23 października 2015

Rozdział 4


Rozdział 4

Sięgnęła po telefon i napisała SMS'a do Casha. Poczekała jeszcze chwilę na odpowiedź, jednak się nie doczekała. Angie odłożyła telefon i zastanowiła się, co właściwie takiego ma robić. Bała się wyjść z pokoju, bo zaraz by ją napadła matka i zaczęła wypytywać się o wszystko. Przecież rodziców nie było w domu tylko dwa tygodnie. Naprawdę, przez ten czas niewiele się zmieniło, ale Amy jakoś nie mogła tego pojąć. Dziewczyna usiadła do komputera, ale stwierdziła, że i tak nie ma nic ciekawego do roboty. Może by się pouczyła? No dobra, ale nie miała z czego. Książkę poczytała? Jakby miała jaką, to pewnie by się za to zabrała. Popatrzyła na zegarek. Dochodziła dopiero dwudziesta druga. Zdecydowanie za wcześnie, aby iść spać. Przecież i tak by nie usnęła. Angie doszła do jednego prostego wniosku. Zaczęło się jej nudzić. Mogła co prawda jeszcze wymknąć się z domu na połowę nocy, ale to też raczej nie wchodziło w grę. Nie chciała dawać popalić rodzicom już pierwszego dnia ich powrotu. Nie pozostawało nic innego, jak po prostu być grzeczną dziewczynką, chociaż to nie leżało w jej naturze.
            Mimo to położyła się na łóżko. Sięgnęła po telefon i założyła słuchawki na uszy. Przewijała listę utworów szybko zdając sobie sprawę, że tak naprawdę każda piosenka, którą miała nagraną już dawno się jej znudziła. Ponownie popatrzyła na komputer. Może właśnie znalazła sobie zajęcie. Zrobienie nowej play listy, ale ostatecznie stwierdziła, że jest na to za leniwa. Ciężko westchnęła.
            Drzwi do pokoju Angie się uchyliły. Dziewczyna popatrzyła na osobę, która zajrzała do środka. Na szczęście był to tylko Izzy. Z ojcem mogła się jeszcze jakoś dogadać. Chociaż nie chciał jej kontrolować i na chama nie wypytywał się o jej własne sprawy. Dziewczyna blado się uśmiechnęła do niego. Jednak nie widziało się jej przesiadywanie z Izzy'm o tak późnej porze w pokoju. I nagle zapaliła jej się w głowie czerwona lampka, o co może tak właściwie chodzić? Stradlin jakoś nigdy nie miał zwyczaju przychodzić do pokoju córki o tak późnej porze, szczerze mówiąc odkąd dziewczyna wkroczyła w nastoletni wiek, to raczej unikał to pomieszczenie w domu. 
            - Dobra, Młoda chodź na dół, bo tu jeszcze nas matka nakryje. - Odezwał się Izzy wyglądając na korytarz, czy przypadkiem Amy nie przechodzi.
            Angie popatrzyła niepewnie na ojca. O co mu właściwie chodziło i dlaczego, by matka miała się o czymś nie dowiedzieć? Zaczynał oblatywać ją strach.
            - Ale po co? Tato... co ty chcesz... - jęknęła.
            - Nie gadaj, a chodź. Na dole się dowiesz.
            Stradlin złapał Angie za rękę i niemal siłą wyciągnął ją z pokoju. Dziewczyna przerażona szła po schodach. Starała się zachowywać naturalnie, ale nie potrafiła. Chociaż sama nie wierzyła, że Izzy by mógł coś jej zrobić, tym bardziej, kiedy Amy była w domu. Obróciła się i popatrzyła na niego. Cały czas rozglądał się, czy przypadkiem Amy nie wyjdzie z sypialni. Co prawda była tak zmęczona, że od razu zasnęła, ale przecież to nie znaczyło, iż nie mogła zaraz się przebudzić, a tego Stradlin nie chciał.
            Angie skierowała się w stronę salonu, ale Izzy pociągnął ją za rękę w stronę drzwi wyjściowych. Dziewczyna już o nic nie pytała, tylko pokornie poszła za ojcem, chociaż strach co raz bardziej w niej narastał. Została zaprowadzona pod garaż. Popatrzyła pytająco na ojca, który nadal nic nie wyjaśniał. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę.
            Weszła, a raczej została wepchnięta do środka. Stradlin zamknął za sobą drzwi, a potem zapalił światło. Oprócz samochodu, oczom dziewczyny ukazała się butelka Jacka Danielsa i paczka papierosów. Teraz to już kompletnie nie wiedziała, o co może chodzić.
            - Wsiadaj do samochodu, no chyba, że wolisz siedzieć na masce.
            - Ale, tato, o co chodzi...?
            - Ang, masz już szesnastkę, dzieckiem nie jesteś, a jak byłaś mała i robiłaś jeszcze w pieluchy, to obiecałem ci, że twoje szesnaste urodziny napijemy się Danielsa, no to?
            Pierwsze co, to Angie się zakrztusiła. Mogła się spodziewać po swoim ojcu wszystkiego, ale na pewno nie tego. Chociaż sama już nie wiedziała. Wydawało się jej to dość dziwne, że ma siedzieć z nim w ukryciu przed matką i tak po prostu pić sobie alkohol i palić papierosy. Patrzyła na niego w szoku z przysłowiową szczęką na podłodze. Izzy tylko się zaśmiał.
            - Tato, czy ty serio do mnie mówisz? - Zdołała z siebie wykrztusić.
            - Yhm, i dziś nie jestem żadnym tatą, a po prostu Izzy, więc się nie krępuj. No chyba, że nie chcesz to możesz wracać do domu. Jednak uprzedzam, że taka okazja się nie powtórzy.
            - Dobrzee... a co na to wszystko mama?
            - Mama... mama nic nie wie i śpi i niech tak zostanie. Jak się dowie, to wykopie z domu nas oboje. No to co? Zostajesz, czy idziesz?
            Wydawało się jej, że to jest najbardziej surrealistyczne przeżycie jakie do tej pory ją spotkało. Zastanowiła się nad tym wszystkim głębiej. W sumie, to dlaczego miała nie przystać na propozycje. Kto z jej znajomych miał taką okazję? Kto będzie miał? Raczej nikt. Chociaż nie była pewna, czy będzie chciała się tym chwalić. Wolała to zachować dla siebie. Otworzyła drzwi do samochodu i usiadła na miejscu pasażera. Izzy się uśmiechnął i zajął zaraz miejsce kierowcy. Otworzył butelkę Danielsa i podał córce.
            - Ja chyba śnie. - Powiedziała z przejęciem Angie. - Mój własny ojciec daje mi Jacka.
            - Dziś nie jestem twoim ojcem. I tego się trzymaj.
            Przejęła niepewnie od niego butelkę. Jeszcze raz popatrzyła pytająco na ojca, ten tylko kiwnął twierdząco głową. Popatrzyła butelkę do ust i pociągnęła jednego łyka.



***

            - Izzy, powiedz mi, dlaczego odszedłeś z zespołu?
            - Bo ty się urodziłaś.
            - Cooooo? To przeze mnie? Nieeee...
            - Albo masz zespół, albo rodzinę. Jakbym został, to bym zaniedbywał albo jedno, albo drugie. No wybacz, ale nie chciałem zostawić rodziny, więc wyszło na to, że trzeba było pożegnać się z zespołem.
            Angie i Izzy leżeli na trawniku przed domem i obserwowali gwiazdy. Dziewczyna czuła, jak lekko szumi jej w głowie. Co prawda Stradlin nie pozwolił wypić jej połowy butelki, ale to co znalazło się w jej organizmie i tak wystarczyło, aby wprowadzić Angie w lekki stan upojenia alkoholowego. Nie było jej to obce uczucie, ale jednak tym razem czuła się inaczej. Może chodziło o to, że obok niej leżał jej ojciec, do którego aktualnie zwracała się po imieniu, a dwie godziny wcześniej paliła z nim papierosy i piła. Blado się uśmiechnęła. W sumie, to nigdy się nie zastanawiała nad tym, dlaczego Izzy odszedł z zespołu. Co prawda zrobił to jakiś czas po tym, jak się urodziła, ale jakoś nigdy nie wiązała tych spraw.
            - A jak to się stało, że ja w ogóle się urodziłam, skoro mama była z tym całym Chrisem?
            Izzy zamyślił się na chwilę. W sumie, to było dobre pytanie, bo sam do końca nie wiedział, kiedy to jego związek z Amy się rozpoczął. Podniósł się do pozycji siedzącej i starał się odnaleźć w głowie jakieś istotne wspomnienie, ale w tej chwili wydawało mu się, że takiego nie posiada. Po siedemnastu latach życia z siostrą Axla miał wrażenie, że jest z nią od zawsze. Prawda była taka, że przecież znali się od zawsze. Razem się wychowywali, razem chodzili do przedszkola, potem do szkoły, potem razem wyjechali do Los Angeles. I prawda też była taka, że ją kochał od zawsze. Niestety po drodze do ich uczucia musiał stanąć ten dupek Chris i trochę namieszać w życiu Amy. 
            - Twoja mama chyba bardziej bała się Chrisa niż go kochała. On nie był dobrym człowiekiem, a mogę nawet powiedzieć, że był skończonym dupkiem. Wszyscy się o nie baliśmy. Amy kiedyś przyszła do mnie. Był środek nocy, a ona stała w moich drzwiach, w samej koszulce nocnej, trzymając zapłakaną Laurę na rękach, która błagalnie na mnie patrzyła, abym zrobił cokolwiek... No i wtedy już tak zostały, a potem urodziłaś się ty i wszystko było jasne. - Wzruszył ramionami.
            - Rozumiem... - Odpowiedziała Angie po chwili milczenia.
            - Wiesz co? Dzień dziecka się skończył. Spadaj do łóżka i grzecznie udawaj, że nic się tu nie działo.
            - Ale Izzy... tak fajnie jest. - Zaprotestowała Angie.
            - A chcesz, aby matka jutro stała nad nami z nożem kuchennym i zastanawiała się, którego ma pierwszego zakatrupić?
            - No nie...
            - No to mykaj.
            Angie niechętnie się poniosła z trawnika. Chciała już tak po prostu odejść, ale się jeszcze cofnęła. Ucałowała ojca w policzek, a potem wbiegła do domu.
            Amy siedziała na trasie domu i obserwowała dwójkę leżącą na trawniku. Co prawda, pierwszą jej myślą było dokonanie mordu na mężu, ale kiedy dokładnie się im przyjrzała, to ten widok po prostu ją rozczulił. Oparła się łokciami o barierkę i słuchała każdego słowa. Sama nie wiedziała z czego to wynikało, ale czuła jakaś taką magię w tym wszystkim. Zamknęła oczy i starała się przypomnieć sobie coś związanego ze Stradlinem z czasów dzieciństwa, kiedy to musiała udawać, że wcale nie lubiła tego przemądrzałego kolegi brata.
            Z zamyślenia wyrwało ją protestowanie Angie, iż nie chce jeszcze iść spać. Kobieta otworzyła oczy i popatrzyła na dwójkę na trawniku. W tym momencie Izzy siedział już sam. Amy odgarnęła sobie niesforny kosmyk włosów, który cały czas opadał jej na twarz i zastanawiała się, czy ma się odezwać.
            - Wiesz, że cię kocham? - Jednak się odezwała i dała tym samym o sobie znać. - Ale to nie zmienia faktu, że kurwa... rozpijesz naszą córkę!
            Izzy poderwał się z trawy. Popatrzył na taras, a kiedy zobaczył tam Lily, to mu serce szybciej zabiło. A jednak wszystko nie poszło tak gładko, jak się tego spodziewał. Podparł się po głowie i zastanowił się, co ma właściwie takiego powiedzieć tej kobiecie. Żadne tłumaczenia i tak by go nie usprawiedliwiły. W końcu blado się do niej uśmiechnął.
            - Kochanie... zaraz do ciebie przyjdę. - Powiedział najseksowniejszym głosem jakim potrafił.
            - Już się boje. Zmęczona jestem. Dwa dni przesiedziałam na lotnisku. Nie mówiąc o zamianie czasu. - Westchnęła.
            - No to uznaj, że po prostu ci się to śniło, albo masz jakieś omany.
            Zaśmiała się pod nosem.
            - Wariat.
            - Z miłości do ciebie.
            Nawet jeśli chciała by gniewać się na Izzy'ego, to i tak tego nie potrafiła.


***

Niedziela wydawała się być Cashowi najgorszym dniem tygodnia. Ośrodek terapeutyczny był zamknięty, więc nie mógł tak po prostu wymknąć się do wolontariatu. London co drugi tydzień miał wolne. Slash też jakoś nigdy w tym dniu nie palił się do tego, aby pojechać do studia. Niedziela zawsze była pod znakiem rodzinnego obiadku i spędzania popołudnia na rozmowach o tym, co słychać u prawie dorosłych synków. Był to niewątpliwie czas dla rodziny, jednak Cash najchętniej by z niego zrezygnował. Nienawidził niedzieli od dnia śmierci swojej matki. Umarła właśnie w tym dniu. Dwa dni po wypadku.
            Popatrzył na zegarek. Dochodziła godzina dziewiąta rano. Nakrył sobie głowę poduszką i sam nie wiedział, na co liczył. Przecież i tak by nikt mu nie pozwolił zostać w łóżku do samego wieczora. Usłyszał, jak drzwi do jego pokoju się uchylają. Pierwsze, co to pomyślał, iż jest to Slash, aby wyciągnąć go na śniadanie, jednak szybko zdał sobie sprawę, że to tylko London. No tak, teraz właśnie była ta niedziela, kiedy jego brat miał wolne.
            London usiadł na łóżku. Zdjął poduszkę z głowy Casha. Ten wrogo na niego popatrzył. Miał ochotę zacząć się z nim bić tylko dlatego, iż naruszył jego przestrzeń osobistą, a o dziewiątej rano, to było raczej nie do pomyślenia. Niewybaczalny błąd.
            - Idź do siebie. Po co ty tu. - Jęknął Cash. - Wystarczy mi, że przy śniadaniu będę musiał cię oglądać.
            - Chcę pogadać. - Padła odpowiedź.
            - Teraz? No to też ci się nieźle zebrało. Człowieku, jest rano. Czy ty nie masz, co robić? Jak ci się nudzi, to idź się poucz do następnego egzaminu!
            Jakoś ta sugestia nie rozśmieszyła Londona. Utwierdziło go to w przekonaniu, iż jego młodszy brat ma rację. Życie opierało się głównie na nauce i nie było nic poza tym. Na początku może i było to dobre rozwiązanie. London miał poczucie, że ojciec jest z niego dumny, nie zawiódł by matki, ale jednak od pewnego czasu zaczęło mu coś doskwierać. Miał jakieś dziwne poczucie, że jednak coś w jego życiu jest nie tak. I musiał z kimś o tym pogadać, a że jego przyjaciele nie nadawali się raczej do poważnych rozmów, to pozostawał tylko młodszy brat. Komu miał ufać, jak właśnie nie jemu?
            - Tak, teraz. Bo potem to gdzieś przepadniesz. Wrócisz bardzo późno i będziesz jęczeć, że jesteś zmęczony. To przychodzę rano, kiedy jesteś bardzo wypoczęty.
            Cash usiadł na łóżku i popatrzył na brata. Nagle zdał sobie sprawę z komizmu tej sytuacji. W tym momencie, to miał wrażenie, że on jest starszy, a London młodszy. Zrobił jakaś niezadowoloną minę. Sięgnął na podłogę, aby chwycić pierwszą lepszą bluzkę.
            - No dobra, to mów, co cię trapi.
            - Ale się nie śmiej, dobra? Bo naprawdę, nie potrzebuje teraz, abyś sobie ze mnie jaja robił.
            - Nie przeciągaj, a mów. Poznałeś jakaś laskę i nie wiesz, jak ją przelecieć? - Zaśmiał się Cash. - To najlepiej idź z tym do ojca.
            London chwycił poduszkę i rzucił w nią brata, który właśnie naciągał na siebie spodnie. Popatrzył na niego wrogo.
            - Mówiłem ci, że masz sobie nie robić jaj.
            - No dobra, już, dobra. To słucham.
            Chłopak zamyślił się przez chwilę. Popatrzył na Casha i sam zadawał sobie pytanie, czy zwierzanie się młodszemu bratu to był dobry pomysł. Czy w ogóle Cash zrozumie, co takiego trapi Londona? To była raczej wątpliwa kwestia. Młodszy bart chyba nie miał większych problemów życiowych i raczej nie zastanawiał się nad sensem egzystencji. O ile w ogóle się nad tym zastanawiał. Przecież jego życie opierało się głownie na pasożytowaniu na ojcu, który jakoś nie potrafił jasno powiedzieć, że koniec z zabawą. Tylko szkoda, że London nie wiedział, jak bardzo w tej chwili się mylił. Prawda była taka, że nie znał swojego młodszego brata. Kiedy Perla zniknęła z ich życia, to więź, która łączyła braci nagle uległa zatraceniu. Jeśli jako dzieci byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, to teraz ich relacje można było porównywać do dobrych znajomych, którzy spotykają się tylko raz na jakiś czas, a na co dzień o sobie nie myślą. Cash nie wiele wiedział o sprawach Londona, natomiast London nie wiedział nic o sprawach Casha. I w pewnym sensie było to dla nich przykre, ale nie potrafili nic zrobić, aby to wszystko w jakikolwiek sposób zmienić.

14 komentarzy:

  1. Uwielbiam tę część! To co zrobił Izzy było genialne i Amy ma racje, po prostu rozczulające. W ogóle dla mnie Amy i Izzy są przecudowni. Tacy...Kurde nie umiem tego określić, ale mam w głowie jakieś tam wyobrażenie tej pary i no uwielbiam ich. W sumie to nie wiem czy mi się zdaje czy nie, ale odnoszę wrażenie, że coś się pozmieniało w pewnym fragmencie gdzie pojawił się Chris- ale pamięć mnie może zachodzić, a jeśli jednak nie, to ciekawi mnie czemu.
    London i Cash...To są takie dwie zagadki. To przykre, że los tak bardzo skrzywdził tę dwójkę zabierając im matkę. I tak naprawdę London nie wie co czuje Cash, a Cash co London nie wspominając o ich ojcu- nie bez powodu Amy się martwi. Kurde nawet nie wiesz jak mnie ciekawi co będzie dalej- zważywszy na coś dla mnie w którejś tam części...
    Oh Różyczko nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję pamięci, Haniu! Tak, wypowiedź Izzy'ego została zmieniona. Jak publikowałam to na tamtym blogu, było tam, że Amy była kiedyś ze Slashem i że on ją zdradził i tak dalej. Jednak uznałam, że z tego by się zrobiła za duża moda na sukces. Siostra Axla była ze Slashem, a potem wyszła za Izzy'ego... no nie. Wystarczą takie numery w Zagubionym Księciu, więc tu trochę się dowiedzieliśmy o biologicznym ojcu Laury.

      Usuń
  2. Pamiętam to! Pamiętam mój ukochany moment, jejku! Izzy jest cudowny, a to, co zrobił… nie wiem, to było po prostu wspaniałe, niesamowite. Bardzo mi się podobało. I ciekawiej wyszło to z Amy i biologicznym ojcem Laury. Muszę Ci powiedzieć, że zaczynam uwielbiać związek Amy i Izzy’ego. Są tacy… a nie wiem. Po prostu przecudowni.
    No, to teraz Cash i London – tutaj już tak fajnie nie jest. To strasznie smutne, że to wszystko tak wyszło. Nie dość, że ich matka nie żyje, to jeszcze nie wiedzą o sobie nic. No, ale to się zmieni, prawda?

    A jak tam książka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amy i Izzy, szczęśliwa historia ze smutnym środkiem... ups, chyba trochę się wygadałam. Ale nie ma co tu ukrywać, że sielanka nie może wiecznie trwać. Ale jeszcze się cieszą sobą i swoją miłością. Jeszcze...
      A co do Hudsonów. Przeanalizowałam sobie całe opowiadanie i sama nie wiem, czy to się zmieni, czy też nie. Hm, chłopcy są od siebie diametralnie różni i myślę, że tak naprawdę to już niewiele może się zmienić. Nie da się tak po prostu wymazać 10 lat życia... ale jak się później okaże, historia lubi się powtarzać.

      Książka... zdechła i czeka aż ją odkopię.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. "Szczęśliwa historia ze smutnym środkiem"? Ale wszystko po jakimś czasie się naprawi, prawda? I będzie tak cudownie, jak teraz?

      Usuń
    3. Hm... sama nie wiem, czy będzie tak cudownie jak jest teraz... czasami zdarzają się takie sytuacje, że nie da się wrócić do tego co było przed... z resztą, pożyjemy, zobaczymy :)

      Usuń
  3. Na początku
    Czemu do cholery w takim momencie?!
    Musiałaś przerwać akurat teraz?
    Ryli?
    Ehhhh w ogole nie liczysz się z moimi uczuciami...xd
    Kurczę, chciałabym mieć takiegi ojca jak Izzy
    Taki lajtowy, a za razem opiekuńczy
    Izzy, plz, zostań moim tatą xd

    No i Cash i London...
    Cholera oni w ogole się nie znają
    To znaczy, nie wiedzą nic o sobie, You know
    Musieli by usiąść i pogadać, o wszystkim
    Wraz ze Slashem oczywiście
    Wydaje mi się, ze każdy nauczyłby się czegoś od każdego.
    Może to by im pomogło, takie wewnętrzne oczyszczenie i te sprawy xd
    Co mogę jeszcze napisać, jak to, ze rozdział jest cudowny i w jakimś sensie wzruszający?
    Oby tak dalej i żeby wena Cię nie opuszczała :D
    Pozdrawiam :》

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każdy... każda chciałaby mieć takiego ojca jak Izzy w tym opowiadaniu, haha. Ale przyznam się, że Twój tatuś Izzy też jest niczego sobie. Może nawet dość podobny do mojego, jak zdążyłam zauważyć, haha.
      Ale tak szczerze, tak wyglądały moje osiemnaste urodziny... historia z życia wzięta.

      Panowie Hudson na pewno powinni ze sobą rozmawiać. Wydaje mi się, że nie rozmawiają ze sobą od 10 lat. I tak naprawdę każdy z nich żyje obok siebie. Każdy ma swoje tajemnice i sprawy, o których raczej nie chce mówić, a jednak warto byłoby się tym podzielić. Ale cóż. Życie ich trochę pokopało. Być może uda się wszystko jakoś ułożyć. Na nowo...

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. w końcu miałam wolny cały dzień i przeczytałam rano rozdział, ale byłam zbyt leniwa żeby się zalogować na bloggera. więc doskonale rozumiem Angie z tego rozdziału, haha.

    Boże, jak ja ją doskonale rozumiem. też jestem ostatnio wykończona dodatkowymi zajęciami z angielskiego, włoskiego i przygotowań kulturowych, mówię sobie, że w końcu coś zrobię, jakąś najprosztszą czynność, ale... jestem zbyt leniwa na to.

    uwielbiam Izzy'ego. ja tak go lubię, nie tylko w opowiadaniach, ale tak prywatnie, chyba najbardziej z całego GnR. w pierwszym momencie tak samo jak Angie pomyślałam sobie, że on może chce jej coś zrobić, ale myślę sobie: "Izzy? niee". ale w sumie nie spodziewałam się, że będzie takim dobrym kumplem dla swojej córki na jedną noc. w sumie to trochę jej zazdroszczę.

    ha, czyli dobrze przeczuwałam. Laura nie jest córką Izzy'ego. ale cholernie zaciekawiła mnie ta sprawa z jej ojcem, Chrisem, dlaczego był takim dupkiem i Amy musiała przed nim uciekać. będzie to jakoś rozwinięte? a jeśli nie, to możesz mi to wytłumaczyć w komentarzu, dlaczego był takim potworem?

    co do Amy też dobrze myślałam, że to Lily z "Zagubionego Księcia". teraz też okazuje się, że była siostrą Axla, Lily też chyba była. brakuje tylko związku ze Slashem. o nie, a ona coś się martwiła o niego ostatnio, niech się nie okaże, że byli razem, haha.

    co do GnR, mam rozumieć, że to już jest po tym całkowitym rozpadzie oryginalnego składu?

    dobra, lecę do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja dzieje się w czasach współczesnych. Nie podam Ci dokładnego roku, bo sama nie wiem, no Slash wydaje swoją drugą solową płytę, więc można sobie tak umieścić to w czasie, ale niekoniecznie.

      Teraz zastanawiam się, czy będzie coś więcej na temat Chrisa w dalszych rozdziałach. Coś tam jest wspominane... Hm, ale mogę Ci napisać, bo to żadna tajemnica, aby trzymać ją dalej, aż ukarze się w rozdziale :) Cóż, Chris... to był dupek, ha. To już wiemy. Po prostu bił Amy, bił Laurę i w sumie tyle. Miłość jest ślepa, a w tym wypadku była bardzo.

      Usuń
  5. Wreszcie znalazłam czas by wpaść do Ciebie, Rose. Zacznę od tego rozdziału.
    Tak, Izzy, typowy tatuś. Córeczka w trakcie dojrzewania, unikamy pokoju, hormony szaleją. :D Gdyby jednak dowiedział się, co robiła z Cashem...nie. Młodego by nie zabił. Mnie to się wydaje, że nawet by zrozumiał. A Cash i tak jest synem Slasha, a Angie córką Izzy'ego, więc nie, Izzy by się nie wkurzył.
    Jack Daniels? Z córeczką? No, Izzy. Uwielbiam Cię!
    Angie się przestraszyła, że Izzy coś jej zrobi? Mój Izzy?
    Łooo, już obiecał, jak była mala? Nie żeby coś, no ale Stradlin taki...praktycznie myślący. xD
    Wszyscy czuli żal z powodu odejścia Stradlina, no ale jak tu mówi- wolał dbać o rodzinę. I to się u niego ceni. Jak zaczęłam słuchać Gunsów, to najpierw była tak zwana "faza'" na Duffa, Axla i trochę na Slasha, ale tak malutko. A potem wzrok padł na tego "'cichego", tego "spokojnego" Gunsa i to on znalazł stałe i wieczne miejsce w moim serduszku. To Izzy był tym najlepszym, moim zdaniem.
    Ale do rzeczy, do rzeczy.
    AMY! Nie zabijaj ich! Hahah, Izzy i jego zastanowienie się, co ma powiedzieć. On zawsze ma wszystko obmyślone, a teraz został zaskoczony. Zdarza się, Izzy, zdarza.
    " - No to uznaj, że po prostu ci się to śniło, albo masz jakieś omany.
    Zaśmiała się pod nosem.
    - Wariat.
    - Z miłości do ciebie.:- uwielbiam to! Hah <3
    No i teraz zaczyna się poważna rozmowa dwoch braci, która kontynuowana jest zapewne w kolejnym rozdziale. To ja tu na razie zostawiam komentarz, za parę minut spodziewaj się kolejnego, pod rozdziałem 5.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po cichu się przyznam, że ja Jeffrey'a także lubię najbardziej... chociaż sama nie mogę powiedzieć. Mam do niego specyficzne uczucie. W sumie, do każdego z nich, a raczej trójki, bo Slasha nienawidzę, Steven mnie wkurwia. Ale dobra, to nie jest moment, aby rozpisywać się o moich uczuciach względem panów.

      Izzy chyba zawsze był bardziej kumplem dla córki, córek, niż ojcem. Amy trzymała rygor i było raczej "Bo powiem mamie, jak się zachowujesz" haha. Chociaż, jak sama sobie to wszystko wyobrażę, to wydaje mi się być taką cudowną wizją... Ogólnie, Angie szczęśliwą dziewczyną jest i na pewno nie ma co narzekać. Na swoje relacje z rodzicami i ogólnie.

      Usuń
  6. Oesuu... ♡ Izz jest świetnym ojcem. XD
    I jeszcze London przychodzący po radę do Casha...ciekawie się zapowiada. ^^

    OdpowiedzUsuń