22 stycznia 2016

Rozdział 19

      Cześć.
Kolorowy zawrót głowy z tym rozdziałem. Jest on dopisany, bo stwierdziłam, że są pewne sprawy, które ogólnie pominęłam, kiedy pisałam to opowiadanie. Miałam zamiar zamieścić tu rozmowę Amy z córką, ale oczywiście za bardzo mnie poniosło... a rozmowy i tak nie ma... tak to jest, kiedy Rose bierze się za pisanie czegoś konkretnego. Ale muszę powiedzieć, że w sumie jestem z siebie zadowolona, bo jest to pierwsza duża forma, którą napisałam od paru miesięcy i nawet mi się podoba, a do tego narracja w trzeciej osobie. Ostatni raz pisałam w trzeciej osobie te trzy lata temu, kiedy walczyłam z tym opowiadaniem.... No cóż, to zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam!



Rozdział 19

Angie przemyła twarz zimną wodą, a następnie spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała dobrze, a mogła nawet powiedzieć, że było bardzo źle. Oczywiście musiała wziąć na poprawkę fakt, że była dzień po imprezie, jednak i tak lekko się skrzywiła na swój widok. Ciężko westchnęła starając się ułożyć sobie włosy, ale po paru próbach niepogodzeń postanowiła wziąć je w kucyk. Nie miała ochoty wracać do domu, bo nawet nie wiedziała, co tam takiego zastanie. Izzy był w rozsypce, a sama Angie miała wrażenie, że upada razem z nim. Za dnia niby się trzymał. Jeździł do studia, pisał nowe piosenki, nawet czasami coś ugotował, ale wszystko zaczynało pękać nocą, kiedy słyszała płacz swojego ojca. Sama miała wtedy ochotę zawinąć się w pościel po prostu zacząć płakać. Nie wiedziała, jak miałaby jemu pomóc, a także nie chciała się już wtrącać. Wszystko zaczynało ją przerastać, a razem z kacem przyszła chwila, w której zdała sobie sprawę, że czuje się jak mała, bezradna dziewczynka. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i wyszła z łazienki. Obiecała Hannie, że zostanie u niej, aby pomóc ogarnąć po imprezie, ale powoli zaczęła tego żałować, bo dom wyglądał jak po bitwie. Mogła zatrzymać Casha i Londona, aby jednak także zostali, chociaż... nie, London nawet nie był w stanie ustać na nogach. Dziewczyna zaśmiała się na wspomnienie swojego przyjaciela i weszła do kuchni. Hanna siedziała przy stole z kubkiem mocnej kawy i nieprzytomnie wpatrywała się w zdjęcia, która były przyczepione na lodówkę. Przez chwilę zastanowiła się, czy kiedykolwiek ona będzie miała taką własną lodówkę, na którą z uporem maniaka będzie przypinała zdjęcia swoich dzieci. Z zamyślenia wyrwało ją westchnięcie Angie. Dziewczyna popatrzyła na kubek z kawą, a następnie wzięła parę łyków siadając przy stole. W tym momencie zaczęła rozumieć, dlaczego jej rodzice nigdy nie zgadzali się na imprezy urodzinowe w domu. Amy na pewno dostałaby zawału, jakby zobaczyła swój piękny salon... chociaż chyba nawet już nie swój. Ruda położyła głowę na stół. Zimny blat dał chwilę ukojenia.
            - London ma dziewczynę? - Zapytała Hanna wstając z miejsca i odstawiając kubek do starty brudnych naczyń.
            - Dla niego liczą się tylko jego książki, a kochać to chyba z matematyką się lubi. - Odparła Angie ziewając. - Swoją drogą, nie dziwię się, że nie ma, bo jest po prostu nudny.
            Hanna załamała ręce, kiedy rozejrzała się wokół siebie. Nie miała na to wszystko siły, a do tego w głowie całkiem inne myśli. Nie mogła zapomnieć o Londonie i tych paru godzinach z nim spędzonych. Angie może miała rację, że był trochę zakręcony na punkcie matematyki, ale to było w nim właśnie inne. Nie mówił o jakiś głupotach, o których Hanna nawet nie miała już ochoty słuchać, nie był nachalny względem niej i nie zależało jemu tylko na tym, aby zaciągnąć ją do łóżka. Może wydawał się być trochę za poważny, ale za to zależało mu na naprawdę poważnych rzeczach i właśnie chyba to było w nim urocze.
            - A dasz mi jego numer? - Zapytała niepewnie.
Angie poderwała głowę i się uśmiechnęła.
            - Widziałam was wczoraj jak się całowaliście... no, myślałam, że to tylko tak, bo on przegiął z alkoholem, ale teraz widzę, że raczej nie... fajnie. Może uda ci się wyciągnąć go z tych książek!
            - A myślisz, że... mogę robić sobie niepotrzebne nadzieje...?
            - Nie, London taki nie jest... - Westchnęła Angie wstając ze swojego miejsca. Podeszła do Hanny, która wzięła się właśnie za mycie naczyń. Wzięła od niej talerz i zaczęła go wycierać, przejrzała, przejrzała się w lśniącej tafli ceramiki. - On będzie kochał, na zawsze... do końca... jak mój tato... - Szepnęła, bardziej sama do siebie. - Tylko abyś ty nie była taka jak moja mama...
            - Co powiedziałaś? - Hanna odwróciła głowę w jej stronę. - Wiem, że mamy kaca, ale mów trochę głośniej.
            Angie przez dłuższy czas nic się nie odzywała. Czuła się jeszcze gorzej niż dzień wcześniej. Jednak wszyscy mieli rację, że alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów. Problemy wróciły, a ona musiała zmagać się jeszcze z kacem moralnym, że tak po prostu się upiła. Nigdy by się tego po sobie nie spodziewała. Owszem lubiła dobrą zabawę, ale znała granicę, którą wczorajszego dnia gdzieś się zatraciła. Nigdy nie chciała przyznać sama przed sobą, że tak naprawdę pochodziła z rodziny alkoholików. Może jej samej to nie dotyczyło, ale jednak nic nie zmieniało faktu, że ojciec i wujek byli alkoholikami. Odłożyła talerz, który wycierała już od prawie piętnastu minut i wzięła następny. Zatrzymała machinalne ruchy.
            - Zabawne, jak możemy kogoś stracić w jednej sekundzie. Nawet się tego nie spodziewamy... wstajemy sobie rano, idziemy, gdzie mamy iść i nie myślimy o tym, że bliska nam osoba...
            - Mówisz o mamie chłopaków? - Zapytała Hanna odgarniając sobie kosmyk włosów. - To musi być straszne... ja sobie nie wyobrażam stracić rodziców. Wiem, narzekam na nich, ale są... rodzinę ma się tylko jedną i nie ważne jaka jest, ważne, że jest...
            - Tak, mówię o ich mamie. - Westchnęła Angie, chociaż tak naprawdę miała na myśli swoich rodziców. Może nie umarli, ale stracili siebie. W jednym dniu, w jednej sekundzie, która przeważyła o całym ich życiu. - Chyba wszyscy bardzo to przeżyli... nie tylko chłopaki, ale także Slash... no i moi rodzice.
            - Pamiętasz ich mamę?
            Angie zamyśliła się przez chwilę.
            - Nie, w sumie nie... miałam niecałe sześć lat, kiedy zmarła... chyba moja mama się z nią nie lubiła - powiedziała z lekkim uśmiechem kpiny. - Pewnie chodziło o Slasha. Tak naprawdę ja poznałam chłopaków dopiero po śmierci Perli. Moi rodzice wtedy zajmowali się Cashem i Londonem, bo Slash nie był w stanie... a sama Perla jest dla mnie abstrakcją, jakby nigdy nie istniała. Cash nie chce o niej rozmawiać, London tak samo. Mam wrażenie, że ich mama jest tematem tabu. Chyba... chyba nigdy o niej nie rozmawiali, między sobą, ale także ze Slashem... - Westchnęła. - Ja wiem, że to ciężkie, ale trzeba ze sobą rozmawiać, nie? Nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć, może wybaczyć. - Angie zaczęła mówić co raz bardziej nerwowo. - Ale trzeba ze sobą rozmawiać, bo przecież rozmowa jest najważniejsza, nie można tak po prostu zostawić niektórych rzeczy! - Upuściła talerz, który rozsypał się na podłodze w drobny mak.
            Hanna popatrzyła na nią lekko przerażona.
            - Angie, wszystko w porządku? - Zapytała z troską.
            - Nic nie jest w porządku. - Odpowiedziała. - Nic nie jest i już nie będzie. I nie chodzi o matkę chłopaków! Chodzi o mnie... i o moich rodziców. Rozwodzą się, bo matka się puściła i zaszła w ciążę... a teraz ma mnie kompletnie gdzieś i mnie unika... a ojciec totalnie się rozsypał, ja nie wiem co mam robić! Mam już tego wszystkiego dość... Hanna, ja... - Zawiesiła głos płacząc. Jej przyjaciółka stała przerażona i wpatrywała się w rudą. Nie miała o niczym pojęcia. Rodzina Angie zawsze wydawała się być idealna, jakby była zaprzeczeniem całego świata Hollywood. Prędzej mogła spodziewać się takiego czegoś po swoich rodzicach, ale nie po państwu Isbell. Angie stała bezradna i po prostu płakała. Hanna w końcu odłożyła szklankę, którą właśnie myła i przytuliła do siebie przyjaciółkę mówiąc, że wszystko będzie dobrze... że jej pomoże przez to przejść.



***

Izzy rzucił niedopałek papierosa na schody i przydeptał. Ciężko westchnął opierając się o drewniany słup podtrzymujący dach ganku. Lafayette co raz bardziej zaczynało go przytłaczać, nie mógł zostać tam wiecznie, ale z drugiej strony nie chciał zostawiać Amy samej. Ponownie. Chociaż teraz nic ich nie łączyło, nie uciekał dzień po tym, jak ona wyznała mu miłość. Bardzo tego żałował, ale wtedy wydawało mu się, że było to jedyne odpowiednie rozwiązanie. Przestraszył się. Amy miała trochę ponad osiemnaście lat, a on dwadzieścia dwa i ustawiony wyjazd do Los Angeles. Wszystko miało być takie proste, a tej jednej nocy się skomplikowało. Wtedy tak było lepiej. Wolał uciec, zanim cokolwiek się stało. Tym razem było przecież inaczej. Mógł być także spokojny o Amy, bo Chris zniknął. Jednak kiedy na nią spoglądał, nie mógł... czuł, że musi przy niej zostać, albo pociągnąć ją za sobą.
            - Za dwa dni wracam do Los Angeles. - Powiedział beznamiętnym głosem. - Postanowiłem, że sprzedam mieszkanie rodziców... zajmiesz się tym? - Spojrzał na Amy.
            Kobieta oderwała wzrok od księżyca i spojrzała na Izzy'ego. Blado się do niego uśmiechnęła.
            - Ponownie uciekasz. - Powiedziała szeptem. - Chyba już powinnam przywyknąć do tego, że nagle się pojawiasz i nagle znikasz.
            - Amy, przecież wiesz, że to nie tak... a to co się stało wtedy... - Zaczął się tłumaczyć, chociaż sam nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Chyba nie było dobrego wytłumaczenia.
            - To nie ma już znaczenia. Byłam młoda i głupia i zakochałam się w starszym chłopaku. - Wzruszyła ramionami. - Byłeś trochę inny niż ta cała banda debili. - Spojrzała na niego ukradkiem. - W sumie, nadal jesteś... - Powiedziała z uśmiechem. - Ale nie dla mnie, a ja nie jestem dla ciebie. Życie przecież nie jest bajką, prawda...? Poza tym muszę odnaleźć Chrisa.
            Zapadła między nimi cisza. Izzy nie spuszczał wzroku z Amy, a ona pociągnęła nosem i weszła do domu zostawiając Stradlina samego. Spojrzał na księżyc i zastanowił się nad sobą. Może całe jego dotychczasowe życie było tylko żartem, albo próbą zagłuszenia samego siebie. Pokręcił głową i usiadł na schodach. Może wcale nie powinien dawać tych pieniędzy Chrisowi. Może to wszystko nie miało większego sensu...
            Amy miała całkiem podobne myśli. Nie chciała przyznać sama przed sobą, że Izzy nie był jej obojętny. Popatrzyła przez szybę w drzwiach, jak Izzy siada na schodach i odpala kolejnego papierosa. Poczuła jakąś tęsknotę, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko nie miało większego sensu. Nie mogła zapomnieć o tym, że Stradlin był narkomanem, dilerem, alkoholikiem i miał takie same ciemne układy jak Chris. Pokręciła głową i weszła do salonu. Zobaczyła tam Axla śpiącego na kanapie z Laurą. Lekko uśmiechnęła się na ten widok, chciała ich przykryć, kiedy rudy otworzył oczy i spojrzał na siostrę. Delikatnie się podniósł, aby nie obudzić dziewczynki.
            - Dowiedziałaś się czegoś na policji? - Zapytał Axl.
            Amy pokręciła przecząco głową.
            - Niczego... w sumie, nawet za bardzo nikt nie chce szukać Chrisa. Usłyszałam, że jak zostawił te papiery rozwodowe i że zrzeka się Laury, to nie chce, abym go szukała... a że jest dorosłym człowiekiem... ja tam wiem, że im wszystkim jest to na rękę, że zniknął. - Westchnęła.
            - Tobie także powinno być na rękę. - Powiedział Axl spoglądając na Laurę.
            - Chris jest moim mężem, mamy córkę!
            - Siostra, daj już spokój z tą świętością węzła małżeńskiego... teraz jesteś wolna. Weź ten rozwód i po prostu zacznij żyć... zawsze chciałaś być prawnikiem, to co ci teraz stoi na przeszkodzie? Idź na studia, spełniaj się... spełniaj marzenia, a nie oglądasz się na tego dupka, który nawet o tobie teraz nie pomyśli!
            Amy nerwowo ruszyła się ze swojego miejsca i poszła do kuchni. Może Axl miał rację, ale ona nie mogła pogodzić się z tym, że ponownie została porzucona. Może z nią było coś nie tak, może nie miała prawa być szczęśliwa. Oparła się o blat kuchenny i zaczęła ciężko oddychać. Chrisa nie było około tygodnia, nikt nie chciał jej pomóc, wszyscy wpierali, że to dla nich lepiej. Tak, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale miała strach... przed nim, ale także przed tym, że zostanie sama. Bez nikogo... mimo wszystko... Chris był.
            Usłyszała kroki. Odwróciła się i zobaczyła Axla.
            - Jesteś hipokrytą. - Powiedziała w stronę brata. - Erin uciekła ci po tym, jak prawie zepchnąłeś ją ze schodów i przyjechałeś za nią aż tutaj... Chcesz zatrzymać ją przy sobie, a mnie mówisz, że mam cieszyć się życiem. Wiesz co ci powiem, Axl...? Może ty dasz żyć tej biednej dziewczynie, co? Nie wiem, co ona w tobie widziała, nie wiem, co chciała widzieć... - Syknęła. - Dajcie mi wszyscy święty spokój!
            Ponownie weszła do salonu, spojrzała na córkę. Wzięła ją na ręce i zaniosła do sypialni na pierwsze piętro.
            Axl wywrócił oczami. Nie mógł zrozumieć siostry, chociaż miała trochę racji co do Erin. Być może lepiej, że nie zdążył i dziewczyna od jego matki pojechać gdzieś dalej. Chwycił swoją kurtkę i wyszedł na ganek. Spojrzał na Izzy'ego, który siedział zamyślony.
            - Chłopie, weź coś zrób z moją siostrą, przecież wiem, że ją kochasz. - Powiedział spoglądając na niego ukradkiem i schodząc ze schodów.
               Izzy spojrzał na przyjaciela.
            - Nie chcę wykorzystywać tego, że Chris zniknął... z resztą, dlatego, że ją kocham, nie zrobię nic. - Westchnął. - Ze mną wcale nie będzie miała lepiej.
            - Chyba pojebało was wszystkich. - Jęknął Axl otwierając bramkę.

            Amy oparła głowę o kierownicę. Ciężko oddychała. Wszystko wydawało się być mało realistycznym snem, z którego zaraz się obudzi. Będzie deszczowy ranek, a ona sama nie będzie miała ochoty wstać z łóżka. Przytuli się do Izzy'ego i pomyśli sobie, że przecież wszystko jest dobrze. Nic nie ma większego znaczenia, bo mają siebie... marzenia. Tak, w tym momencie to były marzenia. Wszystko legło w gruzach. Jeszcze parę godzin temu miała ogromną determinację, aby ratować to małżeństwo, a tym momencie już sama nie wiedziała. Poczuła się oszukana, przez wszystkich, którym ufała, których kochała. Poczuła ukłucie bólu w podbrzuszu. Lekarz powiedział, że miała się nie denerwować. Otarła potok łez, który spływał jej po policzkach, chciała już ruszyć, kiedy usłyszała, że ktoś stuka w okno. Podniosła głowę i zobaczyła Izzy'ego. Opuściła szybę.
            - Am, musimy porozmawiać... i nie mów mi, że nie mamy o czym, kiedy dobrze wiesz, że mamy.
            - Nie wydaje mi się. - Odpowiedziała słowami, które pół godziny wcześniej usłyszała od męża. Tak samo chłodnym tonem, z taką samą obojętnością. W sumie, nawet zaczynała rozumieć taktykę swojego męża. Zaczynało się jej to podobać.
            - Amy, proszę...
            Kobieta wysiadła z samochodu i spojrzała na męża.
            - Dobrze... nie jestem tobą, więc słucham.
            Izzy otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wiedział, co miał takiego powiedzieć. Patrzył tylko na Amy przepraszającym wzrokiem, a zarazem z taką samą złością, z którą walczył od paru dni.
            - Prawda, zapłaciłem Chrisowi, aby zniknął. - Zaczął mówić. Amy odwróciła od niego wzrok. Ponownie usłyszała te słowa, które ją przeszyły. - Ja wiem, że to wygląda tak, że was kupiłem, ale dobrze wiesz, że... przecież ja wtedy wyjechałem... mieliśmy ze sobą sporadyczny kontakt przez prawie rok, aż do śmierci twojej matki, kiedy zdecydowałaś się przyjechać do Axla i zacząć studia... Jakbym cię kupił, to chyba bym robił wszystko, aby... aby być z tobą od razu, prawda...? Z resztą... przecież jak byłaś już w Los Angeles, to nie naciskałem na ciebie...
            Kobieta ponownie otarła łzy. Nie mogła przestać płakać. Pociągnęła nosem i popatrzyła na Izzy'ego. Nie mogła zaprzeczyć jego słowom, bo tak właśnie było, ale nie rozumiała jednej rzeczy...
            - Masz rację, ale... nie rozumiem, po co dawałeś Chrisowi te pieniądze?
            - Zobaczyłem wtedy przestraszoną Laurę na ulicy, pobitą ciebie... zastraszoną... to nie byłaś ty... nie mogłem... nie mogłem na to wszystko patrzeć, pozwolić... chciałem twojej wolności, twojego dobra, abyś się rozwijała, abyś była szczęśliwa, abyś... była spokojna, przestała się bać. Chciałem, abyś po prostu żyła, a nie bała się każdego dnia! Chciałem, aby Laura miała normalne dzieciństwo! Rozumiesz...? Chciałem tego, bo mi zależało na was... bo cię kochałem...
            - Ile tego było?
            - Nie ważne...
            - No ile? Oddam ci te pieniądze.
            - Amy... nie bądź śmieszna. To nie ma znaczenia ile tego było!
            - Dla mnie ma znaczenie, nie chcę mieć wobec ciebie żadnego długu. - Powiedziała drżącym głosem, nad którym starała się zapanować i ponownie wsiadła do samochodu.  - Nie martw się, nie będę utrudniała ci rozwodu...
            - Nie masz wobec mnie żadnego długu! - Powiedział uporczywie się w nią wpatrując. - Bardziej zależy mi na tym, abyś porozmawiała z Angie.
            Amy nic nie odpowiedziała. Odpaliła silnik i ruszyła. Niby było łatwiej się rozstać, a zarazem o wiele trudniej.



***

Angie ziewając położyła się na kanapę w salonie przyjaciółki. Rozejrzała się dookoła siebie. Wszystko zostało posprzątane. Na szczęście Hanna zadzwoniła po jeszcze paru znajomych, aby pomogli ogarnąć ten bałagan. Nie mogła tylko dodzwonić się do Londona, co doprowadzało ją do białej gorączki. W głowie dziewczyny zrodziło się tysiące myśli i obaw. Może London pomyślał, że celowo go upiła? Albo ona wcale się jemu nie podoba i teraz zacznie jej unikać, co przecież wcale nie będzie takie trudne, bo wcześniej także nie zwracał na nią uwagi. Może się po prostu wystraszył, albo co gorsza nią zabawił. Angie mówiła, że taki nie jest, ale przecież ruda może nie wiedzieć wszystkiego. Hanna ciężko westchnęła i usiadła obok przyjaciółki. Spoglądała w wyświetlacz telefonu z zmartwioną miną. Angie podniosła się do pozycji siedzącej, objęła Hannę.
            - Widziałaś w jakim był wczoraj stanie, kiedy Cash zabierał go do domu... na pewno teraz śpi i nawet nie wie, że się do niego dobijasz. Daj chłopakowi odpocząć.
            - Myślisz...? Nie zrobiłam teraz siebie nachalnej idiotki?
            Angie opadła ponownie na kanapę. W takich momentach cieszyła się, że nigdy nie miała chłopaka, a nawet przez głowę jej nie przeszło, aby jakiegoś mieć. Może tylko Cash... tak, tylko ona nie robiła sobie względem niego takich wkrętów. Hanna była chyba trochę za wrażliwa, albo trochę za bardzo jej zależało.
            - Bo wiesz, ja chyba na naprawdę się w nim zakochałam...
            - Tak, wiem, wiem... i wyjedziesz za niego za mąż i urodzisz mu troje pięknych dzieci, a ich zdjęcia będziesz przyklejać na lodówkę.
            Hanna odłożyła telefon na stolik, popatrzyła na przyjaciółkę, a następnie rzuciła w nią poduszką.
            - Okropna jesteś, wiesz?
            Angie wybuchnęła śmiechem i chciała już się odegrać, chwytając poduszkę, kiedy obie dziewczyny usłyszały dzwonek telefonu. Hanna momentalnie spojrzała na swój, ale musiała z przykrością stwierdzić, że to nie do niej dzwoniono. Natomiast Angie siedziała nieprzytomna wpatrując się w wyświetlacz, na którym widniało - mama. - Dotarło do niej, że tak naprawdę nie ma ochoty z nią rozmawiać, albo boi się tego spotkania. Hanna kiwnęła głową, Angie wstała z kanapy i wychodząc na taras odebrała telefon.
            - Cześć, mamo... - Powiedziała cichym głosem.
            - Angie, córeczko, ja cię przepraszam...
            - Mamo, daruj sobie... rozumiem, masz teraz nową rodzinę... będziesz miała nowe dziecko, ja jestem prawie dorosła.
            - Angie, nie mów tak... - Odpowiedziała Amy drżącym głosem. - Wiem, wszystko nie poszło tak jak powinno... dlatego chcę się z tobą zobaczyć... porozmawiać...
            - Jestem u Hanny... możemy zobaczyć się na mieście... nie wiem, w tej kawiarni, gdzie zawsze chodziłyśmy na lody?
            - Dobrze. Do zobaczenia. Kocham cię, córeczko.
            Angie rozłączyła rozmowę bez słowa pożegnania. Miała ochotę rzucić telefon. Odwróciła się i zobaczyła Hannę. Przyjaciółka wpatrywała się w nią z zmartwioną miną, a Angie tylko blado się uśmiechnęła mówiąc, że musi już iść. Hanna twierdząco kiwnęła głową. Podziękowała tylko za pomoc i na pożegnanie przytuliła jeszcze do siebie przyjaciółkę. 

13 komentarzy:

  1. Tak to jest ta długość, na którą czekałam haha!
    W sumie nie dziwię się Angie, że tak źle się czuje tym bardziej, że w nocy słyszy płacz ojca- co w ogóle jest dość dziwnym zjawiskiem, bo nie często ojcowie płaczą, prędzej mamy. Oni zawsze chcą pokazać się od tej twardej, zrównoważonej strony by być przykładem. Ale Izzy i tak dobrze gra. Idzie do studia, nagrywa gorzej gdy zostaje sam i to wszystko znowu do niego wraca.
    Teraz Hannie... No tak impreza się skończyła. Chłopaki w domu, one tu, ale Hannie ciągle myśli tylko o jednej osobie i chyba nie do końca umie to ukryć, bo Angie od razu zrozumiała o co chodzi. Fakt. London jest inny. Bardziej spokojny, poukładany, poważny. Niby ma dwadzieścia lat. Z jednej strony można powiedzieć tylko, z drugiej aż. No ale taki jest i ja też uważam, że to jest dość urocze. London nie zajmuje się głupotami. Co z pewnością jest normalne dla osobników w jego wieku, dla których priorytetem jest dobra impreza i fajna dziewczyna u boku. On o tym nie myśli. Nawet jeśli Hannie by mu się podobała, to jego pierwszą myślą nie byłoby zaciągnięcie jej do łóżka, nie chciałby jej zaliczyć by zamienić na kolejną. I to jest chyba tak bardzo w nim cudowne. Angie ma rację i też tak widzę Londona. Gdy on będzie kochał to na zawsze, do końca i prawdziwie. Sama tak to widzę. Czuję, że ta relacja teraz powoli bedzie nabierała tempa, chociaż myślę, że początki mogą być dość zabawne, bo czy to byłaby pierwsza dziewczyna Londona? Chyba tak. W sumie to głupie ale... dla mnie London i seks to totalnie dwa różne słowa, antonimy haha, co w sumie może być dobre, bo na moje oko z początku będzie bardzo ostrożny i cała ta relacje będzie się rozwijała krok po kroczku.Zobaczymy jak to będzie.
    No tak Angie nie wytrzymała i po części na to czekałam, bo musiała w końcu o tym komuś powiedzieć. Trzymanie tego w sobie jest okropne, jeszcze bardziej męczy, a Hannie to jej przyjaciółka, ktoś komu ufa i szczerość była bardzo wskazana. Wiadomo, że Hannie będzie robiła wszystko, aby wesprzeć ją w takiej sytuacji.
    Znów mamy wspomnienie, co bardzo mi się podoba...Lubię je. Wtedy jeszcze bardziej można zrozumieć Stradlina ( co ogólnie nie jest łatwe) i poczuć jak wyglądała ich relacja z Amy, bo jak widzimy to nie było bum wielka miłość od samego początku, nie od razu byli razem to też były małe kroczki. "Chyba pojebało was wszystkich" No Axl masz rację haha. Dla Amy Izzy nie jest obojętny, ba... był jej pierwszą miłością, co akurat nie skończyło się wtedy szczęśliwie, ale miłością. Tak Axl wciąż ma rację...
    A teraz powrót do rzeczywistości i... To widać, że Izzy ją kocha... Chociaż jest tak bardzo zły, zraniony i cierpi wciąż chciał ją przekonać do tego, że zrobił to bo właśnie JĄ KOCHA. Myślę, że to co powiedział do końca uspokoi Amy, bo tutaj widzimy dlaczego "ją kupił". Chciał tylko jej dobra i chociaż ją kochał to nie myślał wtedy o tym, żeby z nią być. Chciał aby była wolna, mogła się spełniać i była szczęśliwą kobietą. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę rozczarowało mnie podejście Amy, która może wciąż rozżalona w emocjach, powtarzała, że nie chce mu być nic winna, że chce spłacić dług. Ta rozmowa skończyła się w zły sposób. To już kolejna. I wciąż nie zapowiada nam to nic dobrego... Więc bardzo mi przykro, bo co słusznie zauważyła Hannie: " Rodzina Angie zawsze wydawała się być idealna, jakby była zaprzeczeniem całego świata Hollywood. Prędzej mogła spodziewać się takiego czegoś po swoich rodzicach, ale nie po państwu Isbell. " Nie wiem co dalej z nimi będzie. Przeraża mnie myśl rozwodu, rozstań, wyprowadzek. A prawdopodobnie to nastąpi.
      No i na koniec telefon od Amy i zwiastun rozmowy... O nie... rozmowy haha. Jestem jej ciekawa ( nie powinnam być bo... no właśnie, ale ciekawe jak to tu wszystko się wkomponuje) więc jej bardzo oczekuje. Zobaczymy. Będzie gorzej, lepiej czy nic się nie zmieni?
      O przypomniało mi się jeszcze to co powiedziała Angie do Hannie: "i wyjedziesz za niego za mąż i urodzisz mu troje pięknych dzieci, a ich zdjęcia będziesz przyklejać na lodówkę." Kurde brzmi znajomo... mąż... trójka dzieci haha. Spostrzegawcza Angie tak? Haha. W sumie lepiej, żeby nie przyklejali tych zdjęć, jeśli będą one wyglądały tak jak zdjęcia małego Londona.
      Dziękuję ci za tak cudowną długość! Prawdopodobnie nie możemy się przyzwyczajać, ale wciąż haha. Mam nadzieje, że rozdział pojawi się jakoś wcześniej niż za tydzień, bo już zżera mnie ciekawość haha.

      Usuń
    2. Pierwsze zdjęcie, które wyląduje na lodówce Hanny i Londona, to właśnie będzie TO zdjęcie Londona, haha...
      W sumie to ja się zastanawiam, czy Hanna ma być pierwszą dziewczyną, która zwróciła uwagę i dochodzę do wniosku, że może nie... że kiedyś, bardzo, bardzo temu, w gimnazjum (nie ważne, że w USA nie ma gimnazjum) była pewna dziewczyna... nie chcę robić z Londona takiego... no wiesz. Chociaż ich początki na pewno będą trudne. Bardzo trudne, bo London będzie musiał wyjść ze swojego świata numerków i liczb, haha. Ale zawsze będzie mógł obliczyć sobie rachunek prawdopodobieństwa :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. No tak TO zdjęcie. TO zdjęcie to i ja bym sobie powiesiła na lodówce, bądź nad łóżkiem haha.

      Usuń
  2. witam :)

    ehh, biedna Angie. nie dziwię się, że w końcu w niej to wybuchło. najpierw to przed nią ukrywali i dowiedziała się przez przypadek, Amy ma ją gdzieś, a oprócz tego musi patrzeć na to, jak Izzy cierpi. spodziewałam się nawet, że jakoś ostrzej zareaguje kiedy Amy do niej zadzwoniła, a ona ptzywitała ją słowami "cześć mamo, spotkajmy się w kawiarni do której zawsze chodziłyśmy na lody". ja bym tak chyba nie umiała, gdyby moja mama rozwaliła w taki sposób rodzinę.

    nie wiem, ja nadal będę bronić Izzy'ego, Amy twierdzi, że ją "kupił", ja będę twierdzić, że robił to dla jej i przede wszystkim Laury dobra. kto wie jak skończyłoby się to wszystko, gdyby ona jednak została z Chrisem, a Izzy by jej nie pomógł. o, na pewno nie byłoby Angie i puszczania się z młodym aplikantem, bo przecież nie poszłaby na studia prawnicze.

    "Wiesz co ci powiem, Axl...? Może ty dasz żyć tej biednej dziewczynie, co? Nie wiem, co ona w tobie widziała" - ugh, dla mnie bardzo drażliwy temat. nie potrafię, po prostu kurwa nie potrafię i się denerwuję za każdym razem, kiedy ze Stephanie, która była twardą babką i nie dawała sobą pomiatać jakiemuś rudzielcowi, miała odwagę odejść, pozwać go do sądu, robią jakąś wredną sukę, potwora i wypisują jaka ona była straszna, a z Erin, która sama wcale nie była święta robią jakąś wielką ofiarę i piszą jak jej współczują i jaka jest pokrzywdzona.

    o nie Hanna, nie możesz tego robić. jak dziewczyna może tak latać za facetem? rozumiem, że London jest nieśmiały etc, ale bez przesady, haha. i chyba według mnie to za wcześnie, żeby mówić, że się w nim zakochała. oni się chyba jakoś długo nie znają, a już na pewno razem dużo czasu nie spędzili. zauroczyła się po pocałunku po pijaku, a w głowie pewnie już układa sobie ten plan o którym mówiła Angie - dużo dzieci i ich zdjęcia na lodówce, haha.

    hmm, to chyba na tyle. do następnego i przy okazji zapraszam do mnie :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, broń Izzy'ego. Amy jest tu najbardziej winna, a teraz obraca kota ogonem! Haha. Zrobiła z siebie ofiarę, chociaż i tak wszyscy bardziej żałują jej niż Stradlina... ach ta Amy.

      No dobra, London i Hanna.
      No tak, ona powiedziała, że się zakochała... hm, tylko wiesz, trzeba rozpatrzyć to, czy powiedziała tak, bo serio się zakochała, czy powiedziała tak, bo nie wiedziała jak inaczej nazwać to uczucie. Ja bym sama tego nie nazwała zakochanie, a na pewno nie powiedziałabym, że ona kocha Londona. Niewątpliwie coś czuje... coś, chociaż sama chyba nie wie co. No tak, może nie zna Londona dobrze, chociaż można zakładać, że to nie było ich pierwsze spotkanie. Bo skoro Hanna zna Casha i Angie... a Cash jest bratem Londona, Angie w sumie jego kumpelą. Na pewno mieli ze sobą styczność już prędzej.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. (skomentuję dwa rozdziały za jednym razem)
    "Poczuła ukłucie bólu w podbrzuszu. Lekarz powiedział, że miała się nie denerwować. " - czyli nie będzie jednak dziecka. Ostatecznie się nie urodzi. Na pewno! Amy będzie się za bardzo denerwować. I wtedy będzie mogła naprawić małżeństwo, ale będzie zgrzyt i nie będzie tak jak dawniej, ale w końcu Izzy ulegnie i pewnie ktoś zginie. Tak na koniec, żeby nie było zbyt pięknie.
    Ale, ale! Szczerze powiedziawszy do nie do końca rozumiem Amy. Moim zdaniem to nie było kupienie jej przez Izzy'ego. To było zapłacenie Chrisowi, żeby ją zostawił. Gdyby kupił ją i Angie to by zapłacił Chrisowi za przepisanie na niego wszystkich papierów (nw czy to możliwe, chyba nie), tak aby Stradlin automatycznie zastąpił miejsce Chrisa, jako męża i ojca. Czyli tak jakby Chris oddał mu prawa do opieki nad Laurą i posiadanie z Amy tego samego nazwiska, posiadania wszystkiego wspólnie, jako małżeństwo. Czy Chris to zrobił? Przekazał w zamian za pieniądze Izzy'emu Amy i Laurę? Nie. Dostał pieniądze za to, że zniknął, podpisał te papiery rozwodowe i zrzekł się swoich praw do dziecka, ale nie nadał ich Stradlinowi. Czy to można w takim razie nazwać zakupem? Według mnie raczej nie. Chyba, że zakupem nowych możliwości do tworzenia zawiązku z Amy. Ale nie bezpośrednim zakupem Amy i Laury. Tzn. rozumiem, że pod wpływem emocji Amy mogła od razu zrobić jakiś skrót myślowy, że przez opłacenie jej wolności (trochę nietypowo to brzmi, ale w zasadzie to tak jest) Izzy miał do niej łatwy dostęp. Ale no niech trochę odetchnie i nie oskarża Izzy'ego o takie coś! Stradlin ułatwił sobie do niej dostęp, pozbywając się ściany stojącej im na drodze. Ale musiał tak czy inaczej zdobyć Amy. Nie miał jej od razu na własność! Tak, wiem, cały czas piszę to samo, ale muszę to wyraźnie zaznaczyć! Z mojego punktu widzenia Amy obwinia Izzy'ego za coś, czego nie zrobił.
    Niech Izzy da sobie spokój. Postąpił właściwie i nawet jeśli Amy czuje się oszukana to powinna uświadomić sobie, o ile lepiej się stało. Nikt jej nie zmuszał do związku z Izzy'm. Mogła odszukać Chrisa i dalej to wszystko ciągnąć. Czemu tego nie zrobiła? Nie powinna atakować Izzy'ego i robić z niego ofiary. To ona przegięła i się stało. Trudno. Niech przyjmie to do świadomości, że to ona jest winna, a nie Izz! Stradlin niczym nie zawinił. Niech Amy stara się o niego, a nie on o nią!
    Hanna i London ^^ Ich miłość jest taka wręcz banalna! To jest naprawdę tak oderwane od problemów Stradlinów czy świata Slasha. Już Ci kiedyś pisałam o postrzeganiu Twojego opowiadania, jako trzy osobne, prawda? Bo ona naprawdę są zupełnie inne. Nawet sposób postrzegania tych samych sytuacji diametralnie się różni w każdym z tych trzech światów.
    " Powiedzmy szczerze, dla fanki sam aspekt twórczy jest tylko dodatkiem do muzyka, bo tak naprawdę, to liczy się tylko on." - To zdanie chyba trzeba doprecyzować. Bo jeśli ja lubię muzykę jakiegoś zespołu, tak po prostu, to jak mam się nazywać, jak nie "fanką"? Podam prosty przykład: Saxon(dobra, weźmy pomęczmy ich). Słyszałam ich płyty, które posiada mój tata. Naprawdę lubię ich twórczość, podobają mi się riffy, teksty. A znam tylko nazwisko wokalisty i mniej więcej wiem jak wygląda. Innych nie kojarzę. Czyli, że nie jestem fanką? Jak ma się określać? Tak jak mówię, to zdanie trzeba by doprecyzować.
    Nie. Slash nie. Słyszysz co mówię? Nie. Nawet o tym nie myśl. To głupi pomysł. GŁUPI!
    Hudson jest taki rozkoszny... Może niech spyta Casha, jak poderwać dziewczynę? Może syn mu doradzi? XD Coś czuję, że mimo wszystko jego podrywanie Kate będzie miało związek z jej psem. Może zaczną chodzić razem na tresurę, albo Saul poprosi Kate, żeby pomogła mu wychować jego szczeniaczka (bo jak już odda Lou, to konieczny będzie mały szczeniaczek!)? Nie, w sumie nie. Poderwanie Kate będzie miało związek z psem i obronieniem jej przed mężem. A potem Kate pozna się z Amy i zostaną przyjaciółkami. :)
    Tak, często rozwijam opowiadania w komentarzach. To całkowicie normalne w moim przypadku.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja sama zaczęłam postrzegać to opowiadanie jako trzy, a nawet cztery osobne opowiadania, które mogą sobie istnieć niezależnie, chociaż tak naprawdę jest jedna sprawa, która je łączy. Postać mężczyzny... mężczyzny, które kochał, stracił, a teraz nie wie jak ma kochać dalej. W sumie, każdy z tych facetów. Slash, Cash, London i Izzy mają dokładnie ten sam problem... chociaż w innych barwach, haha.

      Mogę Cię zapewnić, że żadnego poronienia tu nie będzie. Amy urodzi to dziecko i tyle. A mogę nawet zdradzić, że urodzi zdrowe dziecko, które nie będzie miało rudych włosów... haha.
      Tak, Izzy jej nie kupił i wszyscy dobrze o tym wiemy. Z resztą nawet powiedział o tym w tym rozdziale, że... on wtedy zniknął, że nie mieli ze sobą kontaktu, a Amy przyznała jemu rację, ale chyba po prostu nie rozumie, dlaczego on dał Chrisowi te pieniądze... z resztą, cała ta sytuacja wydaje się być absurdalna, haha... a może pokazuje nam, że to naprawdę nie było zgodne małżeństwo? Hm...

      Serio, piszesz mi tu moje słowa jako cytaty, a ja się zastanawiam, czy to napisałam i kiedy... haha. Naprawdę, jakby wyciąć cytaty z mojej marnej twórczości i mi je pokazać, zapytać się kto jest autorem, to nigdy nie powiedziałabym, że ja...

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. NIE BĘDZIE RUDE?? o.O JAK TO? XD O, o, dałaś mi do myślenia. A więc się jednak urodzi... Czyli Izzy zostanie jednak sam? A, NIE! O SZLAG, JUŻ WIEM! Ten ojciec dziecka zginie i Amy zostanie sama z dzieckiem! No tak! I wtedy wróci do Izzy'ego, przeproszą się i zamieszkają z tym małym, nierudym dzieckiem. Ale Izzy nie będzie w stanie go pokochać , a jedynie zaakceptuje i chcąc, nie chcąc, pomoże w jakimś stopniu je wychować.
      A teraz... (w życiu prywatnym nie przeklinam, ale to wymaga wyjątku)
      WHAT THE FUCK?!!
      "...cytaty z mojej marnej twórczości..." - oplułam ekran i zachłysnęłam się powietrzem jednocześnie. MARNEJ TWÓRCZOŚCI?! WEŻ TY SIĘ W OGÓLE ROSE PUKNIJ! CO TY PISZESZ?!! MARNEJ?! MARNEJ!!! MARNEJ!!! TOŻ TO JEST ARCYDZIEŁO! JEST TAKIE ŁADNE ANGIELSKIE SŁOWO, ZAREZERWOWANE DLA PRAWDZIWYCH NIESAMOWITOŚCI: MASTERPIECE. TO OPOWIADANIE JEST NIE-SA-MO-WI-TE!! ZABRANIAM CI JE OBRAŻAĆ, NAZYWAM MARNYM CZY POTĘPIAĆ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB!! ZROZUMIANO?!

      Usuń
    3. No dobra, dobra... już nie będę pisała, że moja twórczość jest marna... już... spuszczam głowę zawstydzona, haha.

      Oj tam, że to dziecko nie będzie rude, to nic nie znaczy. Tylko tyle, że nie ma koloru włosów po matce, haha. Laura także jest córką Amy i nie jest ruda.
      Ale mi tu scenariusze piszesz. Widzę, że chcesz, aby jeszcze ktoś umarł w tym opowiadaniu, haha. Nie no, powiem, że ciekawe wizje, ale żadna z nich nie jest trafiona :D

      Usuń
    4. Tzn. ja nie jestem mordercą, żeby nie było! Ani satanistką! XD Trzeba się pozbyć albo dziecka, albo męża Amy, żeby wróciła do Izzy'ego. Gdyby ktoś z nich nie przeżył to byłoby najłatwiej. To tylko dlatego tak piszę. :P ALE CHYBA NIE ZABIJESZ IZZY'EGO?! Bo w sumie to czemu obstawiam, że do siebie wrócą? A JEŚLI IZZY POPEŁNI Z ROZPACZY SAMOBÓJSTWO????!! (w końcu muszę trafić w tym zgadywaniu rozwoju akcji! :P)

      Usuń
    5. Albo nie! Mam! Będzie próba samobójstwa! Izzy'ego najprawdopodobniej i wpadnie w jakąś śpiączkę czy coś i wtedy się pogodzą. :)

      Usuń
  4. Oj Izzy... biedaku ty mój...

    OdpowiedzUsuń