09 października 2015

Rozdział 2

      Cześć. 
Dziękuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni rozdział. Bardzo mnie cieszy, że tu jesteście i mam nadzieję, że uda się nam wszystkim wytrwać do końca. Całe opowiadanie ma 37 rozdziałów, więc przed nami długie 9 miesięcy na tym blogu. Muszę wspomnieć o jeszcze jednej bardzo ważnej sprawie, która ciągle wylatywała mi z głowy. Także:

Chciałabym zadedykować to opowiadanie Hani.
Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałam, kiedy znalazłam ten pendrive. Wiem ile znaczy dla Ciebie Slash i jakim darzysz go uczuciem. I tak naprawdę nie wiem, co mam tu napisać. Dodam jeszcze, że w tym opowiadaniu szykuję dla Ciebie małą niespodziankę, ale dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, czyli zaczniesz się domyślać koło jedenastego rozdziału. Mam nadzieję, że wytrzymasz i nie ciągnij mnie za język!
Także, ten blog, to opowiadanie i moja obecność tu... to głównie dla Ciebie. 

A teraz zapraszam wszystkich do czytania i oczywiście komentowania. Pamiętajcie, że Wy także tworzycie to miejsce. 



Rozdział 2

                  - Cash, możesz mi powiedzieć, dlaczego wczoraj nie było cię w szkole?
            Chłopak popatrzył na swojego ojca i w tym momencie miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Kto jak kto, ale Slash już naprawdę mógł podarować sobie gadki na temat tego, iż trzeba chodzić do szkoły. Cash wzruszył ramionami i wyszedł z salonu na taras. No przecież nie będzie się jakoś głupio tłumaczył, że po prostu nie chciało mu się iść. Z resztą, kiedy Slash miał osiemnaście lat, to nawet nie mieszkał już w domu, a włóczył się z jakimiś ćpunami po okolicy, to właściwie o co mu teraz chodziło.
            Cash usiadł na tarasie i założył okulary przeciwsłoneczne na nos. Dwie godziny wcześniej Angie wymknęła się z jego domu i udało się, iż nikt nie zauważył jej obecności. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że London nic nie wygada. Ale on miał swoje sprawy. Nie miał czasu, aby zajmować się jakimiś głupotami. Slash zacisnął mocniej pięści i ruszył za synem. Czasem to już zaczynała denerwować go ta ignorancja ze strony Casha. Szczerze mówiąc, to zaczynała doprowadzać Hudsona na skraj wytrzymałości nerwowej. Najgorsze było to, iż tak naprawdę, to nie mógł nic takiego zrobić. Przecież wiadomo, że nie przetrzepanie Młodemu tyłka, albo nie da mu szlabanu na wychodzenie z domu.  Usiadł obok syna i przez pewien czas nic się nie odzywał. Zawsze miał problemy, aby w jakimś stopniu porozumieć się z własnymi dziećmi.
            - Miałem ważniejsze sprawy na głowie niż szkoła. - Odparł chłopak patrząc w bliżej nieokreślony punkt. Wszędzie byle nie spojrzeć na ojca.
            - Tak? A mogę to wiedzieć jakie?
            - Nie. - Padła krótka odpowiedź. - Jakbyś chciał wiedzieć, to jestem już dorosły i to są moje sprawy. - Wzruszył ramionami.
            - Ale póki tu mieszkasz, to też są moje sprawy.
            - To ja mogę się wyprowadzić. - Chłopak wstał i jeszcze popatrzył na swojego ojca, który nic już nie powiedział. Naprawdę, czy Slash musiał się tak o wszystko czepiać? Nie mógł po prostu odpuścić i dać sobie na luz? Zaczynał już rozumieć Lauren, kiedy to była nastolatką i po prostu miała dość rodziców.
            Przeszedł do kuchni, aby zajrzeć do lodówki, ale oczywiście nic ciekawego w niej nie znalazł. Ostatnią jadalną wędlinę zjadła Angie zanim wyszła. Zamknął lodówkę, odwrócił się i wpadł na Londona, który miał właśnie ze sobą notatki ze studiów. Masa kartek rozsypała się po całym pomieszczeniu. Starszy z braci mruknął coś pod nosem, młodszy natomiast nawet nie zwrócił na to uwagi. Jego notatki, to jego problem.
            - Może byś mi tak pomógł, co?! Ja mam zaraz egzamin, a potem siedzę cały dzień na uczelni! - Warknął London.
            Cash się odwrócił i popatrzył na brata.
            - Ty też byś mógł wrzucić na luz. Zapierdalasz na dwóch kierunkach. Jeden dzienny, drugi weekendowy i po jakiego chuja ci to?
            W sumie, to było dobre pytanie. London jakoś nigdy nie zastanawiał się, co będzie robił po skończonej matematyce i anglistyce. Studiował, bo to raczej był sposób, aby zabić wolny czas. Popatrzył wrogo na brata i miał ochotę powiedzieć mu, że ten by dla odmiany mógł wziąć się do jakiejkolwiek roboty, ale już nic się nie odezwał. Po prostu nie miał ochoty wdawać się z nim w dyskusję, bo i tak zakończyło by się kolejną kłótnią. Sam zaczął zbierać notatki, które wcześniej był poukładane. Teraz zrobił się z tego wszystkiego jeden wielki bałagan. Cash pokazał mu jeszcze, żeby postukał się w głowę i poszedł na górę do swojego pokoju. Oczywiście musiał trzasnąć drzwiami, aby wszyscy domownicy słyszeli, że coś jest nie tak. Prawda była taka, iż na takie gesty, to już nikt specjalnie nie zwracał uwagi.
            Po chwili Slash wyszedł z tarasu. Już naprawdę nie wiedział, jak ma postępować ze synem. Widział, że chłopaka coś męczyło, ale za wszelką cenę nie mógł dowiedzieć się co to było takiego. Wszedł do kuchni. Popatrzył na Londona, który starał się poukładać wszystkie notatki, ale bardziej zaczynał je rozrzucać. Dłonie mu się trzęsły, był zdenerwowany prawie, jak nigdy. No tak, dziś ma mieć jakiś tam egzamin, a przez ostanie dni nie robił nic innego, jak tylko się uczył. Slash przykucnął przy nim. London popatrzył błagalnie na ojca.
            - Ty też myślisz, że mi to wszystko jest niepotrzebne? - Zapytał czytając kolejna kartkę i starając się ją gdzieś dopasować.
            - Mnie akurat cieszy, że masz takie ambicje. Ale Młody ma czasem rację. Trochę odpoczynku by ci się przydało. Spotkałbyś się z kolegami... koleżankami?
            London spuścił głowę i nie wiedział, co miał odpowiedzieć. Kolegów posiadał, tylko, że jakoś nie lubił chodzić z nimi na imprezy. Dla niego to było po prostu bez sensu. Zalać się w barze, a potem na drugi dzień jęczeć, że głowa boli. Koleżanki, to był już większy problem. Jakoś nigdy nie miał śmiałości do kobiet i po prostu nie wiedział, jak miał z nimi rozmawiać. Wolał ich po prostu unikać. Pozbierał wszystkie kartki, zapakował je do teczki i wstając z podłogi wręcz uciekł z kuchni, bo nie chciał dalej ciągnąć tego tematu z ojcem. Nie uśmiechało mu się tłumaczyć, jak jest.
            Pakował wszystko do torby, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Przed oczami mignęła mu zdenerwowana Lauren, która rozejrzała się po domu. Blado się do niego uśmiechnęła i kiedy zobaczyła tylko Slasha, to dopadła do niego.
            - Gdzie jest Cash?!
            Hudson zmierzył dziewczynę wzrokiem.
            - A co on ci znów zrobił, że wyglądasz, jakbyś chciała go zabić?
            - Urodził się! Gdzie on jest?
            Slash kiwnął na schody. Lauren zerwała się i pobiegła na górę. London stał i ze zdziwieniem przyglądał się dziewczynie. Wiedział, że Lauren bywa porywcza i czasem jest jak nieprzewidywalny żywioł, ale w takim stanie emocjonalnym, to widział ją pierwszy raz. Slash wzruszył ramionami i poklepał syna po ramieniu.
            - Młody, zrozumieć kobietę, to naprawdę ciężka rzecz.
            Dlatego nie mam żadnych koleżanek, powiedział sobie w myślach London. Blado uśmiechnął się do ojca, a potem wyszedł z domu.


***

Cash położył się na swoje łóżko. Popatrzył na zdjęcie matki, które stało na półce i schował je do szuflady. Założył sobie ręce za głowę i zastanowił się, co właściwie ma robić przez ten dzień. Na spotkanie z Angie nie miał już co liczyć, bo przecież dziewczyna musiała być w domu i z uśmiechem powitać rodziców. Ciężko westchnął. Właściwie kim dla niego była Angie? Koleżanką? Przyjaciółką? A może kimś więcej? Sam już nie wiedział. Miał mętlik w głowie. Czasem ta rudowłosa dziewczyna doprowadzała go do szału i wydawała się być mu bardziej nieznośna niż Lauren, ale też nie mógł przestać o niej myśleć. Kiedy tylko się pojawiała w jego towarzystwie, to już nic nie było ważne, tylko właśnie Angie. Nie chodzili ze sobą oficjalnie. Jeśli ktoś zapytał ich, czy są razem, to po prostu zaprzeczali, jednak nie mogli zaprzeczyć samym sobie, że coś między nimi zaczynało się dziać.
            Lauren wpadła do pokoju. Bez pukania. Zmierzyła chłopaka wzrokiem. Szybko oceniła, czy Angie przypadkiem nie znajduje się w tym pomieszczeniu. Nie było jej. Cash popatrzył na nią i miał ochotę nawrzeszczeć, aby zachowywała trochę więcej ogłady.
            - Też się cieszę, że cię widzę. - Prychnął. - Ale mogłabyś zapukać, kiedy masz zamiar wejść. Jakbym właśnie przebierał gacie, to co?
            Lauren zamknęła za sobą drzwi. Pohamowała wybuch śmiechu. Jasne, jakby nigdy nie widziała go bez majtek. Jeszcze dobrze pamiętała, czasy kiedy Cash był małym dzieckiem, które biegała po plaży bez majtek i wcale się tym nie przejmował. I co z tego, że teraz był już dorosłym facetem. Lauren to co widziała, to widziała. Popatrzyła jeszcze raz na Casha, który wydawał się być obojętny. Leżał na łóżku i patrzył się w sufit. W tym momencie złość do niej wróciła, a najgorsze było to, iż Angie nie było w tym domu.
            - Gdzie jest Angie?
            - Jaka Angie?
            Cash starał się być obojętny i udawać, że naprawdę nie wie o kogo chodzi. Podobno zawsze był dobrym kłamcą, ale kiedy popatrzył na minę Lauren, to zdawał sobie sprawę z tego, iż tym razem się nie uda.
            - Angelika Marie Isbell, jakbyś kurwa chciał wiedzieć!
            - Ale dlaczego twierdzisz, że ja mam wiedzieć, gdzie ona jest?
            - Cash, błagam cię. Ash mi powiedział, że wy coś tam razem.. dobra, nie obchodzi mnie co wy robicie, ale błagam cię, powiedz mi gdzie ona jest.
            W tym momencie chłopak poczuł jakąś wyższość nad brunetką. Kobieta wręcz go błagała o to, aby dowiedzieć, gdzie jest Angie. Jakoś nigdy nie miała względem niego próśb. To zawsze on musiał przychodzić do niej, a ona zazwyczaj odprawiała go z kwitkiem. Teraz mógł zrobić tak samo, jednak nie chciał zachowywać się podobnie. Podniósł się do pozycji siedzącej. Odgarnął sobie włosy, które opadały mu na oczy i popatrzył na Lauren.
            - Pojechała do domu, bo dziś jej starzy wracają, nie? No Laurie, nie mów mi, że nie wiesz, że twoja matka dziś wraca z Londynu. Miała wczoraj, ale wiesz.. śniegu tam napadało i loty odwołują. Naprawdę tego nie wiesz? - Powiedział z uśmieszkiem.
            - Nie kpij. To znaczy, że była tu całą noc?
            - Ale nie mów nić ojcu... proszę...
            Teraz to Lauren poczuła, iż ma przewagę. Kiwnęła tylko głową i wyszła z pokoju. Oparła się o ścianę na korytarzu i odetchnęła z ulgą. Chociaż miała pewność, iż Angie nie tułała się nigdzie i jest w miarę bezpieczna. Teraz pozostawało mieć tylko nadzieję, iż wróci na czas i rodzice niczego się nie domyślą.


***

Dom wydawał się być coraz bliżej. Była chociaż jakaś nadzieja, że do niego dolecą. Siedzieli już w samolocie. Amy zamknęła oczy i delektowała się miękkim fotelem, a Izzy cały czas wodził wzrokiem za stewardessą, która przechadzała się po pokładzie samolotu i starała się pomoc innym pasażerom zapakować bagaż podręczny do luku nad głowami. Stradlin popatrzył na żonę, miała zamknięte oczy, więc niczego raczej nie ogarniała. Możliwe też, że spała. Ponownie przeniósł wzrok na wysoką i zgrabną blondynkę ubraną w uniform linii lotniczych. Kobieta zobaczyła, iż jest obserwowana. Uśmiechnęła się delikatnie, ale też zawstydziła. Izzy dokładnie dokonał analizy jej wyglądu i ciężko było mu się przyznać przed samym sobą, że zaczął mieć jakieś zbereźne myśli związane z tą blondyną. A obok przecież siedziała Amy. Stewardessa zniknęła mu z oczu, a on oparł głowę o zagłówek.
            - Izzy... wiesz co? Martwię się o Slasha. - Westchnęła Amy. Otworzyła oczy i popatrzyła na męża, który wydawał się wzdrygnąć na dźwięk imienia swojego przyjaciela.
            - A dlaczego? Przecież Slash to naprawdę duży chłopiec. - Odpowiedział.
            - No ale wiesz, jak to jest... sam z chłopakami... minęło już parę lat, to przecież by mógł sobie znaleźć kogoś.
            - Myślę sobie, że jakby Slash by chciał sobie kogoś znaleźć to by nie miał z tym większego problemu. Mało to biega chętnych idiotek?
            - No właśnie, idiotek. - Mruknęła Amy. - A tu nie chodzi o idiotkę na jeden raz, a o kogoś z kim by mógł zostać na dłużej.
            Izzy już nic nie odpowiedział. Jego oczy ponownie utkwiły w pupie stewardessy, która właśnie próbowała wcisnąć walizkę jakiegoś pana do luku. Na szczęście ten gest umknął uwadze Amy, która wlepiła wzrok w okienko samolotu. Było jej szkoda Slasha. Wiedziała, że czuje się samotny, a czasami zagubiony. Dobrze pamiętała dzień w którym zadzwonił do niej roztrzęsionym głosem i powiedział, iż Perla tak po prostu nie żyje. Potrącił ją pijany kierowca, który uciekł z miejsca zdarzenia. Mimo, iż od tego czasu minęło już ponad dziesięć lat, to miała wrażenie, że Slash się po tym nie pozbierał. Z drugiej strony... jak można tak po prostu się pozbierać po takiej tragedii? Chyba się nie da.
            Ciężko westchnęła, z zamyślenia wyrwał ja upragniony komunikat, iż samolot przygotowuje się do startu. W końcu. Dom był coraz bliżej. Oparła głowę o zagłówek i starała się chociaż na chwilę przysnąć, aby zmęczenie już tak bardzo ją nie męczyło.


***

Angie weszła do mieszkania siostry. Drzwi było otwarte, to znaczy, iż ktoś znajdował się w domu. Miała nadzieję, iż nie jest to Lauren, bo nie miała najmniejszej ochoty na sprzeczki z nią. Dobrze wiedziała, że zrobiła źle, ale też jakoś nie czuła większych wyrzutów sumienia. Ostatnia noc, kiedy rodziców nie ma w domu, do tego jej urodziny, to dlaczego by nie mogła się zabawiać? Nie musiała iść drugiego dnia do szkoły. Wszystko było ok, tylko Lauren oczywiście musiała robić jedną wielką aferę, jakby nastąpił koniec świata. Może dla siostry właśnie nastąpił, ale nic takiego się nie stało.
            Zamknęła za sobą drzwi. Wszystko starała się robić bardzo cicho. Zdjęła buty, kurtkę i przeszła do salonu, gdzie siedział Dave i oglądał właśnie bajkę. Nawet nie zwrócił uwagi na to, iż ktoś wszedł do pomieszczenia. Dziecko wydawało się być w całkiem innym świecie. Dziewczyna machnęła na niego ręką i ruszyła na poszukiwanie pozostałych domowników. Cały czas w duchu liczyła na to, iż Lauren nie ma w domu, chociaż i tak dobrze wiedziała, że w końcu będzie musiała się z nią spotkać i wszystko wyjaśnić. Najgorsze było to, że tak naprawdę, to nie miała nic do wyjaśniania.
            - No, panna wróciła do domu. Cała i zdrowa.
            Usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła Dylana, który stał w drzwiach kuchni w fartuszku. Angie uśmiechnęła się na ten widok.
            - Lauren jest w domu?
            - Nie, biega po mieście i cię szuka.
            - Mocno mam przesrane?
            - Myślę sobie, że masz gorzej niż przesrane. Jak ona tu wpadnie, to nie uchroni cię nawet fakt, że jesteś młoda i świata jeszcze nie widziałaś.
            Dylan zaśmiał się pod nosem, a Angie raczej nie było do śmiechu. W tym momencie zaczęła żałować, iż przyszło jej w ogóle takie coś do głowy. Przecież mogła poprosić Casha, aby odwiózł ją do Lauren, a nie... wpadła na inny genialny pomysł, który teraz już nie wydawał się być taki wspaniały. Zrezygnowana usiadła obok Davida w salonie i zaczęła oglądać bajkę. Patrzyła się w ekran telewizora, ale tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym, co takiego widzi. Po chwili usłyszała trzaśnięcie drzwiami.
            - Dylan, czy ty wiesz, czego ja się dowiedziałam?! Normalnie, to ja chyba wykastruję Casha, a ją naprawdę zakopie w ogrodzie! - Krzyknęła Lauren.
            Angie zerwała się z kanapy i stanęła w progu. Popatrzyła na swoją siostrę, która kipiała ze złości, kiedy zobaczyła rudowłosą.
            - Przepraszam nie wystarczy? - Zapytała z niewinną minką.
            - Najlepiej to mi zejdź z oczu, bo cię uduszę. Masz szczęście, że matka dziś wraca, bo ja bym dłużej z tobą nie wytrzymała!
            - Lauren, co ty taka nerwowa? Okres dostałaś?
            Angie przewróciła oczami. Dave w tym momencie przestał oglądać bajkę. Zszedł z kanapy i stanął zaraz obok nastolatki. Popatrzył na dwie kobiety, a potem wlepił wzrok w swoją matkę.
            - A co to za okres, co byś miała dostać? - Zapytał słodkim głosikiem.
            Dylan wybuchnął śmiechem. Angie ledwo hamowała napad głupawki. David uporczywie wpatrywał się w swoją matkę, która robiła wszystko, aby para nie poszła jej z uszu. Przykucnęła przy dziecku. Popatrzyła w jego ciemne oczy i zastanowiła się, co właściwie ma takiego powiedzieć. Jak mu to wytłumaczyć, aby nie pytał o nic więcej, żeby zrozumiał i po prostu zapomniał o temacie.
            - Synku... kobiety raz na miesiąc czują się gorzej, i to się tak nazywa. - Powiedziała. David zmierzył ją wzrokiem.
- A dlaczego?
            - Bo Bóg tak chciał. - Powiedziała Angie. David popatrzył na nią.
            - To nie dobry ten Bóg, że tak męczy kobiety. - Stwierdził.

15 komentarzy:

  1. Różyczko...dziękuję za dedykację! Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, gdy mi napisałaś, że znalazłaś tego pendrive'a a teraz to... Po prostu dziękuję! Kurcze, ja nie jestem cierpliwa, ale postaram się wyczekać, chyba innego wyboru nie mam haha.
    Lauren w tej całej sytuacji wydaje mi się być bardzo biedna, nie dość, że musi biegać za Angie, która była pod jej opieką to jeszcze musi się użerać z Cashem. A co do Casha i Slasha to...no trochę nie ma się co dziwić, że młody ma takie podejście, ale z drugiej strony na miejscu Slasha chyba bym już straciła cierpliwość i po prostu nie wytrzymała. W sumie to chcę już dalej...Tak bardzo ciekawi mnie na historia. Nawet sobie nie wyobrażasz.
    Napisałam to wszystko jakoś tak chaotycznie...Chyba nie nadaję się dzisiaj do napisania czegoś składnego.
    Jeszcze raz dziękuję za dedykację! Dziękuję, że tu jesteś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co dziękować, Kochana.
      Kiedy robi się coś dla kogoś, ma to o wiele większy sens!
      Masz rację, że Lauren jest tu biedna i tak naprawdę to chyba tylko ona przejęła się tym wszystkim. Chociaż może jest trochę tak, że wyolbrzymiła całą sprawę. Ale Angie jest oczkiem w głowie całej rodziny. Ona ma być nietykalna.
      Slash jest to świętym człowiekiem. Bo na dobrą sprawę mógłby Casha wytargać za te kudły, postawić sprawę jasno, a jednak trochę się z nim cacka. Chociaż myślę sobie, że tu nie chodzi o cierpliwość. Tylko bardziej o wrażliwość... wiesz, mając na uwadze przeszłość..
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tak z pewnością. Myślę, że poczułby się źle gdyby zrobił coś takiego, tak jakby nie było to już w jego stylu i po prostu nie powinien. A Lauren może trochę wyolbrzymia, ale faktycznie Angie jest oczkiem w głowie- szczególnie rodziców.

      Usuń
  2. Dobra, zawitałaś na moim blogu, jest mi cholernie miło :D
    Jest wcześnie rano, a ja nie umiem spać przez mojega psa, który chrapie mi nad uchem.
    No, nie wiezne. Sęk w tym, że znalazłam trochę czasu by wejść na Twojego bloga :)
    Muszę stwierdzić, że mi wstyd. Ty, mając TAKIEGO bloga...zajebistego bloga...gienialnego wręcz, czytasz moje nudne wypociny? Mam ochotę zapaść się pod ziemię...
    Naprawdę, oryginalna fabuła, świetnie potrafisz wszystko opisać, jestem pod wrażeniem! :D
    Oczywiście, jak każdemu, wkradają się literówki i inne nic nie znaczące błędy. Ale w sumie to nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie ;)
    Niezbyt lubię IDEALNE opowiadania, wiesz, mam wrażenie jakby pisał to robot. A jesteśmy tylko ludźmi, prawda? :S
    Ogólnie to ciekawe jest to, ze Perla nie żyje, wydaje mi się, ze znalazłam odpowiedź na zachowanie chłopców. Tesknią za mamą. Cash się przez to buntuje, a London zatapia się w nauce. Popraw mnie jeśli się mylę xd
    Współczuję tylko Saulowi, wiesz, to jego synowie, pewnie boli go to, ze nie może do nich dotrzeć.
    I mam jedno pytanko, dlaczego Angie i Lauren mówią na Izzyego "Izzy", a nie "tata" bo w sumie dawno temu czytałam Twojego bloga, ale jakoś tak później ogólnie przestałam czytać jakiekolwiek opowiadania i jestem nie w temacie xd

    Tak więc, Masz nową czytelniczkę :D
    Czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Super, że tu jesteś. Nawet nie wiem, jak bardzo cieszę się z tego powodu. Ale dobra, zostawmy moją radość i przejdźmy do rozdziału i Twoich pytań.
      Co do Hudsonów, to racja. Perla nie żyje, nikt nie może sobie z tym poradzić. Każdy ma swój własny sposób, a żaden nie pomyślał, że trzeba zebrać się do kupy i po prostu trzymać się razem, ale cóż...
      A jeśli chodzi o ojcostwo Izzy'ego. To jest tak, że Lauren nie jest córką Stradlina, więc a Angie... no Angie... nie wiem, myślę sobie, że to wynika z tego, że ja rodziców w towarzystwie moich znajomych także określam imieniem. Taka naleciałość. Aczkolwiek obie dziewczyny do Izzy'ego na pewno zwracają się tak jak powinno być.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dzięki wielkie, to mi bardzo pomogło! :D

      Usuń
  3. Już napisałam komentarz, nawet ładny! A tu mi się wszystko usunęło, bo coś kliknęłam, sama nie wiem co. Aj tam.
    No, a więc…
    Nie chcę w każdym rozdziale pisać o tym, że kocham Londona, ale chyba i tak wyjdzie, że będę to robić, haha. Nie wiem, ale uwielbiam tego chłopaka. I niech się uczy, dobrze, że ma ambicje i że naukę lubi. Ale czy nie lepiej by mu się z koleżanką uczyło? No, jak żadnego mu nie znajdziesz, to ja bardzo chętnie tam pójdę…
    Nie wiem, ale bardzo mi Saula szkoda. Slashowi nadal jest tak ciężko, chociaż dziesięć lat minęło, na dodatek średnio się dogaduje z Cashem. Ale i Cashowi nie dziwię się, że ma takie podejście, Slash nie był święty nigdy. Tylko teraz chyba jest, bo ja tam bym straciła cierpliwość do młodszego syna.
    No, i jakbym Lauren była, to bym od razu zamordowała i Casha, i Angie. A jak już o nich mowa…
    „Właściwie kim dla niego była Angie? Koleżanką? Przyjaciółką? A może kimś więcej? Sam już nie wiedział. Miał mętlik w głowie. Czasem ta rudowłosa dziewczyna doprowadzała go do szału i wydawała się być mu bardziej nieznośna niż Lauren, ale też nie mógł przestać o niej myśleć. Kiedy tylko się pojawiała w jego towarzystwie, to już nic nie było ważne, tylko właśnie Angie. Nie chodzili ze sobą oficjalnie. Jeśli ktoś zapytał ich, czy są razem, to po prostu zaprzeczali, jednak nie mogli zaprzeczyć samym sobie, że coś między nimi zaczynało się dziać.”
    Nie pierwszy raz postacie z opowiadań czy książek kojarzą mi się z bohaterami lbw, ale Cash i Angie po tym fragmencie najbardziej jak tylko to możliwie przypominają mi Sarę i Slasha, kiedy byli jeszcze dzieciakami. Oni też nigdy nie mówili, że są razem, dopiero potem… Przez to wszystko jeszcze bardziej ciekawa jestem, co dalej. I jak sobie pomyślę, że tyle muszę czekać na rozdział kolejny…
    Nie wiem, ale bardzo się cieszę, że Izzy jest w tym opowiadaniu ojcem, a nawet dziadkiem. Jak sobie wyobrażę pana Stradlina bawiącego się z małym Davidem… no jejku.
    Dobra, szybko już uciekam, bo dziś ważny dzień! Pozdrawiam, Rosie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. London jest chyba zaprzeczeniem wszystkiego, co nam się kojarzy z nazwiskiem Hudson. Cash natomiast jest potwierdzeniem wszystkiego, co nam się z tym nazwiskiem kojarzy. Chociaż nie można mówić, że Cash jest odbiciem swojego ojca, bo jednak jest chyba trochę mądrzejszy. No tak, Slash ma tu ciężki kawałek chleba, a sam też czuje się zagubiony i po prostu nie wie co ma takiego zrobić...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Przybywam, mimo tego, że jutro dwa sprawdziany.
    No...jak wiesz, niezmiernie się cieszę. Jutro będzie nowy rozdział, prawda? Co prawda, pamiętam je, jak jeszcze publikowałaś na Never Say Goodbye. Ale mi to nie przeszkadza, a nawet fajnie, że publikujesz tu od nowa, bo potem łatwo będzie znaleźć.
    Bardzo mnie cieszy obecność Stradlina. Niezmiernie. No i mamy tu jego córeczkę, która ten tego z Cashem. Jeszcze Hudsonowie ze Stradlinami zostaną rodziną! O, byłoby ciekawie. Ale jak sobie pomyślę Izzy-dziadek. To kompletnie mi się nie równa XD
    Cash i London. Dwaj bracia, jednak dwie różne osobowości.Jak woda i ogień. Choć kto wie, może i w Londonie czai się taka nutka szaleństwa?
    Ale wiesz, tez chodzi o Casha. Bo to niby rozrabiak, szaleniec, a pomaga tym niepełnosprawnym dzieciom i go to cieszy, że pomaga. Fajny chłopak. Za to Londona też lubię. W ogóle bardzo lubię ich obydwóch w Twoim opowiadaniu.
    Slash. Zagubiony Slash. Czasami się zastanawiam, czy Ty aby nie "przepowiedziałaś przyszłości" jak zaczęłaś publikowac to opowiadanie po raz pierwszy. Nie chodzi o to, że Perla ma zginąć w prawdziwym życiu, tylko że się rozstała ze Slashem i najprawdopodobniej Cash i London są z nią. A on tu, u Ciebie jest sam, z dwojką dzieciaków. W ogóle, wiesz, jak teraz sobie myślę, że Cash i London to wlaściwie dwojka niedużych dzieciaków, to też mi się nie równa. W sensie, że tu, u Ciebie są dorośli.
    Bardzo ogólny ten komentarz, ale od teraz postaram się być na bieżąco i komentować kazdy rozdzial, chociaż nie obiecuję, czy od razu po publikacji. W czwartki kończę o 17:30, a w piątki na 7:10 idę i jeszcze sprawdziany rożnie i wiesz, jak to jest.
    No nic, idę powtorzyć angielski.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak jest.
      Rozdział w piątek, bo tu dodaję rozdziały co piątek.
      Och, nawet nie wiesz jak mi jest dziwnie publikować to opowiadanie w świetle rozwodu Hudsonów. Tym bardziej, że kiedy pisałam je trzy lata temu, miłość kwitła i nikt się nie spodziewał, że wszystko może pójść właśnie w takim kierunku. No cóż, wiadomo, różnie w życiu bywa... Wiem, że ktoś z nowych czytelników może sobie pomyśleć, że to opowiadanie zostało stworzone pod wpływem ich rozwodu. Chyba niefajnie się z tym czuję.
      Ależ Izzy jest już dziadkiem. Przecież Laura ma synka :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Wow, zdarzył się cud na ziemi i mam chwilę, by bezkarnie posiedzieć z Internecie!

    Jejku, tak mi szkoda Slasha. Chłop musi się strasznie męczyć z Cashem i Londonem, zwłaszcza biorąc pod uwagę zachowanie tego pierwszego. I w dodatku ta śmierć Perli... Ech, po prostu starsznie mu współczuję.
    Ciekawi mnie, co właściwie będzie z Cashem i Angie. Mówią, że nie są razem, ale coś iskrzy. Ciekawe, co z tego będzie.
    Ach, ten Izzy :) Właściwie nie dziwi mnie, że oglądał się za stewardessą. W końcu to Stradlin.
     
    Świetnie piszesz, tak w ogóle. Strasznie ciekawi mnie, co będzie dalej!
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. No niedobry, niedobry ten Bóg. Biblia to w ogóle jest bardzo szowinistyczną księgą. Ewa nie wiedziała, że nie wolno jeść z tego drzewa owoców, to Adam wiedział, nie przekazał jej to zerwała i zjadła, to on też chciał i co? Ona za niewiedzę i dobre chęci została ukarana właśnie okresem i bolesnym porodem. Sprawiedliwość po chuju! (z góry przepraszam wszystkich katolików, ale ja naprawdę przeczytałam Biblię i wiem jak to było chronologicznie i uważam, że Ewa nie wiedziała, że czyni źle, bo Adam jej nie przekazał wiadomości od Boga odnośnie tego drzewa z zakazanymi owocami).

    Co do osiemnastolatka co nic nie robi, nie uczy się i żyje na koszt rodziców - winni są przede wszystkim rodzice, przecież nie muszą takiego nieuka i nieroba karmić i ubierać, prawda? W życiu bym na takie lenistwo i nic nierobienie, jeszcze pyskowanie dziecku nie pozwoliła. Jest dorosły, tak? To spakować walizeczki i na swoje, albo niech szanuje to co otrzymuje od rodziców. Nie interesowałabym się też wagarami osiemnastolatka. To jego życie, jego wybór i jego konsekwencje.

    Ta druga nastolatka, też taka... zbuntowana i rozpuszczona.

    Ale ogólnie rozdział czytało mi się fajnie, tylko nie popieram postępowania bohaterów. Widzę w nich nieudolnych rodziców, głupich, infantylnych już niemal dorosłych dzieci. Nie spisali się wychowawczo nawet w najmniejszym stopniu.

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jasne, jakby nigdy nie widziała go bez majtek. Jeszcze dobrze pamiętała, czasy kiedy Cash był małym dzieckiem, które biegała po plaży bez majtek i wcale się tym nie przejmował. I co z tego, że teraz był już dorosłym facetem. Lauren to co widziała, to widziała." - Haha XD Jakie prawdziwe to zdanie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie fan-ficki czyta się trochę inaczej... To pewnie dlatego, że nie ma tego klimatu lat 70., 80. XD
    Współczuję Slashowi... musi być odpowiedzialnym rodzicem, ale jego dzieciaki właśnie zawsze mogą mu wypominać jego młodość, i głupio mu się wtedy 'czepiać'. Taka przeszłość nie pomaga w byciu autorytetem dla swoich dzieci, a zwłaszcza tych w okresie nastoletniego buntu. :')

    OdpowiedzUsuń