się ten rozdział. Mam nadzieję, że nie będzie to pijackie i ćpuńskie opowiadanie o Slashu (Gn'R) jak to często widuję na pingerze. A nawet jeśli (co mi w sumie nie przeszkadza ;)) to, że rozegrasz to fajnie. Czekam na kolejny!
      Aleksandra
      justice-is-done.blogspot.com
      toxic-dust.blogspot.com

      Usuń
    3. Pisałam to opowiadanie jakieś trzy lata temu, czyli związek Slasha i Perli kwitł w najlepsze, więc... nawet nie ma co odwoływać tego opowiadania do dzisiejszej rzeczywistości. Chyba w następnym razem będzie wyjaśnienie co do postaci Perli.
      Angie dobrze Ci się z Axlem kojarzy, chociaż siostrą nie jest, ale naprawdę byłaś blisko, ha. No Angie jest córką Izzy'ego i Amy, ale Izzy nie jest ojcem Lauren. Wiem, skomplikowane to trochę, ale spokojnie. Chyba z czasem wszystko się ułoży.
      Slash i jego ojcostwo. Całe opowiadanie w sumie jest w połowie o tym jego ojcostwie. Nie, nie jest wcale groźnym tatuśkiem. Naprawdę.
      Cóż, to nie jest opowiadanie o ćpaniu, o dziwkach, nawet to nie jest opowiadanie o związku... to jest opowiadanie trochę o czym innym.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. i jestem.

    rozdział przeczytałam już we wtorek w szkole, ale dzisiaj dopiero włączyłam laptopa, żeby wstawić swój rozdział i przy okazji zabrałam się za napisanie komentarza u Ciebie.

    dosyć sceptycznie do tego podchodziłam, ze względu na to, że bardzo nie lubię Perli i za Slashem też nigdy nie przepadałam, ani za muzykiem ani za człowiekiem. chociaż muszę przyznać, że odkąd jest z tą swoją dawną dziewczyną, Meegan aż miło się patrzy na jego i ich wspólne zdjęcia...
    ale Ty chyba nie przepadasz za Dave'em Mustaine, a moje opowiadanie czytasz, haha. zresztą moje prywatne odczucie nie powinny się przekładać na to, żeby nie czytać Cię, bo piszesz świetnie, Rose. (zrozumiałaś coś z tego?). swoją drogą wiesz, że Dave Mustaine od lat 80' strasznie przyjaźni się ze Slashem? taka ciekawostka. do dzisiaj są przyjaciółmi, chyba mało jaka przyjaźń między członkami innych zespołów tak się trzyma. co innego jak przez jakieś 20 lat gra się w tym samym zespole.

    przechodząc do rozdziału, ja jestem pewna, że czytałam ten fragment na lotnisku już wcześniej... czy Ty przypadkiem nie wkleiłaś go na bloga, kiedy pisałaś "Zagubionego Księcia"? nie wiem, ja mam wrażenie, że wtedy zamiast Amy była Lily... Izzy był na pewno. cholera, tak dawno to pisałaś, a ja nadal pamiętam bohaterów.

    Boże, nie umiem sobie wyobrazić tych synów Slasha (a właściwie syna) jako już starszego, jeszcze takiego kobieciarza. London wydaje mi się ok, polubię go, Casha chyba nie bardzo, przynajmniej tutaj.
    tak samo polubiłam Asha, mimo że pojawił się tak na chwilę, nigdy nic o nim nie czytałam, nie mam co do niego żadnych odczuć jako do prawdziwej osoby... nie wiem, w sumie na razie trudno mi wszystko wywnioskować. potrzebuję jeszcze kilka rozdziałów i bardziej wyrobię sobie opinię co do postaci. Angie też wydaje mi się ok, plus za to, że nie uprawiała z Cashem seksu, bo "syn Slasha" i "to nic, że mam już 16 lat". właśnie, co do tych 16 lat, to ja się jednak nie dziwię Lauren... 16 to niby dużo, ale jak ja tyle miałam, to mama też kontrolowała etc... a co by było, jakbym na noc nie wróciła. zresztą nawet dzisiaj, jak mam już 18, rodzice sialiby panikę i wisieli na telefonie. synek też jest słodki. Dave :'))

    i tak cholernie się cieszę, że jest Izzy! uwielbiam Izzy'ego.

    to chyba wszystko, co chciałam napisać. pozdrawiam i zapraszam na nowy do mnie :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło Cię tu widzieć!
      Widzę, że plotka, że nie lubię Dave'a niesie się dość szybko, ha. I chyba wszyscy już o tym wiedzą. Ale dobra, to przecież mało istotne, kogo ja tam lubię, a kogo nie. Bo jak sama napisałaś, nie powinno to mieć wpływu na to co czytamy.

      Hm, nie, nie wstawiałam tego opowiadania za czasów Księcia, chociaż parę rozdziałów poszło już na poprzedniego bloga. Ale nic dziwnego, że wydaje Ci się, że Amy to Lily. To opowiadanie tak naprawdę wywodzi się z Zagubionego Księcia i można powiedzieć, że Amy jest Lily. Zagubiony Książę i to opowiadanie są spuścizną po mojej przyjaźni z Kamilą, kiedy same dla siebie pisałyśmy tysiące wersji tej samej historii. Ci sami bohaterowie, trochę inne wydarzenia i tak dalej. Ale tu pozmieniałam imiona, bo jednak to nie jest druga część Księcia. Dobra, teraz Ty nic z tego nie zrozumiałaś, ha.

      Dziękuję Ci za komentarz!

      Usuń
  7. Twoje opowiadanie jest chyba jedynym, w którym Cash i London są już pełnoletni ( tak mi się przynajmniej wydaje ).

    Co do rozdziału:
    Bardzo spodobało mi się zachowanie Angie. Dobrze, że ma swój rozum i nie leci do łóżka z pierwszym-lepszym, który ją pocałuje.

    Ash też mi się spodobał. Nie wiem właściwie czemu, ale już lubię tą postać :)

    Nie wiem w sumie, co jeszcze napisać, ale wiedz, że czytam, jestem i będę wpadać na tyle często, na ile pozwoli mi czas.

    OdpowiedzUsuń
  8. To chyba dopiero drugie opowiadanie z dzieciakami Gunsów, które czytam. Bardzo fajnie się zaczyna. :)
    Izzy jest uroczym mężem. <3
    Sama się zastanawiam, czy by nie zacząć pisać fan-ficka o pociechach naszych idoli.. zwłaszcza że od dawna w mojej głowie sobie hasają i to jeszcze wymyślone całkowicie. :')

    OdpowiedzUsuń