16 października 2015

Rozdział 3

      Cześć. 
Muszę Wam coś napisać, ale tak naprawdę nie wiem, jak mam to ubrać w słowa. Wiem, że deklarowałam się, że rozdziały będę ukazywały się co tydzień, w piątek, jednak w najbliższym czasie mogę mieć z tym znaczny problem. I już tłumaczę dlaczego. Dwa lata temu podjęłam jedną z ważniejszych życiowych decyzji. Po skończonej edukacji wyprowadzam się z domu, ale nie do innego miasta, a do innego kraju. Teraz zaczęło się to dziać. Za tydzień w sobotę mam samolot do nowego świata, w którym będę zaczynała wszystko od zera, zaczynając od urządzenia mieszkania, a kończąc na szukaniu pracy, poprzez poznawanie miasta i nowych ludzi. Mogę mieć problem z czasem, aby to wszystko ogarnąć. Jednak postaram się być punktualna. A teraz kończę już moje przynudzanie i zapraszam na nowy rozdział. Oczywiście proszę o komentarze, a za wszystkie, które się tu pojawiły pragnę serdecznie podziękować. 



Rozdział 3

London przesiadywał na uczelni, Cash zamknął się w swoim pokoju i nie miał ochoty raczej z nikim rozmawiać. Lauren wpadła, jak po ogień i zaraz sobie poszła twierdząc, że nie ma czasu. W domu zapadła cisza, słuchać było tylko, iż lodówka co jakiś czas się włącza. Slash stał na środku salonu i zastanowił się, co on właściwie takiego tu robi? Co się właściwie takiego stało, że właśnie znalazł się w tym miejscu w swoim życiu, a nie w innym? Czy to wszystko nie miało przypadkiem wyglądać trochę inaczej? No może i miało, ale najwyraźniej ktoś miał inny plan na jego marne egzystowanie. Popatrzył na schody. Zastanowił się przez chwilę, czy by nie przydało się pogadać z Cashem, ale odechciewało mu się na samą myśl, że syn ponownie go spławi. Co prawda był już dorosły. W pewnym sensie dorosły. Wydawało mu się, że był dorosły, bo za parę miesięcy kończy osiemnaście lat, jednak w oczach Slasha ten chłopak był jeszcze małym dzieckiem, które raczej nie potrafiło poradzić sobie ze wszystkim.
            Hudson wyszedł na taras domu. Mimo tego, iż była końcówka lutego,  pogoda w Los Angeles wydawała się być czysto wiosenna. Słonce przyjemnie grzało, wiał lekki wietrzyk i na pewno nie było zimno. Zamknął oczy i wsłuchał się w gwar ulicy, który głównie opierał się na samochodach, piskach dzieci, szumu przelatującego samolotu. Nie raz marzył o takiej chwili spokoju, jednak w tym momencie, to wszystko zaczynało go dobijać. Niby nie był sam, bo wokół niego było pełno ludzi, ale czuł się jakby oni wszyscy należeli do trochę innego świata. Jakby do końca nie zdawali sobie sprawy z tego, co takiego Slash przeżywa, myśli i czuje. No i może właśnie tak było? A może wszyscy nie chcieli po prostu tak bardzo zagłębiać się w życie Hudsona, bo tak było łatwiej?
            Otworzył oczy i pierwsze, co to jego wzrok przykuła kobieta, która właśnie przechodziła ulicą. Miała na smyczy labradora, który się jej ciągnął, a ona za wszelką cenę starała się zapanować nad psem. Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne i falowane włosy. Sukienka delikatnie powiewała na wietrze. W tym momencie wyglądała trochę, jak anielskie wcielenia człowieka. Hudson nie mógł oderwać od niej oczu. I nagle zdał sobie sprawę z tego, iż pierwszy raz popatrzył na jakaś kobietę, tak jak patrzy facet na kobietę od dnia śmierci żony. Dziwnie się z tym poczuł. Jakby nagle obudził się z jakiegoś snu i spostrzegł się, iż na tym świecie, całkiem blisko niego żyją też kobiety. Przyglądał się ciemnowłosej, która w tym momencie przykucnęła, aby dać coś psu. Zastanowił się, kim ona jest w swoim życiu? Wyprowadza psy na spacer? Jest treserką? A może to jej zwierzak i nie potrafi nad nim zapanować? Lekko się uśmiechnął. Usłyszał czyjeś kroki na schodach.
            - Tato, wychodzę.
            Slash odwrócił się i popatrzył na Casha, który wyglądał, jakby przez ostanie dni nie robił nic innego, jak tylko imprezował.
            - Gdzie?
            - Nie wiem, gdzieś. Do kumpla idę. - Padła odpowiedź. - Co? Mam ci podać adres, telefon? Numer do jego matki? Może jeszcze bank w jakim ma konto?
            - Nie, idź, ale wróć o względnej porze.
            Ponowie się odwrócił. Miał nadzieję, że ta kobieta jeszcze będzie na ulicy. Była. Głaskała psa i teraz tak pięknie się uśmiechała. Cash popatrzył na ojca wielkimi oczami. Chłopak zastanowił się, co się właściwie takiego stało. Jeszcze parę godzin temu Slash najchętniej by zrobił mu przesłuchanie, a teraz tak po prostu powiedział, że ma sobie iść. Wszedł na taras, stanął obok ojca i popatrzył w ta samą stronę. Trochę się zdziwił, kiedy jego oczy dostrzegły kobietę. Jakąś tam szarą myszkę z psem, na którą by tak normalnie nikt raczej nie zwrócił uwagi, bo przecież tacy ludzie robią wszystko, aby po porostu zapaść się pod ziemię.
            - Aż taka ładna jest? - Zapytał ojca. Slash nie reagował tylko dalej na nią patrzył. - Halo, Slash, tu ziemia! - Pomachał ojcu ręką przed oczami. - Wróć do świata żywych.
            - Co?
            - Podoba ci się ta dziewczyna?
            - Jaka dziewczyna? Skąd ci przyszło to do głowy. Zamyśliłem się. Miałeś gdzieś iść, to idź.
            Kobieta pogłaskała jeszcze psa, a potem zniknęła za zakrętem. W tym samym momencie Slash zszedł z tarasu zostawiając Casha samego. Chłopak popatrzył na ojca z pobłażliwym spojrzeniem. W końcu coś się zaczynało zmieniać, chociaż może sam Slash nie chciał się do tego przyznać.


***

Szedł przez miasto z puszczoną głową. Miał na głowie kaptur i za wszelką cenę starał się, aby nikt go nie rozpoznał. Bycie dzieckiem Slasha nie było łatwe. Już dawno zdał sobie z tego sprawę, ale poczuł to jeszcze bardziej po śmierci matki. Wtedy dopiero jego rodzina stanęła na świeczniku. A sami dziennikarze tak naprawdę nie pomagali w pogodzeniu się z tą całą tragedią. Cash oglądał się za sobą, czy przypadkiem nikt za nim nie idzie. Niby było czysto, chociaż hieny znajdowali już przeróżne techniki zdobywania ciekawych zdjęć. A to zdjęcie by było na pewno dla nich bardzo dobrą pożywką. Zaszedł na tył budynku, aby wejść przez wejście dla personelu, prześlizgnął się do środka. Chyba mu się udało, chociaż to będzie dopiero wiadomo za parę godzin. Zdjął kaptur, dopiero tu mógł poczuć się swobodnie. Odetchnął z ulgą i skierował się w schodami na drugie piętro.
            Pewnym krokiem wszedł do dużej sali, gdzie ściany były pomalowane na niebiesko, a podłoga wyłożona wykładziną. Kilka par oczu skierowało się na Casha, a niektórzy ich właściciele nawet się do niego uśmiechnęli. Chłopak zdjął kurtkę, buty i wszedł na miękki dywan. Kobieta,  która siedziała właśnie przy stoliku i rysowała biedronkę popatrzyła na młodego Hudsona i przewróciła oczami. Chłopak usiadł na przeciw niej.
            - Cash, masz dziś wolne, po co ty tu? Weekend jest, mało podopiecznych. Idź do domu i spędź ten czas z rodziną, hmm?
            - Nie chce mi się siedzieć w domu. Prawda jest taka, że tylko tu mogę być sobą. - Odpowiedział z westchnięciem. - Ale chyba nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć. - Popatrzył w oczy kobiety, która była opiekunką grupy, a także w pewnym sensie jego szefową. - Wiesz? Tu jestem po prostu Cash, a nie.. Cash Hudson, cudowne dziecko tego cudownego gitarzysty. - Westchnął.
            - Ale do szkoły chodzić musisz. Dobrze wiem, że wczoraj od rana miałeś zajęcia w szkole, a byłeś tu zamiast tam.
            - Obiecałem Taylorowi, że będę w piątek, to musiałem być. Przecież wiesz, jakie to dla niego ważne.
            Kobieta nic już nie odpowiedziała. Skończyła rysować szkic i podała kartkę dziewczynce z Zespołem Downa, która siedziała obok niej. Mała blondynka o imieniu Nadia zaraz wzięła do rączki kredki i zaczęła kolorować rysunek. Cash rozejrzał się po sali i zastanowił się, co by miał takiego robić. Prawda była taka, iż w dziennym domu pomocy w weekendy nie było co robić, bo większość dzieci spędzała ten czas ze swoimi rodzicami.
            Bycie wolontariuszem i praca w takim właśnie miejscu dawała bardzo wiele młodemu Hudsonowi. W jakimś sensie spełniał się przez i wiedział, że robi coś dobrego. Może jego brat London był jednym z lepszych studentów na roku, może i Slash mógł  być z niego dumny, a matka nie przewracała się w grobie na jego wybryki, ale tak naprawdę, to London nie robił nic dla świata. Żył zamknięty w swoim własnym, a inni go mało obchodzili. Cash może i zawalał szkołę, ale przecież nie robił tego, aby iść z kolegami na wagary. Kiedy nie było go na zajęciach, to przesiadywał własnie w tym ośrodku i bawił się z chorymi dziećmi. W pewnym sensie czuł z nimi pewną więź. One były wykluczone przez swoją chorobę. Ludzie się bali tylko dlatego, że inaczej wyglądali. Czasem inaczej się zachowywali. Mieli inny świat niezrozumiały i tak bardzo inny. Cash był wykluczony, bo wszyscy brali go za snoba, który nie widzi nic innego niż czubek własnego nosa. A przecież wcale tak nie było. Obchodził go los innych. Nie bez powodu tu przychodził. Przecież nikt go do tego nie zmuszał.
            Pomógł Nadii pokolorować rysunek. Dziewczyna wręczyła Cashowi czerwoną kredkę i pokazała dokładnie, gdzie chłopak ma zamalowywać. Po skończonej pracy napisał na kartce imię dziewczynki. Mała blondynka pobiegła do swojej szafki i schowała malunek, a potem zaciągnęła chłopaka do układania klocków.
            - Chash, możemy pogadać?
            Zaczął budować właśnie kolejną ścianę domku, kiedy stanęła nad nim opiekunka grupy. Hudson przeprosił dziewczynkę i udał się z kobietą na bok.
            - O co chodzi?
            - Posłuchaj mnie. Wiem, że chcesz to robić, ale Cash... od pewnego czasu, to ja mam wrażenie, że ty bardziej potrzebujesz pomocy niż te dzieciaki. Przesiadujesz tu prawie całe dnie. Zawalasz przez nas szkołę, życie rodzinne. Dobrze wiesz, że tak nie może być. Praca tu ma być dodatkiem do twojego życia, a nie formą ucieczki.
            Chłopak wbił wzrok w podłogę. Prawda była taka, iż ta kobieta miała rację. Cash powoli zaczynał zamykać się w swoim własnym świecie, a przebywanie z niepełnosprawnymi dziećmi mu to ułatwiało. W tym momencie nie wiedział, co miał powiedzieć. Jakby zaprzeczył, to by przecież skłamał. Jakby powiedział prawdę, to decyzja opiekunki by była łatwa do przewidzenia.
            - Nicole, ale wszystko jest w porządku. - Wymamrotał w końcu. - Naprawdę, nie musisz się o mnie martwić. Przecież nic takiego się nie dzieje.
            - Hudson, Hudson. Wracaj dziś do domu. Pogadaj z ojcem, bratem. Spędźcie trochę czasu razem. - Poklepała chłopaka po ramieniu. - A w poniedziałek przyjdź dopiero po swoich zajęciach w szkole. Naprawdę, nie chce mieć cię na sumieniu, iż zawaliłeś szkołę przez nas.
            Cash już nic nie odpowiedział. Wiedział dobrze, że nie wygra z opiekunką. Nicole była kobietą, która twardo stąpała po ziemi i raczej robienie słodkich oczek nie działo na nią tak jak na każdego. Nie pozostało mu nic innego, jak po prostu pożegnać się z dziećmi i wrócić do domu.


***

Lauren zaparkowała samochód pod domem rodziców. Popatrzyła na matkę, która spała z przyklejonym policzkiem do szyby. Stradlin tylko blado się uśmiechał. Po przeżyciach z ostatnich dni powiedział sobie, że chyba już nigdy nie ruszy się poza granice Stanów Zjednoczonych. Nie wiele go to obchodziło, iż przy jego zawodzie było to raczej niewykonalne. W końcu był gwiazdą i może raz na jakiś czas mógł zachować się właśnie jak taka gwiazda. Amy otworzyła oczy i kiedy zobaczyła swój ukochany płot, który by przydało się odmalować serce zaczynało się jej radować. W końcu, w domu. Wysiadła z samochodu i zaczęła wdychać kalifornijskie powietrze. A następnie popatrzyła na swoją najmłodszą córkę, która siedziała na schodach domu.
            Amy mogła by się spodziewać trochę milszego powitania. W tym momencie, to miała wrażenie, że Angie tak naprawdę czuje się załamana, iż rodzice wrócili. Istotnie, tak było. Kiedy znajdowała się pod opieką Lauren, miała trochę więcej luzu. Teraz ponownie musiała wrócić do sztywnych zasad, które jej raczej nie odpowiadały. Blado uśmiechnęła się do matki, która właśnie weszła na posesję domu. Angie nawet się nie ruszyła. Błagalnie popatrzyła na Lauren, aby dziewczyna nie zwierzała się rodzicom z dwóch ostatnich dni. Teraz najmniej potrzebowała kazania matki i wzruszenia ramionami ojca.
            - Cześć mamo, cześć tato. Miło, że jesteście już w domu. Tęskniłam. - Powiedziała automatycznie patrząc na nich i blado się uśmiechając. Miało to wszystko wyglądać trochę inaczej, ale w tym momencie nie było stać ją na nic więcej. Wydawać by się mogło, że nawet i to było za dużo.
            - Rozumiem twój żal, Młoda. - Odezwał się Izzy poklepując córkę po ramieniu i wszedł do domu.
            Lauren poszła zaraz za nim, natomiast Amy uporczywie stała na schodach. Przyglądnęła się córce i już wszystko wiedziała. Znamiona wczorajszej imprezy Angie miała wypisane na twarzy. Niepewnie przytuliła córkę, która raczej nie była chętna do jakichkolwiek czułości.
            - Wszystkiego najlepszego, skarbie. - Szepnęła jej do ucha.
            - Mamo, przestań. Stara już jestem. Nic mnie w życiu nie czeka. - Odpowiedziała Angie przewracając oczami, a potem przytulając się jednak do matki. Przecież nie chciała sprawić jej przykrości.
            Lauren wyszła z domu. Popatrzyła na ten obrazek i sama nie wiedziała, czy miała przerywać taką piękną scenę. W sumie, to najchętniej by zrobiła w tym momencie zdjęcie, aby uwiecznić tą chwilę. Nie często się one zdarzały. Mogła powiedzieć, że prawie wcale. Amy odsunęła się na chwilę od Angie i popatrzyła na starszą córkę.
            - Laurie, możemy chwilę pogadać?
            - Yhm, ale nie mam za wiele czasu. Dylan został z Młodym, a za dwie godziny musi iść do pracy. - Westchnęła.
              - No dobrze, to chodź, nie zajmę ci za wiele czasu.
            Angie szeroko się uśmiechnęła, miała ochotę składać kwiaty dziękczynne Lauren, iż tak szybko przerwała tą chwilę czułości. Sama weszła do domu zostawiając siostrę i matkę same.
            Lauren znacząco popatrzyła na matkę, która wyglądała na taką, jakby miała zaraz zasnąć na stojąco. Ziewnęła kilka razy i usiadła na schodach. Lauren zaraz obok niej.
            - Powiedz mi. Byłaś ostatnio u Slasha? - Zadała pytanie.
            - Noo, dziś wpadłam na chwilkę, bo miałam sprawę do Casha.
            - I jak z nim?
            - Jak zawsze wkurzający.
            - Nie pytam o Casha, a o Slasha.
            - Slash, jak Slash.. a co ma z nim być? Chyba go trochę nosi, bo wziął sobie wolny weekend. - Wzruszyła ramionami. - A jak chcesz wiedzieć coś więcej, to najlepiej sama się z nim spotkaj.
      Amy ciężko westchnęła. Lauren w sumie miała rację. Tylko, że spotkania z przyjacielem przychodziły jej od pewnego czasu dość ciężko, ale.. sama nie wiedziała w tym leżał problem. Może chodziło o to, iż Amy była po prostu szczęśliwa. Odnalazła spokój, spełnienie, spokojnie spała. Czuła miłość i troskę. A Slasha.. od pewnego czasu żył w swoim własnym świecie i uciekał w pracę. Amy chyba nie chciała tak obnosić się przed nim swoim szczęściem. To była jedyna racjonalna odpowiedź.

11 komentarzy:

  1. Co po przedniego komentarza- wiem, że Lauren ma syna, ale nadal ciężko mi jest wyobrazić sobie Izzy'ego jako dziadka xD I wiesz, my wiemy, że nie stworzyłaś tak tego w świetle rozwodu Hudsonów, tylko wczesniej :D

    ...

    Slash zaczyna się oglądać za kobietami. Uuu, widze poprawę.
    Co do "Slash, tu ziemia"- to ja bym chyba oberwała, jakbym powiedziała do swojego ojca ", tu ziemia!" albo do mamy. No, ale to Slash, więc raczej nie będzie zwracał na takie rzeczy uwagi.
    Wiesz, Cash ma rację. Może i London jest świetnym uczniem, może Slash może być z niego dumny, ale poza uczeniem się London nie ma żadnej perspektywy, niczego. Co zrobi, jak skończy studia? Pójdzie do pracy i będzie takim znudzonym robolem? Czy może znajdzie coś, co go interesuje, albo będzie pomagał, tak jak Cash.
    Cash. On własnie coś robi. Pomaga chorym dzieciom, bawi się z nimi i cieszy go to, że może coś zrobić. Cieszy go to, że wsród nich może być sobą.
    Ale kierowniczka ma rację. Cash sam potrzebuje pomocy. Imprezuje, kręci się, ale...no potrzebuje pomocy, jakiegoś zainteresowania.

    A Amy może i miała swobodę, ale pewnie tęskniła za rodzicami. Zwłaszcza, jeśli ojcem jest Izzy <3. Jejku, naprawdę się cieszę, że w tym opowiadaniu jest Izzy.

    Co do Twojego powiadomienia u góry- rozumiem. Jakby co, ja zawsze poczekam. Ja niedługo też mogę mieć jeszcze mniej czasu niż mam- prawdopodobnie pójdę do pracy.

    Weny i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Cash powiedziałby tak do ojca, nawet jakby to nie był Slash. Ha, no w końcu to Cash, który jest lekko zbuntowany, a może tylko mu się tak wydaje? Pomaganie dzieciom, a jego potrzeba buntu jakby trochę się ze sobą kłóciła. Jednak racją jest to, że on robi coś bardziej pożytecznego niż jego brat. London nawet jak skończy 10 kierunków studiów, zostanie doktorem, to i tak usiądzie i stwierdzi - Cholera, i co? I nie mam nic. - Cash może nie skończy szkoły i tak dalej, ale będzie miał satysfakcję, a to jest dorsze od wszystkiego.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No, to lecimy po kolei!
    Dobrze, że Saula zainteresowała tamta kobieta. Niech się Slash za paniami ogląda, bo od śmierci Perli minęło tyle czasu, że ma do tego prawo.
    Jestem dumna z Casha. Znalazł sobie cudowne zajęcie, ale jak powiedziała opiekunka – chłopak nie może przez to zawalać szkoły i jeszcze bardziej zamykać się w sobie.
    Nie wiem, ale cieszę się, że dałaś tu taki wątek. I teraz przypomniała mi się „Wyspa mojej siostry” – książka dla dzieci, którą powinni przeczytać i dorośli.
    A co do Londona… niby racja, nic nie robi dla świata, ale ja tam pewna jestem, że nie skończy jako zwykły pracujący facet po studiach. Na pewno nie.
    Ja nie wiem, ale tak bardzo mi się spodobał ten moment, jest w nim coś… nie wiem, cudownego.
    „- Rozumiem twój żal, Młoda. - Odezwał się Izzy poklepując córkę po ramieniu i wszedł do domu.”
    I ja nie wiem, ale tak bardzo kocham tu Izzy’ego (znaczy, nie tylko tu, ale… tutaj też, bo nie we wszystkich opowiadaniach go kocham, o!), że ja nie wiem. Cieszę się, że jest w tym opowiadaniu. I że są z Amy szczęśliwi.
    I Slash też niedługo będzie szczęśliwy. Nasz kochany Saulie…
    Muszę Ci coś powiedzieć, Rosie. Niesamowicie bardzo podoba mi się to opowiadanie. Dużo lepiej się je czyta. Nie tylko dlatego, że rozdziały są krótsze, chociaż chyba też dlatego. Bardziej chodzi mi o to, że Apocalyptic Love jest mniej męczące, pozytywniejsze takie.
    No, to uciekam. Pozdrawiam!
    Weny do pisania książki i szczęścia w nowym kraju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie mów żegnaj na początku też było takie fajne i lekki, ale potem zrobiła się z tego brazylijska telenowela i coś zdechło. Chyba wszyscy to widzieli. Ech, ale nie ma co się rozprawiać nad tamtym opowiadaniem, bo mamy to i jesteśmy tu, a nie tam.
      Najwyższa pora, aby Slash poszukał sobie jakiejś kobiety, bo ile można żyć w takim zawieszeniu. Można by było powiedzieć, że i tak jak na niego 10 lat to długo, w sumie dla każdego faceta długo. Może nie całe 10 lat, jak się zaraz okaże, ale jednak.
      A co do Stradlinów... ech. Są szczęśliwi. Są... niech będą, póki są.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. w końcu przybywam!

    nie przedłużam, najpierw kilka słów do poprzedniego rozdziału - wspomniałam już, że chyba największą sympatią darzę Londona, nie wiem, po prostu wydaje mi się taki bliższy, sprawia mi przyjemność czytanie o nim. do Casha mam nadal trochę mieszane uczucia, niby ma u mnie plusa po tym rozdziale, ale o tym za chwilę. i podziwiam Londona za to, że mimo, że ma sławnego ojca, nie wiadomo ile kasy, to ten jest taki ułożony, studiuje dwa kierunki (w tym matmę!) i chyba o żadne rozgłosy mu nie chodzi. gdyby wszystkie dzieci gwiazd takie były. totalne przeciwieństwo takiej córki Mustaine'a, której się już nawet odwidziało chodzenie do prywatnej szkoły.
    tak mnie zastanawia sprawa ze stewardessą, to w sumie mógłby być jakiś cud jakby ją spotkał po raz kolejny, haha, ale w opowiadaniach akurat wszystko jest możliwe. i zastanawiam się, czy to jakiś znaczący wątek czy on po prostu tak się obejrzał za atrakcyjną kobietą.
    tak z ciekawości jeszcze, Lauren jest córką Izzy'ego? nie wiem, wydaje mi się, że to jakieś dziecko Amy z poprzedniego związku... chyba że była o tym mowa i to ominęłam?
    tak właściwie to też niespodziewałam się, że Perla nie żyje... myślałam, że ona jest w tym opowiadaniu, jest jego żoną. pamiętam, że na Zwierzeniach Sunset Strip coś pisałaś kiedyś o Axlu jako o samotnym ojcu. chłopiec miał chyba na imię Tony, matka nie pamiętam już... i tak cholernie to mi się podobało, chyba niejedna łza mi pociekła przy tym, par razy to przeczytałam.

    co do tego rozdziału - dawaj, Slash! o jezu, mam nadzieję, że ta kobieta się jeszcze pojawi. niby była taka "z boku", nic nie mówiła, zero, ale wzbudziła we mnie jakąś sympatię. i chcę, żeby poszli na kawę, żeby wpadli na siebie, cokolwiek.
    tak wszyscy gadają na Londona, że ma swój świat, zamyka się w nim, uczy się, nie chodzi na imprezy, a okazuje się, że Cash robi to samo. ma ten swój wolontariat, zajmuje się dziećmi i w tym się zamyka, ma przez to gdzieś szkołę etc. chociaż bardzo duży plus za to dla niego, ja ogólnie podziwiam ludzi, którzy pracują z niepełnosprawnymi etc. nie każdy by tak potrafił. pamiętam, że w hotelu była jakaś grupa osób z zespołem Downa, jedli obiad, ja akurat wtedy byłam z koleżanką kelnerką i czułam się trochę skrępowana chodząc po tej sali. nieważne zresztą.
    Dylan i Dave (Dave :)) też wydają mi się bardzo ok, zastanawiam się jak wytrzymują z taką Lauren, która jest taką panikarą, jeszcze nerwową. ale może była taka tylko przez tę sytuację z Angie.

    i to chyba na tyle. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, London zdecydowanie jest oderwany od tego całego świata swojego ojca i chyba nawet niewiele go obchodzi, kim Slash tak naprawdę jest, a jakie noszą nazwisko. Chociaż myślę sobie, że to także jest jego mechanizm obronny. Chłopak znalazł sobie zajęcie, a może także ma w głowie coś takiego, aby nie zawieść matki, mimo tego, że ta już nie żyje.
      Wspomniałaś o "Niebo jest wszędzie" Och, to było piękne opowiadanie, wzruszające, ale to niestety chyba takie nie jest. Na pewno nie ma takich wygórowanych słów jak tam.

      Izzy jest typowym facetem, więc za kobietami się ogląda. Aczkolwiek nie ma co tu doszukiwać się drugiego dna. I tak, Laura nie jest jego córką. Nie było jeszcze o tym mowy, ale na wszystko przyjdzie pora.

      Nie martw się. Pani z psem się jeszcze pojawi. Mogę Cię zapewnić.

      No i na sam koniec Cash. Nasz biedny Cash, który podobnie jak jego brat ucieka, tylko nie w naukę, a w coś innego. Cóż, każdy radzi sobie z problemami. Musi...

      Jest mi bardzo miło, że tu jesteś.
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  4. O jejku, szczerze? Nie spodziewałam się tego po Cashu.
    Na początku uważałam go za zwykłego gówniarza, który myśli, ze jest dorosły i wykorzystuje śmierć matki.
    Teraz widzimy całkiem inny jego obraz.
    Bardzo dobry obraz.
    Miał rację z tym, ze London nic nie robi. To znaczy, wiesz, nie robi nic prócz nauki. A nie wykształcenie jest w życiu najważniejsze. Bo w sumie, co ci po dobrej pracy skoro nie masz Przyjaciół ? Nie masz żadnych zainteresowań, perspektyw.
    Cash bardzo pozytywnie mnie zaskoczył :)
    Slash spojrzał na kobietę. No ładnie, robi postępy :D
    Hmm mam pewne przeczucia, ze tą kobieta będzie tą szczęściarą, która zawróci zawrócić sercu Mr.Hudsona xd
    To miło ze strony Amy, ze martwi się o Saula. W końcu byli przyjaciółmi, z tego co zdążyłam zauważyć. Izzy też mógłby się nim zainteresować...no ale to Izzy. Jemu można wybaczyć xd
    Co mam jeszcze napisać?
    Rozdział jest gienialny i chyba nic więcej nie trzeba mówić :》
    Czekam na kolejny i pozdrawiam ciepło ☆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cash sprawia tylko wrażenie takiego, hm... zbuntowanego i rozpieszczonego dzieciaka, który lubi bawić się otoczeniem. No tak, na pierwszy rzut oka, zestawiając go z Londonem może wydawać się dość pusty, ale jednak taki nie jest. On ma swój świat i mocy system wartości.
      Masz rację. Pani z psem jeszcze się pojawi. Oj, pojawi się i będzie sporo zamieszania.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Jedyne, co mi przyszło na myśl po przczytaniu rozdziału to: ,,Och".

    Zupełnie zmieniłaś moje spojrzenie na Casha. Kompletnie się po nim tego nie spodziewałam. Cash byłby ostatnią osobą, o której bym pomyślała, słysząc słowo ,,wolontariat''.
    Co do Angie... Trochę zirytowało mnie jej zachowanie w stosunku do matki. Wiadomo, że kiedy rodzice przyjeżdżają, to traci się swobodę, ale nie musi z tego powodu strzelać dziwnych fochów.
    Ach, no i dobrze, że Slash zainteresował się jakąś kobietą. Sporo czasu minęło od śmierci Perli, a przecież on zasługuje na choć odrobinę szczęścia, prawda?

    Rozdział świetny. Masz talent dziewczyno :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, czyli Cash jednak nie jest rozpieszczonym bachorem. Ma w sobie głębię. Coś czuję, że go polubię...
    Biedny Slash... ale może w końcu zacznie żyć?..
    Izzy jest uroczym ojcem. ♥

    OdpowiedzUsuń